Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2021, 03:23   #231
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Bretończyk okazał się tym, który śmiał przerwać oddającej lekturze w cieniu Vivian, podchodząc do niej.

- Cieszę się Madam, że wróciłaś cało z wyprawy. Czy piramida okazało się taka, jak się jej spodziewałaś?

- Niestety tak. Jest tak zawalona tymi jaszczurami jak to zapowiadały Amazonki. - szlachcianka odłożyła to co czytała na kolana po czym niosła głowę aby spojrzeć na Bretończyka. Posłała mu skromny uśmiech jakby mówiła o kiepskiej pogodzie podczas wycieczki. Nic na co by można mieć osobisty wpływ.

- A z tego co słyszałam sprawiłeś się dzielnie z tymi terradonami. Gratuluję. Zawsze to jakoś osłabia siły tej gadziej rasy. - odwzajemniła się pytaniem o wyprawę w jakiej dla odmiany nie brała udziału więc była zdana na wczorajsze relacje podobnie jak on na relacje z wyprawy do piramidy.

- Tak, będą mieli mniej tych bestii do walki z nami - uśmiechnął się Bertrand.
- Ponadto, nie za bardzo chce o tym rozpowiadać dookoła, ale zdobyłem parę jaj tych terranodonów. Czy takie tematy również ciebie interesują?

- Jestem zainteresowana tutejszą krainą, jaszczurami również. Nie do końca jestem pewna ale wydaje mi się, że takie jaja nadają się do jedzenia. Na pewno na świeżo po paru dniach to nie jestem pewna. Na surowo odradzam. Ale po ugotowaniu może nic się nie stanie jak się je zje. Dla pewności sugeruję zapytać którejś z Amazonek. Albo Togo. To też tubylec to pewnie lepiej się orientuje. - odpowiedziała bez wahania i tonem dobrej rady jakby nie chciała aby rozmówca się pochorował po spożyciu nieświeżych gadzich jaj.

- Do jedzenia? - Bertrand zmarszczył brwi, jakby takie najprostsze zastosowanie nie przyszło mu do głowy.
- Wydaje mi się, że by to było marnotrawstwo, takie jaja mogą być niezwykle cenne jak wrócimy co cywilizacji, zastanawiałem się bardziej nad tym jak je zakonserwować. Może faktycznie spytam się Togo.
- A co myślisz o zbliżającej się bitwie? Myślę, że ze wsparciem Amazonek mamy duże szanse wygrać… pytanie co mamy nadzieję odnaleźć w piramidzie, prawda? - ściszył nieco głos.

- Oczywiście, zrobisz z tymi jajami co zechcesz. Ale aż tak bardzo nie różnią się od kurzych w przechowywaniu. Chyba wiesz co się dzieje z kurzymi po kilku dniach w takim gorącu? Są do wyrzucenia. - kobieta pokiwała swoją czarno - czerwoną głową na znak, że w pełni się zgadza z decyzją Bretończyka z tymi zdobycznymi gadzimy jajami bez względu na to jaka ona będzie.

- A bitwa o piramidę no cóż, to sprawa generałów i żołnierzy. Ja jestem tylko zwykłą, ciekawską nowego świata uczoną. - wzruszyła ramionami okrytymi rękawami sukni dając znać, że nie czuję się władna do dyskutowania o detalach nadchodzącej bitwy.

- A czegóż to spodziewasz się znaleźć wewnątrz piramidy bom ciekawa? - zapytała zadzierając głowę do góry i popatrzyła na rozmówcę z żywym zainteresowaniem.

- Może klucz do sekretów, o których rozmawialiśmy we wiosce Amazonek? - Bertrand odwzajemnił spojrzenie.

- A potrafiłbyś rozpoznać taki klucz? Nawet gdybyś na niego patrzył? Czego byś szukał drogi Bertrandzie gdyby nawet trafiła się okazja poszperać po piramidzie bez wścibskich Amazonek na karku? - szlachcianka z Imperium wydawała się być zaintrygowana zaproponowanym wątkiem.

- Dobre pytanie… - Bertrand podrapał się po bródce w zamyśleniu.

- Pewnie szukałbym przedmiotów wyglądających na starożytne, jakiś pergaminów, tablic z zapiskami…. - ale to ty jesteś uczoną, nie ja. Tak czy inaczej, nie podzieliłem się tym co mi wtedy powiedziałaś z nikim innym z tej ekspedycji, tak jak obiecałem… - uśmiechnął się lekko.

- Dobrze. Z tymi sekretami i tajemnicami niestety tak to już bywa, że jak zbyt wiele osób się o nich dowie to znacznie tracą na wartości. A nasze gospodynie są mocno wyczulone na tym punkcie więc chociaż wierzę w ich szczere zamiary i chęci pomocy waszej wyprawie to nie sądzę aby na tym polu o jakim rozmawiamy życzyłyby sobie aby ktoś wściubiał nosa w ich sekretne sprawy. - powiedziała z łagodnym uśmiechem odwzajemniając skinienie głową.

- Obawiam się jednak, że bez specjalistycznej wiedzy, bez znajomości ich języka, glifów trudno będzie komuś zza oceanu rozpoznać na co właściwie patrzy. Nawet jeśli by oddać komuś takiemu całą piramidę do dyspozycji. - przyznała niejako zgadzając się, że obca kultura czy to Jaszczuroludzi czy nawet Amazonek jest dla przybyszy zza oceanu zbyt egzotyczna aby zdołali poznać tajniki ich wiedzy pochodzącej od pradawnej rasy jakiej już nie było na tym świecie.

- Ale tu bym widziała twoją rolę Bertrandzie. Zorganizowanie “zgubienia się” lub czegoś w tym styku. Abym mogła sobie obejrzeć w tej piramidzie to i owo. Niestety bez czułej opieki naszych gospodyń bo one nigdy się na to nie zgodzą. A to jest możliwe albo w trakcie bitwy, albo tuż przed lub po jak wszyscy będą zajęci czym innym. - przyznała szlachcianka patrząc na stojącego przed nią Bretończyka.

- Tak, w chaosie bitwy jest to możliwe, ale też przede wszystkim musimy ją wygrać, i to jest naszym głównym celem. No i to “zgubienie” się w piramidzie, może okazać się niebezpieczne. Co zrobisz jak będziesz tam sama i wpadniesz na jaszczuroludzi? - Bertrand oparł się o drzewo, zamyślony. Nie do końca jeszcze miał wyrobioną opinię na temat Vivian i tego, na ile mógł jej zaufać.

- Myślę, że większość jaszczurów będzie zajęta bitwą. A mała grupka mogłaby się przekraść do środka piramidy. Dajmy na to z jakimś ważnym zadaniem od pana kapitana. Kogóż miałby nie wysłać jak nie swoich zaufanych ludzi? No ale ci zaufani ludzie nie bardzo wiedzą czego szukać w trzewiach piramidy gdzie nic nie zostało opisane czy oznaczone w żadnym, ludzkim języku. - powiedziała tonem luźnej pogawędki jak to by mogło dać się zorganizować to “zgubienie się” podczas bitwy.

- Ciekawy pomysł, będę go mieć na uwadze gdy będziemy planować atak na piramidę. A co do Kapitana de Rivery, na ile miałaś okazję go poznać? - w nosie szlachcica pobrzmiewała nuta rezerwy, wiedział jak niebezpieczna może okazać się gra którą podjęli z Vivian, choć była ona kusząca…

- Przelotnie, wczoraj, podczas narady. Sprawa wrażenie osoby bardzo zorganizowanej. A dlaczego pytasz drogi Bertrandzie? - czarno i czerwonowłosa szlachcianka uśmiechnęła się oszczędnym uśmiechem słysząc to pytanie. Ale odparła na nie bez większego zastanowienia. Przybyła do obozu po raz pierwszy wczoraj jak wróciła wyprawa Carstena. Więc jej pojawienie się było dla większości oficerów nie małą niespodzianką bo wcześniej nie mieli okazji jej poznać podobnie jak ona ich.

- Myślę, że powinien cię zainteresować w kontekście naszych planów…. pytanie, czy powinniśmy go w nie włączyć… - odparł Bretończyk, który wydawał się nie być do końca przekonany w tej kwestii.

- No nie wiem. Ty go znasz lepiej. Ale chyba niewiele jest osób którym można zaufać na tyle aby im powiedzieć czego szukamy w piramidzie. - szlachcianka rozłożyła dłonie w geście niewiedzy. Jednak zdawała się mieć ograniczone zaufanie do osób jakie była gotowa podzielić się sekretami piramidy.

- Zastanowię się nad tym, ale tak to delikatna sprawa… Kapitan w takiej sytuacji przejąłby kontrolę nad twoim planem - odparł Bertrand.
- W takim razie nie będę już przeszkadzać w lekturze.

- Otóż to. Wolałabym jednak zachować kontrolę nad planem jakiego jestem autorką. - szlachcianka uśmiechnęła się oszczędnym uśmiechem i skinęła głową dając znać, że Bretończyk trafił w sedno. Ale sama nie uważa tego za coś co mogłoby być atutem kapitana w realizacji planu zbadania piramidy.

Bertrand pożegnał się, mając nadzieję, że podjął słuszną decyzję sprzymierzając się z Vivian.




************************************************** ******************************


Szlachcic uśmiechnął się na widok trenującej swój oddział Koenig.

- Może się spróbujemy? Rapier przeciwko dwuręcznemu mieczowi. - Podszedł, kiedy kapitan zrobiła sobie przerwę.

- Stawaj. - kapitan imperialnych gwardzistów nie zastanawiała się długo. Obrzuciła Bertranda spojrzeniem z góry na dół, roześmiała się wesoło, wzruszyła ramionami i wskazała głową na plażę z jakiej przed chwilą zeszła ze swoimi ludźmi. Wróciła na ten ciepły, tropikalny piach a jej ludzie z zainteresowaniem obserwowali to niespodziewane wydarzenie. Parę okolicznych osób też przystanęło jeszcze nie wiedząc na co się zanosi ale wyczuwając, że będzie na co popatrzeć.

- To jak chcesz się bić? Przecież nie będziemy się tu rżnąć do krwi co? - zapytała bo rzeczywiście mieli prawdziwą a nie ćwiczebną broń do tego o całkiem innym przeznaczeniu i gabarytach. Rapier był szybką bronią przeznaczoną do szybkich wypadów na przeciwnika i równie szybkich odskokach po ciosie. Wielki miecz zaś był ciężką bronią do rąbania tarcz i pancerzy, łamania pik i włóczni. Oboje zaś byli bez pancerzy, w samych koszulach a te kompletnie nie chroniły przed zranieniem.

- Myślę, że jako wprawni szermierze postaramy się nie zrobić sobie prawdziwej krzywdy… - Bertrand uśmiechnął się zadziornie. - Możemy założyć zbroje żeby zmniejszyć ryzyko, chyba że masz jakie miecze do ćwiczeń?

- Myślę, że coś się znajdzie. - odparła brunetka wbijając swój wielki miecz w piach. Przez co wyglądał jak jakiś krzyż. Dała znak swoim ludziom i jeden z nich pobiegł gdzieś między namioty. Wrócił jakiś czas później i podał dwójce szermierzy kijaszki zrobione chyba z jakiegoś młodnika. Ale na długość pasowały do standardowego rapiera albo miecza.

- Mario, będziesz liczył punkty. Gramy do 10-ciu. - imperialna oficer zaproponowała zasady i spojrzała na Bretończyka aby sprawdzić czy ten je przyjmuje.

- Pasuje mi - mrugnął Bretończyk, ważąc w ręku drewniane ostrze. Nie mogło się oczywiście równać z prawdziwym rapierem, ale jego musiał zostawić na plugawych jaszczurolodzi.
Po chwili wysunął nogę do przodu, zajmując pozycje szermierczą.

Pojedynek zaczął się zaraz potem. Co chwila któryś z oponentów napierał ze swoją drewnianą bronią na przeciwnika zmuszając go do gwałtownego cofania się tylko po to aby zaraz potem role się odwracały i napastnik był zmuszony do głębokiej defensywy. Pojedynek był więc bardzo widowiskowy a poziom dwójki szermierzy bardzo wyrównany. Co chwila Bretończyk trafiał imperialną oficer albo ona jego. Trafienia owocowały chwilowym ukłuciem bólu i pewnie siniakiem który pojawi się przed zmierzchem ale skoro nie używali prawdziwej broni to na tym robienie bliźniemu szkody się kończyło. Kapitan Koenig okazała się dla Bertranda wymagającym przeciwnikiem. Chociaż jednak to właśnie jemu udało się jako pierwszemu zgromadzić ten graniczny, dziesiąty punkt podczas gdy ona miała ich siedem. Każdy punkt zdobyty przez którąkolwiek ze stron był nagradzany okrzykami zachęty i oklaskami. No ale na koniec to pani kapitan, chociaż nie była żadną szlachcianką to jednak zachowała się jak na oficera i rycerza przystało pierwsza składając swojemu oponentowi gratulacje ze zwycięstwa.


- Ale na wielkie miecze to byś mnie nie pokonał. - powiedziała uśmiechając się łobuzersko i wskazując na swój miecz jaki zostawiła pod opieką swoich ludzi. Mogła mieć rację bo aby machać taką sztabą żelaza to jednak trzeba było przejść specjalny trening, a Bretończyk go nie przeszedł.

- Może i tak…. od takiego wielkiego ostrza to miałbym trochę więcej niż małego siniaka. Musiałbym pierwszy trafić cię rapierem, żeby mieć szansę w takim prawdziwym starciu. - powiedział, gładząc klingę należącego do Kapitan dwuraka.
- Jak ci się na razie podoba na naszej ekspedycji? Widzę, że przygotowujesz się ze swoimi ludźmi do walki z jaszczuroludźmi - zagadnął po chwili, wcześniej podając przeciwniczce bukłak z wodą. Oboje mocno się zmęczyli, choć był zadowolony ze zwycięstwa.

- I przebić się przez pancerz. - przypomniała mu o tym ważnym detalu, że teraz trenowali bez pancerzy. A ona, podobnie jak jej gwardziści, używali wysokiej jakości, nowoczesnych, płytowych napierśników jakie były trudne do sforsowania dla zwykłej broni. W przeciwieństwie do wielkich mieczy które lepiej sobie radziły z przebijaniem się przez taką osłonę od jednoręcznej broni. Jej pancerz więc przynajmniej w teorii powinien być trudniejszy sforsowania dla bretońskiego rapiera niż jego pancerz dla jej imperialnego wielkiego miecza. Nie miała chyba nastroju do utarczek słownych i wykłócania się o te detale które w samym treningu nie były zbyt istotne. Upiła z bukłaka rozcieńczone wino jakie działało przyjemnie orzeźwiająco w ten pogodny dzień.

- A tak, trenowaliśmy trochę aby nie zgnuśnieć. Na razie jest całkiem dobrze. Kapitan płaci żołd regularnie, spyża może być, namioty nie toną w bagnie, mało kogo coś zeżarło w tej cholernej dżunglii. No te robactwo i błoto jest irytujące bo jest wszędzie. No ale ogólnie może być. Liczę na to, że te obietnice gór złotych co na nas czekają w piramidzie też okażą się podobnie prawdziwe. No a jak u Ciebie Bretończyku? Widzę, że awansowałeś do przybocznych kapitana. Jak tobie się uśmiecha finał tej wyprawy? - kapitan imperialnych gwardzistów zwracała uwagę raczej na prozę codziennego życia jej i jej żołnierzy. A ta chyba nie wydawała jej się jakoś straszna skoro warunki bytowe okazały się nie takie straszne jak po obozowaniu w trzewiach dżungli można by się spodziewać. Sama jednak też była ciekawa opinii bretońskiego kawalera na ten sam temat o jaki on pytał.

- Ta wyprawa jest wyzwaniem, ale też i przygodą - uśmiechnął się Bertrand, również sięgając po wino.
- Krainy które widzimy, ich mieszkańcy, flora - to wszystko było na pewno warte zobaczenia na własne oczy.
- Ale oczywiście też liczę, że wrócimy ze złotem. W tym celu musimy odbić piramidę z łap jaszczuroludzi. Zastanawiam się nad najlepszą taktyką - może jakaś dywersja, żeby wywabić główne siły z piramidy?

- Takie finezje to nie dla mnie. Ja prowadzę ciężkie argumenty. Chociaż doceniam wojenny fortel. Lepiej bić się z mniejszą ilością przeciwników niż większą. - odparła brunetka z prostotą i wzruszyła przy tym ramionami.

- Nadal nie wiem czego się spodziewać po tych jaszczurach. Nie biłam się z nimi. Ani nikt z moich ludzi. A i większość z naszego obozu ma zapewne podobnie. Więc trudno ocenić co te jaszczury potrafią. Wam udało się zaskoczyć te latające straszydła na ziemi, Carstenowi podejść pod samą piramidę no ale jak to będzie w bitwie z nimi to nie wiadomo. - przyznała, że chociaż dowiedzieli się czegoś o przeciwniku to nadal dla ludzi zza oceanu, nawet elfów, gadzia rasa pozostawała trudna do oszacowania.

- No tak, nie wiemy o nich zbyt wiele, ale z drugiej strony to oznacza że oni podobnie mało wiedzą o nas, prawda? Najważniejsze, że już wiemy że można te potwory zaskoczyć i pokonać. No i mamy po naszej stronie Amazonki, które znają teren. Jeśli bogowie nas nie opuszczą, to nie wątpię, że czeka nas zwycięstwo - skwitował Bretończyk.

- No nie wiem. - Koenig oparła ramiona na swoim mieczu i wyraźnie się wahała. - My nie jesteśmy pierwszą wyprawą zza oceanu jaka tutaj przybyła. Nawet Amazonki tak mówiły. To one, jaszczury, nawet te konusy jak Togo, mogli mieć z nam podobnymi już do czynienia. A my jesteśmy tu pierwszy raz. Przydałoby się jakoś spróbować z którymś z tych jaszczurów. Ale na razie spotykamy same te małe. Jak ci od tych latających gargulców albo ci co się zasadzili na Estalijczyków. Swoją drogą słyszałeś o tych elfach? Ktoś im fachowo grdyki poderżnął. Nawet nie wiadomo czy to ci od Ektheliona czy jacyś inni. - imperialna oficer stała na ciepłym piasku boso, w samych spodniach i koszuli więc wyglądała bardziej jak zwykła, wiejska dziewczyna niż oficer elitarnego oddziału. Jedynie ten wielki miecz na jakim tak swobodnie się opierała i kolorowy beret zdradzał, że chyba jednak nie jest zwykłą chłopką.

- A tak elfy, słyszałem, ale przyznam że byłem zajęty innymi kwestiami - Bertrand zmarszczył brwi
- Zrozumiałem że wyjaśnieniem tej kwestii zajmowała się baronessa Iolanda, ale to niepokojące…. może elfy z grupy Amrisa coś mogłyby pomóc, przynajmniej rozpoznać zabitych?

- Może. Ale to było już dobre parę dni temu. Do tej pory to już pewnie zeżarło ich robactwo i trupojady. - kapitan wzruszyła w zamyśleniu ramionami. Ani nie negowała takiej wersji ani jej nie przyklasnęła. - Zresztą tam gdzieś się kręcą te małe gadziny co ich napadły jak do nas wracali. - przypomniała, że to już się działo na ziemi niczyjej pomiędzy piramidą a obozem ekspedycji.

- Byłam w tej jaskini przed którą koczowali wtedy ci estalijscy państwo. Tam jest tylko wejście. A w głębi to są nie wiadomo jakie korytarze. Jedna odnoga prowadzi na drugą stronę rzeki. Można tam przejść suchą nogą. Tylko pod ziemią. A inny tunel wiedzie jakby wzdłuż rzeki. - pokazała na piaszczysty brzeg przy jakim stali. I machnęła dłonią, że gdzieś tam po drugiej stronie jest wylot tunelu jaki odkryto po nieszczęsnym porwaniu górskich zwiadowców. A potem w górę nurtu gdzie miała biec kolejna odnoga tunelu.

- W takim razie może warto pójść dalej śladem tych tuneli? Udało się tam znaleźć jakieś ślady ludzi albo jaszczuroludzi? Czy któryś tych tuneli prowadzi w stronę piramidy - Zainteresował się Bertrand.

- Ja to nie znam się na tropieniu i mam słabą orientację podziemną. Ale słyszałam rozmowę, że ten trzeci tunel biegnie mniej więcej pod albo w górę rzeki. A gdzieś tam ma być ta piramida. Oczywiście nie wiadomo czy ten tunel nie kończy się wcześniej albo czy gdzieś nie skręca. - odparła kapitan dając znać, że kiepski z niej zwiadowca, zwłaszcza pod ziemią gdzie trudno o standardowe punkty orientacyjne dostępne na powierzchni. Ale same tunele wydawały jej się interesujące na tyle aby przyjrzeć im się dokładniej.

- To ważna informacja…. w takim razie nie powinniśmy zostawiać tego tunelu niezbadanego. Wróg może go wykorzystać przeciwko nam, a i może my moglibyśmy użyć go przeciwko niemu? Wysłać część sił tunelem i zaskoczyć jaszczurolodzi? Podniosę tę kwestię z Kapitanem - ożywił się szlachcic.


*****************************************

Później udał się wypytać Togo o kwestię przechowywania jaj latających gadów, ale ten nie miał lepszego pomysłu niż oddanie ich jakimś kurom do wysiadywania. Miał zamiar zapytać się jeszcze o poradę kawalera de Arrarte, który może jako medyk również znał się na takich sprawach. No, ale jeśli jaja się zepsuły to nie było co nadmiernie nad tym rozpaczać, w piramidzie czekały przecież inne łupy.

Następnie planował porozmawiać z De Riverą na temat dalszych planów. Pomysł z dywersją części ich sił, który pozwoli na wywabienie jaszczuroludzi z piramidy, wydawał mu się warty przemyślenia. No i uważał, że trzeba wysłać oddział w celu zbadania tych tajemniczych tuneli, rzekomo idących w kierunku piramidy.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 06-01-2022, 23:12   #232
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 44 - 2525.XII.32 abt; przedpołudnie

Czas: 2525.XII.32 abt; przedpołudnie
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji w dżungli
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, d.si.wiatr, ciepło



Wszyscy



Kolejny dzień w obozie nad nieznaną staroświatowcom rzeką wstał ciepły chociaż pochmurny. W nocy musiało jednak padać bo od rana zalegały w błocie świeże kałuże i strumyki. Zaś już kolejny dzień słychać było pracę siekier i pił. Co nie było dziwne bo odkąd okazało się, że zostaną tutaj na dłużej niż jedną noc zaczęto wznosić zasieki z ostrych krzewów albo i ściętych bali jakie dawały chociaż namiastkę umocnionego obozu i zwiększały poczucie bezpieczeństwa symbolicznie chociaż odgradzając ten okruch cywilizacji nie z tego świata od tego obcego interioru. Dzisiaj jednak ciosano wyjątkowo grube bele. Jakie już było widać, że siekierami i dłutami próbowano nadać kształt posągów. Wyglądały jeszcze dość prymitywnie bo w końcu raczej zawodowych rzeźbiarzy w wyprawie pewnie nie było. Ale mimo to ci improwizowani cieśle wkładali wiele serca i potu aby nadać opornemu drewnu pożądany kształt.

Jedna z figur miała z przodu coś dużego i płaskiego co przypominało już tarczę. Hełm na głowie i włócznia oparta o nogę wskazywały, że przedstawiała Myrmidię. Jedną z najpopularniejszych bogiń na południowych krańcach Starego Kontynentu. A w końcu w wyprawie uczestniczyło wielu Estalijczyków oraz spora ilość Tileańczyków. Druga z figur przedstawiała masywnego mężczyznę. Atrybut trójzęba zdradzał, że to Manann, potężny i kapryśny pan wszechoceanu. Co też było zrozumiałe bo każdy tutaj musiał chociaż raz zdać się na jego łaskę przepływając ocean ze Starego Świata a część była zawodowymi żelgarzami dla jakich to było główne bóstwo. Do tego ten bóg był niejako wspólny dla ludzi morza bez względu na to skąd pochodzili. Trzeci z przygotowywanych posągów przedstawiał mężczyznę o chudej twarzy. Kruk na ramieniu przypominał jeszcze siedzącą kupę nie wiadomo czego mniej więcej dopiero miał ptasie kształty. Ale dzięki temu dało się poznać, że to Morr, pan snu i śmierci. A w końcu ta straszna noc, łącząca czas i przestrzeń, była poświęcona właśnie niemu.

To była właśnie bolączka ich ekspedycji jaka do tej pory była dość utajona ale obecnie uderzyła z całą mocą. Nie mieli kapłanów. A zwłaszcza nie mieli żadnego kapłana Morra. Poniekąd pewnie dlatego strugano te posągi aby sobie zapewnić przychylność opiekuńczych bóstw. Zbliżała się straszna Hexennacht, noc duchów i upiorów, noc gdy zmarli potrafili sami się wygrzebywać z nawet poświęconej ziemi. A tutaj, w tej krainie zapomnianej przez cywilizowanych bogów, opanowanej przez dzikie Amazonki, Pigmejów i jeszcze bardziej obcą, gadzią rasę trudno było liczyć na poświęconą ziemię. To sprawiało, że z każdym dniem atmosfera w obozie robiła się bardziej nerwowa. Ludzie warczeli na siebie z byle powodu. Albo próbowali postem i modlitwą zdobyć sobie łaskę swoich patronów. Strach wydawał się wyciekać z ich porów razem z potem. Sytuacja była na tyle poważna, że dziś rano kapitan zwołał naradę dowódców aby omówić sytuację kiepskich nastrojów i słabnącego morale.

W namiocie narad dyskutowano właśnie nad tym wszystkim. Nad nerwową atmosferą jaką czyniła zbliżająca się Hexennacht, nad tym jak się po nowym roku zabrać za tą piramidę, nad badaniem owych tuneli odkrytych dzięki niefortunnemu porwaniu górskich zwiadowców przez obcych konkwiskadorów no i paru innych rzeczach. Gdy kurier wszedł do namiotu oznajmiając, że przybyło poselstwo od królowej Aldery. Co nieco zaskoczyło wszystkich bo ich chyba nikt się tu nie spodziewał. Jednak kapitan de Rivera nie zwłóczył i dał znak aby je wprowadzono. Chwilę trwały ciche rozmowy i spojrzenia gdy wszyscy zastanawiali się co może tu sprowadzać te dzikie wojowniczki. Po tej chwili miało się okazać jak do środka weszły Majo i Kara. I szybko okazało się, że nie jest to wizyta towarzyska.

- Witaj dzielny kapitanie i wy jego mężni oficerowie. Królowa Aldera pozdrawia was. Ale śle też ostrzeżenie. - oczywiście w mieniu Amazonek mówiła jej ciemnowłosa i ciemnoskóra tłumaczka. Jednak pozdrowienie od jej królowej, chociaż uprzejme to w połączeniu z ostrzeżeniem wzbudziło zaniepokojone spojrzenia.

- Proszę, spocznijcie. - estalijski kapitan wskazał na miejsce przy swoim stole aby ugościć wysłanniczki królowej i wysłuchać co mają do powiedzenia. Obie barwne, ozdobione w jeszcze barwniejsze skóry i pióra wojowniczki spoczęły na wskazanym miejscu i Majo powiedziała z czym ją wysyłała królowa.

Zbliżała się Hexennacht. Co prawda Amazonki nazywały ją inaczej ale chodziło właśnie o tą wyjątkową w roku noc gdy granica między wymiarami i światami jest najcieńsza. Gdy budzą się różne moce które na co dzień pozostają uśpione. I chyba nikt w namiocie nie ucieszył się jak powiedziała, że w pobliżu miejsca gdzie założyli swój obóz jest jedno z takich feralnych miejsc. Tam gdzie jest kłębowisko plugawych mocy od pradawnych czasów. I gdzie swego czasu Amazonki stoczyły bitwę z najeźdźcami zza oceanu zabijając wielu z nich. To było trochę w górę rzeki, przy niewielkiej wyspie na jakiej wznosiły się niewielkie ruiny. Majo przekazała radę od królowej, że ich sojusznicy mogą się spodziewać w tą straszną noc kłopotów z tej strony. Była gotowa robić za przewodniczkę gdyby zaoceaniczne nacje chciały tam kogoś wysłać. I teraz trzeba było jeszcze się zastanowić jak potraktować to ostrzeżenie i na pomysły od swoich doradców czekał kapitan. Jeszcze było dwa całe dni do tej granicznej nocy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-01-2022, 15:54   #233
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
post wspólny

Uczestniczący w naradzie Bertrand z uwagą słuchał słów posłanek królowej Amazonek, a kiedy powiedziały im o zagrożeniu, zmarszczył brwi. Nigdy nie był przesadnie religijny i przesądny, a raczej skupiony na sprawach doczesnych. Ale informacje o nieumarłych docierały do niego jeszcze w Porcie Wyrzutków, więc nie mógł tego tak po prostu zignorować…

- Musimy w takim razie zachować ostrożność, ale też nie powinniśmy pozwalać by kierował nami lęk - skomentował ostrzeżenie - walczyliśmy już tutaj z różnymi potworami i nie spotkaliśmy niczego czego by nie zmogły stal i męstwo.

- Nie wiem czy jest rozważnie kierować siły w stronę tamtej nekropolii i narażać nas na dodatkowe straty, skoro potrzebujemy być w pełni sił do bitwy z jaszczuroludźmi. Ja bym wolał zbadać te podziemne tunele, które mogą prowadzić do piramidy będącej naszym celem. Możemy też zawsze przenieść obóz dalej od tego przeklętego miejsca i wystawić większe straże. Vivian, Amrisie - czy jako uczeni macie jakieś sugestie w tej kwestii? - spojrzał na tę dwójkę, co do której miał wrażenie że mają pojęcie o tak mrocznych sprawach jak nieumarli.

- Odradzam przenosiny jeśli to nie jest coś zagrażającego na skalę całego obozu. W końcu nas jest tu ze trzy setki zbrojnych. Plus obsługa. To by zajęło mnóstwo sił i czasu a tu już mamy niczego sobie obóz. Zresztą dokąd mielibyśmy się przenieść? Jak w górę rzeki są te ruiny, co one mówią, to zostaje tylko w dół. Bo oddalać się od rzeki nie ma sensu. A w dole rzeki jest rozlewisko i tam nie ma gdzie się rozbić. Musielibyśmy wrócić po faszynowej drodze do tego wodospadu a to nas cofnie w okolice wioski Norsmenów. - pułkownik de Guerra odezwał się pierwszy na słowa bretońskiego kawalera. Jako zawodowy, wojskowy oficer wyższej rangi patrzył na sytuację pod kątem logistyki dla ich małej armii jaką tu mieli. Popatrzył jeszcze pytająco na wysłanniczki bo trochę trudno było ocenić skalę zagrożenia o jakim mówiły. Ale jak to byłoby kilku nieumarłych wygrzebanych tam gdzie padły to mimo wszystko nie powinny stanowić zagrożenia dla kilku setek zbrojnych jakie tu mieli. I to za improwizowanym ogrodzeniem z krzaków, kamieni i pni.

- Trudno powiedzieć. Co rok jest inaczej. Zwykle nas to nie bardzo obchodzi bo my mieszkamy dalej i do nas już nie dochodzą. Ale wy jesteście bliżej. Do was mogą dojść. - Majo przyznała, że Amazonki stosują widocznie taktykę podobną do staroświatowców na tą przeklętą noc czyli zamykają się u siebie. Ale z racji większej odległości od przeklętych były też bezpieczniejsze bo chroniła je odległość dzikiej dżungli.

- Ja myślę, że sugestia kawalera de Truville jest rozsądna. Chociaż przyznam, że mnie jako uczoną interesują takie tajemnicze miejsca. Czy można by rzucić na nie okiem? - czarnowłosa szlachcianka odezwała się dostojnie i spokojnie popierając pomysł Bertranda. Chociaż sama wydawała się zainteresowana takim tajemniczym miejscem.

- No jak ktoś chce to możemy tam zaprowadzić. Ale na samą Hexennacht to byśmy wolały tam nie zostawać. - ciemnoskóra wysłanniczka królowej przyznała z pewną ostrożnością, że może być przewodniczką w wyprawie do tych ruin chociaż było widac, że pozostawanie tam w ową przeklętą noc to jej się nie uśmiecha.

- A co z tymi jaskiniami i tunelami? Ktoś ma ochotę się nimi zająć? Gdyby prowadziły gdzieś w pobliże piramidy to by było coś. - kapitan do tej pory raczej słuchał opinii swoich doradców i gości niewiele się odzywał. Ale jak już padły jakieś propozycje to do nich zagaił.

- Jeśli nawet by tam prowadziły to stąd do piramidy jest jeszcze dwa, trzy dni pieszo. Konno z połowę tego. Więc pewnie podobnie by było pod ziemią nawet gdyby prowadziły w miarę prosto i do piramidy. - odezwał się Alvarez jaki z przybyszy zza oceanu pewnie najlepiej się orientował w topografii okolicy. Co by było w tych jaskiniach trudno było zgadnąć bo zostały zbadane w dość niewielkim stopniu. Ale uwaga kuternogi była słuszna, czy nad czy pod ziemią odległość do piramidy była podobna. Czyli trzeba było ją liczyć na kilka dni nawet jeśli faktycznie dałoby się dotrzeć pod ziemią gdzieś do piramidy.

Carsten przysłuchiwał się uważnie toczonym rozmowom. Nieumarli, niezbadane tunele, Hexennacht... to ostatnie słowo wywoływało grozę podobną do imperialnych wspomnień. Ochroniarz mieszkał w prowincji graniczącej z Sylvanią, a urodził się na przeklętej ziemi… Dorastał w cieniu rozciągającym się nad tą krainą. Wszystko, co posiadał i na co pracował całe życie zostało mu boleśnie wydarte pewnej piekielnej nocy… Patron, rodzina, pozycja, którą piastował… I tu w dżungli tysiące mil przestworu fal otoczyświata od miejsca narodzin, mimo panującego ciepła, znowu poczuł lodowaty powiew, przenikający ciało i serce. Poznaczona bliznami twarz zmarszczyła mu się brzydko i posępnie, co mogło nie umknąć innym obecnym na naradzie. Rzekł głosem, w który dźwięczał rozsądek i przezorność.

- Winniśmy solidnie przygotować się na mroczne niespodzianki, bo tak jak nawiedzone bagna, pobliskie uroczysko to nie wymysł, a prawdziwe zagrożenie. Doceńmy te przestrogi od dzielnych wojowniczek i skupmy się na przygotowaniu obozu. Moim zdaniem inne sprawy mogą zaczekać, ponadto ludzie są zmęczeni, ze słabnącym morale oraz nieco przesądni. Jeśli to zaniedbamy pokłosia dla wyprawy mogą być niezwykle poważne. Kapitanie! – zwrócił się bezpośrednio do Rivery. - Nie dajmy powodu, by podwładni zwątpili w siłę oręża i wspólnoty. Zapewnijmy żołnierzom więź z bóstwami z ich ojczystych krain, wlejmy otuchę, siłę i nadzieję. Wtedy nawet w obliczu zagrożenia, uporamy się z nim ramię w ramię i przepędzimy każdy koszmar nocy.

Bertrand z zainteresowaniem popatrzył na zazwyczaj małomównego Carstena, który nagle się ożywił. No tak, on przecież był z Sylvanii, krainy nawiedzanej przez nieumarłych, więc pewnie znał to zagrożenie…..

- Dobrze powiedziane, Carstenie! W takim razie rzeczywiście zamiast przenosić obozowisko i się cofać, skupmy się na jego ufortyfikowaniu i obronie! Jeśli się dobrze przygotujemy, otoczymy palisadą i wystawimy warty, to chyba nic nie powinno nas zaskoczyć - stwierdził, przekonany argumentami de Guerry o braku sensowności przenoszenia ich obozu. Następnie przeniósł spojrzenie na Vivian.

- Pani, czyli chciałabyś zbadać tę nekropolię w momencie kiedy to miejsce jeszcze szczególnie niebezpieczne? Nie wydaje to się być rozsądne… chyba, że uważasz, że dzięki temu będziemy mogli poradzić coś na to zagrożenie? - spytał, zastanawiając się czy tą uczoną szlachcianką kieruje coś więcej niż zwykła ciekawość.

- A co do jaskiń, to jeśli te tunele prowadzą do piramidy, to czy nie można byłoby wysłać nimi część sił by zaskoczyć jaszczuroludzi atakiem z dwóch stron? Ale pewnie wcześniej należałoby wysłać zwiadowców.

- Obawiam się drogi Bertrandzie, że później może nie być czasu i okazji. Sam widzisz, że się szykują poważne zmagania o tą piramidę. A coś czuję, że i mnie one nie ominą a obawiam się, że będzie to nieco zajmujące. Zmagania wojenne zaś mają to do siebie, że często wielkie obszary ulegają bezpowrotnemu zniszczeniu a dzieła sztuki i pamiątki historyczne wydają się bardzo podatne na ogień, rabunek czy celowe niszczenie. - szlachcianka odpowiedziała pierwsza na pytanie Bretończyka i wydawała się być zaniepokojona tym, że po nowym roku może już jej się nie trafić okazja do zbadania tych ruin o jakich mówiły Amazonki.

- Czyli radzicie zamknąć się w obozie i przeczekać. - kapitan na razie darował sobie dyskusję o tych ruinach i wrócił do spraw kluczowych dla całej ekspedycji czyli jak się zachować w tą straszną noc jaka z każdym dzwonem zbliżała się nieuchronnie. Popatrzył pytająco na pułkownika de Guerrę który pod względem autorytetu i doświadczenia w wojnach lądowych był chyba jednym z najbardziej doświadczonych oficerów jakimi dysponowali.

- Już wiele zostało zrobione kapitanie. Mamy już coś w rodzaju płotu. Może nie jest tak mocny jak porządna palisada no ale jest. Przedpole zostało oczyszczone z krzaków. Bo drzew to nie da się tak łatwo wyciąć. Wielkie są. Ale dół został oczyszczony. No i tradycja. Tradycyjnie wszyscy chyba się zamykają w domach na tą noc. - starszy wiekiem pułkownik odparł stonowanym słowem na pytanie naczelnego wodza tej wyprawy. Ten pokiwał głową zastanawiając się nad tym lub może nad kolejną sprawą.

- No dobrze. Brzmi rozsądnie. A te jaskinie? - de Rivera popatrzył jeszcze raz na starszego oficera który zastępował go w roli dowódcy gdy ten pojechał na negocjacje do Amazonek.

- No to jak kawaler de Truville wspomniał trzeba by je sprawdzić. Ale to jak one są naprawdę takie głębokie i długie to wyprawa na parę dni. Trzeba by liczyć się z tym, że jak na przykład dzisiaj kogoś tam poślemy może nie wrócić do nowego roku. Albo jak zdąży wrócić to nie zbada ich zbyt daleko. Z drugiej strony czy przed czy po nowym roku to i tak można by tam kogoś posłać bo te parę dni zejdzie czy tak czy siak. A po nowym roku mamy ruszać na piramidę to dobrze by już coś wiedzieć do tej pory. - pułkownik rozłożył dłonie na znak, że to zależy od potrzeb i priorytetów jakie by przedsięwziąć na te zwiedzanie jaskiń.

- No tak. Ale zwiadowcy nam się kończą. Mamy już ich niewielu. - de Rivera cmoknął z niezadowolenia na ten fakt. Po stracie górali Olmedo i elfów Ektheliona zawodowych zwiadowców to już im wiele nie zostało.

- To musiałby być ktoś z głową na karku. Kto nie będzie się bał łazić całymi dniami pod ziemią. I będzie umiał się zachować w nieprzewidywanej sytuacji. Bo nie wiadomo co tam może być. Może nic. Tylko woda, skały i ciemność. A może nie tylko. I jakby wysłać od razu to Hexennacht mogliby spędzać w tych jaskiniach, poza obozem. No chyba, że one się kończą zaraz za rogiem, że tak powiem to wtedy mogą wrócić tego samego dnia co wyszli. - Alonzo odezwał się jaka jest jego opinia na temat zwiedzania tych tajemniczych jaskiń. Inni też popatrzyli po sobie jakby zastanawiali się kto mógłby się podjąć takiego zadania.

- No tak, tak… Jak ktoś ma jakieś pomysły na te jaskinie to niech się zgłasza śmiało. Jestem gotów wysłuchać każdej opinii. - kapitan też się nad tym zastanawiał i odezwał się z łagodnym uśmiechem chociaż pewnie nie do końca był to tylko żart.

- A z tymi bóstwami Carstenie masz rację. Najlepszy byłby kapłan. Niestety nie mamy żadnego na stanie więc musimy sobie radzić tym co mamy. - estalisjki oficer wrócił do tego co mówił sylvański porucznik i przyznał mu rację. Niestety poza wyrzeźbieniem figur najpopularniejszych w ekspedycji bóstw nie bardzo wiedział co jeszcze mogliby poradzić w tej intencji.

Sylvańczyk spojrzał po towarzystwie, a wreszcie z oczami Rivery się zetknąwszy, przemówił:

- Wiesz Kapitanie, że zwykle nie unikam żadnego wyzwania i śmiało pójdę wszędy jeśli taka wola, bom obiecał służbę swą na poczet wyprawy, lecz w sytuacji kiedy przynieść winna nam korzyść jaką, a nie bezpowrotną stratę. Tunele i jaskinie to rzecz niepewna zwłaszcza w tejże chwili, kiedy noc grozy za progiem obozu czyha. Gdyby jacyż krasnoludowie się zgłosili, co przywykli do oćmy i podziemi, wrodzony zmysł mając, pewniejsze by ten cały zamiar się powiódł.
- W przeciwnym razie odradzam te poczynania i narażenie na stratę ludzi. Jużem gotowy prędzej w zwiadzie ku nekropolii pannie Schwartz towarzyszyć, by jakie ślady znaczące odkryć, co przewagi dać mogą, w razie nawiedzenia przez koszmarnych gości… - wyrzekł te ostatnie słowa niewzruszenie, jakby miał spore pojęcie z czym mogą się zetknąć.

- Co zaś do braku kapłanów to i sposób na to znaleźć można, jako że mamy wśród żołnierzy wyznawców spod znaku Myrmidii, co słyną z łączenia głębokiej wiary z wojowaniem. Obrzęd z modlitwą mogą oni odprawić, który to z pewnością podniesie ducha nie tylko w estalijskich szeregach.

Bertrand stwierdził, że Sylvańczyk znów mówi rozsądnie. Jednak skoro już zaproponował zbadanie tuneli, to nie wypadało mu tak po prostu się wycofać…. obawiał się, że mogłoby to zostać odebrane jako wyraz słabości, tym bardziej, że porzucił już pomysł przeniesienia obozu…
- Rzeczywiście, jeśli jest z nami ktoś znający się na orientacji pod ziemią, to niech wystąpi. W każdym razie ja nie lękam się poprowadzić zwiad w głąb tuneli, nie brzmi to bardziej niebezpiecznie niż polowanie na latające gady - odparł dumnie, przypominając swój ostatni sukces.

- Ktoś kto się zna na podziemiach… I może być krasnolud… - kapitan zastanowił się nad tym co mówili jego podkomendni. Chwilę tak myślał bawiąc się machinalnie sowim kielichem ale w końcu uniósł palec do góry jakby wpadł na jakiś pomysł.

- Mamy jednego krasnoluda. Borgin Puszkarz. No ale on ma tylko jedną nogę i oko. Poza tym jest naszym puszkarzem. Trudno by go było zastąpić. - przyznał z wahaniem, że co prawda mają w swoich szeregach przedstawiciela pradawnej brodatej rasy no ale widocznie miał wątpliwości czy ze względu na swoje kalectwo no i funkcję byłby odpowiednią osobą do tej roli.

- A naszym wojakom owszem, wiary może i nie brakuje chociaż co kapłan to kapłan. Na Hexennacht najlepszy byłby kapłan Morra. No ale chyba będziemy musieli sobie poradzić bez nich. Może wspólna modlitwa przed tymi posągami jak już będą gotowe? To powinno pomóc podbudować morale i wiarę. - brodaty brunet wskazał teraz na czarnowłosego Sylvańczyka wracając do jego propozycji na tą graniczną noc między starym a nowym rokiem.

- Z dala od ojczystej ziemi Kapitanie nasza wiara gaśnie, szczególnie kiedy napotykamy trudności. – odparł Carsten. - Warto zatem ją podsycać. Po obrzędach zajmę się przygotowaniem obozu, rozstawieniem łuczników i czujek, byśmy nocą zaskoczeni nie zostali. Jeśli panna Schwartz zdecyduje się na doraźny ogląd ruin, mogę też zapewnić jej ochronę. Pod warunkiem jednak, że nie zmitrężymy i wrócimy do obozu przed nastaniem nocy…
 
Deszatie jest offline  
Stary 16-01-2022, 00:11   #234
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Bertrand nie był do końca zadowolony z przebiegu narady, wyglądało na to, że jego pomysły nie spotkały się z aprobatą większości. Chociaż po sukcesach które już odniósł na wyprawie, szczególnie zwycięskim pojedynku we wiosce Norsemenów i wyprawie na pteradony, uważał że miał mocną pozycję i cieszył się autorytetem. Ojciec pewnie byłby z niego dumny, gdyby był tego świadkiem.

Przy końcu narady stwierdził, że jest gotów pomóc w każdej sprawie, czy to przygotowaniu obozu na Hexennacht, wyprawie z Vivian do ruin (wolał jej nie zostawiać na dłużej samej z Carstenem biorąc pod uwagę ich plany), czy nawet badaniu tuneli. Choć to ostatnie wydawało się teraz mniej prawdopodobne skoro nie dysponowali krasnoludem który mógłby ich poprowadzić. Właściwie mógł się jeszcze dopytać Amazonek czy one miały okazję badać te podziemne przejścia albo dysponują o nich jakimiś informacjami...
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 16-01-2022, 18:30   #235
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - 2525.XII.33 mkt; południe

Czas: 2525.XII.33 mkt; południe
Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, nadrzeczne ruiny
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, powiew, gorąco


Wszyscy





https://junior.scholastic.com/conten...a-Hero-New.jpg


- Fascynujące. Po prostu fascynujące. - wygladało, że dla uczonej z Imperium to miejsce do jakiego przyprowadziły ich obie Amazonki było istnym rajem. Prawdziwą kopalnią wiedzy i wzgląd na dawną cywilizację. Jak tylko przybyli na miejsce milady Vivian von Schwarz zaczęła oglądać i dotykać omszałe kamienne bloki z jakich wzniesiono zagubione w dżungli ruiny. Wyjęła mały nóż i skrobała nim ten mech i wierzchnie warstwy zielska aby dostać sie do samego kamienia. I wtedy czasem ukazywały się jakieś rzeźbienia dziwnych istot, zwierząt, wzorów, symboli czy glifów. Dla ludzi zza oceanu wyglądały całkiem obco i niezrozumiale. A, że niektóre z tych zdobień wyglądały na jakieś groźne bestie i potwory, część może należała do tej gadziej rasy jaką Carsten mógł widzieć na własne oczy w piramidzie parę dni temu. Chociaż z daleka. No ale nie wszystkie. A te wszystkie rogi, zębiska, pazury, ogony nie kojarzyło się z niczym sympatycznym. Ale milady wcale zdawała się tego nie zauważać. Pilnie studiowała te ruiny i cieszyła się jak dziewczynka jakiej pzowolono do woli buszować po cukierni. Przepisywała albo szkicowała to co dała radę do swojego dziennika i wyglądała jakby w ogóle zapomniała o reszcie towarzyszy i tego, że są w kompletnej dziczy dość małą grupką.

- Możecie to sobie wyobrazić? Spójrzcie! Ledwo ruszyliśmy się z obozu i już jakie fascynujące rzeczy można tu znaleźć. A ledwo jesteśmy u brzegu kontynentu! Pomylcie jakie cuda muszą kryć trzewia kontynentu, dżungle jakie się ciągnął aż po góry na zachodzie albo kończą się na drugim oceanie! - Vivian była wręcz zachwycona możliwością zaspokojenia swoich naukowych pasji. Chociaż ruiny wyglądały na opuszczone i zapomniane od wieków. Kłącza porosły kamienne ściany i mury, Już dorodne drzewa sięgające nieba wyrosły na dawnych placach i ulicach, duszące macki roślin oplotły prastare budowle a mech przykrył całą resztę. Było gorąco i duszono. Dżungla już od wieków albo i tysiącleci musiała zawładnąć tym miejscem wybudowanym przez zapomniane cywilizacje i traktowała to już jak swoją własność.

- Phi. U nas w Kislevie też jest ocean. Ocean traw. Ciągnie się od wschodnich krańców Imperium aż po Góry Krańca Świata. A za nimi też. Podobno żaden śmiertelnik nie przebył go na wspak i tylko wiatr może to zrobić a i jemu zajmuje to wiele czasu. - Zoja którą kapitan też wysłał na tą misję wzruszyła ramionami. I jakby chciała się odgryźć rudowłosej uczonej z Imperium. Albo zamaskować swój niepokój. Bo o ile imperialna milady koncentorwała się na ruinach oglądając je z każdej strony to pozostałym raczej w oczy rzucały się szkielety jakie tu znaleźli. Ludzkie szkielety, wciąż ubrane w napierśniki i moirony w jakich tak lubowali się Tileańczycy i Estalijczycy. Kimkolwiek byli za życia teraz co chwila było widać jakiś zapomniany w trawie szkielet.

- Myślicie, że to człowiek? - kapitan Koenig też została wytypowana przez kapitana do tej ekspedycji. Wahał się dość długo kogo by tu wysłać. Z jednej strony nie chciał za bardzo osłabiać głównego obozu jak to czekała ich ta wielka niewiadoma jaką była zbliżajaca się Nexennacht na obcej ziemi a po nowym roku zmagania o piramidę. Z drugiej wszyscy mieli w pamięci tą bandę orków jaka napadła na powracających od Amazonek posłów kapitana. Taka banda nie miałaby większych szans z całą armią kapitana ale właśnie na niewielką grupkę mogła się pokusić na atak. W końcu więc chociaż kapitan trzymał imperialnych gwardzistów przy sobie aby mieć ten żelazny, pancerny atut w odwodzie to teraz zdecydował się ich jednak wysłać do tych tajemniczych ruin o jakich ostrzegały Amazonki. Bo jak sama dumnie czy wręcz butnie mówiła ich kapitan ona i jej gwardziści nie obawiali się stawić czoła żadnemu plugastwu jakie się tu zalęgło. Więc kapitan Koenig i czterech jej gwardzistów stanowili argument siły gdyby się okazał potrzebny. Ostatecznie kapitan wolał postawić na szybki rekonesans małej grupki stawiając na jakość a nie ilość. Mieli się zorientować co to za ruiny, jak to w ogóle wygląda i czy coś wskazuje na jakieś nienaturalne zagrożenie czy też jakiekolwiek inne.

- Może małpa. - odparła Zoja podchodząc do imperialnej kapitan i oglądając płaskorzeźbę jaką ta wskazała czubkiem swojego wielkiego miecza. Blond Kislevitka mówiła jednak bez przekonania. Co prawda płaskorzeźba była już zaokrąglona od erozji i czasu ale wciąż najważniejsze detale były widoczne. Jakaś mniej więcej humanoidalna istota, w masce albo z potwornym łbem, w pióropuszu i w ogóle kojarząca się z kapłanem wznosiła ramiona do góry. A w jednej dłoni trzymała nóż. Zaś przed nią było coś co kojarzyło się z jakimś ołtarzem na jakim leżała jakaś istota. Ta już mogła być małpą. Albo człowiekiem. No może jeszcze elfem. Przy tak zatartych rysach trudno było to ocenić.

- Może. A tam są inne. - Anette mruknęła bez przekonania. I po żołniersku albo marynarsku splunęła. Wskazała ale już brodą a nie mieczem sąsiednie sceny. Te wyglądały podobnie chociaż tam zaszczytu bycia składanym w ofierze to już raczej nie byli ludzie, małpy czy elfy. Ale jakieś dwunogie bestie o zwierzęcych pyskach i z ogonami.

- Nie podoba mi się to miejsce. Zróbmy co mamy zrobić i wracajmy do naszych. - prychnęła blond Kislevitka podpierając się włócznią. Włócznie okazywały się całkiem przydatne do sprawdzania przed sobą wszelkich miejsc w jakich mogły kryć się węże, pająki lub skorpiony które wydawały się, że tylko tam czekają w zacienionych miejscach aby tylko ukąsić kolejną ofiarę. No a tak była szansa, że włócznia je wypłoszy albo chociaż oberwie zamiast nogi właściciela.

- To przeklęte miejsce. My tu nie chodzimy. Ale oni porwali nasze siostry. Musiałyśmy je odbić. Więc walczyliśmy tutaj. Aż wszystkich zabiłyśmy. - obie Amazonki też były czujne i spięte więc można było uwierzyć, że nie czują się tutaj zbyt bezpiecznie. Ale w roli przewodniczek sprawdziły się znów świetnie. Odkąd rano wyruszyli z głównego obozu szli brzegiem rzeki w górę jej nurtu. Aż doszli tutaj. Chociaż “tutaj” nie było widoczne z brzegu i łatwo było przejść dalej nie zauważając tych ruin jak się o nich nie wiedziało. No ale Majo i Kara wiedziały. Więc poprowadziły towarzyszy ku podtopionemu cyplowi albo nawet wysepce. Jeśli to by była część rzeki to była płycizna gdzie nurt sięgał najwyżej do połowy łydek a a większości ledwo do kostek. Jednak jak mówiła Majo to w pod koniec pory deszczowej woda była tak głęboka, że właściwie trzeba by przepłynąć wpław lub łodzią i wówczas to już raczej była wyspa a nie cypel.

- I zabiłyście ich wszystkich? - zapytała kapitan zerkając na te widoczne tu i tam szkielety zbrojnych. Leżały w pojedynczo albo po kilku. Nosiły ślady walki jak zetlałe już strzały wystające z pancerzy, żeber czy wgniecenia od ostrych i tępych narzędzi. Dla wprawnych oczu wojowników nie było wątpliwości, że zginęli w walce. Na razie spotkali ich może z tuzin albo dwa. Leżały rozproszone po całym kompleksie to trochę trudno było oszacować ich liczbę. Sam kompleks wydawał się być może wielkości wioski królowej Aldery a na pewno był o kilka rzędów mniejszy niż miasto z piramidami.

- Tak. Wszystkich. Zbrukali nasze święte miejsce, wzięli nasze siostry w niewolę, zasłużyli na naszą zemstę i smierć. - odparła z prostotą ciemnoskóra Amazonka ubrana w skromne odzienie za to liczne ozdoby, malunki i tatuaże jakie nadawały jej dzikiego i egzotycznego wyglądu. Chociaż do tej pory ona i jej siostry wydawały się raczej nastawione pozytywnie do ekspedycji de Rivery. Z drugiej strony ci na razie nie rabowali ich świętych miejsc i nie brali ich sióstr w niewolę. Chociaż rabunek skarbów z piramidy był przecież główną motywacją dla jakiej zorganizowano tą ekspedycję.

- Ale tu gorąco. - brunetka z wielkim mieczem sapnęła i pokiwała głową. Trochę jakby chciała zmienić temat rozmowy. Chociaż faktycznie zrobiło się bardzo gorąco a ona i jej gwardziści w tych ciężkich pancerzach to musieli się wręcz gotować. Byli jednak na tyle zdyscyplinowani i dumni, że nikt nie grymasił. Ale gorąco było. I jakby ciszej się zrobiło odkąd weszli na tą trochę wyspę a trochę cypel z ruinami. A Bertrand miał jeszcze jedną sprawę do rozstrzygnięcia. Bo Izabella jak się dowiedziała, że zamierza się udać do jakichś ruin oczywiście chciała iść razem z nim. Bo zawsze ją gdzieś zostawia i ją omijają najciekawsze przygody a przecież jest już dorosła i umie zadbać o siebie. Musiał więc z nią o tym porozmawiać dziś rano.

A wczoraj miał okazję porozmawiać z Majo o tych podziemnych jaskiniach. Tłumaczka królowej przyznała, że o ile o samej nadrzecznej jaskini jaką goście roboczo nazwali Jaskinią Konkwistadorów wiedziały to już o przejściach jakie się za nią znajdują nie. Więc też nie miała pojęcia dokąd mogą prowadzić te odkryte tunele.

Gdy zaś dzisiaj rano opuszczali główny obóz praca trwała tam w najlepsze. Trzy figury bóstw były coraz bardziej podobne do siebie. I chociaż nie mieli żadnego zawodowego rzeźbiarza to jednak cieśle okrętowi i stolarze robili całkiem niezłą robotę. I wyglądało na to, że dzisiaj, ostatni dzień starego roku, powinni skończyć. Zaś na sugestię Carstena kapitan posłał po Jordis, młodą asystentkę Cesara. Jak ją przyprowadzono to ta młoda dziewczyna wydawała się zaskoczona i zmieszana pytaniami i propozycją. Owszem ofiarowała swoje młode życie służbie Myrmidii no ale była raczej szpitalniczką niż kapłanką. Jednak z braku laku okazało się, że obecnie to i tak chyba jej najbliżej do sługi bożego jakiego mieli na stanie. Więc ugięła się pod tą presją odpowiedzialności i zgodziła się poprowadzić wspólne modły ku czci swojej patronki i może Morra. Na bogów północy jak Sigmar czy Ulryk raczej nie znała odpowiednich modlitw i psalmów. Jednak większość członków ekspedycji pochodziła z południa Starego Świata więc Myrmidia była bliska im sercom. Zaś Morr, jako patron spokojnej śmierci i snów był uniwersalnym bogiem dla wszystkich cywilizowanych narodów Starego Kontynentu.

- Moja droga, będę stał tuż u twojego boku i wesprę cię jak tylko będziesz potrzebowała. - obiecał wczoraj kapitan i chyba to przeważyło, że Jordis się zgodziła bo dodawało otuchy, że mając autorytet kapitana po swojej stronie jakoś da radę się uporać z prowadzeniem publicznej modlitwy mimo, że nie była kapłanką ani nawet akolitką a raczej szpitalniczką.

Rozmowy i oglądanie tych ruin i szkieletów przerwało im nagłe pojawienie się miedzianoskórej Kary. Od razu dało się wyczuć, że coś się stało. Amazonka zjawiła się szybka i gibka jak dziki kot i od razu położyła palec na ustach co przykuło uwagę wszystkich. Zbliżyła się jeszcze bardziej i coś szeptem zaczęła mówić do Majo pokazując włócznią kierunek z jakiego przyszła. Z racji bariery językowej tłumaczka trzymała się bliżej towarzyszy a wystawiona miesiąc temu na aukcji w Porcie Wyrzutków siostra była zwykle gdzieś na przedzie jako zwiadowca. Często nie było jej widać no ale pozostali mieli Majo jako przewodniczkę dokąd należy iść. Jak dotarli do ruin też tak było. Tłumaczka została z przybyszami zaś jej koleżanka kręciła się to tu to tam, czasem było ją widać a czasem nie. Ale do tej pory nie zachowywała się jakby coś się stało. Aż do teraz.

- Kara mówi, że widzi dym. Tutaj w ruinach. Ktoś pali ognisko. Na szczycie jednego z budynków. Dlatego nie widać kto. Ani ilu. Pewnie obcy. To nikt od nas. Nikt z naszego plemienia. - szepnęła Majo gdy już rozmówiła się ze swoją siostrą w swoim rodzimym języku. I pokazała włócznią ten sam kierunek jaki przed chwilą ta pokazywała.

- No to jak chcecie to sprawdzić dyskretnie to może my tu na was poczekamy. No albo pójdziemy sporo na końcu. - rzuciła cicho i nieco z przekąsem pancerna kapitan. Bo o ile siłę uderzenia ich wielkich mieczy i solidność ich pancerzy trudno było wątpić to jak to na własne uszy słyszeli przez całą drogę z obozu ze skradaniem się i dyskrecją to nie miały nic wspólnego. To była gwardia, do przełamywania oporu i walki z elitarnym przeciwnikiem a nie zwiadowcy jak górale Olmedo. I Anette widocznie zdawała sobie z tego sprawę, że gdyby szło o dyskretne podchodzenie pod czyjś obóz to klekot i zgrzyty ich pancerzy mogłyby zniweczyć taką próbę.

- Oh. Czyli nie tylko my jesteśmy tu gośćmi? Aż jestem ciekawa kto jeszcze tu buszuje. - Vivian przyjęła te wieści ze spokojem graniczącym z pewną dozą nonszalancji. I widocznie była ciekawa sprawdzić kto jeszcze jest tutaj. A jej długa i mokra na dole suknia w czerni i czerwieni nie wydawała się być takim zagrożeniem dla sztuki dyskretnego podejścia jak pancerze pani kapitan.

- No ja też mogę pójść. Kapitan wysłał tylko nas to pewnie to też nikt od nas. - Zoja popatrzyła na towarzyszy. Znów była w zwykłych spodniach i białej koszuli co na ten gorąc i tak wydawało się zbyt wielkim obciążeniem. Za pasem marynarskim zwyczajem miała wsadzone dwa pistolety i szablę u pasa. Zaś na ramieniu miała tarczę a w drugiej dłoni tą włócznię którą do tej pory używała jako anty wężowego kostura. Obie wojowniczki królowej Aldery były odziane jeszcze skromniej. Obie też miały tarcze i włócznie oraz łuk i kołczan. I te dziwne ni to maczugi ni topory nadziewane kawałkami szklistej, czarnej skały jakie nie miały odpowiednika po wschodniej stronie oceanu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-01-2022, 20:26   #236
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Eisen obojętnie spoglądał na ruiny, które wywołały tyle ekscytacji u bladolicej. Kim właściwie była ta kobieta? Co zamierzała osiągnąć w tych zapomnianych i zmurszałych kamieniach? Co mogło przynieść jej obcowanie z zimnym świadectwem dawno upadłej chwały?
W Imperium też było mnóstwo budowli – echa przemijania świetności rodów i ras. Sylvania również nie była wyjątkiem, posępne ruiny kaszteli wznosiły się gęsto nad poszarpanymi czarnymi skałami. Wiatr dmący w koronach uschłych drzew niósł pieśń umarłych. Tyle, że w Sylvanii nigdy nie miałeś pewności, czy umarli nie opuszczą grobów i zapomnianych kurhanów, wyruszając ku ludzkim sadybom… Na wieki przeklęta, spaczona ziemia, rodząca tylko ból i rozpacz. Nie było rodziny w tej krainie, która nie zostałaby dotknięta osobistą tragedią. Poza nielicznymi wyjątkami spośród szlachty, która czyniła często bluźniercze konszachty z siłami, przeczącymi odwiecznym prawom natury i śmierci…
Wyrwał się z myśli oblepiających mu umysł, niczym mgła rodzimej prowincji. Spojrzał na Vivian rozsmakowaną w tajemnicach zarośniętej budowli. Nie mógł powstrzymać się od cierpkiego komentarza.

- Ci tutaj – wskazał na szkielety. – Nie podzielają pewnie twojej fascynacji Pani, niewątpliwe tutejsze „cuda” sięgnęły ich trzewi znacznie wcześniej i … brutalniej…

- Możemy zgadywać, czy powziąć hazardowe zakłady, lecz niewiele przyniesie nam to korzyści…. - zwrócił się ku kobietom, dociekającym, jakież to zwierzęta i rasy widniały na skalnych malunkach. Zoja i Koenig były przeciwieństwem milady, obie parały się awanturniczą i żołnierską profesją. Przewyższały w niej też z pewnością niejednego mężczyznę.

– Rozsądek podpowiada, by nie guzdrać się i trwonić czas, bo łatwo nam do tych nieszczęśników dołączyć, jeśli noc nas zaskoczy…

Carsten pominął milczeniem uwagi dotyczące tych, co zbrukali świętości Amazonek. Dało się wyczuć, że nie one są tutaj łowczyniami, nawet tak nieustraszone wojowniczki, czuły wyraźny respekt przed mrocznymi cieniami dżungli. Kwestia piramidy i łupów, która mogła zerwać każdy sojusz, nie zaprzątała na razie jego myśli. Nie przybył tu przecie, by rabować czyjeś złote dziedzictwo… To będzie zmartwienie dla innych łupieżcow…

Kara naszła ich bezszelestnie i mimo wyczulonego słuchu Sylvańczyk musiał przyznać, że świetny z niej skradacz. Zresztą wszystkie Amazonki zdawały się posiadać wrodzony talent w tej materii. Tak jakby oswoiły dziką naturę, a ta odwdzięczała się im, subtelnie kryjąc je w swoim zielonym królestwie. Wieści faktycznie były zaskakujące. Nawet jeśli ochroniarzowi nie w pełni odpowiadały decyzje pozostałych uczestników zwiadu, to jednak nie mógł stać bezczynnie na uboczu wydarzeń.

- Dobrze… to zasadźmy się na tych nieznanych miłośników ruin. – rzekł z lekkim przekąsem. - Panno Schwartz proszę poskromić swe skłonności i trzymać na wodzy ciekawość. To nie wycieczka…

- Jeśli napotkamy zagrożenie, któraś z Amazonek wypuści strzałę na znak, że potrzebujemy wsparcia. – spojrzał ku Koenig, która widać poczuwała się do roli przywódczyni zbrojnego ramienia ich zwiadu.

Zdjął obszerny płaszcz, który mógł być teraz tylko zbędnym obciążeniem. Zachował sztylet z czarnego kamienia i miecz. Był gotowy, aby z resztą chętnych śmiałków wywiedzieć się, któż beztrosko obozował w ruinach pradawnej nekropolii?
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 17-01-2022 o 20:29.
Deszatie jest offline  
Stary 21-01-2022, 21:52   #237
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Kiedy ich grupa opuszczała obozowisko, Bertrand z szacunkiem przyjrzał się świeżo wniesionemu pasągowi Myrmidii, który prezentował się naprawdę dobrze biorąc pod uwagę jak szybko i w jakich warunkach został wzniesiony. Odmówił nawet krótką modlitwę. W Bretonii dominował kult Pani Jeziora, lecz we włościach rodu de Truville silne były wpływy estalijskiej kultury, gdzie Myrmidia była ważnym bóstwem. Poprosił więc Bitewną Panią o łaskę w nadchodzących starciach.

- Dziękuje braciszku, że mnie zabrałeś! Bardzo chciałabym zobaczyć te ruiny! - odparła Isabella, ubrana w strój podróżny odsłaniający większość nóg, taki który pewnie wywołałby zawał serca u jej matki. Na plecach miała łuk, z którym ostatnio dużo ćwiczyła. Tym razem tak go męczyła, że się ugiął, w końcu w obozie też mogło się coś stać, a tak przynajmniej będzie blisko.... wziął też ze sobą piątkę swoich gwardzistów wraz z wiernym Emilio, tych którzy byli najmniej zmęczeni i ranni po wyprawie na pteradony.

- Tak i mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Uważaj jak będziemy w ruinach i trzymaj się mnie...- westchnął, stwierdzając, że chyba jednak lepsze te ruiny niż podziemne tunele prowadzące nie wiadomo dokąd. Szkoda, że Amazonki ich nie znały ani nie mógł z nimi pójść żaden krasnolud. Tutaj przynajmniej mieli niebo nad głową.


************************************************** **********

W ruinach przyglądał się dziwacznym rzeźbom z mieszaniną fascynacji i niepokoju. Przynajmniej wyjaśniło się, że szkielety są dziełem Amazonek.

- Jeśli porwali w niewolę wasze siostry, to dobrze zrobiłyście rozprawiając się z nimi - odezwał się do Majo i Kary kiedy usłyszał tę historię.

Spojrzał na tajemniczą i intrygującą Vivian, zachwyconą tym miejscem bez reszty. Jej krajan zaś zalecał ostrożność...ciekawe, podobno ta dwójka Sylvańczyków się nie znała.

- Myślisz że jest tutaj coś cennego co możemy wziąć ze sobą? - powiedział cicho do Vivian, stając obok niej.

Potem pojawiła się Kara z wieścią o palącym się na jednym z budynków ognisku. I kilka osób zgłosiło się do zwiadu.

- Poczekajcie! - odezwał się stanowczo, trzymając w jednej ręce rodowy rapier a w drugiej topór wodza Norsemenów. De Rivera nie wyznaczył formalnie dowódcy tej wyprawy, ale on się najlepiej nadawał.

- Nie idźmy wszyscy na raz, im mniejsza grupa tym będzie łatwiej podejść niepostrzeżenie. Niech kilkoro z nas pójdzie sprawdzić z kim mamy do czynienia, kto się tutaj najlepiej skrada? Majo, Kara, Zoja, ty też Carstenie? Pozostali niech zajmą dobre miejsca do obserwacji albo ich ubezpieczają. - zaproponował. Sam wolał nie iść tym razem na przodzie, co wynikało głównie z tego że chciał mieć na oku siostrę.



 
Lord Melkor jest offline  
Stary 22-01-2022, 22:37   #238
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2525.XII.33 mkt; południe

Czas: 2525.XII.33 mkt; południe
Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, nadrzeczne ruiny
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, powiew, gorąco



Zwiadowcy



- No to powodzenia. Jak zaczniecie się wydzierać to i tak do was lecimy. - na pożegnanie kapitan imperialnych najemników rzuciła życzliwie jakby chciała im dodać otuchy.

- Uważajcie na siebie. I miejcie oczy szeroko otwarte. To miejsce musiało paść ofiarą jakiejś strasznej katastrofy nienaturalnego pochodzenia. Ma dziwną aurę jaka przyprawia mnie o dreszcze. - imperialna milady o czarno - czerwonych włosach nie wtrącała się w dyskusję dowódców a gdy się zdecydowali co robić dalej no to dostosowała się do ich decyzji zostając na miejscu. Jednak też życzyła powodzenia czwórce zwiadowców. Wcześniej przyjęła pogodnie słowa czarnowłosego porucznika o niezbyt dobrze ulokowanej fascynacji. - Oh, to pewnie byli ci co przybyli tu po złoto i łupy. - machnęła dłonią jakby uważała, że ona sama jest wolna od takich zachcianek.

- Oj tak, ja mam łuk to jakbyście potrzebowali to mogę strzelać. - siostra Bertranda też dorzuciła coś od siebie. A potem Carsten i Zoja ruszyli za dwójką Amazonek. Znów pierwsza szła Kara. W końcu to ona wiedziała gdzie widziała to ognisko. Za nią niejako w roli pośrednika podążała Majo. A za nimi dwójka przybyszy zza oceanu.

Jak się zorientował Sylwańczyk teren raczej sprzyjał skrytemu podchodzeniu ale jednak miał też swoje nieprzyjemne momenty. Sprzyjał bo te stare ruiny od dawna musiały być porośnięte drzewami, młodnikiem, mchem, paprociami, krzakami, pnączami czyli po prostu dżunglą. Więc jak nie jakiś pień to stara, kamienna ściana dawały kryjówkę. Z drugiej w tych krzakach i korzeniach łatwo można było stąpnąć na jakąś przegniłą gałąź albo kamień co wydawał się na oko stabilny potrafił się osunąć spod nogi.

Szli w milczeniu starając się podążać za ozdobionymi egzotycznymi malunkami i tatuażami plecami dwójki tubylczych wojowniczek. Te wydawały się wiedzieć co robią i dokąd idą. Skradały się jak koty. A Zoja zdawała się im w niczym nie ustępować. Carstenowi szło trochę gorzej ale przy tak sprzyjającym terenie radził sobie całkiem nieźle. W pewnym momencie najpierw Kara a potem Majo zatrzymały się. Tłumaczka wezwała ich oboje gestem. Jak podeszli pokazała włócznią przed siebie. Tam, kilkadziesiąt kroków dalej, widać było piramidę. Właściwie to jej górę co wystawała ponad okoliczne krzaki, drzewa i pomniejsze ruiny. Ale w przeciwieństwie do nich w pudełkowatej budowli na szczycie widać było blask ognia. Ktoś tam musiał palić ognisko albo przynajmniej pochodnię.



https://st4.depositphotos.com/100636...ples-tikal.jpg


~ Niedobrze. Stromo. Nie wiadomo ilu ich jest. I kto to. Ale jak są na górze to wystarczy jak jest paru i mogą nas wystrzelać z góry jak kaczki. ~ stwierdziła szeptem Kislevitka gdy już napatrzyła się na te widoczny front budowli. Rozmiarami nie umywała się do tej wielkiej piramidy zajętą obecnie przez jaszczuroludzi. Może do tych mniejszych a może była jeszcze mniejsza. Ale dość stroma. Ktoś kto by był na jej szczycie miałby niezłą pozycję do obrony. Trudno byłoby wspinać się po tych schodach, zwłaszcza jakby były pod ostrzałem a na szczycie czekali obrońcy.

~ Jakby to była noc to można by spróbować jakoś po tych ścianach wejść. Ale w dzień to nie wiem… Majo tymi ścianami to się da wejść na górę? ~ blondynka zastanawiała się co i jak tu by można teraz działać.

~ Raczej tak. Ale trzeba uważać. Kamienie są stare. Mogą odpaść. ~ tłumaczka królowej Aldery też się wahała co tu dalej zrobić. Te ściany piramidy, porośnięte drzewami, kłączami, obsypane ziemią wydawały się być możliwe do sforsowania co dawało by inną drogę podejścia niż tak otwarcie schodami. Ale też było ryzyko, że się odpadnie razem z kruchym kawałkiem ściany, gałęzi czy choćby zaalarmuje tych co palą ognisko. Obserwowali tak chwilę i kobiety zastanawiały się czy nie spróbować podejść bliżej piramidy albo obejść aby zobaczyć jak wygląda z drugiej strony gdy przerwały bo dało się dostrzec ruch na szczycie.

~ To człowiek! ~ sapnęła zaskoczona Glebova bo zza załomu kanciastego budynku niespodziewanie wyszła jakaś postać. Co prawda nie było widać wszystkich detali ale biała koszula wydawała się wskazywać na to, że pochodzi zza oceanu. W końcu Amazonki, Pigmeje i jaszczury takich nie używały. A do żadnej z tych nacji nie mógł należeć. Człowiek szedł spacerowym, leniwym krokiem jaki preferowali strażnicy i dozorcy na całym widocznie świecie. Ale w rękach trzymał kuszę. Też leniwie opuszczoną więc chyba nie spodziewał się kłopotów. No ale miał ją w rękach. A u pasa jakąś szablę albo kordelas.

~ Nie powinno go tu być. To złe miejsce. Przeklęte. Lepiej je omijać. ~ Majo zdawała się żywić obawy co do tego miejsca i wcale tego nie ukrywała.

~ No tak, tak. Ale jak to ludzie to może uda się dogadać? Robimy coś czy wracamy do reszty? ~ Kislevitka pokiwała głową jakby znów zastanawiała się co tu teraz zrobić w tej sytuacji. Bo tłumaczka królowej mówiła trochę jak wielu tubylców w danym zakątku świata o jakichś zabobonach. Prawie wszędzie można było natrafić na coś takiego.

~ Jak pancerna kapitan tu przyjdzie to raczej trudno jej nie usłyszeć. I jej ludzi. ~ odparła Majo przypominając, że jak dobrym szermierzem by kapitan nie była to jednak z dyskretnym poruszaniem się nie miała wiele wspólnego. I sama zdawała sobie z tego sprawę skoro od razu o tym ostrzegła pozostałych.


---


Mecha 46

Skryte podchody

Carsten (ZRĘ) 22+20=42; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+42-35=57 rzut: 12; 57-12=45 > śr.suk = udało się, zwykły suckes

Zoja (ZRĘ) 45+20=65; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+65-35=80; rzut: 24; 80-24=56 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem

Majo (ZRĘ) 45+20+10=75; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+75-35=90; rzut: 37; 90-37=53 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem

Kara (ZRĘ) 45+20+10=75; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+75-35=90; rzut: 27; 90-27=63 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem


---





Wsparcie






https://media.istockphoto.com/photos...gLVqCiIrmm4Cw=



- No to poszli. Mam nadzieję, że nic im się nie stanie. Myślicie, że będziemy musieli się bić? - Izabela która od rana tryskała radością i starała się chyba być najukochańszą młodszą siostrą na świecie ciesząc się z tej eskapady na jaką ją zabrał starszy brat teraz spoważniała. I chyba naprawdę niepokoiła się o czwórkę jaka poszła gdzieś tam w głąb ruin których chyba obawiały się same Amazonki. No albo o to co tu mogli trafić.

- Proszę się nie obawiać. Jeśli coś zacznie się dziać to stań za naszymi plecami. - pancerni kapitan Koenig stali w rozluźnionych pozach. Ale z tymi swoimi wielkimi mieczami i ciężkimi pancerzami wyglądali całkiem solidnie. Do tej pory mogli wydawać się zbędni ale teraz jak była groźba, że coś może zacząć się dziać ich widok mógł dodawać otuchy. Kapitan Koenig chyba chciała właśnie to zrobić aby zmniejszyć niepokój Izabeli. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco. Bretonka odpowiedziała jej tym samym i nieco machinalnie zaczęła skubać grot wyjętej strzały. Na razie zostało im czekać na rozwój wypadków.

Majo zaś zanim odeszła wydawała się być zadowolona z tego, że Bertrand okazał zrozumienie dla ich postępowania. Skinęła mu swoją czarną głową na znak aprobaty i podziękowania. Vivian wydawała się chyba jedyną jaką potrafiła zachować spokój graniczący z nonszalancją. Usiadła sobie swobodnie na kamiennym, omszałym bloku i przeglądała swój notatnik jakby chciała sprawdzić jak jej wyszły ostatnie rysunki z ocalałych płaskorzeźb. Koenig i jej gwardziści też zachowywali spokój ale Bertrand potrafił rozpoznać ten charakterystyczny spokój weteranów tuż przed początkiem bitwy. Gdzieś pod tym wierzchnim spokojem w spojrzeniach jakie kierowali w głąb ruin, w przyciszonych rozmowach, w oglądaniu swojej broni dało się rozpoznać napięcie. Izabela zachowywała się natomiast nerwowo jak większość świeżaków przez bitwą. Chyba tylko świadomość własnego nazwiska i spokój pozostałych powstrzymywały ją przed nerwowym oczekiwaniem na to co się stanie. Emilio z kolegą rozglądali się dookoła wypatrując tej strzały jaką miały wypuścić Amazonki w razie kłopotów albo krzyków które by znamionowały ich odkrycie albo i początek walki. Tylko imperialna szlachcianka zdawała się zachowywać jakby była na pikniku w miejskim parku. Siedziała sobie na kamieniu i przeglądała swój notatnik. Miała co prawda rapier u pasa, z całkiem bogatą i zdobioną rękojeścią ale zdawała się nie zwracać na niego uwagi i chyba raczej traktowała go jako symbol swojego statusu niż coś czego miałaby używać.

- To zależy drogi Bertrandzie co uznać za “coś cennego”. - odparła mu z uśmiechem podnosząc na niego głowę. Po czym postukała piórkiem w swój notes. Widział tam jak przerysowała, całkiem udanie, część z płaskorzeźb jakie wcześniej z takim zapałem oglądała. - Ja na pewno wyniosę z tego “coś cennego”. - odparła jakby bawił ją ten dobór słów.

- A co do ciebie i innych to zależy czego szukasz. I kto tu jeszcze jest. Albo co. - w pewnym sensie przyznała się do swojej niewiedzy co do tego czego można się tu spodziewać.

- Myślę, że to miejsce daje wiele możliwości. Jak to mówią Amazonki, jest przeklęte. Ale daje wiele możliwości. Musiałabym je jednak zbadać. Wydaje mi się, że tu musiało się stać coś wielkiego. Jakaś strasznie potężna magia. Wieki i milenia temu. Ale wciąż wypacza to miejsce. I w takie noc jaka będzie jutro może owocować właśnie niecodziennymi zjawiskami przed jakimi ostrzegają Amazonki. Widzę, że nie jesteście obojętni królowej skoro was ostrzegła. - mówiła wznawiając kreślenie rysunków w swoim notesie. Jakby prowadziła towarzyską dyskusję jaką zwykle prowadziły na salonach dobrze urodzeni damy i kawalerowie. Na koniec się uśmiechnęła rozbawiona jakby gest królowej Aldery też ją bawił a może nawet trochę zaskoczył gdy przez dwie swoje wysłanniczki przysłała kapitanowi i reszcie ostrzeżenie.

- Ale nie spodziewałam się żadnych intruzów. - postukała drugim końcem piórka w kartki notesu i popatrzyła zamyślonym wzrokiem gdzieś tam gdzie zniknęła czwórka zwiadowców. I gdzie miało być to ognisko jakie dostrzegła Kara.

- Tak, Amazonki mają rację. To może w Hexennacht stwarzać realne zagrożenie chociaż nieznanej mi jeszcze natury. Prawdopodobnie w tym miejscu bariera między wymiarami jest słabsza na co dzień a w taką noc jeszcze słabsza. Co może skutkować wieloma anomaliami. Niestety nieznanej mi jeszcze natury. Dlatego chciałabym tu zostać aby to zbadać. Zostało jednak mało czasu do tej przeklętej nocy i nie wiem czy uda mi się rozwikłać tą zagadkę na czas. A jeszcze ktoś obcy się tu kręci. - mówiła cicho i spokojnie z zamyślonym spojrzeniem skierowanym gdzieś w głąb dżungli i ruin. Jednak sprawę zdawała się traktować poważnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-01-2022, 22:07   #239
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Carsten spojrzał na Koenig i wydawało się, że ma na języku ciętą odpowiedź, lecz wyraźnie jej poniechał, skupiając się na tym, co rzekła na wskroś tajemnicza milady. Jej przeczucia, a może coś więcej wskazywały na nietypowe zdolności. Dlaczego kryła się z nimi, pozostawiając tak wiele w sferze niedomówień? Wrodzona ostrożność, czy inny powód? Nie wyglądała na przestraszoną, raczej stale towarzyszył jej grymas pewnej ciekawości i nie zawsze umiejętnie tajonej ekscytacji. Co jeszcze objawi im ta tajemnicza persona i co ważne: kiedy? Zmysły Sylvańczyka były wyczulone na pewne zachowania i postawy. Nieufność wiele razy pozwoliła mu uniknąć kłopotów. Co jak co, ale ten cień wątpliwości był obecny kiedy tylko Schwartz pojawiała się w pobliżu. Przypadek? Doświadczenie ochroniarza pozwalało mu sądzić inaczej…

***

Podchody nie były dla Eisena żadną nowością, ale otoczenie już tak. Niesłychanie dalekie od miejsc mu znanych. Nie dość, że zieleń kryła wiele zawiłych pnączy, pni i krzewin utrudniających poruszanie to jeszcze trzeba było zwracać uwagę na nieprzyjemnych lokatorów tego gęstowia. Carsten z bliska mógł oglądać rośliny i konary spowite pajęczynami, niepokojąco wyglądające kokony i gniazda oraz kolorowe łuski wężowatych splotów. Z wcześniejszych rozmów z Amazonkami wiedział, że szczęściem jadowite gady są bardziej aktywne nocą. Nie zwalniało go to jednak z bacznego przepatrywania ścieżki. Kiedy dotarli do ruin, wysoki mężczyzna zdradzał kilka oznak zmęczenia. Pot zlepił mu włosy, oddech lekko przyspieszył, nie można było tego jedynie tłumaczyć porą dnia, lecz bliskość celu wyzwoliła nowe pokłady sił. Patrząc na strome podejście mogły okazać się nieodzowne do sukcesu wspinaczki.

- Mogę spróbować wejść po tych omszałych kamieniach, ale przydałaby się mi jakaś asysta, jeśli wpadnę w kłopoty. Nie chciałbym posmakować bełtu z bliskiej odległości, a wasze łuki i ręce… - wskazał na smagłe dłonie wojowniczek. - są szybsze, niż kusza tego warterza…

- Żywy, może być dla nas cennym źródłem informacji i kartą przetargową jeśli nadciągną jego kompani. Spróbuję go podejść i ogłuszyć.

- Idziesz ze mną? - spojrzał pytająco na Kislevitkę świadom, że ta lubi takie wyzwania i udowadnianie przewag nad dzikuskami. Zwłaszcza, że tym razem okazja ku temu była wyborna, bo Amazonki z powodu swoich wierzeń, nie kwapiły się jakoś szczególnie do przeczesywania ruin…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 24-01-2022 o 23:34.
Deszatie jest offline  
Stary 27-01-2022, 22:32   #240
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Bertrand czuł się rozdarty pomiędzy przygotowywaniem do walki a chęcią wydobycia przydatnych informacji z Vivian.

- Powiadasz więc, że jest tu jakaś stara i potężna magia… - jak bardzo w ogóle znasz się magii? - Bertrand spytał się wciąż będącej na uboczu uczonej. Był ciekaw, czy jest ona prawdziwą czarodziejką.

- Oh, nie tak dobrze jakbym chciała. Ale, sporo czytam i że tak powiem zawsze miałam pewien, skromny talent w tych sprawach. Przede wszystkim jednak czuję się uczoną i interesuje mnie wiedza i jej zgłębianie. A w tej krainie jest jej mnóstwo. I to takiej jaka w innych częściach świata została dawno temu utracona, zniszczona, zniekształcona i zapomniana. Fascynujące miejsce! - odparła bladolica szlachcianka obdarzając rozmówcę pogodnym uśmiechem.

- No tak, te ruiny są na pewno intrygujące… masz już jakieś podejrzenia kto je zbudował i czy myślisz że możemy tu znaleźć coś dla nas przydatnego? Bo te duże rzeźby raczej będzie nam ciężko wziąć ze sobą…. - Bertrand rozejrzał się po czym znów przeniósł spojrzenie na Vivian. Zastanawiał się też, czym był ten jej skromny talent i czy mógł się przydać w sytuacji zagrożenia.

- Mój drogi Bertrandzie chyba przeceniasz moje możliwości w tej materii. Jestem tu pierwszy raz więc co tutaj jest to nie wiem. Chętnie jednak zostałabym tutaj aby to zbadać. - odparła uśmiechając się przekornie jakby pytanie Bretończyka ją rozbawiło w jakiś sposób.

- Natomiast sądząc po stylu budowli i rzeźbieniach stawiałabym na jaszczuroludzi. Tych dawnych, starożytnych. Z czasów o jakich tak lubią wspominać Amazonki. Nie zdziwię się jak te ruiny są starsze niż historia Bretonii, Imperium i Kisleva razem wziętych. - chętnie za to wróciła do tematu ruin i historii z nimi związanych. Wskazała rysikiem na te zrujnowane ściany porośnięte pnączami i mchem z jakich co jakiś czas wyrastało dorodne drzewo. Wyglądało to wszystko jakby od wieków nikt tu nie mieszkał i pamięć o budowniczych tego miejsca dawno zatarł czas.

- Starsze niż Sigmar? - Bretończyk na chwilę zastygł - Dla mnie to trudne do wyobrażenia.

W każdym razie jak rozwiążemy problem tamtych którzy palą ognisko na szczycie, będziemy mieli dużo czasu na rozejrzenie się. Tylko pamiętajmy że naszym celem jest sprawdzenie zagrożenia ze strony nieumarłych. - dodał stwierdzając, że trzeba trochę zejść na ziemię.

- Oj tak, dużo starsze. Zapewne to była porośnięta dżunglą ruina gdy Sigmar chodził po tym świecie. To były czasy gdy bogowie dopiero kształtowały elfy i krasnoludy a o ludziach to jeszcze chyba nikt nie myślał jako o rozumnej rasie. Bo w końcu trudno kogoś nie uznać za barbarzyńcę jeśli mieszka w jaskini a szczytowe osiągnięcie to rozpalanie ognia. Wtedy panowali tu Pradawni. Zobacz na te sceny. Te które jeszcze dadzą się odczytać. Wszędzie jaszczuroludzie pokonują jakichś wrogów lub potwory. To była wówczas dominująca rasa. Ale to było tylko narzędzie. Narzędzie w rękach potężniejszej rasy. Mieli za zadanie oczyścić ten świat dla nowego planu swoich panów. Nie wiadomo ile ras, plemion czy potworów wyrżnęli tak skutecznie, że ślad po nich do dziś się nie ostał. Ale Wielka Katastrofa zniszczyła wszystko. Pradawni zginęli albo odeszli. Ale jaszczury jak widzisz trwają do dziś i są strażnikami tamtego planu, czekają na powrót swoich planów. I chociaż uważam, że są tylko ułamkiem dawnej wiedzy i potęgi to wciąż na nasze miary są potężni i możemy się od nich wiele nauczyć. Chociaż bariera językowa mocno utrudnia te nauki. Nawet Pigmeje i Amazonki nie mogą się z nimi porozumieć. Raczej czytają ich zachowania jak myśliwy obserwujący zwierzynę ale to tyle. O rozmowie z gadami raczej możemy zapomnieć. - bladolica kobieta siedziała na jednym z porośniętych mchem bloków jaki oderwał się wieki temu od sąsiedniej budowli i tak leżał do dzisiaj. Mówiła jakby chciała się podzielić swoją fascynacją do tej egzotycznej krainy i ras ją zamieszkujących.

- A w jutrzejszą noc zapewne to miejsce stanie się sceną niecodziennych zjawisk. Fascynujących dla uczonego ale zapewne strasznych i odrażających dla pozostałych. Dlatego cieszę się, że udało mi się tutaj przybyć i obejrzeć wszystko osobiście. - powiedziała uśmiechając się do rozmówcy i spoglądając po tych porośniętych dżunglą ruinach pradawnego pochodzenia.

- Pradawni - kim oni byli? Nigdy o nich nie słyszałem…. - skonfundowany Bertrand rozglądał się dookoła po płaskorzeźbach, próbując sobie wyobrazić te niesamowite wydarzenia, o których opowiadała Vivian… było to trudne, a słowa uczonej choć budziły fascynację zabrzmiały na końcu dość niepokojąco…
- Jutrzejsza noc… czyli chcesz tu być jutrzejszej nocy?

- Nie wiem czy ktokolwiek na tym świecie wie kim mogli być ci Pradawni. Może w najstarszych i najtajniejszych księgach starszych ras, może właśnie tutaj wśród potomków tej gadziej rasy albo u Amazonek. Któż to wie? Właśnie dlatego tak mnie fascynuje ta kraina. Mam do niej mnóstwo pytań na jakie bym chciała znaleźć tutaj odpowiedzi. - powiedziała z łagodnym, nieco zamyślonym uśmiechem. Pokiwała głową do swoich słów i myśli po czym jakby się otrząsnęła z tego.

- I tak taka niepowtarzalna noc daje niepowtarzalną okazję zbadać to miejsce w sytuacji jaka się trafia raz do roku. Kto wie co tu się będzie działo? Na pewno coś co warto zobaczyć i zbadać. Chociaż przyznaję, niekoniecznie musi to być bezpieczne. I powrót do obozu za czym tak optuje Carsten wydaje się całkiem rozsądny i na miejscu. - wróciła do tej dusznej teraźniejszości omywanej rzeką i na dnie niezgłębionej dżungli. Gdzie rośliny małe i duże splatały się ze sobą w odwiecznej walce o światło i przestrzeń. W efekcie była tu taka gęstwa, że nawet w środku dnia panował tu zgniłozielony półmrok. Sama wydawała się zastanawiać nad tym wszystkim. - Musiałabym się tu rozejrzeć. Zbadać to. To miejsce wydaje mi się niesamowite i rozumiem dlaczego Amazonki tak się go obawiają. Jednak natura tej tajemnicy jest dla mnie jeszcze niejasna. - przyznała, że na razie zbyt mało wie o tych zapomnianych ruinach aby powziąć ostateczną decyzję. Bertrand zaś widział, że wiele z tych głazów obsypało się, porosło mchem, zarosło korzeniami i pnączami więc na pierwszy rzut oka niewiele widać było płaskorzeźb. Eony ulew, wiatru i drążenia roślinności zrobiły swoje. Jednak nawet te kilka wizerunków jakie były widoczne lub wcześniej oczyściła nożem Vivian stwarzały obce i niepokojące wrażenie. Widać było głównie jakieś gadzie istoty. Silne i potężne. Z trofeami w postaci łbów i chyba serc. Albo zabijających jakieś istoty i potwory. A czasem czczących coś na kamiennych ołtarzach. Przy okazji złapał spojrzenie swojej siostry która się przyglądała jego rozmowie z imperialną szlachcianką jakby zastnawiała się czy podejść i dołączyć czy lepiej dać bratu prowadzić ten dialog.

Bertrand, zamyślony i nieco przytłoczony tymi widokami i słowami Vivian, skinął swojej siostrze, że może do nich dołączyć. W międzyczasie spojrzał się w stronę, w którą poszli Cartsen i pozostali.

Dalej nie było ich widać ani słychać. Jakby pochłonęły ich te starożytne ruiny o tajemniczej przeszłości. Kapitan Koenig ze swoimi gwardzistami też stała i rozglądała się co jakiś czas po okolicy ale z podobnym rezultatem. Za to siostra podeszła do brata widząc jego zachęte.

- O czym tak namiętnie rozprawiacie? - zagaiła przyjaźnie zerkając z zaciekawieniem na siedzącą szlachciankę i stojącego obok brata.

- O tych ruinach, krainie i ich tajemniczej przeszłości która wpływa na nas nawet dzisiaj. - powiedziała z uśmiechem von Schwarz.

- Ciekawy temat. Do jakich wniosków doszliście? - zapytała Izabela patrząc znów na nich oboje.

- Że to miejsce jest starsze niż Bretonia i pełne sekretów. Vivian trochę o tym wie. - szlachcic uśmiechnął się do siostry.

Zostawił zaintrygowaną Isabellę, żeby teraz to ona trochę pomęczyła Vivian pytaniami. Tajemnicza Vivian, co do której miał wrażenie, że jest kimś więcej niż zwykłą uczoną. Zachował się niehonorowo, nie mówiąc Rivierze o jej planach ale teraz nie czas było się nad tym zastanawiać, nie wiadomo kto jeszcze był z nimi w ruinach. Przeszedł się wokół miejsca gdzie czekali, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia.


 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172