- No, już, starczy czułości, bo zmienię cię w żabę - Laura próbowała się wyrywać z uścisku brata, ale robiła to bez większego entuzjazmu. Zaraz po pożegnaniu i rzuceniu ochronnych zaklęć uratowani jeńcy ruszyli w mającą trwać parę dni drogę do puszczy Fangwood i bezpiecznych murów fortu Trevalay. Bohaterów czekała zaś krótsza droga w drugą stronę, do leżącego w górnym biegu rzeki miasta Longshadow. Czas naglił, mieli wszak jedynie kilka dni przed planowanym atakiem, a do zrobienia było sporo. Czym prędzej zebrali swój dobytek i na przyzwanych przez Jace’a wierzchowcach pomknęli na zachód, z początku kierowani wskazówkami uratowanej z niewoli Kłów gnomki Nibbitz. Drugim, mniej zadowolonym z tej sytuacji pasażerem był hobgobliński jeniec Mahrzan, pilnowany cały czas przez czujne oko Milenny.
Podróż minęła im w zawrotnym tempie - stworzone z magii konie pędziły co tchu, nie bacząc na zmęczenie. Mroźny wiatr hulający po wzgórzach rozwiewał włosy i kłuł mroźnymi igiełkami w twarze, gdy mijali kolejne pagórki i zagajniki, przykryte cieniutką warstwą śniegu. Na niebie dostrzegali co jakiś czas poruszające się istoty, z pewnością większe od zwykłych ptaków, a raz minęli nawet niewielki patrol Żelaznych Kłów w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów. Trójka hobgoblinów nie zdążyła nawet zareagować, zanim strzały Mikela i Milenny przeszyły gardła dwóm z nich, pozostawiając trzeciego wpatrującego się w szoku na oddalających się jeźdźców, wzbijających za sobą tumany śniegu.
Wskazówki Nibbitz co do kierunku jazdy szybko przestały być potrzebne, gdy tylko w oddali na zachodzie zaczęły być widoczne liczne kolumny ciemnego dymu. Na szczęście najpewniej nie oznaczało to tego, czego bohaterowie mogli się obawiać po ostatnich tygodniach - Longshadow było miastem kuźni i hut, żyjącym z handlu i obróbki metali wydobywanych na Pustych Wzgórzach. Unoszące się nad nim chmury dymów świadczyły o tym, że faktorie wciąż działały w najlepsze. I zapewne ze względu na swoje zaplecze przemysłowe było łakomym kąskiem dla Kłów dowodzonych przez Kosseruka.
Bohaterowie dotarli do bram miasta już po zapadnięciu zmroku, umęczeni długą drogą i intensywnym tempem jazdy. Mimo gorszej widoczności bez trudu, i ku swojemu zmartwieniu zauważyli pierwsze oznaki nadchodzących problemów. Solidne kamienne mury, z chodnikami i blankami na szczycie, wyglądały na mocno zaniedbane - w wielu miejscach ściany były nadkruszone, tak jakby od lat nikt nie interesował się ich konserwacją. Jace przypomniał sobie, że ostatni oblężenie miasta miało miejsce dobre 30 lat temu - znaczącą rolę w odparciu sił Molthune miał Thom Crawbert, który dekadę później został burmistrzem, piastując to stanowisko do dzisiaj. Od tamtego czasu Longshadow cieszyło się spokojem, więc najwyraźniej przestano przejmować się dbaniem o obronność miasta. Świadczyli też o tym strażnicy - ledwie paru stojących z pochodniami na odległych częściach muru i jeden opierający się o halabardę przy wciąż otwartej bramie miejskiej, który wpuścił drużynę, nawet nie przyglądając im się specjalnie. Nie zainteresował się nawet zbytnio sową śnieżną, która wylądowała na słupie obok. Ptak był krępy, a wszystkie jego pióra były wyraźnie nastroszone, jakby cały dzień w powietrzu dał mu się we znaki. Dzięki druidzkiej magii Hannskjaldowi udało się pokonać kilkukrotnie dłuższą trasę w tym samym czasie, w którym pozostałym zajęło przedarcie się przez Puste Wzgórza.
Samo miasto, chociaż niewielkie, po miesiącach spędzonych w dziczy wydawało się wręcz metropolią. Dość gęsta i nieregularna zabudowa z drewnianych i kamiennych domostw była miłą, nieco nawet niesamowitą odmianą od leśnych ostępów - mniej przyjemną odmianą były typowo miejskie zapachy, tutaj z dużą domieszką dymów z hut, na szczęście mniej intensywne ze względu na chłody. O tej porze ulice były dość opustoszałe, ale zbliżając się do centrum i doków, dało się coraz lepiej usłyszeć typowo karczemny gwar. Cóż, było już ciemno, ale godzina nie była jeszcze na tyle późna, by nie można było napić się piwa w prawdziwej karczmie, ogrzać się przy kominku, zjeść coś ciepłego i przez moment zapomnieć o tym, co szykuje się poza murami. Pytanie tylko, czy mieszkańcy Longshadow próbowali o tym zapomnieć, czy zwyczajnie nie wiedzieli o zagrożeniu ze strony Żelaznych Kłów?