Z lekkim ukłonem aasimar przyjął słowa Sulla. Kolejna wyprawa i kolejne szkaradztwa do ubicia, by dać wytchnąć tym którzy starają się przeżyć w niegościnnych okolicach Rany Świata. Choć lepiej by było jakby dało się ich nawrócić na dobrą drogę... niestety rozdarcie rzeczywistości sprawiało że czasem istoty świadome stały się szalone, podłe i złe... Jedyne co dało się wtedy zrobić to skrócić ich cierpienie.
Jeszcze tylko zaoferował przybyłym leczenie lecz nikt nie chciał skorzystać.
***
Archibald wskazał przybyłym dom który zajmowali wraz z Camellią, ale i tak towarzystwo rozsiadło się przy dogasających ogniskach. Choć większość z nich była bardziej zachęcająca do rozmów to uwagę paladyna przykuł krasnolud stroniący od towarzystwa. Podszedł więc do niego by się przysiąść.
- Nie przedstawiono nas sobie... Jestem Archibald. - przywitał się, a widząc nieufne spojrzenie krasnoluda wskazał ręką podziemną mieścinę.
- Nie wygląda byś czuł się w Neathholm bezpiecznie. Czyżbyś miał z mongrelami złe przeżycia? Nie ufasz im, prawda?
- Wyglądasz na prawdziwego weterana podziemi, który poradzi sobie sam w korytarzach. I kogoś kto chce by dano mu spokój. Jednak Sully ma rację - tamci panoszą się po korytarzach. Nawet jeżeli nie będą stanowić dla ciebie większego zagrożenia to będą upierdliwi jak jasna cholera. Może rozważysz jednak by ruszyć z nami? Z tobą jest większa szansa że permanentnie ich spacyfikujemy, a ty będziesz mógł w spokoju zaszyć się w swoim kącie. Poza tym... - Archibald wskazał ruchem głowy znów podziemne miasteczko - ... będą ci dłużni. Dobrze mieć bezpieczną przystań albo sojuszników którzy zapewnią twojej siedzibie spokój.