Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2021, 00:39   #24
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Takich twardych bułek żaden skurwesyn nie weźmie. A już tym bardziej nie przehandluje za dwie morgi ziemi. Piekarz się chyba wkurwił na niego, że podglądał Grubą Zochę. A chuj mu w dupę. Odrzucił wypieki ze złością na bok.

Zajęło chwilę nim Kasztaniak wrócił do zmysłów. Kiedy jednak otrzeźwiał już, prędko wziął pod pazuchę odrzuconą wcześniej skrzynkę i zainteresował się Profesorem. Dziad już nie dychał chyba, cholera, nie tak miało być. Nieważne. Trupy miały te plusy że nie darły mordy i można je było upchnąć w jakieś ciasne pojemniki bez obaw o podtrzymanie funkcji życiowych. Co też właśnie khazad zamierzał uczynić.

Przeszukawszy pierwej kieszenie alchemika i zatrzymawszy w tajemnicy przed towarzyszami co ciekawsze rzeczy, które mógł tam znaleźć, Kasztaniak zapakował Profesora najpierw na pokład, a potem do beczki po kiszonych ogórkach. Cholernik długi był, więc trza było mu pomóc kapkę. Krasnolud połamał więc piszczele trupa i zawinął nogi tak, by cały Profesor zmieścił się w swoim nowym lokum.

- No kurważ… twojo nowo chałupa, bo ze starej wiele nie zostało, hehe – powiedział sam do siebie.

Wtoczył beczułkę w jakiś ciemny kąt pośród innych szpargałów na łódce tak, by nie rzucała się w oczy.

Jakiś czas potem natrafili na patrol. Kasztaniak splunął do wody. Jeszcze tych kurwibąków im trzeba było. Gdy trep ze straży się odezwał, khazad zachował milczenie, chociaż korciło go, by zacząć rozmowę. Doświadczenie uczyło jednak, że na ogół, gdy to on mówił, kumple wpadali w kłopoty, więc zamykał gębę na kłódkę.

Nie wiedział, co Vimitr odpierdala, ale rozbawiło go to. Nie mógł nie podjąć własnej pieśni.

- Jadom goście, jadom, z góry i pod góre, lubiem se takie dziewczę, co mo dużom rure – zarechotał rubasznie swym zwyczajem.

- My najebani, my z kawalerskiego. Puśćcie, pany, żyć dejcie, bo kac męczy okrutnie. Mogem chuchnąć jak chce który, na dowód, jeno nie gwarantujem, że to przeżyjecie, hehe.
 
MrKroffin jest offline