Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2021, 19:38   #230
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Jakże zmienne są siły natury… - pomyślał Carsten. Chłonął rześkość bryzy, żywo w pamięci jeszcze mając wczorajsze brodzenie w mazistym błocie i kałużach po rzęsistej ulewie. Dziś jak inni siedział nad brzegiem rzeki, korzystając z uroków słońca oraz łaskawej aury. Odpoczywał po wyczerpującej wyprawie zwiadowczej, gdzie niemal cały czas musiał zachowywać czujność. Tutaj zwolniony był z tego obowiązku, pozostawił daleko za sobą grozę mokradeł i złowrogi cień piramidy…

Obok radośnie hasała psina, wyraźnie ucieszona powrotem swego pana. Choć Esteban z wprawą zajmował się zwierzętami, to Bastard zżyty był bardziej ze swym opiekunem. Chwilę siłowali się o obgryzioną gałąź krzewiny, którą pies trzymał w pysku. Targał głową, warcząc i nie odpuszczając rosłemu człowiekowi. Uśmiechnięty ochroniarz ostatecznie pozwolił, aby zwierzę tryumfowało w tych udawanych zmaganiach.

Nieopodal siedziało bretońskie rodzeństwo i Glebova. Eisen ukłoniwszy się tylko, ponownie dawał wyraz samotniczemu usposobieniu. Vivian Schwarz roztaczała podobną aurę, lecz o niebo większe wrażenie. W olśniewającej sukni wyglądała, jakby miała zamiar pozować dworskiemu portreciście, który winien starać się uchwycić i utrwalić jej zimne piękno na tle bujnej, egzotycznej roślinności. Brakowało tylko baronessy i jej estalijskiego towarzysza, by dopełnić obrazu tej sielankowej scenerii. Z tego, co słyszał kobieta odczuwała jeszcze skutki zatrucia, mimo nadzwyczaj troskliwej opieki weterana. Po raz kolejny okazało się, że w dżungli tytuły szlacheckie i urodzenie nie miały znaczenia. Każdy był narażony na podstępny atak, czy to wroga, czy inszych mieszkańców gęstwiny. Nawet dumne elfy nie poradziły sobie z tutejszymi wyzwaniami…

Chwilowo starał się nie myśleć o jaszczurach i ich majestatycznym siedlisku, lecz obecność oddziału Koenig wymusiła pewną refleksję. Patrząc na trenujących Sylvańczyk wyobraził sobie ich starcie z muskularnymi saurusami. Wynik takich zmagań wieszczył zaciekłą przeprawę i nie pokusiłby się wskazać zwycięzców takiej potyczki…

Tymczasem zaś śledził zmagania wędkarza i ostatecznie sprzyjający mu los.


Szczekanie pupila sprawiło, że tknięty przeczuciem obejrzał się za siebie. Zbliżał się doń Esteban, odważny młodzik, który przechodził pierwszą poważną próbę swym życiu. I jeśli przeżyje tę wyprawę, zapewne odmieni ona jego żywot. Nie tylko zresztą jego… - zamyślił się ochroniarz, wspominając ukochaną Agnes czekającą w porcie i syna Johana za bezmiarem wód w dalekiej prowincji Imperium.

Chłopak z oparzeliną na szyi skinął na powitanie swemu chlebodawcy.
- Jakieś wieści? – zapytał ochroniarz.
- Zwierzę oporządzone, zapasy przejrzane, panie Carsten, zebrane rośliny złożyłem wedle uczynionych wskazówek.
- Dobrześ się spisał, gdzie Barbete?

Młodzian zrobił zakłopotaną minę.

- Ostatnio widziałem ją razem z tym Arevalo z pikinierów. Chyba wpadli sobie w oko… - spąsowiał lekko, widomie skrępowany tymi słowami.

Carsten przypomniał sobie kochliwego estalijczyka, którego zdybał kiedyś na podglądaniu Amazonek w kąpieli. Barbete na ile ją znał zdawała się twardo stąpać po ziemi i słynęła z niedostępności. Natura kobiety, niczym pogoda też prędko potrafi się odmienić… Nie czuł złości, może bardziej zazdrosne ukłucie, że sam jest daleko od swej minstrelki. Wiele oddałby za drobne czułości, których smak miał świeżo w pamięci. Tłumione uczucia spadły na nich tak nagle, tuż przed wyruszeniem ekspedycji. Potem zaś bolesna rozłąka i tęsknota gryząca duszę czasem dokuczająca mu bardziej, niż wszechobecne w dżungli robactwo.

- Niech tylko nie zaniedbuje obowiązków. – odrzekł rutynowo.

Chociaż wszyscy w obozie odczuli chwilowe odprężenie to gdzieś podskórnie czaiła się myśl o Hexensnacht. Noc, kiedy ścierały się granice światów, gdzie proroctwa i wizje były najbardziej namacalne. Jakaż tedy wieszczba mogła spłynąć na wyprawę komenderowaną przez Kapitana de Riverę? Co było pisane awanturnikom? Skarby wyszarpane z siedliska jaszczurów i wieczna chwała zdobywców, czy wręcz przeciwnie - krwawe widowisko u stóp piramidy, tragicznie kończące nazbyt śmiałe marzenia o triumfie i niezmierzonym bogactwie…?

Zbliżający się nowy rok miał przynieść odpowiedź na te dręczące pytanie…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 20-12-2021 o 19:51.
Deszatie jest offline