Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2021, 11:23   #197
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- No, już, starczy czułości, bo zmienię cię w żabę - Laura próbowała się wyrywać z uścisku brata, ale robiła to bez większego entuzjazmu. Zaraz po pożegnaniu i rzuceniu ochronnych zaklęć uratowani jeńcy ruszyli w mającą trwać parę dni drogę do puszczy Fangwood i bezpiecznych murów fortu Trevalay. Bohaterów czekała zaś krótsza droga w drugą stronę, do leżącego w górnym biegu rzeki miasta Longshadow. Czas naglił, mieli wszak jedynie kilka dni przed planowanym atakiem, a do zrobienia było sporo. Czym prędzej zebrali swój dobytek i na przyzwanych przez Jace’a wierzchowcach pomknęli na zachód, z początku kierowani wskazówkami uratowanej z niewoli Kłów gnomki Nibbitz. Drugim, mniej zadowolonym z tej sytuacji pasażerem był hobgobliński jeniec Mahrzan, pilnowany cały czas przez czujne oko Milenny.

Podróż minęła im w zawrotnym tempie - stworzone z magii konie pędziły co tchu, nie bacząc na zmęczenie. Mroźny wiatr hulający po wzgórzach rozwiewał włosy i kłuł mroźnymi igiełkami w twarze, gdy mijali kolejne pagórki i zagajniki, przykryte cieniutką warstwą śniegu. Na niebie dostrzegali co jakiś czas poruszające się istoty, z pewnością większe od zwykłych ptaków, a raz minęli nawet niewielki patrol Żelaznych Kłów w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów. Trójka hobgoblinów nie zdążyła nawet zareagować, zanim strzały Mikela i Milenny przeszyły gardła dwóm z nich, pozostawiając trzeciego wpatrującego się w szoku na oddalających się jeźdźców, wzbijających za sobą tumany śniegu.

Wskazówki Nibbitz co do kierunku jazdy szybko przestały być potrzebne, gdy tylko w oddali na zachodzie zaczęły być widoczne liczne kolumny ciemnego dymu. Na szczęście najpewniej nie oznaczało to tego, czego bohaterowie mogli się obawiać po ostatnich tygodniach - Longshadow było miastem kuźni i hut, żyjącym z handlu i obróbki metali wydobywanych na Pustych Wzgórzach. Unoszące się nad nim chmury dymów świadczyły o tym, że faktorie wciąż działały w najlepsze. I zapewne ze względu na swoje zaplecze przemysłowe było łakomym kąskiem dla Kłów dowodzonych przez Kosseruka.

Bohaterowie dotarli do bram miasta już po zapadnięciu zmroku, umęczeni długą drogą i intensywnym tempem jazdy. Mimo gorszej widoczności bez trudu, i ku swojemu zmartwieniu zauważyli pierwsze oznaki nadchodzących problemów. Solidne kamienne mury, z chodnikami i blankami na szczycie, wyglądały na mocno zaniedbane - w wielu miejscach ściany były nadkruszone, tak jakby od lat nikt nie interesował się ich konserwacją. Jace przypomniał sobie, że ostatni oblężenie miasta miało miejsce dobre 30 lat temu - znaczącą rolę w odparciu sił Molthune miał Thom Crawbert, który dekadę później został burmistrzem, piastując to stanowisko do dzisiaj. Od tamtego czasu Longshadow cieszyło się spokojem, więc najwyraźniej przestano przejmować się dbaniem o obronność miasta. Świadczyli też o tym strażnicy - ledwie paru stojących z pochodniami na odległych częściach muru i jeden opierający się o halabardę przy wciąż otwartej bramie miejskiej, który wpuścił drużynę, nawet nie przyglądając im się specjalnie. Nie zainteresował się nawet zbytnio sową śnieżną, która wylądowała na słupie obok. Ptak był krępy, a wszystkie jego pióra były wyraźnie nastroszone, jakby cały dzień w powietrzu dał mu się we znaki. Dzięki druidzkiej magii Hannskjaldowi udało się pokonać kilkukrotnie dłuższą trasę w tym samym czasie, w którym pozostałym zajęło przedarcie się przez Puste Wzgórza.

Samo miasto, chociaż niewielkie, po miesiącach spędzonych w dziczy wydawało się wręcz metropolią. Dość gęsta i nieregularna zabudowa z drewnianych i kamiennych domostw była miłą, nieco nawet niesamowitą odmianą od leśnych ostępów - mniej przyjemną odmianą były typowo miejskie zapachy, tutaj z dużą domieszką dymów z hut, na szczęście mniej intensywne ze względu na chłody. O tej porze ulice były dość opustoszałe, ale zbliżając się do centrum i doków, dało się coraz lepiej usłyszeć typowo karczemny gwar. Cóż, było już ciemno, ale godzina nie była jeszcze na tyle późna, by nie można było napić się piwa w prawdziwej karczmie, ogrzać się przy kominku, zjeść coś ciepłego i przez moment zapomnieć o tym, co szykuje się poza murami. Pytanie tylko, czy mieszkańcy Longshadow próbowali o tym zapomnieć, czy zwyczajnie nie wiedzieli o zagrożeniu ze strony Żelaznych Kłów?

 
Sindarin jest offline