Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2021, 20:25   #486
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 79 - 2519.02.23; agt (7/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.02.23; Angestag (7/8); wieczór
Warunki: ładownia, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz noc, pogodnie, powiew, bardzo mroźno (-20)



Wszyscy



Druga połowa dnia a nawet wieczór okazały się zaskakująco pogodne. Popołudnie było słoneczne i cieszyło oko rzadkim w zimie widokiem błękitnego nieba. Potem był malowniczy zachód słońca i wreszcie cichy, spokojny wieczór pod rozgwieżdżonym niebem. A jak zaczęli się schodzić do ładowni różne postacie o różnej aparycji i charakterze to nim się zeszli to już była ciemna noc. Chociaż wieczór był jeszcze wczesny. Nie było to dziwne skoro dwójka z nich musiała skończyć swój dzień pracy w miejskich lochach. Dlatego jak przyszedł grzywiasty gladiator to mieli wreszcie komplet. Można było zasiąść do tradycyjnej wieczerzy.

I równie tradycyjnie można było się spotkać prawie w komplecie. Znów brakowało tylko Sebastiana który został u siebie aby przypilnować Gustawa. Była więc okazja do pogaduszek, wymiany plotek i uprzejmości podczas posiłku nim się nie zaczęła główna część spotkania. Można była też napełnić żołądek i zwilżyć gardło. Dzisiaj dla odmiany było bogaciej niż zazwyczaj bo oprócz ryb były też pieczone kapłony oraz racuszki jako deser.

- Gdzie te czasy gdy byłam młodą, atrakcyjną dziewczyną z ferajny? Robiłam przekręty, flirtowałam z chłopcami i dziewczętami, czasem się jakaś orgia trafiła… A teraz? Cóż mi przyszło na stare lata? Uczciwa praca! I to jeszcze nudna i ciężka, bez polotu gdzie nie ma jak rozwinąć skrzydeł. - Łasica całkiem zgrabnie parodiowała gderliwy ton starej babci co to uważa, że drzewniej wszystko było lepiej a teraz to tylko jest gorzej i gorzej. Komediancki talent włamywaczki dodał żartobliwej nuty przy stole.

- No a my z Młodym ostatnio bujaliśmy się łodzią za tą syreną. I znaleźliśmy sucz. Na Wrakowisku siedzi. Ale trudno ją będzie stamtąd wydłubać. A wpływać nie ma po co. - Silny zrewanżował się swoimi działaniami w jakich brał udział. I wskazał na Joachima aby ten potwierdził jego słowa.

- A Strupas wrócił wczoraj z jaskini. I to nie sam. I właśnie z tym jest ambaras. - Karlik wskazał na siedzącego przy końcu stołu garbatego śmierdziela. Ten wzruszył ramionami skonfudowanym gestem.

- No co… Nie zauważyłem jej… A potem było już za późno. - mruknął garbus zmieszanym tonem. Po czym jakby chcąc zatrzeć to wrażenie zwrócił się do Egona. - Od rana poszerzałem to przejście. Ciężko idzie bo pod górę i nie bardzo jak tam jest się czego złapać. No ale powoli do przodu. Przeszłem za kolanko i chyba widzę końcówkę. Jak dobrze pójdzie i to jest końcówka to może jutro skończę. - brudas pochwalił się swoimi osiągnięciami w robocie zaczętej przez gladiatora. Byli podobnych rozmiarów więc była nadzieja, że jak garbus się przeciśnie jakąś dziurą to i Egon powinien.

- Byłam u Sebastiana. Norma i Kornas lepiej ale dalej są w poważnym stanie i nie ma co na nich liczyć w nadchodzących dniach. Musimy sobie poradzić bez nich. No i to dla ciebie kochaniutka. Od Sebastiana. To o co prosiłaś na tych strażników. Tylko sama nie pij bo też się rozłoży. Mówił, że trzeba wlać do zupy albo wina. Wszystko. Powinno zacząć działać po pacierzu a po dwóch już po całości. No chyba, że rozcieńszysz za bardzo to będzie działać wolniej i słabiej. - Versana zdała relację ze swojej wizyty u młodego cyrulika który oprócz Gustawem wciąż zajmował się dwójką wojowników poszkodowanych w walce w czeluściach pod kanałami.

- O, dziękuję! Tego mi było trzeba. Pacierz czy dwa? No to akurat powinno wystarczyć. - ucieszyła się włamywaczka oglądając niewielki flakonik z ciemnym płynem. Odkorkowała i sprawdziła zapach. Zastanowiła się chwilę po czym zakorkowała i schowała buteleczkę do swojej torby.

- Udało nam się sprokurować list do komendanta w sprawie twojego druha Egon. W Weelentag go wyślemy. Pomoc Pirory okazała się nieoceniona bo bez listu na wzór to by dopiero trzeba go zorganizować. Dobrze, że udało nam się wcześniej szepnąć słówko we właściwe ucho z tymi portretami. - Karlik poinformował gladiatora o postępie prac w sprawie jego uwięzionego kolegi. Co prawda dla reszty kultystów to był ktoś całkowicie obcy i obojętny no ale skoro koledze zależało na nim to jednak podjęto jakieś działania w tej sprawie. A i pomysł z portretami skazańców wydawał się Karlik przypisywać w jakiejś mierze sobie. I sprawiało mu satysfakcję, że zaowocował on tak ładnie.


---



- Dobrze, moje dzieci. Podjęliśmy, napiliśmy się dzięki hojności naszego nieocenienego Karlika. Ale nie tylko po to się tu zebraliśmy. - po tej wieczerzy był już pewnie środek wieczoru i był dobry moment aby przejść do głównego zadania nad jakim zbór pracował od początku roku.

- Nie wiem czy jest wam wiadome. Ale Łasicy i Egonowi udało się ostatnio zlokalizować właz do spływu jaki prowadzi do kanałów. Strupas właśnie poszerza to przejście aby i Egon mógł się w nim zmieścić. A to oznacza, że zbliżamy się do finalnej fazy tej operacji. Został nam ostatni tydzień przed festynem na jakim ma się odbyć kaźń skazańców. W tym wyrocznia ma być główną atrakcją. Dlatego musimy dokończyć wszystkie przygotowania w ciągu kilku dni i uderzyć w przyszłym tygodniu. - raczej mało kto był zaskoczony słowami lidera zboru. Pocztą pantoflową jeden od drugiego, przy pomniejszych spotkaniach w ciągu kilku ostatnich dni udawało się dowiedzieć to i owo. Jednak teraz pierwszy raz Starszy to oficjalnie potwierdził i zebrał do kupy jako całość.

Zarys planu jaki przedstawił był w ogólnych założeniach dość prosty. W wybranym dniu po którymś posiłku, pewnie po obiedzie, Łasica postara się zostać w wartowni bloku specjalnego. Tam spoi strażników usypiaczem od Sebastiana jaki właśnie przekazała jej Versana. Jak się już będą spali weźmie od nich klucz i pójdzie do celi wyroczni, otworzy ją i uwolni. Już nie była pod działaniem ogłupiaczy więc była szansa, że samodzielnie będzie mogła iść. Jak nie to trzeba będzie jej pomóc i tu mógł się przydać Egon. Razem przejdą odkrytym korytarzem jaki Łasica będzie otwierać wytrychami. I tam dojdą do owego wejścia do spływu prowadzącego do kanałów jakie właśnie poszerzał Strupas. Tam miał czekać Strupas i Vasilij gotowi wesprzeć uciekinierów gdyby zaszła potrzeba. A dalej kanałami na powierzchnię gdzie będzie czekał wóz albo sanie powożone przez Silnego. I trzeba by zapakować się na ten wóz i pojechać do “Czarnego koguta” gdzie była przewidziana nowa kryjówka kultystów. A Vasilij ze swoimi chłopakami robili co mogli aby ją przygotować na zdatną do zamieszkania. Tam zatrzymałby się wóz jak to nic dziwnego, że wozy zatrzymują się przed karczmami. Dlatego Starszy przykazał Silnemu aby ten nie gnał przez miasto jak szalony tylko jechał jakby był najzwyklejszym wozem w mieście z najzwyklejszym ładunkiem. W “Kogucie” wysiądą a Silny pojedzie dalej odstawić wóz. Zaś wewnątrz będzie czekał Sebastian na wypadek gdyby była komuś potrzebna pomoc cyrulika. No i Karlik aby wystąpić w roli gospodarza. Aaron będzie czujką na zewnątrz który da znak czy można wysiadać przy “Kogucie” czy uciekinierzy mają pojechać dalej. Gdyby coś z “Kogutem” nie wypaliło mieli przyjechać tutaj czyli na “Adele”. Jakby w kazamatach poszło wszystko zgodnie z planem to larum mogło się zacząć dopiero jakby strażnicy w specjalnym zaczęli się budzić albo ktoś ich przedwcześnie znalazł. Do tego czasu zbiegowie już powinni być dawno poza murami kazamat.

- Jeszcze musimy budę zmajstrować do tych sań. Ale to powinno być zrobione w Wellentag. - powiedział Karlik na uwagę do tego planu. Zamaskowany mężczyzna pokiwał głową na znak zgody.

- I dobrze, już mam dość tej gównianej roboty. No ale jeszcze ta laska co wyrocznia prosiła. Dalej nie wiemy gdzie ona jest. Zapewne gdzieś w kazamatach ale nie udało nam się dowiedzieć gdzie dokładnie. - łotrzyca o granatowych włosach też zgłosiła jedno zastrzeżenie. Ale wydawała się być ogólnie zadowolona, że coś wreszcie zacznie się dziać. I jest szansa na koniec tej stresującej misji w jakiej siedziała najdłużej ze wszystkich kultystów.

- A właśnie. Jakbyście już znaleźli ten grajdoł z rzeczami to powinniście się rozglądać za czymś takim. - Starszy pokiwał głową jakby to mu o czymś przypomniało. Podszedł do stołu i podał Łasicy jakiś arkusz papieru. Ta oglądała go przez chwilę nim nie podała dalej w stronę Egona. - To oczywiście tylko szkic za czym macie się rozglądać. - wyjaśnił lider zboru gdy kartka z rysunkiem ozdobnej laski, właściwie to kostura, wędrowała po kultystach w stronę gladiatora. Pasowała do maga. Wyglądała bogato i złowieszczo. Gołym okiem było widać, że symbolika jest jawnie chaosowa jednak Joachim rozpoznał, że w symbolach smoczego oka lubowali się wyznawcy Tzeencha.

- Ale, żeby było jasne Egonie. Robimy akcję dla wyroczni. Ona jest naszym priorytetem. Nic nie może temu zagrozić. Może się też załapać ktoś kto będzie w dniu akcji w bloku specjalnym. Ale nie będziemy ryzykować wycieczek po całych kazamatach aby wyciągać jeszcze kogoś. Więc jeśli ten list nie poskutkuje to sam będziesz musiał wymyślić jak ściągnąć swojego kamrata do specjalnego. Albo pogodzić się z tym, że zostanie w kazamatach. - Starszy popatrzył na brodatego gladiatora jasno dając znać jakie są jego priorytety. Jeśli udałoby się dokoptować dodatkowego uciekiniera do wyroczni, zwłaszcza takiego co sam może chodzić to w porządku. Ale nie zamierzał ryzykować sukcesu tak długo i pieczołowicie przygotowywanej akcji dla jakiegoś nieznanego zbira. A póki ten siedział w południowym skrzydle to przeniesienie go na przeciwległy kraniec kazamat bez wzbudzania podejrzeń choćby Rolfa i pozostałych strażników jakich mogli się natknąć po drodze było bardzo ryzykowne. Bo z bloku specjalnego do tego włazu z kanałami to była jeszcze w miarę prosta i chyba mało uczęszczana droga. Była więc szansa, że jak wszystko poszłoby zgodnie z planem to uda się czmychnąć zanim ktoś się zorientuje, że coś jest grane. Wówczas jeszcze mogli trafić na jakiegoś strażnika czy kogoś z obsługi ale tego już nie dało się uniknąć.

- No i musisz się zamienić abyś miał wartę w środku. Bo na blankach albo w wieży to mi się na nic nie przydasz. To jutro olśnij tego Rolfa i chłopaków aby poszli ci na rękę. - przypomniała Łasica. Bowiem warty na zewnątrz i wewnątrz praktycznie się nie mieszały podczas służby. Właściwie tylko posiłki w stołówce dawały jakąś szansę wartownikowi z murów albo którejś z baszt na wizytę w środku. Toalety, wartownie i cała reszta była w tych basztach więc właściwie tylko na posiłki był pretekst aby wejść do głównego kompleksu. Nawet wówczas jedli na raty aby na jeden moment nie zostawiać pustych wszystkich posterunków. Nie było pewne czy taka krótka wizyta starczyłaby na wykonanie zamiarów kultystów zaś dłuższa mogła wzbudzić podejrzenia Rolfa i pozostałych. Do tego strażnicy raczej powinni wiedzieć, kto jest na ich zmianie więc ci w środku mogliby orientować się, że rosły Egon jest ze zmiany Rolfa więc powinien być przy bramie czy ogólnie gdzieś na zewnątrz a nie w środku. Wszystko to znikało jeśli Rolf i któryś z szefów z przeciwległej warty zgodziłby się na zamianę nowicjusza.

- Jako dzień akcji pasuje Marktag. Silny wówczas przyjeżdża do kuchni. Przywiezie Łasicy ostateczny sygnał czy zaczynamy akcję czy jednak nie. Łasica podczas obiadu przekażesz go Egonowi. No a po obiedzie jak będziesz rozwoziła posiłek dla skazańców zaczynacie akcję. - Starszy pokiwał swoją maską i przedstawił wstępny termin zaczęcia akcji. W południe za cztery dni.

- Są jakieś pytania? Uwagi, pomysły, sugestie? - zagaił zamaskowany mężczyzna gdy skończył omawiać ten plan jaki powstał w wyniku różnych, drobnych działań poszczególnych kultystów z tego zboru. Na razie jeszcze był naszkicowany już całkiem detalicznie ale jeszcze był to etap rozmów i ustaleń więc można było coś dodać, ująć lub zmienić.



Pirora



Panna z Averlandu nawet wieczorem jeszcze odczuwała w nogach wczorajsze tańce i zabawy w sypialni. Ale było to całkiem przyjemne zmęczenie polane sosem miłych wspomnień. Jak wróciła do siebie to powitały ją obie niewolnice de la Vegi. Chociaż bardziej się zachowywały jak zaprzyjaźnione służące albo nawet koleżanki. I były niezmiernie ciekawe jak się udało wesele. Właściwie to już była pora gdy siadano do obiadu więc mogły porozmawiać przy posiłku.

- I jak się udało wesele? - zagaiła zaciekawiona Benona siedząc obok blond szkachcianki. Miała minę i uśmiech jakby spodziewała się nie wiadomo jakich harców i swawoli, przynajmniej w opowieściach. Skoro chodziło o wieczór i nocleg Pirory no i to jeszcze z Dirkiem.

Po obiedzie to już niewiele zostało tego dnia. Chociaż ten okazał się zdumiewająco słoneczny i błękitny. Jeśli ta wróżba co rano, mówiła Silke była prawdziwa to nieźle to wróżyło nowożeńcom. A potem był zachód słońca i zaczął zapadać zmrok więc trzeba było szykować się na samodzielną wędrówkę przez mroczne miasto do portu gdzie stała zacumowana krypa jaka była miejscem spotkań zboru. Koledzy i koleżaki schodzili się a potem nastąpiła wieczerza po której Starszy zainicjował dyskusję na tą główną sprawę jaka dotyczyła całego zboru. Gdy przyszła pora na indywidualne rozmowy z nim to już wieczór był mocno późny i było bliżej do północy niż zmierzchu.

- Witaj moje dziecko. Cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu. - przywitał się w podobnym stylu jak poprzednio. A mówił jak jakiś mentor, mędrzec albo kapłan. Takim ociekającym dostojeństwem i mądrością tonem.

- Jak ci się sprawy układają? Coś wiadomo o tej kamienicy co chciałaś kupić? - zagaił o inne sprawy jakie ostatnio nieco zajmowały blondynkę.

- I jak ci idzie integracja, poszerzanie wpływów i może werbunek w śmietance towarzyskiej? - zapytał o zwyczajowy teren działań w jakim poruszała się nastoletnia szlachcianka u progu swojej dorosłości.

- Przyznam bowiem moje dziecko, że zabawa zabawą. Cieszę się twoją radością i te bale, herbatki, spotkania poetyckie no niech ci się wiodą i miej z nich tyle satysfakcji ile się da. No ale co my z tego mamy? Co ja, Karlik, Egon, Łasica, no i reszta. Co my z tego mamy? No na razie nic. I oczywiście ja rozumiem, że budowanie sieci powiązań, zobowiązań i zależności trwa a zaczynasz od zera. Ale uczulam cię moje dziecko, żebyś miała na uwadze jakieś swoje osobiste sukcesy. Spójrz na Egona. Doszedł może tydzień przed tobą, może dwa. A stał się drugim filarem najważniejszej dla nas operacji. Zrezygnował ze swojej zabawy w gladiatora, Łasica ze swoich hedonistycznych przygód dla nas i naszej sprawy. Dla wspólnego dobra. Oczywiście młodej szlachciance może być trudno przeniknąć do miejskich lochów a teraz jak finał ma być za parę dni nie ma już sobie co tym głowy zawracać. Jednak to samo można powiedzieć o takim miejskim zbirze jak Egon albo włamywaczce jak Łasica. Ale chciałbym abyś była aktywnym członkiem naszej małej społeczności. Abyś bardziej zwracała uwagę na nasze rodzinne sprawy a nie tylko swoje własne. Sama zadaj sobie pytanie. Po co tu jesteś? Jak możesz służyć nam i naszej sprawie? No na przykład ta akcja jaką planujemy. Jaka będzie w niej twoja rola? - mówił spokojnym i łagodnym tonem. Ale pomimo maski dało się wyczuć stanowczość. Mówił jak ojciec lub nauczyciel który uznał, że okres dzieciństwa czy nowicjatu się zakończył i czas zacząć zachowywać się jak na dorosłego przystało. W tym wypadku aktywnego członka ich niezbyt licznego zboru.

- Masz chyba z nas wszystkich dojścia na najwyższym poziomie, wśród towarzystwa, zwłaszcza kobiet. A przecież każda z nich jest żoną, narzeczoną, siostrą czy córką jak nie szlachcica to kogoś ważnego. Takie towarzystwo, ta inicjatywa teatru i miejsca spotkań brzmi świetnie. Tego oczywiście nie zrobi się w tydzień czy dwa, nie zdziwię się jak dopiero po stopnieniu śniegów coś się naprawdę ruszy. Ale podgrzewaj i krzątaj się przy tej inicjatywie. Bo obawiam się, że Versana wypadła z łask towarzystwa więc ty powinnaś przejąć rolę naszego nieoficjalnego ambasadora na tym polu. No i nie wspomnę, że takie towarzystwo piękne i uduchowione artystycznie wydaje mi się idealne do prób korpupcji na twojego patrona. Więc pasuje na stworzenie osobnej loży. No ale coś trzeba zacząć działać już teraz moje dziecko. Nie ma co się rzucać na szeroką wodę. Wybierz sobie ofiarę, omotaj ją, skorumpuj i uzależnij od siebie. To już wówczas krok od przejścia na naszą stronę a nawet jak nie masz wówczas podatnego na wpływy pionka. Jak czujesz opór odpuść i zajmij się kim innym. Ale proszę cię aby były z tego jakieś efekty. Przemyśl w głowie czy czujesz, że ktoś by pasował do takiego schematu? - mówił z pasją i przekonaniem w głosie. Jakby chciał pokazać uczennicy właściwy kierunek do zmierzania. Nawet jeśli nie mógł jej stale towarzyszyć a jedynie udzielać od czasu do czasu rad i wskazówek.

- Ah, i jeszcze jedno. Ostatnio bardzo mnie zajmuje sprawa kazamat, jak widzisz zbliżamy się do finału. Ale mimo to miałem sen. Wizję. Z twoim udziałem. Jesteś naznaczona znamieniem syreny. Metaforycznie oczywiście. Otaczają cię syreny. I jak słyszałaś chłopcy natrafili na jej ślad. Jednak nie jesteś jedyna. To nie przypadek. Zwracaj uwagę na syreny jakie cię otaczają. Sny są ważne. Śnią się każdemu ale te syreny powtarzają się w całym mieście. Moc jaka musi to stymulować jest ogromna. To nie jest przypadek. - dorzucił jeszcze zanim zdążyła odpowiedzieć jakby mu się to właśnie przypomniało. Po czym pokiwał swoją maską, odwrócił się aby wznowić powrotny spacer i był gotów czekać na to co uczennica powie na to wszystko. Mówił jakby mu zależało na losie blondynki z Averlandu i chciał dla niej jak najlepiej. Nawet jeśli oznaczałoby to próbę skorygowania jej dotychczasowych zachowań.



Egon



Dzisiejszy dzień zszedł w robocie dość rutynowo. Przeprosiny i obietnica popijawy pomogły na tyle, że syn marnotrawny powrócił na klawiszowe łono. Poza tym jednak wiele się dzisiaj nie działo. Jedynie trzy posiłki dziennie przerywały rutynę. Najpierw na stołówkę aby coś zjeść a potem eskortować kuchcików przy rozwożeniu szamy skazańcom. Wewnątrz na pewno było przyjemniej niż na zewnątrz. W zimie, nadprogramowa służba na zewnątrz była traktowana jak kara. I słusznie. Zdecydowanie lepiej było się nudzić w cieple kominka niż stojąc na mrozie. Ale dobrze by było jakby udało mu się załatwić tą zamianę w przyszłym tygodniu bo jak mówiła Łasica było spore ryzyko, że jak zostanie na zewnątrz to mocno to cały plan skomplikuje. A gdyby poszło całkiem źle to włamywaczka musiałaby wykonać całą akcję sama. Bo niewiele było sensownych wyjaśnień aby strażnik z zewnątrz miał opuścić swój posterunek czy kolegów w wartowni aby udać się do środka, zwłaszcza na dłużej. No i w tym nudnym dniu strażnika lochów miał nieco rozmów z kolegami.

- Właściwie to gdzie wy chodzicie się pruć z Katią? Może byś tak pomyślał o kolegach co? Z niej taka obrotna i rozrywkowa dziewczyna. Chyba się jakoś podzielimy i dogadamy nie? - Stephen zagaił go gdy znów grali w karty we czterech. Bo przecież niby po to łaził na spotkania z Katią aby “to” robić. I mniej lub bardziej otwarcie koledzy mu zdawali się zazdrościć. Bo wesoła, ładna i frywolna dziewczyna o sympatycznym uśmiechu chyba podobała się wszystkim. Ale nie wszyscy ją widać mieli tak jakby chcieli. A rudowłosa kucharka już zdążyła sobie wyrobić reputację latawicy co nie jest zbyt wybredna w doborze kochanków. I kochanek. Jednak dzięki tej reputacji para kultystów miała pretekst aby wymykać się i buszować po trzewiach lochów. Może nie codziennie ale co jakiś czas chociaż. Nie było więc aż tak dziwne, że i kolega się zainteresował możliwością podpałapania się do takiej schadzki. Rolfa zaś zainteresowało co innego.

- Po co pytałeś o ten nóż? Po co ci to było? Tylko sobie kłopotów narobiłeś. - grubas widocznie nie całkiem wyrzucił z pamięci incydent sprzed paru dni. Ale jak się już uspokoiło i wyglądało na to, że nowy kompan wróci do ich kompanii na poprzednich prawach to zapytał o to kłopotliwe pytanie. Widocznie uznał, że jak nie chodziło o nóż jakiego nie było to musiało chodzić o coś innego. Ale to też było jeszcze w dzień, w kazamatach. A teraz było już blisko do północy niż zmroku i miał okazję porozmawiać osobiście ze Starszym. Po tym jak starsi stażem i pozycją koledzy i koleżanki mieli swoje rozmowy. Teraz jednak już nie był na końcu bo za nim byli jeszcze Pirora i Joachim.

- Ah, jesteś mój synu. Dobrze, bardzo dobrze. Muszę ci powiedzieć, że świetnie się spisałeś. Jak widzisz nie jest tak łatwo przeniknąć do obsługi tych lochów a wcześniej z pomocą Versany udało się to tylko Łasicy. No ale jak wiesz w pojedynkę ma ona wiele ograniczeń w działaniu. - lider zboru powitał mięśniaka z bujną brodą jak ukochanego syna. Wyraźnie cieszył się na jego widok jak i dał temu wyraz. Po czym zaczęli tradycyjny spacer w poprz krypy od burty do burty.

- Tak Egonie, jestem z twojej postawy i zaangażowania bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że ty również. I doceniasz to, że specjalnie dla ciebie podrobiliśmy list w sprawie twojego kamrata. - mężczyzna w masce pochwalił o wiele wyższego i masywniejszego za jego postawę. Chociaż dopilnował też aby ten był świadomy, że im też coś zawdzięcza. Mówił o tym wcześniej więc teraz tylko to zaznaczył i nie rozwijał tematu.

- Gdyby udało się go wydostać to mam nadzieję, że ręczysz za niego? Zapanujesz nad nim? Ostatnie czego nam trzeba na akcji to jakiś spanikowany albo awanturujący się mięśniak. Pamiętaj, że możliwe, że wyrocznię trzeba będzie nieść jeśli nie będzie mogła chodzić sama. A miesiąc czy dwa przykucia do pryczy to niezbyt sprzyja bieganiu i skakaniu. Łasica będzie zajęta otwieraniem drzwi. Więc proszę cię abyś miał to na uwadze. - lider nie znając Vogela nie był pewny jak ten się zachowa w takiej nagłej sytuacji. Bo przecież nie był wtajemniczony w sprawę. A w obecności strażników trudno go było wtajemniczyć.

- No i on nie jest jednym z nas. Więc nie może znać naszych kryjówek. Dlatego musi się od nas oddzielić albo jeszcze w kanałach albo gdzieś przy wozie. Możemy go wysadzić po drodze ale nie możemy go zabrać do “Koguta”. Dlatego albo będzie musiał radzić sobie sam albo przygotuj mu coś na własną rękę. Bo jak widzisz plan ucieczki angażuje prawie wszystkich z nas i nie bardzo jest możliwość dbania o kogoś jeszcze. - Starszy uczciwie ostrzegł Egona, że nie nawet jeśli uda się Vogela wyciągnąć z lochów to nie będąc kultystą nie może z nimi dalej jechać. - Jeśli mogę coś zasugerować spróbuj porozmawiać z Vasilijem. On ma wprawę w znikaniu ludzi z miasta. On sam co prawda jest nam potrzebny do wyroczni ale może uda się wygospodarować kogoś z jego ludzi. - zamaskowany mężczyzna podpowiedział jednak pewne rozwiązanie alternatywne chociaż wyraźnie dał znać, że to już zostawia Egonowi do przemyślenia i zrealizowania. Jednak znów dało się wyczuć, że dla niego najważniejsza jest wyrocznia i nie poprze żadnych planów i decyzji które mogłyby zmniejszyć szanse na jej wydostanie z lochów i bezpieczne przewiezienie do przygotowanej kryjówki.

- Rozmawiałem już z Łasicą. Powiedziała mi o tej lasce w ratuszu. Pewności nie mam ale nie wydaje mi się. Z tego co udało mi się dowiedzieć to po schwytaniu przywieźli ją od razu do lochów. Więc zapewne to co miała przy sobie także. No i Łasica mówi, że wyrocznia wyczuwa gdzieś ten kostur. Oni muszą mieć tam jakiś skład, jakiś magazyn na takie zarekwirowane rzeczy. Postaraj się o to wypytać, dowiedzieć gdzie to jest. Strażnicy, zwłaszcza ci co są dłużej, powinni wiedzieć gdzie to jest. Bo kuchnia to nie bardzo. Oni mają dostęp do kuchni i stołówki a jak rozwożą posiłki to w eskorcie strażników. Łasica ma mocno ograniczone możliwości rozmowy z wyrocznią jak strażnicy stoją o dwa kroki od nich. A i wyrocznia zdaje się nie wie gdzie jest ten kostur. A po ucieczce to już będą marne szanse odzyskać ten kostur. - przedstawił jak wygląda sprawa z kosturem wyroczni. Mówił tak jakby głównie liczył na pomoc Egona w tej sprawie skoro miał większe pole manewru w tej sprawie niż Łasica która była tam tylko kuchcikiem. A kazamaty były spore. W końcu w oryginale to był zamek czy inna warownia.

- I jeszcze sprawa po ucieczce. Będą cię szukać. Kto zorganizował tą ucieczkę no ale najbardziej ciebie i Łasicy. Świeżo po ucieczce ukryjesz się w “Kogucie”. Potem może tutaj albo zorganizujemy jakiś inny lokal. No ale póki wyglądasz jak Egon z kazamat, do tego masz takie same gabaryty to wpadniesz w oko każdego kapusia albo łowcy nagród. Dlatego teraz już nic nie rób z obecnym wyglądem. Ale pomyśl o jego zmianie. Bez tego trudno będzie ci opuszczać takie bezpieczne schronienie. - ostrzegł go przed konsekwencjami takiej spektakularnej ucieczki. Było oczywiste, że sprawa stanie się głośna i władze uruchomią wszelkie środki aby wyłapać osoby odpowiedzialne za taką kompromitację.



Joachim



- To jest Max. Fechmistrz i mój instruktor szermierki. - panna van Hansen przedstawiła sobie obu mężczyzn. Obaj byli brunetami ale na tym podobieństwa się kończyły. Max był postawnym mężczyzną, ze dwa razy starszym od swojej uczennicy i Joachima, z wyraźnie już zarysowanym brzuchem chociaż w kwiecie wieku to musiał być rosły i krzepki mężczyzna o atletycznej sylwetce. Teraz jednak choć miał już ją nieco mniej posągową to wyglądał na pewnego siebie, zdecydowanego ale i jowialnego. A w tych łapach to dalej mógł mieć niezłą parę. Nie miał szlacheckiego przedrostka przed nazwiskiem ale wyglądał na weterana a Froya darzyła go widoczną sympatią i szacunkiem. Instruktor przywitał się z pogodnym uśmiechem, uściskał dłoń ale i pożegnali się z astromantą bo właśnie szli na lekcję szermierki. Zaś Joachim miał sprawę na mieście.

Potem zaś ze Svenem wyszli na pochmurny świat i sługa prowadził go ulicami zawalonymi śniegiem miasta aż dotarli do wybranego przez niego budynku.



https://i.pinimg.com/564x/c3/e8/a0/c...f57d573ac2.jpg


Sven ze swadą oprowadzał i opowiadał o tym budynku. Ten znajomy co z nim gadał parę dni temu pokazał mu ten budynek. Z zewnątrz był w nienajgorszym stanie. W zeszłym sezonie ratusz go przejął za długi. Więc oficjalnie właścicielem był ratusz. Lokal był na uboczu, w mało uczęszczanym rejonie więc wszędzie, do centrum, było daleko. Ale jak komuś zależało na spokoju i nie obawiał się chadzać samotnie po pustych i ciemnych ulicach to to nie była wada. A z tego powodu była nadzieja, że cena nie będzie tak wysoka jak w centrum miasta albo w dzielnicy rezydencji. No ale ile to już trzeba by w ratuszu pytać. Tak samo jak stan wewnątrz bo wszystko było pozamykane i zawalone dziewiczym śniegiem. Bez łopaty trudno było się dokopać do jakiegoś okna albo drzwi. Spod hałd śniegu wystawały tylko ich górne framugi parteru.

Wczoraj z Aaronem nie udało mu się spotkać aby z nim pogadać. Ale za to spotkał go dzisiaj na zborze. Więc okazja trafiła się bardzo dobra. Zarośnięty i zaniedbany magister najbardziej interesował sie trunkami jakie podano do stołu ale jednak słuchał co nowy kolega ma do powiedzenia.

- Syreny tak? No ale co z nimi? Nie spotkałem żadnej. A wy spotkaliście? No, no… - przyznał jakby to zrobiło na nim jakieś wrażenie. Chociaż nie bardzo wiedział czego kolega po nim oczekuje z tymi syrenami. Sprawy morskie nie bardzo były mu znane.

Dzisiaj zaś spędził większość dnia w bibliotece swoich gospodarzy. Okazała się i mała i duża. W porównaniu do księgozbioru w Kolegium to nie było nawet co porównywać. No ale na uczelni powiadano z dumą, że to największa biblioteka w Imperium. Ale jak na prywatne zbiory lokalnego rodu szlacheckiego to prezentowała się całkiem ładnie. O ile wiedział każdy szanujący się szlachcic starał się mieć podobne pomieszczenie bo dodawało to splendoru no i było przydatne w celach edukacyjnych młodego pokolenia jak i rozrywkowych. Przyjemnie było rozmawiać i spotykać się w takiej uduchowionej atmosferze oświecenia.

I jak każdy szlachcic van Hansenowie mieli na honorowym miejscu album ze swoją genealogią. W końcu szlachta chętnie chwaliła się swoimi przodkami czasem sięgając całe wieki wstecz. Jak obejrzał ten album okazało się, że van Hansenowie są właśnie jednym z takich rodów. Pierwotnie zapisywali swoje nazwisko jako Hanssen. I wedle rodowej legendy jaką też miał prawie każdy szlachecki ród potężny jarl Norsmenów jaki przybył na te północne ziemie Imperium spotkał tu księżniczkę - wojowniczkę o złotych włosach. Jeździła konno jak rycerz, powoziła bojowym rydwanem, umiała walczyć zarówno z siodła jak i pieszo. Nie ulękła się groźnego Norsmena i jego zastępów i chcac zawsydzić tutejszych samotnie rzuciła im wyzwanie. Jarlowi strasznie zaimponowała jej dzika uroda i chociaż pokonał ją w końcu po epickim pojedynku to ogłosił ją swoją żoną. Okazało się, że księżniczka była na wyprawie wojennej a pochodziła z dalekiego, słonecznego południa Imperium jakie za swój herb uznawało złote słońce. A dziś te ziemię zwą się Averlandem. Jarl przyjął ten herb do swojego dodając skrzyżowane topory i zmieniając złoto słońca na krwawą czerwień. Właśnie ta para, dzikości barbarzyńców z północy w połączeniu z niezależnością i śmiałością południa dała początek rodowi van Hansenów jaki osiadł mniej więcej pośrodku czyli na południowych wybrzeżach Morza Szponów. Na pamiątkę swoich przodków van Hansenowie przywiązywali dużą wagę do jazdy konnej, morskich wypraw i znajomości języka norsmeńskiego jaki uważali za język swoich przodków.

Natomiast o samych syrenach nie znalazł zbyt wiele. Zwłaszcza, że nie bardzo miał wskazówki czego mógłby szukać. Większość woluminów nie była dziełami naukowymi a te byłyby najcenniejsze pod względem badawczym. Znalazł jednak tom ze zbiorami morskich legend spisanych ze dwa wieki temu, tuż przed albo po Wielkiej Wojnie. W nim znalazł tylko jedno opowiadanie z syreną w tytule. Przeczytał je w dzwon albo dwa. Opowiadała o pięknej dziewczynie z Erengardu co się nieszczęśliwie zakochała. Gdy w skutek serii pechowych, wręcz tragicznych okoliczności jej ukochany zginął na morzu ona sama rzuciła się w morskie odmęty. Ale jej Maanan wzruszony jej urodą i poświęceniem zmienił ją w syrenę. Od tej pory w ładną pogodę można usłyszeć jej piękny chociaż smutny śpiew. A podczas pełni Mannlieba może wyjść na ląd i wrócić do swojej dawnej postaci.

Drugi z tomów to była jakaś kronika z czasów budowy tego miasta. Czyli sprzed niecałych stu lat. Skryba notował skrzętnie co się działo tu czy tam. I to nie brzmiało zbyt ciekawie jeśli się nie znało osób i miejsc o jakich pisano. Jednak wspomniał jako lolakną ciekawostkę bo sam raczej nie pochodził stąd skoro miasto się dopiero budowało, że lokalni rybacy przekazują sobie ustną tradycję o tym, że jedna z jaskiń pod wschodnimi klifami była podobno domem dla syreny. Ale skryba nie był do końca pewny czy ta syrena tam wówczas była czy to już wtedy było tylko podanie o niej. Tymczasem Wrakowisko było na zachodnim wybrzeżu które było raczej płaskie. Miał jeszcze jedno czy dwa z dzieł które może mogły coś zawierać o syrenach ale nie zdążył ich nawet porządnie przejrzeć gdy musiał już zbierać się na zebranie z innymi spiskowcami. Jak szedł przez miasto miał okazję wspomnieć co sam pamiętał z dzieciństwa o syrenach. Raczej niewiele. Traktowano je jako coś co może gdzieś tam na morzu się trafia ale nie tutaj. Z powodu skromnego lub żadnego przyodziewku, zwłaszcza u kobiecego rodzaju uważano je za nieprzyzwoite a ze względu na wabiący śpiew jaki sprowadzał marynarzy na manowce to za szkodniki. Niektórzy uważali je za rodzaj wodnych zwierzoludzi lub odmieńców inni przeciwnie, że wodną rasę stworzoną przez Maanana. Ponieważ jednak materiału badawczego w postaci samych syren było jak na lekarstwo to i trudno było coś z tego wszystkiego zweryfikować.

Dotarł do “Adele” i tam stopniowo ładownia zapełniała się kolejnymi członkami zboru. Potem była wieczerza i luźne rozmowy. Wreszcie Starszy rozpoczął główny temat czyli kazamaty. Okazywało się, że prace są mocno zaawansowane i wkrótce powinien nastąpić ich finał. Było już blisko północy gdy po omawianiu tej głównej sprawy dotyczącej całego zboru przyszła kolej na indywidualne ze Starszym. Ponieważ był tutaj najkrócej to z nim lider w masce rozmawiał na samym końcu. Zaczął od Karlika, Silnego i Łasicy.

- A jesteś mój synu. Dobrze. Powiedz jak się odnajdujesz po latach w swoim dawnym mieście? Jak sprawy stoją? - mistrz zagaił ojcowskim tonem jakby pytał nowego ucznia w klasie jak sobie radzi z aklimatyzacją w nowych warunkach. Swoim zwyczajem spacerował z rękami założonymi z tyłu podczas tej rozmowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline