21-12-2021, 12:31
|
#72 |
|
Ledwie stracharska młódka stanęła przy rabie, ten napiął się na całym ciele niczym struna z własnego instrumentu. Wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do jej i starca obecności. Takie praktyki guślarskie, co się nimi pono Aranaeth zajmował, były jeszcze dla elbena zrozumiałe i potrafił sobie imaginować jaki pożytek przynosiły. Stracharstwo jednak nie bez powodu złą sławą było owiane, wszak kpiło sobie z natury i do wynaturzeń rychle prowadziło.
Ochłonął trochę, bowiem Rune z powodu zwykłej rozmowy doń przychodziła. Okazało się też, iż wiedziała już o tym, co elben rzekł Animurowi. Niewiasta gdybała znakiem tego, że w kabale o jakowyś handel maluczkimi chodzić mogło. Taka szansa zawsze istniała i dłuższą chwilę Aaron miarkował jak wiele kobiecie powiedzieć. W końcu pokręcił głową i rzekł: – Wątpliwym się to zdaje. Animur twierdzi, że mogłem swoje odbicie sprzed lat widzieć. Nie chciałem początkowo takiej myśli do siebie dopuścić, lecz ziarno prawdy teraz w tym widzę – Aaron w zadumie spojrzał poprzez okoliczne bajora, na których unosiły się grube jak pięści bąble. – Prócz wizji poczułem takoż nostalgię osobliwą, jakby obraz ten był dla mnie zgoła przyjemny. Może więc w istocie widziałem siebie ledwie w pacholęcia postaci, choć jak to wszystko interpretować, to doprawdy pojęcia nie mam – wzruszył wymownie ramionami. – Uważam nadal, że tu o przekaźniki chodzi, co sama raz rzekłaś. Dzieci, będąc podatne na Aeynechen strumienie, są jednocześnie cennym dla lichego celem. A wizje… mogły się różnić dla każdego z nas i w inne rejony dusz sięgać.
Początek wspinaczki szedł całkiem sprawie. Rab pomagał sobie sznurem i konsekwentnie wdrapywał ku górze, do miejsca, które raz ogary przyciągało, a kędy indziej w strachu je korzyło. Prędko okazało się, że nie docenił wiekowego drzewa, a raczej skrywanych przezeń tajemnic.
Na znacznej już wysokości stracił nagle widok zarówno na koronę rozłożystą, co korzenie oraz towarzyszy u dołu. Wnet otoczyła go nieprzebrana biel, gęsta tak, że ni chybi, a mógłby puścić się i pobiec gdzieś w dal.
Czym prędzej odrzucił tę myśl i uczepił się gorączkowo kory, z trudem powstrzymując ciała drżenie. Zdjęła go bowiem trwoga: nie o swoje kości jednak czy nawet żywot własny, lecz bardziej o instrument na plecach przewieszony. Nic to po prawdzie nie zmieniało, bo gdyby ktoś mu drugi raz wybór pozostawił, to ponownie wspiąłby się z vandelem przy sobie. Ten bowiem odwagi mu dodawał, której bez instrumentu mogłoby rabowi zabraknąć.
Skupił całą uwagę, wspominając ile to razy niczym zwykłego robaka go traktowano, jak często w oczach ludzi nikłym się stawał. Jego kompanioni nie zdawali się podobnymi uprzedzeniami kierować, lecz nadal pragnął za pożytecznego wśród nich uchodzić. Postanowił więc kontynuować drogę ku górze, zaciskając zęby i pokonując ich nerwowe szczękanie. Ręka za ręką i noga za nogą gramolił się powoli na górę, próbując ujrzeć choćby zarys tego, co tkwiło na enigmatycznego drzewa szczycie.
Ostatnio edytowane przez Caleb : 21-12-2021 o 12:40.
|
| |