Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2021, 13:28   #40
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo byłam zmęczona, ale zasnęłam w momencie, kiedy moja głowa dotknęła poduszki, więc musiałam już lecieć na oparach. Niestety doprowadzenie się do takiego stanu wyczerpania nigdy nie było dobrym pomysłem, bo wprawdzie zasypiałam błyskawicznie, ale najczęściej przypłacałam to koszmarami sennymi. Tak jak teraz.

Obudziłam się, nie bardzo wiedząc, dlaczego, może po prostu zregenerowałam już siły i miałam dosyć powtarzającego się snu. To było dziwne, jakby ktoś mi zapętlił ten sam obraz i wyświetlał w kółko w mojej podświadomości. Sama sobie to robiłam? Na pewno niecelowo. Postapokaliptyczny widok i leżące wszędzie spalone ciała mojej rodziny, bliskich i ludzi, których znałam mogły się wziąć z mojej głowy, ale ta postać chyba już nie. Czy to ona mogła mi zesłać ten zapętlony w kółko majak? Kim w takim razie była? Sen sugerował, że jednym/jedną z Zapomnianych, ale jeśli chciał/chciała żebym jego/ją sobie przypomniała to nawalanie mi tymi obrazami i słowami nie przyniosło żadnego skutku, bo żadne miano czy imię nie przychodziło mi do głowy. Chociaż trzeba przyznać, iż po przebudzeniu nadal pamiętałam samą postać, a może właśnie o to jej chodziło? Pytanie tylko co miałabym zrobić z tą wiedzą?

Kolejne pytanie brzmiało też: czy skoro Finch przyniósł mi szklankę wody do pokoju jak spałam to obserwował mnie podczas snu? Miałam nadzieję, że nie. I kolejne: czy przyszedł tutaj dlatego, że darłam się przez sen? Też miałam nadzieję, że nie.

Wypiłam wodę i poszłam do łazienki. Tam kontemplowałam także pytanie czy moimi ewentualnymi krzykami obudziłam Harry’ego.

Zeszłam na dół i zostałam świadkiem sceny jak z jakiegoś popierniczonego filmu rodzinnego. Normalnie sam cukier i sielanka, aż się zaczęłam zastanawiać czy nie wycofać się stamtąd i zostawić ich samych.

Stałam tam, trzymając w dłoni pustą szklankę, słuchając ich paplaniny i szczebiotania, ale zanim zdecydowałam co zrobić Grey wpierdolił nam się na chatę i powitał nas jakby był u siebie.

- Myślę, że musimy porozmawiać. Ty, ja i O'Hara. – Powiedział na powitanie.

- No skoro musimy - odpowiedziałam aniołowi jeszcze na tyle zaspana i wytrącona z równowagi jego pojawieniem się, że mój ton nie zabrzmiał tak ironicznie jak powinien.

Spojrzałam na trzymaną w dłoni szklankę i odstawiłam ją na stół.

Finch spojrzał z gniewem na Greya, po czym przeniósł wzrok na Harry'ego, który na widok gościa uśmiechnął się szeroko.

- O! Pan Perci! - ucieszył się szczerze.

Finch postawił jeszcze jeden talerz na stole.

- Akurat zamierzaliśmy jeść. Siądziesz.

Grey nie odpowiedział, ale podszedł do stołu, pogładził Harry'ego po głowie i usiadł na wyznaczonym miejscu.

Wzięłam swoją szklankę, nalałam sobie wody z dzbanka stojącego w kuchni, usiadłam po przeciwnej stronie stołu w stosunku do Greya i dosłownie nabrałam wody w usta. Wyszłam z założenia, że trudno rzucać przekleństwami jak coś się pije. Może powinnam nalać sobie czegoś z procentami.

Finch, z kamienna twarzą ponakładał ciepły, parujący posiłek na talerze. Zaczął ode mnie, potem dał Harry'emu, Greyowi, a na końcu sobie.

- Smacznego - rzucił.

- Wujku Perci, gdzie wujek był? - Zapytał Harry wpatrzony w Skrzydlatego, jak w obrazek.

- Pracowałem. Jak zjesz, chłopcze, zostawisz dorosłych przy stole samych. Potem przyjdę i poczytam ci książkę, jak zawsze.

- Ale nie mam książki - zmartwił się chłopiec.

- Nie szkodzi. Znam ją na pamięć - uspokoił go Grey. - Jedz. Pan O'Hara starał się, żeby było smacznie.

- Wujek Finch - wtrąciłam patrząc na Harry’ego i mrugając do niego okiem.

- Wujek Finch - zgodził się anioł i zaczął jeść.

O'Hara również zajął się posiłkiem, podobnie jak Harry, który uśmiechnął się po pierwszym kęsie.

- Smakuje? - zapytał Finch.

- Tak. Bardzo dobre jedzonko.

Zabrałam się za jedzenie. Potrawa okazała się nawet smaczna. Warzywa, kasza i sos łączyły się w ciekawą kompozycję. Obecność Greya za to stanowiła mniej ciekawą kompozycję. Jedliśmy w milczeniu. Harry skończył pierwszy. Podziękował, wstał od stołu i poszedł do pokoju Fincha, który najwyraźniej traktował już, jak własny. Zostaliśmy we troje.

- Z czym przylazłeś? - O'Hara pierwszy odezwał się patrząc na Skrzydlatego z niechęcią. - Widzisz, co się dzieje. Nie tak miało być. Nie dlatego dałem nałożyć sobie Pieczęć. Nie dlatego przystąpiłem do Towarzystwa.

- Wiem. To nie zależało ode mnie - odpowiedział Grey i spojrzał, nie wiadomo, dlaczego, na mnie.

Wstałam więc i zaczęłam sprzątać ze stołu składając brudne naczynia obok zlewu. Nie odezwałam się przy tym ani słowem.

- Nie zależało od ciebie - Finch parsknął zirytowany. - Cudownie. Jesteś jednym z archaniołów, czy nie jesteś? Patronem wszystkich, którzy do czegoś dążą, zaś noszona przez ciebie korona symbolizuje nagrodę za udany trud duchowy, że tak zacytuje mądre księgi. Chyba że mądre księgi wcale nie są takie mądre, jak archaniołowie nie są na szczycie drabiny społecznej Niebios?

Finch wycelował oskarżycielsko palec w stronę gościa.

- Mogłeś nam powiedzieć. Mogłeś uprzedzić. Mogłeś pomóc nam się przygotować. Poświęciłem ci się bez żadnych zobowiązań, jeszcze przed tym wszystkim. Uwierzyłem ci jako jeden z pierwszych. W to, że jesteś inny, niż reszta. A teraz ty mi mówisz, że poświęciłem te wszystkie lata, swoje człowieczeństwo, za nic.

- A poświęciłeś je za nic?

O'Hara parsknął.

- Jasne, że nie. Uratowaliśmy wielu ludzi. Ale co z tego, skoro teraz ich rzezacie, jak naziści ludność cywilną podczas drugiej wojny. To chore. I chore jest to, że jesteś częścią tego, tego … tego… tego gówna. A my, chcąc nie chcąc, też jesteśmy tego częścią. Miałeś być doradcą i obrońcą wszystkich, którzy pracują na chwałę Boga na stanowiskach związanych z odpowiedzialnością, którą ponoszą królowie, sędziowie, i inni przywódcy. Jehudiel, znany również jako nośnik miłości Bożej. Wiesz co. Ja pierdolę taką miłość bożą.

- Nie bluźnij! - Grey nie podniósł głosu, ale w jego tonie pojawiło się coś bardzo, bardzo niebezpiecznego.

Spięłam się cała, zmrużyłam oczy i wbiłam spojrzenie w Greya.

- Nie będę bluźnił, jeśli wy przestaniecie zabijać - Finch kontrolował się bardzo dobrze, ale widać było, że jest wściekły. - Powiedz mi, Jehudielu, jakie kłamstwa przyszedłeś nam dzisiaj naopowiadać.

- Nie przyszedłem, aby kłamać. Chciałem ci powiedzieć, że ona jest bezpieczna. Nic jej nie grozi. I że mam plan, jak to wszystko zawrócić. Nic się nie zmienia. Te śmierci nie mają znaczenia, bo ich nie będzie, jeśli uda się nam zrobić to, co planowaliśmy jako Towarzystwo. Nic się z mojej strony nie zmieniło. Będę was chronił tak długo, jak długo zdołam. Was i ludzi, których wskażecie. Wierząc, że nadal wierzycie w moje intencje.

- Kto jest bezpieczny? - Zapytałam mimochodem.

- Jego siostra - wyjaśnił anioł. - Twoja matka również i ojciec. Posłałem po nich moich żołnierzy. Są poza Londynem. W obozie dla wybranych śmiertelników przeznaczonych do Kurateli przez Zwierzchności. Przynajmniej tyle mogę zrobić. Zatrzymać zabijanie pojedynczych ludzi.

Zamyśliłam się.

- Tylko po co? Skoro te śmieci nie mają znaczenia, bo się nie zdarzą to jaki sens jest ratować pojedynczych ludzi z tłumu tracąc w ten sposób czas i zasoby, które by można spożytkować, aby te zgony się nie wydarzyły? Tylko wtedy to ma sens, kiedy się nie ma pewności czy rzeczywiście się da odmienić to wszystko. Czyli nie jesteś pewien? Czyli ta cała śmierć i zniszczenie mają znaczenie, bo nie ma żadnej gwarancji, że się nie wydarzą. – Wygłosiłam to tonem jakbym raczej dyskutowała sama ze sobą a nie zwracała się do kogokolwiek szczególnego.

- Ma znaczenie, panno Emmo Harcourt. Umieranie jest ekstremalnie bolesnym przeżyciem. W ten sposób chronimy waszych bliskich przed mękami agonii. Są wyznaczeni do ostatniej grupy, która zostanie oczyszczona.

Finch zazgrzytał zębami, ale nic nie powiedział. Jakby bał się, że nie zdoła zapanować nad swoim językiem.

- Ty nic nie rozumiesz - powiedziałam oschle do Greya patrząc mu prosto w oczy - Żyjesz tak długo, widziałeś pewnie tak wiele, ale nic nie rozumiesz.

- Nie rozumie - poparł mnie O'Hara. - Ja już doświadczyłem tego jego obcości i niezrozumienia wiele razy.

- I nawet nie dacie ludziom łaski bezbolesnej śmierci? - Zapytałam - Dlaczego?

- Nakazy Zwierzchności. - Odpowiedział, jakby to było coś, z czym nie da się dyskutować.

- Rozumiem, to znaczy, nie rozumiem, ale pojmuję. I może to dziwne, ale jest mi nawet ciebie żal. - Przyznałam ze smutkiem.

- Dobra. Załatwmy to szybko. Co mamy dla ciebie zrobić? - Finch spojrzał na Greya.

- Kontynuujcie plan. Ale nie ma zbyt wiele czasu. Zwierzchność chce zakończyć projekt „świat" i przejść do wojny na polach Har-Magedonu, w miejscu, gdzie światło i ciemność zderzają się ze sobą. Jeżeli uda się wam odmienić Rozdarcie, uda się to wszystko odwrócić. Znajdźcie Mocodzierżcę. On poprowadzi was do Katakumb Ciszy. Tam odprawicie rytuał Tańca Gwiazd. Gdy będziecie mieć wszystkie elementy, skontaktuj się ze mną. I uważajcie. Agenci Wroga działają w pobliżu. Szukają Naznaczonych i polują na nich.

Zadrżałam, gdy padło imię Mocodzierżcy. Sama nie wiedziałam, dlaczego. Spojrzałam najpierw na Fincha, a potem na Greya, próbując odczytać coś z ich twarzy.

- I to wszystko? – Zapytałam - Mieliśmy podobno porozmawiać, a jak na razie były gniewne słowa, które może i były potrzebne, ale nic nie wnosiły oraz informacje, które także nie za wiele nam dają. Może mi niewiele dają, więc może tak konkretniej, jaśniej i więcej tych wiadomości?

- Nie trzeba, Emmo. Ja wszystko ci wyjaśnię - powiedział Finch. - To mniej więcej ten sam plan, którego pierwszy krok ci przedstawiłem. Ale, Jehudielu, księga spłonęła. Musimy udać się do biblioteki Wszystkich Światów. A to już nie będzie proste. I Mocodzierżca. Naprawdę on? Ze wszystkich istot, akurat on. Wiesz, jakim uczuciem go darzę i to ze wzajemnością. On mnie zabije, gdy się spotkamy. Albo ja jego. Nie ma innej drogi?

Wstałam i oparłam się rękami o stół czując się potraktowana z góry i przez jednego i drugiego. Faceci! Czy powinnam ich oskarżyć o mizoginię i rzucić wyzwanie patriarchatowi?

- Wiecie co, chyba pójdę pograć z Harrym w jakąś grę, bo znajdę tam więcej sensu niż tutaj. Przecież powiedziałam, że te informacje nie za wiele dają, bo to są te, które już znamy i pamiętam co mi wczoraj mówiłeś, więc nie, nie musisz mi w związku z tym niczego tłumaczyć. Za to na kilka moich konkretnych pytań nie potrafiłeś mi odpowiedzieć, ale teraz jakoś już wszystko wiesz. A ja za przeproszeniem nie ruszę tyłka z tego domu jak się nie dowiem tego, co chcę wiedzieć.

Czy to było wystarczające?

- Jasne, jasne. Siadaj. Masz rację - Finch powiedział to spokojnym głosem. - Powiedziałem o pierwszym kroku. Powiem o wszystkim. To bardzo rozsądne, bo Grey przynosi tutaj niezłe brudy. Mocodzierżca. Diabli nadali. Dobra. O księdze z rytuałem już wiesz, Emmo. Mówię dalej i jakby coś pytaj, a ty - spojrzał na anioła - uzupełniaj lub prostuj, jeśli coś się zmieniło.

Grey skinął głową. Finch spojrzał na mnie szukając mojej akceptacji jego propozycji.

- Dobrze – powiedziałam cicho i usadowiłam się za stołem z rękami skrzyżowanymi na piersi sugerującymi moje podejście. Może i się wyspałam, może i się najadłam, ale kiedy teraz wtarabanił się tutaj Grey to przypomniał mi wszystko co mnie wkurzało przez ostatnie cztery miesiące.

- Plan jest taki, Emmo, że odprawimy ten rytuał Tańczących Gwiazd. Ale co do niego będzie nam potrzebne i jak on ma wyglądać, nie mam pojęcia. Nie wiedziałem, aż do teraz, że mamy go przeprowadzić w katakumbach Ciszy. To miejsce w Nieświecie, pomiędzy światami dusz i Piekłem. Nawiedzane przez cienie zmarłych i upiory. Ale ty zapewne o tym wiesz. I jeśli się nad tym zastanowić, to ma sens. Rytuał odprawiany w punkcie węzłowym, pomiędzy płaszczyznami o różnym stopniu gęstości metafizycznej. I teraz Mocodzierżca. To potężny byt. Istota, z którą spotkałem się już dwa razy. W czternastym i w siedemnastym roku. Za każdym razem Mocodzierżca dopuszczał się rzeczy strasznych, krwawych i paskudnych. Dla mnie jest gorszy niż demony. Ale to chyba relikt. Wiele lat próbowałem poznać jego imię, ale bez skutku. Po drugim spotkaniu obiecał, że wyrwie mi serce i wrzuci w ognie Piekieł. Ja mu mniej więcej to samo, ale powiedziałem, że zrobię to przez zadek czy coś. Nie rozstaliśmy się w przyjaźni. Niestety, nie mam pojęcia, jak gnoja posłać do piachu. Wydaje się być nieśmiertelny, a Grey mi w tym nie pomagał. Zwodził półsłówkami. Więc akurat pomoc Mocodzierżcy jest mi tak na rękę, jak nie wiem co. Nie można poszukać innej siły? Innego bytu? - Finch spojrzał na Greya, ale anioł pokręcił głową.

- Potrzebujesz jeszcze jakiś wyjaśnień w tej kwestii, bo jeśli nie to mamy chyba kilka pytań do Jehudiela, o naszej przeszłości, o naszej przyszłości, a ja mam jeden warunek, który musi zostać spełniony, jeśli mam zaryzykować swoje życie w spotkaniu z Mocodzierżcą. Emmo?

- Co? – Zapytałam, bo nie za bardzo wiedziałam do czego zmierzał, ale przestałam się obruszać i zaciskać ręce na klatce piersiowej.

- No, czy chcesz o coś jeszcze dopytać, nim przejdę dalej. Albo chcesz sama przejąć tę rozmowę. Myślę, że mamy do pogadania z Jehudielem o twojej Pieczęci, o Gemmie, o kilku innych sprawach. A ja chcę, nim ruszymy w teren, aby przysiągł mi, na Zwierzchność, że przestanie pacyfikować ludzi lub opóźni te działania ze swojej strony atak, jak tylko zdoła najbardziej. Nie chcę widzieć konających i płonących ludzi na ulicach, nie chcę widzieć niszczonych miast, nie chcę oddychać smrodem palonych ciał niewinnych - dzieci, kobiet, ludzi, których jedyną winą było to, że są ludźmi. Wiem, że Jehudiel może coś z tym zrobić. My narażamy się dla niego od wielu lat, pora, aby i on naraził się dla nas. A ja, ja nie chcę, by ludzi traktowano jak bydło. Bo ja nie jem mięsa od dawien dawna, właśnie dlatego, aby nie przyczyniać się do cierpień zwierząt. I serce rozdziera mi się na strzępy jak widzę to, co działo się w Londynie. I, Jehudielu, proszę, tak trochę żądając, abyś to odwlekł lub przerwał. To mój warunek. Jeśli nie - zabierz ze mnie tę Pieczęć. Bo to opiera się na wierze, Jehudielu, a po tym, na co się napatrzyłem, ciężko mi nie tylko wierzyć, w ciebie, ale nawet wierzyć, że gramy do tej samej bramki.

Spojrzał na mnie, jakby szukał u mnie poparcia.

- Nie wiem co miałabym dodać, bo to najwyraźniej jakaś przepychanka pomiędzy waszą dwójką, w którąś w jakiś sposób zostałam wciągnięta, właściwie nie wiem czemu, a chciałabym się dowiedzieć i chciałabym się również dowiedzieć tego wszystkiego o czym wspominał Finch. No i tak już podsumowując to wszystko to powiem jeszcze, że jak chcesz żebym coś dla ciebie zrobiła - spojrzałam na Greya - to bez Fincha się nigdzie nie ruszam, bo to z nim właściwie miałam umowę słowną jak przystępowałam do Towarzystwa, a nie z tobą. – Stwierdziłam stanowczo, a potem umilkłam.

- Towarzystwo to służba Zwierzchności - Grey mówił spokojnie, jakby nieprzejęty buntem ludzi, którzy mieli mu służyć. - I zaufanie. A zgodności i zaufania nie widzę w was już od dawna. Nadal jednak wierzę, że dobrze was wybrałem. I ufam, że podołacie zadaniu. Cieszy mnie twoja troska o ludzi, O'Hara. Ona pokazuje, jakim człowiekiem jesteś.

- Dupkiem - dodał Finch pod nosem. - Jestem dupkiem. To zdanie większości ludzi, jakich znam.

Grey zignorował tę wstawkę.

- Postaram się odciągać powierzonych mi żołnierzy od misji czyszczenia świata, najdłużej, jak zdołam. Ale i wy musicie się pośpieszyć. To, co widzicie, to globalna ofensywa. Wszystkie miasta mają zostać unicestwione wraz z ich mieszkańcami. Cała ludzkość musi zostać całkowicie eksterminowana.

- Pięknie - tym razem Finch założył ręce na ramiona. Miał mocno zagniewane oblicze i nie patrzył ani na mnie, ani na Percivala Greya, tylko gdzieś na szafki. - Powiedz jeszcze Emmie, jak ją okłamałeś i jak okłamałeś mnie w kwestii jej Pieczęci. Zasługujemy na prawdę. Nie sądzisz?

Anioł nie odpowiedział. Spojrzał na mnie z nieodgadnioną twarzą.

- Pytaj, proszę. Pytaj o cokolwiek zechcesz - zachęcił mnie anioł.

- Dlaczego mnie zapieczątkowałeś bez mojej wiedzy oraz zgody i po co? – Wybuchłam.

- Abyś przeżyła i abyś mogła zrobić to, do czego zostałaś stworzona i po co przyszłaś na ten świat.

O'Hara zacisnął zęby i spojrzał gniewnie na Greya, ale milczał.

- A do czego zostałam stworzona i po co przyszłam na ten świat? No i chyba ktoś miał też plan B, że jakby mi się nie udało to zrobiłaby to Gemma, prawda? – Dopytywałam dalej.

- Do pokonania Andrealfusa. Do ostatecznej klęski mojego brata. I nie wiem, kim jest Gemma. Ale nie ma planu B, bo plan A jest na tyle doskonały, że nie potrzebuje alternatywy.

- Gemma jest dziewczynką, która wygląda identycznie jak ja w jej wieku tylko piętnaście lat młodszą. I co dokładnie znaczy stworzona? – Zaniepokoiły mnie te słowa - Jak to się niby miało odbyć?

- Wszyscy ludzie są stworzeniami Bożymi - anioł spoglądał na mnie ludzkim, a jednak odmienionym spojrzeniem, jakby nie rozumiał, o co go pytałam. - Jesteście narzędziami, które Zwierzchność, w swojej nieskończonej mądrości, obdarzył wolną wolą. To czyni was unikalnymi, ale i podatnymi na grzech.

- To zupełnie nie odpowiedziało na moje pytanie. – Stwierdziłam - Chodziło mi o to, dlaczego ja mam być przydatna do pokonania Andrealfusa w odróżnieniu do jakiejkolwiek innej istoty ludzkiej?

- Bo tak przewidują Zwierzchności. A one są nieomylne. Zatem tak musi być. – Powiedział, a ja o mało nie parsknęłam śmiechem.

Finch za to pokręcił głową.

- Już wiem, jak się czułaś, gadając czasami ze mną - szepnął "konspiracyjnie" do mnie.

- To, jeśli ten plan jest taki doskonały to jakim cudem Andrealfus jeszcze istnieje? – Zignorowałam słowa Fincha i dalej przepytywałam anioła.

- Bo plan jeszcze się nie dopełnił - Grey odpowiedział z zupełnie nieruchomą twarzą. - Kiedy się dopełni, wszyscy będziemy o tym wiedzieć, bo mój brat przestanie istnieć.

- Znaczy się wszystko się zrobi samo w tej kwestii, a my nie musimy absolutnie o niczym wiedzieć, tak? – Zadrwiłam.

- Nie można wpływać na wasze decyzje. Można jedynie lekko was popychać. Inaczej wszystko może potoczyć się inaczej niż przewidują Zwierzchności.

- Dobrze, to teraz proszę przetłumacz mi to na nasz język. - Zwróciłam się z tą prośbą do O’Hary.

Finch uśmiechnął się oszczędnie.

- Emmo, mówię ja, potężny i wszechwiedzący Jehudiel, który jednak niewiele wie, jak się nad tym zastanowić, a półsłówkami, niedomówieniami i niedopowiedzeniami próbuje zamaskować swój lęk. Nie wiem, dlaczego Bóg wybrał ciebie, byś pokonała mojego brata. Nie wiem, jak masz tego dokonać. Ale będę udawał, że wszystko wiem i wszystkiego się domyślam. Lub inaczej. Emmo. Twój malutki, ludzki umysł, chociaż większy od umysłu Fincha O'Hary, który niczego z tego bełkotu nie zrozumiał, nie pojmie prawd objawionych przez Zwierzchności, bowiem nawet mój, archanielski, transcendentny i potężny umysł, nie potrafi zrozumieć, co się tutaj odaniela. Więc będę cię zwodził mądrościami rodem z odpustu, abyś myślała, że wiem, co się tutaj wyczynia. To chyba tak w skrócie.

- Acha. Rozumiem. – Pokiwałam głową do O’Hary i znowu zwróciłam do Greya - Nie rozumiem tylko dlaczego po tym jak wytarłeś sobie buty w moją wolną wolę, która to podobno jest największym darem jaki dostała ludzkość od Zwierzchności, jesteś oburzony, że ci nie ufam.

- Nie jestem oburzony. Spodziewałem się tego. Powiedziałem, że nadal ufam w swój wybór, bo to prawda.

- Czyli założyłeś, że tak się stanie, ale i tak to zrobiłeś, bo korzyści przeważały ewentualne minusy tej sytuacji. - Wytłumaczyłam to sobie. - To teraz rozumiem.

- Chociaż mam jeszcze jedno pytanie. – Przyznałam - Dlaczego zawsze mi się tak intensywnie przyglądasz? Czego szukasz? Czego się chcesz dopatrzeć?

- Jaśniejesz - odpowiedział. - Twoje zmiany zbliżają się do końcowej fazy. Krew niedługo przebudzi się z całą mocą.

- Jaka to krew? I co to oznacza? I czemu na prastare włochate stopy gnomów dowiaduję się o tym dopiero teraz?! - Znowu uniosłam się prostując się za stołem.

- Krew twoich odległych przodków. Ta krew w tobie zgromadziła się z siłą niespotykaną u większości ludzi. Tylko jednostki wyjątkowe, takie jak ty, Emmo Harcourt, były w stanie w sobie przebudzić Krew. Ale tylko nieliczne z tych wyjątkowych były w stanie przebudzić ją w pełni. Ty to uczyniłaś. Czy raczej dopełni się to w krótkim czasie, nawet wedle ludzkiej miary.

- Ale nie zamierzałeś mnie o tym poinformować, żeby nie wpływać na przebieg zdarzeń i moje decyzje - dopowiedziałam sobie złośliwie.

- Dlaczego miałbym cię o tym informować - zdziwił się anioł, chociaż jego głos pozostał niezmieniony. - Takie rzeczy, jak wiele innych, ludzi powinni poznawać sami.

- W jaki sposób ludzie takie rzeczy powinni poznawać sami? – Zapytałam.

- Empirycznie.

Finch spojrzał na Greya tak, jakby miał zamiar złapać go za kudły i powyrywać z braku piór. Ale nic nie powiedział.

- No dobrze, rozumiem, czyli na doświadczeniu, obserwacji i eksperymentach, ale nikt nie powiedział, że jak ktoś coś bada to zaczyna od zera. Zwykle badając coś mamy już pewną wiedzę zaczerpniętą od wcześniejszych pokoleń i wcześniejszych badaczy, więc nic tak naprawdę nie stoi na przeszkodzie, aby ci, którzy ustalili coś przed nami podzielili się tą wiedzą tworząc podstawę pod nasze własne rozważania i obserwacje. – Wytknęłam mu.

Zawsze mnie to irytowało. Po jaką cholerę mam sama wszystko badać, jeśli sporą część tych informacji ktoś już wcześniej ustalił? Może żyjącym cholera wie jak długo aniołom wydawało się to sensowne, ale żyjący dużo krócej ludzie mieli zdecydowanie mniej czasu na zdobywanie wiedzy, więc prosty dostęp do niej naprawdę wiele ułatwiał.

Grey nie zmieniał wyrazu twarzy.

- Twoje zdolności zrodziły się z twojej Krwi. To krew istot, które przed tysiącleciami przegnano z tego świata, bo chciały być równe Stwórcy. Na rozkaz Zwierzchności zostały zamknięte w miejscu, do którego nie można się dostać i zapomniane. W żyłach ludzi z mocami płynie krew Zapominanych. I ta krew, gdy doszło do Rozdarcia, przebudziła się. Chociaż niektórzy poczuli już wcześniej to, co się wydarzy. Każde z was jest potomkiem, w dalekiej linii, Zapomnianych. Istot, bytów, które nie powinny istnieć, bowiem chciały wynieść się ponad Stwórcę i jego Dzieło.

Usiadłam.

- Dziękuję za to co mi przekazałeś - Powiedziałam spokojnie i bez ironii. - I pozwól, że jeszcze cię o coś zapytam. Czy uważasz, że dzieci ponoszą odpowiedzialność i winę za grzechy swoich przodków?

- Zwierzchność tak twierdzi. Tak nakazuje - odpowiedział zgodnie z moimi oczekiwaniami Skrzydlaty.

- Zawsze sądziłem - O'Hara odezwał się po dłuższej przerwie - że w żyłach takich osób jak Emma czy ja płynie krew fae, albo aniołów, albo demonów. Przez jakiś czas, jak wiesz, prowadziłem dość dokładne badania na ten temat. Kiedy się spotkaliśmy dyskutowałem z tobą o tym. To były długie rozmowy. Czemu mi wtedy tego nie powiedziałeś?

- Bo nie można było mówić o Zapomnianych. Ale teraz, kilkoro z nich powróciło na wasz świat. I dlatego Zwierzchność podjęła decyzję, by spełnić wolę Stwórcy, żeby zniszczyć was i ich, ostatecznie i bez wahania.

- To czemu tego nie robisz? Czemu nas nie niszczysz tylko z nami rozmawiasz? – Zapytałam.

- Bo pokochałem wasz gatunek.

- Czyli ta cała apokalipsa ma miejsce, bo kilku Zapomnianych wydostało się ze swojego więzienia? – Drążyłam dalej.

- Nie tylko. Zwierzchności zdecydowały, że tak być musi.

- A co z tymi Zapomnianymi, czy oni mogą coś zrobić, coś zdziałać, wpłynąć w jakiś znaczący sposób na to co się dzieje? – Ciągnęłam przepytywanie.

Grey zmrużył oczy. Na jego obliczu pojawił się naprawdę okrutny grymas. Chyba pierwsze uczucie jakie okazał od momentu jak tu się zjawił. Okrucieństwo. Naprawdę? Tylko to potrafił przywołać na swoją twarz? Ciekawe od kogo się tego nauczył? I czemu nie nauczył się okazywać innych uczuć? Nie chciał ich okazywać czy innych po prostu nie odczuwał?
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline