- Spo-koj-nie – wysapał Rust ciężko, prywatnymi okolicznościami zmuszony do szukania kompromisów i unikania gwałtownych ruchów. – Nikt pokrzywdzon… Pokrzywdzony nie będzie. - Ja… Co najwyżej – jęknął wymownie i zwinął swój udział w łupie, przesuwając drugi trzosik w stronę Darii. - Na… N-nasza umowa była, tssz… Trzeba przyznać, dziełem spontanicznym. – Odchylił się na krześle i odetchnął ciężko. – I m-mm… Można bawić się w domysły, czy zawarta w dobrej wie-wierze. Mimo, m-mmimo ducha równouprawnienia, sz… Szłoby złowić tam n-nutę szantażu… - I ty do mnie tak, Rust? – Daria zrobiła wielkie oczy. – Po tym, co przeszliśmy? - Da-daruj nam teatru, dobrze? Dot-dotrzymam słowa – Rust złapał ją szybko za dłoń, którą drapała się po udzie, odsłaniając że lubi seksapil wzmocnić żelazem. – Połowa z mojej-ej, kurwa-ch… Połowa z mojej działki jest twoja, D-Daria. Panowie nie byli w umowie. Chcesz z nimi negocjować, pr-proszę bardzo. Po-porachuj dobrze.
Kobieta załamała ręce w geście poddania i uśmiechnęła się na poły kwaśno, na poły słodko. Ręce złożone na stole, z dala od noży, głosiły pokój najmocniej. - A teraz do rze-rzeczy – Rust załadował się z powrotem na siedzisko i poprawił okład. – Byli u was i w skrytce z konkretną kwotą – taką, jaką zapisaliśmy. To musiało wyjść w jednym czasie – mogli zwyczajnie się zabezpieczyć, bo… Uff, bo zależy im na szefie – lepiej dmuchać na zimne, a co tam jemu taka kwota, zdechłemu się nie przyda. - Bardzo prawdopodobne, ale za mocno zachęca do spokoju ducha – Klemens wzdrygnął się. – Mieliśmy naukę, że jak ma pójść nie tak – pójdzie. - Dlatego dobrze, żeście wymienili łachy. Po trójkarlach dojdą nas w trymiga, a reszta też może być znaczona – jak nie rżnięciem na monetach, to zapachem, albo jeszcze inaczej… – Rust splunął na urok. – Mogli czarami zabezpieczyć, żeby potem wyśledzić. - N-n-nosz kurwa – stęknął Tosse znad swojego stosika. - Nie znam się na tym, ale słyszałem kiedyś. Jedyna droga – rozdzielamy się teraz, każdy w swoją stronę. Nawet jak kogoś dojdą – wszystkich nie zdołają, a nikt nikogo nie wyda. – Rust mówiąc mocował się chwilę z szufladką w ścianie i w końcu wyciągnął ze środka metalowe kasetki. – Pod ołowiem podobno chronione mocniej od tych czarowań – jeśli w to wierzyć. - No to… Co teraz? – Daria spojrzała po towarzystwie, strapionym mimo triumfu. - Trzeba się zbierać – Rust stłumił syk przy mocniejszym ruchu i przytroczył ostrze do pasa. – Mnie możesz wziąć pod rękę na spacer, ale zakładam, że reszta będzie w większym pośpiechu. Rzuty: 22, 45, 29, 53, 12. |