Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2021, 02:00   #2
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
“There are many situations in life which test a person’s character. Thankfully, most of them don’t involve death and destruction.”
- Doctor Julian Bashir


Ambasada Betazedzka
Nowy Jork, Ziemia
Data gwiezdna 4504.08


Zgiełk Nowego Jorku nie docierał w obręby betazedzkiej placówki dyplomatycznej. Próżno było tutaj szukać szumu i warkotu pojazdów, głośnych rozmów czy innych dźwięków charakterystycznych dla tego nadatlantyckiego megalopolis. Elegancki ośrodek, wciśnięty w głąb lądu, zbudowany był na betazedzką modłę, niczym pałace sprzed wieków. W przeciwieństwie do tychże konstrukcji jednak, Ambasada zbudowana była w myśl współczesnej architektury, gdzie zamiast kamieni brylowały metale i kompozytowe płyty, w niczym nie ustępujące klasycznemu pięknu, a oferujące piękno innego rodzaju.

Cisza we wnętrzu Ambasady była nienaturalna. Przerywana jedynie odgłosami kroków na marmurowej posadzce, dźwiękami komputerów czy szumem automatycznych drzwi. Wbrew pokaźnemu tłumowi dygnitarzy i asystentów przemierzających tudzież okupujących rozległe lobby, szmer rozmów był niemalże nieobecny - jedynie gdzieniegdzie dało się słyszeć rozmowy prowadzone szeptem. Ambasada pogrążona w nienaturalnej ciszy przypominała bardziej mauzoleum, katedrę czy inne miejsce kultu, gdzie głośność była niepożądana. Tyle że głośność była, budynek rozbrzmiewał rozmowami i emocjami, żył jak każda inna konstrukcja zapełniona istotami rozumnymi. Nieco w inny sposób, ale wszak telepatyczne społeczeństwa były niecodzienne.

Szmer telepatycznych konwersacji i fale emocji wijące się wokół Farajiego przypominały mu rodzinny Betazed. Niepokojąca dla innych cisza dla niego była niczym oaza spokoju, odskocznia od chaotycznej codzienności Akademii i towarzystwa innych humanoidów, których myśli twierdziły jedno, a słowa wokalizowały drugie. Wśród innych Betazoidów próżno było szukać tychże cech; myśli przepływały w jakże znajomej harmonii, nie pozostawiając miejsca i nie wymagając interpretacji. Drugie dno, czytanie między wierszami - koncepty jakże obce jego cywilizacji. Znajome środowisko, dom z dala od domu. Atmosfera napawała Farajiego poczuciem bezpieczeństwa. Przeciął eleganckie lobby niespiesznie, kierując się w stronę recepcji.

- Faraji Haivet. W odwiedzinach do Ambasador Haivet - oznajmił Betazoidowi za biurkiem.

- Proszę potwierdzić tożsamość.

Faraji przyłożył smukłą dłoń do wskazanego mu jasnego panelu. Pozioma linia prześlizgnęła się po ekranie narzędzia, wyznaczając postępowanie biometrycznego skanowania.

- Tożsamość: Faraji Haivet - oznajmił bezosobowy głos. - Syn Dziesiątego Domu, Tarcza Masozu.

- Ambasador Haivet oczekuje pana w ogrodzie - uśmiech urzędnika był profesjonalny i wyważony, ale znudzenie rutynową pracą było wyraźnie odczuwalne.

Faraji podziękował skinieniem głowy i uśmiechem, przechodząc obok ochroniarzy w głąb kompleksu. Betazoid skierował kroki wzdłuż oszklonego pasażu, kierując się ku drzwiom prowadzących do rozległego ogrodu i obierając kierunek na jaśniejącą, jakże znajomą obecność. Obecność, która przez lata nie raz i nie dwa była dla niego, jak rzekliby poeci, niczym latarnia morska podczas sztormu. Palesa Haivet, jak zwykle elegancka, czekała już na niego z uśmiechem na ustach.

- Matko - uśmiech wypełzł i na usta Farajiego.

- Synu - Palesa nie czekała, wciągając swego syna w niedźwiedzi uścisk. - Jak dobrze cię w końcu widzieć.

- Przecież widziałaś mnie nie tak dawno, przez wideo-rozmowę - zaśmiał się, odpowiadając.

- Aha, równie dobrze mogłeś być hologramem. Wiesz dobrze, że to nie to samo. Przejdźmy się.

Faraji, jak dobrze wychowany młodzieniec, zaoferował ramię. Spokojnym i powolnym krokiem ruszyli przed siebie, zielonym labiryntem akcentowanym krzykliwymi barwami zaimportowanej z innych światów flory. Palesa, jak to miała w zwyczaju, również akcentowała otoczenie kolorową i skrzącą się suknią o bufiastych rękawach, bez wątpienia będącą ostatnim krzykiem mody na Betazed. Promienie słońca odbijały się również od kryształowej podobizny kwiatu muktok, ozdabiającego wysoko spięte i splecione włosy. Faraji w porównaniu do matki wypadał blado, przecząc betazedzkim stereotypom i własnym zwyczajom wybierania czerni, postawiwszy w dziwnym porywie na prostą i szarą kreację. Typowa próżność objawiała się jedynie w gęstej i bujnej brązowej czuprynie, której pozorny nieład był typem nieładu będącego efektem precyzyjnego i obmyślonego wystylowania.

- Jestem dumna z twoich postępów w Akademii - odezwała się Palesa. - Czuję też twoje szczęście i próbę niemyślenia o czymś. Próbujesz coś ukryć?

- Nigdy - Faraji wyczuwał bijącą od matki troskę. - Po prostu nie wiem, jak się za to zabrać. Poznałem kogoś...

- Och?

Faraji na pytającą myśl przywołał jedynie niedawne wspomnienie ostatniego spotkania z Felixem. Wakacyjna wycieczka zabrała ich wtedy na Madagaskar, którego krajobraz przypominał Betazoidowi okolice rodzinnego Mosazu. Kątem oka zerknął na Palesę, która uśmiechnęła się w jego kierunku z błyskiem w oku.

- Przystojniak.

Betazoid parsknął jedynie i przewrócił oczami. W chwilę później zasępił się, przypominając sobie o rodzinnych obowiązkach, o tradycyjnym związaniu genetycznym z Lulit Marizo, będącym równocześnie zaręczynami i starym zwyczajem aranżowanych małżeństw w kulturze betazedzkiej. W tym całym przypominaniu zapomniał o tym, że Palesa odbierała jego myśli jasno i wyraźnie. Zupełnie na odwrót, gdy zapominał o tym, że większość humanoidów komunikacji nie opiera na telepatii i czytanie w myślach - jak proceder był kolokwialnie nazywany - było uważane za, łagodnie mówiąc, niegrzeczne. Nie wśród Betazoidów.

- Za bardzo się martwisz - troska na powrót biła od Palesy. - Powinieneś wiedzieć, że nie zmuszę cię do ślubu z Lulit. Genetyczne związanie to archaiczny koncept, na który nie powinno być miejsca w XXIV wieku. To twoja babka nalegała na mariaż z rodziną Marizo.

Palesa westchnęła i przystanęła, zmuszając Farajiego łagodnym dotykiem na kontakt wzrokowy.

- Czasami zbyt dużą wagę przykładasz do zasad, oczekiwań i reguł - kontynuowała. - Nie zawsze powinny być twoimi przewodnikami. Czasami przyjdzie ci stanąć na rozdrożach, gdzie ta postawa służbisty będzie ciągnąć cię w jedną stronę, a serce i rozum w drugą. W takich chwilach powinieneś słuchać samego siebie. Może to i wyświechtana rada, ale ufaj samemu sobie. Tak długo, jak pozostaniesz wierny temu, kim jesteś, nie zbłądzisz. Nawet we Flocie będziesz musiał zmierzyć się z takimi sytuacjami. Pamiętaj wtedy moje słowa.

Słowa, jak się okazało, prorocze.





Okolice jeziora Siljan
Mora, Ziemia
Data gwiezdna 4510.9


Otulone śnieżną pierzyną okolice szwedzkiego jeziora Siljan były nader malownicze. Wszechobecna biel atakowała spojrzenie, a zimne powietrze zmieniało oddechy w kłęby pary. Faraji, przyzwyczajony do cieplejszych klimatów, zapewne psioczyłby na mroźną aurę w innych okolicznościach, ale inne myśli wyrywały się na pierwszy plan. Odwiedzenie grobu Felixa i “rozmowa” zazwyczaj pomagały, stanowiły swego rodzaju katharsis, ale teraz przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego.

Kolejna rotacja, kolejny przydział do ziemskiej placówki medycznej. Faraji powoli zaczynał mieć dosyć dziwnych decyzji Dowództwa, które zdawało się uparcie trzymać go na Ziemi z sobie tylko znanych przyczyn. Betazoid nie wątpił, że zawieszenie w obowiązkach na czas terapii po śmierci Felixa odgrywało w tym jakąś rolę, podobnie jak jego najnowszy profil psychologiczny, któremu zapewne daleko było do profilu psychologicznego podręcznikowego oficera Gwiezdnej Floty.

Ziemskie placówki medyczne szkoliły go jeszcze bardziej i dawały jakże cenne doświadczenie, co do tego Faraji nie miał wątpliwości, ale mimo wszystko nie mógł wyzbyć się wrażenia, że jego przydziały ziemskie były niczym złocona klatka. Gdy wstępował do Akademii nie tak to sobie wyobrażał, ale życie prędko zweryfikowało błędne założenia. Zmuszony był leczyć symptomy, nie przyczyny - i to było to, co najgorzej wpływało na jego nastrój. Niemożność realnych działań ku polepszeniu samego siebie i, co ważniejsze, obywateli Federacji. W całym tym myśleniu, rozgoryczeniu i rozczarowaniu Faraji nie zauważył nawet, ani nie wyczuł kobiety zbliżającej się do jego ławeczki na punkcie widokowym.

- Dzień dobry, panie Haivet - łagodny głos przywrócił go do rzeczywistości. - Mogę się przysiąść?

Faraji drgnął, obracając głowę w kierunku kobiety. Prosty czarny strój odstawał od wszechobecnej śnieżnej bieli, a ciemne włosy zebrane w kok przyprószone były nieco siwizną. Betazoid zauważył odznakę Floty na piersi, ale zaskoczenie wyparło wpojone dobre maniery i kindersztubę.

- W czymś pani pomóc? - Zapytał się szorstko. - I skąd zna pani moje imię?

- Pańska pomoc jest czymś, na co szczerze liczę - kobieta uśmiechnęła się, przysiadając się i za nic mając chłodne spojrzenie rzucane w jej stronę. - Nazywam się Moira Dunstan i reprezentuję federacyjną organizację, która od jakiegoś czasu z zainteresowaniem śledziła pańską karierę w Akademii oraz poza nią. Chcemy zaproponować panu współpracę.

Faraji uważnie przyjrzał się Moirze, zarówno fizycznie jak i psionicznie. Kobieta była oazą spokoju, ze stoicyzmem i pewnością siebie odwzajemniając czarne spojrzenie Betazoida. Nie tylko język ciała świadczył o imponującej samokontroli, ale i spokojne, precyzyjnie wycyzelowane myśli oraz niewzruszone opanowanie bijące od jej sylwetki. Faraji odchrząknął i drgnął niespokojnie. Taka mentalna dyscyplina była rzadko spotykana wśród ludzi. Moira mogła równie dobrze być szczera w swych słowach, jak i wyćwiczona w fałszowaniu szczerości. Albo i to, i to.

- Ciężko jest zadecydować o podjęciu współpracy z organizacją, o której nic się nie wie - Faraji ostrożnie dobierał słowa.

- Ależ oczywiście - Moira uśmiech również musiała mieć wyćwiczony. - Nasza organizacja zajmuje się, krótko mówiąc, pracą w cieniach ku dobru Federacji i jej obywateli. Poza wszechobecną czerwoną taśmą biurokracji i poza widokiem publicznym. Czasami praca na rzecz wspólnego dobra wymaga poświęceń w postaci brudu na dłoniach czy nadszarpnięcia szacunku dla siebie samego, w imię dobra większości. To jest naszą domeną.

Parę, paręnaście miesięcy temu Faraji zapewne parsknąłby na słowa Moiry i grzecznie podziękował za poprawę nastroju absurdalną propozycją. Teraz jednak nie mógł zaprzeczyć, że ciekawość brała górę i propozycja była kusząca, nawet mimo tego, że brzmiała jak słaby żart lub jakiś dziwny, tajny test psychologiczny.

- I do tego potrzebny wam jest uziemiony chorąży, miotany po placówkach medycznych? - Faraji nie był w stanie ukryć goryczy, która podszyła jego słowa.

- Wschodzący doradca okrętowy - poprawiła go Moira. - Nie wątpię, że zarówno z czasem, jak i naszą pomocą, będzie z pana wspaniały doradca. Dowództwo Gwiezdnej Floty nie docenia pańskich talentów oraz ideałów, które są wręcz wzorcowe. My je widzimy. Oferujemy panu możliwość działania oraz naszą pomoc. Zapewnimy panu możliwość aktywnego działania we Flocie i to nie tutaj, na Ziemi, a w kosmosie. Tam, gdzie działania mają realny wpływ i robią różnicę.

- Doradca okrętowy i agent Wywiadu w jednym, hm? - Faraji wiedział już, jaki będzie efekt rozmowy. Znał samego siebie.

Jedyną odpowiedzią był ten wyćwiczony, sztuczny uśmiech. Moira również wiedziała, jaka będzie decyzja Betazoida gdy rozmowa dobiegnie końca.





USS Phileas
Orbita stacji badawczej Tau-3, sektor 2158
Data gwiezdna 4512.11


Nagły przydział na stację badawczą Tau-3 zdawał się być potwierdzeniem obietnic, jakie Faraji usłyszał od Moiry nad szwedzkim jeziorem. “Zdawał” - słowo-klucz, bo stacja badawcza reputację miała mało ciekawą. Betazoid przez pierwsze parę dni myślał, że może rzeczywiście skrewił jakiś test, a zesłanie na Tau-3 było nie do końca określoną karą i czekał jedynie, aż opadnie na niego przysłowiowy miecz Damoklesa. Nie tak się jednak stało i nadszedł kolejny komunikat, potwierdzający jego przydział do USS Phileasa, NCC-5138. To było zaskoczenie.

Zaskoczenie było jeszcze większe, gdy okazało się z kim przyszło mu dzielić zarówno przydział, jak i wahadłowiec na okręt. Starzy znajomi, z czasów Akademii - lepszych, łatwiejszych czasów, chciało się rzec. Faraji nie przepadał za niespodziankami, ale ta tutaj była niespodzianką nader przyjemną. Nieco mniej, gdy do hangaru wkroczył Malrof, który stanowił łyżkę dziegciu w tej beczce miodu. Lot przez niego wydłużył się niemiłosiernie, a i nastroje opadły. Faraji zdołał wytłumić pakledzką gadkę, koncentrując się na innych rzeczy.

Wpierw na samym przydziale, później na starych znajomych. Jakoś mu to szło, w przeciwieństwie do chorążego Burghoffa - tutaj nie trzeba było być psionicznie wyczulonym, by wyczuwać wkurwienie. Faraji czuł fale gorąca bijące od rudego oficera, ale nawet i one nie stłumiły cienia entuzjazmu, który rósł wraz z coraz to krótszym dystansem do Phileasa. Betazoid poświęcił się rozmyślaniu, jak Pakled - przedstawiciel gatunku powszechnie uważanego za idiotów na galaktyczną skalę - skończył Akademię, dostał patent oficerski i przydział. Dziwne rzeczy. Równie dziwne jak pakledzkie okręty, które jakimś cudem nie rozpadały się po pierwszym skoku w podprzestrzeń.

Szczęśliwie dobicie do hangaru Phileasa zdusiło farajiowe tendencje do nadmiernego myślenia. Betazoid nie mógł powstrzymać się od uważnego rozejrzenia się po pomieszczeniu, z lekkim uśmiechem na twarzy. Uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, gdy chorąży Burghoff prędko ewakuował się jak najdalej od Malrofa, z pasmem ulgi wzrastającej z każdym krokiem. Faraji zazdrościł mu nieco, że nie musiał znosić towarzystwa Pakleda, który zaraz zaproponował jakże genialny plan wycieczki statkoznawczej.

- Aż tak spieszno ci do pierwszej reprymendy? - Faraji nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi, wbijając atramentowe spojrzenie w Malrofa. - Na wycieczki będzie jeszcze okazja, a drugiej szansy na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia już nie. Nie każmy na siebie czekać.

Powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi hangaru.

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 17-12-2021 o 09:23.
Aro jest offline