Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2021, 12:58   #156
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Umowa była taka, że czekają w magazynie na powrót Lupusa i Rusta, ale ci z bloodhuntem dopisali do niej swój aneks. Wiadomo było, że skoro tylko Sotorius znajdzie się „gdzieś tam”, to te chuje wrócą, bo dwa tysiące karli nikt nikomu nie rozdaje na ulicy. W mieście zabijano za miedziaka a tu rzucono im na stół złoto. I to jakie?! W trójkoronach! Byli bogaci, nawet jeśli dzielić to na wszystkich. A bogactwo, o czym najlepiej przekonał się poważany kupiec Sotorius, potrafi przyciągnąć kłopoty. Podzielili więc kasę na cztery i wywlekając przerażonego właściciela magazynu z niedokończonym remanentem na zewnątrz i posyłając go kopniakiem w podróż ku lepszemu jutru, podpalili budę.

-To co - odezwał się do kompanów Klemens, gdy dobili do pobliskiej alejki - rendez-vous z Rustem i Lupusem, czy mówimy sobie au revoir?

-Lupus i Rust tu nas będą szukać, choć z daleka będzie widać, że nas nie ma. Do Nory, domyślą się gdzie nas znajdą. - Greger wracał do swojej myśli. Wiadomoym było, że jak się teraz urwą, to nie koniecznie wszyscy muszą się spotkać. Raz, że przypadki chodzą po ludziach. Dwa, że nieżyczliwość ludzka gotowa każdy plan pokrzyżować. A zaufanie do siebie? No ufali sobie wzajemnie na tyle, by razem pracować, ale teraz każdy miał solidny trzos. Taki Tosse miał teraz przy sobie więcej monet schowany w worku pod swym cuchnącym przyodziewkiem niż wszyscy mieszkańcy Trapów widzieli w życiu. Pokusa mogła zepsuć najlepszą przyjaźń. Gdyby zaś nie udało się rozliczyć z Rustem i Lupusem mogli by poczuć się urażeni. Od tego zwykle już było blisko do nieszczęśćia.

-Ten ich pies, jeśli razem z nim tu wrócą, podejmie nasz trop. - Ripp swoje wiedział. Na psach znał się jak mało kto. Z zawiścią zawodową wspominał niedawne spotkanie. I z szacunkiem, dla czworonożnego detektywa.

-Rozdzielamy się i każdy na własną rękę do Nory? Czterech tropów nie podejmie. - Klemens szybko myślał. Ale dostrzegał też ułomności tego planu. Cztery odrębne tropy to cztery szanse na nieszczęśliwy przypadek. - Nie, w parach. Toose z Gregerem a ja z Ripem.

-Kawałek koniecznie wodą. Łodzią, tratwą, wpław. Jakkolwiek. Psy wodą tropu nie łapią. Będą wzdłuż brzegu szukali później więc nie na wprost. Trzeba dać im kawał nadbrzeża do przeszukania. I ciuchy jakie zgubcie po drodze. - Ripp myślał już jak tropiciel. - Najlepiej rzućcie z wody żebrakom jaką koszulę albo co. Jak pies będzie na nadbrzeżu szukał tropu, będzie miał co robić…

Życzyli sobie powodzenia. I farta. Mając nadzieję, że w Norze spotkają się wszyscy. I ruszyli. w ciemność. Zostawiając za plecami buchający płomieniami magazyn.


***

Wpadli gnając na złamanie karku na rrmontowany most i czas jakby stanął w miejscu. Coś do siebie krzyczeli, coś chcieli robić. Ale Lupus, mistrz wozacki, miał swój własny plan. Konie zacinane batem wyrwały do przodu a trójka desperatów zawisła za jego burtą desperacko chwytając się przygotowanych powrozów. Wóz poderwało i te jego koła, które pozostały w powietrzu zwolniły, kręcąc się coraz wolniej z fałszywą dla pędu nutą. Ktoś z tyłu krzyczał, ktoś dał ognia z samopału, ktoś klął jak szewc. Wiatr rozwiewał włosu Darii. Rust przez ułamek chwili pomyślał nawet, że nie widział piękniejszej kobiety. Tak jakby to była ostatnia chwila w jego życiu.

I mogła być. Lupus wskoczył na kozła zaraz po minięciu dziury i w tej samej chwili dostrzegł drugą, wyrastającą niemal na wprost, przed rozpędzonym wozem. Większa. Tu już chyba tylko cud mógłby ich ocalić. Rust i Daria wgramolili się właśnie do środka gdy on już skracał cugle i ryknął na całe gardło - Na drugą burtę!!

Konie przerażone, ale prowadzone pewną ręką skręciły gwałtownie targając wozem w bok i prostując w jednym, jęczącym całym zaprzęgiem, manewrze. Wóz na oczach pozostałych z tyłu ludzi Koniucha zrobił zgrabne „S” i znów bokiem, krzesząc skry obręczami kół na żelaznych guzach mocujących bale, pomknął na przód. Daria zdążyła wpleść zręczną rączkę w powróz z drugiej strony. Rust nie.

Przeleciał przez burtę i w ostatniej chwili łapiąc się deski z krzykiem zawisł za wozem. „Deja vu!” przemknęło mu przez myśl, ale wnet skupił się na górującym nad nim, idącym bokiem po moście, wozie. Daria wyciągała doń jedną rękę próbując złapać go za koszulę. Wóz pędził roztrzaskując bokiem starą balustradę. Rust majtał nogami nad pustką, gdzie w dole czekała nań lodowata kąpie. O ile nie trafił by na nadbrzeże, bo wówczas…

Wozem szarpnęło, gdy Lupus nieświadom tego co dzieje się z tyłu, jął przyrwacać mu właściwy kierunek jazdy i sposób poruszania. Rust zdołał znów złapać się burty, wciąż trzymany przez Darię za kołnież, po czym nagle ujrzał pędzącą mu na spotkanie balustradę. Próbował poderwać się, podkurczyć nogi, uniknąć nieuniknionego. Cios balustrady wybił go w powietrze a ból zamroczył mu głowę. Wiedział tylko że leci. Jaja eksplodowały. Potężna siła uderzenia wyrwała go w powietrze i tylko uściskowi Darii zawdzięczał to, że zataczając łuk w powietrzu wylądował na końcu wozu. Koszula był w strzępach, ale on miał to w dupie. Wszystko miał w dupie.

-Żyjecie?! - zawołał rozradowany Lupus, który wyprowadził już wóz z poślizgu o jakim nikt inny nie miał co pomażyć. Koniuch i jego zaprzęg zostali daleko w tyle. Za mostem. Za wysokie progi!

-Ja nie… - wychrypił Rust słysząc w uszach śmiech rozbawionej i podekscytowanej Darii.


***


Do Nory pierwsi dotarli Klemens i Rip. I jeszcze po drodze załatwili kilka spraw a Rip stanął na głowie by jak najbardziej zmylić trop rzucając niknące w oczach kawałki ich przyodziewku jak tylko dostali się na wodę w porwanej jakiemyś wieżącemu w kłódki rybakowi łódkę. W samych koszulinach, bez butów, bo te też poszły w grupę walczących później o nie łachmytów koczujących w jakmiś nadbrzeżnym śmietniku, drżący z zimna, ale i szczęśliwi. Wkroczyli do ich spokojnej przystani i pierwsze co zrobili to zmienili przemokniętą,brudną odzież. Później był kielich wina i nerwowe oczekiwanie na druhów.

Lupus i Rust… i przystawka w osobie Darii, zjawili się jako drudzy. Lupus opowiedział jak to dotarli do Portu Durnia, jak z daleka widzieli płonący magazyn i uwijających się przy nim ludzi, którzy robili co było w ich siłach by ugasić pożar i nie pozwolić mu rozprzestrzenić się na inne budynki. W lot pojęli, że kompanów nie ma a jak ich tam nie ma, będą w Norze. Przyjechali więc tu od razu kryjąc wóz tam gdzie zwykle i przynosząc na ramionach obolałego, chodzącego jak kaczka Rusta. I sakiewkę, całkiem pękatą. Okup!

Greger z Tosse dotarli jako ostatni, ale to była głównie wina Tosse, bo poczuwszy ogrom bogactwa w worku żebraczy król chciał wnet z każdym kompanem świętować i Greger musiał niemal wlec go na siłę do kryjówki. Raz czy dwa musiał siłą powstrzymywać jego kompanów, którzy chcieli wręcz odbić Tosse. Szczęściem sił mu nie brakowało. Grunt, że w przedświcie byli już wszyscy razem.

-Udało nam się! Mamy okup! - powiedział Lupus rzucając na stół przy którym siedzieli wszyscy, włącznie z Rustem który klejnoty okładał zimnym okładem i syczał z bólu przy każdym ruchu ku uciesze rudowłosej piękności.

-My też… - powiedział Klemens. Chłopaki wyciągali pękate sakiewki rzucając je na stół jedna po drugiej. Brwi wszystkich poszybowały pod czoła, bo takie jaja nigdy się nie zdażały. Klemens rozwiązał wór rzucony przez Lupusa i oczom ich ukazało się złoto. Trójkorony i zwykłe sztuki, jak u nich.

W porwaniach zdarzało się, że płacący okup oszukiwali. Dawali mniej, dawali ochwacone monety, dawali falsyfikaty czy wręcz przy użyciu czartowskich sztuk mieniąc miedziaki w złoto. Ale żeby zapłacić podwójnie za porawnego, takie jaja się nie zdażały.

-Co jest kurwa? - zapytał zdumiony Greger, bo nawet do jego łepetyny docierało, że coś jest nie w porządku.

Było?


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline