Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2021, 16:16   #46
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Nie wiem, czy całowanie podpina się po kudlusianie, ale niech ci będzie. - Pogładziłam go dłonią po klatce piersiowej i brzuszku.

- Hej, hej! Tam mam łaskotki. To będzie wypowiedzenie konfliktu - ostrzegł, lekko chichotając, oczywiście udając nieudolnie.

- Przecież cię tylko pogłaskałam, a nie pogilgotałam. Zupełnie inne po.

- No dobra. Udawałem. Masz mnie - przytulił mnie mocno.

- Wiesz. Nad czymś się bardzo zastanawiam. – Powiedział po chwili - Jak dotrzemy do "Radości" wydaje mi się, że powinienem powiedzieć Kopaczce, że nie ma co już do mnie startować, bo znalazłem panią mojego serca.

- Myślę, że trzeba z nią porozmawiać, bo sekrety i niedopowiedzenia, jak już nieraz wspominałam, są czymś co dzieli ludzi bardzo mocno. – Poparłam go - Do tego wolałabym, żeby nie było między mną a Alą i tobą a Alą jakichś niezręcznych pretensji czy żalów. Zresztą Ala była numerem dwa na liście moich obiekcji odnośnie do zaangażowania się w potencjalną relację z tobą.

- Dlaczego? - zaciekawił się.

- Co, dlaczego? – Odpowiedziałam.

- Dlaczego akurat ona była numerem dwa no i kto był w takim razie numerem jeden?

- Numer jeden to nie był człowiek, a Ala była numerem dwa, bo jej sprawa był istotniejsza niż sprawa numer trzy, ale nie tak istotna jak numer jeden.

- Dobra. Czyli Grey był numerem jeden, tak? No a kto był numerem trzy, czy też co to za sprawa numer trzy? I ile jeszcze tych numerów było - widać było, że ta rozmowa go zaczyna fascynować.

- Nie, nie, nie. – Zaprotestowałam - Opatrznie to wszystko zrozumiałeś. Mówiłam ci już wcześniej, że miałam trzy obiekcje, trzy argumenty przeciwko naszej ewentualnej bliższej relacji. Pierwszy - najistotniejszy, drugi - mniej istotny, ale dość ważny i trzeci - najmniej istotny. No i żaden z nich to nie był Grey, on by mnie w żaden sposób nie zniechęcił do umawiania się z tobą. Rozumiesz?

- Nie - uśmiechnął się rozbrajająco. - Alicja, argumenty, pogubiłem się.

- Mam ci to tłumaczyć czy już nie ma to sensu? – Zapytałam.

- Nie musisz. Teraz jesteśmy w tym, no związku, przepraszam, relacji, tak?

- No tak mi się wydaje, a tobie? – Zapytałam ostrożnie.

- No, Emm, jakby było inaczej, to wyszedłbym na puszczalskiego - zaśmiał się. - Ja jestem w związku po same … uszy. Zdecydowanie tak. I bardzo, bardzo, bardzo mi ta sytuacja pasuje. Nie zaprzeczam, że jestem teraz najszczęśliwszym facetem na ziemi. No, może poza takim jednym Jimmym z bostonu, ale on został kopnięty w głowę przez wendigo i rechotał ze wszystkiego, ślinił się i cały czas uśmiechał, zagubiony w swoich uszkodzeniach w mózgu. Straszne, ale faktycznie był szczęśliwy.

- Musiałeś mi okrasić to co powiedziałeś na początku opisem śliniącego się Jimmy’ego? Co? Poza tym wierz mi po tak długiej przerwie jaką miałeś nawet jakbyś poszedł do łóżka z całą grupą osób to nie wyszedłbyś na puszczalskiego. – Stwierdziłam.

- Moim problemem jest to, że nie pójdę do łóżka z nikim, komu nie ufam w stu procentach i nie kocham, co jest rzadko u mnie spotykanym połączeniem. Taki kiepski, romantyczny Irlandczyk ze mnie. Mało rozrywkowy. Ale powiem ci. Warto było czekać ten cały czas na ciebie. I gdyby mi ktoś powiedział, że mam czekać drugie tyle, ale, że tak to ujmę, nagrodą będziesz ty, czekałbym nawet w haremie chętnych nałożnic sułtana, który ten sprezentowałby mi za moje zasługi. Nikt, poza tobą, nie liczy się w tej układance. Nikt. - miał poważne spojrzenie, gdy to mówił.

- Ou! - Tylko tyle z siebie wydobyłam i umilkłam nie wiedząc co na to odpowiedzieć.

Pogładził mnie po włosach i pocałował w policzek.

- Jak tam siły i chęci? - zapytał.

- Na co? - Lekko zmarszczyłam brwi.

- A jak myślisz? - posłał mi dziwne spojrzenie.

- Ratowanie świata? – Zgadywałam.

- Tak. Wyjście ze strefy komfortu i miejsca, gdzie spełniły się moje marzenia i wyruszenie tam, gdzie nie chcemy iść. Bo nawet jak nie uratujemy świata, to uratowaliśmy siebie. A to już coś, prawda? – Spojrzał na mnie z powagą.

- Ja to widzę jako wyjście z enklawy spokoju i szczęścia, gdzie miał miejsce nasz dwudniowy, chyba dwudniowy, bo trudno to określić czasowo, romans. I jak przejdziemy przez te drzwi to wszystko się skończy. – Przyznałam.

- Nie skończy się. Zmieni. Ale ja będę za tobą szalał i będę cię kochał, nawet za tymi drzwiami. Wiesz. Mogliśmy nie zaznać tego, czego zaznaliśmy. Mogliśmy to przegapić. Chciałbym, żeby to trwało wiecznie. Aż do śmierci. I tak się stanie. Tylko śmierć może przyjść nieco za szybko. Ale to już nasza w tym głowa, aby do tego nie doszło. Może nie będziemy mieli okazji kochać się, jak to zrobiliśmy, nie będziemy mieli okazji powygłupiać się na golasa i w ubraniu, ale, Emm, nadal będziemy tam razem. A póki będziemy tam razem, nic się nie zmieni. Nie dla mnie. - mówił to przez ściśnięte gardło, z ogromnym żalem, ale też z przekonaniem, że to jest słuszne. Chociaż niesprawiedliwe. - Chodź. Pocałuj mnie i niech ta chwila potrwa jeszcze jakiś czas.

Pocałowałam go zgodnie z jego słowami. Mocno i odrobinę desperacko. A on oddał mi ten pocałunek i trwaliśmy tak, w swoich ramionach, tuląc się, całując, łapczywie i wręcz rozpaczliwie. W końcu musieliśmy oderwać się od siebie i wtedy Finch ujął moją twarz w swoje dłonie.

- Przysięgam ci, Emm, że zrobię wszystko, abyśmy wyszli z tego cało i żebyśmy … pamiętali o sobie. Wiesz co do ciebie czuję i nie zrezygnuję z tego bez walki. Nawet, jakbym musiał wpierdzielić Zwierzchnościom, czymkolwiek są lub jest to coś.

Pocałował mnie ponownie, żarliwie i z miłością.

- Wiem, że się postarasz i ja także się postaram, lecz przyszłość jest wyjątkowo niepewna, dlatego tak bardzo uczepiłam się tej chwili. - Objęłam go i przycisnęłam swój policzek do jego policzka.

- To trzymaj ją, skarbie - położył mi swoją dłoń na piersi. - Trzymaj ją tutaj i czerp z tego siłę. Tak jak ja będę to robił.

- Chyba mi się udzielił wasz dramatyzm, w którym oboje z Alą się tak lubujecie. - Powiedziałam przejęta tą chwilą.

- Dramatyzm jest dobry. Pomaga zachować powagę. Ale powiem ci coś, abyś nie wpadała tutaj w fatalizm, dobra? Nie martw się. Jeszcze zrobimy to, o czym mówiłaś przy kluchach z serem. I to nie raz. Zobaczysz. Aż kiedyś się mną znudzisz i wymienisz na lepszy model. - Mrugnął żartobliwie, i żeby złagodzić brzmienie tych słów i pokazać, że żartuje pocałował mnie delikatnie w usta. - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Czy to w tej obietnicy, czy w każdej innej sytuacji. Jesteś dla mnie ważniejsza niż cały świat razem wzięty, ale ruszę się, aby ocalić to miejsce i móc pójść z tobą do tych wszystkich fajnych miejsc, a potem kochać się w blasku księżyca na ukwieconej łące, czy gdzie tylko zechcesz. Bo nie będę walczył dla tego świata, lecz dla ciebie w nim.

- Skąd wiesz, że tak będzie? – Zapytałam - Podebrałeś moce Fury’emu? Czy to tylko pobożne życzenia?

- Nadzieja. Nadzieja i wiara, że razem możemy góry przenosić.

- To musisz mnie tym zarazić. – Przyznałam.

- Nie mam zamiaru cię niczym zarażać - zaśmiał się cicho. - Musisz to w sobie odnaleźć. Sięgnąć głęboko. A jeżeli teraz nie wstaniemy, to musisz wiedzieć, że ja stąd za szybko nie wyjdę.

- Moje poczucie winy tak się wtedy powiększy, że ja tego nie wytrzymam, więc zbierajmy się. - Zrobiłam ruch jakbym miała zamiar się podnieść z łóżka.

- Jestem z ciebie dumny - usiadł, podając mi rękę.

- A co zdałam twój test? – Zapytałam siadając.

- Nie testowałem cię. Po prostu, jestem dumny. Cokolwiek byś nie postanowiła, byłbym.

Wstałam z łóżka i stanęłam obok przyglądając mu się.

- To jak z tą Alą? Kto z nią pogada? – Zapytałam go.

- Razem. Pogadamy z nią razem. – Odpowiedział.

- Jesteś pewien, że ja mam też z nią rozmawiać, w końcu znacie się dłużej. – Próbowałam się z tego wykręcić.

- Pogadamy z nią, trzymając się za ręce - powiedział z uśmiechem. - A tak serio, nie ma problemu. Ja mogę jej powiedzieć, że wylądowaliśmy w łóżku i było cudownie i od teraz jesteśmy oficjalnie parą. I że może zapomnieć o moim tyłeczku. I w sumie o twoim też.

- Ani mi się waż coś takiego mówić. - Zaprotestowałam gwałtownie - To może lepiej ty z nią nie gadaj. Może jednak nic jej nie mówmy, co? Nie, to by było nie fair, ale z drugiej strony jak jej powiemy to tak jakbyśmy jej sugerowali, że powinna mieć coś przeciwko albo że powinno ją to obchodzić. A może jej już to nie obchodzi? Co nie? Mogło ją już przestać obchodzić i tak naprawdę ma to wszystko gdzieś. To w takim wypadku może z nią nie rozmawiać, ale jak się o tym dowie od kogoś innego to może mieć żal, że nie od nas. To może lepiej jej powiedzieć, ale tak mimochodem, niezobowiązująco. Jak sądzisz? Co wybrać? Co będzie lepszym rozwiązaniem? – Zdenerwowałam się tym wszystkim i zaczęłam gadać coś od rzeczy.

- Nie przejmuj się nią tak, skarbie. Ona jest wrażliwa i kocha nas na swój sposób. Oboje. Nie zdziwiłbym się, gdyby w jej głowie od razu pojawiła się myśl o jakimś trójkącie w tej sytuacji albo po prostu ucieszy się i nam pogratuluje .. związ… znaczy relacji. Z nią, to ja nigdy nie potrafię zgadnąć, jak będzie.

- Nie chciałabym, żeby zrobiło się dziwacznie. – Wyznałam.

- Z Vordą? To mała szansa. Ale nie będziemy trzymać tego w tajemnicy. Sama mówiłaś, sekrety i te wszystkie sprawy. Nie martw się na zapas. Może będziemy mieli szczęście i coś nas zabije po drodze i nie będziemy musieli się jej tłumaczyć - mrugnął do mnie.

- Rzeczywiście, nie ma co się martwić, póki tam nie dotrzemy. Może świat się skończy szybciej i z nią nie pogadamy. Bo wiesz gdybyś się tak nie krygował i zagadał do mnie wcześniej to Ala byłaby tym punktem numer dwa, który musiałby zostać rozwiązany żebyśmy my mogli cokolwiek przedsięwziąć razem, a teraz to już jest po fakcie. Chodźmy zatem dopakować plecaki, a ty wyłącz co tam masz wyłączyć w bunkrze.

Wstał, objął mnie.

- Cokolwiek się nie wydarzy, przejdziemy przez to razem. Dobra?

- Dobrze. – Potwierdziłam.

- Zuch dziewczyna! Twarda Harcourt, pogromczyni Fenomenów i chluba MR-u oraz Towarzystwa pokaże tym Skrzydlatym rzeźnikom, kto tutaj rządzi, prawda?

- Teraz to chyba sobie jaja robisz! - Spojrzałam na niego jakby był lekko niespełna rozumu.

- Trochę tak. - Przyznał. - Ale głównie chodziło mi o to, abyś się uśmiechnęła.

- Dobra. Zbieramy się? Idę wyłączyć co trzeba w piwnicy. Ty zerknij na szafki, co by dopakować do naszych klamotów. Nie brałem śpiworów, tylko jeden większy brezent, jakby coś prześpimy się pod nim blisko siebie. Zabierz wszystkie batony, słodkości, dla Harry’ego. No i dla Vordy. I Fury to łasuch, ale pewnie sobie już własne zapasy gdzieś przewidująco skitrał. Zobacz, co z wodą. I dopakuj do mojego plecaka obie kawy. I chyba widziałem gdzieś na dole maski przeciwpyłowe z filtrem. Przydadzą się na pożary. Działamy. Chodź.

Ruszył w stronę wyjścia z sypialni, a ja za nim.

- Już się za to zabieram, ale najpierw mam jeszcze dwa istotne pytania. Pierwsze pytanie czy masz drugie imię oraz drugie pytanie, czy jak nam się uda dotrzeć do “Radości” to też mnie będziesz ciągle łapał za tyłek jak teraz?

- A chcesz? - zapytał. - Czy wręcz przeciwnie. Bo wiesz, jest cudowny i dobrze leży w moich dłoniach, więc trudno mi się oprzeć. A drugie imię, to chyba dupek, bo często do mnie tak mówią.

- Finch Dupek O’Hara? Kiepsko brzmi. Myślałam, że może masz jakieś normalne i się go dowiem, tak jak ty znasz moje, zważywszy, że przeczytałeś moje akta i wiesz o mnie wszystko do trzech pokoleń wstecz.

- Nie mam drugiego imienia. Niestety. Ale odwdzięczę ci się wszystkim o sobie. W "Radości". Zajmiemy wspólny pokój i przegadamy cały odpoczynek. A inni niech się przez chwilę zajmą planowaniem. Tylko będziemy musieli rozmawiać troszkę ciszej, bo tam będzie pełno dziewcząt z sierocińca. Opowiem ci o moim dzieciństwie, grzechach młodości, życiu w Dublinie, problemami z rodziną, o mojej pierwszej pracy, o tym, jak odkryłem swoje niecodzienne zdolności Żagwi, i o dziewczynie, z którą się pierwszy raz całowałem. O mojej pracy dla MR-u i tym, co robiłem podczas Wojny z Demonami. Wszystko, o co zapytasz. W porządku. W zamian za to, że czytałem twoje akta. I jako oznaka pełnego zaufania do ciebie. Kiedy tylko zechcesz, chętnie się wywiążę z danego ci zdania. W porządku?

- Źle mnie zrozumiałeś. – Sprostowałam - Nie musisz mi się spowiadać ze swojego życiorysu, w moich aktach też raczej nie było informacji o wszystkich tych rzeczach. I teraz wracając do tego łapania za tyłek. Trochę się obawiam, że mogłoby to wpłynąć na mój profesjonalizm, w sensie tego jak odbierają mnie ludzie z Towarzystwa. Trudno by im było traktować poważnie to co mówię, gdybyś mnie co chwilę przy tym łapał za tyłek.

- Dobra - uśmiechnął się. - To łapanie za twoją pupę zostawiamy tylko na okazje, gdy będziemy sami. Dobrze? Coś jeszcze?

- Nie, to wszystko co mnie na chwilę obecną interesowało. Idź wyłączyć to ustrojstwo, ja dopakuję plecaki i wezmę broń. I sprawdź czy tam są te maski.

Finch kiwnął głową i poszedł do piwnicy. Wrócił z niej po kilku minutach. Zamknął starannie drzwi, na solidny klucz. Przesunął ręką po znakach okultystycznych tworzących sieć zabezpieczeń i wypowiedział stosowne mantry aktywujące ochronę. Potem podszedł do mnie i podał mi maskę.

- Trzymaj. Wymieniłem w niej filtry. Mam kilka w kieszeni na zapas. Będziesz w niej wyglądała co prawda tak, jakbyś brwi nie umalowała, ale co zrobić.

Zaczął sprawdzać plecaki i podniósł ten należący do mnie.

- Zobacz, czy nie za ciężki. – Podał mi go - Dorzuciłaś do mnie coś jeszcze. Weź buty na zmianę. Mocne. Ja dopakowałem apteczkę.

- Wzięłam wszystko co przygotowaliśmy i dorzuciłam to o czym później wspomniałeś. Nie wzięłam butów na zmianę. Skoczę po nie.

Poszłam do swojego pokoju i wróciłam z dodatkową parą. Związałam je sznurowadłami i przyczepiłam do klapy plecaka, wieszając je symetrycznie po obu stronach.

- Już. Powinno nam wystarczyć płynów na drogę. Jedzenia jest mniej, ale jakoś przeżyjemy bez niego. Zabrałam sporo batonów wysokoenergetycznych, no i swoją broń. Bierzesz ten karabin Kopaczki? – Sprawdzałam wszystko jeszcze raz.

- Tak. Plecak masz nie za ciężki. Możesz coś jeszcze przepakować do mnie. Moja Pieczęć jest bardziej przebudzona. Nie dyskryminuję, ale chętnie coś od ciebie wezmę.

- Ty może weźmiesz, ale plecak ma ograniczoną pojemność. Kawa jest u ciebie. Woda rozdzielona po równo, bo wiesz jakbyśmy się nieszczęśliwie rozdzielili to lepiej, żeby każdy miał zapas wody dla siebie.

- Mądrze. - Podniósł swój plecak i założył na grzbiet. - Gotowa?

Skinęłam głową i zarzuciłam swój plecak na plecy.

- Poczekaj, nim założysz maskę - zbliżył swoją twarz do mojej całując mnie w usta. - Na szczęście. I chciałem ci tylko powiedzieć - dziękuję, za te wszystkie cudowne chwile, które dałaś mi ze sobą spędzić. Kocham cię, ale to już wiesz. Ruszajmy.

Skierował się w stronę drzwi wyjściowych sięgając po karabin Kopaczki, który przerzucił sobie przez ramię, a ja ruszyłam za nim.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 30-12-2021 o 16:30.
Ravanesh jest offline