Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2021, 13:25   #17
8art
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Podpinam się pod kolegę Nanatara. Żulem zagram zawsze i wszędzie, najlepiej w lekko pastiszowej, lekkiej i śmiesznej konwencji. A tak z innej beczki to wklajam poniżej posty z cyberpunkowego PBF, gdzie miałem przjemnośc grać menelem (byłym solo) i przemycałem tam sporo smaczków z Żula: Zaćmienia. Uwaga post może zawierać wulgaryzmy, ale przytaczam tak jak napisałem:

Warszawa, Praga 26 lipca 2055 wieczorem

Ryżowy kubeczek (plastikowe jednorazowe kubeczki zostały zdelegalizowane kilka dekad temu dekretem EU i tak już jakoś zostało) krążył z ręki do ręki trzech stojących w półmroku postaci, za każdym razem wypełniany równo i sprawiedliwie trzęsącą się dłonią jednego z nich dozą wykwintnego napoju zwanego mózgojebem.

- Ja pierdolę - charknął jeden z nich z zadumą: - jakbym tak jebnął szóstkę w totka... Kurwa ile by to było syntaczy do wypicia... Kurwa, jakieś sto tysięcy butelek... Ale by my pili, ja pierdolę..

- Ej panie Romanie, wtedy to by my łychę pili jak te całe mocarze! - wtrącił drugi, łysy i z wyraźną łuszczycą na skórze. Pan Roman definitywnie uciął tę idiotyczną sugestię:

- A weź spierdalaj, debilu jeden! Szkoda kasy. Widziałeś Bąbel ile w monopolu stoi flacha łychy?

- Nie no tak... Kurwa panie Romanie, pan to masz łeb jak sklep... Bartkowski pij. - Łysy pokiwał ze zrozumieniem głową i dopił swoją porcję mózgojeba oddając pusty kubeczek trzeciemu, zarośniętemu mężczyźnie w brudnej czapce i wojskowej kurtce z demobilu, zwanemu też Wojskim. Wojski w zasadzie był bardziej funkcją i to nie byle nie jaką. Ktoś taki był odpowiedzialny za wszelakie kwestie militarne. Prowadził natarcia na wrogich meneli i bronił rewiru przed zakusami wrogich sił na przykład z sąsiedniej ulicy. Brodacz przejął kubek i cmoknął kilka razy. Znał smak whisky. Chyba kiedyś, bardzo dawno temu pił ją dość regularnie, ale było to wspomnienie tak odległe, że w zasadzie nie był pewien, czy było prawdą czy tylko pijacką majaką. Wychylił wlany alkohol i podał kubeczek Romanowi, zgodnie z ustaloną kolejnością. Etykieta w trakcie picia alkoholu była niezwykle ważna i nikt nie mógł być pominięty w sztywnych zasadach bon-tonu. Roman podniósł kubeczek do ust ale nagle zajął się mocnym kaszlem, po czym splunął gęstą flegmą na chodnik. W zasadzie nie było to nic dla Romana dziwnego, ale tym razem aż wypuścił kubeczek z rozdygotanej dłoni. Dodać należy, pełny klubeczek co uchodziło za skrajną nieodpowiedzialność i normalnie było karane przymusowym ominięciem kolejki. Tym razem nikt jednak nie zdążył kulturalnie przywrócić pana Romana do porządku, bowiem wycharana ślina spadła pod nogi dwóch młodych Chromersów i cała trójka zamarła w bezruchu. Ktoś chyba nawet puścił głośnego bąka ze strachu.

Para koleżków uśmiechnęła się złowrogo i podeszła bliżej. Widać było od razu, że świerzbiły ich łapska. Kilka godzin temu omal nie dostali wpierdolu od Skinsów i kilku meneli mogło wyraźnie pomóc w rozładowaniu buzującej w głowach chłopaków zrozumiałej frustracji:

- Ej kurwa dziadziuś! Chyba popierdoliło już ci sie dokumentnie!

- Nieee no panowie... Baardzo przepraszam mistrzowie złoci... - zaczął kurtuazyjnie blady jak ściana pan Roman (nie wiadomo, czy z powodu faux paus z upuszczonym kubkiem czy ze strachu). Spojrzał na swoich ale został tylko Wojskim, Bąbla już nie było. Sądząc po regualrnym tętęncie butów musiał wycofywać się na z góry upatrzone pozycje obronne. Nie zrażony kontyunuował: - Napijcie się z nami, mamy tu towar prima sort...

Wtedy, widząc głupią minę brodacza zorientował się, że Bąbel oddalił się z najcenniejszą kartą przetargową jaką właśnie zagrał - na pół wypitą butelką alko. Nogi nie puściły Romanowi, ale zwieracze za to już tak. Zdążył zrobić tylko kretyńską minę, gdy się zaczęło. Wyłapał gonga w nos od jednego z młodych pięścią obleczoną w cyberkastet. Tyle wystarczyło, żeby Roman zakręcił się na nodze i jak długi rżnął bez przytomności w stos worków ze śmieciami.

Brodaty nastawił się na solidny wpierdol, ale nagle czas dla niego zwolnił niemiłosiernie, a on sam jakby stracił kontrolę nad ciałem. Lewa ręka sama zbiła wyprowadzony przez Chromersa sierpowy. Reszta ciałą w tym czasie obróciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Pięta prawej nogi menela z chirurgiczną precyzją uderzyła w ucho napastnika, który upadł na ziemie zaskoczony.

Ten drugi przystanął na ułamek sekundy. Dla niego może było to kilkanaście dziesiątych sekundy, ale dla Wojskiego to był teraz czas w jakim zrobiłby zero siódemkę gogi i popił zapojką. Chłopak nieporadnie próbował się zasłonić, ale aż przysiadł sobie na ziemi jak oberwał wewndłętrzną częścią dłoni w podbródek. Sięgnął pod kurtkę po swój najnowszy, zajebisty nabytek, koreańskiego DaiLunga dla prawdziwych twrdzieli ulicy (przynajmniej tak głosiła reklama w sieci), ale celnie wymierzony kopniak pijaka spowodował, że spluwa odfrunęła w mrok ulicy. Ziomek Chromersa poderwał go z ziemi krzycząc:

- Spierdalamy, to jakieś pojebane pojeby!

Zniknęli szybciej niż się pojawili. Brodacz podniósł z ziemi pistolet i z obojętną wrzucił do sklepowego wózka z Tesco. Potem ocucił Romana ze złamanym nosem, zabrali kubeczek i poszli szukać Bąbla. Uciekł tyle na ile pozwoliła mu licha kondycja, czyli nie więcej niż sto metrów. Przywitał komapnów dumnie oznajmiając:

- Kurwa zajebiście! Widzieliście jak szybko spierdalałem?

Wojski i Roman całkowicie ziignorowali oświadczenie Bąbla skupieni na sprawdzeniu stanu magazynu. Na szczęście inspekcja nie wykazała ubytków w płynie. A taka mogłaby postawić powiernika butelki w bardzo złym świetle i nadszarpnąć reputacją Bąbla.

- No nic, pijemy. - zakomenderował pan Roman, który już jakby zapomniał o drobnej niedogodności złamanego nosa i kilku mało znaczących faktach, że mógł skończyć marnie, gdyby nie interwencja Wojskiego. Ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal...


Otwock City, Data 27 lipca 2055, godzina 21:30

Popatrzył szybko na swoich siedzących pod nocnym. Wyglądali na meneli gorszego sortu. Nie to co praska kulturka. Tacy jak ci spod otwockiego sklepu nagabywali kobiety i dzieci. Coś co nie mieściło się w głowie szanującego się sępa ze stolycy.

- Ide sam. - Rzucił krótko Wojski biorąc w dłoń zdobyczne PLNy: - jakbyś tam poszła, to ciężko byłoby coś z nich wyciągnąć. Załatwie to po swojemu.

Podszedł do grupki zagadując wstępnie:

- Dobry wieczór panom. Chciałbym się powołać na Tradycję Gościnności i spytać miejscowego Księcia o pozwolenie do dołączenia do biesady.

Menele zarechotali głupkowato, ale szybko się zmitygowali i jeden szturchnął nieco przysypiającego, widać zmęczonego trunkiem, a zdecydowanie najbardziej zaawansowanego wiekiem z nich:

- Ej, Pietr. Tyś jest nasz senior. Kolega się pyta.... Wisz rozumisz tak oficjalnie... Chyba delegacja z Warszawy albo z ministerstwa...

Wytrącony z spokojnej drzemki Pietr zamachał nieskładnie rękoma i bełkotając coś niezrozumiale, najwyraźniej przestraszony próbował ogarnąć sytuację. Wojski spokojnie zaczekał, aż ziomek się uspokoi. Menel w końcu wrócił do życia, poprawił starą kurtkę i beret i przemówił:

- Jam jest Pietr, udzielny pan otwockiej domeny. Z kim zacz?

- Bartkowski, z woli panującego pod Delikatesami Wojski na Pradze. - oznajmił dumnie. Słowa musiały wywrzeć nie lada wrażenie, bo, mężczyźni zaczęli cmokać i szturchać się nawzajem patrząc z niedowierzaniem i szeptając coś między sobą. W końcu Książę władczym gestem uciszył podwładnych i spytał:

- Nie może być. Przecie Wojski męczęńską śmiercią zginął w trakcie praskiej rzezi. Skoroście Wojski, tedy znak winiście mieć.

Solo bez słowa rozchylił koszulę ukazując długą bliznę na mostku i tkwiącego w kabuirze Colta. Chłopy rzucił jeden przez drugiego z niedowierzaniem:

- On ci to naprawdę! Żyw! Matko boska! Nie może być!

Książe łypnął na jednego ze swoich uwalniając cały swój pokład autorytetu:

- Marcinek! Ruszże się kurwa i skocz po coś do picia! Gościa mamy takiego, przecie suchym pyskiem go nie przywitamy. Taki wstyd!

Wojski wcisnął jeszcze Marcinkowi swoje 5PLN i chłopak i czym prędzej udał się do bazy zakupić stosowny do rangi wydarzenia asortyment. Wrócił po chwili z dwiema butelkami Miedzeszyńskiej - wiśnióweczki o ugruntowanej reputacji, niezłym woltażu i przystępnej cenie. Kubek przeszedł z rąk do rąk ze stosownymi toastami, odpowiednimi do rangi spotakania. Bartkowski wypił z namaszczeniem swoją kolejkę i spytał:

- Powiedzcie koledzy, czy nie widzieliście tu dziś, może kilka godzin temu murzyna?

Książę przychylił się konfidencjalnie do Woskiego i zażartował:

- Kolego, ty nam tu o niggasie, a myśmy widzieli, żeś z suczką tu przylazł. Niechże pokaże cycki, to jak na spowiedzi powiemy.

Wojski machnął ręką:

- Dajcie spokój. Toż to chłop jest.

Ktoś splunął z obrzydzeniem, ktoś zaczął niemal lamentować. Książe z wyraźnie zawiedzioną miną stwierdził:

- Kurwa żałuje teraz że spytałem, tak to może by jeszcze gruche zwalił z pamięci, a tak to co?

- Przykro mi, ale nie będę kłamał - stwierdził wypinając dumnie pierś Wojski: - liczę, że wy także po koleżeńskiej przysłudze, bo oczy sokole macie.

- No po prawdzie tośmy nigasa nie widzieli dzisiaj, ale generalnie to bywa tu taki kilkulatek z mamą Ewą, na nazwisko ma Adobe, antychryst czarny jeden. Wstydu nima dziewucha, że sie z takim ciapatym dzieciątkiem włóczy, ale co zrobić. Rodzice już do Propaku robaków nie odstawiająlo, bo ich Tomaszewski, biznesmen, tfu... jebany... ode czci odstawił. A że w Propaku mocny jako dostawca to wszystkie robaki przez niego biera tylko. A ten huncfot, tylko po wsi jeździ z Jugołynem i ludziom krew psuje, tfu.. niby panisko jakie wielkie. A ta z czarniątkiem to podobno z domu się wyprowadziła i w starym bunkrze jo tera spotkać można... bo na prund jo stać nawet nie było.

- A gdzie ten bunkier cały?

- Na Domborwieckjej Górze są. W ulice AK a potem... A weź wpisz w dżi-pi-esa, w końcu dwudziesty pierwszy wiek jest.

Wojski skłonił się lekko:

- Dziękuje panie Pietrze. Pamietajcie, że praskie progi będą wam gościnne

- A daj spokój. Niech cie Bóg prowadzi synku.



Posty połączyłam. Treść sesji, jako że okraszona wieloma niecenzuralnymi słowami, wrzucona w spoiler. //Zell
 

Ostatnio edytowane przez 8art : 31-12-2021 o 09:32.
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem