Ktos sie zbliza.
Uslyszala w swojej glowie i przestraszona rozejzala dookola. Faktycznie od strony, z ktorej tu przyszla zblizal sie Gawin. Zdziwilo ja nieco to, ze idac patrzy pod nogi. Czyzby cos zgubil? Wtedy uslyszala jego slowa.
-Midi potrzebujemy Cię Harab nie jest w zbyt dobrym stanie.
Harab.... Zapomniala o Harabie, a ona przeciez tak krwawil gdy widziala go ostatnim razem.
Musze isc Rubinie... Moj przyjaciel.. Towarzysz... On... Ja musze mu pomoc ale...
I spojzala besti w jej zielone oczy z niemym blaganiem o pozwolenie odejscia. Nie wiedziala dlaczego tak sie zachowuje w stosunku do smoka. Cos kazalo jej tak postepowac, a ona nawet nie chciala sie sprzeciwiac temu nakazowi.
Idz. Bede w poblizu.
W jego slowach nie bylo zawodu ani gniewu. Midnight bardzo to ucieszylo gdyz nie chciala sprawic zawodu ani Harabowi i reszcie druzyny ani tez nowo poznanemu Rubinowi. Usmiechnela sie jeszcze na pozegnanie po czym pobiegla w strone Gawina. Jej kroki byly dziwnie lekkie, a ona sama nie czula wcale zmeczenia ani bolu ran. Ze zdziwieniem spojzala na reke z ktorej zsunal sie opatrunek. Byla zdrowa. W pelni nienaruszona skora, brak sladow po szwach. Nic....
Uznaj to za podarunek. Nie powinnas tak cierpiec przyjaciolko.
Uslyszala glos w swojej glowie i usmiechnela sie szczesliwa. Gdy wreszcie dobiegla do Gawina poprosila go aby zaprowadzil ja do Haraba. Mezczyzna z niewiadomych przyczyn wciaz trzymal glowe nisko wlepiajac swoj wzrok w poszycie.
- Zgubiles cos waznego?
Zapytala z troska.
************
Gdy dotarli do pozostalej dwojki Mid przez chwile nie mogla uwierzyc w to co widzi. Harab, ten dzielny i silny mezczyzna lezal teraz nieprzytomny i slaby niczym dziecko. Szymon najwyrazniej nie mial pojecia co robic gdyz stal jedynie i wyczekiwal ich przybycia. Mezczyzni... Natychmiast przyklekla obok nieprzytomnego wydajac jednoczesnie rozkazy Szymonowi i Gawinowi.
- Gawin skocz szybko do koni i przynies mi buklak z gorzala. Oni napewno mieli cos takiego ze soba. Szymon skocz na konia i przywiez mi z twojego domu moja torbe i jego juki. Tam sa odpowiednie medykamenty. Ruszcie sie do diabla.
Ona sama zdjela temblak z szyji i przewiazala nim jego reke powyzej rany. Nie za mocno ale i nie za slabo. Ot tak aby powstrzymac krwawienie choc troche dopuki nie dostanie w swoje rece torby i jukow. Potrzebowala wody. Tylko gdzie do diabla moze zdobyc czysta wode tutaj... Nigdzie nie widziala zrodla, ani nawet rzeczki.
Na lewo od ciebie jest niewielkie zrodelko ukryte wsrod gestych zarosli. Woda w nim jest czysta i przyjemnie chlodna.
Usmiechnela sie.
- Dziekuje przyjacielu.
Rzucila na glos i pobiegla szybko we wskazane jej miejsce. Fatycznie zrodelko bylo trudno dostepne ale i rosly tam ziola na ktorych widok wydala z siebie krotki okrzyk radosci. Nazbierawszy szybko czesci z nich i nabrawszynieco wody do duzego liscia zwinietego w rog, ruszyla ostrozenie w droge powrotna.