Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2021, 20:42   #481
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zmierzch; Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Trzy żagle” Wesele

Po składaniu życzeń i przyjęciu prezentów zaczęło się właściwe wesele. Czyli na początek posiłek. A ten był suty. Obsługa wnosiła na stoły kolejne dania. Całe prosiaki, gicze wołowe, pieczone kapłony, suszone owoce bo w środku zimy trudno było o świeże. Do tego całe butelki, kule i antałki wina, piwa i nalewek. Ludzie biesiadowali na całego co chwila wznosząc toast za państwa młodych, za rodziców panny młodej no i za “pana kapitana i jego piękną partnerkę” którzy niejako zastępowali rodziców pana młodego. Chociaż akurat Pirora to mogła być od niego młodsza. Do tego uroczystego obiadu przygrywała orkiestra grając skoczne a czasem i mocno swawolne kawałki. Humory więc dopisywały.

- Widzę, że mimo, że ślub i weselisko szybkie to nie szczędzono na przygotowaniach. - malarka szepnęła do ucha Lange podczas uczty. - Zapowiada się dobra zabawa. Przypomnij mi żebym ci podziękowała za zaproszenie od wina i szaleńczych tańca może mi wylecieć z głowy.

- Nie obawiaj się moja droga, nie omieszkam ci o tym przypomnieć jak już znajdziemy się w pokoju na górze. - odparł jej ze słodkim tonem i uśmiechem. Ale było w tym coś drapieżnego jakby wilk obiecywał zadbać o puchatego króliczka.

- A weselisko tak, jej starzy mają sklep czy coś takiego. No i to ich ostatnia córka na wydaniu więc było ich stać. Całkiem ładnie wyszło jak na moje oko. - zgodził się z nią w sprawie oceny wesela w jakim właśnie brali udział.

- Mhmm, mam nadzieje bo mam ochotę z tobą poszaleć dzisiaj. - Króliczek okazał się równie drapieżny co wilk. - Henry zostanie z żona tutaj czy jednak zabieracie go na wiosnę w rejs? - spytala o pana młodego chcą wiedzieć czy dziewczyna zostanie samotna matką i jej rodzice będą mnie li ją i jej wnuka na głowie.

- A jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Zobaczymy. Jak będzie chciał wypłynąć to go zabierzemy. A będzie chciał zostać to myślę, że też powinno dać radę. - nad drugim pytaniem zastanawiał się chwilę spogladając na bawiących się młodych. Ładnie razem wyglądali. Jak pewnie większość młodych na własnym weselu. W tej chwili po pannie młodej jeszcze nie było widać stanu brzemiennego ale na wiosnę to się pewnie zmieni. Wiosna w tej chwili wydawała się czymś dość odległym w czasie i przestrzeni.

- I mówisz, że chcesz się dzisiaj niegrzecznie pobawić w pokoju na górze? Taka z ciebie niegrzeczna dziewczynka? Poczekaj aż dostaniesz za to parę klapsów na goły tyłek. No i sama widzisz. Co wy wszystkie byście beze mnie zrobiły? No sama widzisz jak bardzo ratuje białogłowy w potrzebie. Widzisz jak się choćby dla ciebie poświęcam dzisiaj? - wrócił wzrokiem do swojej blond partnerki i zadbał o to aby nie zapomniała o właściwej czyli jego perspektywie widzenia na świat. A przynajmniej na to dzisiejsze spotkanie. Patrzył na nią jakby wcale nie był zdziwiony jej zachowaniem, wręcz przeciwnie, nie pierwszy raz był już w takiej sytuacji gdy ratował kobiety w potrzebie.

- Uważaj bo jak mi wejdziesz na ambicje to sam potrzebować będziesz żeby cię koledzy ratowali. - blondynka uśmiechnęła się przesłodko mówiąc ta groźbę a raczej obietnicę.

- Ratowali? Mnie? Przed tobą? - brwi blondyna uniosły się do góry w grymasie ironii i niedowierzania. Przekręcił się nieco aby zwrócić się bardziej frontem do niej i położył sobie dłoń na biodrze. Co bardziej podkreślało różnicę gabarytów między nimi. Jakby się mieli bić czy inaczej siłować i wówczas raczej miałby sporą przewagę nad partnerką. Ale znów raczej traktował to jako część żartu i przekomarzania się.

- Obiecanki cacanki a głupiemu staje. Na razie to zdaje się jesteś jedne majtki Magdy do tyłu. A z tymi od Ilsy to jeszcze się okaże. Słyszałem, że z nią nie tak łatwo. Może jakoś tam zbałamuciłaś przez przypadek Alane no ale tym razem może być całkiem inaczej. A w ogóle co u niej? - wrócił do poprzedniej pozycji i nie omieszkał przypomnieć, że jeśli chodzi o różne miłosne konkury między nimi to jak na razie ma niezłą przewagę na start.

- Pracuje nad mapą, więc ma mniej czasu zresztą ja też ostatnio zajęta jestem jakbyś nie zauważył. Niemniej jak skończę aktualny obraz pewnie wyślę jej zaproszenie by pokazać ten i ten poprzedni. A co? Już zabezpieczasz się żeby znowu spróbować szpiczastouchego smaku? - zapytała ciekawa.

- Dziewczyno ja nie muszę niczego zabezpieczać. Chociaż tak, przyznam, że ta spiczasta mi posmakowała. To jednak prawda co o nich mówią, że jak już coś z nimi jest to na całego i są bardzo gorące. - skinął głową na znak, że miło wspomina tamtą wspólną przygodę z elfią panią nawigator.

- No ale moja droga, muszę przyznać, że w tobie też jest żar, urok i wdzięk. Zwłaszcza jak przede mną klęczysz albo jęczysz pode mną. Ślicznie wówczas wyglądasz. - zdobył się na komplement. Taki rubaszny i bezczelny jaki zdecydowanie nie powinien paść w dobrym towarzystwie bo wyszedłby na grubiański. Ale jednak ujął jej dłoń i pocałował z szacunkiem jakby to był najdelikatniejszy i najsubtelniejszy komplement jaki można było złożyć.


---

Po posiłku który tak pokrzepił ciała i dusze przyszła kolej na zabawę. Pierwszy taniec należał do pary młodej i wyglądało to bardzo podobnie jak w Averlandzie. Zatańczyli go tradycyjnie. Potem już potoczyło się to znacznie szybciej. Pan młody poprosił swoją teściową zaś panna młoda poprosiła Dirka. Ten oczywiście nie odmówił jej tej przyjemności i o dziwo gdy nie był sam wśród swoich a nawet mieli publiczność to się potrafił zachowywać jak na oficera a nawet szlachetnie urodzonego kawalera przystało. Po tych tradycyjnych tańcach już wszyscy mogli się nacieszyć tą zabawą i zrobiło się luźniej i weselej. Kto miał ochotę to prosił kogoś do tańca, kto wolał jeszcze coś zjeść, napić się, pogadać to także była okazja. Pan młody też podszedł do Pirory i poprosił ją do jednego z pierwszych tańców a gdy skończył Dirk zgrabnie przejął pałeczkę tańcząc wreszcie ze swoją partnerką obiecany pierwszy taniec jak tylko nadarzyła się okazja.

Tańce weselne zwłaszcza na początku zabawy nie były stworzone do rozmów. Były żwawe szybkie i pełne energii. Było też dużo tańca w przeplatanie partnerów albo grupowych. Szlachcianka nie opuściła prawie żadnego z nich przynajmniej Od razu po rozpoczęciu wesela. Pod tym względem szlacheckie wesela na salonach były bardziej taktowne. Tańce były wolniejsze i sprzyjały tak zwanej "wielkiej grze" czyli firmie i biciu w konkury u młodych dam próbując oczarować je rozmowami. Malarka doceniają prostotę i emocje jakie towarzyszyły weselom niżej urodzonych. Było tutaj coś z pasji prymitywnej i niepohamowanej radości. Pirora nie odmówiła ani jednemu gościowi który poprosił ją do tańca. Mieszczanie byli bardziej zdystansowani ale po zobaczeniu jak "rodzina" pana młodego prosi ją do tańca też paru się przemoglo.

- No i co tak siedzisz nie idziesz zdobywać swojej czarnowłosej? - zapytała a nawet podburzyła Lange gdy po jakimś czasie oboje usiedliśmy znowu koło siebie i raczyli się winem.

- Aha! Wiedziałem! Wiedziałem, że tobie też wpadła w oko! No! To teraz jesteśmy w domu! - roześmiał się oficer Czerwonego Legionu. Też już miał zaczerwienione policzki i wesołe spojrzenie. Od tego tańcowania zdjął już kubrak który chociaż dodawał mu powagi, elegancji i dostojeństwa to jednak było w nim zbyt gorąco aby zdzierżyć w ogrzanym pomieszczeniu podczas tańca. Więc oddał go jakiejś służącej razem z kluczem do 6-ki a ta po paru chwilach wróciła z samym kluczem jaki mu oddała. A teraz siedział w samej koszuli która też miała modne żaboty i zdobienia więc nadal wyróżniał się bogatością na tle innych męskich koszul jakie coraz częściej pojawiały się zamiast wierzchnich okryć.

- Mi? Ja tylko ci przypominam i sprawdzam czy słowny jesteś i czy twoje przechwałki wcześniej były prawdziwe. - Zaśmiała się sama., trącając legionistę w ramie i popijając wino z jednego z kielichów.
- Widziałam że tańczyłeś z koleżanką Mathiasa. Podzielisz się jakimś pierwszym wrażeniem?

- Jakbym tylko chciał jadłaby mi z ręki i piszczała aby klęknąć do modlitwy. - odparł z butą i pewnością w głosie jakby do głowy nie brał innego scenariusza. - Ale nie chcę. Powiedzmy, że średnia. Zostawię ją Mathiasowi. Sympatyczna, ładnie się rusza w tańcu to pewnie i w łóżku też. Ale jakaś nie jest porywająca. No chyba, że masz na nią ochotę. To znów poświęcę się dla ciebie i ich zaproszę do nas. Tylko poczekaj bo jeszcze nad tą czarnulą muszę popracować. Widzisz? Jak ci załatwiam na zamówienie fajne dziewczęta do łóżka? Mam nadzieję, że nie zapomnisz o tym dziś w nocy z kimkolwiek byśmy w tym łóżku nie wylądowali. - mówił szybko i bez wahania. Jakby koleżanka Mathiasa nie ujęła go za serce chociaż szpetna nie była i tak jak mówił w tańcu ruszała się całkiem zgrabnie. Ale w sumie mógł się i z nią zabawić gdyby Pirora miała na to ochotę. On sam zaś dopił kielich i wskazał palcem gdzieś na dość odległy stół gdzie wypatrzył tą czarnowłosą w spodniach. Spojrzał jeszcze na blondynkę czy nim ruszy na podbój ma mu coś jeszcze do powiedzenia.

Pirora za to wypatrzyła Mathiasa jego partnerkę, Borysa i Heike którzy akurat rozmawiali ze sobą. Postanowiła do nich dołączyć więc wstała ze swojego miejsca i podszedł do tamtej grupy.
- Można dołączyć? - Zapytała z uśmiechem wchodząc w towarzystwo. - Jak tam zabawa?

- O cześć Pirora! Jasne, że możesz. - powiedział wesoło Mathias zapraszając ją gestem do ich gromadki. Wszyscy posunęli się trochę aby zrobić jej miejsce.

- Co? Dirk cię znudził czy wymęczył? - zapytała z uśmiechem Heike zbliżając twarz do jej ucha jakby chciała zapytać po cichu. Ale pozostali też się roześmiali na ten mały żarcik z ich dowódcy. Zwłaszcza, że ten tego nie słyszał.

- Masz może ochotę? - Marie co była dzisiejszą partnerką porucznika widząc, że blondynka przyszła z pustymi rękami wskazała na butelki i kieliszki jakie stały pod ręką chcąc ją poczęstować. Z bliska też nie wydawała się jakaś szpetna i miała całkiem ciepły i życzliwy głos i uśmiech.

- Chętnie, teraz mi tylko topić smutki w winie zostało jak herr Lange poszedł ganiać za spódnicami w drugiej części tawerny. - Powiedziała prezentując przesadne załamanie teatralnie, wywołując kolejna salwę śmiechów przy stolę. Malarka przyjęła wino z uśmiechem i wdzięcznością. - A mogłam się ciebie Mathias posłuchać.

- No mogłaś. Ostrzegałem cię, że to hultaj i nicpoń. - porucznik zrobił smutną minę jakby współczuł koleżance no ale sama nie posłuchała jego rad.

- Święty się odezwał. - mruknęła Marie obdarzając go ironicznym spojrzeniem. Sama zaś wzniosła swój kielich i mogli wypić za to spotkanie i przyjazną atmosferę.

- A. Tam są. Uderzył do tej w spodniach. - Heike wypatrzyła ich kapitana jak prowadził czarnowłosą do miejsca gdzie tańczono. Oboje wyglądali na uśmiechniętych i zadowolonych.

- O. Co ona ma na rękach? Tatuaże? - ponieważ czarnowłosa nieznajoma teraz była znacznie bliżej niż poprzednio to i faktycznie dało się dostrzec, że coś tam ma na tych podwiniętych od gorąca rękawach koszuli.

- Chyba tak. Może jest z jakiejś załogi? - Heike też nie bardzo mogła dostrzec jak tańcząca para była w ruchu co tam ta tancerka ma na tych ramionach no ale mogły to być tatuaże.

- No to się napijmy. - Borys machnął na to ręką i podał kislevski sposób na rozstrząsanie wszelkich wątpliwości. To i pozostali znów stuknęli się szkłem i kuflami w wesołym toaście.

- Taaaa, przyuważył ją od razu po wejściu, naprawdę gdyby nie to że zabawa przednia i nie wypada wychodzić przed świtem to bym go zostawiła. - Zażartowała szlachcianka, ale Borys polał i trzeba było wznieść kielichy.

- A tak to co u was jak wam nadal zima mija? Czy może macie jej już dosyć i chętnie juz bycie opuścili miasto i na południe w cieplejsze klimaty?. - Zapytała przedstawicieli Legionu.

- Zima jak zima. Ma dobre i mniej dobre strony. Dobre to takie, że nic się nie dzieje a żołd i tak płacą. A ta mniej dobra, że nic się nie dzieje i ta zima jest upierdliwa. - Borys odparł w imieniu towarzyszy. Pykał przy tym fajkę i wydawał się mieć dość melancholijne nastawienie do tego co przyniesie los.

- Aby do wiosny. A na wiosnę jak przyjdą nowe rozkazy to zobaczymy co będzie dalej. Pewnie nas zamustrują na jakiś statek i popłyniemy. - Mathias wzruszył ramionami też nie bardzo się tym przejmując. Raczej taka była dola najemnika morskich statków to wszyscy wydawali się to akceptować.

- A ty? Jakie masz plany na wiosnę jak stopnieją śniegi? Opuszczasz to miasto i wracasz na południe czy co? - Heike zapytała blondynki jakie ta ma plany na kolejną porę roku.

- Jak rodzina po mnie pośle to wrócę jak nie to zostanę. Ojciec chciał mnie bliżej Ostlandu wywieźć na zamążpójście, ale kto wie jak to będzie wyglądać na wiosnę. Może każą mi jechać do ciotki do Middelheim. A może ubzdura mi się że wsiadam w pierwszy statek do Tilei albo Estali w ramach zwiedzania świata. Po roztopach zobaczę. - Pirora odpowiedziała nonszalancko jakby planu jutra były tak dalekie że nie stanowiły dla niej zmartwienia. Nawet wspomnienie wysłania ją bardziej na wschód w ramach za mąż pójścia.

- No to aby do wiosny! Napijmy się za to i niech nam bogowie sprzyjają z naszymi planami! - zawołał Borys unosząc swój kufel. Pozostali dołączyli się do toastu i kielichy, kubki oraz kufle poszły w ruch. Rozmawiali sobie jeszcze w tej swobodnej i luźnej atmosferze gdzie w tle przygrywała orkiestra a przed stołami tańczyły pary. Zabawa była przednia. Zapowiadało się udane wesele. W pewnym momencie Borys poszedł za potrzebą, Mathias poprosił do tańca Marie i Pirorze została do towarzystwa tylko Heike. Ta cmoknęła w pewnym momencie i wskazała na salę przed stołami. Bo po skończonym kawałku z parkietu odeszła jedna z par. W tym wypadku był to Dirk i ta czarnowłosa nieznajoma.

- Nasz amant wraca. - zaśmiała się cicho legionistka widząc, że kapitan już ich namierzył i zmierza w ich stronę.

https://i.pinimg.com/474x/ee/fa/ee/eefaeebb24db01538f2bfc026a4eeb43.jpg

- Wina! Nawet nie wiecie jak mnie wymęczyła ta diablica! - zawołał klaszcząc w dłonie głośno i rubasznie zaśmiał się wskazując na swoją partnerkę od tańca. Oboje wydawali się dobrze bawić, mieli zaczerwienione policzki i roziskrzone spojrzenia. Heike uśmiechnęła się wesoło i nalała do dwóch kubków wina podając obojgu tancerzy. Ci skwapliwie skorzystali z tego podarku.

- To panie pozwolą, że przedstawię. To jest Pirora moja partnerka, to jest Heike, moja legionistka, no a to jest Silke, moja partnerka od tańca. - Dirk przedstawił sobie trójkę kobiet wskazując po kolei na każdą jaką przedstawiał.

- Cześć. Miło mi was poznać. - Silke przywitała się wyciągając przyjaźnie dłoń do każdej z kobiet. Wyglądała na szczupłą i młodą kobietę. I ramiona faktycznie miała pokryte licznymi tatuażami.

- Witaj, miło cię poznać. - Pirora przywitała się z Silkę, i przyjrzała się jej z ciekawością. Owszem nie była niczego sobie ale by od razu się tak zachwycać jak rozjuszony chłopek w letnią noc. Blondynka nie wiedziała jak rozmawiać z nową partnerką od tańca. Toteż po prostu uśmiechnęła się i popiła wina. Dyskretnie rozejrzała się czy przypadkiem nie zbiera się na drugi taniec grupowy do którego mogłaby dołączyć.

Nowa koleżanka dość ładnie wpasowała się w towarzystwo legionistów. Oboje z Lange musieli złapać oddech po tych tańcach na głównej sali odpuszczając kolejny kawałek. W międzyczasie wrócił Borys i też zapoznał się z ciemnowłosą tancerką.

- Dobrze moja droga to ja cię na razie zostawiam w dobrych rękach. A teraz wybacz, obowiązki wzywają. - Dirk zwrócił się do Silke niejako przekazując pod opiekę pozostałej dwójki legionistów sam zaś wstał i wyciągnął dłoń w kierunku blondynki zapraszając ją do kolejnego tańca.

Malarka odstawiła pucharek i przyjęła dłoń. - I co chcesz ją do grzania ci drugiego boku łóżka wieczorem? - Spytała bezpośrednio ale ciszej kiedy prowadził ją na parkiet.

- A powiem ci, że przyszło mi to do głowy. Zwłaszcza jak tak chętnie przyklasnęłaś poznaniu nowej koleżanki. - odparł z uśmiechem gdy wyszli na parkiet. Skłonił jej się jak wypadało nowej partnerce na początek tańca po czym zaczęli tańczyć.

- Och taaak, wprost pchałam cię w jej ramiona. - Malarka zachichotała kiedy ich twarze znalazły się bliżej. - Ale w końcu ja cię na łańcuchu nie trzyma,...jak bardzo to by kusząco wyglądało,... chcesz ją z nami to się wysil i zwab ją do naszego pokoju. - malarka posłała mu zachęcający uśmiech. Sama miała inne plany na ten wieczór i nie chciała się nim dzisiaj dzielić ale w końcu nie był jej mężem ani narzeczonym. Próba wpłynięcia na niego skończyła by się źle. Przynajmniej jeszcze. Pirora zauważyła że wpływanie na Legioniste było trudniejsze niż z początku myślała. Toteż na razie jej zwycięstwem musiało być że się jeszcze nią nie znudził.

- To ma być wyzwanie? Zgarnąć ją do naszego pokoju? - roześmiał się z niedowierzaniem i sprawnie okręcił partnerką po czym złapał ją i przechylił ją w pasie, że głowę miała tuż nad podłogą.

- Widziałaś ją? Aż przebiera nóżkami aby się znaleźć w tym pokoju. - nie mógł się powstrzymać aby się ponownie nie pochwalić jaki ma wpływ na kobiety. Po czym wyprostował siebie i partnerkę wracając do bardziej standardowej pozycji.

- I tak, pchałaś mnie w jej ramiona. Cały czas gadałaś o wymianie partnerek. I wręcz szczułaś mnie na nią abym ją zdobył. No to co ja biedny mogłem zrobić? No spełniłem twoje życzenie. Widzisz jak masz ze mną dobrze? - powiedział nieźle zgrywając się na kochanego partnera, narzeczonego i męża który myśli wyłącznie o potrzebach i szczęściu swojej partnerki.

- No proszę, nie miałam pojęcia że mam taką władzę nad tobą. - Zaśmiała się cicho do jego ucha kiedy podczas kolejnej figury złapał mocniej za jej kibić i przyciągnął do ciebie w obrocie. - Lepiej nie mówić o tym twoim ludziom jeszcze ci zdezerteruja…

- Oh proszę bardzo. Kto chce niech dezerteruje. Za dezercję jest kara śmierci. - roześmiał się jej wprost do ucha gdy skorzystał z momenty gdy przywarli do siebie. Wcale nie wydawał się przejęty taką perspektywą o jakiej mówiła blondynka. Z bliska czuła jego żywe gorąco jakie emanowało spod jego barwnej koszuli. Gdy się znów na krótko rozstali wznowił rozmowę po chwili.

- A ty? Poprosisz koleżankę do tańca? Mam wrażenie, że ci nie odmówi. A niedługo powinien być taniec dla pań. - zapytał z zaciekawieniem w spojrzeniu.

- Pytasz o taniec na parkiecie czy ten prywatny w sypialni? - blondynka posłałą mu chochlikowy uśmiech jakby obie propozycje były dostępne dla niego. - Bo jakbyś nie zauważył jeśli chodzi o taniec to mam większe powodzenie niż ty. - skomentowała i puściła mu oko przyjmując kolejna figura w tańcu gdzie stali ramię w ramię.

- Ty masz większe powodzenie niż ja? - zapytał patrząc na nią ironicznie i z niedowierzaniem. Jakby trudno było mu pomyśleć, że ktoś inny mógłby zebrać większy splendor niż on sam. Ale roześmiał się beztrosko i machnął ręką. - No może i tak. - zgodził się nadspodziewanie gładko.

- I mówisz, że to ty mogłabyś ją zaprosić do sypialni? O. To by było ciekawe. Co prawda ja to mogę pstryknąć palcami i ona już pokica gdzie zechcę no ale jestem ciekaw jak tobie by to poszło. Zakładamy się? - zaproponował kolejne konkury chociaż mógł też i się zgrywać.

- Podobno kiepsko wychodzisz na zakładach. A wiesz sala taneczna to prawie jak taka arena do walki. - Blondynka przypomniała mężczyźnie zbyt wając uśmiechem jego nadinterpretacje jej pytania. W sumie mogłaby uwieść Silke chociaz preferencje drugiego człowieka nadal grały wazna rolę. Może powinna skorzystać z prezentu od kuzynki użyć perfum? Albo zostawić je na zabawy w sypialni.

- Z tego co pamiętam to chyba jestem dwie monety do przodu po naszym ostatnim zakładzie. A kolejny to się jeszcze okaże. Od obiadu do majtek to nie taka prosta droga. - zmrużył oczy jakby chciał im obojgu przypomnieć jak się skończył ich ostatni zakład.

Wrócili do reszty po tańcu a malarka nawet nie zająknęła się kiedy kolejny utwór zaczął grać a na parkiet zaczęły schodzić się niewiasty.
- Silke choć do nas dołączyć. - blondynka wyciągnęła w stronę wytatuowanej kobiety ręce zapraszając ją do kolejnego tańca.

- Dobrze! - czarnowłosa zgodziła się bez wahania a jej bujanie nogą świadczyło, że ma jeszcze energię jaką chętnie spożytkuje na taniec. Więc gdy blondynka jej go zaproponowała to złapała wyciągniętą dłoń i razem ruszyły na parkiet gdzie już panie, podlotki, panny i szacowne matrony zbierały się do kolejnego tańca jaki tradycyjnie tańczyły tylko kobiety. Z bliska Pirora zorientowała się, że Silke jest może palec czy dwa wyższa od niej ale właściwie były podobnego wzrostu. Chętnie też ustawiła się naprzeciwko blond partnerki aby stworzyć z nią parę do kolejnego tańca. A ten powinien się zacząć lada chwila jak tylko orkeistra też zwilży usta i gardła przed kolejną porcją muzyki.

Blondynka postanowiła wymieszać trochę techniki uwodzenia, oczywiście podczas tańca stawiała na gesty i dotyk. Oraz spojrzenia i uśmiechy. Taniec kobiecy był wolniejszy i dłuższy niż poprzednie utwory, toteż Pirora miała dużo czasu by rozpoznać czy Silkę odpowie na jej sugestywne zapraszające gesty.

- Dirk nie przesadzal chwaląc twój taniec, jesteś naprawde dobrą partnerką. - malarka skomplementowała Silke gdy zauważyła że ta wydaje się odwzajemniać grę w taneczne podchody.

- Tak powiedział? - Silke wyraźnie ucieszyła się gdy usłyszała opinię jej byłego partnera o niej i jej tańcu. Uśmiechnęła się serdecznie i szybko się odwzajemniła. - No a ja przyznam, że miałam trochę tremę jak mnie poprosiłaś. Jeszcze nigdy nie tańczyłam ze szlachcianką. Ze szlachcicem też nie bo Dirk to chyba nie jest co? - zapytała jakby jej ulżyło po takiej wymianie uprzejmości. A z tego co widziała i wyczuwała Pirora to czarnowłosa wydawała się być jej chętna. Nie uciekała od dotyku sama nawet pozwoliła sobie złapać trochę dłużej niż wypadało ją za kibić czy nagie ramię. Chętnie przechwytywała jej spojrzenie i bliskość drugiej kobiety nie wydawała się jej płoszyć. Ale w końcu ten taniec się skończył i partnerki podziękowały sobie skiniemiem głów. Jednak wodzirej zapowiedział za chwilę drugą turę na specjalne życzenie panny młodej więc nie wypadało jej odmówić w dniu jej święta.

- Masz ochotę zwilżyć gardło? - wytatuowana wskazała brodą w stronę szynkwasu gdzie jeszcze było miejsce aby przysiąść na stołku i dać chwilę wytchnienia nogom.

- Chętnie. - blondynka przytaknęła i skierowała się z Silke do szynkwasu. - I tak herr Lange nie jest raczej paniczem na wygnaniu, choć jak chce umie czarować jak owy. Co może już ci zaprezentował …albo pokazał się jako prawdziwa szelma która jest. - blondynka zażartowała ze swojego partnera.

- Oj chyba jedno i drugie. - czarnowłosa partnerka roześmiała się wesoło i gwizdnęła na barmana podobnie jak to czasem Łasica robiła w “Mewie”. Ten podszedł i przyjął zamówienie od obu klientek po czym ruszył do pozostałych bo tego wieczora było ich sporo. Czarnowłosa usiadła na stołku i założyła nogę na nogę. A w przeciwieństwie do popularnych, długich spódnic opięte spodnie ładnie podkreślały, że nogi to atut właścicielki. Usiadła trochę bardziej frontem do Averlandki zdradzając, że ma wobec niej raczej pozytywne nastawienie.

- A długo się znacie? Aż nie wiem co o nim myśleć. Strasznie dużo rzeczy mi w tańcu nagadał. Już nie wiem czy żartował czy nie. - powiedziała znów wznawiając bujanie nogą a w dłoni trzymała kufel zamówionego wina.

- Niedługo, sama jestem nowa w mieście. Choć coś mi się zdaje że skoro szelma mielil ozorem że nie wiesz co myśleć to przynajmniej część pewnie jest prawdą, a i pewnie postanowił swoje nadzieje i fantazje włożyć w tych opowieściach w moje usta i chęci. - Zaśmiała sę znowu blondynka.

- Choć w sumie póki nie zaczniesz zadawać pytań korcących twoją ciekawość po tych jego opowieściach to się nie przekonamy co ztego jest prawda a co nie. - blondynka zachęciła Silkę do zaspokojenia swojej ciekawości.

- No tak, szelma z niego. - zgodziła się czarnowłosa z opinią blondwłosej śmiejąc się przy tym serdecznie. - Właściwie to jest bezczelny. Powinnam się na niego obrazić i pognać precz za takie głupoty co wygadywał. - przyznała i gdzieś tam spojrzała przez salę na stół gdzie powinni siedzieć legioniści więc pewnie i mężczyzna o jakim rozmawiały. Ale widok zasłaniały kobiety szykujące się do kolejnego tańca. Czarnowłosa więc wróciła spojrzeniem do rozmówczyni i jakby zastanawiała się nad czymś. Rozejrzała się dookoła ale chociaż siedziały obok innych klientów to każdy podobnie jak one wydawał się być zajęty własnymi rozmowami. Silke jednak podciągnęła swój stołek bliżej Pirory tak, że ich kolana zetknęły się ze sobą. Po czym nachyliła się do niej bliżej.

- Złożył mi bardzo nieprzyzwoitą propozycję. Jaką mielibyśmy sfinalizować w pokoju na górze. We trójkę. To prawda? - zapytała cicho patrząc uważnie na blondynkę. A sądząc po tym spojrzeniu i głosie to wydawała się przynajmniej zaintrygowana taką propozycją.

- Ach te propozycje, cóż to może być prawda jeśli się odważysz z nami wrócić do pokoju. Choć ja tam zrozumiem jeśli masz inne plany na wieczór, w końcu każdy ma własne życie prawda. - Malarka uśmiechnęła się do Silke zachęcająco a jej noga otarła się przez sukienkę o mogę drugiej kobiety.
- No i jeszcze pytanie czy nadal masz tremę co do mnie. Czy powinnam jednak zrobić coś by temu zaradzić. - Tym razem dłoń szlachcianki powędrowała niby na własne kolano ale jej palce zacisnęły udo Silke, tak jak kiedyś place de la Vegi zacisnęły się na jej własnym udzie.

Szlachcianka była prawie pewna, że rozpoznaje u partnerki coraz wyraźniejsze oznaki ekscytacji i podniecenia. Bo przecież panna jakiej zależy na reputacji nie powinna nawet wysłuchać połowy tych bezeceństw o jakich właśnie rozmawiały. O dotyku nie wspominając. Udo czarnowłosej jakoś nie odsunęło się ani przed kolanem blondynki ani przed jej dłonią. A gdy ta się zacisnęła to cicho westchnęła co zarówno brzmiało jak i wyglądało bardzo obiecująco.

- No właściwie… To myślę, że jest coś co byś mogła zrobić. - powiedziała wodząc po twarzy blondynki powłóczystym wzrokiem. Po czym znów się rozejrzała czy nie ma tu zbędnych uszu i nachyliła się do niej. Tym razem bliżej niż poprzednio aż jej usta znalazły się tuż przy uchu partnerki.

- Mają tu na zapleczu całkiem przytulny pokoik. Może miałabyś go ochotę zobaczyć? Jeszcze nie robiłam tego ze szlachcianką. A nie chciałabym dać plamy tam na górze. - wyszeptała do ucha bawiąc się przy tym blond kosmykiem Averlandki.

- Mhmm, uwielbiam jak ktoś jest gdzieś stałym bywalcem i wie o takich uroczych zakamarkach. - blondyneczka odpowiedziała z zadowolonym uśmiechem. - Prowadź choć będziesz musiała zdać się na mnie herr Lange i ja jednak pełnimy rolę reprezentantów pana młodego i nie wypada mi znikać na zbyt długo, ale jak ci się spodoba to więcej możesz dostać po oczepinach w naszym pokoju. - blondynka powiedziała i wysłuchałą jak Silke mówi gdzie jest ten pokoik. Silke ruszyła najpierw Pirowa odczekała parę oddechów i również ruszyła tam, niby szło się jak do wychodków ale mijało się je i szło się dalej.
Drzwi były uchylone więc przez światło z korytarza blondynka dojrzała tatuaże na rękach kobiety i wiedziała że dobrze trafiła. Wślizgnęła się do kanciapy a kiedy druga kobieta zamknęła drzwi otoczyła je ciemność.

Szukaly się dotykiem, rece poznawału swoje kształty przez ubrania, usta wymieniały gorące pocałunki lub kąsały skórę na szyi. Czarnowłosa znalazła się przyciśnięta przez ciało szlachcianki której ręka wślizgnęła się zwinnie w spodnie a palce zaczęły dawać partnerce przyjemność. Jęki Silkie ginęły w ustach Pirory która dała się ponieść tej szalonej przygodzie.

- Robiłaś to wcześniej z kobietą? …. Przemknęło ci przez myśl co być chciała by Langę ci zrobił tam w pokoju? … Lepiej bądź cicho jeszcze nas wyrzucą… - blondynka co jakiś czas zadawała kochance pytania pobudzając jej wyobraźnie bądż co bądź przyspieszało nieuniknione konwulsje które w końcu zawładnęły ciało Silke. Nogi kobiety zatrzęsły się ona głośno jęknęła w pocałunku z blondyną a jej palce zacisnęły się na ramionach szlachcianki. Ta syknęła jak poczuła wbijające się w nią paznokcie i cieszyla się że akuratramiona miałą okryte.

- No to jeśli nadal chcesz do nas dołączyć to myślę że trema ci teraz nie straszna. - powiedziała blondynka całując jeszcze raz kobietę i wyjmując rękę ze spodni.

- Oh dziękuję, to było wspaniałe… - Silke zamruczała z zadowolenia jakby jeszcze miała problemy, żeby ochłonąć z tego gejzeru emocji jaki właśnie zaserwowała jej szlachcianka. I z tej wdzięczności po ciemku wymacała jej dłoń wyjętą właśnie z jej własnych spodni i bielizny. Po czym pocałowała ją z tej wdzięczności a nawet zaczęła smakować jej palce.

Po ciemku nie bardzo widziały się nawzajem ani nawet tego gdzie właściwie są. Chociaż sądząc z pewności siebie jaką prezentowała wytatuowana kobieta doskonale wiedziała gdzie jest i nie wydawała się tutaj oddać chwili zapomnienia z drugą kobietą.

- Nie bój się, nikt nas tu nie znajdzie. - wystękała parę chwil wcześniej gdy dłoń blondynki tak umiejętnie pobudzała ją w tym najwrażliwszym miejscu.

- Tak… Tak już miałam kobiety… Czasem jak się jakaś fajna trafiła… Bo na co dzień to nie… - wyjęczała po ciemku podczas tych gwałtownych zabaw na stojaka. Okazała się całkiem namiętną i gwałtowną kochanką. Chociaż dostosowała się gdy to ta druga podyktowała warunki tego numerku pod ścianą. I sądząc po jej żywiołowej reakcji całego ciała musiało jej to przypaść do gustu.

- No to tak, jak to tak ma wyglądać na górze po oczepinach to przyjdę. - uśmiechu po ciemku nie widziała ale dało się go usłyszeć po głosie. Teraz już czarnulka zaczynała łapać oddech i mówiła bardziej przytomnym głosem.

- A co bym chciała… No nie wiem co mogę… Ale lubię tam na dole. Ustami. I z przodu i z tyłu. No ale rzadko mi się ktoś trafia co tak mi robi. A ty? Jak lubisz? I on? Co on lubi? - zapytała odgarniając włosy i biorąc głębszy oddech. Zdradzała jednak zaciekawienie swoimi przyszłymi partnerami do zabawy na dzisiejszą noc.

- Ja lubię rożne rzeczy lepiej pokazać niż tłumaczyć. On. Lubi jak się mu dogadza ustami… choć chyba cała nasza trójka najwidoczniej to lubi. Na resztę musisz poczekać do końca wesela, ale zdecydowanie nie będziesz żałować. - Pirora pocałowała Silke w policzek zanim poprawiła sukienkę i powoli spokojnie wróciła na wesele, jakby nic nie zaszło.
 
Obca jest offline  
Stary 15-12-2021, 12:00   #482
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór; Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Trzy żagle” Wesele


Wesele nadal trwało pełną siłą rozpędu choć mniej wytrwali coraz częściej zasiadali na ławach niż wirowali na parkiecie do przygrywek. Van Dyke dużo tańczyła, właściwie z każdym kto ją poprosił, ale nawet ona w końcu odczuła te harce w delikatnych stopach. Dlatego w tej chwili sama zrobiła sobie przerwę i dając noga odpocząć jadła małą porcję pieczonego prosiaka z garstka suszonych owoców i popijając piwo z kufla. Borys polał jej zamiast wina wcześniej podczas jakiegoś toastu. Dirk zniknął jej z oczu jakiś czas temu chyba dwa tańce temu dokładnie. Szlachcianka nie przejmowała się tym zbytnio, wiedziała że legionista pojawi się gdzies wczesniej czy pozniej.

Postanowiła przysłuchać się niektórym rozmową z okolicy jej stołów.

Problem z podsłuchiwaniem rozmów był taki, że Pirora zdecydowaną większość gości widziała pierwszy raz w życiu. Co więcej młoda i dobrze ubrana szlachcianka co była tu jako partnerka prawie ojca chrzestnego pana młodego i pewnie była tu jedyną szlachetnie urodzoną wybijała się z rozbawionego tłumu nawet w już zaawansowanym stadium wesela. Co sprawiało, że zwracano ku niej głowy i spojrzenia gdy przechodziła obok albo przystawała na chwilę. No a jak już coś udało jej się złapać urywek rozmowy trudno było załapać kontekst gdy się nie znało ludzi, miejsc czy wydarzeń o jakich rozmawiano. Siłą rzeczy więc najłatwiej było przysłuchiwać się rozmowom legionistów jacy zdawali się tworzyć dla niej naturalne środowisko.

Marie z pomocą Mathiasa rozmawiała z Borysem o jakimś kupcu który szukał ochrony i właśnie dywagowali czy by się opłacało się tym zająć. W końcu byli najemnikami a zimą za bardzo dodatkowych źródeł zarobku nie było. Silke opowiadała jak to ostatnio wygrała alabastrową figurkę syreny w sprośnej pozie ale chociaż figurka w pierwszej chwili jej się spodobała to jednak teraz uznała, że nie bardzo jej pasuje i nie ma co z nią zrobić więc pytała czy legioniści nie znają kogoś kto by miał ochotę kupić coś takiego. Jakichś dwóch sąsiadów obok jakich Pirora w ogóle nie rozpoznawała opowiadało sobie nawzajem jak to podobno widział kobietę z kopytami dzisiaj. I zarzekał się, że to prawda. Kolega chyba mu jednak nie uwierzył a do tego też miał niecodzienną historyjkę jak to ledwo umknął przed wilkami włażąc na jakieś drzewo i spędził na niej całą noc prawie zamarzając. Bo zima taka straszna, że wilcy prawie pod same mury podchodzą strach wyjść poza bramy. Heike zaś słyszała od znajomego, że jakaś szlachcianka ponoć organizuje polowanie za miastem i szuka nagonki. Zastanawiała się czy się nie zgłosić bo szama i obozowisko miała być zapewniona, sama nagonka raczej niebezpieczna być nie powinna bo to w kupie się łazi no tylko właśnie łażenie po tych lasach i śniegu to mordęga.

Ciekawe rzeczy mogła przysłuchiwać się wśród znajomych, bo jednak różnica społeczna koniec końców zawsze będzie stała na drodze do pełnej przyjaźni. Temat figurki zostawiła na jakiś czas, ale na słowa Heikę zastanowiła się, szlachcianka i polowania to na pewno była Froya van Hanssen. Słowa o kupcu też były ciekawe. Ale najbardziej zaciekawiło ją opowiadanie o kobiecie z kopytami. Chociaż takie opowieści nie musiały być prawdziwe.

Mężczyzna który opowiadał o tej kobiecie z kopytami był tęgi jak Kornas albo Karlik. Siedział też tyłem do Pirory więc z jednej strony nie zwracał na nią uwagi a z drugiej ona nie bardzo widziała jego twarzy. No a on z kolei chyba poczuł się urażony, że kolega tak go zbył swoimi wilkami jak przecież kobieta z kopytami była lepszym tematem niż jakieś wilki.

- No mówię, ci, że widziałem. Miała kopyta! Musi to być z niej jakiś odmieniec. Może jaki zwierzolud w przebraniu? - tłumaczył koledze aby ten docenił wreszcie wagę tego odkrycia. Ten od wilków i drzewa prychnął tylko lekceważąco.

- Zwierzolud w przebraniu? Chłopie! Widziałeś ty kiedy zwierzoluda w przebraniu? Oni chodzą w jakichś łachmanach, mają rogi no i z daleka widać, że to rogate bydlę, nic tylko widły, siekierę czy inną pałę brać i lać. - wilczarz postukał się w głowę na tą niedorzeczność w opowieści kolegi. Ten musiał przyznać, że nie bardzo ma czym zbić te argumenty bo milczał. A wyczuwając swoją przewagę ten drugi natarł ponownie.

- Zresztą oni po lasach się trzymają, gdzie tu by jakowy do miasta wlazł? Słyszał ty kiedy aby jakiś do miasta przylazł, pod mury albo bramę chociaż? Czasem się zbiorą do kupy to na trakcie kogo napadną albo wioskę. Albo bydło z pól zgarną. Ale do miasta to żaden nie wejdzie. - tłumaczył dalej jak to jego zdaniem powinni się zachowywać zwierzoludzie. I chociaż Pirora nie była ekspertem od tych stworzeń to musiała w duchu przyznać, że takie właśnie były stereotypy na ich temat.

- No to co… Mówię ci, że widziałem. A to w dzień jeszcze było to nic nie piłem. Widziałem jak szła ulicą. Młoda, ładna, zgrabna… W chuście i spódnicy. Pod tą chustą pewnie rogi miała. - powiedział ten gruby ale chociaż upierał się przy swoim to widać było, że stracił na pewności siebie.

- Młoda, ładna, zgrabna? No co ty głupi jesteś? Młoda, ładna, zgrabna zwierzoludzia? - wilczarz popukał się w czoło bo przecież wiadomo było, że te leśne stwory mają zwierzęce pyski albo w ogóle całe łby, i rogi widoczne z daleka i w ogóle są paskudne. Tak samo jak paskudną i plugawą miały naturę. Gruby zamilkł ostatecznie zbity z tropu tymi argumentami.

- Zresztą jak mówisz, że miała spódnicę to skąd wiesz, że miała kopyta a nie jakieś buty czy cokolwiek innego? - kolega wyłapał kolejny podejrzany element w tej opowieści towarzysza. Ten wzruszył swoimi wielkimi ramionami i zwłóczył chwilę z odpowiedzią jakby zdał już sobie sprawę jak niedorzecznie to wszystko brzmi.

- No miała. Ale zatrzymała się by zawiązać buta. No podniosła na chwilę tą spódnice. No i wtedy to zobaczyłem. Co ona tam ma. Ona mnie chyba też bo szybko opuściła, skręciła gdzieś w zaułek. Nie szedłem za nią bo strach. - wyjaśnił gruby jak to mógł dojrzeć co ona miała pod spódnicą chociaż te zwykle sięgały prawie do samej ziemi więc trudno było zorientować się co jest pod spodem.

Szlachcianka przysłuchiwała się temu z miną znudzenia co by nikt jej nie posądził o podsłuchiwanie. Niemniej warto będzie się kolejnego dnia upewnić czy ta wioska mutantów z lasu nie przysłała do miasta kogoś po coś. Choć był to temat na kolejny dzień.
Wróciła uwaga do reszty sali, ale poczuła że potrzebuje mieć chwilę dla siebie i ruszyła do wychodka by pozbyć się części wina które do tej pory wypiła. “Trzy żagle” nie były tawerną na poziomie “Złotej Lili” ale nie było to speluna w stylu “Mewy”. Rozejrzała się za Lange którego prędzej by podejrzewała że będzie dokazywał Silke i kusił ją na wspólną noc.

Dirka w końcu zlokalizowała ale dopiero jak wróciła do jego zgrupowania legionistów i ich towarzyszek. Ich dowódca zaś stał przy jednym ze stołów i o czymś żywo rozmawiał z panem młodym oraz jego nowym teściem. Wyglądało, że pochłonęła ich ta dyskusja bo cała trójka rozmawiała o czymś bardzo żywo.

“Oho czyżby w końcu wesele doszło do tego momentu kiedy rodzina oczyści atmosferę mówiąc co o sobie myśli.” blondynka pomyślała powoli zbliżając się do tego samego stołu niby podchodząc do Lange a jednak wyostrzając słuch by wyłapać wcześniej o co ta cała wrzawa.

Raczej nie wyglądało to na jakąś kłótnię bo jak podeszła bliżej to żaden z nich nie wydawał się rozzłoszczony czy zagniewany. A jak podeszła jeszcze bliżej, na tyle aby słyszeć głosy to trochę coś brzmiało to o służbie, przeniesieniu, żołdzie, kontrakcie i tak dalej. Jakby omawiali przyszłą karierę młodego legionisty.

Szlachcianka podeszła do dowódcy i wsuneła swoja dłoń na jego plecy. - Ach panowie czyżbyście zamiast się dalej weselić zaczęli o interesach dywagować? - Spytała bardziej Lange ale i pan młody i ojciec panny młodej mógł słyszeć to pytanie.

- Oh jakieś interesy! Interesy to są w sklepie! A my tutaj omawiamy ważne sprawy życiowe! - ojciec panny młodej odparł jowialnym i wesołym tonem. Dirk zaś cofnął się aby z trójki rozmówców zrobić miejsce dla czwórki.

- Dokładnie tak moja droga. Właśnie omawiamy przyszłość tego młodego i utalentowanego kaprala. Myślę, że na wiosnę awans na dziesiętnika mógłby mu się przydać. - odparł blondyn wprowadzając chociaż pobieżnie w to o czym do tej pory rozmawiali we trzech. Pan młody potwierdził to z uśmiechem i kiwaniem głowy i wydawał się być bardzo kontent z tak obiecanego awansu.

- Ach no jak ważne sprawy życiowe to faktycznie można wam wybaczyć te gadanie o finansach powinien podczas wesela. - Blondynka wypowiedziała się jakby faktycznie takie rozmowy byłby jedynym wyjątkiem do poruszania na weselu.
- Choć mam nadzieje że już kończycie bo herr Lange winien mi jeszcze jeden taniec tego wieczoru. - dodała zwracając się już do kapitana bezczelnie wyczekująco na jego ruch.

- Już zaraz kończymy. Jeszcze tylko porozmawiam z tymi dżentelmenami o wyrównaniu. - odparł obiecująco Dirk całując swoją partnerkę w dłoń. I znów się okazało, że tak w towarzystwie to potrafi być czarujący jak na kawalera z dobrego domu przystało.

- Oj to już chyba mamy co trzeba omówione, panienka ma rację, w końcu to wesele a nie dzień targowy. Jeszcze do wiosny będzie okazja o tym porozmawiać. Ja też obiecałem swojej taniec a cały wieczór migam się jak mogę. - teść wyratował towarzystwo zgrabnym pretekstem do zakończenia tej rozmowy i sam poklepał się bo swoim wydatnym brzuchu śmiejąc się wesoło. Skoro tak to panowie podziękowali sobie skinieniem głowy, pozdrowili się i obiecali jeszcze wypić za zdrowie młodych po czym się rozstali. A Herr Lange jak na dżentelmena przystało podał znów łokieć swojej partnerce aby ją odprowadzić dalej.

- Chyba załatwię mu ten awans. Wdowa dostanie większy zasiłek za dziesiętnika niż za kaprala. A wdów u nas w wiele. - powiedział jakby chciał wyjaśnić dlaczego o tym rozmawiał ze swoimi rozmówcami. - A cóż z tobą? Czyżbyś się stęskniła za mną czy może sprawdzasz czy kolejnej panny nie bałamucę? - zapytał zerkając na nią z ironicznym uśmieszkiem.

- Załatw mu to po weselu jak wam wszystkim wino wywietrzeje z głów. - Powiedziała lekko ciągnąć go na parkiet. - Ja bawię się przednio, choć martwię się o ciebie ty tutaj interesy jeszcze załatwiasz pracujesz jak w końcu pójdziemy na górę to padniesz nam nieprzytomny i ja i Silke będziemy musiały zakończyć zabawy weselno-nocne same. - szlachcianka z uśmiechem lisicy wyraziła swoją troskę o biednego oficera.

- O proszę. Teraz to już jest “ja i Silke”. No tak, tak ja tak czułem, że na to się zanosi. Najpierw ją zaproś, przywieź, potem ledwo przywieziesz to ta już gada o wymianie partnerek a teraz proszę. No proszę! Ledwo potańcowała z nią trochę i już jest “ja i Silke”. No tak, tak i stary Dirk idzie w odstawkę. - całkiem nieźle parodiował styl jakiegoś podstarzałego męża o wiele młodszej żony albo innego amanta co mu młodsi a wręcz młodsze, wyrywają partnerki z rąk. Ale jakoś nie przeszkadzało mu to tańczyć i całkiem nieźle prowadził swoją partnerkę. Pod tą udawaną tragedią dało się wyczuć, że na tym weselu bawi się równie przednie jak ona.

- No właśnie, Stary Dirku, dobrze że świadom jesteś swojego wieku i limitacji fizycznej jaki on ze sobą niesie. Nie martw się jednak postaramy się ciebie nie zabić przez przypadek. - blondynka znowu zażartowała ze swojego partnera.

- Naprawdę? Będziecie dla mnie tak wspaniałomyślne i łagodne? - Dirk nie wychodził z roli Starego Dirka i aż położył sobie dłoń na piersi aby pokazać jak bardzo go wzruszyła ta wspaniałomyślna oferta.

- A na co jeszcze mógłbym liczyć w waszej szczodrości? - zapytał jakby na poważnie próbował ugrać w tych łaskach co się da.

- Cóż nie wiem jak Silke ale takim grzecznym szlachciankom wypada się przed snem pomodlić… na kolanach. - blondynka zagrała pewnikiem jaki wiedziała na jaki Lange się pewnie nakręcił bo powtarzał to o niej na kolanach w paru różnych chwilach tego ślubu i wesela. - Może Silke okaże się równie bogobojna co ja…

- O tak, tak, masz rację moja droga. Właściwa modlitwa z każdego wieczora jest bardzo ważna. Nawet w świątyni o tym mówili na kazaniu. Cieszy mnie niezmiernie, że wykazujesz taką żarliwość i oddanie w sprawie wiary. Nie to co te niewychowane dziewuchy co to za grosz wstydu nie mają i pokładają się z kim popadnie i gdzie popadnie w ogóle zapominając o tej bardzo ważnej rzeczy. - powiedział prawie uroczystym tonem jakiego pewnie nie powstydziłby się i kapłan albo jakiś katecheta. Przez skórę jednak Pirora czuła, że wstrzeliła się w sedno z tym pomysłem.

- Tak takie są najgorsze, podobnie jak te co się spowiadać nie chcą z bezeceństw jakie wyprawiały w kanciapie karczemnej zamiast bawić się na weselu czy też pomagać pełnić rolę opiekuna pana młodego. - Blondynka przytaknęła Lange potępienie sekutnic, a potem dodała bardzo specyficzny opis bezeceństw a jej spokojny uśmiech zadowolenia powiedział mu wszystko co musiał wiedzieć. Malarka miałą jego cel pierwsza. I nie musiała czekać do końca wesela.

- Nie gadaj, że ją miałaś… - wydawało się, że nastąpił jeden z tych rzadkich momentów gdy komuś udało się Dirka zaskoczyć. Na tyle, że nie wiedział co ma powiedzieć. Przez chwilę obracał się i ją w tańcu w milczeniu jakby trawiąc tą informację. Nagle uśmiechnął się jakby wpadł na jakiś pomysł.

- A flagę masz? - zapytał z chytrym uśmiechem patrząc na swoją partnerkę. Bielizna Silke mogła w końcu stanowić dobitny dowód, że do czegoś między dziewczynami doszło jak on akurat patrzył w inną stronę.

- Lubi jak się na niej używa ust…. spróbuj zapamiętać staruszku… - Pirora nie odpowiedziała na jego pytanie zamiast tego uśmiechnęła się i podzieliła się z nim informacją o ich przyszłej kochance. Po tym tańcu w końcu nastąpiły oczepiny.
 
Obca jest offline  
Stary 15-12-2021, 16:48   #483
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Noc; Nordland; Neues Emskrank; sektor centralny; tawerna “Trzy żagle” Wesele

Nadszedł w końcu czas by się niektórzy rozeszli do pokojów. Langę i Pirora życzyli niektórym miłej nocy. Szlachcianka wyłapała Silke i zaprowadziła ją do ich pokoju a Lange miał dołączyć do nich z jakąś złapaną butelka weselnego wina.

Dirk przekazał swojej partnerce klucz do 6-ki aby mogły wejść gdy on mężnie będzie osłaniał tyły ich dobrego imienia i czci. A jak obie panny udały się we dwie na górę to było to przecież o wiele mniej podejrzane niż gdyby robiła to mieszana para nie zaślubiona sobie. Więc znalazły się w pokoju we dwie przed ich partnerem. Pokój jakoś nie zmienił się od południowej wizyty. Averlandka odstrzegła ten elegancki kubrak jaki widocznie służka powiesiła jak należy gdy ją Dirk o to poprosił.

- Ale jestem podekscytowana! - zaśmiała się czarnowłosa rozglądając się po pokoju ale to blondynka najbardziej przykuwała jej uwagę. - Przyznaj się. Ja to też nie jestem twoją pierwszą kobietą prawda? - zapytała obdarzając ją rozognionym spojrzeniem. Podeszła do niej i zarzuciła jej ramiona na szyję obejmując w czułym geście jakby miała zamiar tańczyć jakiś wolny taniec.

- Cóż, mogłam udawać naiwną cnotkę, ale myślę że że za dobrze ci było żeby to kłamstwo przeszło niezauważone. - Pirora uśmiechnęła się i sięgając do swojego upięcia wyjmując parę szpilek a jej ponowne włosy rozlały się po jej plecach. Szlachcianka nie bawiła się już w konwenanse i korzystając z bliskości zainicjowała pocałunek.

- Pomożesz mi zdjąć sukienkę? Samej zejdzie mi długo. - zapytała przymilając się do partnerki. Szybko obie kobiety osiągnęły stan negliżu, który był akceptowalny w ocieplonych miejscach. Blondynka pociągnęła je obie na łóżko przez ich mała przygodę schowku nie musiały martwić się konwenansami tylko od razu przejść do przyjemnych aktywności umilając sobie czas aż zjawi się u nich Lange.
***
- To ja. - usłyszały głos Dirka zza drzwi. Cały czas ktoś tam jeszcze chodził na korytarzu więc dopiero jak zapukał i się odezwał wiadomo było, że to ten na którego czekają. Widocznie uznał, że dał im odpowiednią ilość czasu aby ktoś sobie nie pomyślał, że idzie tutaj bałamucić jakieś niewinne niewiasty.

- Otwarte… - blondynka powiedziała głośniej z pomiędzy nóg Silke. Obie kobiety były w przyjemnym dla oka negliżu wytatuowana kobieta bardziej niż Pirora. Ale to zrozumiałe gdyż ona na nowo obdarzyła ich gościa przyjemnością tym razem ustami.

- O. Już zaczęłyście? Beze mnie? Znowu? - zapytał mężczyzna gdy wszedł do środka i zorientował się w sytuacji. Zamknął za sobą drzwi na klucz po czym stanął przed łóżkiem oceniając prezentowane mu widowisko. Silke rozłożona na plecach pomachała do niego wesoło uśmiechając się przyjaźnie.

- Wybacz. Ale Pirora jest taka kochana i utalentowana, że nie chciałyśmy czekać. Nawet nie wiesz co ona tam potrafi robić! - czarnowłosa wskazała palcem na buszującą między jej udami blondynkę zachwalając jej umiejętności w tej materii.

- A chyba coś mi się obiło o uszy. - blondyn uśmiechnął się i podszedł do łóżka bliżej obserwując z góry te kobieco - kobiece manewry. I sądząc po uśmiechu satysfakcji to chyba podobało mu się to co widzi.

Szlachcianka oderwała usta od Silke zastępując je na chwilę palcami.
- No wiesz kto się spóźnia tego strata. I co będziesz teraz tak stał i się gapił jak cielak na wrota czy może jednak dołączysz. W końcu mamy gościa i wypadałoby ją przyjąć jak należy. - słomianowłosa uśmiechnęła się do mężczyzny i zaczęła powoli iść językiem po ciele wytatuowanej kobiety kąsając skórę jej brzucha, piersi, szyi…

- No skoro nie możecie się beze mnie obyć i tak ładnie zapraszacie… - Dirk przybrał minę i ton jakby może i miał inne plany na tą noc no ale przecież nie zwykł zostawiać ślicznotek w potrzebie jak jeszcze go tak ładnie wzywały do siebie. Silke zaś okazała się bardzo podatna na te wszelkie pieszczoty i palcami i ustami. Oddychała coraz szybciej zdradzając oznaki rosnącego podniecenia. A i ciało miała jędrne, zdrowe i gibkie aż było przyjemnie je zwiedzać.

- Tak, tak, chodź do nas, chodź. - czarnowłosa wysapała zapraszając go słowem i gestem. Mężczyzna bowiem całkiem chętnie oglądał to atrakcyjne widowisko jakie mu serwowały. Jednak w końcu wolał przejść do czegoś więcej bo zaczął rozpinać swoją barwną koszulę, szybko rzucił ją na krzesło po czym zaległ na łóżku obok ich czarnowłosego gościa całując ją w usta i sycąc dłonie jej piersiami.

- Och, musisz koniecznie go przekonać by ci pokazał że jego mielenie ozorem trzy po trzy przydaje mu się jak użyje go do przyjemniejszych dla nas rzeczy. - Skomentowała blondynka wracając w dół ciała Silke.

- Tak? No a może najpierw ty nam coś pokażesz co? - Dirk już całkiem nieźle się dopasował do góry wytatuowanej kobiety. Podobnie jak blondynka do jej dołu. Czarnowłosa wzięta tak w dwa ognie dyszała i wiła się od nadmiaru emocji. Wreszcie Lange oderwał się od niej i zabrał się za rozpinanie i zdejmowanie z siebie butów i spodni więc zapowiadało się, że nastąpi bardziej bezpośredni etap tej wspólnej zabawy.

- Mam wam coś pokazać? - wydyszała Silke trochę już mając kłopot z zachowaniem trzeźwości rozmowy.

- Nie wiem czy widziałaś. Ale Pirora ma tam pod spódnicą całkiem ciekawe rzeczy. Z przodu i z tyłu. A mam takie dziwne wrażenie, że będzie ich dzisiaj mocno używać. Zapytaj czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy w tym swoim uroczym zakątku. - podpowiedział rozbierający się mężczyzna tonem dobrej rady dla nowicjuszki. Czarnowłosa podniosła głowę aby spojrzeć na blondynkę trochę chyba nie do końca wiedząc czy sobie z niej żartuje czy nie. A jak mogła to poczuć blondynka to była już rozgrzana i rozkręcona na całego.

- Myślę że możemy dotrzeć razem sobie pomóc…- szlachcianka powiedziała i przerwała by zdjąć resztę ubrań jakie na sobie miala, frywolnie rzuciła je w stronę Lange. Ignorując go by zrobić z niego chwilowego obserwatora. Kobiety zmieniły pozycje gdzie Silke była na górze a Pirora na dole. I teraz obie sprawiały sobie przyjemność równocześnie. Blondynka parę razy zerknęła w stronę legionisty patrząc czy podoba mu się ten erotyczny pokaz.

Sądząc z grymasu twarzy to pokaz mu się podobał. Ale nie uśmiechało mu się być tylko biernym widzem. Więc zrzucić ubrania szlachcianki na podłogę i zająć się samą szlachcianką. I jej wytatuowaną partnerką.

Jak Lange doszedł do tej zabawy to nabrała ona żywiołowości i rumieńców. Wziął sobie do serca podpowiedź Averlandki co do upodobań ich nowej koleżanki i popracował nad nią tak jak mówiła, że lubi. I ładnie się w tym dopasowali jako dawca i biorca tych ustnych pieszczot. Sama Silke też nie była egoistką i zrewanżowała się Pirorze pocałunkami i pieszczotą tych najwrażliwszych miejsc. I tak jak jej z kolei podpowiedział Dirk, zarówno z przodu jak i z tyłu. Łóżko w wynajętym pokoju pracowało bardzo intensywnie od harców trójki kochanków. Dirk uczciwie zajmował się jedną i drugą partnerką, Silke okazała się być kochanką z gorącym temperamentem jaka nie stroniła ani od zabaw z nią ani z nim. I widać było, że taka zabawa sprawia jej ogromną przyjemność. W końcu jak w każdej zabawie nastąpiło przesilenie gdy aktywność w sypialni zaczęła uspokajać się i dogasać. Zapanowała przyjemna błogość i rozleniwienie.
 
Obca jest offline  
Stary 18-12-2021, 14:56   #484
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Bezahltag; zmierzch; tawerna “Stary kocioł”


- Czemu mi zależy? - Joachim wzruszył ramionami.
- Tak jak mówiłem, rozwiązanie tej sprawy przysporzyłoby uznania i popularności w mieście, a to się chyba przyda dla naszej wspólnej sprawy, prawda? Ponadto jestem astromantą, a znaki gwiezdne powiedziały mi, że warto zająć się tą sprawą.

- A, znaki… - Silny skrzywił się jakby poczuł swąd spalenizny lub inny przykry zapach. Ale nie on jeden reagował podejrzliwie na to co związane z tą tajemniczą i straszną magią. Raczej to była jedna z najpowszechniejszych reakcji na ten temat.

- Uznanie i popularność no dobra rzecz. Można rozwijać interes, dziouchy na to lecą i takie tam. Ale jak to coś… ze znakami… to raczej pogadaj z szefem. Albo z Aaronem. Ja to zwykły bandzior jestem. Trzeba w mordę dać czy co to właśnie moja działka. - pokiwał głową na znak, że ma zrozumienie dla takich przyziemnych motywów ale dał znać, że metody związane ze sztuką magiczną są mu zdecydowanie obce. Sam preferował dużo prostsze i bardziej bezpośrednie metody.

- Oczywiście, każdy z nas zna się na swoim fachu. Ja znam się na sprawach mistycznych, ale podczas takiej niebezpiecznej misji potrzebuje kogoś twardego, żeby mnie osłaniał kiedy korzystam z mojej sztuki. Dlatego potrzebowałem twojej pomocy. - Joachim wyjaśnił cierpliwie, przyzwyczajony do tego rodzaju reakcji zwykłych ludzi na tematy związane z magią.

- No jasne. Ale ten rybak dobrze mówił. Póki ona jest tam na tym Wrakowisku to ja nie wiem jak byśmy mieli ją dorwać. - zgodził się z młodzieńcem ale przyznał, że sam nie ma pomysłu jak rozwiązać ten problem.

- W takim razie pomyślę jak ją wywabić - odparł astromanta, bawiąc się w zadumie swoim amuletem. Potem podziękował Silnemu za pomoc zanim się rozstali, stwierdzając, że członkowie Zboru muszą się wzajemnie wspierać.

************************

Konistag; Przedpołudnie; rezydencja van Hansenów

Czarodziej przez moment wydawał się zaskoczony, ale szybko doszedł do siebie i pocałował przyjaciółkę Froyi w dłoń. Podobnie jak w przypadku córki van Hansenów, było na czym zawiesić spojrzenie.

- Madame von Richter, zaszczyt to Panią poznać. Tak, szlachetni van Hansenowie pozwolili mi skorzystać z ich gościny. Jestem w waszym mieście zaledwie kilka dni, ale widzę że są sprawy w których pomoc znawcy sztuk tajemnych jest niezbędna, wczoraj na przykład polowałem na syrenę, która swoim śpiewem przynosi zgubę marynarzom - odpowiedział dumnie, mając nadzieję, że ta historia wzbudzi zainteresowanie szlachcianek.

- Tak, słyszałam. W Festag o tym nawet na mszy mówiono. I jak poszło to polowanie? - czarnowłosa dama skinęła głową na znak, że zna temat tej syreny chociaż chyba nie więcej niż można było usłyszeć na mieście. Wykazała jednak uprzejme zainteresowanie zaś z bliska Joachim mógł się przekonać, że ma całkiem przyjemną w dotyku, delikatną, kobiecą dłoń. Froya milczała przysłuchując się rozmowie swoich gości.

- Na razie ustaliliśmy, że to mityczne stworzenie rzeczywiście nawiedza te wody. Ja i moi towarzysze usłyszeliśmy nieziemsko piękny śpiew, pod którego wpływem część z nas zatraciła zmysły i chciała wpłynąć za tym śpiewem na Wrakowisko ale dzięki moim zdolnościom udało mi się odeprzeć ten urok. Niestety, syrena umknęła w głąb Wrakowiska, gdzie trudno nam było wpłynąć, więc postanowiłem opracować nowy plan. - odparł młody czarodziej.

Tym razem obie szlachcianki wydawały się zaskoczone tymi słowami. Bo te pierwsze, że Joachim zajął się sprawą raczej nie wywarły na nich większego wrażenia. Obie spojrzały na siebie ze zdziwieniem. A z bliska widać było jak bardzo kontrastowo różny mają od siebie typ urody.

- To ta syrena jednak istnieje? - zdziwiła się Froya jakby do tej pory nie sądziła, że plotka o tym morskim stworzeniu to jest coś czym warto sobie zawracać głowę.

- Widzieliście ją? To jak umknęliście przed jej czarodziejskim śpiewem? - dopytywała się pani von Richter z zaciekawieniem w głosie i spojrzeniu.

- Niestety, nie widzieliśmy…. ale taki śpiew od którego traci się zmysły - to sugeruje mityczną syrenę, chociaż oczywiście dowodów nie mamy - tak czy inaczej jakaś magiczna siła musi być w to zamieszana. - wyjaśnił Joachim.

- Magiczna siła? - Froya popatrzyła ze sceptycyzmem i nieufnością na bruneta. Czarnowłosa na nią.

- W każdym razie życzę ci powodzenia Joachimie. Mam nadzieję, że skoro ta poczwara jednak się u nas zalęgła no to jakoś się z nią rozprawicie. - powiedziała Madeleine uśmiechając się do niego życzliwie.

- Tak, mam nadzieję, że się z nią uporacie. A teraz wybacz ale muszę odprowadzić Madeleine. - Froya skinęła mu grzecznie głową, czarnowłosa szlachcianka także po czym obie wznowiły marsz korytarzem w kierunku wyjścia.

- Dziękuję, nie zawiodę waszego zaufania, drogie Panie - Joachim skinął głową, stwierdzając że teraz definitywnie musi rozwiązać sprawę syreny.
- I co ciekawego mi znalazłeś, Sven? - przypomniał sobie o przerwanej rozmowie.

- Ee… Tak, mieszkanie… Kamienicę… Znaczy dom. - Sven dał się zaskoczyć tym, że jego pan niespodziewanie zwrócił się do niego z tematem o jakim rozmawiali wcześniej przed spotkaniem z dwoma szlachciankami. I wydawał się być nieco onieśmielony ich bliskością. One zaś jeszcze były widoczne bo przy drzwiach wejściowych pojawił się jakiś rosły mężczyzna w kożuchu. Joachim go nie znał. Ale widocznie ten nie był obcy obu szlachciankom bo rozmawiali o czymś przy drzwiach gdy służąca podała Madeleine eleganckie futerko.

- To no budynek jest. Chyba łatwiej pokazać. Jakby pan miał czas i ochotę to mogę zaprowadzić. - powiedział w końcu sługa gdy odzyskał rezon po chwilowym zmieszaniu.

- Myślę że możemy obejrzeć. - skinął głowa czarodziej, jednocześnie obserwując z ciekawością stojące przy drzwiach szlachcianki. Stwierdził, że musi poszukać więcej informacji o syrenach ale rozprostowanie nóg nie zaszkodzi.

- Teraz? Czy później? - zapytał sługa spoglądając na scenę przy drzwiach wyjściowych. Jak tak od razu to musieliby iść właśnie tamtędy aby wyjść na zewnątrz. Chociaż spotkanie przy drzwiach właśnie się zakończyło. Pani von Richter pożegnała się i wyszła. Zaś Froya i ten rosły mężczyzna z bokobrodami ruszyli korytarzem znikając dwóm obserwatorom z oczu.


Joachim poszedł po płaszcz, przy okazji stwierdzając, że może przywitać się z tym mężczyzną z bokobrodami. Towarzystwo szlachcianek nie onieśmielało go tak jak jego sługę, w końcu lata studiów w Kolegium zawierały też podstawy etykiety. Nie był to jednak do końca jego świat, on przecież nie urodził się jako szlachic. I nawet takie wydawałoby się oświecone osoby podzielały przesądy pospólstwa wobec sztuk mistycznych. Magowie mogli być co najwyżej użytecznym narzędziem, ale nigdy nie będą traktowani jako jedni z nich. No cóż...to był jeden z powodów dla których zwrócił się ku ścieżce Chaosu.

W każdym razie miał zamiar obejrzeć ten dom, który znalazł mu Sven. Potem chciał porozmawiać z Aaronem na temat syreny. Tak, miał sporo na głowie, w tym swoje badania, ale przede wszystkim chciał jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Była to kwestia dumy, skoro wiedziano, że się tym zajmuje, choć również i ciekawości. Może poszuka też jakiś infomacji na ten temat w bibliotece Van Hansenów. Na razie najlepszym pomysłem wydawał się być ten z wywabieniem syreny śpiewem. Musiał w takim razie znaleźć jakiegoś utalentowanego śpiewaka, w czym pewnie mogłaby pomóc mu obracająca się w miejscowym światku artystycznym Pirora. Pewnie zobaczą się na jutrzejszym zborze. Ta szlachcianka ciekawiła go, miał wrażenie, że na wspólnej kolacji była dość skryta, a jako wyznawczyni Pana Przyjemności nie mogła być chyba zwyczajną osobą. Choć teraz była pewnie zajęta sprawą uwolnienia tej wyroczni z miejskich lochów, w którą on jeszcze mocno się nie zaangażował. Przedsięwzięcie wydawało się ryzykowne, szczególnie gdyby członkowie Zboru zostali rozpoznani....



 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-12-2021 o 15:42.
Lord Melkor jest offline  
Stary 18-12-2021, 19:43   #485
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Angestag; przedpołudnie; tawerna “Trzy żagle”

- Całkiem ładna pogoda dzisiaj. To dobra wróżba dla młodych. - powiedziała Silke wskazując na słoneczny poranek widocznie za zaśnieżonymi oknami. Miała rację i co do pogody i tradycyjnej wróżby. Ładnie dzisiaj było. Chociaż właściwie ten poranek to był już dość późny. Tak nawet w połowie drogi do południa. Jednak wesele miała swoje prawa. I spora część gości zeszła się na weselne śniadanie ze swoich pokojów. Lange ze swoimi towarzyszkami też zszedł z pokoju i zasiadł wśród swoich legionistów. Brakowało tylko Borysa ale ten ponoć już wczoraj w nocy wrócił do siebie na kwaterę.

- Nie znam się na tych wszystkich wróżbach, jak siostra wychodziła za mąż w Hochlandzie mieli tam jakież obrządki ale to było parę lat temu i podobno byłam za młoda by się porządnie bawić na weselu. - Pirora skomentowała nadal trochę zmęczona po ostatniej nocy i dzisiejszym poranku. Tego dnia jedynym obowiązkiem było spotkanie się z bracią kultystów. Poza tym miała czas dla siebie i mogła nanieść poprawki na obrazy. Jej wczorajsze upięcie zastąpione było dzisiaj samodzielnie zrobionym bocznym warkoczem przewiązanym wstążką. Jadła powoli ciepłą pieczeń i popijała winem.
- Jakie plany na dziś? - Zapytała Lange podstawiając mu swój kubek kiedy ten dolewał sobie porcje z antałka.

- Cisza, spokój, sielanka, kontemplowanie uroków przyrody i takie tam. A ty? - długowłosy blondyn nalał wina swojej blond partnerce, potem czarnowłosej a na końcu obsłużył sam siebie. Śniadanie z oczywistych względów było mniej oficjalne niż wczorajsza biesiada, zwłaszcza jej początek. Dzisiaj większość biesiadników odczuwała skutki jadła, tańca i trunków.

- Tajne schadzki, knowania, planowanie i tym podobne. - malarka mogła podać nudną wersję jaką on ale postanowiła zabawić się słowem i jej planami.

- Brzmi jak przepis na orgię. - mruknął Dirk gdy chwilę trawił słowa siedzącej obok szlachcianki. Czarnulka po drugiej stronie zaśmiała się cicho rozbawiona takim porównaniem.

- A Ilsa będzie na tych schadzkach? - zapytał zerkając na Pirorę leniwym wzrokiem.

- Mhmmm, czyżbyś jeszcze się mną nie znudził i chciał tutaj na jakieś nieprzyzwoite rozgrywki trwające parę dni? - Pirora odpowiedziała równie cicho, a dalszą część zdania musiała pochylić się mu powiedzieć bardziej konspiracyjne do ucha. - Bardzo dobry pomysł ale chyba lepiej mieć cały budynek dla siebie w takim celu.

- Wystarczy pokój. Albo dwa. - odparł równie konfidencjonalnym tonem jakby zdradzał jej przepis na udaną orgię. - A kilka dni z tą samą kobietą? No faktycznie można się znudzić. Współczuję jeśli to ci się przytrafiło. - odpowiedział głośniej na to pytanie jakie i ona przed chwilą zadała na głos. Popatrzył współczująco na nią jak na ofiarę jakiejś strasznej wpadki towarzyskiej.

- Ach to ty myślisz o takiej małej zabawie a nie porządnej zabawie No dobrze rozumiem że tacy nowicjusze zaczynają od małych kroczków. - Blondynka wróciła do konspiracyjnego tonu. - Ach no cóż skoro to takie straszne to faktycznie nie będę się domagać być mnie odeskortował do mojej tawerny jak porządny człowiek.

Po śniadaniu i pożegnaniu się z gośćmi, Lange faktycznie odwiózł ją do jej tawerny ona odwdzięczyła się mu robiąc z niego w czasie jazdy swojego “spowiednika”. I wyraziła chęć tej wspólnej kąpieli za parę dni. Po powrocie do tawerny umyła się sama Irina doprowadziła ją do przeciętnego wyglądu na wieczór z jej braćmi.
 
Obca jest offline  
Stary 19-12-2021, 20:25   #486
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 79 - 2519.02.23; agt (7/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.02.23; Angestag (7/8); wieczór
Warunki: ładownia, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz noc, pogodnie, powiew, bardzo mroźno (-20)



Wszyscy



Druga połowa dnia a nawet wieczór okazały się zaskakująco pogodne. Popołudnie było słoneczne i cieszyło oko rzadkim w zimie widokiem błękitnego nieba. Potem był malowniczy zachód słońca i wreszcie cichy, spokojny wieczór pod rozgwieżdżonym niebem. A jak zaczęli się schodzić do ładowni różne postacie o różnej aparycji i charakterze to nim się zeszli to już była ciemna noc. Chociaż wieczór był jeszcze wczesny. Nie było to dziwne skoro dwójka z nich musiała skończyć swój dzień pracy w miejskich lochach. Dlatego jak przyszedł grzywiasty gladiator to mieli wreszcie komplet. Można było zasiąść do tradycyjnej wieczerzy.

I równie tradycyjnie można było się spotkać prawie w komplecie. Znów brakowało tylko Sebastiana który został u siebie aby przypilnować Gustawa. Była więc okazja do pogaduszek, wymiany plotek i uprzejmości podczas posiłku nim się nie zaczęła główna część spotkania. Można była też napełnić żołądek i zwilżyć gardło. Dzisiaj dla odmiany było bogaciej niż zazwyczaj bo oprócz ryb były też pieczone kapłony oraz racuszki jako deser.

- Gdzie te czasy gdy byłam młodą, atrakcyjną dziewczyną z ferajny? Robiłam przekręty, flirtowałam z chłopcami i dziewczętami, czasem się jakaś orgia trafiła… A teraz? Cóż mi przyszło na stare lata? Uczciwa praca! I to jeszcze nudna i ciężka, bez polotu gdzie nie ma jak rozwinąć skrzydeł. - Łasica całkiem zgrabnie parodiowała gderliwy ton starej babci co to uważa, że drzewniej wszystko było lepiej a teraz to tylko jest gorzej i gorzej. Komediancki talent włamywaczki dodał żartobliwej nuty przy stole.

- No a my z Młodym ostatnio bujaliśmy się łodzią za tą syreną. I znaleźliśmy sucz. Na Wrakowisku siedzi. Ale trudno ją będzie stamtąd wydłubać. A wpływać nie ma po co. - Silny zrewanżował się swoimi działaniami w jakich brał udział. I wskazał na Joachima aby ten potwierdził jego słowa.

- A Strupas wrócił wczoraj z jaskini. I to nie sam. I właśnie z tym jest ambaras. - Karlik wskazał na siedzącego przy końcu stołu garbatego śmierdziela. Ten wzruszył ramionami skonfudowanym gestem.

- No co… Nie zauważyłem jej… A potem było już za późno. - mruknął garbus zmieszanym tonem. Po czym jakby chcąc zatrzeć to wrażenie zwrócił się do Egona. - Od rana poszerzałem to przejście. Ciężko idzie bo pod górę i nie bardzo jak tam jest się czego złapać. No ale powoli do przodu. Przeszłem za kolanko i chyba widzę końcówkę. Jak dobrze pójdzie i to jest końcówka to może jutro skończę. - brudas pochwalił się swoimi osiągnięciami w robocie zaczętej przez gladiatora. Byli podobnych rozmiarów więc była nadzieja, że jak garbus się przeciśnie jakąś dziurą to i Egon powinien.

- Byłam u Sebastiana. Norma i Kornas lepiej ale dalej są w poważnym stanie i nie ma co na nich liczyć w nadchodzących dniach. Musimy sobie poradzić bez nich. No i to dla ciebie kochaniutka. Od Sebastiana. To o co prosiłaś na tych strażników. Tylko sama nie pij bo też się rozłoży. Mówił, że trzeba wlać do zupy albo wina. Wszystko. Powinno zacząć działać po pacierzu a po dwóch już po całości. No chyba, że rozcieńszysz za bardzo to będzie działać wolniej i słabiej. - Versana zdała relację ze swojej wizyty u młodego cyrulika który oprócz Gustawem wciąż zajmował się dwójką wojowników poszkodowanych w walce w czeluściach pod kanałami.

- O, dziękuję! Tego mi było trzeba. Pacierz czy dwa? No to akurat powinno wystarczyć. - ucieszyła się włamywaczka oglądając niewielki flakonik z ciemnym płynem. Odkorkowała i sprawdziła zapach. Zastanowiła się chwilę po czym zakorkowała i schowała buteleczkę do swojej torby.

- Udało nam się sprokurować list do komendanta w sprawie twojego druha Egon. W Weelentag go wyślemy. Pomoc Pirory okazała się nieoceniona bo bez listu na wzór to by dopiero trzeba go zorganizować. Dobrze, że udało nam się wcześniej szepnąć słówko we właściwe ucho z tymi portretami. - Karlik poinformował gladiatora o postępie prac w sprawie jego uwięzionego kolegi. Co prawda dla reszty kultystów to był ktoś całkowicie obcy i obojętny no ale skoro koledze zależało na nim to jednak podjęto jakieś działania w tej sprawie. A i pomysł z portretami skazańców wydawał się Karlik przypisywać w jakiejś mierze sobie. I sprawiało mu satysfakcję, że zaowocował on tak ładnie.


---



- Dobrze, moje dzieci. Podjęliśmy, napiliśmy się dzięki hojności naszego nieocenienego Karlika. Ale nie tylko po to się tu zebraliśmy. - po tej wieczerzy był już pewnie środek wieczoru i był dobry moment aby przejść do głównego zadania nad jakim zbór pracował od początku roku.

- Nie wiem czy jest wam wiadome. Ale Łasicy i Egonowi udało się ostatnio zlokalizować właz do spływu jaki prowadzi do kanałów. Strupas właśnie poszerza to przejście aby i Egon mógł się w nim zmieścić. A to oznacza, że zbliżamy się do finalnej fazy tej operacji. Został nam ostatni tydzień przed festynem na jakim ma się odbyć kaźń skazańców. W tym wyrocznia ma być główną atrakcją. Dlatego musimy dokończyć wszystkie przygotowania w ciągu kilku dni i uderzyć w przyszłym tygodniu. - raczej mało kto był zaskoczony słowami lidera zboru. Pocztą pantoflową jeden od drugiego, przy pomniejszych spotkaniach w ciągu kilku ostatnich dni udawało się dowiedzieć to i owo. Jednak teraz pierwszy raz Starszy to oficjalnie potwierdził i zebrał do kupy jako całość.

Zarys planu jaki przedstawił był w ogólnych założeniach dość prosty. W wybranym dniu po którymś posiłku, pewnie po obiedzie, Łasica postara się zostać w wartowni bloku specjalnego. Tam spoi strażników usypiaczem od Sebastiana jaki właśnie przekazała jej Versana. Jak się już będą spali weźmie od nich klucz i pójdzie do celi wyroczni, otworzy ją i uwolni. Już nie była pod działaniem ogłupiaczy więc była szansa, że samodzielnie będzie mogła iść. Jak nie to trzeba będzie jej pomóc i tu mógł się przydać Egon. Razem przejdą odkrytym korytarzem jaki Łasica będzie otwierać wytrychami. I tam dojdą do owego wejścia do spływu prowadzącego do kanałów jakie właśnie poszerzał Strupas. Tam miał czekać Strupas i Vasilij gotowi wesprzeć uciekinierów gdyby zaszła potrzeba. A dalej kanałami na powierzchnię gdzie będzie czekał wóz albo sanie powożone przez Silnego. I trzeba by zapakować się na ten wóz i pojechać do “Czarnego koguta” gdzie była przewidziana nowa kryjówka kultystów. A Vasilij ze swoimi chłopakami robili co mogli aby ją przygotować na zdatną do zamieszkania. Tam zatrzymałby się wóz jak to nic dziwnego, że wozy zatrzymują się przed karczmami. Dlatego Starszy przykazał Silnemu aby ten nie gnał przez miasto jak szalony tylko jechał jakby był najzwyklejszym wozem w mieście z najzwyklejszym ładunkiem. W “Kogucie” wysiądą a Silny pojedzie dalej odstawić wóz. Zaś wewnątrz będzie czekał Sebastian na wypadek gdyby była komuś potrzebna pomoc cyrulika. No i Karlik aby wystąpić w roli gospodarza. Aaron będzie czujką na zewnątrz który da znak czy można wysiadać przy “Kogucie” czy uciekinierzy mają pojechać dalej. Gdyby coś z “Kogutem” nie wypaliło mieli przyjechać tutaj czyli na “Adele”. Jakby w kazamatach poszło wszystko zgodnie z planem to larum mogło się zacząć dopiero jakby strażnicy w specjalnym zaczęli się budzić albo ktoś ich przedwcześnie znalazł. Do tego czasu zbiegowie już powinni być dawno poza murami kazamat.

- Jeszcze musimy budę zmajstrować do tych sań. Ale to powinno być zrobione w Wellentag. - powiedział Karlik na uwagę do tego planu. Zamaskowany mężczyzna pokiwał głową na znak zgody.

- I dobrze, już mam dość tej gównianej roboty. No ale jeszcze ta laska co wyrocznia prosiła. Dalej nie wiemy gdzie ona jest. Zapewne gdzieś w kazamatach ale nie udało nam się dowiedzieć gdzie dokładnie. - łotrzyca o granatowych włosach też zgłosiła jedno zastrzeżenie. Ale wydawała się być ogólnie zadowolona, że coś wreszcie zacznie się dziać. I jest szansa na koniec tej stresującej misji w jakiej siedziała najdłużej ze wszystkich kultystów.

- A właśnie. Jakbyście już znaleźli ten grajdoł z rzeczami to powinniście się rozglądać za czymś takim. - Starszy pokiwał głową jakby to mu o czymś przypomniało. Podszedł do stołu i podał Łasicy jakiś arkusz papieru. Ta oglądała go przez chwilę nim nie podała dalej w stronę Egona. - To oczywiście tylko szkic za czym macie się rozglądać. - wyjaśnił lider zboru gdy kartka z rysunkiem ozdobnej laski, właściwie to kostura, wędrowała po kultystach w stronę gladiatora. Pasowała do maga. Wyglądała bogato i złowieszczo. Gołym okiem było widać, że symbolika jest jawnie chaosowa jednak Joachim rozpoznał, że w symbolach smoczego oka lubowali się wyznawcy Tzeencha.

- Ale, żeby było jasne Egonie. Robimy akcję dla wyroczni. Ona jest naszym priorytetem. Nic nie może temu zagrozić. Może się też załapać ktoś kto będzie w dniu akcji w bloku specjalnym. Ale nie będziemy ryzykować wycieczek po całych kazamatach aby wyciągać jeszcze kogoś. Więc jeśli ten list nie poskutkuje to sam będziesz musiał wymyślić jak ściągnąć swojego kamrata do specjalnego. Albo pogodzić się z tym, że zostanie w kazamatach. - Starszy popatrzył na brodatego gladiatora jasno dając znać jakie są jego priorytety. Jeśli udałoby się dokoptować dodatkowego uciekiniera do wyroczni, zwłaszcza takiego co sam może chodzić to w porządku. Ale nie zamierzał ryzykować sukcesu tak długo i pieczołowicie przygotowywanej akcji dla jakiegoś nieznanego zbira. A póki ten siedział w południowym skrzydle to przeniesienie go na przeciwległy kraniec kazamat bez wzbudzania podejrzeń choćby Rolfa i pozostałych strażników jakich mogli się natknąć po drodze było bardzo ryzykowne. Bo z bloku specjalnego do tego włazu z kanałami to była jeszcze w miarę prosta i chyba mało uczęszczana droga. Była więc szansa, że jak wszystko poszłoby zgodnie z planem to uda się czmychnąć zanim ktoś się zorientuje, że coś jest grane. Wówczas jeszcze mogli trafić na jakiegoś strażnika czy kogoś z obsługi ale tego już nie dało się uniknąć.

- No i musisz się zamienić abyś miał wartę w środku. Bo na blankach albo w wieży to mi się na nic nie przydasz. To jutro olśnij tego Rolfa i chłopaków aby poszli ci na rękę. - przypomniała Łasica. Bowiem warty na zewnątrz i wewnątrz praktycznie się nie mieszały podczas służby. Właściwie tylko posiłki w stołówce dawały jakąś szansę wartownikowi z murów albo którejś z baszt na wizytę w środku. Toalety, wartownie i cała reszta była w tych basztach więc właściwie tylko na posiłki był pretekst aby wejść do głównego kompleksu. Nawet wówczas jedli na raty aby na jeden moment nie zostawiać pustych wszystkich posterunków. Nie było pewne czy taka krótka wizyta starczyłaby na wykonanie zamiarów kultystów zaś dłuższa mogła wzbudzić podejrzenia Rolfa i pozostałych. Do tego strażnicy raczej powinni wiedzieć, kto jest na ich zmianie więc ci w środku mogliby orientować się, że rosły Egon jest ze zmiany Rolfa więc powinien być przy bramie czy ogólnie gdzieś na zewnątrz a nie w środku. Wszystko to znikało jeśli Rolf i któryś z szefów z przeciwległej warty zgodziłby się na zamianę nowicjusza.

- Jako dzień akcji pasuje Marktag. Silny wówczas przyjeżdża do kuchni. Przywiezie Łasicy ostateczny sygnał czy zaczynamy akcję czy jednak nie. Łasica podczas obiadu przekażesz go Egonowi. No a po obiedzie jak będziesz rozwoziła posiłek dla skazańców zaczynacie akcję. - Starszy pokiwał swoją maską i przedstawił wstępny termin zaczęcia akcji. W południe za cztery dni.

- Są jakieś pytania? Uwagi, pomysły, sugestie? - zagaił zamaskowany mężczyzna gdy skończył omawiać ten plan jaki powstał w wyniku różnych, drobnych działań poszczególnych kultystów z tego zboru. Na razie jeszcze był naszkicowany już całkiem detalicznie ale jeszcze był to etap rozmów i ustaleń więc można było coś dodać, ująć lub zmienić.



Pirora



Panna z Averlandu nawet wieczorem jeszcze odczuwała w nogach wczorajsze tańce i zabawy w sypialni. Ale było to całkiem przyjemne zmęczenie polane sosem miłych wspomnień. Jak wróciła do siebie to powitały ją obie niewolnice de la Vegi. Chociaż bardziej się zachowywały jak zaprzyjaźnione służące albo nawet koleżanki. I były niezmiernie ciekawe jak się udało wesele. Właściwie to już była pora gdy siadano do obiadu więc mogły porozmawiać przy posiłku.

- I jak się udało wesele? - zagaiła zaciekawiona Benona siedząc obok blond szkachcianki. Miała minę i uśmiech jakby spodziewała się nie wiadomo jakich harców i swawoli, przynajmniej w opowieściach. Skoro chodziło o wieczór i nocleg Pirory no i to jeszcze z Dirkiem.

Po obiedzie to już niewiele zostało tego dnia. Chociaż ten okazał się zdumiewająco słoneczny i błękitny. Jeśli ta wróżba co rano, mówiła Silke była prawdziwa to nieźle to wróżyło nowożeńcom. A potem był zachód słońca i zaczął zapadać zmrok więc trzeba było szykować się na samodzielną wędrówkę przez mroczne miasto do portu gdzie stała zacumowana krypa jaka była miejscem spotkań zboru. Koledzy i koleżaki schodzili się a potem nastąpiła wieczerza po której Starszy zainicjował dyskusję na tą główną sprawę jaka dotyczyła całego zboru. Gdy przyszła pora na indywidualne rozmowy z nim to już wieczór był mocno późny i było bliżej do północy niż zmierzchu.

- Witaj moje dziecko. Cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu. - przywitał się w podobnym stylu jak poprzednio. A mówił jak jakiś mentor, mędrzec albo kapłan. Takim ociekającym dostojeństwem i mądrością tonem.

- Jak ci się sprawy układają? Coś wiadomo o tej kamienicy co chciałaś kupić? - zagaił o inne sprawy jakie ostatnio nieco zajmowały blondynkę.

- I jak ci idzie integracja, poszerzanie wpływów i może werbunek w śmietance towarzyskiej? - zapytał o zwyczajowy teren działań w jakim poruszała się nastoletnia szlachcianka u progu swojej dorosłości.

- Przyznam bowiem moje dziecko, że zabawa zabawą. Cieszę się twoją radością i te bale, herbatki, spotkania poetyckie no niech ci się wiodą i miej z nich tyle satysfakcji ile się da. No ale co my z tego mamy? Co ja, Karlik, Egon, Łasica, no i reszta. Co my z tego mamy? No na razie nic. I oczywiście ja rozumiem, że budowanie sieci powiązań, zobowiązań i zależności trwa a zaczynasz od zera. Ale uczulam cię moje dziecko, żebyś miała na uwadze jakieś swoje osobiste sukcesy. Spójrz na Egona. Doszedł może tydzień przed tobą, może dwa. A stał się drugim filarem najważniejszej dla nas operacji. Zrezygnował ze swojej zabawy w gladiatora, Łasica ze swoich hedonistycznych przygód dla nas i naszej sprawy. Dla wspólnego dobra. Oczywiście młodej szlachciance może być trudno przeniknąć do miejskich lochów a teraz jak finał ma być za parę dni nie ma już sobie co tym głowy zawracać. Jednak to samo można powiedzieć o takim miejskim zbirze jak Egon albo włamywaczce jak Łasica. Ale chciałbym abyś była aktywnym członkiem naszej małej społeczności. Abyś bardziej zwracała uwagę na nasze rodzinne sprawy a nie tylko swoje własne. Sama zadaj sobie pytanie. Po co tu jesteś? Jak możesz służyć nam i naszej sprawie? No na przykład ta akcja jaką planujemy. Jaka będzie w niej twoja rola? - mówił spokojnym i łagodnym tonem. Ale pomimo maski dało się wyczuć stanowczość. Mówił jak ojciec lub nauczyciel który uznał, że okres dzieciństwa czy nowicjatu się zakończył i czas zacząć zachowywać się jak na dorosłego przystało. W tym wypadku aktywnego członka ich niezbyt licznego zboru.

- Masz chyba z nas wszystkich dojścia na najwyższym poziomie, wśród towarzystwa, zwłaszcza kobiet. A przecież każda z nich jest żoną, narzeczoną, siostrą czy córką jak nie szlachcica to kogoś ważnego. Takie towarzystwo, ta inicjatywa teatru i miejsca spotkań brzmi świetnie. Tego oczywiście nie zrobi się w tydzień czy dwa, nie zdziwię się jak dopiero po stopnieniu śniegów coś się naprawdę ruszy. Ale podgrzewaj i krzątaj się przy tej inicjatywie. Bo obawiam się, że Versana wypadła z łask towarzystwa więc ty powinnaś przejąć rolę naszego nieoficjalnego ambasadora na tym polu. No i nie wspomnę, że takie towarzystwo piękne i uduchowione artystycznie wydaje mi się idealne do prób korpupcji na twojego patrona. Więc pasuje na stworzenie osobnej loży. No ale coś trzeba zacząć działać już teraz moje dziecko. Nie ma co się rzucać na szeroką wodę. Wybierz sobie ofiarę, omotaj ją, skorumpuj i uzależnij od siebie. To już wówczas krok od przejścia na naszą stronę a nawet jak nie masz wówczas podatnego na wpływy pionka. Jak czujesz opór odpuść i zajmij się kim innym. Ale proszę cię aby były z tego jakieś efekty. Przemyśl w głowie czy czujesz, że ktoś by pasował do takiego schematu? - mówił z pasją i przekonaniem w głosie. Jakby chciał pokazać uczennicy właściwy kierunek do zmierzania. Nawet jeśli nie mógł jej stale towarzyszyć a jedynie udzielać od czasu do czasu rad i wskazówek.

- Ah, i jeszcze jedno. Ostatnio bardzo mnie zajmuje sprawa kazamat, jak widzisz zbliżamy się do finału. Ale mimo to miałem sen. Wizję. Z twoim udziałem. Jesteś naznaczona znamieniem syreny. Metaforycznie oczywiście. Otaczają cię syreny. I jak słyszałaś chłopcy natrafili na jej ślad. Jednak nie jesteś jedyna. To nie przypadek. Zwracaj uwagę na syreny jakie cię otaczają. Sny są ważne. Śnią się każdemu ale te syreny powtarzają się w całym mieście. Moc jaka musi to stymulować jest ogromna. To nie jest przypadek. - dorzucił jeszcze zanim zdążyła odpowiedzieć jakby mu się to właśnie przypomniało. Po czym pokiwał swoją maską, odwrócił się aby wznowić powrotny spacer i był gotów czekać na to co uczennica powie na to wszystko. Mówił jakby mu zależało na losie blondynki z Averlandu i chciał dla niej jak najlepiej. Nawet jeśli oznaczałoby to próbę skorygowania jej dotychczasowych zachowań.



Egon



Dzisiejszy dzień zszedł w robocie dość rutynowo. Przeprosiny i obietnica popijawy pomogły na tyle, że syn marnotrawny powrócił na klawiszowe łono. Poza tym jednak wiele się dzisiaj nie działo. Jedynie trzy posiłki dziennie przerywały rutynę. Najpierw na stołówkę aby coś zjeść a potem eskortować kuchcików przy rozwożeniu szamy skazańcom. Wewnątrz na pewno było przyjemniej niż na zewnątrz. W zimie, nadprogramowa służba na zewnątrz była traktowana jak kara. I słusznie. Zdecydowanie lepiej było się nudzić w cieple kominka niż stojąc na mrozie. Ale dobrze by było jakby udało mu się załatwić tą zamianę w przyszłym tygodniu bo jak mówiła Łasica było spore ryzyko, że jak zostanie na zewnątrz to mocno to cały plan skomplikuje. A gdyby poszło całkiem źle to włamywaczka musiałaby wykonać całą akcję sama. Bo niewiele było sensownych wyjaśnień aby strażnik z zewnątrz miał opuścić swój posterunek czy kolegów w wartowni aby udać się do środka, zwłaszcza na dłużej. No i w tym nudnym dniu strażnika lochów miał nieco rozmów z kolegami.

- Właściwie to gdzie wy chodzicie się pruć z Katią? Może byś tak pomyślał o kolegach co? Z niej taka obrotna i rozrywkowa dziewczyna. Chyba się jakoś podzielimy i dogadamy nie? - Stephen zagaił go gdy znów grali w karty we czterech. Bo przecież niby po to łaził na spotkania z Katią aby “to” robić. I mniej lub bardziej otwarcie koledzy mu zdawali się zazdrościć. Bo wesoła, ładna i frywolna dziewczyna o sympatycznym uśmiechu chyba podobała się wszystkim. Ale nie wszyscy ją widać mieli tak jakby chcieli. A rudowłosa kucharka już zdążyła sobie wyrobić reputację latawicy co nie jest zbyt wybredna w doborze kochanków. I kochanek. Jednak dzięki tej reputacji para kultystów miała pretekst aby wymykać się i buszować po trzewiach lochów. Może nie codziennie ale co jakiś czas chociaż. Nie było więc aż tak dziwne, że i kolega się zainteresował możliwością podpałapania się do takiej schadzki. Rolfa zaś zainteresowało co innego.

- Po co pytałeś o ten nóż? Po co ci to było? Tylko sobie kłopotów narobiłeś. - grubas widocznie nie całkiem wyrzucił z pamięci incydent sprzed paru dni. Ale jak się już uspokoiło i wyglądało na to, że nowy kompan wróci do ich kompanii na poprzednich prawach to zapytał o to kłopotliwe pytanie. Widocznie uznał, że jak nie chodziło o nóż jakiego nie było to musiało chodzić o coś innego. Ale to też było jeszcze w dzień, w kazamatach. A teraz było już blisko do północy niż zmroku i miał okazję porozmawiać osobiście ze Starszym. Po tym jak starsi stażem i pozycją koledzy i koleżanki mieli swoje rozmowy. Teraz jednak już nie był na końcu bo za nim byli jeszcze Pirora i Joachim.

- Ah, jesteś mój synu. Dobrze, bardzo dobrze. Muszę ci powiedzieć, że świetnie się spisałeś. Jak widzisz nie jest tak łatwo przeniknąć do obsługi tych lochów a wcześniej z pomocą Versany udało się to tylko Łasicy. No ale jak wiesz w pojedynkę ma ona wiele ograniczeń w działaniu. - lider zboru powitał mięśniaka z bujną brodą jak ukochanego syna. Wyraźnie cieszył się na jego widok jak i dał temu wyraz. Po czym zaczęli tradycyjny spacer w poprz krypy od burty do burty.

- Tak Egonie, jestem z twojej postawy i zaangażowania bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że ty również. I doceniasz to, że specjalnie dla ciebie podrobiliśmy list w sprawie twojego kamrata. - mężczyzna w masce pochwalił o wiele wyższego i masywniejszego za jego postawę. Chociaż dopilnował też aby ten był świadomy, że im też coś zawdzięcza. Mówił o tym wcześniej więc teraz tylko to zaznaczył i nie rozwijał tematu.

- Gdyby udało się go wydostać to mam nadzieję, że ręczysz za niego? Zapanujesz nad nim? Ostatnie czego nam trzeba na akcji to jakiś spanikowany albo awanturujący się mięśniak. Pamiętaj, że możliwe, że wyrocznię trzeba będzie nieść jeśli nie będzie mogła chodzić sama. A miesiąc czy dwa przykucia do pryczy to niezbyt sprzyja bieganiu i skakaniu. Łasica będzie zajęta otwieraniem drzwi. Więc proszę cię abyś miał to na uwadze. - lider nie znając Vogela nie był pewny jak ten się zachowa w takiej nagłej sytuacji. Bo przecież nie był wtajemniczony w sprawę. A w obecności strażników trudno go było wtajemniczyć.

- No i on nie jest jednym z nas. Więc nie może znać naszych kryjówek. Dlatego musi się od nas oddzielić albo jeszcze w kanałach albo gdzieś przy wozie. Możemy go wysadzić po drodze ale nie możemy go zabrać do “Koguta”. Dlatego albo będzie musiał radzić sobie sam albo przygotuj mu coś na własną rękę. Bo jak widzisz plan ucieczki angażuje prawie wszystkich z nas i nie bardzo jest możliwość dbania o kogoś jeszcze. - Starszy uczciwie ostrzegł Egona, że nie nawet jeśli uda się Vogela wyciągnąć z lochów to nie będąc kultystą nie może z nimi dalej jechać. - Jeśli mogę coś zasugerować spróbuj porozmawiać z Vasilijem. On ma wprawę w znikaniu ludzi z miasta. On sam co prawda jest nam potrzebny do wyroczni ale może uda się wygospodarować kogoś z jego ludzi. - zamaskowany mężczyzna podpowiedział jednak pewne rozwiązanie alternatywne chociaż wyraźnie dał znać, że to już zostawia Egonowi do przemyślenia i zrealizowania. Jednak znów dało się wyczuć, że dla niego najważniejsza jest wyrocznia i nie poprze żadnych planów i decyzji które mogłyby zmniejszyć szanse na jej wydostanie z lochów i bezpieczne przewiezienie do przygotowanej kryjówki.

- Rozmawiałem już z Łasicą. Powiedziała mi o tej lasce w ratuszu. Pewności nie mam ale nie wydaje mi się. Z tego co udało mi się dowiedzieć to po schwytaniu przywieźli ją od razu do lochów. Więc zapewne to co miała przy sobie także. No i Łasica mówi, że wyrocznia wyczuwa gdzieś ten kostur. Oni muszą mieć tam jakiś skład, jakiś magazyn na takie zarekwirowane rzeczy. Postaraj się o to wypytać, dowiedzieć gdzie to jest. Strażnicy, zwłaszcza ci co są dłużej, powinni wiedzieć gdzie to jest. Bo kuchnia to nie bardzo. Oni mają dostęp do kuchni i stołówki a jak rozwożą posiłki to w eskorcie strażników. Łasica ma mocno ograniczone możliwości rozmowy z wyrocznią jak strażnicy stoją o dwa kroki od nich. A i wyrocznia zdaje się nie wie gdzie jest ten kostur. A po ucieczce to już będą marne szanse odzyskać ten kostur. - przedstawił jak wygląda sprawa z kosturem wyroczni. Mówił tak jakby głównie liczył na pomoc Egona w tej sprawie skoro miał większe pole manewru w tej sprawie niż Łasica która była tam tylko kuchcikiem. A kazamaty były spore. W końcu w oryginale to był zamek czy inna warownia.

- I jeszcze sprawa po ucieczce. Będą cię szukać. Kto zorganizował tą ucieczkę no ale najbardziej ciebie i Łasicy. Świeżo po ucieczce ukryjesz się w “Kogucie”. Potem może tutaj albo zorganizujemy jakiś inny lokal. No ale póki wyglądasz jak Egon z kazamat, do tego masz takie same gabaryty to wpadniesz w oko każdego kapusia albo łowcy nagród. Dlatego teraz już nic nie rób z obecnym wyglądem. Ale pomyśl o jego zmianie. Bez tego trudno będzie ci opuszczać takie bezpieczne schronienie. - ostrzegł go przed konsekwencjami takiej spektakularnej ucieczki. Było oczywiste, że sprawa stanie się głośna i władze uruchomią wszelkie środki aby wyłapać osoby odpowiedzialne za taką kompromitację.



Joachim



- To jest Max. Fechmistrz i mój instruktor szermierki. - panna van Hansen przedstawiła sobie obu mężczyzn. Obaj byli brunetami ale na tym podobieństwa się kończyły. Max był postawnym mężczyzną, ze dwa razy starszym od swojej uczennicy i Joachima, z wyraźnie już zarysowanym brzuchem chociaż w kwiecie wieku to musiał być rosły i krzepki mężczyzna o atletycznej sylwetce. Teraz jednak choć miał już ją nieco mniej posągową to wyglądał na pewnego siebie, zdecydowanego ale i jowialnego. A w tych łapach to dalej mógł mieć niezłą parę. Nie miał szlacheckiego przedrostka przed nazwiskiem ale wyglądał na weterana a Froya darzyła go widoczną sympatią i szacunkiem. Instruktor przywitał się z pogodnym uśmiechem, uściskał dłoń ale i pożegnali się z astromantą bo właśnie szli na lekcję szermierki. Zaś Joachim miał sprawę na mieście.

Potem zaś ze Svenem wyszli na pochmurny świat i sługa prowadził go ulicami zawalonymi śniegiem miasta aż dotarli do wybranego przez niego budynku.



https://i.pinimg.com/564x/c3/e8/a0/c...f57d573ac2.jpg


Sven ze swadą oprowadzał i opowiadał o tym budynku. Ten znajomy co z nim gadał parę dni temu pokazał mu ten budynek. Z zewnątrz był w nienajgorszym stanie. W zeszłym sezonie ratusz go przejął za długi. Więc oficjalnie właścicielem był ratusz. Lokal był na uboczu, w mało uczęszczanym rejonie więc wszędzie, do centrum, było daleko. Ale jak komuś zależało na spokoju i nie obawiał się chadzać samotnie po pustych i ciemnych ulicach to to nie była wada. A z tego powodu była nadzieja, że cena nie będzie tak wysoka jak w centrum miasta albo w dzielnicy rezydencji. No ale ile to już trzeba by w ratuszu pytać. Tak samo jak stan wewnątrz bo wszystko było pozamykane i zawalone dziewiczym śniegiem. Bez łopaty trudno było się dokopać do jakiegoś okna albo drzwi. Spod hałd śniegu wystawały tylko ich górne framugi parteru.

Wczoraj z Aaronem nie udało mu się spotkać aby z nim pogadać. Ale za to spotkał go dzisiaj na zborze. Więc okazja trafiła się bardzo dobra. Zarośnięty i zaniedbany magister najbardziej interesował sie trunkami jakie podano do stołu ale jednak słuchał co nowy kolega ma do powiedzenia.

- Syreny tak? No ale co z nimi? Nie spotkałem żadnej. A wy spotkaliście? No, no… - przyznał jakby to zrobiło na nim jakieś wrażenie. Chociaż nie bardzo wiedział czego kolega po nim oczekuje z tymi syrenami. Sprawy morskie nie bardzo były mu znane.

Dzisiaj zaś spędził większość dnia w bibliotece swoich gospodarzy. Okazała się i mała i duża. W porównaniu do księgozbioru w Kolegium to nie było nawet co porównywać. No ale na uczelni powiadano z dumą, że to największa biblioteka w Imperium. Ale jak na prywatne zbiory lokalnego rodu szlacheckiego to prezentowała się całkiem ładnie. O ile wiedział każdy szanujący się szlachcic starał się mieć podobne pomieszczenie bo dodawało to splendoru no i było przydatne w celach edukacyjnych młodego pokolenia jak i rozrywkowych. Przyjemnie było rozmawiać i spotykać się w takiej uduchowionej atmosferze oświecenia.

I jak każdy szlachcic van Hansenowie mieli na honorowym miejscu album ze swoją genealogią. W końcu szlachta chętnie chwaliła się swoimi przodkami czasem sięgając całe wieki wstecz. Jak obejrzał ten album okazało się, że van Hansenowie są właśnie jednym z takich rodów. Pierwotnie zapisywali swoje nazwisko jako Hanssen. I wedle rodowej legendy jaką też miał prawie każdy szlachecki ród potężny jarl Norsmenów jaki przybył na te północne ziemie Imperium spotkał tu księżniczkę - wojowniczkę o złotych włosach. Jeździła konno jak rycerz, powoziła bojowym rydwanem, umiała walczyć zarówno z siodła jak i pieszo. Nie ulękła się groźnego Norsmena i jego zastępów i chcac zawsydzić tutejszych samotnie rzuciła im wyzwanie. Jarlowi strasznie zaimponowała jej dzika uroda i chociaż pokonał ją w końcu po epickim pojedynku to ogłosił ją swoją żoną. Okazało się, że księżniczka była na wyprawie wojennej a pochodziła z dalekiego, słonecznego południa Imperium jakie za swój herb uznawało złote słońce. A dziś te ziemię zwą się Averlandem. Jarl przyjął ten herb do swojego dodając skrzyżowane topory i zmieniając złoto słońca na krwawą czerwień. Właśnie ta para, dzikości barbarzyńców z północy w połączeniu z niezależnością i śmiałością południa dała początek rodowi van Hansenów jaki osiadł mniej więcej pośrodku czyli na południowych wybrzeżach Morza Szponów. Na pamiątkę swoich przodków van Hansenowie przywiązywali dużą wagę do jazdy konnej, morskich wypraw i znajomości języka norsmeńskiego jaki uważali za język swoich przodków.

Natomiast o samych syrenach nie znalazł zbyt wiele. Zwłaszcza, że nie bardzo miał wskazówki czego mógłby szukać. Większość woluminów nie była dziełami naukowymi a te byłyby najcenniejsze pod względem badawczym. Znalazł jednak tom ze zbiorami morskich legend spisanych ze dwa wieki temu, tuż przed albo po Wielkiej Wojnie. W nim znalazł tylko jedno opowiadanie z syreną w tytule. Przeczytał je w dzwon albo dwa. Opowiadała o pięknej dziewczynie z Erengardu co się nieszczęśliwie zakochała. Gdy w skutek serii pechowych, wręcz tragicznych okoliczności jej ukochany zginął na morzu ona sama rzuciła się w morskie odmęty. Ale jej Maanan wzruszony jej urodą i poświęceniem zmienił ją w syrenę. Od tej pory w ładną pogodę można usłyszeć jej piękny chociaż smutny śpiew. A podczas pełni Mannlieba może wyjść na ląd i wrócić do swojej dawnej postaci.

Drugi z tomów to była jakaś kronika z czasów budowy tego miasta. Czyli sprzed niecałych stu lat. Skryba notował skrzętnie co się działo tu czy tam. I to nie brzmiało zbyt ciekawie jeśli się nie znało osób i miejsc o jakich pisano. Jednak wspomniał jako lolakną ciekawostkę bo sam raczej nie pochodził stąd skoro miasto się dopiero budowało, że lokalni rybacy przekazują sobie ustną tradycję o tym, że jedna z jaskiń pod wschodnimi klifami była podobno domem dla syreny. Ale skryba nie był do końca pewny czy ta syrena tam wówczas była czy to już wtedy było tylko podanie o niej. Tymczasem Wrakowisko było na zachodnim wybrzeżu które było raczej płaskie. Miał jeszcze jedno czy dwa z dzieł które może mogły coś zawierać o syrenach ale nie zdążył ich nawet porządnie przejrzeć gdy musiał już zbierać się na zebranie z innymi spiskowcami. Jak szedł przez miasto miał okazję wspomnieć co sam pamiętał z dzieciństwa o syrenach. Raczej niewiele. Traktowano je jako coś co może gdzieś tam na morzu się trafia ale nie tutaj. Z powodu skromnego lub żadnego przyodziewku, zwłaszcza u kobiecego rodzaju uważano je za nieprzyzwoite a ze względu na wabiący śpiew jaki sprowadzał marynarzy na manowce to za szkodniki. Niektórzy uważali je za rodzaj wodnych zwierzoludzi lub odmieńców inni przeciwnie, że wodną rasę stworzoną przez Maanana. Ponieważ jednak materiału badawczego w postaci samych syren było jak na lekarstwo to i trudno było coś z tego wszystkiego zweryfikować.

Dotarł do “Adele” i tam stopniowo ładownia zapełniała się kolejnymi członkami zboru. Potem była wieczerza i luźne rozmowy. Wreszcie Starszy rozpoczął główny temat czyli kazamaty. Okazywało się, że prace są mocno zaawansowane i wkrótce powinien nastąpić ich finał. Było już blisko północy gdy po omawianiu tej głównej sprawy dotyczącej całego zboru przyszła kolej na indywidualne ze Starszym. Ponieważ był tutaj najkrócej to z nim lider w masce rozmawiał na samym końcu. Zaczął od Karlika, Silnego i Łasicy.

- A jesteś mój synu. Dobrze. Powiedz jak się odnajdujesz po latach w swoim dawnym mieście? Jak sprawy stoją? - mistrz zagaił ojcowskim tonem jakby pytał nowego ucznia w klasie jak sobie radzi z aklimatyzacją w nowych warunkach. Swoim zwyczajem spacerował z rękami założonymi z tyłu podczas tej rozmowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-12-2021, 17:19   #487
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Rozmowa Pirory ze Starszym

- Kamienica idzie powoli, czekam na odezwę z ratusza o ostatecznych kosztach. W tym czasie próbuje szantażem zabezpieczyć dwie wpłaty co by mnie to nie zrujnowało finansowo. Niestety panowie nie są skłonni do współpracy więc chyba poświęcę jednego by drugi się zdecydował przy okazji zamieszanie w mieście będzie. No może nie tak duże jak kiedy wieszczka z więzienia zniknie. Choć jeśli bym te z listami miłosnymi ujawniła to kto wie czy wcześniej nie było by w mieście morderstwa w afekcie. - Pirora zaproponowała starszemu rozrywkę na arenie miasta.

- Co do naszym wyższych sfer testuje wody. Kamila zaproponowała mi że porozmawia z ojcem czy by mnie nie wsparł w dostaniu tej kamienicy. Wprawdzie koleżanki w tych kobietach mam ale to ich mężowie, bracia i ojcowie rządzą ich majątkami. Skorumpowanie kobiet to tylko szczebel w drabinie do celu jak sam wiesz. A w tamtych sferach zostanie odszczepieńcem jest bardzo proste co na przykładzie Versany widzimy, wystarczy za bardzo pociągnąć czy pchnąć i już posłuch traci. - Pirora wolała ostrożnie rozgrywać sprawy na salonach. - Chwilowo sprawdzałam jak rodziny moich koleżanek dbają o swoje domki szlachecki poza granicami miasta, jakby “Czarny kogut” okazał się niewystarczający i trzeba było za miastem ją skryć. Liczmy że do tego nie dojdzie ale dobrze mieć opcje.

- Ach syreny gorący temat ostatnio, przewinęła mi się kobieta co wygrała w karty ostatnio taką figurę na weselu. Miałam okazję ją skosztować, z moim oficerem czerwonych Legionów. -. Pirora wspomniała o Silke i zasłyszanej opowieści o figurce.

- Figurka? Figurka syreny? Masz ją może w posiadaniu? - Starszy wydawał się bardziej zainteresowany samą figurką niż jej właścicielką.

- Zaś co do twoich działań w towarzystwie… Jak mówiłem, ja rozumiem, że tu cudów nie będzie w jeden dzień czy tydzień. Ale trudno zabrać kogoś na korumpującą wycieczkę jeśli się nie zrobi pierwszego kroku. A potem kolejnego. Versana niestety okazała się za mało zręczna na tych salonach. Zwłaszcza ta sprawa z tym nieszczęsnym polowaniem z van Hansen. - mistrz pokręcił głową i jakby dosłownie załamał dłonie, że ta ostatnia wpadka towarzyska ich koleżanki pechowo przytrafiła jej się przy jednej z najważniejszych dam w tym mieście. To jak kamień chlupnął to i kręgi daleko się rozeszły.

- Z tego powodu właśnie miej baczenie. Z tym waszym kuzynostwem to był mocno niefortunny pomysł. Nie ustalałyście tego ze mną. Bo bym wam z miejsca odradził. Teraz zaś to jest niewygodna nić która plącze ci ruchy. Spróbuj się z tego jakoś wyplątać o ile dasz radę. - westchnął i wznowił marsz chociaż kręcił głową jakby przyszło mu przymierzyć za ciasne ubranie.

- Z tymi domkami poza miastem to tak, dobrze wiedzieć o czymś takim. Może nam się przydać. Dobry pomysł. - pochwalił idącą obok blondynkę za tą inicjatywę.

- A z tym szantażem to o kogo właściwie chodzi? - zapytał wracając do początkowego wątku o jakim rozmawiali.

- Nie mam jej w posiadaniu ale myślę że mogę ją zdobyć. Mam inną figurkę jaka kupiłam swego czasu podczas urządzania mojej piwnicy tortur. - Pirora powiedziała o figurkach syreny.

- Co do towarzystwa, z tego co słysze od braci to van Hansen bylaby bliższa ideom Silnego i Egona, niż moim i Versany. No i bliżej znajdzie zainteresowania Egonem i polowaniami niż mną i sztuką. Choć jest jedna nowa osoba na deskach tego teatru. Jest jakąś szlachcianką która normalnie mieszka za miastem ale wyraża chęć do opuszczenia swojego klasztornego życia. Myślę że mogę nad tym popracować. - powiedziała Starszemu.

- Nie było czasu i Versana dała się ponieść. Teraz widzę że chciała przypiąć się do mojej pozycji. Cóż nie pierwszy raz niżej urodzeni i spokrewnieni będą naturalnie pomijani wśród szlachty jak niechciana sukienka. Na razie Versana nie jest całkowicie przypinana do mojej osoby. - szlachcianka stwierdziła, że jest w stanie poradzić sobie z Versaną.

- Ten Grubson ma romans z bretońską szlachcianką, żoną kapitana. Było by bardzo niefortunne dla niego gdyby mości kapitan się o tym dowiedział. Dodatkowo ten sam człowiek planuje pewne machlojki w gildii kupieckiej. Pomaga mi pewna złodziejka by zorganizować wymianę dowody czyli listy za pieniądze. - Pirora wyjaśniła o jej sprawach starszemu a także powiedziała jakie nazwiska i kwoty się z tym wiążą.

- Ah, tak, ah tak… - głowa z maską kiwała się z góry na dół gdy jej właściciel słuchał co idąca obok blondynka ma do powiedzenia o tych sprawach jakie ich interesowały. Potem zastanawiał się jeszcze chwilę. Zatrzymał się po raz kolejny przed jedną z burt i trawił coś w myślach.

- To, że jakiś kupiec coś mataczy i chce załatwić coś niekoniecznie oficjalnie i legalnie to nic nowego. Jakby wziąć ich pod lupę to pewnie mało który by wyszedł z takiego sprawdzania bez skazy. No ale romans z mężatą szlachcianką… - podzielił się swoimi wątpliwościami. O ile machlojki Grubsona nie zrobiły na nim większego wrażenia to już romans z mężatką z wyższego od siebie stanu chyba go zaciekawił.

- Ciekawy z niego musi być osobnik. Zwłaszcza, że jak słyszałem od dziewczyn to do aparycji amanta wiele mu brakuje. A tu proszę. Jaki skoczny i obrotny. - przyznał jakby go to rozbawiło a może i zrobiło wrażenie. - Tak, to musi mieć wysoką stawkę. Ona też. Właściwie to cała trójka. No ale jak nie dał się tak łatwo zastraszyć i zaszantażować no to musi to być nietuzinkowy człowiek. A tej trójce dobrze by było przyjrzeć się dokładniej. - pokiwał głową dając znać, że ta sprawa go nawet zaciekawiła.

- Natomiast z tymi twoimi szlachciankami no cóż, moje dziecko. Ja nie mówię, że masz zaraz się zaprzyjaźniać z tą czy tamtą. Ale z samego skakania z kwiatka na kwiatek to raczej nie będzie żadnego efektu ani pożytku. Ty sama, osobiście możesz mieć jeszcze satysfakcję czy radość no ale co dla nas z tego skapnie? No właśnie. Nic. Może cień satysfakcji, że ktoś od nas tak sobie śmiało poczyna. Ale efekt będzie dopiero jak ktoś z nich da się przekonwertować na kogoś z nas. Mówiłaś mi o Kamili, o Froyi, o Nije, teraz o jakiejś nowej. No dobrze, wszystko dobrze moje dziecko. Ale czas się wziąć do tej korupcyjnej roboty. Każdy z nas ma swoją pulę znajomych no ale na tak wysokich kręgach towarzyskich to jesteś naszym okiem, uchem i ręką. Wybierz sobie którąś z nich za cel i postaraj się go zrealizować. - poradził tonem mentora który stara się nakierować uczennicę na podążanie określoną drogą. Nawet jak nie mógł być tuż za jej plecami i podpowiadać każdego kroku to chociaż starał się wskazać pożądane zachowania.

- Zaś co do Froyi owszem, ma opinię, że lepiej jakby urodziła się chłopcem. Ale zwróć uwagę, że jednak Łasicy udało jej się towarzyszyć w karesach z nią. Nawet z jakąś osobą towarzyszącą. Więc myślę, że to nie jest całkiem niedostępny dla ciebie teren. Chociaż tutaj przyznaje znów to wasze nieszczęsne kuzynostwo między tobą a Versaną może rzutować na twój odbiór przez Froyę. Zaś nawet jeśli jest bliższa sercem do Silnego czy Egona no to oni nie mają do niej dostępu takiego jaki ty możesz mieć. Być może Łasica jakby wróciła na jej służbę ale na razie to nie jest takie pewne. Póki jest w kazamatach to nie ma na co liczyć. - wrócił do blondwłosej szlachcianki znanej ze swojej ekscentrycznych upodobań jakie nie odbierały jej tytułu jednej z najbardziej pożądanych partii do zamążpójścia.

- A tą figurkę jeśli masz jakąś albo możesz zdobyć w miarę lekko to bym był zobowiązany za jej dostarczenie. Coś musi być na rzeczy, że w całym mieście zapanowała moda na syreny. To nie może być przypadek. Zwłaszcza, że wydają się na to podatni ludzie o wielkich namiętnościach. A nie tacy jak Egon czy Silny. - dorzucił jeszcze życzenie na temat owej alabastrowej figurki półryby jaką widziała szlachcianka.

- Tworzenie ogrodu polega na pielęgnowaniu wszystkich kwiatów a nie tylko jednego. A moje być może “niezdecydowanie” ma u podstawy samą ostrożność. W końcu najgorzej byłoby gdyby wybrany przeze mnie cel pierwsze co zrobił poleciał do łowców. Froya była by mną zainteresowana jakbym była dziką Amazonką. Musiałbym ją lepiej poznać by wybrać najlepszą ścieżkę do jej wewnętrznego kręgu. Choć ze wszystkich poznanych na razie osób byłaby najcenniejszym - Pirora wyjaśniła Starszemu jej ostrożność i wybredność w puszczaniu kogokolwiek w progi korupcji.

- Figurkę zdobędę na kolejny zbiór chyba że Starszy życzy sobie wcześniej. - szlachcianka przeszła do tematu syreny i figurki. - Choć jeśli Joachim ją zabije to moda przejdzie szybko.

- Co do moich szantażowanych… cóż na pewno robię to bardziej dla siebie, i myślę że jednego będę musiała poświęcić na arenie społecznego ostracyzmu by drugi otworzył sakiewki. - blondynka powiedziała Starszemu. - trochę szkoda ale czasem motywacja jest potrzebna.

- Nie wiem co dokładnie im napisałaś w listach. Ale sugeruję być konsekwentnym. Niemniej ten Grubson wydaje mi się interesującym osobnikiem. Taki rzutki, i obrotny, owinął sobie wokół palca młodszą, bogatszą i ładniejszą szlachciankę. Tak, to musi być nietuzinkowy człowiek, warto mieć na niego oko i zapoznać się z nim bliżej. No ja niestety jak widzisz jestem w tej chwili zajęty czym innym. - Starszy był gotów zakończyć temat obrotnego kupca zostawiając go w rękach averlandzkiej szlachcianki. Wydawał się być nim zainteresowany ale uwagę wciąż przykuwały mu głównie sprawy związane z wyrocznią i kazamatami.

- Z figurką syreny nie ma pośpiechu. W przyszły tydzień też może być. Chociaż gdyby nie sprawiło ci kłopotu podesłać jakąś tutaj to też by było dobrze. Jestem jej ciekaw. Czy to tylko taka zwykła figurka. Czy nie. - powiedział dając znać, że temat figurki chociaż interesujący to jednak nie na tyle pilny aby sobie głowę nim zawracać.

- Zaś z tą syreną to chyba moglibyście połączyć siły. Albo chociaż się uzupełniać. Trudno mi zawyrokować o co może chodzić z tą wodną istotą. Poza tym, że mam przeczucie, że to nie przypadek. Poza tym jak pewnie wiesz większość z nas jest jakoś zaabsorbowana sprawą kazamatów więc niewielu z nas zostaje do innych zadań. - podpowiedział jakie widzi rozwiązanie w syreniej sprawie skoro oboje młodszych kultystów przejawia takie lub inne zainteresowanie.

- Sprawę kontaktów czy z panną van Hansen czy innymi damami z towarzystwa zostawiam tobie. Za każdym razem to indywidualna sprawa i trzeba postępować ostrożnie i z wyczuciem. Ale nie ma co inwestować w projekt jaki nie rokuje powodzenia. Jak z zapraszaniem na schadzkę. Trzeba w końcu kogoś zaprosić. I zobaczyć co się stanie. Czy uda się zrobić kolejny krok. Od samego spotykania się na herbatkach czy mijania na ulicy i wymieniania uprzejmości trudno jest przejść do kolejnego kroku. Oczywiście nie dziś czy jutro. Niekoniecznie za tydzień czy dwa. No ale moje dziecko ile już jesteś z nami? Z miesiąc? Po miesiącu wypada mieć chociaż zarys. Jakieś wytypowane typy do dalszej selekcji. Czy masz może jakiś pomysł co by można zrobić w tej sprawie jako następny krok? Tak powiedzmy do naszego następnego spotkania za tydzień? W końcu znasz najlepiej siebie i swoje relacje z tymi szlachciankami. - Starszy wrócił do sprawy korupcyjnej działalności w wyższych kręgach do jakich z nich wszystkich kultystów Pirora wydawała się mieć najswobodniejszy dostęp. I starał się jakoś ją nakierować na zrobienie kolejnego kroku. Choćby małego i takiego jaki sama by mogła sobie wybrać.

- Zrobię co będę mogła. - Pirora nie miała więcej co dodać. Zrozumiała że powinna zacząć kuszenie ale wiedziała też, że będzie musiała wrócić do lekcji szermierki z Jamesem, bo sztuką raczej nie zainteresuje jej tak bardzo. Choć nie uśmiechało się jej to James był bardzo nie wybaczającym nauczycielem, po poczatkach jego nauczania ciało szlachcianki zawsze było pokryte siniakami i bruzdami. James niby wydawał się dobrze ułożonym dżentelmenem ale miał też mroczną, złośliwa i okrutną stronę.

- Dobrze dziecko, zostawiam to tobie. Bynajmniej nie namawiam do pochopnego działania. Ale jednak jakieś działania czas najwyższy zacząć. Każdy z nas ma nietuzinkowe umiejętności i znajomości, swoją niszę w jakiej może działać na korzyść pozostałych z nas. Czas pomyśleć nad własną niszą moja droga i o tym jak mogłabyś działać na naszą korzyść. Oczywiście gdybyś potrzebowała w czymś pomocy, czy w małej sprawie czy dużej, możesz się zwrócić do nas. Do mnie, do Karlika, pozostali też ci pewnie chętnie pomogą. Chociaż akurat na dniach to jak widzisz szykuje się finał kazamatowej sprawy co może nas dość mocno absorbować. - Starszy pokiwał głową i widząc, że podopieczna nie ma ochoty kontynuować tej rozmowy dodał krótkie jej podsumowanie i też był gotów ją zakończyć.
 
Obca jest offline  
Stary 31-12-2021, 05:11   #488
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon, jak zawsze, był w kazamatach, ćwicząc swoją cierpliwość ze swoimi kompanami.

- Właściwie to gdzie wy chodzicie się pruć z Katią? Może byś tak pomyślał o kolegach co? Z niej taka obrotna i rozrywkowa dziewczyna. Chyba się jakoś podzielimy i dogadamy nie?
- Chcesz, to powiem jej, żeby dzisiaj z tobą szła - rzekł Egon. - Gdzie my chodzimy? A różnie. Nie za daleko, przecież w robocie muszę być. Ona zawsze mnie zabiera parę korytarzy dalej. Raz dwa, i zrobione.

Egon czuł, że musi zmienić temat z “gdzie dokładnie to jest” na “czy chcesz się dzisiaj zabrać Katją”, jeśli miał uratować skórę. Kolejnej wpadki nie mógł zaliczyć.

- Ej, to co, mam jej powiedzieć, że dzisiaj z nią jesteś? - rzekł wojownik.

Rolf jednak dopytywał o sprawę z nożem, na co Egon odpowiedział:

- Szczerze? Chciałem się wykazać w robocie i wam zaimponować, że niby coś tam widziałem - wzruszył ramionami. - Ale w sumie źle nie wyszło, będzie popijawa sielna, co nie? - Egon ponownie zmienił temat z noża na picie.

- Chciałeś nam zaimponować i się wykazać? Skitraniem info, że któryś z tych durniów ma skitrany kosior? - Rolf prychnął z niedowierzaniem jakby właśnie nie mógł uwierzyć w coś tak durnego. I wwiercał się w oczy brodacza intensywnym spojrzeniem. Spojrzał jeszcze po obu towarzyszach a ci pokręcili głowami na znak, że dawno nie słyszeli czegoś równie durnego. Ale chyba ostatecznie mogli w to uwierzyć bo w końcu grubas machnął na to ręką.

- No to masz nauczkę aby nas nie robić w wała. Jedziemy na tym samym wózku. Nie ma miejsca na jakieś pokątne numery. Masz jakiś przekręt czy co to masz nam powiedzieć. Bo potem wszyscy w tym i tak siedzimy. Wiesz co by było jakby wyszło, że to prawda z tym kosiorem? Że siedzi u nas jakiś gnojek tydzień czy dwa i my sobie przegapiamy, że ma skitrany jakiś kosior? No stary by nam się dobrał do dupy. Wszystkim. Ale najwięcej tobie. - Rolf mówił szybko jakby chciał uczulić nowego, że to akurat nie jest powód do żartów i wszyscy traktują to poważnie. Marcel i Stephan też pokiwali twierdząco głowami, że taki numer to mógłby ściągnąć kłopoty na nich wszystkich.

- No. Ale dostałeś za swoje. Dupę wymroziłeś. Jutro postawisz parę kolejek to będziemy kwita. Ale nie rób takich durnych numerów wiecej bo się naprawdę pogniewamy. - rzekł Rolf jakby na zgodę i kończąc ten temat.

- A to możesz mi załatwić numerek z Katią? No to dawaj. Po obiedzie mogę ją bzyknąć tu czy tam. Nie powinna chyba nagle robić fochów, że ją głowa boli. - skoro szef wartowni skończył jeden temat to Stephen wrócił do tego jaki interesował go osobiście. A poznaniem rudowłosej kucharki był widocznie żywo zainteresowany.

- Dobra, dam jej znać - rzekł Egon. - Ale czy będzie chciała, jej sprawa. Wiesz, jakie są baby. Pogadam z nią - rzekł Egon, w istocie zamierzając wkrótce pogadać z Łasicą.


Cytat:
Mecha 79

Blefowanie przed Rolfem i strażnikami


Egon (OGŁ/2) 18+10=28; Rolf (INT) 35; rzut: 30; 50+28=78-35=43; 43-30=13 > ma.suk = no może i jest tak jak mówisz (są wątpliwości no ale może być)
* * *

Na stołówce

Stołówka była taka, jak zawsze: w miarę ciepło, które dawały z siebie parujące gary i znudzone gęby strażników wymieniających między sobą plotki. Ot, nic ciekawego.

Egon, spotkawszy się z Łasicą (teraz oczywiście odgrywającą swoją rolę przygłupiej dziewuchy z kazamatów), podszedł i rzekł do niej:

- Stephen chce spotkać się z tobą dzisiaj. Co zrobisz, twoja sprawa. Chcesz, to spław.

- Spotkać? Po co? - Łasica w skórze Katii zdziwiła się tym z czym przychodził brodaty wielkolud w skórze strażnika. Skorzystała z okazji na chwilę rozmowy gdy nakładała mu porcji do miski.

- A jak myślisz, co robisz tu poza robotą? - rzekł Egon. - Nie chcesz z nim, powiedz mu, żeby spadał albo coś - Egon wzruszył ramionami.

- A masz coś z nim do ugrania na takim spotkaniu? Mam go zająć na jakiś czas czy co? - koleżanka ze zbory pokiwała swoją rudą głową ale chciała jeszcze wiedzieć parę rzeczy zanim podjęła decyzję.

- Moglibyśmy przez niego wyłapać, gdzie jest magazyn z laską wieszczki - odparł Egon. - Coś za coś, ja załatwiam z tobą, on mi gada, gdzie trzymają rzeczy zarekwirowane. Niby z ciekawości. Co, nie odpowie? Jak dobry kolega i tak dalej, to odpowie.

- Dobra, pogadam z nim i zobaczymy. - odparła koleżanka po chwili zastanowienia. Nałożyła koledze ostatnią łychę i dała mu znać aby zwolnił miejsce dla następnego w kolejce.

* * *

Rozmowa ze starszym

Egon wysłuchał wzmiankę zamaskowanego człowieka o Ulrichu Vogelu.

- Jak Ulrich będzie rozrabiał, to dostanie po łbie i siedzi dalej w lochu - skwitował sprawę wojownik kwestię, czy Vogel będzie mógł podążać planem. - Natomiast co do tego, żeby jakoś urządzić mu sprawę po kazamatach, pogadam z Vasilijem. Ale wydaje mi się, że jeśli zdołamy przeszmuglować go poza bramy miasta i zapewnić jakieś tymczasowe miejsce, gdzie zatrzyma się, to powinno wystarczyć.

Egon stwierdził, że w przypadku Vogela nawet wystarczyłaby jakaś chata w lesie. Pozwoliłoby to staremu staremu rozbójnikowi otrząsnąć się i zaplanować dalej sprawę.

- Sprawa z kosturem nie jest prosta dla mnie. Ostatnio zawaliłem, próbując wybadać sprawę, gdzie trzyma się zarekwirowane rzeczy i poszło mi źle, coś podejrzewają. Gram głupiego, ale nie mogę zarobić kolejnej wpadki, bo mnie wywalą.

- Już prędzej chyba mógłbym się podpytać jakiegoś sprzątacza, znam jednego, Nie chciałbym jednak pytać się strażników, od ostatniego czasu. Nie jestem pewien, jak naprowadzić rozmowę tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń.

- W zasadzie, z tego względu, że zawaliłem z podpytaniem, muszę ponieść koszta i postawić tym ciurom flaszkę i cóż tam jeszcze sobie zażyczą pojutrze. Otwiera to jednak pewną okazję - tu Egon zamyślił się. - Czy Sebastian albo Strupas mają jakąś wolno działającą truciznę? Moglibyśmy nalać do bimbru jakiegoś wolno działającego specyfiku. Tam będzie pić i jeść sporo ludzi, co, jeśli moglibyśmy ich wyłączyć z gry do czasu, kiedy będzie dzień, kiedy uwalniamy wieszczkę?

- Z tym Vogelem im szybciej się go pozbędziemy i im mniej o nas będzie wiedział tym lepiej. Odstawienie za bramę jak najbardziej wchodzi w grę. Nie musi wiedzieć po co nam wieszczka i dokąd ją zabieramy. - lider zboru przytaknął takiej propozycji na pozbycie się uwięzionego mięśniaka i wydawał się z niej zadowolony. Nie chciał go wtajemniczać w nic poza niezbędne do samej ucieczki minimum. Poza tym traktował go jak balast i potencjalne zagrożenie.

- A z tym zachowaniem to będzie na twoich barkach. Jak zacznie robić kłopoty to zostaw go albo się pozbądź. Podstawowy cel się nie zmienia, priorytetem jest wydostanie wyroczni i nic nie może zagrozić temu celowi. - ostatecznie chyba był gotów zawierzyć ocenie dość nowego w zgromadzeniu kultysty ale jeszcze raz podkreślił jakie ma priorytety na tą akcję.

- A z tym kosturem… - zadumał się, zrobił w tył zwrot przy burcie i ruszył spacerem ku przeciwnej. Przeszedł w milczeniu kilka kroków i zatrzymał się przy kolejnej burcie. Westchnął, odwrócił ponownie ale nie ruszał się z miejsca.

- Coś podejrzewają mówisz. No niedobrze, niedobrze. Niedobrze jeśli wzbudzisz ich czujność tuż przed akcją. Łasica mi mówiła o tym nożu. No nie wyszło to zbyt dobrze. - przyznał mistrz wciąż zastanawiając się nad tymi niespodziewanymi komplikacjami.

- Sprzątacz mówisz? No możesz spróbować. Chociaż nie wiem czy on sprząta jakiś magazyn z zarekwirowanymi fantami. No ale może coś wie. Zapytać możesz. Tylko mam nadzieję, że nie rozpowie po całych lochach o czym z tobą gadał. Dopilnuj tego. Ale takie rzeczy to raczej strażnicy wiedzą. W końcu oni zabierają fanty skazańcom nim ich wrzucą do celi. Może jeszcze ktoś z biura. Pewnie ci z inkwizycji też skoro tam urządzają przesłuchania heretyków. Ale najbardziej to pewnie wiedzą strażnicy. - przetrawił w głowie tą propozycję ze sprzątaczem i uznał, że można spróbować z tym sprzątaczem o jakim mówił Egon. Ale za najpewniejsze źródło takiej informacji uważał strażników.

- Będziesz musiał ich wyczuć podczas rozmowy. Jak się nadarzy okazja zapytaj. Albo ci powiedzą albo nie. Jak powiedzą no to będziesz wiedział, jak nie to nie. Będzie można jeszcze coś innego wymyślić. Ale jak widzisz czasu zostało mało to nie ma co zwklekać. - Starszy wzruszył w końcu ramionami. Skoro młodszy kultysta sam miał prowadzić tą rozmowę to trochę trudno mu było z wyprzedzeniem podpowiedzieć jakieś rozwiązanie. Ale czasu rzeczywiście zostało mało jeśli już w Marktag mieliby rzeczywiście podjąć tą próbę ucieczki.

- I chcesz ich potruć? No tak, można spróbować. Chociaż jak będziecie biesiadować we czterech, i tylko ty będziesz cały i zdrowy to może to się wydać dziwne. Zwłaszcza jak mówisz, że mogą mieć wobec ciebie jakieś podejrzenia. I jak za bardzo ich rozłoży to nie przyjdą do roboty. Wtedy pewnie po prostu dostaniesz jakieś zastępstwo z innej straży albo zmiany. Ja bym tak zrobił jakbym mi nagle paru ludzi zabrakło a miałbym tak liczną załogę. Wysłałbym zastępstwo. - lider w masce wznowił marsz gdy zaczął mówić o kolejnym temacie dotyczącym przygotowań do ucieczki. A, że załoga nawet licząc tylko strażników jest liczna to Egon wiedział aż za dobrze. Kazamatowa stołówka co posiłek zapełniała się ciżbą z których zdecydowana większość to byli strażnicy. Pod tym względem czwórka Rolfa stanowiła tylko jej drobną część. Z takiej masy znaleźć dwie czy trzy osoby na zastępstwo nie powinno być zbyt trudne.

- Może i tak - Egon kombinował. - Ale chyba nie zaszkodzi? Jak dopiero parę dni potem, to przecież nie domyślą się tak łatwo. W Neues Emskrank podłe żarcie jest przecież. A paru strażników wyjętych z akcji to zawsze jakaś zaleta, nawet niewielka. Mmm… Sam nie wiem. Może to zły pomysł i chyba nie ma sensu ich truć.

- Może udałoby się naprowadzić strażników i pokazać nam, gdzie takie przedmioty się składuje, jeśli by coś takiego się znalazło w kazamatach - rzekł Egon. - Łasica mogłaby przemycić jakiś przedmiot do kazamatów, a potem zrobić scenę, że coś niebezpiecznego znalazła. Może by wtedy to zamknęli w tym składzie z laską? Pytanie z mojej strony wprost odpada, nie chcę się złapać drugi raz i nie mam tak gadanego, jak Łasica, żeby się wykręcić.

- Jest także i druga sprawa, o której chciałbym rzec coś. Pracuję w kanałach nad poszerzeniem zejścia do kazamatów. Teraz, skoro wiemy, że jest taka droga, to kiedy skończę robotę, to do kazamatów będzie się mógł wślizgnąć Silny, Kornas i reszta ludzi do obstawy. Jeśli będzie tak, że będziemy musieli walczyć, to włączą się sami do walki. Przydałby mi się ktoś, na przykład Strupas, żeby mi pomógł poszerzyć to wejście, bo trochę roboty mi zostało. A czas leci.

- Zatrucie jest mało prawdopodobne. Wszyscy jecie w kazamatach to wszyscy byście się pochorowali. A wieczorem jak was będzie we czterech no i tylko ty wyjdziesz z tego cało… No nie wiem… No może by to łyknęli… - Starszy wahał się i miał wątpliwości czy wszystko poszłoby po myśli Egona. Zdawał się raczej oczekiwać, że coś się posypie w tym planie.

- Łasicy zaś wolałbym w to nie mieszać. Jest niezbędna do otwierania tych wszystkich zamkniętych drzwi. I musi być poza wszelkimi podejrzeniami jak przyjdzie się zabawić z wartownią aby móc ich pospać. - maska wolno pokręciła się na boki dając znać, że koleżanki wolałby w to nie mieszać.

- I nie bardzo widzę sens robić sobie pod górkę. Po prostu ich zapytaj o to. Tak z ciekawości czy co. - maska z otworami na oczy spojrzała w stronę masywniejszego z rozmówców.

- Z poszerzaniem odpływu daj sobie spokój. Strupas to dokończy. Jak on przejdzie to ty raczej też. - machnął dłonią na znak, że tutaj brodacz nie musi się kłopotać bo kolega może go wyręczyć. A i tak było tam tak ciasno, że na raz mogła tam wleźć i pracować tylko jedna osoba.

- Silny jest naszym najlepszym woźnicą. Dlatego będzie czekał przy wozie. Kornas nie wiadomo czy dojdzie do siebie do Marktag. Norma to samo. Na razie ich stan jest ciężki i od paru dni nie bardzo się poprawia. Ten stwór miał brudne pazury a i pewnie te taplanie się w kanałach też nie pomogło na czystość ran. Zaś waszym celem nie jest walka. Tylko uśpienie strażników i wydostanie z celi wyroczni. A potem myk do przygotowanej dziury. - mistrz pokręcił głową na znak, że nie bardzo widzi mu się wysyłanie kogoś jeszcze do kazamat. Zwłaszcza, że i tak mieli dość mocno rozczłonkowane siły po całym mieście. Od wnętrza kazamat po “Koguta” gdzie była meta.

- Dobra, spytam się ”tak po prostu” - rzekł Egon. - Może nawet dokręcę, że ta fucha z nożem to była dlatego, że właśnie taki ciekawy byłem i dlatego spaprałem.

Egon zakończył rozmyślania tymi słowami.

- Świetnie, w takim razie ustalone. Pora więc wziąć się za zrobienie tego naszego planu.

- Lepiej do tego noża nie wracaj. Bo się mogą zacząć zastanawiać po co tak drążysz ten temat. Tam powinno być coś co cię jako strażnika w ogóle nie powinno obchodzić. Więc jak się tak dopytujesz to pewnie masz jakiś powód. - odpowiedział Starszy tonem dobrej rady. Chociaż nie brzmiało jakby był gotów się przy tym upierać i mógł to zostawić wykonawcy owego detalu.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 02-01-2022, 09:12   #489
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon siedział razem z innymi na zborze, jadł i pił i rozmawiał. Wreszcie, rzekł:

- Plan w kazamatach powoli dochodzi do swojego zakończenia. Jutro będę siedział ze strażnikami w “Trzech Gwoździach”. Niech no kto rzeknie z mistrzów, co na warzeniu trucizn się znają, czy macie jakiś specyfik, co działa wolno. Jeśli byśmy mogli wytruć ich, to parunastu stróżów nie będzie strażnikowało w dzień wyzwolenia wieszczki.

- No może coś by i było. Ale wolno to znaczy ile? Parę godzin, parę dni zanim się objawi? - skoro nie było z nimi Sebastiana to garbus siedzący przy końcu stołu się poczuł wywołany do odpowiedzi. Ale chciał znać parę szczegółów nim da końcową odpowiedź.

- Parę dni, żeby podejrzeń żadnych nie było - rzekł Egon. - Najlepiej na sam dzień, jak uwalniamy wieszczkę, ale nie wiem, czy umiecie takie cuda z tymi waszymi śmierdzidłami wyprawiać, żeby raziły dokładnie w dzień i godzinę - odparł Egon.

- Mówiąc o tym że nasz niszowy kolega przyprowadził kogoś ze sobą mówimy o tej mutantce z kozimi nogami o której już plotki po mieście krążą? Pytam bo wczoraj na weselu słyszałam taka opowieść. I się zastanawiam czy to ta sama czy może inna. - Pirora zwróciła się propo zasłyszanej rozmowy i szukała potwierdzenia.

- To nie tak działa. Albo coś zwala dość szybko albo nie zwala. Przynajmniej jak mowa o czymś co ma działać przez kilka dni. To jak z kacem. Największy jest na drugi dzień rano. A potem słabnie. Do tego każdy ma inną odporność. Jednego weźmie mocno, drugiego słabo a trzeciego wcale. No i im silniejsze stężenie tym mocniejszy efekt ale też i łatwiej wykryć po smaku, zapachu czy kolorze. - garbus chętnie rozgadał się o tym czym się lubił zajmować. Ale nie miał prostej odpowiedzi. Brzmiało jakby było jak niewiele to chociaż kilka zmiennych które mocno mogły modyfikować wynik końcowy.

- Mogę dać ci coś co może złożyć któregoś na drugi dzień, może dwa. Może trzy. Ale do Marktag to pewnie każdy z tego wyjdzie. Zależy jaką ma odporność. Ale te klawisze to stare pijusy to mogą mieć sporą. Aarona zapytaj. No i to coś musiałbyś jakoś podać im aby się nie zorientowali a sam tego nie łyknąć. - żebrak podrapał się machinalnie, wyłuskał jakąś pchłę z zakamarków swoich fałd i bez zastanowienia rozgryzł ją zębami. Aż dał się słyszeć odgłos pękającego pancerzyka. Żuł tak chwilę jakby się zastanawiał czy coś jeszcze ma w tej sprawie do powiedzenia ale chyba nie. Bo zwrócił się do siedzącej na przeciwległym krańcu stołu blondynki.

- Gadają o niej na mieście? Niedobrze. Spanikowała i uciekła jak wjechaliśmy do miasta. Siedziała na pace a ja na koźle to nawet nie miałem jak jej złapać. Niedobrze, że ktoś widział te jej kopyta. Chociaż z drugiej strony dobrze, że więcej nie widział. - garbus zafrapował się tymi wieściami z miasta.

- Poniechajmy zatem tej sprawy z truciem - rzekł Egon, wzruszając ostatecznie ramionami.

- Znaczy ona nadal jest gdzieś sama w mieście? Nie znalazłeś jej? - Pirora trochę zdziwiona tymi wiadomościami.

- W końcu ją znalazłem. I właściwie to tylko problem. Nie ma z nią co zrobić. W ogóle miasta nie zna. Wszystkiemu się dziwi. I chyba myśli, że w mieście to mieszkają same księżniczki. Przynajmniej tyle dobrego, że jak ma kiecę do samej ziemi to wydaje się normalna. Tylko problemów narobiła, wcale jej tu nie chciałem. - garbus pokręcił swoją brzydką głową dając znać, że przybycia odmieńca ani nie planował ani nie jest mu ono na rękę.

- Inna jest też rzecz do zrobienia - zauważył Egon. - Cichy, rzeknij no, masz jakąś miejscówkę za miastem? Poza wieszczką mus mi wydobyć z kazamatów Vogela. Znaczy się, jak będzie w stanie samemu chodzić. Jak Starszy gadał, bytu wyprawy ryzykować nie będziemy, żeby jeszcze jego uratować. Ale jak się może udać i skoro już list został spisany, to nie widzę przeszkody, żeby się i po to nie pokusić. Na pohybel psom carskim. Rzeknij no, udałoby się sprokurować jakąś ruderę za miastem, gdzie Vogel mógłby się schować na jakiś czas?

- Może coś by się znalazło. A on zna okolicę poza miastem? - Cichy wywołany do odpowiedzi wysłuchał co kolega ma do powiedzenia ale zanim sam odpowiedział chciał coś wiedzieć o jego znajomym.

- On zna? Lepiej spytaj, gdzie on jeszcze nie był - Egon parsknął, popijając piwem. - To rozbójnik. Kręciłem z nim lody swojego czasu w Ostlandzie. Trzeba mu tylko dać jakąś dziurę, gdzie mógłby się zaszyć na chwilę i może nieco szamy, a on sam już sobie poradzi.

- Mhm. Czyli zna mówisz. Mhm… - Vasilij przytaknął zamyślonym tonem i zaczął skubać swoją zadbaną brodę trawiąc to w myślach. - No cóż, jak mówisz, że zna to pewnie coś by się znalazło. To ktoś z moich ludzi będzie czekał na niego jak wyjdziecie tym kanałem. I my pójdziemy w swoją stronę a ktoś ode mnie wyprowadzi go gdzie indziej. Tylko go uprzedź jakoś aby heca jakaś nie wyszła, że ty idziesz w jedną a on gdzie indziej. - przemytnik widocznie uważał sprawę za “do załatwienia” o ile zbieg będzie współpracował.

- Dobra, to ustalone - Egon pokiwał głową.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 02-01-2022, 23:50   #490
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rozmowa Joachima ze Starszym

- A jesteś mój synu. Dobrze. Powiedz jak się odnajdujesz po latach w swoim dawnym mieście? Jak sprawy stoją? - mistrz zagaił ojcowskim tonem jakby pytał nowego ucznia w klasie jak sobie radzi z aklimatyzacją w nowych warunkach. Swoim zwyczajem spacerował z rękami założonymi z tyłu podczas tej rozmow.

- Dziękuje, całkiem dobrze Mistrzu, szukam domu by w nim zamieszkać na stałe i mam już nawet jeden dobrze rokujący. Poza tym, miałem dość burzliwy w wydarzenia tydzień. Ze spraw zboru sprawdziliśmy z Sebastianem ten budynek dawnej karczmy. Uważam, że całkiem dobrze nada się na naszą siedzibę, tylko trzeba tam zrobić porządną piwnicę. Sąsiedzi są spokojni, nie powinni nam za bardzo przeszkadzać. Tylko karczmy bym nie otwierał, za dużo ludzi będzie się plątać. Bardziej jakiś magazyn…. - stwierdził, obserwując reakcję Starszego.

- Cieszy mnie twoje zaangażowanie w tą sprawę. W końcu chodzi o nasze nowe miejsce spotkań. I miejsce gdzie będzie przebywać wyrocznia. Dobrze, że nie odkryłeś tam nic niewskazanego. Wcześniej już tam Silny i Vasilij oglądali no ale jak można użyć czegoś więcej niż zwykłych zmysłów to dlaczegóż by nie spróbować? - zamaskowany mężczyzna pokiwał głową i wydawał się być zadowolony z takiego przebiegu sprawy o jaką poprzednio prosił aby młodzieniec się nią zajął.

- Natomiast karczmy nie zamierzamy otwierać. Na razie po prostu załatwiamy wszystkie potrzebne koszta i papiery. Więc będzie fikcyjny właściciel który po prostu chce kupić karczmę. A póki zima trwa to powinno wystarczyć. Zapewne wymyślimy tam jakąś kwaterę spółki albo pensjonat. To już jednak trochę dalsza perspektywa. - mistrz podzielił się ze swoim najnowszym uczniem planami na temat nowej kryjówki. Widocznie były tworzone w pośpiechu i na razie bardziej zajmowała go aktualna sytuacja a to co miało się dziać w perspektywie następnych tygodni i miesięcy na razie pozostawało tylko mgliście zarysowane.

- I masz oko na własne lokum? Dobrze, bardzo dobrze. Zawsze to może się przydać. Bo jakby te złote progi van Hansenów nie były złote i piękne to jednak trudno tam czuć się jak u siebie. - druga wiadomość też zdawała się go cieszyć, taka zaradność młodego magistra który potrafił zadbać o siebie.

- Niemniej jeśli mogę coś zasugerować to o ile to możliwe lepiej się rozstać z tymi van Hansenami w przyjaźni. To potężni i wpływowi ludzie, lepiej mieć ich za przyjaciół albo chociaż nie wrogów. Swoją drogą jak ci się u nich mieszka i układa? Co o nich sądzisz? - mistrz doszedł do ściany burty i zatrzymał się aby zrobić przerwę i dać Joachimowi czas na odpowiedzi.

- Hansenowie to godny uwagi ród, mają duże wpływy w mieście i nie tylko - odparł Joachim z pewną rezerwą.
- Na pewno nie planuje robić sobie z nich wrogów. Lady van Hansen jest zafascynowana moimi sztukami astrologicznymi i jeśli rozwiąże tę sprawę z syreną na pewno tego nie zapomni - zrobił pauzę, zamyślając się.

- A ta laska o której mówiłeś Mistrzu… na rysunku widziałem symbol Pana Przemian. Ona należy do Wyroczni, tak? - spytał się z błyskiem w oku.

- Tak, to jej kostur. I dobrze by było ją odzyskać. Ale jak słyszałeś nie jest to takie proste. - mistrz pokiwał głową ale na razie nie mieli pojęcia gdzie jest ów kostur. Poza tym, że zapewne gdzieś w miejskim zamku przerobionym na lochy.

- I dobrze, z tymi van Hansenami. Tylko głupiec robiłby sobie lekką ręką wroga z kogoś tak znaczącego. - wiadomość o tym szlacheckim rodzie o jakim rozmawiali chyba uspokoiła lidera zboru.

- Właśnie jak może słyszałeś zajmuje się sprawą syreny przynoszącej zgubę marynarzom. Robię to na prośbę Lady van Hansen. Jeśli rozwiążę ten problem, na pewno van Hansenowie nabiorą do mnie wiele szacunku i zaufania. No i myślę, że nie tylko oni - czarodziej wyprostował się dumnie. - Następnie zamyślił się, spoglądając na swoją zwieńczoną diamentem laskę.

- Zastanawiam się, czy nie mógłbym pomóc z tym kosturem wyroczni. Mógłbym udać się do lochów i powiedzieć, że jako miejscowy przedstawiciel Kolegiów mam zamiar zbadać ten przedmiot, który może mieć związki z Chaosem… - zasugerował.

- A jak cię zapytają skąd wiesz o jakimś magicznym kosturze jakiejś przeklętej wiedźmy to co im powiesz? - zapytał Starszy po tym jak skinął głową na te wyjaśnienie młodego astrologa. Wznowił swój marsz i wznowił rozmowę.

- Nie chciałbym cię zniechęcać. Ale artefakty mające opinię przeklętych jakie odebrano czarnoksiężnikom to raczej nie jest coś co może sobie przyjść i oglądać z ulicy przypadkowa osoba. Nawet bycie magistrem nie wiem czy tu coś by zmieniało. Zresztą planujemy wydobyć ten kostur razem z wyrocznią. Mam nadzieję, że to się uda. Wyroczni bardzo na tym zależy. Jednak na razie w środku mamy tylko Łasicę i Egona. - przyznał lider zboru dając wyraz swojemu sceptycyzmowi co do dostępu władz do przeklętych artefaktów komuś z zewnątrz. Brzmiało to podobnie jak dostęp do magicznych przedmiotów w Kolegium w Altdorfie. Też przypadkowa osoba raczej nie miałaby dostępu do takich rzeczy. A dla władz Joachim był właśnie taką przypadkową, w ogóle nie związaną z tymi władzami osobą.

- Poza tym jak widzisz, ucieczka z więzienia odbędzie się w ciągu kilku najbliższych dni. Lepiej aby nikogo z nas nie wiązano z tymi lochami. Będą szukać i przepytywać każdego kto im przyjdzie do głowy. Astrolog co się interesował kosturem zbiegłej wiedźmy na kilka dni przed jej ucieczką pasuje mi do dokładnego przepytania. Czujesz się na siłach odpowiadać na kłopotliwe i dociekliwe pytania zawodowych śledczych? - mężczyzna w masce popatrzył pytająco na swojego najnowszego ucznia. Pytał tak jakby wolał nie ryzykować wpadką kogoś ze zboru a o ile teraz póki działali z zaskoczenia i ze zwykłymi kuchcikami czy klawiszami mogli liczyć na jakieś przewagi to później gdy sprawa się sypnie i zabiorą się za nią zawodowcy to już tak prosto nie będzie.

Joachim zmarszczył brwi i przełknął ślinę, w miarę jak wysłuchiwał kolejnych logicznych argumentów Starszego. No, teraz wiedział czemu tamten był przywódcą Zboru. Zawstydził się, że sam aż tak nie przemyślał tej sprawy. Czyżby tylko dlatego że został magistrem w młodym wieku popadał w arogancję? A przecież na ścieżce którą wybrał, musiał być niezwykle ostrożny….

- Słusznie mówisz Mistrzu, powinniśmy zachować ostrożność, tym bardziej że w mieście przebywają łowcy czarownic. W takim razie trzymajmy się istniejącego planu. Na razie chyba nie zostałem w nim wymieniony. Myślę, że mogę wesprzeć Aarona. - odparł ostrożnie.

- W jaki sposób? - pomimo maski można było odnieść wrażenie, że lider zboru jest życzliwie zainteresowany taką propozycją.

- Jak rozumiem, ma stać na czujce przy “Kogucie”. Pewnie dwie osoby lepiej się sprawdzą niż jedna, można obserwować z większej ilości stron, a i moje zdolności mogą nas ostrzec. - Joachim przez chwilę zastanawiał się czy taka propozycja nie urąga jego godności, ale z drugiej strony było to to jedno z mniej narażających go na wpadkę zadań w planie który wcześniej przedstawił Starszy.

- Aha, takie coś. - mężczyzna skryty za beztwarzową maską zamyślił się na chwilę gdy usłyszał taką propozycję. Po czym skinął tą maską i odezwał się ponownie.

- Tak, myślę, że to bardzo dobry pomysł. To już dogadajcie się z Aaronem gdzie kto z was będzie stał. On pokaże ci też sygnały jakich używamy. - mistrz zgodził się na taką propozycję i nawet się chyba ucieszył z takiej inicjatywy przejawianej przez najnowszego członka kultu.

- Dziękuje, Mistrzu, czy masz do mnie jeszcze jakieś pytania albo sugestie? - skinął głową czarodziej.

- Właściwie to tak. - gdy mistrz zastanowił się chwilę to niespodziewanie wznowił i temat i swój spacer w poprzek kadłuba. - Widzisz mam pewne podejrzenie, że coś może być na rzeczy z tą syreną. To nie jest przypadek, że ona się tu tak niespodziewanie pojawiła. No i wygląda na to, że to naprawdę jakaś syrena a nie tylko morskie wypadki rybaków z domieszką fantastycznych plotek. Coś może być na rzeczy. Te syreny pojawiają się w snach i opowieściach wielu całkiem różnych mieszkańców. Nie sądzę aby to był przypadek. To coś znaczy. Wola bogów tylko nie umiemy jej właściwie zinterpretować. Miej więc baczenie na te wszelkie plotki i syrenie ślady na mieście. Kto wie co z tego może jeszcze wyniknąć. - Starszy jakby chciał uczulić swojego ucznia, że z tą syreną to może być jakieś drugie dno. A może nie. Ale zbieg okoliczności wydał mu się interesujący pod tym względem.

- Tak Mistrzu, do syreny zaprowadziły mnie gwiezdne znaki i będę dalej badał tę sprawę. Na pewno coś tam jest, bo słyszeliśmy śpiew który prowadził do zguby. Czy myślisz, że ktoś w mieście jest z tą istotą powiązany? - astromanta zaciekawił się słowami Starszego.

- Mam na razie pomysł, żeby wywabić syrenę za pomocą ludzkiego śpiewaka, według podań to może zadziałać.

- Działaj. - odparł mężczyzna skryty za maską nie ingerując w metodę zaproponowaną przez najnowszego członka kultu. - Po prostu miej przede wszystkim umysł otwarty na te syrenie sprawy. To może zataczać nie wiadomo jak wielki krąg. A może tylko tak się wydaje i to przypadkowa zbieżność. Jak widzisz na razie większość sił i uwagi poświęcamy kazamatom. - mistrz rzucił ostatnią poradą co do tego syreniego tematu i chyba był gotów zakończyć tą rozmowę jeśli młodzieniec nie miał innych rzeczy do omówienia.



*****************************************

Rozmowa Joachima z Pirorą

- Dobrze cię znów widzieć, jak się miewasz? - Czarodziej uśmiechnął się do szlachcianki.

- Ach Joachimie, ja wyśmienicie. Dobrze, używam życia. - blondynka odpowiedziała koledze z kultu. - Słyszę, że twoje polowania idą świetnie.

- Och miło słyszeć - skinął głową czarodziej.

- A i dziękuje. Jak może słyszałaś, okazało się, że syrena istnieje naprawdę, ale ukrywa się na trudno dostępnych odmętach. Istnieje według mnie szansa by ją wywabić za pomocą śpiewu, pomyślałem że jako dusza miejscowego świata artystów znasz jakąś utalentowaną śpiewaczkę albo śpiewaka.?

- Mhmm a znam, Naji bardka jest taka choć nie wiem czy się zgodzi popytam i dam ci znać. - Pirora chętnie podała swojemu koledze pomocną dłoń.

- Chętnie ją poznam, może zaaranżujesz spotkanie? Jeśli bardka, to może być zainteresowana taką przygodą. I dziękuje, jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć, to daj mi znać.

- Spróbuj was spotkać w Aubentag mam nadzieje, że nie będzie to za późno dla ciebie. - Pirora uznała że troszkę czasu jej zajmie zanim Nije się znajdzie i ona ją przekona by ta się zgodziła.

- Rozumiem, wątpię, żeby syrena zniknęła w ciągu paru dni - skinął głową Joachim, chociaż sprawę chciał załatwić jak najszybciej.

- Jak czas pozwoli, mogę też wziąć udział w jednym z twoich towarzyskich spotkań, na pewno można tam spotkać interesujących ludzi…



************************************************** ******


Joachim wyszedł ze spotkania Zboru zamyślony, co zresztą zdarzało mu się często. Plan uwolnienia Wyroczni był już bliski realizacji i nawet może mieć w nim, niewielki, ale jednak jakiś udział. No i była też oczywiście sprawa syreny, którą musiał rozwiązać dla dobra swojej reputacji, szczególnie teraz kiedy nie tylko Hansenowie, ale i Starszy się nią zainteresował. Miał zamiar przy najbliższej obserwacji gwiazd postawić wróżbę, czy w tę kwestię jest zamieszany ktoś z miasta. No i musiał poczekać na to spotkanie z bardką, które obiecała mu zaaranżować Pirora.

Oprócz tego planował porozmawiać z Aaaronem na temat wsparcia go przy wspólnej misji uwalniania więźniów z lochów. Zaciekawił go też temat tej mutantki o kozich nogach, o której usłyszał na Zborze. Skąd ona wzięła się tutaj? No i z bardziej przyziemnych spraw, miał zamiar przejść się do Ratusza i spytać o opcję kupna albo wynajęcia tego domu, który znalazł mu Sven. Był trochę na uboczu, ale to przecież w sam raz dla czarodzieja.


 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172