Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-12-2021, 22:00   #71
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Drzewo mądrością, ptak radością, a człowiek nicością…
Z nauk Sicheii



Zwinnie i chybko Aran się uwijał, jako wiewiór lubo insze zwierzę, co w podszycie lesistym bytuje. Wnet wspiął się na wysokość, z której ogląd piękny okolicy winien mu się jawić. Niestetyż otulnia mgielna zasnuła pobliże niczym przepastna zasłona. Wiatr zahulał w koronie rozłożystej i swą pieśnią Molsuli zatrwożył. Gęste kłębiaste obłoki nań spłynęły, jakby kto w pajęcze sieci go splątał. Chocia pozornie ruchu nie krępowały to czuł dziwny ucisk, który nie na ręce i giczoły, azaś na głowę i jasność pomyślunku nakładał zwodnicze pęta. Zdało się, że migotanie dostrzegał i drgnienia, co przestwór ogarnęły we władanie. Węzły swe zadzierzgnęły nićmi podstępnymi, jako czynią resmony sine witkami ofiar niebacznych szukające. Pomiarkował guślarz, że zbyt prędko na pień smukły się zasadził, okolic nie przepatrzywszy. Dał się omamić jako młodzik prędki, a przecie słynął ze swej roztropności. Cisza go oblekła od świata odgradzając. Ujadania ogarów nie słyszał, takoż i głosu przestrogi od Mykes, co na dole została. Na własne siły był zdany, co pierwszyzną dlań nie było, bo od pacholęcia wieku bóstwa niesnadną ścieżkę mu wyznaczały…


Pojrzał ku górze pocieszenia szukając, jak lud jego wypatruje szczytu, gdzie Glang dayr mah’ie się skrył, czekając wybudzenia. Zamarł czarnowłosy jak gdyby w tejże chwili tajemnicę proroczej Gnomy odgadnął. Zaskoczon tropiciel wzrok bardziej wytężył, a i oczy by przetarł, gdyby dłonie nie ściskały pnia sośnianego. Oto bowiem kształt dojrzał, co żadną miarą do świata tego nie pasował. Już do czynienia miał z takimi osobliwościami. Niezmiennie jednak dreszcz wzbudzały, podziwu z przestrachem zmieszanego. Roztyrk myśli Arana objął, co czynić powinien. Czy po pniu osunąć się? Czy niemalże na wyciągniecie ręki artefakt mając, dowiadać się natury jego? Ciekawość niemal pochłonęła jego serce, niczym otroka naiwnego, co na cudności z apetytem spogląda. Aleć rozsądek podpowiadał, że to może kolejne kuszenie z tego miejsca spaczonego mocą skrytą promieniujące. Tylko po to ukazane, by łacniej go omotać i w labirynt myśli zdradliwych rzucić, gdzie bezpowrotnie stracon będzie…

Ważył Molsuli jaką decyzję podjąć, co znamienną mogła się okazać dla tajemnic losu jego i łowów powodzenia. Czas jednako sprawił, że słabnąć począł, mimo daru zwinności, to krzepy mu zbrakło, aby w tej pozycji dłużej wytrzymać. Tak tedy począł wolno osuwać się po pniu, dłonie boleśnie odrapując. Artefakt oddalał się od niego jak zamglony szczyt góry, gdzie bytował Król molsulowych dusz…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-12-2021 o 04:35.
Deszatie jest offline  
Stary 21-12-2021, 12:31   #72
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Ledwie stracharska młódka stanęła przy rabie, ten napiął się na całym ciele niczym struna z własnego instrumentu. Wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do jej i starca obecności. Takie praktyki guślarskie, co się nimi pono Aranaeth zajmował, były jeszcze dla elbena zrozumiałe i potrafił sobie imaginować jaki pożytek przynosiły. Stracharstwo jednak nie bez powodu złą sławą było owiane, wszak kpiło sobie z natury i do wynaturzeń rychle prowadziło.
Ochłonął trochę, bowiem Rune z powodu zwykłej rozmowy doń przychodziła. Okazało się też, iż wiedziała już o tym, co elben rzekł Animurowi. Niewiasta gdybała znakiem tego, że w kabale o jakowyś handel maluczkimi chodzić mogło. Taka szansa zawsze istniała i dłuższą chwilę Aaron miarkował jak wiele kobiecie powiedzieć. W końcu pokręcił głową i rzekł:
– Wątpliwym się to zdaje. Animur twierdzi, że mogłem swoje odbicie sprzed lat widzieć. Nie chciałem początkowo takiej myśli do siebie dopuścić, lecz ziarno prawdy teraz w tym widzę – Aaron w zadumie spojrzał poprzez okoliczne bajora, na których unosiły się grube jak pięści bąble. – Prócz wizji poczułem takoż nostalgię osobliwą, jakby obraz ten był dla mnie zgoła przyjemny. Może więc w istocie widziałem siebie ledwie w pacholęcia postaci, choć jak to wszystko interpretować, to doprawdy pojęcia nie mam – wzruszył wymownie ramionami. – Uważam nadal, że tu o przekaźniki chodzi, co sama raz rzekłaś. Dzieci, będąc podatne na Aeynechen strumienie, są jednocześnie cennym dla lichego celem. A wizje… mogły się różnić dla każdego z nas i w inne rejony dusz sięgać.


Początek wspinaczki szedł całkiem sprawie. Rab pomagał sobie sznurem i konsekwentnie wdrapywał ku górze, do miejsca, które raz ogary przyciągało, a kędy indziej w strachu je korzyło. Prędko okazało się, że nie docenił wiekowego drzewa, a raczej skrywanych przezeń tajemnic.
Na znacznej już wysokości stracił nagle widok zarówno na koronę rozłożystą, co korzenie oraz towarzyszy u dołu. Wnet otoczyła go nieprzebrana biel, gęsta tak, że ni chybi, a mógłby puścić się i pobiec gdzieś w dal.
Czym prędzej odrzucił tę myśl i uczepił się gorączkowo kory, z trudem powstrzymując ciała drżenie. Zdjęła go bowiem trwoga: nie o swoje kości jednak czy nawet żywot własny, lecz bardziej o instrument na plecach przewieszony. Nic to po prawdzie nie zmieniało, bo gdyby ktoś mu drugi raz wybór pozostawił, to ponownie wspiąłby się z vandelem przy sobie. Ten bowiem odwagi mu dodawał, której bez instrumentu mogłoby rabowi zabraknąć.
Skupił całą uwagę, wspominając ile to razy niczym zwykłego robaka go traktowano, jak często w oczach ludzi nikłym się stawał. Jego kompanioni nie zdawali się podobnymi uprzedzeniami kierować, lecz nadal pragnął za pożytecznego wśród nich uchodzić. Postanowił więc kontynuować drogę ku górze, zaciskając zęby i pokonując ich nerwowe szczękanie. Ręka za ręką i noga za nogą gramolił się powoli na górę, próbując ujrzeć choćby zarys tego, co tkwiło na enigmatycznego drzewa szczycie.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 21-12-2021 o 12:40.
Caleb jest offline  
Stary 21-12-2021, 14:13   #73
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację


- Słyszę cię - westchnęła w odpowiedzi, w prostych słowach zamykając więcej niż były w stanie one w sobie pomieścić. Całą tą tęsknotę i czułość coraz bardziej jej obcą, która teraz o prym ze strachem i drżeniem w niej walczyła. Cały ten gorąc w sercach zamknięty, który wciąż miała do dania, który znów byłyby jego, gdyby tylko po niego sięgnął. - Słucham. - Obietnicę. Przyrzeczenie kolejne.

Przechyliła głowę jakby poczuć chciała jego złudny oddech mocniej na skórze, w odruchowej nadziei, że jego ciepło odgoni zimny wiatr, zetrze z ciała krople lodowatego deszczu. Ale miast tego biała Topiel ją otoczyła. Na kolano opadła, dłoń jedną o zmarzniętą ziemię zaparła, palce drugiej włóczni puścić nie chciały. Oczy szeroko otwarte otoczenie omiatały spojrzeniem niespokojnym nieustannie. Oddychała szybko, jak zwierzę przestraszone, które w pułapkę wpadło lub wyczuwa całym sobą, że pogoń się dookoła niego zamyka. Powietrze płuc nie chciało jej napełnić i znów, ponownie Rune wrażenie miała, że tonie w tym mglistym oparze, co ich otoczył. Napęczniały dookoła nich aytherowe nici, mgła przelewała się dookoła niczym żywa, zaciskała na nich zimne, wilgotne objęcia.

Nie mogła krzyknąć ni najcichszego dźwięku z siebie wydobyć. I jak wtedy, gdy okrwawione dłonie na Animurowej twarzy położyła tak teraz zdało jej się, że coś ją pochłania, tamtą czerń z bielą miesza i ze świata znów w niebyt i pustkę wyrywa. Bo ucichły głosy ptasie, zdało się jej, że i wiatr przestał szarpać mgliste opary, nie targał już koron drzew. Wszystko ucichło, wszystko odeszło. Została sama. Nie. Wciąż obok niej Haruk był z ogarem tkwiącym wciąż u boku - jak zawsze będący jej kotwicą, łańcuchem, bezpieczną przystanią, do której chciała wracać raz za razem.

Przez moment mgła zatańczyła i zdało jej się, że starca dostrzega, nim zrozumiała, że to złudzenie tylko. Zadarła twarz ku koronom strzelistych drzew, serca zapulsowały w niej boleśnie. Otworzyła usta, ale ponownie jedynie oddech w mgłę wypuściła. Nie dała rady wypuścić z siebie krzyku niczym ostrzegawczej strzały. Mogła mieć tylko nadzieję, że Zielonopalcy znajdzie drogę w dół, która nie będzie upadkiem.

Baczaj na wszystko” sekundy lub godziny temu wyszeptał ku niej Haruk jakby głośnym słowem ciszy nie chciał rozrywać. Próbowała. Na wszystkie duchy, potwory i krew przelaną - próbowała. Napięta jak struna, z której najprzedniejszy nawet grajek dźwięku by nie dobył, cała w patrzenie i słuchanie się zmieniła. Lecz nie tylko zwykłych zagrożeń wypatrywały jej oczy, nie tylko bytów z Ayenchen przed którymi shyta ostrzegał lecz serce czarne na Teynechen otwarła. Wsłuchała się w jego bicie, w falujących niczym rzeczne fale kłębach mgły omenów szukała, zwiastunów rychłego nieszczęścia lub śmierci nieuniknionej przed którą siebie i stojącego obok mężczyznę rozpaczliwie chciała uchronić.
 
obce jest offline  
Stary 22-12-2021, 07:41   #74
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Psów ujadanie ucięło się nagle. Mgła zaczęła się ścielić gęsto przykrywając zamrożonych w stuporze Runę i Haruka. Gulgun majaczył coś w protosie.
Te fenomeny, lecz nade wszystko kości łamanie i stawy napuchnięte jasno wskazywały, że byty wszelakie niematerialne wokół nich się zbierały.

- Khorkhuroo fraz neh marthoo - wyszeptał niewyraźnie chłopak ustami spękanymi z gorączki.

- Na kłykcie Kaytula, co mówisz chłopcze? Fraz? - nachylił się nad nim starzec. - Kto twymi ustami porusza? Kogo przyzywa?

Przetarł czoło rozpalone mokrą dłonią. Pod opaską, którą oczy przewiązane były, widział nerwowy ruch gałek. Starzec pewność miał, że Gulgun niczym kukła był sterowany. Przecież protosu znać nie mógł. Kto pociągał aytherowymi sznurkami? Kto wystawiał teatrum? Zwoływał publikę? Baydur być to mógł? Tego pragnął się dowiedzieć, bo coraz to większe miał wątpliwości.

Sięgnął po naczynie, w którym przygotowane na tą okazję trxymał qurbocze. Wyciągnął tłustego płaza i nożem kościanym przeciął mu podbrzusze. Jucha ciepła i lepka po palcach mu spłynęła. Woń bijąca z rozprutych trzewi niczym pachnidła najlepsze, którymi niewiasty się nacierają, coby mężczyzn wabić, mu była. On jednej serce oddał i niemal od lat najmłodszych wierny innej był. Śmierciuchą ją zwali i każdy się jej bał. Dla niego zaś tak kochanką, przyjaciółką, jak i matką była.

Kiedy tylko z rozciętej rany trysnęła qurbocza krew, na pomarszczonym licu starca zagościł uśmiech i spokój wielki w duszy mu się rozlał. Wnet znikła wszelka obawa i odczuł, że to jego czas i jego miejsce.

Wibracje, którymi była przesycona aeyra i jego ciałem zaczęły kołysać. Z kończyn, gdzie zaimplementował kości łoskotnicy, poczuł rozchodzące się ciepło i z każdą chwilą moc swą zwiększało, granicy bólu jednak nie przekraczając.

W lewej dłoni ściskał ścierwo świętego płaza, o którym ględ wiele krążyło. Prawa zaś cała w posoce jeszcze ciepłej ociekała. I złożył stracharz tą właśnie dłoń na czole otoka, zdarł opaskę powieki przykrywającą i juchą mu je pomazał. Na skroniach runę tajemną nakreślił, tak jak i na piersiach jego.

- Aytheru więzy święte - wyszeptał niczym deszcz głaszczący taflę jeziora, -, splątane wolą Kaytula, świat oplatające, błogosławcie mi i zasłonę, co światy odgradza rozsuńcie, bym mógł spojrzeć, co w tym dziecięciu tkwi i duszę jego trawi.

Ledwo laudę skończył wymawiać, a już odczuł na swym ciele dreszcz mroźny. Od ciała Gulguna zaczął tak potężny chłód bić, że w oka mgnieniu krew, którą pomazany został w karminowy szron zamienił. I choć lubował się Animur w śmierci aromacie i woń grobowa, co zgnilizną trąci, obrzydzenia w nim nie budziła, to zapach który wraz z chłodem napłynął grymas odrazy na jego twarzy wywołał. W odorze tym było coś przerażającego, plugawego i wszelkiej istocie ludzkiej przeciwnego. Rychło pierwszy odruch stracharz odegnał i na powrót z lubością w dawną, tajemną przepaść spojrzał.

Mrok gęsty ciało chłopaka oplatał, zarówno skórę jego, jak i wnętrzności wszelkie, które życiodajny ayther poprzez żyły pompowały. Pośród mroku tego gęstego, na dnie samym, gdzie żaden promień Oeyna nie sięgał, coś kryło się przed wzrokiem stracharza.
Długo się starzec przyglądał, nim pojął cóż to takiego.

Larw wijące się mrowie. Gniazdo czerniste. Splątane, kotłujące, obrzydłe, w trzewiach chłopaka się zalęgło.
Rozpoznał je stracharz, choć raz tylko je w swym długim żywocie widział. Rzadkie, to bowiem były stworzenia i kłopot niemały, by je pochwycić.
Kiełznicami one zwane były, abo też oplotnicami i jako dorosłe osobniki do motyli były podobne, tylko zazwyczaj skrzydła miały popielate, abo też sino granatowe. Noc je przyciągała i miejsca odludne, gdzie bagna zgnilizną cuchnące i ludzką stopą nietknięte. Na padlinie larwy, jak i dorosłe osobniki żerowały.
Słyszał zaś Animur, że larwy kiełznic zaimplementować można wrogowi swemu, by oczami jego świat oglądać, a wielce wprawny stracharz, to i kontrolę nad człowiekiem przejąć mógł.

Gulgun całe gniazdo oplotnic w sobie nosił i można było wysnuć przypuszczenie, że chłopak marionetką był dla wielu. Straszliwy los otoka spotkał i cierpień wiele mu to pewnie przysparzało. Tym większy smutek to w sercu budziło, gdyż sposobu Animur nie znał, jak larw się pozbyć. Kiełznice, z tego co mu drzewiej mówiono, bytami są skomplikowanymi, co na granicy światów żyją i ciała ich tak z materii, jak i czystego aytheru utkane. By je do posłuszeństwa przymusić, wolę stalową należy mieć i hardego ducha.

Oderwał się Trójoki od dziecka. Spojrzał na jego zapadnięte policzki, na swe dłonie w krwi qurbocza unurzane. Na jęzory mgły gęstej pożerające towarzyszy podróży.

Nie był młody oczami Baydura, jak sądził wcześniej. Marionetką był w czyiś innych rękach, potężniejszego umysłu lub jak przypuszczał, umysłów wielu.

- Khorkhuroo - wyszeptał Gulgun

- Z wody uformowany - zachrypiał stracharz,

- Fraz neh.

- Wodzie oddany będziesz!

- Martghhh - zacharczał chłopak ale krew z rozciętej szyi i aorty zalała mu gardło, zatapiając słowo.

Przytrzymał Animur głowę chłopca, przysłaniając oczy, aż ostatnie konwulsje ustały, aż duch Gulguna walczyć przestał i odszedł do Teynechen. Szybko teraz stracharz działać musiał. Z wprawą wielką szaty chłopaka rozciął i powłokę brzuszną rozpruł, drogę tym sposobem do wnętrzności znajdując. Rękę w trzewiach gorących zanurzył by po chwili wyjąć wykrojony płat wątroby, który powędrował do słoja po qurboczu. Wraz z nim w naczyniu znalazły się larwy oplotnic. Spojrzał na nie przez szklaną ściankę. Opalizujące na niebiesko, zdawało się, utkane z samego skondensowanego powietrza wgryzły się w mięso. Źródło prawie czystego ayetheru.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 24-12-2021, 17:13   #75
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
~ Gdzie ten monsul zniknął?! ~ pomyślała do siebie Mikes kiedy czas mijał a ona nie widziała trapera w koronie. Poczekała jeszcze chwilę wyjęła zza pasa kozik i zebrała dwie garście namonkisów. Ale kiedy i po tym czasie monsul nie wrócił kobieta przywiązała smycz psiska do drzewa i podskoczyla łapiąc i podciągając się na najbliższej gałęzi.

- Aranaeth?! - Nawoływała co parę miniętych gałęzi. - Gdzieżeś polazł monsulu jeden. Wracaj! Wchodzisz w drugi świat!


Mykes wspinała się dalej nawołując tamtego.

 
Obca jest offline  
Stary 29-12-2021, 22:50   #76
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


“Słowa nasze - dym na wietrze. Czyny nasze - ziarnka piasku. Życie nasze - pleśń i sporysz.
Cień z cieniem złączony. Mrok i Pustka jeno. W niej tylko wielkość nasza.”
poruczenie kabalarskie



Bywa, że natura figle płata i choć człek rozumny i umysł jego chyży i wszelkie cuda i dziwy zgłębić i oczywistymi uczynić, to nieraz dnia od nocy odróżnić nie potrafi. Gadają mędrkowie różni, że tędy to bogowie zapomniani i odrzuceni krzyk agonalny ze swych piersi wydają, by świat cały i ludzi wszytkich napomnieć, by do korzeni swych wrócili i swą naturę prawdziwą odnaleźli.

Prawda to, li jeno próżne godki tych, co im się zda, że lepiej od innych wszyćko wiedzą, trudno orzec. Fakty jednakoż takie są, że coraz więcej dni takich następuje, kędy natury porządek na głowie staje i ludzi do obłędu doprowadza. W miejscach zaś dzikich, chaszczami moczarowymi zarosłych nader często się to zdarza.

Taka toż właśnie aura na polanie, co chłodem i mrokiem emanuje, zapanowała. Wprzódy mgła gęsta zeszłą i sinym mlekiem wszyćko zalała. Zawieja tyż mroźna się zerwała i jęła koronami sosen, co pod same niebiosa wyrosłe, targać toć w jedną, to w drugą stronę. Szum przy tem się rozchodził, jakby ze dwa roje pszczół dzikich bitwę zaciętą toczyły.
Przez to nie szło już zgadnąć, czy to dzień wciąż trwa i Oeyn w samym zenicie tkwi, czy też zmierzchać już zaczęło i lada chwila noc ciemna światem zawładnie.

Łowczy, co na polanie podmokłej stali, po trzykroć skołowani byli. Raz przez natury figle i światów osmozę. Dwa przez raba elbeńskiego zniknięcie, któren jak na sosnę wlazł, tak już z niej nie powrócił i ślad wszelki po nim zaginął. Trzy przez ogarów zniecierpliwienie, które nerwowym obwąchiwaniem się objawiało i gorączkowym dreptaniem we koło. Wszyćkie te znaki, co im świat dawał do jednej konkluzji tylko prowadzić mogły. Nawiedzonym to miejsce być musi i licho srogie ma je we władaniu.




Stracharz stary, najmniej na te osobliwe okoliczności zdawał się uwagę zwracać. Barbarzyństwo jakiego się dopuścił w pełni go pochłonęło i jakby absolutnie od reszty świata odcięło. Dobrze ludziska w Rubieżanach godali, że z Animura nie tylko dziwak i wypłosz, aleć tyż popapraniec i żarliwiec niebezpieczny, co ze śmiercichą śluby wziął. Kto by na lico jego spojrzał, które uśmiech lubieżny zdobił i spojrzenie od najprawdziwszej ekstazy rozbiegane, wątpliwości żadnych by nie miał, że to szaleniec i furiat.

Ręce po łokcie we wciąż parującej krwi otoka umazane ku niebiosom wzniósł. Zdawać by się mogło, że starzec trybut dla Pana Pustki składa, aleć to jeno pozór. Baczniejsze spojrzenie jedno tylko wystarczyło, by dostrzec, że stracharz trofeum swe podziwia, a nie daninę krwi na przebłaganie za grzechy ofiaruje.

Oplotnice fascynowały go niezwykle. Tyle o nich się w swem życiu nasłuchał ględ i opowieści wszelakich, a teraz w jego dłoniach te osobliwe stworzenia spoczywały. Radość wielga z potężnym uczuciem siły i wszechmocy się w nim mieszały. Czuł nie tylko, że obdukcje i badanie wnikliwe, a takoż i jego i czyny, które wielu za plugawe poczytywało do prawdy go zbliżyły. Kędy inni niczem głupieloki za ogarami ganiali, on do sedna dotarł. On klucz do tajemnicy zbrodni dzierżył i to na niego cała chwała za otoki należyte odprawienie spłynie.

Kędy myślami chłonął już splendor dni przyszłych, niespodziewanie go zimne dreszcze przeszły, a jedno uderzenie serca później ból dojmujący, dłonie mu wykręcił. Gdyby nie lata cierpienia i ran srogi, które sobie własną ręką zadał, pewnikiem by słój z trofeum swoim upuścił.
Zagryzł zęby, aż zazgrzytało i ból strzymal..

Nie tylko zęby stracharskie zachrobotały, aleć jeszcze co insze. Z oddali głos ten dochodził i w mig go Animur rozpoznał i pojął w jak wielkim kłopocie się znaleźli. Głowę raptownie ku reszcie kompanów odwrócił i pierwsze, co dojrzał to jak Haruk bojową postawę przyjmuje i glewię ażurową przed siebie wystawia w oczekiwaniu na wroga.




Wronie serca dwa dygotały nerwowo, niczem ptaszyny wylęknione. Świadomość nadchodzącego zagrożenia przeszywała do samej głębi jestestwa. Żadnych wątpliwości nie miała, że licho srogie się ku nim zbliża, jeno nie wiedziała kędy go wypatrywać.

- Idą - szepnął Haruk, a oczy co za maską skryte w mleczną pustkę wbijał.

Gruby rzemień skórzany na którym Garhego trzymał, wokół przedramienia trzykrotnie oplótł. Żyły sine wnet na skórze się pojawiły, na podobieństwo rzek wzburzonych. Widziała Wrona, jak pod napiętą skórą krew harukowa buzuje, a z nią siła, moc i determinacja w każdy zakątek ciała wędrują. Nim shyta kolana ugiął i w szerokim rozkroku stanął, pewność już Wrona miała, że jej kochanek do bitwy się szykuje.

Glewię swą ażurową przed siebie skierował, tym samym kierunek pokazał skąd licho nadleci.




Niczem obcy poglądali na siebie, choć do tej samej gromady należeli. On, molsuli, przybłęda bagienny, włóczykij, któren w zwierzęcych trzewiach gmera, coby przyszłość poznać. Ona, przyszła matrona klanu swego, mykes, któren niejednemu tundurmę doprawiała, by jej mocy dodać. Poglądali na siebie, a jakby siebie nie widzieli. Niemi, zadziwieni i strwożeni, wzrokiem po sobie wodzili i jakby czego znajomego szukali. Czegoś, co da im krztynkę pewności, że to on, człowiek którego znali, a nie przebieraniec jaki, abo licho srogie.
Świat zaś we koło mleczno sinym dymem zasnuty, przez co ledwo pień od człowieka odróżni było można, w potężne zdziwienie i odrętwienie ich wprawiał.

Trwaliby pewnikiem w tem marazmie i niedowierzaniu jeszcze wieki całe, by stali gdyby nie chrobot niespodziewany, co się w pobliżu rozległ. Brzmiał on, jakby kto zębami twardy orzech rozłupać próbował. Ciarki na plecach od tego zgrzytu się rozchodziły i członki wszystkie w trzęsawkę wprawiały.

W tem samym momencie licho spostrzegli i naraz oboje do tyłu odskoczyli, aż się ich ramiona zetknęły. Pokraczny stwór ku nim się zbliżał i choć go mgła gęsta skrywała i ledwo marą senną się on jawił, to i tak wygląd jego krew w żyłach mroził i lęk paniczny wzbudzał.

Upiór przebrzydłą fizjonomią emanował, niczem pentoda blaskiem swym, któren mrok rozgania. Całe ciało wychudzone, jeno same kości skórą obleczone, przez co niczem trupiszcze wysuszone wyglądał. Mięśnie wątłe, aleć żylaste przez oliwkowy naskórek prześwitywały, tym samym każden ich ruch najdrobniejszy, niczem prądy na rzece dostrzec można było.. Gały miał wielgie, jako pięści zwerga, a przytem głęboko w czaszce osadzone. Turkusem one poprzez mgliste opary skarżyły się i opalizowały i chłód od nich jakiś dziwny i odrażający bij. Szczęka mu z gęby wystawała, jakby ostre zębiska same miały się zaraz człowiekowi do gardła rzucić. Nie wygląd jego jednakoż najgorszy był, bo przeta nie takie paskudztwa po świecie krążą. Grozę najpotężniejszą jego ruch budził, a nade wszystko dźwięki, co się przy każdem kroku dobywały. Kości przy najdrobniejszym ruchu trzeszczały i chrobotały, niczem gałęzie wyschłe. Zębiskami także kłapał i klekotał, co na myśl upiorny dźwięk pogrzebowej kołatki przywodziło. Odgłosy te straszliwe, nie tylko dreszcze na skórze powodowały, nie tylko serce w dygotanie wprawiały, aleć też fatalistyczne wibracje pasm aytheru wywoływały.

Tak Aran, jak i przy jego boku Morra stojąca, szum w uszach posłyszeli. Nie wiatru jednak, a krwi własnej, która niczem dzika rzeka rwąca przez żyły płynęła. Ucisk też w skroniach odczuli, jakby im kto głowę w imadło wstawił i korbę z Wilna przykręcał. Wszystko wokół falować zaczęło, jak po tundurmy spleśniałej wypiciu.

Łąka zaś do szczętu bagiennymi wyziewami przesiąknięta, jęła łapczywie wyciągać ku nim swe obleśne ramiona i przyciągać do swego łona.


 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 30-12-2021 o 07:17.
Ribaldo jest offline  
Stary 02-01-2022, 19:03   #77
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Jucha rozkoszną, słodką wonią drażniła, zmysły stracharskie wprawiając w ekstazę. Obcowanie ze śmiercią, jak i sam akt odbierania życia zawsze go ekscytował. Tak było i teraz, kiedy duszę Gulguna odesłał do Teynechen. Te same uczucia go przepełniły. Tym mocniejsze i fertyczne, że trofeum przy tym nie lada zdobył.

Spoglądał z lubością na robactwo, co się wewnątrz słoja wiło, a w głowie już prowadził eksperymenta i badania zakazane, które zarówno naturę owych istot mu przybliżą, jak i tajemnicę mordu odkryją.
Serce mu waliło, niczym młot zwergów przy robocie, siłę w starcze członki wlewając. Energia niezwykła każdą cząstkę ciała mu wypełniała, w euforię i zachwyt nad samym sobą go wprawiając, jak i zmysły wyostrzając.


Nagle, bolesne ukłucie lewą gałkę oczną niemal mu rozsadziło od środka. Ślozy gęste i lepkie pociekły mu z oka i kropla ciężka spadła z policzka. Obraz zafalował, jak wtedy kiedy się poprzez opary, co się nad garem unoszą, spogląda. Poprzez mgliste wyziewy najróżniejsze obrazy pojawiać się zaczęły i w jednej chwili guślarz zdał sobie sprawę, że mnogość i wielorakość Trójświata się przed nim rozwarła, jak rodząca nogi przed szeptuchą, gdy jej wody odejdą. Dech mu zaparło i nie mógł się nadziwić, ani rozumem ogarnąć tego, co mu dane było dostrzec.

Pośród mleczno-siwych miazmatów mglistych jakiś dziad w łachmany odziany szedł, kosturem sękatym się podpierając. Czy obraz swój wypaczony widział w starcu, ciężko mu było dociec, tym bardziej, że twarzy dostrzec nie mógł. Czasu na to nie stało, bo oto nad głową jego ogień błyskał i ptak, który ptakiem nie był ku ziemi ze świstem donośnym, przeraźliwym rykiem pikował. Zdawać się mogło, że niczym ten sokół, kiedy królika dojrzy, na niego się kieruje, tak ten ptak ogromny, co ptakiem wszak nie był, na raba elbeńskiego się nasadził i do niego zmierzał. Nie rozumiał stracharz tej wizji i przerażenie w nim wielkie wzbudzała. Ten rab zaś, którego Aaronem zwali, zagrożenia nie świadomy o pień sosny oparty był z jakimś człekiem, który w kostium pokraczny ubrany, a który niczym śpiochy niemowlęce wyglądał.


Nie dane było mu dłużej na teatrum Trójświata spoglądać wtem bowiem trzask okropny pod czaszką mu zadźwięczał i z koncentracji wybił, lodowatą bojaźń w serce jednocześnie wlewając. Mgły strużki wątłe zakotłowały się i obrazy tajemne przesłoniły. Kurtyna oddzielająca światy opadła. I spojrzał starzec w turkusowe ślepia, które tak dobrze znał. Łoskotnica ku nim szła. Stawy zapiekły go wielce, ale nie ku niemu byt aeynechenowy zmierzał. Kogo innego na ofiarę obrał. Aran i Morra na atencję phorphycooli zasłużyli. Odwrócił stracharz głowę w lewo i w oddali, ledwo widocznego Haruka dojrzał, który postawę bojową przyjął i glewię przed się wymierzył.

Odłożył Animur z atencją wielką słój z kiełznicami, które na ciepłym jeszcze mięsie żerowały. Pod pień omszały go wcisnął, coby uszczerbku żadnego nie poniósł. Skarb bowiem taki być może ostatni raz u schyłku życia zdobyć było mu dane.

Klekocące kości skradającej się phorphycooli wprawiały w ruch strugi aeytheru. Stworzenie polowało, sprowadzając wizję na przyszłą ofiarę. Nie na niego tym razem. Sięgnął po kostur i ruszył jej śladem. Wyczekał momentu aż łoskotnica skróciła dystans do łowczych, do shyty. Na chwilę przed atakiem zaczął poruszać palcami. Zwijał je w pięść i prostował co i raz. Zaimplementowane kości phorphycooli zaczęły ocierać i stukać o siebie. To powinno przynajmniej chwilowo zdekoncentrować drapieżnika, odwrócić jego uwagę, przerwać lub przynajmniej zaburzyć wizje zesłane na niedoszłe ofiary i dać im szansę do skutecznego kontrataku.

Takie przynajmniej żywił nadzieje.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 04-01-2022, 08:59   #78
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wieleż to potworów ohydną grozę paskudną widomością wzbudza, lecz jeszczeż gorsze kiedy prócz swej szkaradności upiorne głosy wydają, paraliż na ciało kładąc.
Wydrosz „Poczwar hokropnych wypisanie alboż jak skroczyć śród bagien ostępu”


Ciało obalały miał wsze, kędy z drzewa zlazł. Otarcia na przedramionach piekły, jakby mu kto żywy ogień do nich przykładał. Napięte przez długi czas mięśnie, dygotały ze zmęczenia. Dopiero gdy stopy w grzęzawisku się zanurzyły, dotarło doń jak wielce jest zmęczon i jak karkołomnego podjął się zadania. Niejeden głupotą szaleńczy jego wybryk nazwał, wszak śmierć niechybna nań by czekała, kędy sił by mu zbrakło.

Bogowie mu sprzyjali, a zmysły cielesne nie zawiodły. Za to świat cały go rozczarował. Ledwo bowiem ciżmy w gruncie namokłym unurzał, a wnet postrzegł, iż wszyćko na głowie stoi. Niby dzień wszak wciąż był, a ciemno i ponuro wszędy, jakby już zmierzchać poczęło. Polna zaś cała mleczną otuliną spowita i gdzie wzroku nie skierujesz tam jeno wstęgi mgliste sunęły ospale. Zmysły to jeno mamiło, bo człek nie wiedział czy to co ujrzał to zwid powszedni tylko, czy uż byty niematerialne z Aeynechen przybywają.

Na Morrę, co nieopodal stała wejrzał i zląkł się nie na żarty. Wzrok jej ogniem nienawistnym płonął, a lico zawżdy spokojne jako jeziora toń, grymas złowrogi przybrało. Zdało się guślarzowi, że nie na mykes pogląda, a na upiora prawdziwego, któren na żywot jego czyha. Wargi jej ze złości drgały, a pięści w kułak zaciśnięte miała, tak mocno aż jej kłykcie zbielały. Dojrzał też guślarz, że w wewnątrz garści tłamsi coś. Coś na ze wszytkich sił i za wszelką cenę wyrwać się pragnie.

Trzask przerażający pod czaszką mu zadźwięczał i z koncentracji wybił, lodowatą bojaźń w serce jednocześnie wlewając. W turkusowe ślepia łoskotnicy wejrzał i zamarł w bezruchu. Stwór, co nim się dzieci straszy, by grzecznie pod pierzynę weszły, stał przed nim i szczerzy kły ostre. Erzahlerzy powiadają, że phorphycoola Topiel zamieszkuje, a do Oeynechen jeno na żer się wybiera. Wedle ich słów w mięsie człowieczym się ona lubuje, a strach ofiar przystawką tylko.


I możeby szkaradzie, która na żer się wybrała, ucztować wielce smakowicie nań przyszło, aleć nie był Aran to zwykły wędrownik, co na szlaku bagiennym zagubion jak bezradne dziecię. Instynkt przetrwania, który od małości nomad wykształcił pozwolił mu z makabrycznego porażenia się otrząść. Czarnowłosą mykes odpchnął silnie, by między trawy i korzenie rozłożyste padła. Sam skulił się i w drugą stronę rzucił, przeturlawszy zwinnie, pewnie chwytając łuczysko i kołczan. Nim trzy uderzenia serca minęły, już cięciwę napinał, by szyp w łyszczące oko poczwary wrazić. Liczył przy tem, nie tyle co okaleczenia bestii paskudnej, ać żeby dodatkowy pożytek chrobry czyn przyniósł. Bowiem na wpół oślepiona Łoskotnica mniejsze spustoszenie siać mogła, a i łacniej spod jej zębisk i pazurów zemknąć przyjdzie…
 
Deszatie jest offline  
Stary 09-01-2022, 13:18   #79
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację


- Idą - szepnął Haruk.

Szli.
Czuła. Wiedziała. Strach potwierdzał zawartą w szepcie mężczyzny prawdę.

- Już tu są.

Tkwili gdzieś pomiędzy pasmami mgły, które z kłębami sinych, nisko zawieszonych chmur się zmieszały. Ich oddechy, ich kroki, nieznaczne poruszenia ginąć musiały w jęku giętych wiatrem drzew, w skrzypieniu ich drewnianych ramion. Wsunęła dłoń pomiędzy wiązania skórzanej kurty, położyła ją pomiędzy piersiami, zacisnęła palce, jakby tym dotykiem uspokoić ciemne serce chciała, stłumić jego bicie bolesne, jakby wyrwać je chciała, by przestało rozsadzać ją od środka dzikim pulsowaniem.

Sine welony pląsały przed jej oczami, niczem zjawy, co poprzez światy kroczą. Mgła z pozoru malownicza, ciepła i nostalgię budząca, naturę wrednego kurwiska miała, co to wpierw łudą i rozkoszą mami, by po chwili obłapiać oślizgłymi łapskami, pieścić lepkim jęzorem i rozsiewać we wnętrzu zalążki zgnilizny.

Wronie serce łomotało, uciec pragnąc. Przed siebie, na oślep. Byle gdzie, byle jak najdalej stąd.

Haruk nie zerkał nawet ku niej. Silny duch jego, mocą emanujący, niczem watra swym ciepłem i ognistym blaskiem, otulał ją jak wełniany pled w torukową noc. Siły dodawał, a jednocześnie wymagał, rozkazy wydawał, choć w słowa ich nie ubrał. Posłuszeństwa się domagał. Wierności po grób, choć nic mu nie przyobiecała.

Czy to zemsta jego za to wszystko, co mu uczyniła? Czy tylko ułuda mgielna, co jej umysł struła i złe podszepty do uszu sączyła?

Wredne kurwisko.

Powiew lodowaty, co ziemię trzy razy okrążył i przez światy przenikał, jasność myślenia przywrócił. Z nim wraz i oczy szczegółów więcej dostrzegły. Nie chciała tego. Wolała mętną biel od cienistej grozy, czającej się na granicy postrzegania.

Kim byli?

Upiory przykucnięte na podobieństwo płazów, a ciała przeta ludzkie mieli. Do połowy jeno, ale lica ich zdradzały, że z rodu człowieczego zostali zrodzeni.
Bastardy wyklęte. Bękarty wstrętne i plugawe. Wynaturzenia z materii i aytheru stworzone.

Wpatrywali się w nią, a ona w nich. Tuzin bezbożnych kreatur, przyczajonych, gotowych w każdej chwili do ataku. Ten jednak nie nadchodził.

Coś powstrzymywało najazd barbarzyńskiej hordy aberracji z Topieli wyrosłej. Niewidzialna, niematerialna granica oddzielająca dwie płaszczyzny egzystencji - trwała.


Tylko jak długo jeszcze?




A więc tak wyglądało oko cyklonu, o którym jej matka opowiadała. Więc tak wyglądało dno leja, ciche wnętrze wiru. A więc tak wyglądać mógłby pożar, który z każdej strony skrada się człowiekowi do stóp, który osacza go i powietrze zabiera, gdyby płomienie z bieli, zimna i wilgoci stworzone były. Co tworzyło tą granicę? Haruka shyty przeklęte talenta? Krąg wyznaczany przez korony drzew? Przez ukryte pod zamarzniętą ziemią splątane korzenie? Przez coś skrytego czego jej oczy dostrzec w stanie nie były? Odjęła dłoń od serca, wzrok w spotworzenia wbiła, sczepiła spojrzeniami.

Danazuloo.

Maszkarony. Pokraki. Człowieczeństwo zdegenerowane. Zwierzęca karykatura. Słyszała o nich. Dowód, że człowiek jest w stanie kutasa w qurboca włożyć, że jest w stanie jego jaja swym nasieniem spryskać, że nie zawaha się wcisnąć tego wszystkiego w kobiece łono. Nigdy nie myślała o tym >jak< możliwe było ich powstanie, >jak< przywoływane były na świat. Ampleksus, tyle wiedziała. Nie sięgała nigdy ciekawość Rune dalej niż to. By drążyć, by pytać, by zastanawiać się dlaczego Kabalarze polowania na nie organizują i kruszcem oraz stalą płacą za każdy okaz żywy lub martwy. Za każde zwłoki. Za każdą… osobę?

Przekrzywiła głowę, jak zahipnotyzowana wpatrując się w istoty, które żyły na granicy światów nigdzie naprawdę nie przynależąc.


Jak ona sama - przyszła cicha, niechciana myśl.
Napełniająca lodowatym zimnem świadomość.

Ponoć żywiły się krwią istot żywych. A jednak, a jednak mówiono o nich nie jako o drapieżnikach a padlinożercach. Czemu? Czekały aż coś innego ich zabije? Zastygła w bezruchu wciąż patrząc na nie szeroko otwartymi oczyma.

Mogłaby się z nimi porozumieć.
Wiedziała, że mogłaby. Potrafiłaby.

Haruk szykował się do walki, ale Rune nie walczyła, gdy nie musiała; nie walczyła, gdy to nie jej decyzja i wybór do rozlewu krwi jej nie przekonał. Wbiła włócznię w wilgotną ziemię. Sięgnęła po drewniane naczynie przytroczone z boku plecaka. Jej ruchy były szybkie, pewne, pozbawione wahania, choć Dwa Serca sama nie wiedziała co osiągnąć pragnie. Nie wiedziała jakie nuty wydobyć chce spomiędzy warg. Jaki trel, jakie zawołanie, jaki zew. Jaką melodię będzie niósł ze sobą śpiew.

Upiła niewielki, precyzyjnie odmierzony łyk. Tyle, by krew qurboca oblepiła jej usta i język, by spłynęła gęstymi kroplami w głąb gardła. Zaczerpnęła z niej, a wraz z nią powietrza do płuc. Potrząsnęła głową aż zaklekotały o siebie rzeźbione z kości, rogu i drewna ozdoby powplatane w drobne warkocze, zaparła mocniej bose, poznaczone liniami signum stopy o ziemię. Była Wroną. Moczary były jej domem bardziej niż każda osada. Była Wroną i nikomu posłuszeństwa nie obiecywała. Była Wroną. Potrafiła wyśpiewać cudzą śmierć.

Szczególnie, gdy trwały łowy.

Otworzyła usta i smagnęła głosem jak batem.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 10-01-2022, 19:52   #80
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Morra nie weszła do innego świata, nie musiała zguba się znalazł i sam zszedł z drzewa za którym podążyła. Nie zdążywszy dać wyjaśnień gdy potwór przebrzydły wyszedł im naprzeciw. Mykes już chciała sięgać po maczetę kiedy ciężka dłoń pchnęła ją w szuwary.Dźwięk wypchanego przez upadek powietrza dało się słyszeć.
“Pieprzony monsul!” kobieta pomyślała ze złością kiedy podniosła się z ziemi na klęczki.

Została przy ziemi starając się zostać w zaroślach ale wiedziała że nie może tam zostać. Sięgnęła po maczetę i przyszykowała się do biegu.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172