Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2021, 07:41   #74
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Psów ujadanie ucięło się nagle. Mgła zaczęła się ścielić gęsto przykrywając zamrożonych w stuporze Runę i Haruka. Gulgun majaczył coś w protosie.
Te fenomeny, lecz nade wszystko kości łamanie i stawy napuchnięte jasno wskazywały, że byty wszelakie niematerialne wokół nich się zbierały.

- Khorkhuroo fraz neh marthoo - wyszeptał niewyraźnie chłopak ustami spękanymi z gorączki.

- Na kłykcie Kaytula, co mówisz chłopcze? Fraz? - nachylił się nad nim starzec. - Kto twymi ustami porusza? Kogo przyzywa?

Przetarł czoło rozpalone mokrą dłonią. Pod opaską, którą oczy przewiązane były, widział nerwowy ruch gałek. Starzec pewność miał, że Gulgun niczym kukła był sterowany. Przecież protosu znać nie mógł. Kto pociągał aytherowymi sznurkami? Kto wystawiał teatrum? Zwoływał publikę? Baydur być to mógł? Tego pragnął się dowiedzieć, bo coraz to większe miał wątpliwości.

Sięgnął po naczynie, w którym przygotowane na tą okazję trxymał qurbocze. Wyciągnął tłustego płaza i nożem kościanym przeciął mu podbrzusze. Jucha ciepła i lepka po palcach mu spłynęła. Woń bijąca z rozprutych trzewi niczym pachnidła najlepsze, którymi niewiasty się nacierają, coby mężczyzn wabić, mu była. On jednej serce oddał i niemal od lat najmłodszych wierny innej był. Śmierciuchą ją zwali i każdy się jej bał. Dla niego zaś tak kochanką, przyjaciółką, jak i matką była.

Kiedy tylko z rozciętej rany trysnęła qurbocza krew, na pomarszczonym licu starca zagościł uśmiech i spokój wielki w duszy mu się rozlał. Wnet znikła wszelka obawa i odczuł, że to jego czas i jego miejsce.

Wibracje, którymi była przesycona aeyra i jego ciałem zaczęły kołysać. Z kończyn, gdzie zaimplementował kości łoskotnicy, poczuł rozchodzące się ciepło i z każdą chwilą moc swą zwiększało, granicy bólu jednak nie przekraczając.

W lewej dłoni ściskał ścierwo świętego płaza, o którym ględ wiele krążyło. Prawa zaś cała w posoce jeszcze ciepłej ociekała. I złożył stracharz tą właśnie dłoń na czole otoka, zdarł opaskę powieki przykrywającą i juchą mu je pomazał. Na skroniach runę tajemną nakreślił, tak jak i na piersiach jego.

- Aytheru więzy święte - wyszeptał niczym deszcz głaszczący taflę jeziora, -, splątane wolą Kaytula, świat oplatające, błogosławcie mi i zasłonę, co światy odgradza rozsuńcie, bym mógł spojrzeć, co w tym dziecięciu tkwi i duszę jego trawi.

Ledwo laudę skończył wymawiać, a już odczuł na swym ciele dreszcz mroźny. Od ciała Gulguna zaczął tak potężny chłód bić, że w oka mgnieniu krew, którą pomazany został w karminowy szron zamienił. I choć lubował się Animur w śmierci aromacie i woń grobowa, co zgnilizną trąci, obrzydzenia w nim nie budziła, to zapach który wraz z chłodem napłynął grymas odrazy na jego twarzy wywołał. W odorze tym było coś przerażającego, plugawego i wszelkiej istocie ludzkiej przeciwnego. Rychło pierwszy odruch stracharz odegnał i na powrót z lubością w dawną, tajemną przepaść spojrzał.

Mrok gęsty ciało chłopaka oplatał, zarówno skórę jego, jak i wnętrzności wszelkie, które życiodajny ayther poprzez żyły pompowały. Pośród mroku tego gęstego, na dnie samym, gdzie żaden promień Oeyna nie sięgał, coś kryło się przed wzrokiem stracharza.
Długo się starzec przyglądał, nim pojął cóż to takiego.

Larw wijące się mrowie. Gniazdo czerniste. Splątane, kotłujące, obrzydłe, w trzewiach chłopaka się zalęgło.
Rozpoznał je stracharz, choć raz tylko je w swym długim żywocie widział. Rzadkie, to bowiem były stworzenia i kłopot niemały, by je pochwycić.
Kiełznicami one zwane były, abo też oplotnicami i jako dorosłe osobniki do motyli były podobne, tylko zazwyczaj skrzydła miały popielate, abo też sino granatowe. Noc je przyciągała i miejsca odludne, gdzie bagna zgnilizną cuchnące i ludzką stopą nietknięte. Na padlinie larwy, jak i dorosłe osobniki żerowały.
Słyszał zaś Animur, że larwy kiełznic zaimplementować można wrogowi swemu, by oczami jego świat oglądać, a wielce wprawny stracharz, to i kontrolę nad człowiekiem przejąć mógł.

Gulgun całe gniazdo oplotnic w sobie nosił i można było wysnuć przypuszczenie, że chłopak marionetką był dla wielu. Straszliwy los otoka spotkał i cierpień wiele mu to pewnie przysparzało. Tym większy smutek to w sercu budziło, gdyż sposobu Animur nie znał, jak larw się pozbyć. Kiełznice, z tego co mu drzewiej mówiono, bytami są skomplikowanymi, co na granicy światów żyją i ciała ich tak z materii, jak i czystego aytheru utkane. By je do posłuszeństwa przymusić, wolę stalową należy mieć i hardego ducha.

Oderwał się Trójoki od dziecka. Spojrzał na jego zapadnięte policzki, na swe dłonie w krwi qurbocza unurzane. Na jęzory mgły gęstej pożerające towarzyszy podróży.

Nie był młody oczami Baydura, jak sądził wcześniej. Marionetką był w czyiś innych rękach, potężniejszego umysłu lub jak przypuszczał, umysłów wielu.

- Khorkhuroo - wyszeptał Gulgun

- Z wody uformowany - zachrypiał stracharz,

- Fraz neh.

- Wodzie oddany będziesz!

- Martghhh - zacharczał chłopak ale krew z rozciętej szyi i aorty zalała mu gardło, zatapiając słowo.

Przytrzymał Animur głowę chłopca, przysłaniając oczy, aż ostatnie konwulsje ustały, aż duch Gulguna walczyć przestał i odszedł do Teynechen. Szybko teraz stracharz działać musiał. Z wprawą wielką szaty chłopaka rozciął i powłokę brzuszną rozpruł, drogę tym sposobem do wnętrzności znajdując. Rękę w trzewiach gorących zanurzył by po chwili wyjąć wykrojony płat wątroby, który powędrował do słoja po qurboczu. Wraz z nim w naczyniu znalazły się larwy oplotnic. Spojrzał na nie przez szklaną ściankę. Opalizujące na niebiesko, zdawało się, utkane z samego skondensowanego powietrza wgryzły się w mięso. Źródło prawie czystego ayetheru.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline