Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2021, 03:23   #231
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Bretończyk okazał się tym, który śmiał przerwać oddającej lekturze w cieniu Vivian, podchodząc do niej.

- Cieszę się Madam, że wróciłaś cało z wyprawy. Czy piramida okazało się taka, jak się jej spodziewałaś?

- Niestety tak. Jest tak zawalona tymi jaszczurami jak to zapowiadały Amazonki. - szlachcianka odłożyła to co czytała na kolana po czym niosła głowę aby spojrzeć na Bretończyka. Posłała mu skromny uśmiech jakby mówiła o kiepskiej pogodzie podczas wycieczki. Nic na co by można mieć osobisty wpływ.

- A z tego co słyszałam sprawiłeś się dzielnie z tymi terradonami. Gratuluję. Zawsze to jakoś osłabia siły tej gadziej rasy. - odwzajemniła się pytaniem o wyprawę w jakiej dla odmiany nie brała udziału więc była zdana na wczorajsze relacje podobnie jak on na relacje z wyprawy do piramidy.

- Tak, będą mieli mniej tych bestii do walki z nami - uśmiechnął się Bertrand.
- Ponadto, nie za bardzo chce o tym rozpowiadać dookoła, ale zdobyłem parę jaj tych terranodonów. Czy takie tematy również ciebie interesują?

- Jestem zainteresowana tutejszą krainą, jaszczurami również. Nie do końca jestem pewna ale wydaje mi się, że takie jaja nadają się do jedzenia. Na pewno na świeżo po paru dniach to nie jestem pewna. Na surowo odradzam. Ale po ugotowaniu może nic się nie stanie jak się je zje. Dla pewności sugeruję zapytać którejś z Amazonek. Albo Togo. To też tubylec to pewnie lepiej się orientuje. - odpowiedziała bez wahania i tonem dobrej rady jakby nie chciała aby rozmówca się pochorował po spożyciu nieświeżych gadzich jaj.

- Do jedzenia? - Bertrand zmarszczył brwi, jakby takie najprostsze zastosowanie nie przyszło mu do głowy.
- Wydaje mi się, że by to było marnotrawstwo, takie jaja mogą być niezwykle cenne jak wrócimy co cywilizacji, zastanawiałem się bardziej nad tym jak je zakonserwować. Może faktycznie spytam się Togo.
- A co myślisz o zbliżającej się bitwie? Myślę, że ze wsparciem Amazonek mamy duże szanse wygrać… pytanie co mamy nadzieję odnaleźć w piramidzie, prawda? - ściszył nieco głos.

- Oczywiście, zrobisz z tymi jajami co zechcesz. Ale aż tak bardzo nie różnią się od kurzych w przechowywaniu. Chyba wiesz co się dzieje z kurzymi po kilku dniach w takim gorącu? Są do wyrzucenia. - kobieta pokiwała swoją czarno - czerwoną głową na znak, że w pełni się zgadza z decyzją Bretończyka z tymi zdobycznymi gadzimy jajami bez względu na to jaka ona będzie.

- A bitwa o piramidę no cóż, to sprawa generałów i żołnierzy. Ja jestem tylko zwykłą, ciekawską nowego świata uczoną. - wzruszyła ramionami okrytymi rękawami sukni dając znać, że nie czuję się władna do dyskutowania o detalach nadchodzącej bitwy.

- A czegóż to spodziewasz się znaleźć wewnątrz piramidy bom ciekawa? - zapytała zadzierając głowę do góry i popatrzyła na rozmówcę z żywym zainteresowaniem.

- Może klucz do sekretów, o których rozmawialiśmy we wiosce Amazonek? - Bertrand odwzajemnił spojrzenie.

- A potrafiłbyś rozpoznać taki klucz? Nawet gdybyś na niego patrzył? Czego byś szukał drogi Bertrandzie gdyby nawet trafiła się okazja poszperać po piramidzie bez wścibskich Amazonek na karku? - szlachcianka z Imperium wydawała się być zaintrygowana zaproponowanym wątkiem.

- Dobre pytanie… - Bertrand podrapał się po bródce w zamyśleniu.

- Pewnie szukałbym przedmiotów wyglądających na starożytne, jakiś pergaminów, tablic z zapiskami…. - ale to ty jesteś uczoną, nie ja. Tak czy inaczej, nie podzieliłem się tym co mi wtedy powiedziałaś z nikim innym z tej ekspedycji, tak jak obiecałem… - uśmiechnął się lekko.

- Dobrze. Z tymi sekretami i tajemnicami niestety tak to już bywa, że jak zbyt wiele osób się o nich dowie to znacznie tracą na wartości. A nasze gospodynie są mocno wyczulone na tym punkcie więc chociaż wierzę w ich szczere zamiary i chęci pomocy waszej wyprawie to nie sądzę aby na tym polu o jakim rozmawiamy życzyłyby sobie aby ktoś wściubiał nosa w ich sekretne sprawy. - powiedziała z łagodnym uśmiechem odwzajemniając skinienie głową.

- Obawiam się jednak, że bez specjalistycznej wiedzy, bez znajomości ich języka, glifów trudno będzie komuś zza oceanu rozpoznać na co właściwie patrzy. Nawet jeśli by oddać komuś takiemu całą piramidę do dyspozycji. - przyznała niejako zgadzając się, że obca kultura czy to Jaszczuroludzi czy nawet Amazonek jest dla przybyszy zza oceanu zbyt egzotyczna aby zdołali poznać tajniki ich wiedzy pochodzącej od pradawnej rasy jakiej już nie było na tym świecie.

- Ale tu bym widziała twoją rolę Bertrandzie. Zorganizowanie “zgubienia się” lub czegoś w tym styku. Abym mogła sobie obejrzeć w tej piramidzie to i owo. Niestety bez czułej opieki naszych gospodyń bo one nigdy się na to nie zgodzą. A to jest możliwe albo w trakcie bitwy, albo tuż przed lub po jak wszyscy będą zajęci czym innym. - przyznała szlachcianka patrząc na stojącego przed nią Bretończyka.

- Tak, w chaosie bitwy jest to możliwe, ale też przede wszystkim musimy ją wygrać, i to jest naszym głównym celem. No i to “zgubienie” się w piramidzie, może okazać się niebezpieczne. Co zrobisz jak będziesz tam sama i wpadniesz na jaszczuroludzi? - Bertrand oparł się o drzewo, zamyślony. Nie do końca jeszcze miał wyrobioną opinię na temat Vivian i tego, na ile mógł jej zaufać.

- Myślę, że większość jaszczurów będzie zajęta bitwą. A mała grupka mogłaby się przekraść do środka piramidy. Dajmy na to z jakimś ważnym zadaniem od pana kapitana. Kogóż miałby nie wysłać jak nie swoich zaufanych ludzi? No ale ci zaufani ludzie nie bardzo wiedzą czego szukać w trzewiach piramidy gdzie nic nie zostało opisane czy oznaczone w żadnym, ludzkim języku. - powiedziała tonem luźnej pogawędki jak to by mogło dać się zorganizować to “zgubienie się” podczas bitwy.

- Ciekawy pomysł, będę go mieć na uwadze gdy będziemy planować atak na piramidę. A co do Kapitana de Rivery, na ile miałaś okazję go poznać? - w nosie szlachcica pobrzmiewała nuta rezerwy, wiedział jak niebezpieczna może okazać się gra którą podjęli z Vivian, choć była ona kusząca…

- Przelotnie, wczoraj, podczas narady. Sprawa wrażenie osoby bardzo zorganizowanej. A dlaczego pytasz drogi Bertrandzie? - czarno i czerwonowłosa szlachcianka uśmiechnęła się oszczędnym uśmiechem słysząc to pytanie. Ale odparła na nie bez większego zastanowienia. Przybyła do obozu po raz pierwszy wczoraj jak wróciła wyprawa Carstena. Więc jej pojawienie się było dla większości oficerów nie małą niespodzianką bo wcześniej nie mieli okazji jej poznać podobnie jak ona ich.

- Myślę, że powinien cię zainteresować w kontekście naszych planów…. pytanie, czy powinniśmy go w nie włączyć… - odparł Bretończyk, który wydawał się nie być do końca przekonany w tej kwestii.

- No nie wiem. Ty go znasz lepiej. Ale chyba niewiele jest osób którym można zaufać na tyle aby im powiedzieć czego szukamy w piramidzie. - szlachcianka rozłożyła dłonie w geście niewiedzy. Jednak zdawała się mieć ograniczone zaufanie do osób jakie była gotowa podzielić się sekretami piramidy.

- Zastanowię się nad tym, ale tak to delikatna sprawa… Kapitan w takiej sytuacji przejąłby kontrolę nad twoim planem - odparł Bertrand.
- W takim razie nie będę już przeszkadzać w lekturze.

- Otóż to. Wolałabym jednak zachować kontrolę nad planem jakiego jestem autorką. - szlachcianka uśmiechnęła się oszczędnym uśmiechem i skinęła głową dając znać, że Bretończyk trafił w sedno. Ale sama nie uważa tego za coś co mogłoby być atutem kapitana w realizacji planu zbadania piramidy.

Bertrand pożegnał się, mając nadzieję, że podjął słuszną decyzję sprzymierzając się z Vivian.




************************************************** ******************************


Szlachcic uśmiechnął się na widok trenującej swój oddział Koenig.

- Może się spróbujemy? Rapier przeciwko dwuręcznemu mieczowi. - Podszedł, kiedy kapitan zrobiła sobie przerwę.

- Stawaj. - kapitan imperialnych gwardzistów nie zastanawiała się długo. Obrzuciła Bertranda spojrzeniem z góry na dół, roześmiała się wesoło, wzruszyła ramionami i wskazała głową na plażę z jakiej przed chwilą zeszła ze swoimi ludźmi. Wróciła na ten ciepły, tropikalny piach a jej ludzie z zainteresowaniem obserwowali to niespodziewane wydarzenie. Parę okolicznych osób też przystanęło jeszcze nie wiedząc na co się zanosi ale wyczuwając, że będzie na co popatrzeć.

- To jak chcesz się bić? Przecież nie będziemy się tu rżnąć do krwi co? - zapytała bo rzeczywiście mieli prawdziwą a nie ćwiczebną broń do tego o całkiem innym przeznaczeniu i gabarytach. Rapier był szybką bronią przeznaczoną do szybkich wypadów na przeciwnika i równie szybkich odskokach po ciosie. Wielki miecz zaś był ciężką bronią do rąbania tarcz i pancerzy, łamania pik i włóczni. Oboje zaś byli bez pancerzy, w samych koszulach a te kompletnie nie chroniły przed zranieniem.

- Myślę, że jako wprawni szermierze postaramy się nie zrobić sobie prawdziwej krzywdy… - Bertrand uśmiechnął się zadziornie. - Możemy założyć zbroje żeby zmniejszyć ryzyko, chyba że masz jakie miecze do ćwiczeń?

- Myślę, że coś się znajdzie. - odparła brunetka wbijając swój wielki miecz w piach. Przez co wyglądał jak jakiś krzyż. Dała znak swoim ludziom i jeden z nich pobiegł gdzieś między namioty. Wrócił jakiś czas później i podał dwójce szermierzy kijaszki zrobione chyba z jakiegoś młodnika. Ale na długość pasowały do standardowego rapiera albo miecza.

- Mario, będziesz liczył punkty. Gramy do 10-ciu. - imperialna oficer zaproponowała zasady i spojrzała na Bretończyka aby sprawdzić czy ten je przyjmuje.

- Pasuje mi - mrugnął Bretończyk, ważąc w ręku drewniane ostrze. Nie mogło się oczywiście równać z prawdziwym rapierem, ale jego musiał zostawić na plugawych jaszczurolodzi.
Po chwili wysunął nogę do przodu, zajmując pozycje szermierczą.

Pojedynek zaczął się zaraz potem. Co chwila któryś z oponentów napierał ze swoją drewnianą bronią na przeciwnika zmuszając go do gwałtownego cofania się tylko po to aby zaraz potem role się odwracały i napastnik był zmuszony do głębokiej defensywy. Pojedynek był więc bardzo widowiskowy a poziom dwójki szermierzy bardzo wyrównany. Co chwila Bretończyk trafiał imperialną oficer albo ona jego. Trafienia owocowały chwilowym ukłuciem bólu i pewnie siniakiem który pojawi się przed zmierzchem ale skoro nie używali prawdziwej broni to na tym robienie bliźniemu szkody się kończyło. Kapitan Koenig okazała się dla Bertranda wymagającym przeciwnikiem. Chociaż jednak to właśnie jemu udało się jako pierwszemu zgromadzić ten graniczny, dziesiąty punkt podczas gdy ona miała ich siedem. Każdy punkt zdobyty przez którąkolwiek ze stron był nagradzany okrzykami zachęty i oklaskami. No ale na koniec to pani kapitan, chociaż nie była żadną szlachcianką to jednak zachowała się jak na oficera i rycerza przystało pierwsza składając swojemu oponentowi gratulacje ze zwycięstwa.


- Ale na wielkie miecze to byś mnie nie pokonał. - powiedziała uśmiechając się łobuzersko i wskazując na swój miecz jaki zostawiła pod opieką swoich ludzi. Mogła mieć rację bo aby machać taką sztabą żelaza to jednak trzeba było przejść specjalny trening, a Bretończyk go nie przeszedł.

- Może i tak…. od takiego wielkiego ostrza to miałbym trochę więcej niż małego siniaka. Musiałbym pierwszy trafić cię rapierem, żeby mieć szansę w takim prawdziwym starciu. - powiedział, gładząc klingę należącego do Kapitan dwuraka.
- Jak ci się na razie podoba na naszej ekspedycji? Widzę, że przygotowujesz się ze swoimi ludźmi do walki z jaszczuroludźmi - zagadnął po chwili, wcześniej podając przeciwniczce bukłak z wodą. Oboje mocno się zmęczyli, choć był zadowolony ze zwycięstwa.

- I przebić się przez pancerz. - przypomniała mu o tym ważnym detalu, że teraz trenowali bez pancerzy. A ona, podobnie jak jej gwardziści, używali wysokiej jakości, nowoczesnych, płytowych napierśników jakie były trudne do sforsowania dla zwykłej broni. W przeciwieństwie do wielkich mieczy które lepiej sobie radziły z przebijaniem się przez taką osłonę od jednoręcznej broni. Jej pancerz więc przynajmniej w teorii powinien być trudniejszy sforsowania dla bretońskiego rapiera niż jego pancerz dla jej imperialnego wielkiego miecza. Nie miała chyba nastroju do utarczek słownych i wykłócania się o te detale które w samym treningu nie były zbyt istotne. Upiła z bukłaka rozcieńczone wino jakie działało przyjemnie orzeźwiająco w ten pogodny dzień.

- A tak, trenowaliśmy trochę aby nie zgnuśnieć. Na razie jest całkiem dobrze. Kapitan płaci żołd regularnie, spyża może być, namioty nie toną w bagnie, mało kogo coś zeżarło w tej cholernej dżunglii. No te robactwo i błoto jest irytujące bo jest wszędzie. No ale ogólnie może być. Liczę na to, że te obietnice gór złotych co na nas czekają w piramidzie też okażą się podobnie prawdziwe. No a jak u Ciebie Bretończyku? Widzę, że awansowałeś do przybocznych kapitana. Jak tobie się uśmiecha finał tej wyprawy? - kapitan imperialnych gwardzistów zwracała uwagę raczej na prozę codziennego życia jej i jej żołnierzy. A ta chyba nie wydawała jej się jakoś straszna skoro warunki bytowe okazały się nie takie straszne jak po obozowaniu w trzewiach dżungli można by się spodziewać. Sama jednak też była ciekawa opinii bretońskiego kawalera na ten sam temat o jaki on pytał.

- Ta wyprawa jest wyzwaniem, ale też i przygodą - uśmiechnął się Bertrand, również sięgając po wino.
- Krainy które widzimy, ich mieszkańcy, flora - to wszystko było na pewno warte zobaczenia na własne oczy.
- Ale oczywiście też liczę, że wrócimy ze złotem. W tym celu musimy odbić piramidę z łap jaszczuroludzi. Zastanawiam się nad najlepszą taktyką - może jakaś dywersja, żeby wywabić główne siły z piramidy?

- Takie finezje to nie dla mnie. Ja prowadzę ciężkie argumenty. Chociaż doceniam wojenny fortel. Lepiej bić się z mniejszą ilością przeciwników niż większą. - odparła brunetka z prostotą i wzruszyła przy tym ramionami.

- Nadal nie wiem czego się spodziewać po tych jaszczurach. Nie biłam się z nimi. Ani nikt z moich ludzi. A i większość z naszego obozu ma zapewne podobnie. Więc trudno ocenić co te jaszczury potrafią. Wam udało się zaskoczyć te latające straszydła na ziemi, Carstenowi podejść pod samą piramidę no ale jak to będzie w bitwie z nimi to nie wiadomo. - przyznała, że chociaż dowiedzieli się czegoś o przeciwniku to nadal dla ludzi zza oceanu, nawet elfów, gadzia rasa pozostawała trudna do oszacowania.

- No tak, nie wiemy o nich zbyt wiele, ale z drugiej strony to oznacza że oni podobnie mało wiedzą o nas, prawda? Najważniejsze, że już wiemy że można te potwory zaskoczyć i pokonać. No i mamy po naszej stronie Amazonki, które znają teren. Jeśli bogowie nas nie opuszczą, to nie wątpię, że czeka nas zwycięstwo - skwitował Bretończyk.

- No nie wiem. - Koenig oparła ramiona na swoim mieczu i wyraźnie się wahała. - My nie jesteśmy pierwszą wyprawą zza oceanu jaka tutaj przybyła. Nawet Amazonki tak mówiły. To one, jaszczury, nawet te konusy jak Togo, mogli mieć z nam podobnymi już do czynienia. A my jesteśmy tu pierwszy raz. Przydałoby się jakoś spróbować z którymś z tych jaszczurów. Ale na razie spotykamy same te małe. Jak ci od tych latających gargulców albo ci co się zasadzili na Estalijczyków. Swoją drogą słyszałeś o tych elfach? Ktoś im fachowo grdyki poderżnął. Nawet nie wiadomo czy to ci od Ektheliona czy jacyś inni. - imperialna oficer stała na ciepłym piasku boso, w samych spodniach i koszuli więc wyglądała bardziej jak zwykła, wiejska dziewczyna niż oficer elitarnego oddziału. Jedynie ten wielki miecz na jakim tak swobodnie się opierała i kolorowy beret zdradzał, że chyba jednak nie jest zwykłą chłopką.

- A tak elfy, słyszałem, ale przyznam że byłem zajęty innymi kwestiami - Bertrand zmarszczył brwi
- Zrozumiałem że wyjaśnieniem tej kwestii zajmowała się baronessa Iolanda, ale to niepokojące…. może elfy z grupy Amrisa coś mogłyby pomóc, przynajmniej rozpoznać zabitych?

- Może. Ale to było już dobre parę dni temu. Do tej pory to już pewnie zeżarło ich robactwo i trupojady. - kapitan wzruszyła w zamyśleniu ramionami. Ani nie negowała takiej wersji ani jej nie przyklasnęła. - Zresztą tam gdzieś się kręcą te małe gadziny co ich napadły jak do nas wracali. - przypomniała, że to już się działo na ziemi niczyjej pomiędzy piramidą a obozem ekspedycji.

- Byłam w tej jaskini przed którą koczowali wtedy ci estalijscy państwo. Tam jest tylko wejście. A w głębi to są nie wiadomo jakie korytarze. Jedna odnoga prowadzi na drugą stronę rzeki. Można tam przejść suchą nogą. Tylko pod ziemią. A inny tunel wiedzie jakby wzdłuż rzeki. - pokazała na piaszczysty brzeg przy jakim stali. I machnęła dłonią, że gdzieś tam po drugiej stronie jest wylot tunelu jaki odkryto po nieszczęsnym porwaniu górskich zwiadowców. A potem w górę nurtu gdzie miała biec kolejna odnoga tunelu.

- W takim razie może warto pójść dalej śladem tych tuneli? Udało się tam znaleźć jakieś ślady ludzi albo jaszczuroludzi? Czy któryś tych tuneli prowadzi w stronę piramidy - Zainteresował się Bertrand.

- Ja to nie znam się na tropieniu i mam słabą orientację podziemną. Ale słyszałam rozmowę, że ten trzeci tunel biegnie mniej więcej pod albo w górę rzeki. A gdzieś tam ma być ta piramida. Oczywiście nie wiadomo czy ten tunel nie kończy się wcześniej albo czy gdzieś nie skręca. - odparła kapitan dając znać, że kiepski z niej zwiadowca, zwłaszcza pod ziemią gdzie trudno o standardowe punkty orientacyjne dostępne na powierzchni. Ale same tunele wydawały jej się interesujące na tyle aby przyjrzeć im się dokładniej.

- To ważna informacja…. w takim razie nie powinniśmy zostawiać tego tunelu niezbadanego. Wróg może go wykorzystać przeciwko nam, a i może my moglibyśmy użyć go przeciwko niemu? Wysłać część sił tunelem i zaskoczyć jaszczurolodzi? Podniosę tę kwestię z Kapitanem - ożywił się szlachcic.


*****************************************

Później udał się wypytać Togo o kwestię przechowywania jaj latających gadów, ale ten nie miał lepszego pomysłu niż oddanie ich jakimś kurom do wysiadywania. Miał zamiar zapytać się jeszcze o poradę kawalera de Arrarte, który może jako medyk również znał się na takich sprawach. No, ale jeśli jaja się zepsuły to nie było co nadmiernie nad tym rozpaczać, w piramidzie czekały przecież inne łupy.

Następnie planował porozmawiać z De Riverą na temat dalszych planów. Pomysł z dywersją części ich sił, który pozwoli na wywabienie jaszczuroludzi z piramidy, wydawał mu się warty przemyślenia. No i uważał, że trzeba wysłać oddział w celu zbadania tych tajemniczych tuneli, rzekomo idących w kierunku piramidy.
 
Lord Melkor jest offline