Biesiadna stodoła Graba
Kilka cykli pór temu plemię Wenszymordów upolowało w finale epickiego pościgu pewnego opasłego wędrowca, którego szaman nazwał później wędrownym Bezimiennym. W jego równie opasłych workach na skarby gnole znalazły mnóstwo fascynujących, choć mało użytecznych łupów. Bhurrek z racji swej ciekawskiej natury wszędzie próbował wciskać swe łapy, więc rozzłoszczony Rheks dał mu na odczepnego grubą księgę zszytą z kart pergaminu wybornie nadającego się na wycieranie zadka.
Bhurrek lubił praktyczne przedmioty, toteż ochoczo z księgi korzystał, z każdym wypróżnieniem uszczuplając dzieło o kolejną kartkę. Póki to było możliwe, starał się oszczędzać jedynie te stronice, na których ktoś wyrysował kolorowymi tuszami kształty ogromnych bestii z niemożebnie dalekich krain.
Miotający się w sianie i słomie barbarzyńca, czujący w nozdrzach upojny zapach własnej krwi oraz ostry ból promieniujący z zadanej wrażym ostrzem rany, znieruchomiał w mgnieniu oka stawiając na sztorc uszy i prężąc ostrzegawczo ogon.
Słyszalne z zewnątrz dźwięki przypomniały mu znienacka o zapomnianych już rycinach i o ukazanych na pergaminie wielkich bestiach, które zapewnia potrafiły czynić podobny hałas, co ten dobiegający z zewnątrz.
Barbarzyńca odturlał się czym prędzej od swego przeciwnika, przysiadł na jedno uderzenie serca na zadzie, po czym skończył na czterech kończynach w kierunku najbliższego wyjścia.