| Wioska Wypas, wieczór 20 shnyk-ranu
Te kilka chwil później nad wioską Wypas zapanował niepodzielnie tupot wielkich łap, racic, przykuł uwagę wszystkich. Jedni trwożyli się inni byli zdumieni, a niektórzy podnieceni i zaangażowani. Biesiadna stodoła Graba
Pewny swego zwycięstwa Bhurrek, niezwykle podniecony zamieszaniem, z niespotykaną siłą podniósł z podłogi adwersarza i cisnął nim w stogi siana. Samemu dając trzy kroki i susa przez wyłamane okno. Brawura, ciekawość, a może złość, może zaś chęć bycia w centrum wydarzeń, typowa dla aspirujących alfa, kazała mu pchać się w środek awantury. Sam zapewne nie byłby w stanie tego ocenić, dość, że znalazł się na zewnątrz, a zaraz za nim wyskoczył Rafael.
Obaj wylądowali dość miękko, w przeciwieństwie do wyprzedzającego ich złocistego watażki. Mężczyzna wylądował na tyle niefortunnie, że utykał na nogę, mimo tego rozpaczliwie próbował dotrzeć do swych oszalałych ze strachu wierzchowców, targających wędzidła i rydwan. Skórzane pasy ustąpiły końskiej sile i wóz pognał na przecięcie szarży włochatej bestii.
Dzikun rozbryzgując błoto zmieszane z krowimi odchodami gnał, zdawało się przerażony, przez plac przed stodoła Graba. Gnoll oczarowany przedstawieniem i swoja w nim rolą, zbrojny w brawurę rzucił się ku ruszającemu rydwanowi, nie bacząc na to że przebiega po okulałym wojowniku. Zdołał pochwycić tył platformy. Po kilku już metrach nie tylko ubranie i usta miał pełne błota z gównem, wchodziło nawet w gałki oczne, tyle, że ciężar i opór nieco wyhamowały rydwan, a Węszymorda mógł podciągnąć się na podest. Nie miał doświadczenia w powożeniu, ale zobaczył zerwane lejce i odruchowo pociągnął do siebie. Wierzchowce stanęły dęba, pociągnęły nieco w lewo wóz wywrócił się, a Gnoll lądując na powrót w gnojówce nie puszczał wędzidła. Upłynęła chwila pełna uporu i siłowej walki. Wreszcie rydwan stanął wywrócony na boku, do koni dokuśtykał ich właściciel i uspokoił. Rycząca, brudna i zdezorientowana bestia leżała nieopodal, ślizgając się wolno wstawał na cztery łapy, do niej już dopadł adiutant watażki, zaś z jej grzbietu zsuwał się niemożliwie brudny, poobijany, ale tryumfujący Sotto.
Okazało się, że kiedy Gnoll ratował pańskie zierzęta, półelf wskoczył na grzbiet bestii i zdołał ją wyhamować.
Barbarzyńcy obdarowali mieszkańców złotem w zadość uczynieniu, rozmówili się z cowboyami, by ci zaprowadzili spokój. Dwóch strażników Dzikuna, którzy dotarli na miejsce, zapłaciło za swe błędy obiciem szpicruta i obietnicą konsekwencji, mimo, że zarzekali się, że cos wystraszyło zwierzę, mówili, że chód okrutny i strach dziwny w sercu poczuli. Wreszcie wódz barbarzyńców zwrócił się do bohaterów.
- Uratowaliście nasze zwierzęta, udowadniając dzielność. Zapraszam was do naszego obozu, ofiaruję wam po niewolniku i może coś jeszcze. - Popatrzył na zwierzęco umorusanego Bhurrka - A Gnoll będzie mógł dokończyć sprawę z tymi dwoma ordyńcami - mrugnął. - Wybaczcie musimy się zbierać. Pytajcie o Draga Argona. Oczywiście Bhurrek i Sotto mogą zaczepić jeszcze odjeżdżających złocistych barbarzyńców. Dostali zaproszenie do obozu i obietnicę zapłaty w ludziach. Bhurrek również możliwość, lub może konieczność dokończenia sprawy z ordyńcami. Sotto i Bhurrek są nieziemsko brudni i poobijani.
Bhurrek i Sotto po 40 obuchowo/ polowa leczy się po godzinie.
Przy okazji macie awans na poziom 2.
Post napisany po konsultacji z graczem. Wieża khtana Marka
Skupieni na odkrywaniu tajemnic mieszkadła zamordowanego khtana czarodzieje, sprawdziwszy co dzieje się na zewnątrz, powrócili do penetracji wieży. Zamknęli od środka drzwi i zgodnie skierowali po schodach na kolejne piętro. Tu powitały ich kolejne wrota, te szczęściem miały już zamek, choć bohaterowie nie znaleźli odpowiedniego klucza. Tymczasem wrzawa na zewnątrz ucichła i znów słyszeli swoje oddechy. Znów szeptali.
Podobnie jak wcześniej uważnie sprawdzili, czy wrota nie skrywają pułapek, a upewniwszy się w tym otworzyli zamek wytrychem.
Milcarr i tu zabezpieczył małe okienka szmatami nim odważył się zapalić lampkę. Byli w prywatnych pokojach Marka. Łóżko, biurko, szafy, ubrania codzienne, komplety do rysowania i piśmiennicze. Allen odważnie sprawdził szuflady. Odnalazł drugą księgę rachunkową, kilka eliksirów i nieco klejnotów, co nie uszło uwagi półorka. On sam zaś w skrytce w szafie wyszukał sześć pełnych mieszków złota.
Nagle obaj zamarli. Obdarzeni szczególnie wyczulonym słuchem czarodzieje usłyszeli ciężkie kroki nad swymi głowami. Szuranie, mruczenie. Odruchowo ukryli się w najciemniejszych zaułkach. Ścisnęli amulety.
Milcarr poczuł, że moc eliksiru go opuszcza. Nie mógł uwierzyć, że dzieje się to w takiej chwili. Od sufitu zstępowała ciemność. Ogarniając pomieszczenie swą nieprzenikniona głębią. Szybko sobie jednak uświadomił, że nie jest to ułomność jego zmysłu dotkniętego tfamicką klątwą, a efekt ukrywającej magii. Jeszcze w stolicy Eszar pokazał mu, że potrafi w taki sposób manipulować cieniem, żeby stworzyć brak światła nieprzenikniony bez magii. Przez sufit sączyła się ciemność, serca ostragarczyków wypełniały lęk i niepewność. |