Przerażenie
Karłowski stał już przy Panie Mariuszu, gdy ten pierwsze rozkazy wydawał. Ze Studzińskim poleciłby i jego szlachetni podkomendni ruszyli, więc wyjechał szybko oddział dość spory. Reszta, co pozostała z obu rot ustawiła tabór zgrabny. Wszyscy szybko zajęli swoje stanowiska. Pracom przyglądali się jedynie Krasun z Mariuszem, Janem, Władimirem i Piotrem, który trwał przy Rotmistrzu ze swymi ludźmi gdyż nie bardzo mógł się odnaleźć w harmidrze przechodzącym przez obóz. Igor Krasun:
Wpatrzony błagalnym wzrokiem w Rotmistrza Mariusza. Waszmość musi wiedzieć, musisz zrozumieć, że my szans nie mamy, że ich zbyt wiele setki szabel ciągnie. Tylko pokorą i językiem zwyciężyć możemy, kozak nie stanie przeciw kozakowi, więc jeno szlachta Ci się ostanie a w tedy śmierć. Jan Karłowski z przerażeniem w głosie zakrzyknął: Mariuszu, Stryju!
Podbiegli do wozów by wyjrzeć jak tamten. Przerażenie musiało być w nich tak same jak w każdym, który stał na murach utworzonego taboru. Oto parła na nich armia olbrzymia trzy może cztery tysiące woja. W nieładzie w olbrzymiej masie pewna swego na czele szła starszyzna widać po bogatszych strojach, a za nimi reszta chołoty. Teraz zrozumieli, co miał na myśli Kozaczyna. Zaświtała też nadzieja, bo gdyby zmieść ich chcieli to nie taką bezwładną chmarą by się zlecieli może, o co inne chodzi. Trzeba było działać szybko bo jeśli komu strzelba wypali choćby dla uciszenia tłumu to źle się może skończyć dla obrońców taboru.
__________________ W ferworze walki, na polu bitwy jakim jest życie obronną ręką wychodzą tylko Ci, których serca nie potrafią klęknąć przed nieprawością. |