Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2021, 19:02   #38
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację

Poniedziałek; ranek; Black Knight

- No to teraz Nico, jak zostaliśmy sami swoi to mów jak na spowiedzi. Katty podziękowała ci na kolankach tam w wannie? Bo wiesz jak nie to się z nią policzymy następnym razem. Niech nie myśli, że jak pozwalamy jej na nas lecieć to może olewać naszych kolegów. Skończą się jej zaraz spacery na smyczy i chodzenie w knebelku. - sądząc po tonie kierowcy to Lucy rozpoznawała, że kumpela musi wracać z tej nocnej wycieczki w świetnym humorze. I tak jak opornie wstawała dziś rano to teraz dla odmiany tryskała pozytywną energią. Chociaż jak na standardy Żałobników to dalej było wczesne rano. O tej porze to normalnie jeszcze spali snem sprawiedliwego gangera. No ale trzeba było odwieźć ich sekretarkę do jej sekretariatu. No a potem już nie było sensu wracać do “Grzesznika” więc wracali do siebie. Nawet poranna mżawka nie psuła Loli humoru. Bo jak wyszli z czeluści grzesznego kościoła okazało się, że siąpi kapuśniaczek.

- Zapraszamy ponownie, zawsze będziecie mile widziani. No a nawet jakby służbowo coś nie dało rady to ja zapraszam prywatnie. - Nora pełniła obowiązki gospodyni do końca i odprowadziła swoich grzesznych gości aż do głównych drzwi kościoła. Gdzie pożegnała się z całą czwórką całkiem serdecznie i sympatycznie. Jakby byli jej ulubionymi klientami. Potem trzeba było jeszcze wsiąść w czarną furę Loli i przejechać z Downtown do dzielnicy Ligi aby tam Katty mogła wysiąść i zacząć nowy dzień i tydzień w pracy. A i ona wydawała się bardzo miło wspominać ostatnią niedzielę.

- Świetnie się bawiłam! Dziękuję wam serdecznie za taki wspaniały weekend! Koniecznie musimy się zgadać jeszcze raz! - uściskała i ucałowała każdą z blondynek i jeszcze Latynosowi też się dostało. Żegnała się jak z dobrymi kumpelami. I zabrała smartfona do wydruku tych zdjęć. Była zdania, że raczej powinno udać się zrobić jej odbitki przynajmniej na zwykłym papierze. Nie do końca była pewna czy mają na stanie taki typowy do zdjęć. I jeszcze chciała wiedzieć które z tych fotek miała odbić. A jak już wysiadła i pomachała im ostatni raz na pożegnanie to Lola dała po garach aby nie wyjść na jakiegoś lamusa co nie umie jeździć. I właśnie zostali we trójkę wracając w domowe pielesze Żałobników.

- Tak. Podziękowała. I Nora też jej trochę pomogła. - kurier starał się chyba zachować oszczędność w słowach ale widać było, że promieniuje z dumy i satysfakcji z tego powodu.

Obie blond harpie popatrzyły na siebie i pokiwały głowami, a potem synchronicznie popatrzyły na Meksa przez widok wstecznego lusterka.
- Dlatego mieliście takie dobre humory jak wpadłyśmy do waszej wanny na inspekcje… taaak. Cóż Nico możemy powiedzieć - westchnęła i nagle zaśmiała się, wyjmując wymiętą paczkę fajek. Odpaliła trzy i rozdała towarzystwu.
- Zajebiście, nie? W ogóle dałeś sobie ślicznie radę, jesteśmy dumne - puściła mu buziaka przez powietrze i szkło - Jak się czujesz? Będziesz chciał jeszcze zmrużyć powiekę przed wylotem do Ligii? My cię spakujemy… wiela tego nie ma, ale przynajmniej ci zimno nie będzie. Pomyśl że już dziś będziesz się bujał po swoim rewirze i opowiadał jak to podczas wycieczki na obcy teren wyrywałeś laski całymi pęczkami i to jakie laski! Wszystkie białe!

- Wszystkie białe no i jedna najbielsza. - zaśmiała się Mila wskazując kciukiem na siedzącą obok pasażerkę. Nico też się zaśmiał i pokiwał zgodnie głową.

- No. Też mi się podobało. A jak wrócimy to się zobaczy. Kiedy jedziemy do Ligi? - odparł z tylnego siedzenia jakby nie miał złych skojarzeń z owym wyrywaniem białych i bielszych lasek na cudzym rewirze.

- W Południe. Za jakieś trzy, cztery godziny. - odparła Lola dalej prując czarną furą przez ulice skąpane w jesiennej mżawce.

- Właśnie! Dogadałeś się z chłopakami co z częściami które jeszcze się do czegoś nadają? - albinoska obróciła głowę do tyłu - Te z wraku. Resztę gdzieś wyjebiemy jak nikt nie będzie widział, choćby z powrotem do jeziora. Jeśli chcesz walniesz się jeszcze w kimę, niczym nie masz się co martwić. Obudzimy cię na czas, no a by się przydał ci odpoczynek po takiej nocy… nooo, może tylko szybka bajka na dobranoc.

- Nie to już z tej fury to chyba nic nie będzie. Szkoda zachodu. Gero mi pokazał co z niej zostało. Szkoda zachodu. Szkoda. Całkiem niezłe pierdolnięcie miała. No nic. Nie ta to inna. Jakoś się skołuje następną i też będzie dobra. - kurier nie miał widocznie złudzeń co do losu i stanu swojej fury. Pogodził się już z jej stratą. Fartem w niefarcie było to, że byli chyba w najlepszym miejscu ZSA do kupowania nowych fur.

- No to już niedługo będziemy. Ciekawe co tam chłopaki wymodzili bez nas. Nie zdziwię się jak jeszcze śpią. Też bym spała pewnie. No ale Katty się uwidziało, że pracować musi no i sami widzicie. - blondyna za kierownicą skierowała swoją maszynę objeżdżając od północy dzielnice Camino i Runnerów. Od tej strony bliżej było do okolic Walled Lake.

- Aj niech już coś ma za to że tak uroczo na nas leci - Lucy machnęła ręką, paląc spokojnie papierosa. Miała minę wiecznego zdobywcy, drugą rękę trzymała na kolanie Loli.
- Trzeba dbać o kociaka, nie? Poza wyprowadzaniem na smyczy i kajdankami czasem nakarmić trzeba, albo do roboty odwieźć. Ktoś podobno musi regularnie, legalnie pracować… szkoda że na nią padło. Z drugiej strony chyba się dobrze w weekend wybawiła, a jak jej zlecimy w tygodniu na nocowanie z pewnością się ucieszy. - pyknęła dym przez okno.
- Nooo, prułeś że cię pół naszego rewiru słyszało albo widziało - powiedziała Meksowi jego też klepiąc po kolanku.
- I dlatego tak cię wywaliło z papci przy kraksie. Słuchaj jakbyś potrzebował się poszurać po Novi na legalu wiesz gdzie nas szukać. Zawsze z Lolą chętnie zadbamy o twoją dupeczkę, ale celuj jakoś w dnie nie noce, żebyśmy były w domu… zresztą, kurwa no. Chłopaki też bez słowa skargi ci pomogą jak będzie trzeba. Lubią cię, inaczej byście nie mieli wspólnych browarków i maratonów filmowych… właśnie! Różowe filmy też oglądaliście? - spytała z chytrym uśmiechem.

- Różowe? - Nico zmrużył oczy nie bardzo chyba wiedząc o co pyta pasażerka.

- No różowe. Z niegrzecznymi dziewczynkami co robią różne niegrzeczne rzeczy z różnymi kolegami i koleżankami. - kierowca żartobliwie przewróciła oczami i sugestywnie zrobiła gest wsadzania sobie czegoś długiego do buzi.

- A! No! To… No tak, no oglądaliśmy… Gero coś włączył to oglądaliśmy. - kurier załapał o co chodzi i trochę skrępowany ale jednak potwierdził, że mogli mieć z irokezem jakiś wspólny temat do oglądania jak zostawali sami w domu.

- No. To tak jak Lucy mówi. Wpadnij czasem w odwiedziny. Na jakiś browar. Albo robienie laski. Wiesz, tak dla zdrowotności. Aha, powiedz jeszcze bo zawsze się zastanawiałam. Tam u was to jak któryś już by miał jakąś białą laskę tak na numerek czy na stałe to co? Szacun rośnie? Czy na odwrót? - zapytała zerkając w tylne lusterko aby zobaczyć reakcję siedzącego z tyłu mężczyzny. A z tego co widziała Śnieżka to już byli niedaleko jeziora. Objeżdżali je od północy chociaż samej tafli nie było jeszcze widać.

- No to zależy jakie. U nas nie ma za dużo białych. Ani lasek ani facetów. - odparł pasażer po chwili zastanowienia.

- Przez tego waszego zjebanego Malcolma. I resztę zjebów. No ale co? Jak powiesz, że prułeś białe laski to co? Skują ci za to ryja? - zapytała Runnerka dalej drążąc temat. W odpowiedzi Latynos roześmiał się wesoło.

- Nie, raczej nie. Nie sądzę. - odpowiedział z zadowoleniem w głosie.

- Aha! Wiedziałam! Czyli szacun rośnie! Wiedziałam! - prychnęła z satysfakcją Lola jakby sprawdziło się jakieś założenie co sobie po cichu postanowiła.

- Ej dziewczyny ale powiedzcie… Wy z tą Katty… Z tymi kneblami, kajdankami i tak dalej… To taka bajera co? - oparł się dłońmi o oba przednie siedzenia i nachylił się do przodu jakby korciło go mimo wszystko jakie są prawdziwe relacje obu Runnerek z brunetką jaką właśnie odstawili do biurowca Ligi.

- No Nico noo weeźź… Jak możesz o to pytać? - Lola przewróciła oczami ponownie i przekazała pałeczkę rozmowy kumpeli. W tej porannej mżawce zbliżali się już do domowego rewiru i niedługo powinien być zjazd w ich ulicę.

- Co poradzić że dziewczynę to kręci i nas też? Powiedz kochanie, mamy jej żałować radości czy tam przyjemności, skoro tak nóżkami przebiera na sam pomysł? - Lucy odbiła piłeczkę - Widziałeś na własne oczy jaki z niej uroczy stworek, odmówiłbyś jej gdyby chciała abyś ją skuł albo założył obrożę i wyprowadził na krótki spacer z łóżka do salonu na kanapę? Albo pod prysznic? Zresztą pokazywałyśmy ci zdjęcia - wzruszyła ramionami i pocałowała go krótko.
- Też lubimy kajdanki i kneble, czy to zakładać czy mieć zakładane. Byłeś za bardzo dętka abyśmy się tak bawili teraz, ale potem? Co nam szkodzi? - odsunęła rękaw kurtki pokazując mu czerwoną obręcz spuchniętej skóry wokół nadgarstka. Pamiątkę po wypadzie z Leonem.
- No a skoro szacun rośnie u was od prucia białych lasek i wchodzenia z nimi w głębsze interakcje, to cię bardzo ładnie pożegnamy - zaśmiała się krótko - Żeby nie było wątpliwości.

- Brzmi nieźle. - odparł Latynos kiwając głową i uśmiechając się lekko. Rozmowa urwała się bo Lola wjechała już w północny kraniec ulicy, przejechali obok domu Manfreda i Johnson po czym zatrzymali się przed frontem domu pogrzebowego. Wyglądało na to, że nic się nie zmieniło. A to, że nikt nie wyjrzał przez okna mogło oznaczać, że chłopaki jeszcze śpią w ten poniedziałkowy poranek.

- Dobra to chyba nie ma co ich budzić. - powiedziała Lola gasząc silnik. Wyszli we trójkę na tą padającą mżawkę i potruchtali po schodach do wejścia. Po chwili znaleźli się w suchym chociaż chłodnym wnętrzu. Widocznie jeszcze nikt nie włączył ogrzewania więc znów oznaczyło to, że chłopaki pewnie nadal spali.
O tak nieludzkiej godzinie porządny ganger nie podnosił się z łóżka… dobra, mógł to zrobić w jednym przypadku, mianowicie jeśli cisnął go pęcherz. Inaczej odpoczywał póki godzina nie robiła się co najmniej dwucyfrowa.
- Ogarnę piec - Phere popatrzyła na pozostałą dwójkę - Wy idźcie do Loli, objedzie się bez skrzypienia schodami. Włączę grzanie, zgarnę z kuchni coś do picia i przyjdę do was. Chcecie żarcie to też je zgarnę, ale wy się nie kręćcie.

- Dobra, chodź. Ona dobrze mówi. - Lola poparła słowa kumpeli, machnęła na kolegę i dała znać aby poszedł za nią. Zaś Lucy mogła zrobić to co mówiła. Na dole panowała cisza i mrok jaki tak lubił Ash. Musiała tam chwilę się pokręcić zanim udało jej się odpalić co trzeba. A zanim ciepło się skumuluje i rozprowadzi po całym domu też jeszcze musiało minąć trochę czasu. Potem była wizyta w kuchni. Od razu poznała, że chłopaki tu urzędowali samopas wczoraj wieczorem. Ale znalazła jeszcze coś czego potrzebowała na śniadanie dla całej trójki. Koniec końców musiała zastukać butem w drzwi Loli aby ta jej otworzyła bo jak zeszła to ręce miała zajęte.

- Właź. - powitała ją kumpela wpuszczając do siebie i zamykając za sobą drzwi. Pomogła jej też rozładować się do tego śniadania. - I co? Chłopaki to śpią jeszcze co? - zapytała gdy jeszcze rozkładały to co przyniosła Lucy.

- Gero na pewno, słychać go na całym piętrze - parskając złodziejka pokręciła głową. Chłopaki musieli coś dziabnąć zeszłej nocy, bo ich irokez chrapał zwykle gdy się nawalił. Stan pozostałej dwójki pozostawał na razie nieznany, ale dom był jak na ich standardy czysty, nic nie zginęło, choćby ligowy plakat z salonu. Albo torba leków Asha z kostnicy.
- Zostawiłam im dzbanek z kompotem na stole, ten największy - dodała, rozdając szklanki z podobnym napojem reszcie. Z talerza patrzyła na nią zapiekanka ziemniaczana pokrojona na trzy spore kawałki.
- Zjemy i pomyślimy co dalej. Po koksie raczej nie zaśniemy, od biedy znajdziemy sobie inne zajęcie - zadecydowała i od razu poczuła się lepiej. Zanim jednak zaczęła jeść ściągnęła kieckę i w samych majtkach usiadła na materacu.
Poniedziałek; południe; biurowiec Ligi


Z ranka zrobiło się południe nie wiadomo kiedy. W międzyczasie mżawka się skończyła, wyszło ładne Słońce a potem zaszło i znów się zachmurzyło. Chociaż tym razem nie padało. Przynajmniej na razie. Wówczas Skaza zarządził wyjazd i znów pojechali, tym razem jedną furą. Black Knight w zupełności wystarczał aby przewieźć czwórkę osób. Zajechali jakoś w południe pod adres pod jaki ostatnio czarna fura parkowała jakby coraz częściej. Wydawało się, że ledwo przed chwilą szatynka w ładnej garsonce wysiadała z tej fury a już robiła to samo pstrokata czwórka. Potem te już dość znajome frontowe drzwi, hal z pamiątkami, Sugar broniący dostępu do ligowych spraw służbowych no i sekretariat. Tym razem jak weszli okazało się, że Katty jest ale nie jest sama. Jakiś dwóch typków zasłaniało widok na nią. Wychyliła tylko głowę aby sprawdzić kto przyszedł i okrasiła ich wejście ciepłym uśmiechem i życzliwym pomachaniem dłonią. Skaza zatrzymał się rozglądając się po pomieszczeniu a wraz z nim zatrzymała się pozostała trójka.

- Ale mówiłaś, że to tu się wpisuje. - powiedział ten co stał naprzeciwko biurka sekretarki. Pochylał się nad nim stukając w jakąś kartkę. Ten drugi odwrócił się do Żałobników obdarzając ich beznamiętnym spojrzeniem.

- Kolejka jest. - rzucił do nich dając znać, że nie zamierza ich puścić pierwszych do biurka.

- Wiesz co? Daj mi to. Może ja ci to wypełnię dobrze? - zaproponowała Katty biorąc kartkę jaka przed nią leżała. Zaproponowała grzecznie i uprzejmie ale na ucho Śnieżki to wydało jej się, że wyczuwa przez skórę jej irytację albo zniecierpliwienie.

Jak gdyby nigdy nic Phere wyminęła dwójkę petentów biorąc biurko z lewej strony. Z prawej to samo robiła Mila. Obie uśmiechały się szeroko do sekretarki olewając obcych.
- No hej kochana, widzimy że już od rana ci dupeczkę zawracają - powiedziała albinoska i obie blondynki pocałowały grzecznie policzki brunetki, stawiając jej na biurku niewielki pakunek owinięty szarym papierem.
- Masz coś na lunch, my lecimy na spotkanie. Niestety nie mieliśmy więcej kawy sypanej - puściła jej oczko i dodała - Ackroyd i reszta ważniaków nas puszczą to jeszcze wpadniemy.

- Witajcie moje skarby. No strasznie by mi się taka kawa sypana jak rano przydała. No i wam też bym chętnie taką zaproponowała. No ale na razie to musimy obejść się smakiem. - Katty dała się cmoknąć w policzki i jakoś nie miała nic przeciwko temu, że dwie petentki tak bez ceregieli wlazły na jej stronę biurka. Co wyraźnie zaskoczyło tych dwóch co tu stali bo patrzyli na to wszystko jakby nie bardzo rozumieli co tu się wyrabia. I nazwisko Ackroyda też pewnie mogło mieć z tym coś wspólnego.

- I strasznie wam dziękuję za pamięć. Wpadnijcie koniecznie jak będziecie wracać z zebrania. Aha, rano była tu Patti. Prosiła aby przekazać, że bardzo wam kibicuje i trzyma za was kciuki aby wam się udało to wszystko. No Dzikiego jeszcze nie spotkałam bo się nie pokazał ale pamiętam o tym i postaram się nie zawieść waszego zaufania. Przekażę mu to wszystko co mówiłyśmy jak tylko tutaj wpadnie. - obiecała solennie jakby była jakąś ligową sekretarką co zawodowo umawia różne ligowe sprawy i osobistości. Z taką lekkością rzucając sławnymi nazwiskami rozpoznawalnymi w całym mieście jakie mógł sobie pozwolić tylko ktoś z wewnętrznego kręgu Ligii. To traktowanie dwóch blondynek jakby były jakimiś gwiazdami musiało całkiem zbić z tropu tych dwóch bo mieli miny jakby zobaczyli żywych reptilian w ludzkiej skórze. Patrzył jeden na drugiego jakby sprawdzał czy ten drugi też to samo słyszy co ten pierwszy. Nawet gdzieś tam stojący za nimi Nico miał mocno niewyraźną minę. I chyba tylko Roger łapał co tu jest grane bo na twarzy błąkał mu się ironiczny uśmieszek.

W miarę jak brunetka mówiła obie blondyny kiwały głowami a ich twarze ozdobiły bezczelnie radosne uśmiechy. Objęły ją po kolei, Lola poprawiła jej włosy, a Lucy wygładziła klapę marynarki.
- Co my byśmy bez ciebie zrobiły - ta druga zrobiła wdzięczną minę, łopocząc rzęsami - Podziękuj Patti i jeśli ją spotkasz powiedz że zrobimy wszystko co się da i sprawę można w gruncie rzeczy uznać za załatwioną… a jakby chciała jakieś majtki to chyba da radę załatwić. - zaśmiała się.
- I jeszcze Dziki się nie objawił? Szkoda, trochę liczyłyśmy że znowu będzie miał całuśny nastrój. Dzięki że pamiętasz o naszej małej sprawie. Duchy go w końcu tu przygnają, nie? Jak zawsze… dobrze kochanie, musimy spierdalać powoli. Powiedz, Bricks już jest czy jeszcze nie dotrzeźwiał po weekendzie albo z Dymkiem znowu gdzieś zabalowali? Trochę bym się nie dziwiła, ta niebieskooka gadzina potrafi zajmować czas - pokiwały zgodnie z Lolą blond głowami, robiąc za dwa obrazy czystej niewinności.

- Tak, Brick już tam szedł, widziałam go. To pewnie już tam na was czeka. Leona chyba jeszcze nie ma. Ale to pójdziecie same to zobaczycie, najwyżej poczekacie. I dzisiaj pewnie będzie krócej bo Ortega już podstawiła wóz od zaplecza, taka granatowa furgonetka to nią będziecie potem jechać. Tylko właśnie czekają aż się zbierze komplet. - sekretarka od serca informowała swoje dwie ulubione petentki jaka jest bieżąca sytuacja w biurze. I ta serdeczność i poufałość na jaką im pozwalała musiała robić na obserwatorach niesamowite wrażenie.

- Aha a z tymi majtkami Patti. Mogłabyś nam jakieś załatwić? Albo od razu dwie bo nas jest dwie. Zawsze chciałam mieć bo któż by nie chciał nie? Raz nawet dorwałam po wyścigu ale mi wyrwali jacyś kutasiarze. - Mila usiadła na poręczy krzesła obrotowego używanego przez sekretarkę i jakby słowa kumpeli natchnęły ją do pewnej prośby.

- Majtki Patti? No wiesz Lola, nie mogę ci tego obiecać. Ale jak tylko będzie okazja to z nią o tym porozmawiam. - Katty też chyba w pierwszej chwili była zaskoczona taką prośbą ale szybko dostosowała się do sytuacji i odpowiedziała gładko i ciepło jak na profesjonalistkę przystało.

- Zaraz a są jakieś majtki Patti?! To ja też chcę! - wyrwał się ten co miał jakiś druczek do wypełnienia jak Żałobnicy tu przyszli.

- Rozumiem, ja też bym chciała je mieć. Ale tutaj dziewczyny wypełniają sprawę o najwyższym priorytecie no aż Patti im kibicuje i reszta zarządu też. A bielizna Patti to jej prywatna sprawa. Ale mogę zapytać i zobaczymy co powie. - Katty zwróciła się do czekającego mężczyzny tak uprzejmie jak tylko mogła. Jednak zabrzmiało to tak jakby dziewczyny działające na specjalnej misji zarządu może i mogły liczyć na taki podarunek od gwiazdy Ligi ale jakiś zwykły fan to miał na to o wiele niższe szanse.

Robiła dwóm Żałobnicom fejm aż echo szło, a one próbowały wyglądać jakby nie działo się nic niezwykłego, a wręcz nudna, sztampowa rutyna. Obie zerknęły na obcych, obcinając ich wymownie od dołu do góry i wróciły zainteresowaniem do brunetki.
- Dzięki słodziaku, jesteś naszym aniołem - znów pochyliły się całując dziewczynę w policzki.
- Spadamy, bo im szybciej ogarniemy robotę, tym szybciej będzie można iść do “Grzesznika” albo “Cylindra” się zabawić… postaraj się zjeść póki ciepłe. Nie trzeba nas odprowadzać, znamy drogę. Miłego dnia i do zobaczenia! - Phere mrugnęła do niej, biorąc Lolę pod ramię i wyszły zza biurka, pod drugie ramię biorąc Skazę.

- Oj tak, koniecznie musimy się umówić jeszcze raz. I nie zapomnijcie wpaść po spotkaniu. - Katty pożegnała się wesołym machaniem rączką i słodkim uśmiechem. Dwaj jej petenci za to stali i odprowadzali odchodzącą czwórkę z osłupiałymi spojrzeniami. Doszli tak do zakrętu jaki prowadził do sali spotkań i tam Skaza poczuł się chyba swobodniej gdy zniknęli z oczu tym z sekretariatu.

- Ale z tymi majtkami Patti Lola to już była przesada. - mruknął cicho lider Żałobników chociaż wydawał się być rozbawiony całą sytuacją.

- No co… Coś mnie podkusiło jak tak Śnieżka wywaliła o tych jej majtkach. A focza na nas leci to niech kombinuje. - po Mili spłynęła ta uwaga i wzruszyła ramionami. Po czym roześmiała się serdecznie. - A widzieliście jakie mieli miny?! - tym razem nie tylko ona się pozwoliła sobie na nieskrępowany śmiech.

- Też bym miała podobną minę jakbym takie szmule zobaczyła z samego rana - Lucy zrobiła mądrą minę i też się zaśmiała. Cyrk był przedni, a im ego poszybowało hen hen wysoko.

Wkrótce otworzyli znajome drzwi i za nimi był znajomy pokój zebrań. Ten z żółtym bolidem przyczepionym do ściany. I pstrokatą grupką ludzi za długim stołem. Był Ackroyd, Ortega i Joey z Huronów. Ale i tak liczebnie to była może z połowa składu jaki do tej pory bywał na tych zebraniach. Albo byli za wcześnie albo tamci nie mieli zamiaru przyjechać.

- O. Są moi ludzie! - zawołał Jayson widząc czwórkę w skórzanych kurtkach. I trochę się skrzywił ze zdziwienia jak zobaczył tego jednego bez kurtki. Ale już tego nie komentował.

Jednego przybrudzonego dodatku do Runnerów pewnie porucznik się nie spodziewał, w końcu CR i SR nie przepadali za sobą, a tu mu się władowała mieszana grupa i nikt nie krwawił.
- Czeeeść Jaaaasooon! - dwie blondynki uśmiechnęły się uroczo i wyciągając do niego ramiona potruchtały prosto pod jego boki, obejmując jakby był kolejną ligową gwiazdą, a one jego wiernymi fankami.
- Dziś nie trzeba na nas czekać, widzisz? - Phere zaszczebiotała wesoło, Mila kiwała głową na zgodę.

- No tak, tak, widzę. - zaśmiał się Bricks zgrabnie obejmując dwie Runnerki jakby miał w tym niezłą wprawę. W tym czasie Skaza machnął na Nico aby siadł obok niego tam gdzie ostatnio siedział Ash. Dzięki czemu chociaż tak prowizorycznie mógł go zasłonić przed wzrokiem Bricksa.

- A to ten wasz kolega… - Jason zmarszczył brwi jakby coś mu nadal nie pasowało z tym Latynosem wśród Runnerów.

- No to właśnie nasz kolega. - odparł krótko Skaza próbując zawczasu przerwać rozmowę na ten temat. A ryzykował całkiem sporo bo w końcu Bricks należał do przybocznych Dymka a taki szef małej bandy znaczył przy nim niewiele.

- Nie jesteśmy tu chyba aby rozmawiać o nim. Tylko mamy sprawę do załatwienia. - odezwała się główna przedstawicielka Camino patrząc wprost na Jasona. Co dość mocno przykuło jego uwagę.

- Dobra, dobra, chrzanić to. Czekamy jeszcze na kogoś czy zaczynamy? - Bricks machnął na to ręką i usiadł na swoim standardowym miejscu. Przy nim siedziała ta jego asystentka co robiła wszelkie notatki z różnych jego spotkań.

- Parkerów nie będzie to nie mamy co na nich czekać. Twój kolega będzie? - Peter znów był głównym organizatorem tego spotkania. Na koniec spojrzał na tego drugiego Schultza.

- Może dojedzie. Jak nie to ja pojadę. - odparł krótko wzruszając ramionami. Zgasił papierosa ale patrzył na dwie blond Runnerki.

- Moi ludzie są przy samochodzie. Są poinformowani o wszystkim więc jak skończymy tutaj to możemy do nich iść. - Maria zdała relację za swoją frakcję co niejako tłumaczyło czemu jest sama a i wcześniej Katty mówiła coś podobnego.

- A od was kto jedzie? - Ackroyd zapytał siedzących Runnerów. Jason też chyba chciał wiedzieć bo posłał im podobnie pytające spojrzenie.

- A my! - Phere uśmiechnęła się wpierw do emerytowanego wodzireja, a potem do Bricksa. Podniosły trochę z Lolą złączone dłonie.
- Chyba że coś porypałam - odwróciła się do Skazy niby upewniając się czy dobrze gada, ale pytające spojrzenie dla niego zarezerwowane było mniej pewne. Chciał jechać, coś załatwić z Bricksem czy… cholera wiedziała. Popławić w blasku Ligi i spić kawkę z Katty?

- A zmieścimy się jak pojedziemy we trójkę? - zamiast odpowiedzieć Roger zadał pomocnicze pytanie. Widząc, że Ortega obróciła wzrokiem może licząc kto stąd miałby się zabrać skinęła twierdząco głową to i on pokiwał swoją. - No to pojedziemy we trójkę. - wzruszył ramionami.

- No to ustalone. Ty, ty i wy. Dobrze. To pojedźcie tam i zobaczcie jak to wygląda z tym miejscem na ten maszt czy co to ma być. Czy da się to zorganizować, co trzeba i tak dalej. Detale już zostawiam wam. Mamy coś jeszcze do załatwienia przed rozjazdem? - Peter wyglądał na zadowolonego, że tak gładko poszedł główny cel tego spotkania i rozejrzał się ponownie po pozostałych. Wyglądało, że będą jechać w szóstkę. Trójka Runnerów, jeden Schultz no i Joey. I Nico.

- Spytaj Jasona czy nie chce taco z brudasowa, albo czy nie ma jakiś swoich jasonowych pomysłów skoro tam jedziemy - wyszeptała Rogerowi do ucha, patrząc po pozostałych ciekawie. Mieli dresa inteligenta i drugiego garniaka.
- Jak Skaza zajmie Bricksa weź zgarnij Nico do recepcji - doszeptała Loli, poprawiając jej włosy. Sama wstała powoli, niby przypadkiem, niby z premedytacją zmierzając w stronę sztywniaka z Downtown. Próbowała jednak obserwować kątem oka Ortegę póki była okazja.

Właśnie Maria wtrąciła się w plany Lucy na nadchodzący kwadrans. Gdy już wszyscy wstali, Roger podszedł do Jasona aby coś z nim zagadać i tak we dwóch wyszli. I ta długowłosa sekretarka Bricksa za nimi jak cień. Lola pokiwała głową i trzepnęła w ramię Latynosa aby ten poszedł za nią. Zaś Lucy zmierzała ku drugiemu z Schultzów gdy przejęła ją Ortega. Właściwie całą trójkę.

- Ty pewnie jesteś ten Nico tak? - zagaiła zwracając się do pobratymca. Ten skinął głową z cichym “si” jakby odruchowo przeszedł na rodzimy język. - Dobrze, nic się nie bój. Wystarczy, że wsiądziesz do vana. Pojedzie do nas. Ich wysadzi a ciebie odstawi gdzie zechcesz. - powiedziała mu jakie ma plany na powrót w ich rodzinne strony. Po czym zwróciła się do obu blondynek.

- A tu proszę. Drobny upominek za wasz dobry uczynek. - powiedziała wręczając każdej z nich mały woreczek. Był lekki więc w środku musiało być coś lekkiego i drobnego. Ortega uśmiechnęła się do nich życzliwie wręczając im ten prezent.

- Przyznam, że nie spodziewałam się. Zwłaszcza, że ktoś od was pomoże komuś od nas. A jednak. - dodała z uznaniem i jakby sama była zaskoczona taką postawą obu blondynek.

Runnerki popatrzyły na siebie, potem na woreczki i synchronicznie na Latynosa oraz Latynoskę.
- Nie trzeba… - albinoska zaczęła, zaglądając do środka i uśmiechnęła się widząc odwzajemniające uśmiech tabletki.
- Dzięki Maria, będzie jakby taki jeden od was wpadł z wizytą - zaśmiała się cicho. W przypływie głupiego impulsu objęła starszą kobietę, to samo zaraz zrobiła Mila.
- Dzięki za pomoc z transportem i odwrócenie uwagi Bricksa. Naszą brykę byście pognali maczetami gdybyśmy chciały odstawić słodziaka do was - dodała szeptem, gdy brały między siebie Nico. Pewnie ostatni raz na długi, długi czas.
- Widzisz? Jeszcze godzina i wrócisz na swój rewir po ten okrutnej, katordze. Już bliżej niż dalej, słyszałeś Marię, wszystko dograne i dokręcone. Jeszcze na wyjściu zahaczymy Katty po zdjęcia i chyba - uśmiech jej trochę pobladł. Rzeczywiście to już zaraz skończy się etap domowego brudasa.
- Słuchaj - odchrząknęła, zwracając się do Latynoski - Jesteś Maria Ortega, dużo znaczysz u was. Byłaby szansa wygadać jakieś… nie wiem, przepustki? Jakbyśmy - łypnęła na Lolę szybko - Chciały… powiedzmy… uhm. Zobaczyć czy z Nico wszystko gra, albo mu powiedzieć że zostawił na naszym rewirze jakiegoś podejrzanie ciemnego kaszojada czy co…

- Och, to aż tak? - Maria mimo wszystko wyglądała na zaskoczoną gdy zorientowała się w stopniu zażyłości między tą mieszaną trójką. Tego się chyba nie spodziewała. Popatrzyła jeszcze na drugą z blondynek, ta niemo rozłożyła ramiona, przeniosła więc spojrzenie na Latynosa a ten po chwili namysłu też rozłożył ramiona nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Wszyscy inni już wyszli z sali więc zostali we czwórkę.

- No cóż. Postaram się zrobić co się da. Ale chyba zdajecie sobie sprawę jak zwykle wyglądają relacje między naszymi gangami. - zaczęła z rezerwą bo chyba trudno było w tym mieście o dwa bardziej zwalczające się gangi niż Camino i Runnersi. Wszystkie inne kombinacje byłyby chyba bardziej strawne. Może już tylko mutki Hegemona były solidarnie bardziej znienawidzone przez wszystkich.

- Gdyby zaszła potrzeba takiej wizyty do zgłoście się do mnie. Macie chyba jakieś dojścia? - zapytała Latynoska patrząc na obie blondynki.

- Mam dojścia w sekretariacie. U Katty. Możemy się kontaktować przez nią. - wystrzeliła Lola i Maria pokiwała głową.

- W sekretariacie. U Katty, dobrze, bardzo dobrze. Ja tu często jestem to gdyby coś było potrzeba to ona mi przekaże. - powiedziała podbudowana takiej jakości pośrednikiem.

Złodziejka też odetchnęła, układało się całkiem dobrze. Istniała szansa, że jeszcze się z meksem zobaczą, nawet w tej jego zapyziałej dzielnicy.
- Super, świetna z ciebie babka. Z naszej strony dajemy słowo że nic nie odpierdolimy krzywego i… chyba w takim razie zbieramy się. Mamy jakąś robotę, a wystarczy już robienia Nico siary bo zaraz weźmie zawinie felgi i wytnie do was z buta - skończyła z ironicznym rozbawieniem zerkając na jedynego faceta w tym gronie.

- No dobrze, to was nie będę zatrzymywać. - Maria uśmiechnęła się, zabrała swoją aktówkę i ruszyła do wyjścia na korytarz. Zostali we trójkę w pustej już sali konferencyjnej.

- Dobra to chodźmy do Katty po te fotki a poza tym jej obiecaliśmy. - Lola wzruszyła ramionami i też skinęła głową w stronę korytarza.

- Ciekawe czy tamta para pajaców już wypełniła swój druczek czy ciągle bidulce biurko zawalają… i ciekawe gdzie Leo - albinoska pociągnęła ich oboje do wyjścia, prychając pod nosem - Może zaspał, albo Blue go zajeździła. Albo przykuła do łóżka bo jej się spodobał jako integralna część lochów i… wszystko w porządku? - spytała Nico.

- Tak. W porządku. Chodźmy do Katty. - Nico skinął głową i ruszyli śladem Ortegi. Wyszli na korytarz zostawiając za sobą pustą salę zebrań.

- Jakby do tej pory Blue po nim jeździła i jeszcze przykuwała do łóżka to powiem, że byłabym zazdrosna. Chętnie mogłabym się z nim zamienić. Ta Blue mi się podoba. Wygląda na konkretną babkę. Ma klasę i styl. No i “Grzesznika”. - Lola paplała wesoło gdy wracali korytarzem w stronę sekretariatu. Co nieco zdziwiło Latynosa.

- Dałabyś się jej przykuć do łóżka? Myślałem, że to ty lubisz kogoś na te obroże i kajdanki. Jak z Katty. - przypomniał jej o czym wcześniej rozmawiali rano w samochodzie jak wracali z “Grzesznika”.

- Oj to zależy z kim. Różnie z tym mam. O. Chyba jest sama. - blondynka machnęła ręką mocno skracając temat swoich preferencji i skinęła na już widoczne biurko za jakim siedziała znajoma brunetka. Ta podniosła głowę i obdarzyła ich promiennym uśmiechem.

Migiem pokonali trasę dzielącą ich od mebla i obsiedli blat cała trójką patrząc na sekretarkę przyjaźnie i ciepło.
- Jak tam kiciu, tamta dwójka oszołomów w końcu ci dała spokój? - Lucy zaczęła lekkim głosem - Dzięki za tamtą bajerę, poczułyśmy się jakbyśmy jeździły dla Ligi i to w samych Wyścigach. Miłe w opór. A w ogóle to mamy jeszcze dziesięć minut więc pomyśleliśmy że wpadniemy ci pozawracać tą śliczną główkę i od roboty odrywać. Jeszcze masa czasu do końca zmiany, a robota nie kutas. Postoi z godzinę, nie?

- Oj tak. Dłuży mi się dzisiaj strasznie. Trochę spać mi się chce. Ale co tam! Za taką noc to było warto! - roześmiała się brunetka siedząca na obrotowym krześle. Patrzyła z dołu na siedzące na jej biurku postacie i było to całkiem ciepłe i sympatyczne spojrzenie z podobnym uśmiechem w zestawie.

- A ten co go widzieliście no dajcie spokój. Co za namolny typ. Trzy razy był w zeszłym tygodniu i za każdym razie wymyśla jakąś głupotę aby tutaj przyjść. Widzieliście jak stał nade mną? Zawsze chce mi zajrzeć w dekolt. Jakbym wiedziała, że przyjdzie jeszcze dzisiaj to bym się bardziej zapięła. - wyrzuciła z siebie rozżalonym tonem wskazując na drzwi prowadzące na schody i na dół którymi pewnie wyszedł w końcu ów namolny petent. Po czym machnęła na górę swojej koszuli gdzie górne guziki miała rozpięte co tworzyło frywolną przestrzeń. Gdyby była pochylona nad biurkiem może i dałoby się zajrzeć w jej dekolt. Na razie jednak siedziała prosto oparta o swoje krzesło.

- A z tą bajerą nie ma za co. Należało się draniowi. No a poza tym czego się nie robi dla swoich kumpel nie? Zwłaszcza jak się umawiają potem na jakieś jogi czy inne takie. A w ogóle to w końcu umówiłyśmy się na jakiś dzień? Bo już trochę nie pamiętam. - znów zaczęła się uśmiechać gdy zaczęła mówić o tym co widocznie sprawiało jej przyjemność.

Albinoska zastanowiła się przez parę chwil, drapiąc się po szyi.
- Jutro wieczorem. Wpadniemy po ciebie po robocie, odwieziemy do domu i zjemy coś razem, a potem joga. Pasuje?

- Jutro wieczorem? Dobrze to będę na was czekać. Kończę gdzieś o 15-tej. To do wieczora wszystko przygotuję. Mam więcej dywaników do ćwiczeń i troszkę ciuchów na zmianę. Jakbyście chciały zostać na noc to też zapraszam serdecznie będzie mi bardzo przyjemnie. - sekretarka zgodziła się bez wahania i nawet ucieszyła się, że będą mogły się spotkać ponownie.

- Słyszałeś? - blondyna nachyliła się do Nico jakby chciała sie upewnić, że słyszał co tu właśnie było powiedziane. Ten rozłożył ramiona na boki w geście bezradności, uśmiechnął się i skinął głową, że słyszał. Katty popatrzyła na nich z konsternacją nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.

- Słodziak zaraz pakuje dupkę do vana i jedzie z powrotem do siebie, to wiesz. Teraz już mu co innego w głowie - albinoska poklepała brunetkę po ramieniu robiąc współczującą minę - Więc niestety, ale tylko my dwie wpadniemy na tę jogę. Ty przygotuj maty, my weźmiemy kajdanki, smycze i knebel. Chyba sobie poradzimy, co nie? I jasne że zostaniemy na noc, trzeba jakoś jesienną chandrę przegnać, a i tobie plecki umyć… a w ogóle udało ci się z tymi fotami i kopertą do zaproszenia? Zjadłaś lunch?

- Och! Prawie zapomniałam! Tak, czekajcie… Hmm… A możesz wziąć na chwilkę swoje śliczne nóżki? - brunetka zgodnie kiwała głową na znak, że zgadza się ze słowami Lucy ale gdy ta wspomniała o zdjęciach to jakby o tym sobie przypomniała. Nachyliła się do szuflad po tej stronie co siedziała Śnieżka i poprosiła ją o udostępnienie.

- A te plecki, smycze, kajdanki i tak dalej, tak, jak najbardziej tak, weźcie koniecznie i zapraszam serdecznie. - powiedziała wesoło. Wyjęła z biurka żółtą kopertę i siadła z powrotem na swoim miejscu.

- To tak, tu chyba powinno wszystko być. - powiedziała oddając blondynkom ich smartfon po czym podała im kopertę. Jak się okazało ze zdjęciami z wczorajszej imprezy w “Grzeszniku” Były ładnie odbite na błyszczącym, gładkim papierze.

- Udało się?! - Lucy zrobiła wielkie oczy i z miną zaaferowanego dzieciaka wyjęła pliczek fotek żeby zacząć je oglądać. Kładła jedna po drugiej na biurko przed Katty, dzięki czemu pozostała trójka też miała w nie wgląd. Kilka razy powtórzyło się wspólne zdjęcie zrobione przez Norę, gdzie dwóch mężczyzn siedzi z długonogą blondyną pośrodku, trzymając inne blondynki w kusych kieckach na kolanach, a ta w środku miała na swoich brunetkę o uśmiechu aniołka. Ręce postaci ze zdjęcia aż nazbyt wyraźnie obłapiały co ciekawsze kształty, wchodząc pod materiał, lub zaciskając na wypukłościach ciał.
- To jedno dla ciebie, jedno dla nas, jedno dla Nico i jedno dla Leo - rozłożyła je na osobne kupki i przeglądała dalej, a tam impreza wchodziła na coraz ciekawsze etapy, różne duety, trójkąty lub kwartety zgrywały się wspólnie ku wspólnej uciesze. Złodziejka rozkladała je na odpowiednie kupki wedle wcześniejszych zamówień, jedno też zostawiając dla Blue. Przy focie gdzie siedzący obok Latynos został uwieczniony pod żywą kołdrą z nagich kobiety zaśmiała się kosmato. Były tam wszystkie, za obiektywem stał Schultz. Wyszło jak najlepsza pamiątka z upojnej nocy w dzielnicy białasów.
- O tak, to była cudowna noc - wymruczała, kładąc kartonik na kupce meksa. Po nim jeszcze jeden, tym razem bardziej stonowany gdzie obie z Lolą po prostu obłapiają kuriera, wdzięcząc się do niego i do aparatu.
- Trzeba zrobić repetę, o ile Leo przeżył, a jak nie przeżył to jego strata - dodała wesoło, kończąc kompletować zestawy.

- To nie wszystkie, tam na smartfonie macie ich więcej. Ale zrobiłam te co mi zaznaczyłaś. Jakbyście kiedyś miały jeszcze jakieś do odbicia to możecie przynieść. Może nie całe pliki no ale tak po kilka, kilkanaście mogę wam odbić. - sekretarka dała zielone światło na możliwość robienia podobnych fotek w przyszłości. Widocznie mogła jakąś ich ograniczoną ilość przepuścić przez służbowy system.

- A repetę, tak, koniecznie! To jak będziecie jutro u mnie to może uda nam się coś zaplanować. - klasnęła w dłonie dając znać, że ostatnia noc w “Grzeszniku” bardzo przypadła jej do gustu i była skora ją powtórzyć.

- No kurde! Chyba jeszcze nie miałam do tej pory fotek z takiej imprezy! Cholera! Chyba z żadnej nie miałam! - Lola też cieszyła się niemiłosiernie z posiadania tych pamiątkowych, grzesznych fotek jakie im wywołała sekretarka.

- No. Ładnie wyszły. Takie prawdziwe. Znaczy ja też nie miałem za wielu fotek. Widziałem czasem jak ktoś sobie gdzieś zrobił ale to niezbyt często. No a te tutaj no ładnie wyszły. - Latynos też z fascynacją i delikatnością oglądał te kolorowe kartoniki jakby miały mu się rozpaść w pył jak tylko je weźmie w ręce.
 
Dydelfina jest offline