Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2021, 15:43   #131
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith
Gdy Eidith wróciła do swojego mistrza, ten rozmawiał z głową Vlada. Na widok swojej podopiecznej uniósł brew. - Czy to było potrzebne? Nie jestem w stanie stwierdzić, jak ta przerwa była produktywna. - skrytykował Klaus. - Nie wspominając, że sami ci uciekli. - zdziwił się. - Jak ich oceniasz? - spytał wreszcie. Vlad szczerzył się cały czas.
- Nie słuchaj go, zajebiście się bawiłaś. Też bym chciał. - szczerzył się wariat Ikarii.
- Mistrzu patrzyłeś?! - Eidith teatralne zasłoniła swoje intymne miejsce, jednak była widocznie rozbawiona. - Zresztą, cała ta zabawa była dla mnie przerwą. A tak serio, tylko dwoje wydaje mi się ciekawych. Ten z protezami i świniomordy. Reszta… ehh… dużo pracy by trzeba było włożyć, by byli naprawdę udani. - przyznała odpalając papierosa.
Klaus podrapał się po brodzie. - Rozstawiał bombę na środku pola walki, bo mu pozwoliłaś. Nie wybuchła. Potem stracił nogi. W całej tej walce jego jedynym atutem było bycie kaleką, bo przynajmniej się nie wykrwawił na śmierć. - ocenił chłopaka bardzo krytycznie. - Nie mam najmniejszej pewności co do tej grupy, ale dam im szansę. Być może słabsi rekruci będą mieli silniejsze dusze.
- Dupa go boli, że wyrosłaś na drugiego Yato. - przetłumaczył Vlad.
Oczy Eidith poszerzyły się, gdy spojrzała na swojego mistrza. Niepewnym krokiem się zbliżyła do Klausa, po czym się odezwała drżącym głosem.
- Naprawdę tak myślisz? Że jestem tylko krwiożerczą bestią bez umiaru? - ton głosu wskazywał, że zbierało się jej na płacz, do tego jej usta drżały delikatnie.
Z jakiegoś powodu sama myśl o tym sprawiała jej ból.

- Yato nie jest człowiekiem. Jest związany do krzyża w zbrojowni na Arce. Stał się bronią, a mi jest wstyd, że ją stworzyłem. - Odparł Klaus, wyraźnie zasmucony. - Ciebie odebrała mi śmierć. Kim byś się jednak nie stała, póki jesteś człowiekiem, będę cię kochał jak własną córkę. Jeżeli ma mi to sprawiać ból, to niech tak będzie. Cierpienie jest też częścią człowieczeństwa. Zoan wiedz…Eh, wie o tym najlepiej. Ktoś taki jak ja może tylko brać z niego przykład.
Eidith zakryła usta dłonią, po czym powolnym krokiem zbliżyła się do Klausa. Tuż przed nim wtuliła się w jego klatkę piersiową. Objęła go mocno i zaczęła pociągać nosem. Zapewne płakała, ale nie chciała, by ktokolwiek dojrzał jej twarz.
- Nie zdawałam sobie sprawy, co mogłeś czuć Mistrzu. I'll be better i promise. On Eidith's and Dagda's names i swear it. - przemówiła, ściskając go mocniej.

- Jesteśmy tylko ludźmi. - podsumował Klaus, kładąc dłoń na głowie dziewczyny.
Eidith puściła w końcu mistrza nadal zakrywając twarz dłońmi odeszła na bok. Wyciągnęła lusterko i chusteczkę wycierając powieki, a gdy już się upewniła, że wygląda jak przedtem rozpromieniała ponownie.
- Zanim przejdę do swoich obowiązków. Chciałabym ciebie mistrzu zapytać o dwie rzeczy. Wspomniałeś wcześniej o duszy? To te strzępki świadomości które mogę wyciągnąć i nimi porozmawiać? Jak można ocenić potencjał duszy? - Zastanawiała się na głos, jednocześnie pytając Klausa. W tym czasie odpaliła papierosa i rozejrzała się wokoło.

- To było metaforyczne odniesienie. Mam nadzieję, że będąc zgrani tak wcześnie w swoim treningu, unikną losu takiego, jak Yato. - wyjaśnił się Klaus. - No chyba, że nie rozumiem pytania. - zmieszał się mężczyzna.
- Nie istotne. Co jest za to istotne to że Yato był cały czas pod moim nosem. Za to wszystko co mi zrobił nie mam zamiaru mu współczuć, ale na pewno nie cieszy mnie ten fakt, że został zredukowany do broni. Właśnie jakiej broni mistrzu? - Zapytała w końcu zaciągając się dymem z papierosa. - Bycie zasilaniem jakiegoś wielkiego działa jest strasznie Cliche. -
Klaus pokręcił przecząco głową. - Yato jest bronią. Uwolnienie go z więzów to jej aktywacja. Oddał się swojej pasji na tyle, że nic innego go nie interesuje. Obsesja też jest cechą ludzką.
Wiadomość o tym że Yato został zredukowany do najzwyklejszego psa do ataku napełniła czarne serce Eidith dziecięca wręcz radością i wszechogarniającym ciepłem.
Kończąc papierosa, peta włożyła do cylindrycznego pojemniczka który zamknęła z cichym kliknięciem. Potem z wewnętrznej kieszeni garsonki wyciągnęła swój notesik i ołówek. Przewertowała kartki i gdy znalazła tą stronę którą chciała odezwała siędo Klausa.
- Mistrzu, a teraz pozwolisz, że zajmę się swoimi obowiązkami. Co mistrzu robiłeś podczas oblężenia na December. Wszystkie szczegóły mile widziane. - Uśmiechnęła się trzymając, ołówek w gotowości do pisania.

- Obserwowałem walkę wraz z resztą biskupów. - odparł. - Wydawałem telepatyczne polecenia i porady walczącym, w tym Sarii. - przyznał. - Były to głównie ostrzeżenia odnośnie rzeczy, których walczący mogli nie zauważyć. Mieliśmy dobry widok na cały spektakl z platformy.
Eidith naskrobała coś w swoim notesie, po czym uniosła wzrok na mistrza.
- Mistrzu z pozyskanych mi wcześniej informacji wiem, że Saria nie miała własnego życia poza służbą i wszystkie rozkazy wypełniała bez chwili wahania. Teraz mi mistrz mówi, że wydawał rozkazy telepatycznie. Wiesz, jak to wygląda? - Eidith nie podobały się te równania, ale zachowywała się profesjonalnie. Klaus prosił by mu zaufała więc tak zrobi.

- Wiem. - Klaus wzruszył ramionami. - Nie mogę jednak nic z tym zrobić.
- Czy któryś z biskupów opuścił spotkanie wcześniej? No i jeszcze widziano Sarię rozmawiającą z Timem. Wiesz, o czym mogli rozmawiać? -
Klaus zamyślił się na chwilę - Timem? Co mógł Tim od niej chcieć? On zazwyczaj załatwia nasze porachunki z Cesarstwem. Albo leci tam, gdzie Zoan nie ma czasu. - wyjaśnił. - Z sali pierwszy wyszedł Zoan, a zaraz po nim Gerard. Stwierdził, że już po sprawie, zanim jeszcze zobaczyliśmy Zoana za oknem. - przypomniał sobie Klaus.
To było naprawde interesujące, że Tim nie miał interesu rozmawiać z Sarią, ale kostuchę ciekawiła jeszcze jedna rzecz.
- Próbował mistrz może ją powstrzymać? Twojego słowa nie powinna zlekceważyć. -

- Tak. Nie dostałem jednak odpowiedzi. - odparł, ponurym tonem. - Wtedy założyłem, że był to jakiś efekt magii December.
- Okie dokie… to wszystko na tę chwilę Mistrzu. - Zamknęła notesik i schowała go. Ponownie odpaliła papierosa i rzuciła do obu biskupów.
- Tim to biskup, z którym rozmawiałam najmniej. Jeśli wiecie czego się mogę po nim spodziewać to podzielcie się tym proszę. -

- Mało kto z nim rozmawia. - skomentował Vlad. - On jest jak maszyna, zawsze ma w czymś ręce, wiecznie zajęty. - skwitował.
- Prawda, to zapracowany człowiek. Ma też obszerną wiedzą o korupcji. Jeżeli nurtują cię jakieś zagadnienia w jej sprawie, to będzie twoja najlepsza szansa dostać odpowiedzi. - doradził Klaus.
- Może on będzie coś wiedział o tym kapeluszniku, którego Eidith widziała w piekle.- Zastanowiła się na głos kostucha, pociągając dym z papierosa.
- No nic, w takim razie nie będę ci już głowy zawracać Mistrzu. Pora wybrać się do Tima. -
Przyznała rozglądając się ostatni raz po lesie. Potrzebowała takiej małej rozrywki, lecz teraz pora wziąć się za poważną robotę.

- Powodzenia. - Klaus skinął głową.

***

Spotkanie się z Timem nie będzie łatwe. Mors obiecała je załatwić, potrzebowała jednak na to czasu i dostępu do administracji, więc zasugerowała powrót albo na arkę kostuchy, albo do centrali. Nim jednak Eidith zdążyła się zdecydować, doszło do niej zewnętrzne połączenie. - Doc chciał o czymś porozmawiać, choć teoretycznie Eidith nie musiała tego nawet odbierać.
Fakt, że Doc się z nią chce połączyć, był na tyle odrealniony, że Kostucha się nawet nie zawahała przy odbieraniu połączenia.
- Doc Belly… Sam z siebie do mnie dzwonisz?- Zapytała zaintrygowana Eidith odpalając papierosa. Obrała kurs prosto na arkę, ale w międzyczasie mogła sobie pozwolić na rozmowę.

Przez chwilę z radia wydawała się tylko cisza. Po około minucie Doc postanowił łaskawie się odezwać. - Wspomniałem swojej żonie o tej zielonej, której szukałaś. Była zawiedziona, że nigdy jej nie dostała, to zacząłem jej szukać. Jest na bazie Cesarskiej o nazwie Anielska Brama. - poinformował.
- To bardzo ciekawe co do mnie mówisz… Na dostęp do Tima musze i tak poczekać więc może wybiorę się w cesarskie strony wziąć wypowiedzenie od mojej ślicznej Sexy.- Zakręciła się wokoło kostucha na swoim krześle. - Może nawet przyniosę ją twojej żonie? Myślisz, że będzie to dobry prezent? - Uniosła brew z głupkowatym uśmiechem.
- Byłaby zadowolona. Ale daruj sobie prezenty, jeżeli masz je opakować w problemy dla mnie. - po głosie Doca dało się zrozumieć, że trzy razy się zastanawiał, za nim wysłał Eidith gdziekolwiek. - Ja, Gerard, Zilva, Klaus, Vlad, Tim…. Jaki twój osąd do tej pory? - spytał mało zaangażowanym głosem.
- A co ma Zilva z tym wszystkim wspólnego? - Twarz Eidith spoważniała, po czym kontynuuowała. - Wszystkie dowody jak dotąd wskazują na mojego mistrza. Ale jeszcze nie rozmawiałam z Timem… Then again… Dlaczego wspomniałeś o ZIlvie? Ja wiem, też tam była ale moje dochodzenie jej nie obejmuje. - Przyznała.
- Bo to klon Gerarda? - Doc brzmiał na równie zdziwionego co Eidith. - W sensie, on ją zrobił.
Kostucha zamrugała kilkukrotnie.
- Gerard… zrobił Zilve… - Powiedziała na głos to co usłyszała. - I tak to wiele nie wnosi w sumie. Co ona mi może powiedzieć na ten temat? “Hej pamiętasz ten moment jak jeden z nas cie próbował zabić?” yea… - Strzępnęła popiół do popielniczki. - I guess warto ją przepytać na sam koniec o cokolwiek. -
- Jedna z naszych pierwszych prób oswojenia Dagdy, a właściwie pokonania December i bez niego, to sklonowanie April. Rezultat wyszedł zbyt ludzki, aby nazwać to sukcesem. Było to jednak dość przełomowe, aby Gerard został biskupem. Gdybyś z nim pogadała, raczej by ci to powiedział. - monotonnie wyjaśnił Doc. - Jeżeli ktoś próbował ją zabić za pomocą Sarii, jedno z nich powinno coś wiedzieć. Chociaż znać motyw.
- Looks like i need to talk again with that geezer ugh…. - Kostucha wyglądała na widocznie zniesmaczoną.
- Skoro znalazłeś Sexy pewnie będziesz mógł mnie naprowadzić na Zilvę. To mój następny przystanek. - Postanowiła.

- Oh. Cesarstwo ogłosiło, że jest martwa. - Doc zabrzmiał, jakby dopiero sobie to przypomniał. - To może jednak nie masz co jej szukać.
- Mogę rozmawiać ze ścierwem. - Od razu wypaliła. - Its a given for me. -
- W takim razie grób będzie pewnie na Ziemi. Masz ludzi od takich pierdół.
- Zarządze zaraz wydobycie zwłok. Za to powiedz mi Belly co myślisz o Timie? Wszystkie szczegóły mile widziane. Wiedza mistrza i Vlada była znikoma na ten temat. - Wcisnęła peta w popielniczkę po czym założyła nogę na nogę.
- Jakoś z nim nigdy nie gadałem na poważnie. Zazwyczaj wydaje tylko polecenia. - stwierdził Doc.
- Westchnienie. - Powiedziała to na głos, a dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę z tej prezencji. - Dziękuje za te informację Belly, jeśli będziesz potrzebował z czymś pomocy Deathsenders odpowiedzą. Na tą chwilę cię żegnam. -
- Jeżeli Gerard zajdzie ci za skórę, daj mi znać. - niechętnie poprosił Doc, po czym rozłączył się.

***

Eidith wróciła na Arkę, gdzie postanowiła zorganizować zgromadzenie swoich najważniejszych agentów. Naturalnie, wszyscy się stawili, zasiadając wokół olbrzymiego, okrągłego stołu. Gościnnie zjawił się też Vlad, a raczej został przyniesiony przez Mors, bo i tak nie miał co robić. Gdy Eidith weszła do pomieszczenia, biskup właśnie rozmawiał z Bonnie.
- I co tam moja mała, radzisz sobie na arce?
- Nom. - odpowiedziała beznamiętnie dziewczyna, niezbyt zainteresowana dalszą częścią rodziny.
- Dobrze się odżywiasz, warzywka jesz?
- ...I tak nie ma co z nimi zrobić…
Vlad zamilkł na chwilę, nie do końca pewien, czy wnuczka go zrozumiała. Spojrzał za to na wilczycę, na której plecach dziewczyna siedziała.
- Mam nadzieję, że nie jesteś tym, no… Furry? Ja wiem, że można trochę szaleć w Ikarii, ale bez przesady.
Bonnie uśmiechnęła się, milcząc. Widząc jednak coraz bardziej spanikowany wyraz twarzy jej dziadka, postanowiła go uspokoić. - Nie jestem, nie jestem.
Reszta drużyny siedziała w ciszy. Wyjątkowo w grupie znajdowała się też najnowsza w niej osobistość: Fio leżała w objęciach Fernanda. Na jej szyi i nadgarstkach znajdowały się metalowe obręcze, zapewne wynalazki Bonnie mające na celu pomóc jej w kontroli ognia, a przynajmniej ograniczyć niebezpieczeństwo. Mimo że kobieta się chwilowo nie paliła, unosił się z niej siwy dym.
Kostucha uśmiechnięta szeroko przywitała wszystkich.
- Dzień Dobry kochani! - Rzekła wręcz śpiewająco, trzymając pod pachą plik papierów. Zaraz za nią pokojówka pchała wózek z napitkiem i poczęstunkiem. Gdy wózek dojechał na swoje miejsce, służka ukłoniła się i pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Eidith rozdała każdemu kilka kartek, po czym sama zasiadła na swoim fotelu.
- Zanim zaczniemy. Chcę zapytać jak się miewa Fio. - Rzuciła to połowicznie w eter to do niej, gdyby dziewczyna nie miała ochoty się odzywać.

W jej imieniu odezwał się Fernando. - Wciąż się przyzwyczaja do tego miejsca. - poklepał ją po ramieniu. - Nie jestem pewien czy powinna tu być, ale stwierdziłem, że nie wypada przegapić tego typu posiedzenia.
- Te obroże gaszą jej płomień. - wyjaśniła Bonnie. - Skoro dalej się dymi, wciąż nie panuje nad sobą… - doktor nie była pod wrażeniem.
Eidith chwilę jeszcze patrzyła na dym unoszący się z dziewczyny, po czym się odezwała.
- Świetna robota Bonnie. Fio zaś dostanie tyle czasu na zaaklimatyzowanie się ile będzie potrzebować. - Odpaliła papierosa po czym przemówiła do wszystkich.
- Jak wiecie prowadzę dochodzenie na temat zdrajcy wśród biskupów. Na kartkach macie kopię wszystkich moich notatek. Na razie ustaliłam parę rzeczy. - Strzepnęła popiół do popielczniczki po czym kontynuowała.
- A więc. Na początek mogę śmiało wykluczyć Vlada i Doc’a Belly. Ani jeden, ani drugi nie ma motywów do takiego posunięcia. Gerard - To imię wypowiedziała jak najpaskudniejszą obelgę w galaktyce. - I także mój mistrz są podejrzani. O ile nie mam za dużo na tego starego pierda, wiele rzeczy wskazuje na Klausa. Nie miałam jeszcze okazji rozmawiać z Timem. Co ciekawe widziano go jak rozmawiał z Sarią, chociaż nie miał żadnego w tym interesu... A więc moi drodzy, większość z was jest ode mnie mądrzejszych, więc chciałam was poprosić o komentarz. Co myślicie? Gdzieś się mylę? -

Słysząc ostatnie zdanie, zebrani zaczęli patrzeć po sobie nawzajem. Większość nie miała odwagi odpowiedzieć. Byłoby to równoznaczne z zadeklarowaniem “Tak, Mistrzyni Zakonu, jesteś głupsza ode mnie!”. W niektórych oddziałach Icarii może by to przeszło, gdy twoim mianem jest “Death Senders”, wymaga to niebotycznej odwagi, bezkresnej głupoty lub… nieposkromionego przekonania o własnej wyższości.
- Gerard nie mógł sobie pozwolić na porażkę. To była praca jego życia. - skomentowała Bonnie.
- Ohoho, czyli usunąłby każdego, kto jego zdaniem może zagrozić zadaniu? - spytał Vlad.
- ...Najpewniej... Kto tam w końcu oberwał? Zilva?
Skoro rozmowa już się rozpoczęła, reszta mogła również zabrać głos.
- Wbrew pozorom, te wydarzenia mogły mieć różne motywacje. Kto chciałby przegrać w tamtej bitwie? Usunąć Zilvę? Zniszczyć życie Gerardowi? Narobić podejrzeń przeciw Klausowi? - pytał Fernando.
- Jeżeli to Zilva oberwała, to raczej sama sobie tego nie wymyśliła.
Bonnie zamyśliła się. - Zilva nie jest nieudanym eksperymentem? Jakby to wyglądało, gdyby to ona zabiła December?
- Nie sądzę, aby Zoanowi robiło to różnicę… ale ja się z nim aż tak nie dogaduję. - ocenił Vlad.
Eidith była widocznie rozbawiona reakcją zgromadzonych. Gdy zakończyli swoje wymiany zdań Kostucha się odezwała.
- Do tego wszystkiego potrzebuje jeszcze zeznań Tima. Mors jak idzie umówienie mnie z nim na rozmowe? -

- Nikt nie wie, gdzie jest. Zoan powiedział żeby czekać, aż wróci. - odpowiedziała dziewczyna.
Kostucha przewróciła oczami na tą wieść. Teraz będzie musiała czekać aż jaśnie pan wróci ze swoich wycieczek. Zastanowiła się jeszcze nad paroma rzeczami, po czym przemówiła.
- Na temat dochodzenia to tyle. Teraz potrzebuje byście mi znaleźli parę rzeczy. - Białowłosa zaczęła się przechadzać dookoła pomieszczenia… całkiem dosłownie gdyż spacerowała po ścianie a potem suficie.
- Ciało Zilvy. Jest gdzieś pochowana na ziemi. I teraz dwie zguby. Sexy i Danpa. Obie te osoby nie dały mi swoich wypowiedzeń. Przy okazji zapytam ich dlaczego sobie poszli? - Miała na myśli znacznie więcej niż “pytania”. Zatrzymała się na środku sufitu i zerknęła na obecnych.
- Ile zajmie naszemu wywiadowi określenie ile czasu i surowców zajmie ich sprowadzenie tutaj? -

Mors ponownie zabrała głos. - Wedle Doca, Sexy znajduje się na jednej z baz Cesarstwa. Ściągnięcie jej siłą będzie niemożliwe. Jeżeli odmówi, możesz spróbować udać się tam osobiście. Danpę uważa się za martwego, choć nie jestem pewna, czy ktokolwiek go szukał.
- Ciało Zilvy również będzie w rękach Cesarstwa. - odezwał się Fernando. - Gdyby zakopali ją publicznie, nie zapanowaliby nad wandalizmem.
- Myślę, że jego inspekcję można załatwić nawet na wczoraj. - obiecała Mors. Oczywiście, oznaczało to podróż na Ziemię.
- Więc na wczoraj je załatw. - Przemówiła krótko, po czym zaciągnęła się dymem powoli schodząc na podłogę. - Wątek Danpy jest na tyle ciekawy, ponieważ udowadnia jak łatwo można się od Icarii odpiąć. To nie byle piechur, on posiada jakąś wiedzę o nas. Muszę wam przypominać że korupcja to sekret którego większość zakonu nawet nie zna? - Eidith wcisnęła peta w popielniczkę po czym usiadła.
- Danpa to taka ciepła strona poduszki którą bardzo chce obrócić. - Założyła nogę na nogę po czym dorzuciła. - A za Sexy tęsknie. - Zrobiła smutną minkę.

- Eee, problem Danpy. - odezwał się Vlad. - Już chyba go kojarzę, to taki ćpun był, nie? Myśmy tak go zbombardowali, że przyjęliśmy, że nie ma czego szukać. Na tej planecie kiedyś nie było pustyni, tym bardziej radioaktywnej. - uśmiechnął się. - Wycieki o korupcji się zdarzały. Ludzie po prostu myślą, że to magia. W praktyce nigdy nie było powodu do zmartwień.
Bonnie przytaknęła. - Większość osób w galaktyce nigdy nie zobaczy iskry na oczy, co dopiero korupcji.
- Moglibyśmy spróbować wideo rozmowy z Sexy. - zaproponowała Mors. - Przynajmniej zaoszczędzi to trochę czasu.
- Przez wideo rozmowę nie będę mogła jej złapać za buzię gdy zacznie pyskować. - Zauważyła Eidith. Zakręciła loczek na swojej fryzurze zastanawiając się nad czymś.
- No nic na tą chwilę to wszystko… Aha, Bonnie i Falco lecicie ze mną na ziemię. Przygotujcie się, Dostaniecie wiadomośc gdy będziemy gotowi do wylotu -

Ziemia, jak kołyska ludzkości, stanowiła najbardziej pożądaną planetę Cesarstwa. Nie była ona co prawda jego stolicą. Tę funkcję spełniała olbrzymia baza kosmiczna Choulula, unosząca się niedaleko i zawsze widoczna na niebie z powierzchni ziemi. Od czasu zniszczenia księżyca, to Choulula pełniła jego rolę.

Sama ziemia była niezwykle zadbaną planetą. Swoją czystą atmosferę i zielone lasy zawdzięczała kompletnemu brakowi przemysłu. Rząd Cesarstwa pozwalał tylko mieszkać na ziemi. Wszelkie towary, w tym nawet jedzenie, należało sprowadzać z innych planet lub przygotować samemu w domowym zaciszu, bez skomplikowanych narzędzi. W efekcie tylko ci najbogatsi mogli tam zamieszkiwać.
Brak przemysłu oczywiście nie oznaczał brak zakładów pracy. Liczne biurowce przeróżnych korporacji wypełniały porozrzucane po Ziemi megamiasta. Pośród nich znajdowała się też stolica Ziemi, nazywana “Home”. Znajdowały się na niej liczne biurowce zarządu Cesarskiego oraz wojskowe laboratoria naukowe.
Przylatując tutaj Eidith musiała użerać się z licznymi kontrolami. Żołnierze przeszukali jej statek jeszcze przed wejściem w atmosferę, po czym tymczasowo zarekwirowali go już po wylądowaniu na Ziemi. W międzyczasie dziewczyna i jej towarzysze byli kilkukrotnie przeszukani. Na czas pobytu, Falco została wrzucona do aresztu: ziemia nie była miejscem dla mutantów, tym bardziej takich, którzy są prawie w całości zwierzętami.
Do laboratorium Eidith została doprowadzona nie tylko przez swoje służki, ale też kilku żołnierzy. Do wnętrza budynku z kolei wpuszczono tylko ją i Bonnie, przy czym milcząca dziewczyna została dopuszczona tylko dlatego, że jest naukowcem.
W końcu — po około trzech godzinach próby wylądowania i dojścia do zwłok — Eidith i Bonnie znaleźli się w niewielkim i zimnym pomieszczeniu, wraz z dwójką żołnierzy i młodą profesor.
- Tu przetrzymujemy ciała osób o wyjątkowych talentach magicznych do badań. Możecie przyjrzeć się Zilvie, niestety nie mogę wam pozwolić na uszkodzenie jej ciała, więc trzymajcie noże z daleka - poinstruowała, otwierając jedną z szaf. Z niej wyjechał podłużny stół na którym leżała naga, czarnowłosa kobieta.
Ubrana w swoją bardzo stylową garsonkę i włosy spięte w kok dwoma pałeczkami, Eidith złapała za papierosa i włożyła go w usta. Widok martwej piratki nie wywoływał w niej dosłownie niczego. Po chwili odezwała się, powoli zbliżając się do ciała Zilvy.
- Dwa pytania. Moge jej dotknąć? Mogę tutaj zapalić?- Uśmiechnęła się do młodej profesor. Jej wzrok zza okularów przeciwsłonecznych świdrował ją dogłębnie.

- Proszę nie palić. Nie mam problemów z dotykaniem, po prostu proszę nie wprowadzać żadnych permanentnych zmian. - odpowiedziała dziewczyna.
- Dobrze skarbie zasady to zasady! - Zakręciła palcem kostucha, chowając papierosa do papierośnicy. Eidith położyła dłoń na czole Zilvy, po czym się odezwała.
- Proszę o chwilę ciszy muszę się skupić. - Inkwizytor zamknęła oczy wypowiadając po cichu słowa.
- The one from beyond heed my call and answer to me. - Zaraz po tym zdaniu Eidith szarpnęła głową w tył, słyszalne były ciche stęknięcie od niej.

W myślach Eidith pojawiła się postać identyczna do zmarłej. Rozglądała się rozkojarzona.
- Halo? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - pytała.
- Przepraszam najmocniej że przerywam ci wieczny spoczynek, ale muszę ci zadać parę pytań. Po pierwsze, co cię łączyło z Gerardem? - Eidith wyciągnęła swój notesik gotowa do skrobania notatek.
- Słucham? Gerardem? Nie znałam żadnego Gerarda. Czy ktoś mnie zabił przez pomyłkę? - przeraziła się dziewczyna.
W głowie Eidith od razu się zapaliła lampka “Ona nie wie czym jest”. Kobieta westchnęła cicho po czym się odezwała.
- No nie ma jak tego upudrować kochanie. Zginęłaś, a kto cię zabił zaraz mogę się dowiedzieć. - Kostucha ponownie położyła dłoń na ciele piratki by zobaczyć jej ostatnie chwilę.

Przed Eidith oraz martwą duszą ukazała się scena na niewielkiej miejskiej osadzie. Czarnowłosa dziewczyna doiła krowy gdy podeszła do niej… Zilva w towarzystwie dwóch piratów. Dziewczyny wyglądały niemal identycznie, choć Zilva była o głowę niższa.
- Przepraszam. - powiedziała Zilva, podnosząc rękę w stronę niewinnej dziewczyny. Czerwone światło otoczyło jej ciało, a ta powoli udusiła się na śmierć.
Zmarła dusza odsunęła się. - Pamiętam to. To miało związek z jakimś Gerardem? - dziwiła się.
Eidith cmoknęła mocno, po czym zwróciła się do duszy.
- Wygląda na to że osoba którą chciałam tutaj spotkać zgładziła ciebie, pozorując swoją śmierć. Powiedz mi jak masz na imię i skąd pochodzisz? - Kostucha przygotowała się do dalszych notatek.

- Oh… Jestem Ania. Żyłam na Elfeim. - odpowiedziała dusza.
- Fucking hell. Przykro mi Aniu za to co tobie się stało. Powiedz mi jeszcze swoje nazwisko by mogli odnaleźć twoją rodzinę. -
- Ibis. Ania Ibis. Dziękuję.
- Spoczywaj Aniu. - Powiedziała Eidith powracając dziewczynę w niebyt. Na twarzy Eidith odmalowało się coś w rodzaju rozczarowania. Przemówiła do obecnej doktor.
- Okazuje się, że to nie jest Zilva. Anna Ibis z Elfeim. Zilva ją zamordowała i użyła jej ciała, by upozorować swoją śmierć. Udusiła dziewczynę magią. - Schowała notes do wewnętrznej kieszeni garsonki i westchnęła. - Naprawdę wam coś takiego koło nosa przeleciało? - uniosła brew na doktor.

Doktor patrzyła się na Eidith jak wryta przez kilka sekund, po czym uśmiechnęła się ciepło i odpowiedziała. - Tak, oczywiście, ma pani rację. W czymś jeszcze możemy pomóc?
Twarz Eidith natychmiastowo spoważniała.
- Pani myśli że sobie żartuje? - Pokręciła głową, po czym dodała. - Skontaktujcie się więc z jej rodziną by przyszli ją zidentyfikować. Jeśli się mylę… Co ja mówię NA PEWNO się nie mylę. -

- Mhm, zrobię wszystko, co w mojej mocy. Bardzo dziękuję za informacje.
- Dziękuje to by było na tyle. - Eidith powoli zaczęła opuszczać pomieszczenie z zamiarem zatrzymania się dopiero w miejscu gdzie będzie mogła zapalić. Nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń. Zilva była znacznie bardziej nieuchwytna niż się wydawało… właściwie całej galaktyce? Wyglądało na to że na zeznania Zilvy nie doczeka się nigdy. Gdy piktogramy z przekreślonym papierosem ustały Eidith przysiadła na ławeczce wraz z Bonnie.
- Zilva wszystkich zrobiła w chuja. Hihi. To nawet imponujące. - Uśmiechnęła się smutno do dziewczyny.

- Press X - dziewczyna usiadła niespecjalnie przejęta sprawą. - Praktycznie niemożliwe. Mają jakiś układ, ona i cesarstwo. Może dogadała się na emeryturę. - zasugerowała.
- Naprawde tak myślisz? Chociaż to by wyjaśniało reakcję doktor. Wyglądała, jakbym ją na czymś przyłapała. Cóż to była strata czasu, ale przynajmniej odwiedziłam Ziemię. -
Zaciągnęła się głęboko dymem z papierosa, po czym odezwała się do jednej ze służek.
- Znajdzcie mi jakiś wideokomunikator i połączcie mnie z Sexy. Tutaj na Ziemi zasięg będzie lepszy niż z arki. - Zarządziła i machnęła ręką, jakby chciała przegonić muchę.

- ...jej reakcję wyjaśnia też to, że stałaś nad martwym ciałem przez pięć minut, po czym zaczęłaś opowiadać historię ofiary. - Bonnie podniosła się i rozejrzała po okolicy. - Tam jest budka komunikacyjna. - wskazała palcem.
- Tak to jest, gdy jesteś szczebel wyżej zawsze patrzą na ciebie jakbyś wynalazła ogień. - Przewróciła oczami kostucha po czym zbliżyła się do budki. Poprawiła fryzure patrząc w małe lusterko po czym zdjęła okulary.- Here it goes. - Dziwnym było że troszkę się denerwowała. Bardzo lubiła Sexy, więc miała nadzieję że nie żywi do niej jakiejś urazy.
Aby otrzymać połączenie z drugim końcem galaktyki, Eidith musiała się sporo naczekać. Rozmowa ta również będzie kosztować krocie; ale to już nie jej problem.
Po przedstawieniu się jako reprezentant Magica Icaria i poproszeniu o “Lin Lin”, Eidith została wreszcie przekierowana na rozmowę z zielonoskórą kosmitką. Dziewczyna z wyglądu nie przypominała jednak S3XY.
- Jeżeli to w sprawie badań to mówiłam, że oddzwonię. Zrobiliśmy z Opusem, co się dało. Rezultaty albo będą, albo nie. - oznajmiła zmęczonym głosem.
Wygląd jej się w ogóle nie zgadzał, była jakaś taka mniej radosna niż pamiętała. Bardziej ubrana też.
- Cześc Sexy. Czy raczej Lin Lin, to ja Eidith. Pamiętasz mnie? -

- Masz dwie sekundy i rozłączam. Lepiej, żeby to było ważne.
- Naprawdę cię tak źle traktowałam? To może zainteresujsz się pewną ciekawostka odnośnie Zilvy którą cesarstwo tak dumnie tutaj pochowało? Chciałam też się dowiedzieć, dlaczego odeszłaś bez słowa. - Rozmowa zaczęła się tak jak kostucha się spodziewała. Miała tylko nadzieję że jej nie obrazi bo wtedy będzie musiała ją odwiedzić osobiście.
- Jak przedmiot. Nie miałam incentyw zostać, Zoan pozwolił mi odejść, to wyszłam. - odpowiedziała wprost. - Zilva mnie nie interesuje. - ostrzegła.
- P-p-przedmiot? Sexy… Byłaś jedną z bliskich mi osób tutaj. Ale uważasz że… Eidith przerwałą by wziąć głęboki wdech. - FINE! Dobrze więc pójdźmy z twoją narracją! Przedmioty które do mnie należą są moje. MOJE! Spodziewaj się że przyjdę po swoją własność. I nie istnieje siła w tej jebanej galaktyce która mnie powstrzyma. NIC! Mnie nie powstrzyma. Jak tylko zakończe swoje obowiązki przyjde po ciebie. Ciekawi mnie czy przedmioty mogą czuć strach. Sexy… Lin Lin… Wkrótce się zobaczymy, i módl się by twoi bliscy nie stanęli mi na drodze. -
Nie rozłączyła się jeszcze, chciała usłyszeć jej reakcję, która będzie wprost proporcjonalna do tego jak dalej urazi Eidith. Czuła się po prostu zdradzona w tym momencie, może nie potrafiła okazywać uczuć tak jak chciała przed przetworzeniem, ale to co Toborka do niej teraz powiedziała było po prostu obelgą. - Tytuł Kostuchy nie bierze się znikąd. - Dodała.

Lin Lin patrzyła w ekran z ogromnym zdziwieniem na twarzy, jak gdyby dostała niezapowiedzianą wiadomość od kompletnego psychola. Zaczęła sięgać do klawiszy, lecz nagle zatrzymała się i spojrzała gdzie indziej.
- A, ok, już idę. Wstaw mi też kawę! - odkrzyczała wgłąb pomieszczenia, po czym wstała z miejsca i wyszła z pokoju.

Dziewczyna nie wracała, z rozmowy oderwało Eidith pukanie w drzwi budki komunikacyjnej. Na zewnątrz stała… Alice. Z papierosem w ustach i zmęczeniem na twarzy dziewczyna stała, trzymając w rękach niewielki telewizor.
Wyglądało na to że jej obowiązki same do niej przyszły. Lin Lin można odłożyć na potem, w końcu to tylko zabawka. Eidith wyszła z budki i stanęła przed Alice.
- Tak? - Po kilku sekundach jednak się ocknęła. - Oh Czyżby Tim był gotów na rozmowę? Połącz mnie z nim proszę. -

Dziewczyna bez słowa podniosła dłoń, unosząc telewizor na wysokośc twarzy Eidith. Na wyświetlaczu widać już było Tima.
- Witam, Eidith. - przywitał się Biskup. - Dostałem od Zoana instrukcje, aby skontaktować się z tobą, w sprawię zdrady Sarii. Zacznijmy od tego, czy masz jakieś pytania?
- Co robiłeś podczas oblężenia na December? Z jakimi biskupami się widziałeś? - zapytała Kostucha, wyciągając swój notesik.
- Większość czasu byłem z Zoanem, choć zostałem na mostku, gdy on sam udał się na pole bitwy. - zeznał Tim. - Przedtem zajmowałem się przygotowaniem oddziałów do akcji. Widziałem się też z Sarią. - zębatki w jego głowie zaczęły się obracać. - Coś z nią wydawało mi się nie w porządku, sugerowałem, aby odsiedziała bitwę. Wtedy nie wiedziałem w czym był problem, przed chwilą udało mi się go jednak rozwikłać. Saria widziała się z April na jakiś czas przed bitwą. Prawdopodobnie kilka tygodni.
Eidith uniosła brwi. - A skąd masz taką informację, że się z nią widziała? Sugerujesz działanie jej magii. - Kostucha napisała coś w swoim notesie wyczekując dalszych rewelacji.
- Energia, którą od niej wyczułem — wtedy jej nie znałem. Teraz mam jednak pewność, że był to urok April. - wytłumaczył Tim. - Mamy jednak wyraźne nakazy od Zoana unikać starć z miesiącami, nie jesteśmy na nie gotowi. Jeżeli będziesz w stanie dowiedzieć się, kto przydzielał jej misje przed bitwą, możesz odkryć, kto pociągał za sznurki. - doradził. - Ale pilnuj się. Nie dostałaś tej misji bez powodu, gdybyśmy mieli jednoznaczne dowody sprawa zostałaby rozwiązana przez Zoana. Nie oczekujemy w pełni, że znajdziesz sprawcę. Liczymy, że zdecydujesz, kto nim był.
- A gdzie się w ogóle widziałeś z April? Umówiliście się? - Eidith uniosła brew, skrobiąc notatki w notesie. Nie podobało jej się, że coraz więcej poszlak wskazuje na Klausa. Ale rozkazy Sarii mógł wydawać każdy biskup i nigdy nie zamierzała ich lekceważyć aż do samego końca.
- I niby jak miałbym to zrobić? - spytał Tim. - Jeżeli potrzebne ci są szczegóły na temat mojej misji, pytaj Zoana, albo jeszcze lepiej, tę niewielką kobietę, która często z nim spaceruje. Powinnaś być w stanie ją widzieć. - poinstruował. - Nie są to rzeczy, o których powinienem mówić bez ich zgody.
- Dobrze zatem dziękuje za rozmowę Tim. - Kostucha skinęła głową, po czym wróciła do budki by połączyć się z Mors.
- Hej piękna. Posłuchaj, uprzedź centralę, że będę potrzebowała dostępu do archiwum. Tam powinna być odpowiedź… Nie wiem, czy jestem na nią gotowa, jeżeli moje obawy się sprawdzą. -

- Zrobię to natychmiast. - obiecała Mors.
Kostucha usłyszała za swoimi plecami wystrzał. Gdy się odwróciła, Alice już za nią nie było. Zamiast tego zdziwiona Bonnie kręciła się obok miejsca w którym dziewczyna wcześniej stała.
- Powinniśmy iść. - zasugerowała doktor. - Zaraz zleci się tu całe wojsko w mieście. - Ziemia miała bardzo ścisłe przepisy. Dźwięk wystrzału gwarantował problemy.

***
Mors przygotowała wizytę w archiwach na długo przed przybyciem Eidith i jej obsady. Znalezienie dokumentów z misji Sarii sprzed laty nie było jednak takie proste. Godzinami Eidith z Bonnie przegrzebywali raporty na temat młodej dziewczyny i jej drużyny. Falco nie nadawała się do tego typu pracy, a Vlad zasnął na stole. Dokumentacja była pisana ręcznie przez biskupów którzy zlecali zadania, sam Vlad miał problem z wykonaniem tych wniosków, więc tym bardziej nie miał zamiaru ich czytać.
Tak jak Eidith się spodziewała, znaczna większość misji była zlecona przez Klausa. Do tego wszystkie były przez niego podbite pieczątką. Jako opiekun Sarii, miał on obowiązek przeglądać raporty na jej temat. Oprócz jego zadań znalazł się jeden “spacer” Vlada, na niedługo przed walką z December. O dziwo Saria uzyskała w nim nawet dobry wynik. Najbardziej odstającym z dokumentów był jednak ten wystawiony przez Gerarda. Była to misja zwiadowcza, która zakończyła się wynikiem neutralnym - niczego nie znaleziono, ale badania przebiegły pomyślnie.
Bonnie wskazała palcem na dokument.
- To pismo Doca. - Falco obwąchała papier i szturchnęła Bonnie nosem na potwierdzenie.
- Jasna cholera! - otworzył jedno oko Vlad. - Nie wiem, co mi bardziej imponuje: że tak po prostu go poznałaś czy że tak bez skrupułów sprzedałaś tatauśka. - wyszczerzył się. - Jeśli postanowicie go złapać, weźcie mnie ze sobą. Pooglądam.
Bonnie nie wydawała się wzruszona tym odkryciem.
- Dear oh me… - Uśmiechnęła się Kostucha z tych odkryć. Postukała się palcem po policzku przyglądając się dokumentom. Dlaczego Doc miałby mieszać w szykach Icarii? Aż tak mało ceni swoje życie i pozycje? Nie widziała tutaj konkretnego motywu, lecz ten wpis jest przeważający w tej sprawie.
- Myślicie, żeby go najpierw o to zapytać, czy od razu go zanieść przed Zoana?

- Z tego co wiem, Doc kręgosłupa nigdy nie miał. - stwierdził Vlad. - Jeżeli postawisz go przed Zoanem, raczej pęknie.
- Jeżeli przyjdziesz do niego z samym dokumentem, nie liczyłabym na zbyt wiele. - ostrzegła Bonnie. - Ciężko wypytać podejrzanego, nie znając jego motywu. - zauważyła.
- Hm? Nie uważałem, ale nie macie już wszystkiego co trzeba na te puzzle? - zdziwił się Vlad. - Zawsze możecie go odjebać i pójść do domu, nie płacą wam za godzinę.
Eidith pokręciła głową,
- Nie nie. Najpierw wszystko wyśpiewa Zoanowi, gdy go tam zatargam. Nie ma co zwlekać, ruszajmy do niego od razu. Bonnie ty nie musisz. - dodała, lecz doskonale wiedziała, że jej to nie ruszy. Dziewczyna była bliżej absolutnego zera niż Eidith. Dokument także zabrała, żeby pokazać Docowi, gdzie wpadł i dlaczego myślał, że to mu się uda.


 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline