Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2021, 15:45   #132
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
****

Iść bez Bonnie oznaczało również iść bez Falco. Ostatecznie Eidith zawitała w laboratorium Doca tylko z Vladem pod pachą.
- Jak mnie wstawisz w biustonosz, to będę miał widok z pierwszej osoby. - proponował biskup.
Zastępcę Gerarda para zastała, gdy siedział przed jednym ze swoich monitorów, przeglądając jakieś dane. Z bliska wyglądał prawie, jakby topił się w krześle. Bardziej niespodziewanie, wraz z nim przesiadywała tu znudzona Alice.
Z barku Eidith wysunęła się macka, która pochwyciła głowę Vlada. Zaraz po tym biskup miał swój własny statyw. Eidith zdjęła okulary i schowała je do wewnętrznej kieszeni garsonki. - Doc przerwij co robisz i chodź ze mna do Zoana. Ważna sprawa. Nie stawiaj się. - Jej głos był dość potulny, ale jej spojrzenie było wyprane z wszelkich emocji. Przez tego siwego skurwiela podejrzewała nawet swojego mistrza. Bardzo chciała go zmaglować tam gdzie siedzi ale papieżowi należy sie wiedzieć dlaczego tak postąpił.
- Ehh, jak do Zoana, to nie mam nic do gadania. - zgodził się Doc, z wysiłkiem podnosząc się z miejsca. Gdy się ruszył, Eidith zauważyła, że jego ciało faktycznie było w części płynne. Korupcja udzielała się już nawet jemu. Alice nie interesowała się specjalnie tą sceną, choć kostucha zobaczyła, że pijaczka ukrywa w rękach piersiówkę. Kostucha nie marnowała jednak na nią czasu. Odwróciła się na pięcie i wyprowadziła Doca z kompleksu naukowego.

***

Eidith udało się uzyskać audiencję z Zoanem wyjątkowo bezproblemowo. Papież poinformował swoich gwardzistów, że kostucha ma wolny wstęp do jego biura we wszystkich sprawach związanych z jej zadaniem.
Dziewczyna ponownie znalazła się w obszernej marmurowej sali z papieżem za biurkiem. Ten uśmiechnął się i wstał na ich widok. Kropla czarnej mazi spadła z sufitu na ziemię. Sarkofag musiał dalej wisieć nad nimi.
Zoan obszedł swoje miejsce pracy i powoli zbliżył się do Eidith i Doca. Belly prawie zlewał się z podłogą w swoim płynnym stanie.
- Witaj, moja droga. - ucieszył się papież. - Czy to jest ten winowajca? - zapytał zaciekawiony.
- Z mojego śledztwa tak wynika Ekscelencjo. Przyprowadziłam go tutaj z przyczepioną głową, aby się wyspowiadał ze wszystkiego. Szczegóły mojego śledztwa zostaną do Ekscelencji wysłane. Ale po krótce… - Eidith zaczesała włosy za ucho, po czym kontynuowała.
- Saria była pod wpływem magii April, tego mnie zapewnił Tim, gdy w jakiś okolicznościach miał nieprzyjemność z tym miesiącem. Tim rozmawiał z Sarią przed oblężeniem wiedząc, że coś jest z nią nie tak. Dopiero ostatnio się upewnił, że to musiała być jej magia. Dużo dużo wcześniej, jak wynika z zapisków w archiwach. Lecz jeden wpis odstawał od reszty. Była to misja zwiadowcza od Gerarda. Zakończyła się neutralnie, nic nie znaleziono, ale badania zakończyły się pomyślnie. No i tutaj wchodzi Doc Belly. To on wypisał ten raport i podpisał się pod nim imieniem Gerarda. Mam potwierdzenie, że to jego pismo od jednego z mych agentów. - Eidith przerwała i stanęła obok Belly’iego. - Jeśli chcesz odejść jak człowiek powiesz Ekscelencji, dlaczego to zrobiłeś. -

Doc patrzył pustym wzrokiem na Zoana, czasem zerkając na Eidith. Papież wyciągnął rękę i przyłożył go do policzka mężczyzny. - Prawdę mówiąc prosiłem cię mniej o rozwiązanie za gadki, a bardziej o podjęcie decyzji. Jesteś awatarem śmierci, Eidith. Wybór kto żyje, a kto umiera, należy do ciebie. - Ręka Zoana powoli wsiąkła przez topiące się ciało Doca do wnętrza jego głowy. - Doc często pracuje jako sekretarka Gerarda. Jest jego prawą ręką, choć nigdy mu się to nie podobało. - papież przeciągnął rękę do góry, wyciągając ją przez czubek głowy otępiałego mężczyzny. - Obawiam się, że jako awatar depresji, Doc mógł nie być zbyt rozmowny? - spytał Zoan. Doc, dalej nieprzejęty sytuacją, zerkał to na niego, to na Eidith. Czekał, aż wydarzenie się skończy, jakkolwiek miałoby to nastąpić. Nie miał sił tłumaczyć się, ani też energii, aby kłamać. - Doc, czy mógłbyś być uznany za winnego wydarzeń na arce? - spytał go Zoan.
- ...Tak.
- Czy byłby to uczciwy osąd?
- ...Tak…
- Ależ Ekscelencjo ja dawno podjęłam decyzję co do Doc’a. Liczyłam jedynie na to, że się wyspowiada dlaczego to zrobił. Ale najwidoczniej nie ma to znaczenia. Mam czynić honory tutaj? Nic nie pobrudze. - Eidith wyprostowała rękę w bok a wniej pojawił się czarny kij. Z górnej końcówki wysunęło się powoli ostrze kosy. Mało jest istot które spotkało swój koniec od Eidith właśnie tym narzędziem i w takim stylu. Uznawała to bardziej jako odesłanie na drugą stronę, niż zwykłą egzekucję. Trwała nieruchomo czekając na słowa papieża.
Zoan odwrócił się i oddalił od Eidith o kilka kroków. Spojrzał w górę, kostucha mogła wyobrazić sobie, na czym spoczął jego wzrok. - Zrób, co do ciebie należ. Na ten moment jesteś prawdopodobnie jedyną, która może permementnie usunąć go kodu… Jeżeli ta egzekucja zwabi do ciebie niezapowiedzianego gościa, będę chciał wiedzieć, o czym rozmawialiście.
Doc spojrzał na Eidith. Cicho i od niechcenia odezwał się:
- Dałem ci wymówki zemścić się na gerardzie. Nic więcej nie jestem w stanie zaoferować.
- May you find peace. Goodbye. - Czarne ostrze ze świstem przecięło powietrze na wysokości szyi Belly’iego. Wszelka krew została wyłapana przez czarne sfery połączane z kałużą czerni pod stopami Eidith. Frunąć przez powietrze głowa biskupa została pochwycona przez Eidith. Dała mu jeszcze te kilka sekund, zanim kompletnie się rozpłynie i uśmiechnęła się do niego.
- Możesz wyjść. Dam znać, gdy będziesz potrzebna. - Zoan machnął ręką. Zadanie Eidith było ukończone.
Kostucha kłaniając się wycofała się do drzwi i dopiero przed nimi odwróciła się i opuściła pomieszczenie. Mijając gwardzistów podeszła do ławki na której zostawiła głowę Vlada.
- Już po wszystkim… - Odezwała się, a głowa Doc’a rozpłynęła się w powietrzu. Usiadła obok i położyła sobie biskupa na kolanach. - Udało mi się. NIe żeby były jakieś wątpliwości, ale trzęsłam się że to mógł być mój mistrz. - Odpaliła sobie papierosa i popatrzyła w dal.
- Mogłabym nie być zdolna do zabicia go. Upiorne. -

- To bardzo źle, Eidith. - Vlad zamachnął się, a jego głowa stoczyła się z kolan kostuchy. Nim upadł na ziemię, jego ciało odrosło od szyi w dół. Co ciekawe, pojawił się od razu odziany w swój płaszcz, który najwidoczniej składał się z jego własnego cienia.
- Jesteś teraz awatarem śmierci, Eidith. Jeżeli nie będziesz w stanie kogoś zabić, może stracić swoją moc, a nawet i gorzej. Nie ma nic groźniejszego dla ludzkości, niż mesjasz, który nie będzie jej służył. - ostrzegł.
Eidith mrugnęła, a Vlad zniknął. Wokół niej znajdowała się bezkresna czerń. Nie była to jednak ciemność. Siebie widziała idealnie, tak samo, jak ławkę, na której siedziała. Była jednak gdzie indziej. Przypominało jej to miejsce, w którym walczyła z December.
Obok niej siedział kapelusznik. Davy Johnesa nie spotkała od czasu raidu, czyżby to on był niezapowiedzianym gościem, o którym wspominał Zoan? Mężczyzna wydawał się częściowo przeźroczysty, a gdy się odezwał, brzmiał, jak gdyby był bardzo daleko:
- Widzę, że dorastasz do swojej roli. To dobrze. Dla mnie to niewygodne, ale dla nas to dobrze. - ocenił. - Dokonałaś jednego z lepszych wyborów. Doc faktycznie wysłał Sarię na misję. Nie wiedział co prawda, kogo ona tam znajdzie. Miał za zadanie zbadać konsekwencje przejęcia December. Ja mu powiedziałem, gdzie może znaleźć odpowiedź. - wyjaśnił, powoli wstając z ławki. - Alice ma dar. Dobrze wyczuwa nadchodzące zagrożenie. Przez to pragnienie przetrwania wyczuła, że coś jest nie tak i namówiła Sarię, aby ta udała się na misję samotnie. “Musimy ćwiczyć na raid”, tłumaczyła. - Davy kontynuował z rękoma w kieszeni. - Gdy dowiedziała się, co zaszło, zaczęła namawiać Doca, aby manipulował tobą, tak jak to robił. Chcieli chronić własną skórę. Gerard przeskrobał sobie u wielu osób, to liczyli, że przyjmiesz ich ofiarę. - kapelusznik zamilkł na chwilę, jednak ponownie się odezwał. - Nie byli to jedyni winni oczywiście. Tim wyczuł, że coś jest nie tak z Sarią, jednak namówił ją do udziału w bitwie z braku empatii, choć wyczuwał, czym to grozi. W trakcie bitwy Saria prosiła Klausa o pomoc, to on powiedział jej, co ma zrobić. “Chroń się”, “Jak czujesz zagrożenie, to je atakuj, to nie czas na wycofanie się.”, “Nieważne co zrobisz, masz moje błogosławienie”... Cóż, Saria była pod wpływem magii April, a December miała w sobie fragment jej duszy. Atakując Zilvę, Saria chroniła siebie, a przynajmniej takie miała wrażenie. Gerard oczywiście mógł Zilvę uratować, ma z nią specjalne połączenie. Nie chciał jednak, aby jego nieudany eksperyment nadmiernie się wykazał w boju. Stworzenie klona April było największą herezją, jakiej w życiu dokonał. - wyjaśnił. - Nie ma czegoś takiego jak niewinny człowiek. Zoan zdał sobie z tego sprawę, więc poprosił cię o wybór osoby odpowiedzialnej. Wiedział, że niezależnie jakiej dokonasz decyzji, nie będzie ona błędna.
- Pamiętam dokładnie jak Zoan mnie zbeształ, gdy powiedziałam, że jeżeli trzeba, zabije wszystkich. “Masz zabić odpowiedniego”. Wszyscy byli odpowiedni. To nawet trochę śmieszne. - Pomimo tych słów nie było jej do śmiechu. - Nie wydaje mi się, że to jedyne co chciałeś mi powiedzieć. -
- Wybieranie odpowiednich osób to twój unikalny przywilej. Ze śmiercią jednego, od grzechu wyzwalasz wszystkich. W innym wypadku musiałabyś zabić każdego… człowieka. - Kapelusznik wyjaśnił konsekwencje braku niewinnych. - Ale tak, masz rację. Przyszedłem do ciebie, ponieważ z rozwojem swoich umiejętności nabywasz nowy talent. Stajesz się jedną z niewielu osób, które mogłyby zabić nawet April. - Davy odwrócił się wreszcie do Eidith, uśmiechając się serdecznie. - Chciałbym prosić, abyś tego nie robiła. - teatralnie zdjął swoją czapkę i wykonał głęboki ukłon, aby podkreślić swoją prośbę. - Jak mówiłem, nie ma osób niewinnych. Instynktownie możemy jej nienawidzić, ale traktowanie April jako osobę odpowiedzialną za obecny stan rzeczy, to jak obwinianie pistoletu za pociągnięcie spustu. - przedstawił swoją pozycję. - Nie wspieram jej obecnych działań, ale… mam przeczucie, że grozi nam coś gorszego. Ktoś lub coś knuje plany za naszymi plecami, a obecność April to jedyne, co trzyma ich w ryzach.
Kostucha przechyliła głowę w bok i skrzyżowała ręce pod piersiami.
- Wiesz będzie potrzeba mi trochę więcej niż twoich “przeczuć”. Skąd w ogóle taki pomysł?
I uważasz też że lepiej zostawić April samą sobie? This is ridiculous.
- Pokręciła głową. Nie do końca do niej przemawiała pozycja kapelusznika, ale liczyła że nieco naświetli swoje obawy.

- …Jeżeli zrobi coś niebezpiecznego, jak najbardziej możesz ją powstrzymać. Nie powinnaś jednak jej zabijać. - sprostował, zakładając z powrotem kapelusz. - Ja doszedłem do tego wniosku, badając zaginioną historię ludzkości. Nasza przeszłość jest przed nami skryta, a co gorsza, obawiam się, że teraźniejszość również może być fałszywa. - ostrzegł. - Jest jeszcze jedna osoba, która podziela moje poglądy z innych powodów. Poznasz ją niedługo. - obiecał. - Chcę, tylko abyś była świadoma, że śmierć jest losem ostatecznym. Zwłaszcza z twojej ręki. Nie powinniśmy jej stosować pochopnie.
- Niczego nie obiecuję jestem lojalna Icarii. Jeżeli Zoan powie bym zgładziła April zrobię to. Ale na pewno przekaże mu twoje obawy, może zmieni zdanie. - Eidith zaczesała włosy za ucho. - Wytłumacz mi jeszcze… Jestem gotowa na każdy horror jaki ta galaktyka jest w stanie utkać. Jednak ci twoi “Ktosie” boją się bardziej miłości niż śmierci? Na pewno o mnie słyszeli. Brzmi to jak durnowaty plot twist. “Moc przyjaźni potężniejsze niż wszystko inne” Bleh. - To ostatnie wypowiedziała z odrazą w głosie.
- ...Większość nie potrafi zabić tego, kogo kocha… - odparł tylko Davy.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline