Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2021, 16:07   #45
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Pyszna herbatka. I pięknie podana.

- Niezła zmiana tematu. – Parsknęłam.

- No nie - uśmiech na jego twarzy poszerzył się. - Czasami lepiej nie brnąć w takie wynurzenia. A mam ich wiele. Tego co żałuję, bo mogłem jeszcze z tobą zrobić, a nie zrobiłem. I nie mam tutaj na myśli łóżkowych spraw - spojrzał na mnie ciepłym spojrzeniem. - Tylko na przykład spacerów wieczorami nad Tamizą w oparach trawki palonej w ukryciu przez młodociane pary, wspólnych wyjazdów, gdzie podróż byłaby bardziej istotna od celu, kolacji przy świecach - bo znów wyłączyli prąd w Londynie, herbaty w herbaciarni - gdzie wszyscy ci ludzie wokół będą się zastanawiali, ile ten brzydal ma kasy, że ta piękna kobieta obok niego jest z nim. Wielu rzeczy, które te cholerna jełopy ze skrzydłami postanowiły nam zabrać. I wiesz co, to wojna. Wojna o ludzkość i owszem, ale przede wszystkim wojna o to, że zabrali nam to wszystko i jeszcze więcej. I nie tylko nam, ale innym ludziom również. Może nie spacery ze mną, czy herbatę z tobą, oczywiście, ale wiesz, co chcę powiedzieć, prawda Emm. Ktokolwiek wejdzie pomiędzy Fincha O'Harę i jego miłość, może spodziewać się tego, że, jak to mówi nasza przyjaciółka, skopię mu dupę.

Potrząsnął głową, niczym bokser przed wyjściem na ring.

- Ale się nakręciłem. Niech mnie. – Uśmiechnął się przepraszająco.

- No właśnie słyszę, ale nie przeszkadza mi to. Mów proszę dalej. Opowiedz mi więcej. – Poprosiłam wpatrując się w niego.

- Odebrali mi możliwość wręczenia ci bukieciku kwiatków, bez okazji, tak abyś myślała, co też przeskrobałem tym razem. Albo możliwość czytania razem książki, gdzie mógłbym ci potem z należytą wyższością próbować wyjaśnić zawiłe kwestie, póki bym nie zorientowałbym się, że robisz ze mnie balona i rozumiesz to, co w niej jest lepiej niż ja. I możliwość pójścia razem do teatru, na jakąś sztukę, podczas której zasnąłbym w połowie drugiego aktu i swoim chrapaniem przyciągnąłbym uwagę innych widzów, a ty zastanawiałabyś się, za co musisz się wstydzić, chodząc z takim nie wyedukowanym prostakiem, jak ja. I to nam zabrali, gnojki. No i trochę ja, swoją opieszałością i durnotą.

- Akurat za tymi rzeczami z twojej drugiej wypowiedzi to bym nie tęskniła. - Parsknęłam śmiechem. - Nie cierpię dostawać kwiatów, bo uważam, że ścinanie ich, żeby komuś zrobić chwilową przyjemność nie ma sensu. Jak ktoś chce, abym zobaczyła piękne kwiaty to niech zabierze mnie do ogrodu albo na łąkę. Gdybyś mi chciał tłumaczyć zagadnienia z książek niepytany to by się skończyło kłótnią albo fochem, albo jednym i drugim, no i tak samo by się skończyło jakbyś mi zasnął w teatrze na sztuce. Aż samo słuchanie o tym zmroziło mi krew w żyłach. Za to spodobało mi się to wszystko, co mówiłeś wcześniej.

- Wiem, wiem, że to drugie, to rzeczy, których nikt normalny nie lubi. Specjalnie je wymieniłem, abym miał mniejszy dysonans poznawczy. Woda na makaron zaczyna się gotować. - wstał i zajął się odmierzaniem porcji jedzenia. - Ja nie jestem bardzo głodny, ale wiem, że muszę zjeść. Ile ty będziesz chciała tego makaronu?

- Myślałam, że nadal będziesz wymieniał te przyjemne rzeczy, bo zapomniałam, że jak zrobisz coś miłego to musisz to od razu stonować czymś mniej miłym. A makaronu to nie wiem rzuć dla mnie ze dwie garście i wystarczy.

- Już się robi. Jakoś tak, jeszcze nie do końca potrafię być miły. Wiesz. Maska noszona przez tyle lat. Trudno odwyknąć. Ale obiecuję poprawę. Myślę, że do końca świata dam radę się zmienić.

- Może źle się wyraziłam. Ty potrafisz zrobić coś miłego i często robisz miłe rzeczy, ale przy tym musisz powiedzieć coś mniej miłego, żeby stonować to co zrobiłeś. W ten sposób działasz. I wtedy ja mam dysonans poznawczy, bo mi się nie spina to co mówisz i to co robisz. – Wyjaśniłam o co mi chodziło.

Pokiwał głową na znak, że zrozumiał, co chciałam mu wyjaśnić, jednocześnie odmierzając makaron.

- Wiesz. Ten makaron z serem to amerykańskie żarcie. Ser będzie żółty i jakiś lekko podpleśniały, nie wiem czy naturalnie, czy taki miał być. Do tego trochę przypraw i zapychacz arterii gotowy. Na szczęście nie mamy tyle czasu, by zabił nas zawał. Zresztą, po prawdzie, to spaliliśmy w wyjątkowo przyjemny i satysfakcjonujący sposób sporo kalorii i energii. - Posłał mi łobuzerski uśmieszek.

- A co, nauczyłeś się tego przepisu jak byłeś w Stanach? – Zapytałam.

- Tak. To proste żarcie z Bostonu. Dają je w ichniejszych jadłodajniach. Tam generalnie dużo ludzie jedzą. Byłem w Północnych Stanach Ameryki. W zasadzie to na wschodnim wybrzeżu. Boston, Nowy Jork i Filadelfia.

- Co tam robiłeś? – Pytałam dalej.

- Mówiłem już. Sprawa związana z rytuałem. Zaraz po tym, jak nie wyszło nam tutaj z Aderfiutkiem. Już wtedy Grey planował odwrócenie Fenomenu. A ja byłem jego najważniejszym graczem na polu gry. Pierwszym, którego obdarzył Pieczęcią. Spotykałem się z tamtejszymi Fenomenami, magami, okultystami i nawet z dwoma potężnymi Reliktami pochodzenia natywnego, znaczy indiańskiego. Nic wartego wspominania. Część z tych spotkań była dla mnie bolesna. Część, to były rozmowy. A rozmów z ludźmi nie lubię, jeśli nie muszę. Są od tego wyjątki, ale nieliczne.

- Bolesna, dlaczego? – Zaciekawiłam się - Znaczy nie mów, jeśli nie chcesz. – Dodałam szybko.

- Tobie, kochanie, mogę mówić wszystko. Bo obiecałem, że będę szczery. Bolesne, bo dwa razy chciano mnie zabić, a raz niemal to zrobiono, gdy jeden z tych reliktów obrzygał mnie kwasem. Takim, który spalił mi skórę na piersi i wżarł się w organy wewnętrzne - wzdrygnął się wyraźnie na wspomnienie bólu, jakiego musiał wtedy doświadczyć. - Miał być sojusznikiem, ale nie był i zupełnie nie spodziewałem się ataku. Mój błąd.

- Szczery - tak, ale to nie oznacza, że musisz mi mówić wszystko, przecież możesz mieć opinie, przemyślenia czy wspomnienia, którymi się nie chcesz z nikim dzielić. To jak najbardziej w porządku. – Tłumaczyłam - I przykro mi, że tak cierpiałeś. Chcesz się przytulić? – Zapytałam z troską.

- Gotuję - uśmiechnął się. - Ale możesz to zrobić, tylko ostrożnie, bym nie wylał na nas wrzątku. Uścisk od ciebie to zawsze coś mile widzianego. Dziękuję. Za tę troskę. Ale cierpiałem wiele razy. Taki już mój chyba los. Pieczęć pozwoliła mi przetrwać koszmarne rzeczy. I dlatego mamy okazję rozmawiać i nie tylko.

- Zakładam, że gdybyś nie miał Pieczęci to byś też mniej ryzykował. Teraz wiesz, że możesz sobie pozwolić na więcej.

Wstałam od stołu, podeszłam do niego od tyłu i delikatnie go objęłam. W odpowiedzi zamruczał wyraźnie zadowolony.

- Buziak dla kucharza dopiero po obiedzie - zażartował.

- Nie ma sprawy - Puściłam go i wróciłam do stołu.

Usiadłam i zajęłam się resztką swojej herbaty.

Finch wsypał makaron do gotującej się wody i zajął się krojeniem sera. Potem posiekał zioła, które hodowaliśmy w doniczkach w kuchni. Co jakiś czas spoglądał na mnie i uśmiechał się lekko. Aż mnie kusiło, żeby zapytać go o czym w tym momencie myślał, ale uznałam, że nie powinnam być aż tak wścibska, bo gdyby chciał o tym mówić to by mi sam powiedział.

- Wolisz mocno przyprawione, na ostro? W Ameryce jadłem najostrzejszy makaron z serem. Palił gębę, jak diabli. Nie mamy tutaj takich papryczek, jak tam, ale mogę zrobić coś na ostro. Jak wolisz?

- Nie przepadam za ostrym jedzeniem. – Przyznałam.

- Tak myślałem - mrugnął. - Generalnie jesteś dość łagodną istotą. Zrobię na delikatnie, bez obaw. Ja wtedy jadłem to jako zakład. Spaliło mi gardło, ale wygrałem. Tylko, kurde, cierpiałem jeszcze dzień później. No, ale wygrany zakład, to wygrany zakład, no nie.

Podszedł do zlewu i odlał makaron.

- Teraz patelnia. Gdzieś tutaj powinna być? - zaczął przeszukiwać szafki.

A ja prawie się oplułam herbatą jak usłyszałam jego słowa.

- Nikt mnie nigdy nie nazwał łagodną istotą. – Wyznałam - Aż nie wiem co mam na to odpowiedzieć.

- Nie opluwać herbatą, to po pierwsze. A po drugie, znam cię na tyle dobrze, że mogę z ręką na sercu przysięgać, że jesteś zła tylko na tych, którzy zasługują na twój gniew. I masz w sobie troskliwość i odpowiednie pokłady tolerancji. Aniołem nie jesteś, ale przestałem ich lubić, więc może to i lepiej. Ale tak, podtrzymuję swoje słowa. Jesteś dość łagodną istotą, w gruncie rzeczy.

- Wcześniej miałam wrażenie, że za bardzo mi słodzisz, ale teraz po tym tłumaczeniu to nie wiem czy nie powinnam się obrazić. – Zaśmiałam się.

- Nie powinnaś, no chyba, że chcesz. Gwoli wyjaśnienia, nie miałem nic złego na myśli. Chwalę cię, tak trochę nieudolnie, ale szczerze. Powinienem powiedzieć, po młodzieżowemu, że Emma to cool babka jest i tyle. Ale, jak to ja, próbuję to ubrać w fikuśne porównania i nadać temu finezyjną, oczywiście w moim mniemaniu, retorykę. Jednym słowem, plotę pierdoły. Ale to był komplement. Taka była jego intencja.

- No mam jakieś mieszane odczucia względem twoich słów, więc chyba lepiej zostawić ten temat. Powiedz lepiej czy nie potrzebujesz przy czymś pomocy?

- Nie. Zrobię pyszne, jak na amerykańskie standardy, jedzonko. Ty siedź i odpoczywaj. Zbieraj siły i rozkminiaj plany. Albo zabawiaj mnie rozmową, abym nie musiał gadać głupot, co?

- No właśnie próbuję cię zabawiać rozmową, ale to chyba nie powstrzyma cię od gadania głupot. Już taki twój urok, że gadasz głupoty.

- A to fakt. Ale mam propozycję. Prowadzimy konwersację w stylu poznajmy się lepiej. To znaczy, poznaliśmy się już dość blisko, że tak powiem. Ale, w gruncie rzeczy, nie wiemy o sobie wielu rzeczy. Na przykład, Emmo, jakie jest twoje ulubione danie?

- Wegetariańska zapiekanka pasterska. I nieskromnie powiem, że robię jedną z lepszych. Musiała być dobra, żeby mi się udało przekonać moją rodzinę do jedzenia jej zamiast klasycznej wersji z mięsem. A twoje ulubione danie?

- Ciasto czekoladowo-guinnessowe. Jedno z tradycyjnych ciast irlandzkich. Ale to chyba deser. A danie. Frytki z octem. Uwielbiam. Smak dzieciństwa, bo ojca nigdy nie było w domu. Kupowałem takie smażone w małej smażalni. Były to bardziej ćwiartki ziemniaka i stary Pitt posypywał je specjalną mieszanką przypraw, której sekretu strzegł do śmierci. Albo dobrze zrobiony colcannon. Ale chyba jednak te frytki. A kolor. Jaki masz ulubiony kolor?

- Czy ja wiem - Zastanowiłam się chwilę - sądząc po ubraniach, które noszę to chyba czarny, ale tak żeby na niego patrzeć to może morski, taki stonowany niebieski. A ty?

- Ja - zaśmiał się. - Jestem Irlandczykiem, więc to oczywiste, że szmaragdowy i zielony. Serce każdego Irlandczyka ma taką barwę, jak jego ojczyzna. Ulubiony wykonawca lub artysta?

- Grupa. The Mekons. Uwielbiam ich.

- Dla mnie U2 i wasz David Bowie. Ale słucham też klasycznego rocka i nieco folkowych kawałków. Alkohol, drink?

- Czy to wyda ci się dziwne, że lubię czystą białą schłodzoną wódkę?

- Twardzielka - zaśmiał się, i ustawił patelnię na płomieniu butli gazowej. - Ja lubię wódkę z sokiem żurawinowym, jeśli chodzi o białą. No i whiskey z ciemnym piwem. Nazywaliśmy to "porypany irlandczyk". Książka lub autor?

- “Nasz wspólny przyjaciel” Dickensa. Wiem, mniej popularna i znana niż “Wielkie nadzieje” czy “Oliver Twist”, ale najbardziej ją lubię.

- Z autorów, to chyba teraz najbardziej lubię Emmę Harcourt. Ale z książek, to nie bardzo. Z książek, to "Alicję w krainie czarów". Jest tak pokręcona, że strasznie mi się podobała. Ulubiona pozycja w łóżku?

- Myślałam, że wybierzesz coś Oskara Wilde’a albo Jamesa Joyce’a, no wiesz z irlandzkiego pisarstwa, a nie Angola. - Uśmiechnęłam się łobuzersko. - A z pozycji to już wiesz, że lubię spać na brzuchu.

- Ah. Przejrzałaś mnie, cwaniaro. - Zaśmiał się serdecznie, wyraźnie rozbawiony. - Myślałem, że powiesz, że lubisz na górze, nawiasem mówiąc, ja też lubię, gdy jesteś na górze, a ja odpowiem, a ja śpię na prawym boku. Ale czujność cię uratowała, moja ty mądra i śliczna pani Emmo. Dobra. Teraz coś spokojniejszego. Ulubione zwierzę, niekoniecznie domowe?

Skrzywiłam się.

- Wiem, że to zabrzmi źle, ale nie przepadam za zwierzętami. Nie mieliśmy zwierzątka domowego, kiedy byłam dzieckiem i później, kiedy już dorosłam także żadnego nie trzymałam w domu. Nie to, żebym coś miała przeciwko zwierzętom ogólnie, ale nie uważam, aby trzymanie ich w domu było czymś pozytywnym. - Spojrzałam na niego przepraszająco.

- Moje to sowa. I jeleń. Nie pytaj, dlaczego. Po prostu mi się podobają. Sowa ma takie świetne oczy, a jak ci zahuka w nocy to można nawalić w gacie ze strachu. No przynajmniej przed Fenomenem to mocno działało. Chciałem, jak byłem małym ludkiem, umieć tak hukać jak sowa. No a jeleń, bo wygląda, kurde, majestatycznie. Kiedyś ojciec wziął mnie na polowanie i ustrzelił biednego jelonka. Od tej pory nie jadłem mięsa, jak widziałem to biedne zwierzę, w kałuży krwi, tylko dlatego, że myśliwi mieli mieć rozrywkę. Dobra. Dorzucam ser. Za kilka minut jemy. Ulubiony napój nie alkoholowy?

- Koktajl truskawkowy.

- Mój, koktajl, ale jagodowy. Ulubiony superbohater? I nie można wymieniać Fincha O'Hary.

Zaśmiałam się z żartu.

- Oczywiście Batman. Nie ma supermocy, ale bazuje na swojej inteligencji, sprycie i wykorzystuje to co ma do granic możliwości bez uciekania się do rozbuchanych mocy. No i zawsze czai się gdzieś w cieniach, a to do mnie wyjątkowo przemawia.

- U mnie Darwin z X-menów lub Gambit. Ten pierwszy potrafił dostosować się do wszystkiego. Ten drugi miał fajną przeszłość i generalnie nieźle rzucał kartami. - Finch wrzucił coś na patelnię, co zaczęło skwierczeć i pryskać, a potem dosypał ser. Zaczął intensywnie mieszać potrawę. Potem przerwał i poszatkował umyte wcześniej zioła, a gdy skończył, wrócił do mieszania. - Najprzystojniejszy facet - aktor, piosenkarz lub ktoś taki, sprzed Fenomenu, do którego wzdychała młoda Emma? Ja oczywiście powiem, jaka to była kobieta, bo faceci, nic a nic, mnie nie kręcą i nie kręcili.

- Tego pierwszego nie znam, to znaczy nigdy o nim nie słyszałam – Przyznałam mając na myśli Darwina z X-men. - Do kogo wzdychałam? – Zamyśliłam się - A wiesz, że nie pamiętam. Naprawdę. Jak o tym teraz myślę to nie potrafię sobie nikogo takiego przypomnieć. – No powiedzmy.

- A wiesz. Ja w sumie też. Może to była Salma Hayek, a może Winona Ryder. Nie pamiętam. Ostatnie pytanie i siadamy jeść. Może ty je zadaj, bo jak do tej pory ja narzucałem kierunek pytań, a w sumie ty też powinnaś mieć szansę dowiedzieć się czegoś o mnie, co byłoby dla ciebie ważne?

- Na razie to mam pytanie co do tych kobiet. Same ciemnowłose, naprawdę? A gdzie rude, piegowate Irlandki? Ewentualnie blondynki, co? – Podpuszczałam go lekko.

- Może miałem ich zbyt dużo wokół. No, ale Irlandki też są ciemnowłose i blade. Zresztą, uroda to rzecz drugorzędna. U kobiety liczy się charakter i mądrość. To, że ty masz, poza tym świetne ciało i piękną buzię, to niesamowity dodatek do doskonałości w tych dwóch wcześniejszych przymiotach.

Udałam, że nie słyszałam jego komplementów i je zignorowałam.

- A może to Ala zraziła cię do rudowłosych kobiet? - Zapytałam ze śmiechem.

- Ala ma czerwone i farbowane włosy. W sumie to nawet nie mam pojęcia, jaki ma ich naturalny kolor.

- Ostatnio jak ją widziałam bez farby na włosach to miała srebrne, świecące, a jakie miała wcześniej przed zmianami to też nie wiem.

- Chyba nikt nie wie. Podasz talerze? Serokluchy gotowe. Powiedz, ile ci włożyć?

- Z siedem cali. - Odpowiedziałam odruchowo. - Co? A tak. Już podaję talerze. – Wstałam, wyjęłam dwa talerze z szafki i postawiłam je na blacie.

Finch zaśmiał się po mojej odpowiedzi i zanosił się śmiechem przez dłuższą chwilę, aż łzy rozbawienia popłynęły mu po policzkach.

- To ci się udało - opanował rozbawienie i podszedł z parującą patelnią. Zaczął nakładać coś, co wyglądało jak jednolita, makaronowa masa, ale pachniało dość obiecująco. - Mów, kiedy przestać - Nakładał, aż powiedziałam, że wystarczy a wtedy nałożył sobie, a potem podszedł z deską, na której pokroił wcześniej zieleninę. - Nie jedz od razu. Trzeba posypać ziołami i wymieszać, wtedy jest smaczniejsze. Można też posolić i popieprzyć dla smaku.

- Posyp sobie, ile potrzebujesz i smacznego. - Postawił deskę na stole pomiędzy naszymi talerzami i usiadł na swoim miejscu.

- Bądź wyrozumiała dla kucharza - poprosił.

- Oczywiście - Odpowiedziałam posypując danie zieleniną.

- Może być – Stwierdziłam, kiedy już wszystko zjadałam - chociaż nie zostanie to moim ulubionym daniem. - Odstawiłam talerz na blat.

- I co teraz? Bo ja muszę chwilę odpocząć po jedzeniu. – Kluski były dość sycące a ser wręcz zapychający.

- Ja też. Pójdziemy do łóżka. Poleżymy. Poprzytulamy się? Nic zdrożnego, no chyba, że będziesz chciała.

- Zbyt jestem objedzona na zbyt drożne rzeczy, ale kudlusianie się brzmi zachęcająco.

Pozdejmowałam rzeczy ze stołu i odstawiłam je na blat kuchenny. Takie sprzątanie nie miało za wiele sensu, bo i tak nie można było umyć naczyń, ale nie potrafiłam tego nie zrobić.

- To chodź - Zachęciłam Fincha i ruszyłam do jego pokoju.

Ułożyłam się na łóżku z tej samej strony, z której ostatnio tutaj spałam a on ułożył się obok mnie z rękami pod głową. Westchnął.

- No to jesteśmy. Będziesz drzemała? Jak w przedszkolu?

Przytuliłam się do niego.

- Nie wiem. Zobaczę. Nie jestem senna, ale może ten makaron z serem mnie do tego nakłoni, a jak nie to sobie poleżę chwilkę.

- To ja cię posmyram po główce - zaczął delikatnie przeczesywać moje włosy palcami. - Lubię twoje kudełki.

- Kudełki! - Prychnęłam. - Wiesz, jak trzeba się postarać i nawysilać, żeby mieć takie kudełki.

- Myślałem, że ty po prostu jesteś piękna. I że nie musisz się starać czy wysilać - delikatnie masował mi skórę na głowie palcami, jednocześnie bawiąc się moimi włosami.

- Oczywiście, że jestem i nawet nie myśl inaczej. Po prostu pomagam temu co dostałam od losu.

- Kurde. W sumie widzisz, ja na los nie narzekam. Może i jestem średnio piękny, czy też piękny inaczej nawet, ale zobacz, jaką wyrwałem dziewczynę. Piękno w czystej postaci. Że tak powiem, esencjonalne.

- Ale, że tak krytycznie mówisz o sobie? – Przechyliłam głowę, żeby mu się przyjrzeć - Nie spodziewałabym się tego.

- Wiesz. Facet musi być ładniejszy od diabła. I tyle wystarczy. Musi mieć charakter, siłę i charyzmę. Takie stereotypowe myślenie, z którym ja, oczywiście się nie zgadzam.

- Nie zgadzasz się? A czemu? Bo w twoim przypadku wszystko się zgadza. - Zaśmiałam się.

- Słuchaj. Ja jestem chłopak, który kantuje. Siłę miałem przeciętną, ale Pieczęć zrobiła ze mnie koksa. Charyzma, proszę ja ciebie, pożal się losie. Ludzie pluli za moimi plecami i mieli ochotę udusić mnie moimi własnymi flakami, i to wiele razy.

- Po pierwsze to uznałam, że mówisz o takiej sile wewnętrznej, a nie takiej mierzonej tym, ile wyciskasz na ławeczce. Po drugie trzeba mieć specjalne zdolności i umiejętności, żeby potrafić aż tak wkurwiać ludzi.

- No! - Powiedziałam dobitnie i cmoknęłam go w czółko.

- Pięknie panience dziękuję - też się odwrócił i pocałował mnie w skroń. - Mężczyzna lubi, jak się go chwali za dokonania. Do tej pory było mi to obojętne, ale jakoś tak, usłyszeć takie słowa z twoich ust, to bardzo, bardzo miłe.

– A to w nagrodę, że tak ładnie mnie analizujesz. – Pocałował mnie w policzek.

- Rozumiem, że teraz już nigdy nie będziemy się kłócić i na wszystko co powiem będziesz reagował pozytywnie, co? – Zadrwiłam.

- Nie. - Pocałował mnie raz jeszcze. - Jak chociażby teraz. Powiedziałem nie, czyż nie.

- Mówienie “nie” może być pozytywne. Przez niepozytywną reakcję mam na myśli utarczkę słowną lub kłótnię.

- Ja nie lubię się kłócić. Wolę nie tracić energii na tego typu aktywności, jeśli wiem, że mam w czymś rację. Nie staram się też na siłę przekonywać głupców do tego, że się mylą. Nie ma takiej potrzeby. Nie zrozumieją.

- A co jak nie masz racji? – Zapytałam.

- To się do tego przyznaję. Korona mi z głowy nie spadnie. Wiele razy już przecież pokazywałem, że zgadzam się z twoją argumentacją, bo uznałem ją za celniejszą i bardziej przemyślaną, niż moja. Tylko głupiec upiera się przy swoim wbrew rozsądkowi. - Odpowiadając przerywał tylko na chwilę pocałunki.

- Dekoncentrujesz mnie specjalnie, żebym nie znalazła kontrargumentów na twoje argumenty? - Zapytałam.

- Nie. Absolutnie nie. Myślę, że poradzisz sobie z odpowiedzią nawet w takich warunkach. Zresztą mieliśmy się kudlusiać. To cię kudlusiam.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline