|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-12-2021, 03:23 | #231 |
Reputacja: 1 |
|
06-01-2022, 23:12 | #232 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 44 - 2525.XII.32 abt; przedpołudnie Czas: 2525.XII.32 abt; przedpołudnie Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji w dżungli Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, d.si.wiatr, ciepło Wszyscy Kolejny dzień w obozie nad nieznaną staroświatowcom rzeką wstał ciepły chociaż pochmurny. W nocy musiało jednak padać bo od rana zalegały w błocie świeże kałuże i strumyki. Zaś już kolejny dzień słychać było pracę siekier i pił. Co nie było dziwne bo odkąd okazało się, że zostaną tutaj na dłużej niż jedną noc zaczęto wznosić zasieki z ostrych krzewów albo i ściętych bali jakie dawały chociaż namiastkę umocnionego obozu i zwiększały poczucie bezpieczeństwa symbolicznie chociaż odgradzając ten okruch cywilizacji nie z tego świata od tego obcego interioru. Dzisiaj jednak ciosano wyjątkowo grube bele. Jakie już było widać, że siekierami i dłutami próbowano nadać kształt posągów. Wyglądały jeszcze dość prymitywnie bo w końcu raczej zawodowych rzeźbiarzy w wyprawie pewnie nie było. Ale mimo to ci improwizowani cieśle wkładali wiele serca i potu aby nadać opornemu drewnu pożądany kształt. Jedna z figur miała z przodu coś dużego i płaskiego co przypominało już tarczę. Hełm na głowie i włócznia oparta o nogę wskazywały, że przedstawiała Myrmidię. Jedną z najpopularniejszych bogiń na południowych krańcach Starego Kontynentu. A w końcu w wyprawie uczestniczyło wielu Estalijczyków oraz spora ilość Tileańczyków. Druga z figur przedstawiała masywnego mężczyznę. Atrybut trójzęba zdradzał, że to Manann, potężny i kapryśny pan wszechoceanu. Co też było zrozumiałe bo każdy tutaj musiał chociaż raz zdać się na jego łaskę przepływając ocean ze Starego Świata a część była zawodowymi żelgarzami dla jakich to było główne bóstwo. Do tego ten bóg był niejako wspólny dla ludzi morza bez względu na to skąd pochodzili. Trzeci z przygotowywanych posągów przedstawiał mężczyznę o chudej twarzy. Kruk na ramieniu przypominał jeszcze siedzącą kupę nie wiadomo czego mniej więcej dopiero miał ptasie kształty. Ale dzięki temu dało się poznać, że to Morr, pan snu i śmierci. A w końcu ta straszna noc, łącząca czas i przestrzeń, była poświęcona właśnie niemu. To była właśnie bolączka ich ekspedycji jaka do tej pory była dość utajona ale obecnie uderzyła z całą mocą. Nie mieli kapłanów. A zwłaszcza nie mieli żadnego kapłana Morra. Poniekąd pewnie dlatego strugano te posągi aby sobie zapewnić przychylność opiekuńczych bóstw. Zbliżała się straszna Hexennacht, noc duchów i upiorów, noc gdy zmarli potrafili sami się wygrzebywać z nawet poświęconej ziemi. A tutaj, w tej krainie zapomnianej przez cywilizowanych bogów, opanowanej przez dzikie Amazonki, Pigmejów i jeszcze bardziej obcą, gadzią rasę trudno było liczyć na poświęconą ziemię. To sprawiało, że z każdym dniem atmosfera w obozie robiła się bardziej nerwowa. Ludzie warczeli na siebie z byle powodu. Albo próbowali postem i modlitwą zdobyć sobie łaskę swoich patronów. Strach wydawał się wyciekać z ich porów razem z potem. Sytuacja była na tyle poważna, że dziś rano kapitan zwołał naradę dowódców aby omówić sytuację kiepskich nastrojów i słabnącego morale. W namiocie narad dyskutowano właśnie nad tym wszystkim. Nad nerwową atmosferą jaką czyniła zbliżająca się Hexennacht, nad tym jak się po nowym roku zabrać za tą piramidę, nad badaniem owych tuneli odkrytych dzięki niefortunnemu porwaniu górskich zwiadowców przez obcych konkwiskadorów no i paru innych rzeczach. Gdy kurier wszedł do namiotu oznajmiając, że przybyło poselstwo od królowej Aldery. Co nieco zaskoczyło wszystkich bo ich chyba nikt się tu nie spodziewał. Jednak kapitan de Rivera nie zwłóczył i dał znak aby je wprowadzono. Chwilę trwały ciche rozmowy i spojrzenia gdy wszyscy zastanawiali się co może tu sprowadzać te dzikie wojowniczki. Po tej chwili miało się okazać jak do środka weszły Majo i Kara. I szybko okazało się, że nie jest to wizyta towarzyska. - Witaj dzielny kapitanie i wy jego mężni oficerowie. Królowa Aldera pozdrawia was. Ale śle też ostrzeżenie. - oczywiście w mieniu Amazonek mówiła jej ciemnowłosa i ciemnoskóra tłumaczka. Jednak pozdrowienie od jej królowej, chociaż uprzejme to w połączeniu z ostrzeżeniem wzbudziło zaniepokojone spojrzenia. - Proszę, spocznijcie. - estalijski kapitan wskazał na miejsce przy swoim stole aby ugościć wysłanniczki królowej i wysłuchać co mają do powiedzenia. Obie barwne, ozdobione w jeszcze barwniejsze skóry i pióra wojowniczki spoczęły na wskazanym miejscu i Majo powiedziała z czym ją wysyłała królowa. Zbliżała się Hexennacht. Co prawda Amazonki nazywały ją inaczej ale chodziło właśnie o tą wyjątkową w roku noc gdy granica między wymiarami i światami jest najcieńsza. Gdy budzą się różne moce które na co dzień pozostają uśpione. I chyba nikt w namiocie nie ucieszył się jak powiedziała, że w pobliżu miejsca gdzie założyli swój obóz jest jedno z takich feralnych miejsc. Tam gdzie jest kłębowisko plugawych mocy od pradawnych czasów. I gdzie swego czasu Amazonki stoczyły bitwę z najeźdźcami zza oceanu zabijając wielu z nich. To było trochę w górę rzeki, przy niewielkiej wyspie na jakiej wznosiły się niewielkie ruiny. Majo przekazała radę od królowej, że ich sojusznicy mogą się spodziewać w tą straszną noc kłopotów z tej strony. Była gotowa robić za przewodniczkę gdyby zaoceaniczne nacje chciały tam kogoś wysłać. I teraz trzeba było jeszcze się zastanowić jak potraktować to ostrzeżenie i na pomysły od swoich doradców czekał kapitan. Jeszcze było dwa całe dni do tej granicznej nocy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-01-2022, 15:54 | #233 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | post wspólny Uczestniczący w naradzie Bertrand z uwagą słuchał słów posłanek królowej Amazonek, a kiedy powiedziały im o zagrożeniu, zmarszczył brwi. Nigdy nie był przesadnie religijny i przesądny, a raczej skupiony na sprawach doczesnych. Ale informacje o nieumarłych docierały do niego jeszcze w Porcie Wyrzutków, więc nie mógł tego tak po prostu zignorować… |
16-01-2022, 00:11 | #234 |
Reputacja: 1 |
|
16-01-2022, 18:30 | #235 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 45 - 2525.XII.33 mkt; południe Czas: 2525.XII.33 mkt; południe Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, nadrzeczne ruiny Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, powiew, gorąco Wszyscy https://junior.scholastic.com/conten...a-Hero-New.jpg - Fascynujące. Po prostu fascynujące. - wygladało, że dla uczonej z Imperium to miejsce do jakiego przyprowadziły ich obie Amazonki było istnym rajem. Prawdziwą kopalnią wiedzy i wzgląd na dawną cywilizację. Jak tylko przybyli na miejsce milady Vivian von Schwarz zaczęła oglądać i dotykać omszałe kamienne bloki z jakich wzniesiono zagubione w dżungli ruiny. Wyjęła mały nóż i skrobała nim ten mech i wierzchnie warstwy zielska aby dostać sie do samego kamienia. I wtedy czasem ukazywały się jakieś rzeźbienia dziwnych istot, zwierząt, wzorów, symboli czy glifów. Dla ludzi zza oceanu wyglądały całkiem obco i niezrozumiale. A, że niektóre z tych zdobień wyglądały na jakieś groźne bestie i potwory, część może należała do tej gadziej rasy jaką Carsten mógł widzieć na własne oczy w piramidzie parę dni temu. Chociaż z daleka. No ale nie wszystkie. A te wszystkie rogi, zębiska, pazury, ogony nie kojarzyło się z niczym sympatycznym. Ale milady wcale zdawała się tego nie zauważać. Pilnie studiowała te ruiny i cieszyła się jak dziewczynka jakiej pzowolono do woli buszować po cukierni. Przepisywała albo szkicowała to co dała radę do swojego dziennika i wyglądała jakby w ogóle zapomniała o reszcie towarzyszy i tego, że są w kompletnej dziczy dość małą grupką. - Możecie to sobie wyobrazić? Spójrzcie! Ledwo ruszyliśmy się z obozu i już jakie fascynujące rzeczy można tu znaleźć. A ledwo jesteśmy u brzegu kontynentu! Pomylcie jakie cuda muszą kryć trzewia kontynentu, dżungle jakie się ciągnął aż po góry na zachodzie albo kończą się na drugim oceanie! - Vivian była wręcz zachwycona możliwością zaspokojenia swoich naukowych pasji. Chociaż ruiny wyglądały na opuszczone i zapomniane od wieków. Kłącza porosły kamienne ściany i mury, Już dorodne drzewa sięgające nieba wyrosły na dawnych placach i ulicach, duszące macki roślin oplotły prastare budowle a mech przykrył całą resztę. Było gorąco i duszono. Dżungla już od wieków albo i tysiącleci musiała zawładnąć tym miejscem wybudowanym przez zapomniane cywilizacje i traktowała to już jak swoją własność. - Phi. U nas w Kislevie też jest ocean. Ocean traw. Ciągnie się od wschodnich krańców Imperium aż po Góry Krańca Świata. A za nimi też. Podobno żaden śmiertelnik nie przebył go na wspak i tylko wiatr może to zrobić a i jemu zajmuje to wiele czasu. - Zoja którą kapitan też wysłał na tą misję wzruszyła ramionami. I jakby chciała się odgryźć rudowłosej uczonej z Imperium. Albo zamaskować swój niepokój. Bo o ile imperialna milady koncentorwała się na ruinach oglądając je z każdej strony to pozostałym raczej w oczy rzucały się szkielety jakie tu znaleźli. Ludzkie szkielety, wciąż ubrane w napierśniki i moirony w jakich tak lubowali się Tileańczycy i Estalijczycy. Kimkolwiek byli za życia teraz co chwila było widać jakiś zapomniany w trawie szkielet. - Myślicie, że to człowiek? - kapitan Koenig też została wytypowana przez kapitana do tej ekspedycji. Wahał się dość długo kogo by tu wysłać. Z jednej strony nie chciał za bardzo osłabiać głównego obozu jak to czekała ich ta wielka niewiadoma jaką była zbliżajaca się Nexennacht na obcej ziemi a po nowym roku zmagania o piramidę. Z drugiej wszyscy mieli w pamięci tą bandę orków jaka napadła na powracających od Amazonek posłów kapitana. Taka banda nie miałaby większych szans z całą armią kapitana ale właśnie na niewielką grupkę mogła się pokusić na atak. W końcu więc chociaż kapitan trzymał imperialnych gwardzistów przy sobie aby mieć ten żelazny, pancerny atut w odwodzie to teraz zdecydował się ich jednak wysłać do tych tajemniczych ruin o jakich ostrzegały Amazonki. Bo jak sama dumnie czy wręcz butnie mówiła ich kapitan ona i jej gwardziści nie obawiali się stawić czoła żadnemu plugastwu jakie się tu zalęgło. Więc kapitan Koenig i czterech jej gwardzistów stanowili argument siły gdyby się okazał potrzebny. Ostatecznie kapitan wolał postawić na szybki rekonesans małej grupki stawiając na jakość a nie ilość. Mieli się zorientować co to za ruiny, jak to w ogóle wygląda i czy coś wskazuje na jakieś nienaturalne zagrożenie czy też jakiekolwiek inne. - Może małpa. - odparła Zoja podchodząc do imperialnej kapitan i oglądając płaskorzeźbę jaką ta wskazała czubkiem swojego wielkiego miecza. Blond Kislevitka mówiła jednak bez przekonania. Co prawda płaskorzeźba była już zaokrąglona od erozji i czasu ale wciąż najważniejsze detale były widoczne. Jakaś mniej więcej humanoidalna istota, w masce albo z potwornym łbem, w pióropuszu i w ogóle kojarząca się z kapłanem wznosiła ramiona do góry. A w jednej dłoni trzymała nóż. Zaś przed nią było coś co kojarzyło się z jakimś ołtarzem na jakim leżała jakaś istota. Ta już mogła być małpą. Albo człowiekiem. No może jeszcze elfem. Przy tak zatartych rysach trudno było to ocenić. - Może. A tam są inne. - Anette mruknęła bez przekonania. I po żołniersku albo marynarsku splunęła. Wskazała ale już brodą a nie mieczem sąsiednie sceny. Te wyglądały podobnie chociaż tam zaszczytu bycia składanym w ofierze to już raczej nie byli ludzie, małpy czy elfy. Ale jakieś dwunogie bestie o zwierzęcych pyskach i z ogonami. - Nie podoba mi się to miejsce. Zróbmy co mamy zrobić i wracajmy do naszych. - prychnęła blond Kislevitka podpierając się włócznią. Włócznie okazywały się całkiem przydatne do sprawdzania przed sobą wszelkich miejsc w jakich mogły kryć się węże, pająki lub skorpiony które wydawały się, że tylko tam czekają w zacienionych miejscach aby tylko ukąsić kolejną ofiarę. No a tak była szansa, że włócznia je wypłoszy albo chociaż oberwie zamiast nogi właściciela. - To przeklęte miejsce. My tu nie chodzimy. Ale oni porwali nasze siostry. Musiałyśmy je odbić. Więc walczyliśmy tutaj. Aż wszystkich zabiłyśmy. - obie Amazonki też były czujne i spięte więc można było uwierzyć, że nie czują się tutaj zbyt bezpiecznie. Ale w roli przewodniczek sprawdziły się znów świetnie. Odkąd rano wyruszyli z głównego obozu szli brzegiem rzeki w górę jej nurtu. Aż doszli tutaj. Chociaż “tutaj” nie było widoczne z brzegu i łatwo było przejść dalej nie zauważając tych ruin jak się o nich nie wiedziało. No ale Majo i Kara wiedziały. Więc poprowadziły towarzyszy ku podtopionemu cyplowi albo nawet wysepce. Jeśli to by była część rzeki to była płycizna gdzie nurt sięgał najwyżej do połowy łydek a a większości ledwo do kostek. Jednak jak mówiła Majo to w pod koniec pory deszczowej woda była tak głęboka, że właściwie trzeba by przepłynąć wpław lub łodzią i wówczas to już raczej była wyspa a nie cypel. - I zabiłyście ich wszystkich? - zapytała kapitan zerkając na te widoczne tu i tam szkielety zbrojnych. Leżały w pojedynczo albo po kilku. Nosiły ślady walki jak zetlałe już strzały wystające z pancerzy, żeber czy wgniecenia od ostrych i tępych narzędzi. Dla wprawnych oczu wojowników nie było wątpliwości, że zginęli w walce. Na razie spotkali ich może z tuzin albo dwa. Leżały rozproszone po całym kompleksie to trochę trudno było oszacować ich liczbę. Sam kompleks wydawał się być może wielkości wioski królowej Aldery a na pewno był o kilka rzędów mniejszy niż miasto z piramidami. - Tak. Wszystkich. Zbrukali nasze święte miejsce, wzięli nasze siostry w niewolę, zasłużyli na naszą zemstę i smierć. - odparła z prostotą ciemnoskóra Amazonka ubrana w skromne odzienie za to liczne ozdoby, malunki i tatuaże jakie nadawały jej dzikiego i egzotycznego wyglądu. Chociaż do tej pory ona i jej siostry wydawały się raczej nastawione pozytywnie do ekspedycji de Rivery. Z drugiej strony ci na razie nie rabowali ich świętych miejsc i nie brali ich sióstr w niewolę. Chociaż rabunek skarbów z piramidy był przecież główną motywacją dla jakiej zorganizowano tą ekspedycję. - Ale tu gorąco. - brunetka z wielkim mieczem sapnęła i pokiwała głową. Trochę jakby chciała zmienić temat rozmowy. Chociaż faktycznie zrobiło się bardzo gorąco a ona i jej gwardziści w tych ciężkich pancerzach to musieli się wręcz gotować. Byli jednak na tyle zdyscyplinowani i dumni, że nikt nie grymasił. Ale gorąco było. I jakby ciszej się zrobiło odkąd weszli na tą trochę wyspę a trochę cypel z ruinami. A Bertrand miał jeszcze jedną sprawę do rozstrzygnięcia. Bo Izabella jak się dowiedziała, że zamierza się udać do jakichś ruin oczywiście chciała iść razem z nim. Bo zawsze ją gdzieś zostawia i ją omijają najciekawsze przygody a przecież jest już dorosła i umie zadbać o siebie. Musiał więc z nią o tym porozmawiać dziś rano. A wczoraj miał okazję porozmawiać z Majo o tych podziemnych jaskiniach. Tłumaczka królowej przyznała, że o ile o samej nadrzecznej jaskini jaką goście roboczo nazwali Jaskinią Konkwistadorów wiedziały to już o przejściach jakie się za nią znajdują nie. Więc też nie miała pojęcia dokąd mogą prowadzić te odkryte tunele. Gdy zaś dzisiaj rano opuszczali główny obóz praca trwała tam w najlepsze. Trzy figury bóstw były coraz bardziej podobne do siebie. I chociaż nie mieli żadnego zawodowego rzeźbiarza to jednak cieśle okrętowi i stolarze robili całkiem niezłą robotę. I wyglądało na to, że dzisiaj, ostatni dzień starego roku, powinni skończyć. Zaś na sugestię Carstena kapitan posłał po Jordis, młodą asystentkę Cesara. Jak ją przyprowadzono to ta młoda dziewczyna wydawała się zaskoczona i zmieszana pytaniami i propozycją. Owszem ofiarowała swoje młode życie służbie Myrmidii no ale była raczej szpitalniczką niż kapłanką. Jednak z braku laku okazało się, że obecnie to i tak chyba jej najbliżej do sługi bożego jakiego mieli na stanie. Więc ugięła się pod tą presją odpowiedzialności i zgodziła się poprowadzić wspólne modły ku czci swojej patronki i może Morra. Na bogów północy jak Sigmar czy Ulryk raczej nie znała odpowiednich modlitw i psalmów. Jednak większość członków ekspedycji pochodziła z południa Starego Świata więc Myrmidia była bliska im sercom. Zaś Morr, jako patron spokojnej śmierci i snów był uniwersalnym bogiem dla wszystkich cywilizowanych narodów Starego Kontynentu. - Moja droga, będę stał tuż u twojego boku i wesprę cię jak tylko będziesz potrzebowała. - obiecał wczoraj kapitan i chyba to przeważyło, że Jordis się zgodziła bo dodawało otuchy, że mając autorytet kapitana po swojej stronie jakoś da radę się uporać z prowadzeniem publicznej modlitwy mimo, że nie była kapłanką ani nawet akolitką a raczej szpitalniczką. Rozmowy i oglądanie tych ruin i szkieletów przerwało im nagłe pojawienie się miedzianoskórej Kary. Od razu dało się wyczuć, że coś się stało. Amazonka zjawiła się szybka i gibka jak dziki kot i od razu położyła palec na ustach co przykuło uwagę wszystkich. Zbliżyła się jeszcze bardziej i coś szeptem zaczęła mówić do Majo pokazując włócznią kierunek z jakiego przyszła. Z racji bariery językowej tłumaczka trzymała się bliżej towarzyszy a wystawiona miesiąc temu na aukcji w Porcie Wyrzutków siostra była zwykle gdzieś na przedzie jako zwiadowca. Często nie było jej widać no ale pozostali mieli Majo jako przewodniczkę dokąd należy iść. Jak dotarli do ruin też tak było. Tłumaczka została z przybyszami zaś jej koleżanka kręciła się to tu to tam, czasem było ją widać a czasem nie. Ale do tej pory nie zachowywała się jakby coś się stało. Aż do teraz. - Kara mówi, że widzi dym. Tutaj w ruinach. Ktoś pali ognisko. Na szczycie jednego z budynków. Dlatego nie widać kto. Ani ilu. Pewnie obcy. To nikt od nas. Nikt z naszego plemienia. - szepnęła Majo gdy już rozmówiła się ze swoją siostrą w swoim rodzimym języku. I pokazała włócznią ten sam kierunek jaki przed chwilą ta pokazywała. - No to jak chcecie to sprawdzić dyskretnie to może my tu na was poczekamy. No albo pójdziemy sporo na końcu. - rzuciła cicho i nieco z przekąsem pancerna kapitan. Bo o ile siłę uderzenia ich wielkich mieczy i solidność ich pancerzy trudno było wątpić to jak to na własne uszy słyszeli przez całą drogę z obozu ze skradaniem się i dyskrecją to nie miały nic wspólnego. To była gwardia, do przełamywania oporu i walki z elitarnym przeciwnikiem a nie zwiadowcy jak górale Olmedo. I Anette widocznie zdawała sobie z tego sprawę, że gdyby szło o dyskretne podchodzenie pod czyjś obóz to klekot i zgrzyty ich pancerzy mogłyby zniweczyć taką próbę. - Oh. Czyli nie tylko my jesteśmy tu gośćmi? Aż jestem ciekawa kto jeszcze tu buszuje. - Vivian przyjęła te wieści ze spokojem graniczącym z pewną dozą nonszalancji. I widocznie była ciekawa sprawdzić kto jeszcze jest tutaj. A jej długa i mokra na dole suknia w czerni i czerwieni nie wydawała się być takim zagrożeniem dla sztuki dyskretnego podejścia jak pancerze pani kapitan. - No ja też mogę pójść. Kapitan wysłał tylko nas to pewnie to też nikt od nas. - Zoja popatrzyła na towarzyszy. Znów była w zwykłych spodniach i białej koszuli co na ten gorąc i tak wydawało się zbyt wielkim obciążeniem. Za pasem marynarskim zwyczajem miała wsadzone dwa pistolety i szablę u pasa. Zaś na ramieniu miała tarczę a w drugiej dłoni tą włócznię którą do tej pory używała jako anty wężowego kostura. Obie wojowniczki królowej Aldery były odziane jeszcze skromniej. Obie też miały tarcze i włócznie oraz łuk i kołczan. I te dziwne ni to maczugi ni topory nadziewane kawałkami szklistej, czarnej skały jakie nie miały odpowiednika po wschodniej stronie oceanu.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-01-2022, 20:26 | #236 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Eisen obojętnie spoglądał na ruiny, które wywołały tyle ekscytacji u bladolicej. Kim właściwie była ta kobieta? Co zamierzała osiągnąć w tych zapomnianych i zmurszałych kamieniach? Co mogło przynieść jej obcowanie z zimnym świadectwem dawno upadłej chwały? Ostatnio edytowane przez Deszatie : 17-01-2022 o 20:29. |
21-01-2022, 21:52 | #237 |
Reputacja: 1 |
|
22-01-2022, 22:37 | #238 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 46 - 2525.XII.33 mkt; południe Czas: 2525.XII.33 mkt; południe Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, nadrzeczne ruiny Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, powiew, gorąco Zwiadowcy - No to powodzenia. Jak zaczniecie się wydzierać to i tak do was lecimy. - na pożegnanie kapitan imperialnych najemników rzuciła życzliwie jakby chciała im dodać otuchy. - Uważajcie na siebie. I miejcie oczy szeroko otwarte. To miejsce musiało paść ofiarą jakiejś strasznej katastrofy nienaturalnego pochodzenia. Ma dziwną aurę jaka przyprawia mnie o dreszcze. - imperialna milady o czarno - czerwonych włosach nie wtrącała się w dyskusję dowódców a gdy się zdecydowali co robić dalej no to dostosowała się do ich decyzji zostając na miejscu. Jednak też życzyła powodzenia czwórce zwiadowców. Wcześniej przyjęła pogodnie słowa czarnowłosego porucznika o niezbyt dobrze ulokowanej fascynacji. - Oh, to pewnie byli ci co przybyli tu po złoto i łupy. - machnęła dłonią jakby uważała, że ona sama jest wolna od takich zachcianek. - Oj tak, ja mam łuk to jakbyście potrzebowali to mogę strzelać. - siostra Bertranda też dorzuciła coś od siebie. A potem Carsten i Zoja ruszyli za dwójką Amazonek. Znów pierwsza szła Kara. W końcu to ona wiedziała gdzie widziała to ognisko. Za nią niejako w roli pośrednika podążała Majo. A za nimi dwójka przybyszy zza oceanu. Jak się zorientował Sylwańczyk teren raczej sprzyjał skrytemu podchodzeniu ale jednak miał też swoje nieprzyjemne momenty. Sprzyjał bo te stare ruiny od dawna musiały być porośnięte drzewami, młodnikiem, mchem, paprociami, krzakami, pnączami czyli po prostu dżunglą. Więc jak nie jakiś pień to stara, kamienna ściana dawały kryjówkę. Z drugiej w tych krzakach i korzeniach łatwo można było stąpnąć na jakąś przegniłą gałąź albo kamień co wydawał się na oko stabilny potrafił się osunąć spod nogi. Szli w milczeniu starając się podążać za ozdobionymi egzotycznymi malunkami i tatuażami plecami dwójki tubylczych wojowniczek. Te wydawały się wiedzieć co robią i dokąd idą. Skradały się jak koty. A Zoja zdawała się im w niczym nie ustępować. Carstenowi szło trochę gorzej ale przy tak sprzyjającym terenie radził sobie całkiem nieźle. W pewnym momencie najpierw Kara a potem Majo zatrzymały się. Tłumaczka wezwała ich oboje gestem. Jak podeszli pokazała włócznią przed siebie. Tam, kilkadziesiąt kroków dalej, widać było piramidę. Właściwie to jej górę co wystawała ponad okoliczne krzaki, drzewa i pomniejsze ruiny. Ale w przeciwieństwie do nich w pudełkowatej budowli na szczycie widać było blask ognia. Ktoś tam musiał palić ognisko albo przynajmniej pochodnię. https://st4.depositphotos.com/100636...ples-tikal.jpg ~ Niedobrze. Stromo. Nie wiadomo ilu ich jest. I kto to. Ale jak są na górze to wystarczy jak jest paru i mogą nas wystrzelać z góry jak kaczki. ~ stwierdziła szeptem Kislevitka gdy już napatrzyła się na te widoczny front budowli. Rozmiarami nie umywała się do tej wielkiej piramidy zajętą obecnie przez jaszczuroludzi. Może do tych mniejszych a może była jeszcze mniejsza. Ale dość stroma. Ktoś kto by był na jej szczycie miałby niezłą pozycję do obrony. Trudno byłoby wspinać się po tych schodach, zwłaszcza jakby były pod ostrzałem a na szczycie czekali obrońcy. ~ Jakby to była noc to można by spróbować jakoś po tych ścianach wejść. Ale w dzień to nie wiem… Majo tymi ścianami to się da wejść na górę? ~ blondynka zastanawiała się co i jak tu by można teraz działać. ~ Raczej tak. Ale trzeba uważać. Kamienie są stare. Mogą odpaść. ~ tłumaczka królowej Aldery też się wahała co tu dalej zrobić. Te ściany piramidy, porośnięte drzewami, kłączami, obsypane ziemią wydawały się być możliwe do sforsowania co dawało by inną drogę podejścia niż tak otwarcie schodami. Ale też było ryzyko, że się odpadnie razem z kruchym kawałkiem ściany, gałęzi czy choćby zaalarmuje tych co palą ognisko. Obserwowali tak chwilę i kobiety zastanawiały się czy nie spróbować podejść bliżej piramidy albo obejść aby zobaczyć jak wygląda z drugiej strony gdy przerwały bo dało się dostrzec ruch na szczycie. ~ To człowiek! ~ sapnęła zaskoczona Glebova bo zza załomu kanciastego budynku niespodziewanie wyszła jakaś postać. Co prawda nie było widać wszystkich detali ale biała koszula wydawała się wskazywać na to, że pochodzi zza oceanu. W końcu Amazonki, Pigmeje i jaszczury takich nie używały. A do żadnej z tych nacji nie mógł należeć. Człowiek szedł spacerowym, leniwym krokiem jaki preferowali strażnicy i dozorcy na całym widocznie świecie. Ale w rękach trzymał kuszę. Też leniwie opuszczoną więc chyba nie spodziewał się kłopotów. No ale miał ją w rękach. A u pasa jakąś szablę albo kordelas. ~ Nie powinno go tu być. To złe miejsce. Przeklęte. Lepiej je omijać. ~ Majo zdawała się żywić obawy co do tego miejsca i wcale tego nie ukrywała. ~ No tak, tak. Ale jak to ludzie to może uda się dogadać? Robimy coś czy wracamy do reszty? ~ Kislevitka pokiwała głową jakby znów zastanawiała się co tu teraz zrobić w tej sytuacji. Bo tłumaczka królowej mówiła trochę jak wielu tubylców w danym zakątku świata o jakichś zabobonach. Prawie wszędzie można było natrafić na coś takiego. ~ Jak pancerna kapitan tu przyjdzie to raczej trudno jej nie usłyszeć. I jej ludzi. ~ odparła Majo przypominając, że jak dobrym szermierzem by kapitan nie była to jednak z dyskretnym poruszaniem się nie miała wiele wspólnego. I sama zdawała sobie z tego sprawę skoro od razu o tym ostrzegła pozostałych. --- Mecha 46 Skryte podchody Carsten (ZRĘ) 22+20=42; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+42-35=57 rzut: 12; 57-12=45 > śr.suk = udało się, zwykły suckes Zoja (ZRĘ) 45+20=65; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+65-35=80; rzut: 24; 80-24=56 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem Majo (ZRĘ) 45+20+10=75; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+75-35=90; rzut: 37; 90-37=53 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem Kara (ZRĘ) 45+20+10=75; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+75-35=90; rzut: 27; 90-27=63 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem --- Wsparcie https://media.istockphoto.com/photos...gLVqCiIrmm4Cw= - No to poszli. Mam nadzieję, że nic im się nie stanie. Myślicie, że będziemy musieli się bić? - Izabela która od rana tryskała radością i starała się chyba być najukochańszą młodszą siostrą na świecie ciesząc się z tej eskapady na jaką ją zabrał starszy brat teraz spoważniała. I chyba naprawdę niepokoiła się o czwórkę jaka poszła gdzieś tam w głąb ruin których chyba obawiały się same Amazonki. No albo o to co tu mogli trafić. - Proszę się nie obawiać. Jeśli coś zacznie się dziać to stań za naszymi plecami. - pancerni kapitan Koenig stali w rozluźnionych pozach. Ale z tymi swoimi wielkimi mieczami i ciężkimi pancerzami wyglądali całkiem solidnie. Do tej pory mogli wydawać się zbędni ale teraz jak była groźba, że coś może zacząć się dziać ich widok mógł dodawać otuchy. Kapitan Koenig chyba chciała właśnie to zrobić aby zmniejszyć niepokój Izabeli. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco. Bretonka odpowiedziała jej tym samym i nieco machinalnie zaczęła skubać grot wyjętej strzały. Na razie zostało im czekać na rozwój wypadków. Majo zaś zanim odeszła wydawała się być zadowolona z tego, że Bertrand okazał zrozumienie dla ich postępowania. Skinęła mu swoją czarną głową na znak aprobaty i podziękowania. Vivian wydawała się chyba jedyną jaką potrafiła zachować spokój graniczący z nonszalancją. Usiadła sobie swobodnie na kamiennym, omszałym bloku i przeglądała swój notatnik jakby chciała sprawdzić jak jej wyszły ostatnie rysunki z ocalałych płaskorzeźb. Koenig i jej gwardziści też zachowywali spokój ale Bertrand potrafił rozpoznać ten charakterystyczny spokój weteranów tuż przed początkiem bitwy. Gdzieś pod tym wierzchnim spokojem w spojrzeniach jakie kierowali w głąb ruin, w przyciszonych rozmowach, w oglądaniu swojej broni dało się rozpoznać napięcie. Izabela zachowywała się natomiast nerwowo jak większość świeżaków przez bitwą. Chyba tylko świadomość własnego nazwiska i spokój pozostałych powstrzymywały ją przed nerwowym oczekiwaniem na to co się stanie. Emilio z kolegą rozglądali się dookoła wypatrując tej strzały jaką miały wypuścić Amazonki w razie kłopotów albo krzyków które by znamionowały ich odkrycie albo i początek walki. Tylko imperialna szlachcianka zdawała się zachowywać jakby była na pikniku w miejskim parku. Siedziała sobie na kamieniu i przeglądała swój notatnik. Miała co prawda rapier u pasa, z całkiem bogatą i zdobioną rękojeścią ale zdawała się nie zwracać na niego uwagi i chyba raczej traktowała go jako symbol swojego statusu niż coś czego miałaby używać. - To zależy drogi Bertrandzie co uznać za “coś cennego”. - odparła mu z uśmiechem podnosząc na niego głowę. Po czym postukała piórkiem w swój notes. Widział tam jak przerysowała, całkiem udanie, część z płaskorzeźb jakie wcześniej z takim zapałem oglądała. - Ja na pewno wyniosę z tego “coś cennego”. - odparła jakby bawił ją ten dobór słów. - A co do ciebie i innych to zależy czego szukasz. I kto tu jeszcze jest. Albo co. - w pewnym sensie przyznała się do swojej niewiedzy co do tego czego można się tu spodziewać. - Myślę, że to miejsce daje wiele możliwości. Jak to mówią Amazonki, jest przeklęte. Ale daje wiele możliwości. Musiałabym je jednak zbadać. Wydaje mi się, że tu musiało się stać coś wielkiego. Jakaś strasznie potężna magia. Wieki i milenia temu. Ale wciąż wypacza to miejsce. I w takie noc jaka będzie jutro może owocować właśnie niecodziennymi zjawiskami przed jakimi ostrzegają Amazonki. Widzę, że nie jesteście obojętni królowej skoro was ostrzegła. - mówiła wznawiając kreślenie rysunków w swoim notesie. Jakby prowadziła towarzyską dyskusję jaką zwykle prowadziły na salonach dobrze urodzeni damy i kawalerowie. Na koniec się uśmiechnęła rozbawiona jakby gest królowej Aldery też ją bawił a może nawet trochę zaskoczył gdy przez dwie swoje wysłanniczki przysłała kapitanowi i reszcie ostrzeżenie. - Ale nie spodziewałam się żadnych intruzów. - postukała drugim końcem piórka w kartki notesu i popatrzyła zamyślonym wzrokiem gdzieś tam gdzie zniknęła czwórka zwiadowców. I gdzie miało być to ognisko jakie dostrzegła Kara. - Tak, Amazonki mają rację. To może w Hexennacht stwarzać realne zagrożenie chociaż nieznanej mi jeszcze natury. Prawdopodobnie w tym miejscu bariera między wymiarami jest słabsza na co dzień a w taką noc jeszcze słabsza. Co może skutkować wieloma anomaliami. Niestety nieznanej mi jeszcze natury. Dlatego chciałabym tu zostać aby to zbadać. Zostało jednak mało czasu do tej przeklętej nocy i nie wiem czy uda mi się rozwikłać tą zagadkę na czas. A jeszcze ktoś obcy się tu kręci. - mówiła cicho i spokojnie z zamyślonym spojrzeniem skierowanym gdzieś w głąb dżungli i ruin. Jednak sprawę zdawała się traktować poważnie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
24-01-2022, 22:07 | #239 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Carsten spojrzał na Koenig i wydawało się, że ma na języku ciętą odpowiedź, lecz wyraźnie jej poniechał, skupiając się na tym, co rzekła na wskroś tajemnicza milady. Jej przeczucia, a może coś więcej wskazywały na nietypowe zdolności. Dlaczego kryła się z nimi, pozostawiając tak wiele w sferze niedomówień? Wrodzona ostrożność, czy inny powód? Nie wyglądała na przestraszoną, raczej stale towarzyszył jej grymas pewnej ciekawości i nie zawsze umiejętnie tajonej ekscytacji. Co jeszcze objawi im ta tajemnicza persona i co ważne: kiedy? Zmysły Sylvańczyka były wyczulone na pewne zachowania i postawy. Nieufność wiele razy pozwoliła mu uniknąć kłopotów. Co jak co, ale ten cień wątpliwości był obecny kiedy tylko Schwartz pojawiała się w pobliżu. Przypadek? Doświadczenie ochroniarza pozwalało mu sądzić inaczej… Ostatnio edytowane przez Deszatie : 24-01-2022 o 23:34. |
27-01-2022, 22:32 | #240 |
Reputacja: 1 | Bertrand czuł się rozdarty pomiędzy przygotowywaniem do walki a chęcią wydobycia przydatnych informacji z Vivian. |