Strefa Walki NC (7 listopada 2021, godz. 06:11)
Zastrzelony przez napastników mężczyzna leżał tuż za rogiem budynku, idąc w jego stronę Pumba dostrzegł zresztą zawczasu wystającą zza ściany nogę obutą w podarty i niemiłosiernie umorusany sportowy but. Osłaniany przez dwóch uzbrojonych w strzelby policjantów technik kucał obok przekręconych na plecy zwłok fotografując je z różnych ujęć za pomocą wmontowanego w cyberoko profesjonalnego aparatu. Wysunięty z implantu miniaturowy obiektyw przypominał groteskowy bolec wbity głęboko w oczodół funkcjonariusza, uparcie dekoncentrujący swoim futurystycznym kształtem spoglądającego na ciało detektywa.
- Leopold Voronin, oficer śledczy - przedstawił się policjant wymieniając z technikiem kurtuazyjny uścisk ręki - Podobno wielokrotnie postrzelony, tak? Rany pochodzą od więcej niż jednej broni?
- Sam Tucker, laboratorium KG, miło mi. Rany postrzałowe na udach i podbrzuszu, w sumie pięć trafień, efekt serii wystrzelonej z małokalibrowej broni maszynowej. Śmierć spowodował inny postrzał, w głowę, prawdopodobnie z pistoletu. Ciężko w takich warunkach stwierdzić jednoznacznie, ale średnica rany wlotowej na głowie wydaje się nieznacznie mniejsza od dziur w dolnej części ciała, więc raczej dwa różne egzemplarze broni.
Leopold przyjrzał się uważnie ofierze, mimowolnie marszcząc nos pod wpływem odoru buchającego od zwłok: mieszaniny smrodu niemytego ciała, krwi i chemicznego zapachu towarzyszącego osobom uzależnionym od kleju i innych substancji narkotycznych. Twarz zabitego pokryta była gęstym zarostem przywodzącym na myśl zwierzęcą szczecinę, a długie skołtunione włosy posklejane były w grube strąki, które od całych miesięcy nie widziały grzebienia. Nędznego wyglądu dopełniało brudne znoszone ubranie świecące dziurami i naszywanymi na nie ustawicznie łatami.
- Jak szybko możecie przeprowadzić badania balistyczne? - zapytał detektyw podnosząc się z kucek.
- W zasadzie możemy wyjeżdżać od razu, więc do godziny moglibyśmy zacząć sekcję zwłok i analizę dowodów - odparł laborant wsuwając z cichym szczękiem obiektyw aparatu w oko i samemu podnosząc się na nogi - O ile wydostaniemy się stąd bez przeszkód i opóźnień.
- Wiemy jak się nazywał?
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami Tucker - W Strefie żyją tysiące niezameldowanych osób, nikt nie prowadzi ich ewidencji, nikt pewnie nawet nie próbuje oszacować ich faktycznej liczebności. Jego kumpel, który przeżył siedzi w furgonie prewencji, on będzie wiedział.
- Dlaczego oni tutaj koczują? - potrząsnął głową Ryan - Przecież w tych slumsach dzień i noc ryzykują życiem, gangi podobno urządzają sobie na takich biedaków polowania dla sportu.
- W mieście na jeden kontener na śmieci przypada dwudziestu bezdomnych - odpowiedział sucho technik cofając się o krok od ciała i podnosząc z ziemi swoją torbę - Co wieczór na ulicach toczone są walki na pięści i noże o miejsce do spania, a w sektorach korporacyjnych prywatni gliniarze mają prawo strzelać do osobników społecznie niedostosowanych, więc wielu z tych biednych sukinsynów woli walczyć o przetrwanie na pograniczu Strefy.
MacMillian bez trudu wyczuł zgorzkniały sarkazm dźwięczący w słowach "osobnicy społecznie niedostosowani", toteż tylko pokiwał w odpowiedzi głową i zawrócił w stronę spalonego furgonu przyglądając się po drodze domostwu, przy którym rozegrały się dramatyczne w skutkach wydarzenia.
- Ktoś tutaj mieszka? - spytał jednego z policjantów zaglądając do wnętrza cuchnącej stęchlizną budowli przez wybite okno.
- Zupełna rudera, ale może koczują tu czasami bezdomni - odparł funkcjonariusz nie odwracając w stronę mężczyzny głowy i przeczesując uważnie wzrokiem opustoszałą ulicę - Myśmy w każdym bądź razie nikogo nie zastali.