Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2021, 18:24   #200
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace ruszył bezpośrednio do domu burmistrza. Zmierzchało już gdy przekraczali bramy i choć magiczne konie nie czuły zmęczenia, to cały dzień jazdy powodował, że każdego bolał tyłek i pewnie każdy myślało gorącej kąpieli i ciepłym posiłku. Kierując się zapalanymi właśnie latarniami, Jace pogonił wierzchowca zmuszając go do jeszcze odrobiny wysiłku.
Psionik pamiętał Longshadow jako śmierdzące i dość nieprzyjemne miejsce, gdzie razem z ojcem przyjeżdżali handlować, jednak kilka miejsc, w tym szkoła i obecne w niej biblioteka sprawiały, że Jace zawsze chętnie tu wracał.
Tym razem jednak nie był z ojcem i nie był handlować. Przybyli z ostrzeżeniem.
Mijali znajome miejsca, które tak naprawdę nie różniły się od tego co miał w pamięci. Nigdzie nie wyglądało, aby ktokolwiek szykował się do ataku.
Jace zatrzymał swojego siwego wierzchowca przed domem burmistrza.
- Do burmistrza Crawberta - zaanonsował się nie zdążywszy zejść na ziemię. - Sprawa nie cierpiąca zwłoki. - Pomógł zejść Nibbitz na ziemię.
Strażnik przy bramie niewielkiej posiadłości na obrzeżach miasta ostentacyjnie zlustrował go od stóp do głów.
- Każdy tak mówi. Burmistrz jest jeszcze w ratuszu, pracuje do późna. Umówcie się na spotkanie - powiedział zmęczonym głosem.
Hans, ciągle w sowiej postaci by nadążyć za końmi, huknał głośno i z niedowierzaniem obrócił głowę jak tylko sowy potrafią, po czym bezceremonialnie przeleciał nad ogrodzeniem szukać okna burmistrza w ratuszu. Sprawdzając kolejne okna, dostrzegł w końcu to od sypialni - z dużym łożem, na którym spała samotnie kobieta w średnim wieku.
Jace westchnął wciągając gnomkę z powrotem i ruszył z kopyta pod ratusz.
Dobrze, że burmistrz pracuje, nie chciał zastać go w szlafmycy.
Chwilę później dotarli pod bramy ratusza. Tym razem Jace zeskoczył razem z Nibbitz i ruszył do wejścia. Na wszelki wypadek miał też przygotowane zaklęcie mające utorować mu drogę w przyopadku problemów. Znajdujący się za nim siwek powoli rozpłynął się w siwo-błękitną mgłę, która ulotniła się pozostawiając jedynie ślady kopyt na ubitym śniegu.

- Miałeś rację Jace, lepiej od razu udać sie do burmistrza, po karczmach będziemy rozbijać się później. Chętnie bym też później wpadł do kuźni Elusa Sparkstrike, kiedyś odwiedzałem go z Rodrikiem - skrzywił się, wspominając swojego dawnego mistrza kowalskiego, o którym nie wiedział, czy jeszcze żyje.
- No i ciekawe, czy trafimy na ślad najemników, którzy współpracowali z moim ojcem, od lat ich nie widziałem - zmarszczył brwi, po czym stuknął się w swoją płytówkę.
- W każdym razie mam nadzieję, że w tym stroju nie przestraszę burmistrza - wyszczerzył się.
- Mogę Cię nieco przypudrować, jeśli chcesz - uśmiechnął się Jace nie zwalniając kroku.
- Sam mam kilka miejsc gdzie chciałbym zajrzeć, ale Longshadow nie wygląda na miejsce szykujące się do oblężenia, więc najpierw burmistrz.

- Przypudrować czemu nie, tak długo jak nie popsuje to mojego bohaterskiego wyglądu- odparł pół-ork odwzajemniając uśmiech.
Ratusz miejski był jednym z najstarszych budynków w Longshadow, dawniej stanowiąc siedzibę cheliaxiańskiego gubernatora, odzwierciedlając przy tym tamtą architekturę. Przysadzista kamienna bryła miała w sobie pewien surowy urok i zapewne nie trzeba by było wiele wysiłku, by zmienić ją w dobre schronienie przed najeźdźcą - albo wściekłym tłumem poddanych… Na szczęście od dekad teren ten był pod władzą Nirmathańczyków, o czym świadczył umieszczone nad drzwiami godło państwa: białe drzewo przebite mieczem z brązu. Ten symbol był prawdziwym dziełem sztuki - misternie wykute ze srebra gałęzie oplatały prostą brązową klingę, dając pewne świadectwo odnośnie bogactwa Longshadow.
Solidne dębowe drzwi były zamknięte, ale z paru okien na piętrze widać było zapalone wewnątrz światła. Podleciawszy do jednego z nich, Hannskjald dostrzegł kilka osób pochylajacych się na stertami dokumentów i dyskutujących cicho.
Rufusu podzedł pewnie do drzwi i zapukał, przelotnie tylko przyglądając się zdobnemu godłu.
- Nie mamy na to czasu - powiedział poddenerwowany już Beleren. Przywołał zaklęcie lotu i razem z Nibbitz wzniósł się w powietrze bezceremonialnie wlatując przez otwarte okno.
- Panie burmistrzu - Jace postawił gnomkę samemu lądując przy stole. Beleren nie był w stanie powstrzymać napięcia, które dało się słyszeć w jego głosie. Nie chciał nawet, sytuacja wymagała natychmiastowych reakcji, więc nie mógł przekazywać wieści "na spokojnie". Nie zdołał dokończyć, gdy zaskoczeni mężczyźni złapali powietrze do rozpoczęcia tyrady. Nie było na to czasu. Jace rzucił im na stól przygotowany wcześniej dziennik Kłów otwarty na stronie opisującej atak na Longshadow.
- Szykujcie się na atak Kłów! - zdołał jedynie powiedzieć.
Hans, który przy całej swojej krasnoludzkiej burkliwości latał jedynie dookoła okna wskazując właściwe miejsce, także wleciał do środka i przysiadł na ramieniu gnomki.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 29-12-2021 o 08:12.
psionik jest offline