Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2021, 15:51   #9
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Soichiro


Ogrodnik odstawił zwłoki lokaja pod ścianę, po czym wrócił na dwór, zamykając za sobą drzwi. Bez zastanowienia wkroczył on we mgłę, szukając Soichiro.

Cytat:
Soichiro test umysłu = porażka
Japończyk szybko zgubił go w mroku.
Ten był jednak w swoim mniemaniu w najbardziej bezpiecznym miejscu. Przez kąt widzenia nie można go było zauważyć z bliska. A przed widokiem z oddali ochraniała go mgła. Mógł więc tylko czekać, aż ogrodnikowi się znudzi. Ale przynajmniej dopóki był na podwórzu, nie stwarzał zagrożenia dla reszty. To bardzo ułatwi Connorowi i Miho poszukiwania wyjścia z domeny, jeśli znajdowało się ono w posiadłości. Soi nie miał więc zbyt dużo do roboty. Dalej ukrywając się na dachu, powoli pełzał naokoło w poszukiwaniu najbardziej spróchniałych desek, które w razie czego mógłby łatwo rozwalić stąpnięciem, albo uderzeniem pałki. Nie sprawdzili jeszcze garażu, gdy byli na zewnątrz, więc może było w nim coś ciekawego. Co jakiś czas zerkał też w kierunku wejścia do rezydencji i nasłuchiwał odgłosu otwieranych drzwi.
Macając deski, ręka Soichiro nagle zapadła się w nicość: na dachu garażu już była dziura.
- O, to ułatwia sprawę — uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie chciał jednak wchodzić jeszcze do garażu, żeby nie zostać zamkniętym jak szczur w pułapce, jeśli ogrodnik go usłyszy. Zamiast tego chwycił żołądź, który prawdopodobnie spadł z pobliskiego drzewa. Brama była niedaleko, więc chciał sprawdzić, co stanie się z przedmiotem, który spróbuje ją przekroczyć. Japończyk powoli obrócił się na plecy i cisnął żołędziem w jej kierunku, tak żeby przeleciał tuż nad nią.

Cytat:
Soichiro test precyzji = sukces
Japończyk był pewien, że dobrze wycelował nad bramę. Niestety absolutna ciemność i mleczna mgła uniemożliwiły oglądanie efektów. Pogoda była na tyle nieznośna, że Soichiro miał problemy znaleźć pod sobą ogrodnika, a co dopiero tak drobny przedmiot.
Gdy Japończyk starał się wyciągnąć jakieś wnioski ze swojego eksperymentu, usłyszał donośny trzask i syrenę alarmową. Najprawdopodobniej ogrodnik zaczął niszczyć leżący przy wejściu motocykl Miho. Szczęśliwie, schowany w krzakach samochód do tej pory nie wydał z siebie żadnego krzyku.
Los dał mu kolejną okazję nie do odrzucenia. Soichiro miał teraz przed sobą dwie opcje. Albo wykorzysta odwróconą uwagę ogrodnika, żeby uciec przez bramę. Albo… spróbuje się go raz na zawsze pozbyć. Odgłosy alarmu z pewnością zagłuszą jego ruchy. Był też na przeciwnym skraju podwórza, więc widoczność również była słaba. Zeskoczył więc bez wahania z dachu garażu i zaczął przekradać się w kierunku samochodu.
Cytat:
Soichiro, test cwaniactwa z przewagą = sukces
Japończyk zdołał zakraść się niezauważonym do krzewów pod drugiej stronie posiadłości, gdzie wcześniej zbierał jagody i zostawił swój samochód.
Soi potrzebował chwili, by przygotować swój plan. Na szczęście alarm był dobrą czujką, bo zakładał, że ogrodnik będzie walił w motor, aż ten ucichnie. Od razu otworzył więc bagażnik samochodu i wyrzucił z niego wszystko. Następnie złożył tylne siedzenia, żeby otworzyć przejście do bagażnika. Na koniec odkręcił zakrętkę baku, wsadził do niego linę, i upewnił się, że jest dobrze nasączona benzyną. Zostawił zbiornik paliwa otwarty, ze zwisającą z niego liną, która miała się ciągnąć za samochodem, gdy ten będzie prowadził. Na wszelki wypadek wypchał resztą otworu papierem toaletowym, żeby zwisająca z niego lina nie wypadła w trakcie jazdy.
Jako, że syrena dalej grała w najlepsze, pozostało mu tylko wsiąść za kółko, i ruszyć do boju. Był to zdecydowanie niebezpieczny plan, ale potrzebowali czegoś cięższego kalibru niż pałki, łuk i jeden strzał z rewolweru, żeby położyć tego giganta. Było mu jednak szkoda jego pierwszego samochodu.
- Dobrze mi służyłeś, przyjacielu - rzekł smutnym głosem, z namaszczeniem głaszcząc kierownicę. - Wybacz, że wcześniej się na ciebie wydarłem. Jeszcze ten jeden raz, ganbatte kudasai.
To powiedziawszy odpalił papierosa, i przekręcił klucz w stacyjce. Włączył też światła drogowe i przeciwmgielne, żeby jednocześnie zwrócić na siebie uwagę, a także potencjalnie oślepić giganta. Następnie przekręcił kierownicę, i ustawił samochód na wprost do wejścia posiadłości, powoli się do niej zbliżając.
- Hej, grubasie! - wrzasnął przez uchylone okno, podkręcając obroty silnika, jak gdyby szykował się do startu w ulicznych wyścigach. - Tylko ty i ja! Jeden na jednego! Pokaż, na co cię stać!

Ogrodnik uniósł się zaintrygowany światłem i rzucił zdewastowany motocykl Miho na bok. Samochód Soichiro ruszył z miejsca, rozrzucając błoto na boki. Pojazd z impetem uderzył prosto w wynaturzonego olbrzyma, wpychając go w ścianę posiadłości. Uderzenie rzuciło jego ciałem, tak, że gwałtownie wygiął się w tył, uderzając głową o cegły. Japończyk ledwo zdążył się jednak uśmiechnąć, a jego wizja zaczęła się… unosić. Ogrodnik złapał boki samochodu i zaczął powoli podnosić przód pojazdu nad ziemię, jego zmutowana twarz wpatrzona w Soichiro.
Na szczęście tego właśnie się spodziewał, i dokładnie po to przygotował plan B.
- Nie, przepraszam! Nie chciałem pana rozzłościć! - zaczął krzyczeć z udawanym przerażeniem. - Proszę zostawić mój samochód! Nie chcę tutaj umierać!
W trakcie wydzierania się przechodził już jednak na tyły auta, by uciec na zewnątrz przez bagażnik, dotrzeć do krańca liny, i podpalić lont upuszczonym papierosem. Następnie miał zamiar odskoczyć najdalej jak się da, padając płasko na ziemię, z rękami na głowie.

Z uwagi na długość liny, Japończyk przebiegł dobry kawałek i rzucił się niemal pod bramę wjazdową do posiadłości. Raz...Dwa...Trzy… GRZMOT. Wypełniony oparami benzyny bak szybko eksplodował. Samochód zajął się ogniem, z którego dochodziły wrzaski ogrodnika.
Soichiro nie był jednak osobą, która spoczywa na laurach. Dalej za mało wiedział o tej istocie, żeby być pewnym czy to wystarczyło. Był teraz na dobrym dystansie do strzału, więc naciągnął łuk i czekał, co się stanie z ogrodnikiem. Jeśli miał jeszcze dość siły, by zrzucić z siebie samochód i wstać na równe nogi, to miał zamiar wystrzelić strzałę w jego głowę.
Cytat:
Soichiro test percepcji = sukces
Samochód w końcu jednak opadł na ziemię. Trawa wokół ogrodnika złapała ogień, całość wejścia do posiadłości zaczynało się rozświetlać, ułatwiając obserwację we mgle. Ogrodnik opadł na ziemię zwinięty w kulkę. Ciężko było powiedzieć, czy leżący na kolanach gigant dalej oddycha. Dobra widoczność w okolicy pozwoliła Japończykowi zorientować się również, że samochód doktora Fritza i jego partnera był nieobecny. W jakiś sposób musieli go odstawić pewien dystans od posiadłości.
- Fuck. Miałem nadzieję, że chociaż ich samochód dalej tu będzie - westchnał Soi, opuszczając łuk. Reakcja ogrodnika była dziwna, jeśli dalej dychał. Nawet jako debil, powinien dalej krzyczeć i wierzgać się, próbując ugasić ogień. Albo szarżować na niego w dzikiej furii. Wolał jednak nie sprawdzać co się z nim dzieje, dopóki płomienie nie wygasną. A następnym priorytetem na jego liście było sprawdzenie, czy dało się uciec z posiadłości przez bramę wejściową. Ruszył więc w jej kierunku szybkim truchtem, po drodze wyciągając klucze, które zabrał martwemu lokajowi. Chciał się im dokładniej przyjrzeć i zastanowić się jakie inne drzwi mogą otwierać.
Pęk kluczy był bardzo liczny. Każdy z kluczy był metalowy, z pojedynczą literą lub cyfrą na uchwycie. Prawdopodobnie lokaj miał dostęp do każdego pomieszczenia, a jeżeli nie, nieobecne klucze będą musiały spoczywać w rękach właścicieli posiadłości.
Przekroczenie progu posiadłości na ulicę nie stanowiło żadnego wyzwania, nie licząc faktu, że im dalej od ognia tym znów było paskudnie ciemno. Soichiro był w stanie stwierdzić tylko, że samochód nieznajomych nie znajdował się tuż przy wejściu, choć coś wydawało się połyskiwać w oddali, pewien dystans od posiadłości.
Zatrzymał się na moment i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu grubej ułamanej gałęzi. Był w lesie, więc nie powinno to stanowić problemu. Niestety, rozpalenie ognia po deszczu byłoby dość trudne, i zajęłoby mu strasznie dużo czasu. Na szczęście miał jednak idealną suchą i łatwopalną rozpałkę. Planował owinąć koniec gałęzi całą resztą papieru toaletowego, która mu została, i podpalić go zapałką. Zanim papier się wypali, gałąź powinna się wysuszyć i robić za solidną improwizowaną pochodnię, która oświetli mu drogę do połyskującego w oddali przedmiotu. Dla bezpieczeństwa starał się też cały czas iść prosto, żeby w razie czego łatwo było mu wrócić do posiadłości po własnych śladach.
Soichiro ruszył w drogę ze swoją improwizowaną pochodnią. Nawet z jej światłem, mężczyzna ledwo widział, co się przed nim znajduje. Młody Japończyk bardziej podejrzewał, że stąpa po asfalcie, niż był tego świadom. Dopiero gdy podszedł prawie pod sam samochód, zobaczył stojącego za nim mężczyznę, próbującego wbić łom w szparę od drzwi.

Cytat:
Soichiro, test mądrości = sukces
Chłopak miał jednak pewność, że ten pojazd należał do Fritza i jego partnera. Włamywacz, noszący maskę gazową na twarzy i kaptur na głowie, spojrzał na Soichiro, po chwili pytając zachrypniętym głosem:
- Twój?
- Nie, ale należy do mojego znajomego - odparł szybko delikwent. Nie miał jednak groźnej miny. - Właściwie, to możesz mi pomóc, bo i tak zamierzałem włamać się do tego samochodu. Mój znajomy miał wypadek niedaleko i podejrzewam, że w środku może być CB radio, albo telefon, żeby wezwać pomoc. Znajomy jest detektywem, więc lepiej, żebyś nic stamtąd nie kradł. Ale możemy po robocie wypić piwko i zajarać - wyjaśnił, z przyjaznym uśmiechem stawiając na masce trzy piwa, i paczkę papierosów. - Powiem tylko, że spotkałem nieznajomego, który mi pomógł, i możesz się stąd ulotnić, zanim ktokolwiek się zjawi. Co ty na to?
Cytat:
Soichiro, test percepcji = sukces
W czasie monologu, w którym Soichiro zdążył zdjąć plecak i powyjmować z niego skarbów nie podpalając niczego po drodze pochodnią, zamaskowany mężczyzna zdołał wyważyć drzwi pojazdu.
- To czemu ci klucza nie dał? - spytał wprost. - Możesz się zabrać ze mną, ale ja spieprzam. - wyjawił. Za nim, w świetle pełnego księżyca, pojawiła się czarna plama, która zdawała się zbliżać w stronę Japończyka.
- Długa historia. W skrócie, w tamtej posiadłości niedaleko są jacyś wariaci, którzy próbowali nas pobić, i tylko mi udało się uciec - westchnął, przyglądając się plamie z rosnącym napięciem. - Czy to przed tym uciekasz? - zapytał nieznajomego, wskazując na księżyc. Sięgnął też po łuk i strzałę. - Może sprawdź, czy w samochodzie nie ma jakiejś broni, bo nie wygląda to dobrze.
Zamaskowany mężczyzna zrobił kilka kroków w tył, nim obrócił się za siebie, aby zerknąć na plamę.
- Kurwa. - krzyknął tylko, wyjmując z płaszcza rewolwer. Po chwili jednak rozmyślił się i wskoczył do samochodu, otwierając drzwi po stronie Soichiro. - WŁAŹ. - Zarządał, zatrzaskując swoje. Z każdą sekundą plama na niebie wydawała się coraz bardziej ludzka w zarysie, choć wyraźnie miała skrzydła.
Japończyk przytaknął z szybko bladnącą miną, i chwyciwszy tylko plecak, również wskoczył do auta. Miał wiele pytań, ale nie chciał w tym momencie rozpraszać nieznajomego.
- Daj mi rewolwer, i skup się na prowadzeniu - również polecił poważnym głosem, wyciągając otwartą dłoń w stronę zamaskowanego, gdy drugą ręką opuszczał okno po swojej stronie. - Nie martw się, wiem jak się strzela.

Samochód ruszył. Wbrew życzeniom Soichiro, para zaczęła się oddalać od posiadłości. Mężczyzna spojrzał na Soichiro. Mimo maski było to spojrzenie wymowne. - Może od razu sobie w łeb strzelę?! - zamaskowany nie był gotów podzielić się bronią z kimś, kogo dopiero co spotkał.
Niestety, ledwo co mężczyzna skupił się na prowadzeniu, a stworzenie na niebie zaczęło przyspieszać w ich stronę, opadając z zabójczą siłą. Dwie, ostro zakończone ptasie nogi wbiły się w przednią szybę samochodu, gdy wpadła w niego harpia. Wolną ręką zamaskowany spróbował strzelić w kreaturę, jego pocisk jednak odbił się rykoszetem od kuloodpornego szkła. - Dasz radę ją utrzymać? - spytał, jedną ręką klepiąc kierownicę, a drugą otwierając swoje drzwi.
- A próbuj, wariacie - odparł Japończyk, chwytając za kierownicę.
Cytat:
Soichiro, test precyzji = sukces
Zamaskowany, test precyzji = sukces
Soichiro skupił się, ile mógł, na prowadzeniu samochodu prosto. Widząc zaledwie kilkadziesiąt centymetrów przed siebie pomimo włączonych świateł samochodu, mężczyzna mógł się tylko modlić, aby na środku drogi nie było przewróconego drzewa.
W tym czasie jego nowy znajomy wstał, unosząc się na zewnątrz auta. Sięgnął bronią naokoło pojazdu, celując prosto w harpię i wyładował w nią pięć strzałów. Nie wszystkie trafiły, celne uderzenia dało się jednak zidentyfikować po nowej plamie krwi na samochodzie i donośnym wyciu kreatury. Po czwartym strzale harpia wreszcie zdołała wyrwać się z przedniej szyby, ostatni pocisk posłał ją jednak w bok, rzucając jej ciałem w głąb lasu. Soichiro nie miał pojęcia, czy to wystarczy, aby ją zabić. Mimo tego nie spodziewał się, aby stwór był zdolny, a w dodatku jeszcze chętny, aby ich gonić.
Zamaskowany wrócił do samochodu odpychając Soichiro i zamykając swoje drzwi.
- Zastary na to jestem. Te kurwy powinny być tylko w górach. Z każdym dniem międzywymiar to coraz większe piekło. - wraz ze względnym poczuciem bezpieczeństwa, zamaskowany osobnik stał się bardziej rozmowny.
- Międzywymiar? - zdziwił się Japończyk, którego tętno również powoli się uspokajało. - Myślałem, że tylko posiadłość była w jakiejś “domenie”. Zdziwiłem się, że udało mi się po prostu wyjść przez główną bramę. Czyli dalej nie jesteśmy w normalnym świecie? Jak daleko ciągnie się ta domena? - pytał po kolei. Sam miał również dużo do wyjaśnienia, ale jeśli świat poza posiadłością nie był bezpieczny, to nie było sensu od razu wracać po Connora. Najpierw musiał się dowiedzieć gdzie, są i jak znaleźć stąd faktyczne wyjście.
- Widzę, że jesteś żółty, i tylko dlatego cokolwiek ci pomagam. - wyjaśnił swoje stanowisko nieznajomy. - Wiesz, że ludzie podświadomie bronią się przed wpływem wszystkiego, co paranormalne? - spytał. - Z tego powodu nasz świat jest jak jedna wielka domena. Jakkolwiek wszedłeś do tej posiadłości, nie wyszedłeś z niej na naszą warstwę Ziemi. To jest jej bardziej prawdziwa wersja, bez filtra. - zobrazował.
- Haaaa… - Soichiro wydał z siebie nieartykułowany dźwięk z szeroko rozdziawionymi ustami. - To kompletnie co innego, niż wyjaśniał nam tamten znajomy detektyw. W posiadłości są dalej mój kolega i koleżanka, i dwóch agentów, którzy przyjechali tym samochodem. Po prawdzie, to nasza koleżanka miała wypadek, gdy chciała zabawić się w “nawiedzonej posiadłości”, i ja z kolegą przyjechaliśmy jej pomóc. Ale zanim udało nam się wydostać, zjawili się ci dwaj agenci (jeden z nich to gadający pies), i wyjaśnili nam, że jesteśmy w jakiejś domenie, i musimy zabić hosta, albo znaleźć konkretne drzwi, żeby się stamtąd wydostać. Tylko ja miałem okazję uciec przez frontowe drzwi, więc ją wykorzystałem. Chciałem po nich wrócić, jeśli uda mi się znaleźć wyjście na zewnątrz - wyjaśnił swoją historię. - Więc… możesz nam jakoś pomóc? Nie chcę ich stamtąd wyciągać, tylko po to, żeby zeżarły nas zaraz jakieś harpie. Jest jakiś sposób, żeby wrócić stąd do normalnego świata? Czy lepiej, żebym wrócił do posiadłości, i poszukał z resztą tych drzwi, które zabiorą nas z powrotem, tak jak gadał tamten pies?
- W domenie, zwłaszcza młodej, najłatwiej o drzwi na Ziemię. Żyje w nich też najgorsze gówno. - ostrzegł. - Z tego, co mówisz, to samochód nieznajomych. Jak znajdę na drodze jakąś wyrwę do naszego świata, to stąd spadam. Możesz go sobie wtedy zabrać i się wrócić. - zaproponował. - Jak byście zniszczyli domenę, to faktycznie wrócicie na Ziemię. - zamaskowany mężczyzna przyjrzał się Japończykowi. - Dla kogoś, kto nie wie, jak działa świat, to szansa jeden na milion. - stwierdził, po czym wrócił do obserwacji drogi. - Jeżeli domenę stworzyło coś z międzyświata, macie szanse bliskie zera. Jeżeli powstała przez ludzi, może być jakiś sposób ją odkręcić z istnienia. Tymi rzeczami zajmują się jednak nieznajomi.
Zamaskowany mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza mały notes i podrzucił go Soichiro. - pierwsza strona. - znajdował się na niej prosty wykres.
- Nieznajomi, huh? Więc tak ich nazywacie? - chłopak zastanawiał się na głos, próbując zapamiętać diagram. Zamaskowany chyba nie pozwoli mu go zabrać na później, więc trzeba było zapamiętać, ile się da. - Spodziewałem się jakiejś bardziej cool nazwy. Agenci X, Paranornal Hunters, Supernatural Defense Force, czy czegoś w tym rodzaju. No, ale przynajmniej nieświadomi ludzie nie zareagują na taką nazwę.
Gdy był pewien, że zapamiętał nazwy wszystkich domen i ich rozmieszczenie, zaczął powoli przewracać kartki notesu. Póki co interesowały go tylko rzeczy dotyczące Ziemi, międzyświata, i ewentualnych portali między domenami. Więc resztę informacji miał zamiar tylko szybko przelecieć wzrokiem. Był i tak już za daleko, żeby wracać do posiadłości na piechotę. Jeśli ten portal, o którym mówi zamaskowany, nie będzie oddalony o więcej niż godzinę jazdy, to szybciej będzie wrócić do posiadłości samochodem. A miał przy tym okazję zdobyć dużo więcej informacji, niż do tej pory oferował im Fritz.
- Czyli rozumiem, że sam nie jesteś nieznajomym? - pytał bez pośpiechu, nie przerywając czytania. - Skąd więc ty się tu wziąłeś? Wciągnęła cię przypadkiem jakaś domena tak jak nas? Ale chyba nie ogarnąłbyś tyle o tym świecie, nawet błądząc tu latami. Żyją tu tylko potwory, czy też normalni ludzie, albo jakieś pozytywne istoty? I skoro mówisz, że to “prawdziwa wersja Ziemi, bez filtra”, to jak te domeny na siebie wpływają? Czy ludzie na Ziemi widzieliby, że jedziemy teraz samochodem po leśnej drodze, tylko nie zauważyliby tej harpii, która nas zaatakowała? W posiadłości udało nam się nawet “cofnąć czas” włączając generator, i przywróciliśmy w ten sposób ludzi do życia. Strasznie to skomplikowane. A nawet zwykłej fizyki nie lubiłem.

Dalsze strony notesu zawierały imiona ludzi, których Soichiro nie znał. Znajdowały się tam też nazwy i szkice różnych przedmiotów oraz stworzeń, krótkie opisy i ogromne cyfry. Gdy zamaskowany zobaczył, że Japończyk pozwolił sobie zajrzeć dalej niż na pierwszą stronę, wyrwał mu notes z ręki.
- Jestem Stalkerem. Na czarnym rynku płacą krocie za artefakty z innych domen. Nie każda dziura jest pełna magicznych wynalazków, ale jak już coś znajdziesz, to zwraca się ryzyko. - zapewnił. - Ziemia to obecnie dla nas jak inny wymiar, możemy spotkać tylko ludzi z uśpionym potencjałem. Jeżeli zobaczysz czarną, mglistą sylwetkę, spróbuj jej nie skrzywdzić. - ostrzegł. - Nie wszystko cię tu będzie chciało zabić, ale nie ryzykuj. Każda domena ma swoje zasady.
- Stalker, kasa, ryzyko - wyliczał powoli Japończyk, z coraz większym uśmiechem pod nosem. - Tamci nieznajomi proponowali nam dołączenie do nich, jeśli uda nam się wrócić na Ziemię. Ale szczerze powiedziawszy, twoja fucha bardziej mi się podoba. Oni przypominali policjantów z jakimiś pojebanymi zasadami. Connorowi, mojemu koledze, też się nie podobali. A to, co ty robisz, jest jak robota mojego ojca w yakuzie, tylko ciekawsza - zakończył, spoglądając na zamaskowanego z błyskiem w oku. - Powiedz, jak zostać jednym z was? Gdy tylko znajdziemy portal, muszę jeszcze wrócić po moich przyjaciół w posiadłości. Ale można by was jakoś spotkać, gdy wrócimy na Ziemię?
- Po prostu zbierasz informacje o domenach i wchodzisz w taką, która brzmi, jakby miała mieć coś ciekawego w środku. Jeżeli masz kontakty z mafią, to ktoś u was na pewno wie, jak to funkcjonuje. - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Heh, dzięki za cynk - Soi kiwnął głową, i nawet ukłonił się lekko w geście wdzięczności. - Jeśli będę miał okazję, to kiedyś ci się odwdzięczę. Tamta harpia zjadłaby mnie na śniadanie, czy raczej podkurek o tej godzinie, gdyby nie twoja pomoc.
Zastanowił się przez moment nad swoją sytuacją i po chwili kontynuował:
- Podobno tamta domena jest młoda. Spotkaliśmy tam też głównie masę ludzi. Dziwnych i zmutowanych ludzi, ale jednak ludzi. I jednego wielkiego domowego pająka. Zakładam, że host też jest człowiekiem, bo nieznajomi mówili, że domena jest stworzona z jego wspomnień, czy coś takiego. Więc chyba mamy szansę się stamtąd wydostać. Miałbyś może dla nas jeszcze jakieś rady, gdy będziemy jechać z powrotem do portalu? Co tutaj jest poza harpiami i jak najlepiej tego unikać? Z hostem pomogą nam nieznajomi, ale nie wiem, jak bardzo znają się na tym międzywymiarze.

- Następnym razem weź pistolet. - odpowiedział stalker.
- Dobra rada - przytaknął Soi, nie chcąc narzekać na ton swojego niejakiego wybawcy. Poza tym nagle przypomniał sobie, że nie przeszukał jeszcze pojazdu. Zaczął więc powoli zaglądać pod siedzenia, do schowków, na tylne siedzenia, i naokoło deski rozdzielczej. Szukał zwłaszcza broni, albo jakichś nietypowych gadżetów. Chociaż typowe przedmioty jak zapalniczka, czy nawet guma do żucia również mogły mu się przydać po powrocie do posiadłości.
- Daj znać, jeśli mogę jakoś pomóc w rozglądaniu się za tym portalem - rzucił do stalkera mimochodem. - Wiesz w ogóle gdzie szukać? Bo jeśli będziemy tylko jechać na randoma, to z taką widocznością samochód za bardzo nam nie pomaga. Równie dobrze mogliśmy przegapić już jakiś bliższy portal, który zauważylibyśmy idąc pieszo.

- Możesz się nie wiercić jak bezdomny w jadalni? Kleptomanię masz? - stalker nie był zadowolony z zachowania Japończyka. Grzebiąc po pojeździe, Soichiro nie widział nic specjalnie użytecznego. Zaglądając pod krzesło, znalazł tam jednak książeczkę przypominającą paszport. Na okładce znajdował się trójkąt z okiem. Wtedy poczuł, jak samochód zwalnia.
Gdy Japończyk uniósł głowę, zobaczył w oddali pulsujący obraz miasta o świcie. Wyglądał, jak gdyby wystawał z pękniętego kawałka szkła. Obok dziury znajdował się samochód, przy którym stały sylwetki dwóch osób.
- Więc nieznajomych. - skrzywił się Stalker, wychodząc z auta. - I tak nic nie upolowałem, więc po prostu spadam. Ty rób, co chcesz. Powodzenia młody. - nie czekał na odpowiedź, zatrzasnął za sobą drzwi i szybkim, miarowym krokiem zbliżył się do nieznajomych z ręką na rewolwerze.
- Dzięki za pomoc - Soichiro rzucił za odchodzącym stalkerem, samemu również opuszczając pojazd, by przysłuchać się jego rozmowie z nieznajomymi. Trzymał się jednak daleko z tyłu, by pokazać, że nie jest w tej samej “drużynie” co zamaskowany. W międzyczasie zaczął też przeglądać książeczkę, którą znalazł w samochodzie, zakrywając jednocześnie dłonią znak na okładce, tak by nieznajomi nie mogli go zauważyć. - Ten znak to nie byli ci illuminati, co popijają kawę, gdy planują przejęcie władzy nad światem? - zaciekawił się.
Strony w książeczce były wypełnione kreskami i kropkami. Prawdopodobnie był to jakiś szyfr, ale w każdym razie nic, co Soichiro mógłby przeczytać. Gdy Japończyk się im przyglądał, Stalker zaczął rozmawiać z nieznajomymi.
- Nic nie znalazłem. - obiecywał. - Na razie mam dojść, po prostu chcę wyjść.
- Dasz się przeszukać?
- Nie. - odpowiedział, pokazując broń.
Mężczyźni spojrzeli na siebie i zastanowili się przez chwilę. - Gdybyś miał coś groźnego, pewnie bym wyczuł, leć.
Stalker skinął głową i wrócił do rzeczywistości przez portal. Nieznajomi zaczęli zbliżać się do Soichiro.
Była to para mężczyzn o jasnej skórze, ubranych w czarne garnitury i noszących okulary. Wyglądali identycznie, prawdopodobnie będąc bliźniakami.
- Dzień dobry. - przywitali się. - Podobno jest pan ofiarą rzeczywistości? - spytali. - Możemy pomóc. - obiecali.
- Dzień dobry, byłbym bardzo wdzięczny - odpowiedział Japończyk, kłaniając się nisko. - Kilka godzin temu ja i mój kolega przyjechaliśmy do pewnej nawiedzonej rezydencji, w której zgubiła się nasza koleżanka - wyrzucił z siebie z wyraźnym pośpiechem, wskazując jednocześnie w stronę z której przyjechali ze stalkerem. - Udało nam się ją znaleźć, ale zanim zdążyliśmy wyjść na zewnątrz, okazało się, że zostaliśmy uwięzieni w jakiejś “domenie”. Tylko mi udało się na razie uciec, ale pozostali powinni dalej się tam ukrywać. Tamten pan “stalker” wyjaśnił mi po drodze, o co chodzi z tymi potworami i innymi wymiarami. Przyjechaliśmy tutaj samochodem do którego ON się włamał - podkreślił wymownie, żeby nie brać na siebie całej odpowiedzialności za włamanie. - Należy on do nieznajomego przebranego za policjanta i jego partnera Fritza, który wygląda jak gadający pies. Chyba ciężko przeoczyć, jeśli ich znacie. Spotkaliśmy ich przypadkiem, gdy przyjechali na jakąś tam misję, żeby zabić hosta tej domeny. Wyjaśniliśmy im, jak się tam znaleźliśmy, więc obiecali pomóc nam w wydostaniu się z rezydencji. Pan policjant poszedł sam spróbować zabić tego “hosta”. Ale podobno “dostał w kość” i ukrywa się gdzie indziej niż reszta. Pan Fritz pomagał mi i moim kolegom, więc dalej powinien z nimi być - wyjaśnił prawie nie robiąc wdechów, więc na koniec zrobił chwilę przerwy, by złapać oddech. Następnie kontynuował. - Więc, czy możecie nam pomóc w tej sytuacji, czy mam sam jechać z powrotem do rezydencji, żeby ich stamtąd wyciągnąć? I tak zamierzałem po nich wrócić, gdy tylko uda mi się znaleźć wyjście z tego wymiaru. Zabiłem już kilka tych człekopodobnych stworów i pewnego przerośniętego ogrodnika który “dał w kość” waszemu agentowi. Więc tylko nie mówcie mi, że to zbyt niebezpieczne, żebym wrócił do rezydencji. Albo pojedziecie ze mną, albo sam wrócę po mojego kolegę i koleżankę - zakończył dobitnie, ale nie agresywnie.
- Bohatersko, choć nie podziwiam skłonności do zabijania nawet potworów. Przynajmniej nie u cywili. - stwierdził jeden z mężczyzn, nieco zmieszany. - Poczeka pan chwilę. - poprosił, wyciągając z kieszeni komórkę. Szybko podbiegł do dziury i wyszedł do świata ludzkiego. Prozmawiał z kimś i wrócił. - W naszej organizacji nie ma żadnego psa o imieniu Fritz. - oznajmił ponurym głosem. - Wiele osób wie o nieznajomych i tym, że zajmujemy się usuwaniem paranormalnych zagrożeń. Natrafiliście na kogoś, kto podszył się pod nas, aby was wykorzystać. - wyjaśnił. - Pojedziemy naszym samochodem. Zaprowadzi nas pan do posiadłości, sugeruję jednak, aby został w środku. Jako cywil istnieje duża szansa, że przypadkiem by nam pan zaszkodził.
- Usiądzie pan ze mną z tyłu i opowie mi, jak wygląda wnętrze budynku. - poprosił drugi.
- Dobrze - zgodził się Soi. - Ale pójdę z wami. Mój kolega i koleżanka nie do końca ufali tamtemu podejrzanemu agentowi i jego partnerowi, więc pewnie nie zaufają też wam. Będę trzymał się z tyłu i nie będę się wtrącał, dopóki nie będą panowie mieli kłopotów. Potem zawołam tylko moich kolegów i wyciągnę ich stamtąd, gdyby panowie byli zajęci hostem, albo innymi stworami. Raczej jest ich tam dużo, więc zakładam, że przyda wam się dodatkowa para rąk do pomocy. Nawet tylko po to, żeby odeskortować bezbronnych cywili. Z naszej trójki tylko ja umiem się bić - zaproponował, na dowód pokazując nieznajomym zakrwawioną kolczastą pałkę, z resztkami mózgu lokaja.
- W wolnej chwili polecę panu psychologa, ale na razie ma pan rację. Przyda się pana pomoc do wyjaśnienia sytuacji pozostałym ofiarą. Chodźmy.
- Przy okazji - Japończyk zatrzymał nieznajomych, podając temu który z nim rozmawiał notes który znalazł w samochodzie. - Znalazłem to w samochodzie tego podejrzanego gościa, który podszywał się za jednego z was. Wszystko jest napisane jakimś szyfrem, więc oddam to wam, bo nie chce mi się samemu nad tym główkować. Jeśli uda się wam to na szybko rozczytać, to może czegoś się o nim dowiecie. Z policjantem za dużo nie rozmawialiśmy, ale “doktor” Fritz wydawał się dużo wiedzieć o waszej organizacji. Zacytuję wam po drodze wszystko, co pamiętam.

****

Soichiro i dwójka nieznajomych wysiedli naprzeciw posiadłości. Ziemia była czarna. Drzwi były spalone. Nie było jednak śladu truchła ogrodnika. Zamiast tego wewnątrz posiadłości widać było trójkę nieumarłych pokojówek myjącą podłogę.
- Przydałby się grappling hook, moglibyśmy wlecieć od razu na drugie piętro.
- Nie jestem scavengerem. - kręcił nosem drugi z mężczyzn. - Wyglądają dość słabo, z tymi powinniśmy sobie poradzić.
W odpowiedzi mężczyzna przytaknął skinieniem głowy. Poprawił okulary na nosie i wyjął z kieszeni notes. W niesamowitym tempie zaczął coś na nim pisać, gdy jedna z pokojówek zobaczyła zakradających się mężczyzn. Dziewczyna ryknęła, zakręciła mopem, jakby ćwiczyła sztuki walki i zaczęła szarżować na gromadzenie. Okularnik nie przeszkadzał sobie w pisaniu, gdy jego kolega wyjął pistolet i zaczął strzelać w pokojówkę, żeby utrzymać ją w miejscu.
- Jak się nazywa?
- Marie. - odpowiedział, przyglądając się plakietce doklejonej do jej uniformu.
Mężczyzna skończył dokument. Wyjął z kieszeni podręczną pieczątkę i przybił go, po czym oderwał. Następnie wyjął z wewnętrznej kieszeni kopertę i zapakował list, po czym podał go koledze i zaczął sporządzać następny. Strzelec opuścił broń i doskoczył do opętanej, wpychając jej list w ręce. Ta ze zdziwiony spojrzeniem nagle obróciła się w stertę kości, których nikt nie pogrzebał od dziesiątek lat.
- Biegną jeszcze dwie, pomożesz mi utrzymać jedną w miejscu? - spytał mężczyzna, oferując Japończykowi swój pistolet.
Chłopak chciał już przytaknąć, jednak jego twarz natychmiast wykrzywiła się w obrażonym grymasie na widok zaoferowanej mu broni.
- Pewnie. Ale nie potrzebuję pistoletu żeby zatrzymać jedną nadgniłą dziewczynę z mopem - odparł, strzelając kłykciami. - Zaoferujcie mi broń jak wyskoczy na nas jakiś prawdziwy potwór.
To powiedziawszy zrobił krok do przodu by stanąć przed agentem, dobył zza pasa drewniany miecz do kendo i przybrał pozycję ‘waki no kamae’ z bokkenem na wysokości pasa skierowanym do tyłu. Tym sposobem miał zamiar zachęcić nadbiegającą pokojówkę do szerokiego i bezmyślnego ataku, a własną kontrą wytrącić jej broń z ręki.


Cytat:
Test ciała (5 + - -) = 1d6-1 = 3 = fail
Ku zdziwieniu Japończyka pokojówka wiedziała, co robiła. Będąc w zasięgu ataku Soichiro, kobieta dopadła do ziemi i podcięła mu nogi, za nim jednak zdążyła wstać i przywalić mu mopem, dostała kulą w bark. Dało to Japończykowi czas wstać na nogi i zablokować jej atak. Druga koleżanka została zatrzymana przez ciągły ostrzał ze strony nieznajomego.
- Potrzebne mi jest jej imię! - krzyknął do Japończyka urzędas.
- Trochę jej nie doceniłem - sapnął student, pokryjomu dobywając z kieszeni noża motylkowego. Tym razem miał zamiar wykorzystać brudniejszą taktykę i w trakcie blokowania jej ciosu, chlasnąć nożem po palcach pokojówki trzymających mop, by przeciąć jej ścięgna i unieruchomić dłoń. Zaraz po tym miał zamiar przyjrzeć się jej plakietce z imieniem.
Cytat:
Test siły = sukces (5/5)
Pokojówka zamachnęła się z całej siły uderzając w gardę Soichiro mopem. Chłopak był na to gotowy i zebrał się w sobie, aby przyjąć cios niewzruszonym, choć wciąż odczuwał ból mimo zaciśniętych zębów.

Cytat:
Test precyzji sukces (5/5)
Szybki ruch noża pozwolił Soichiro na rozcięcie ścięgien kobiety, gdy ta cofała ręce do kolejnego ataku. Po jednym wymachu jej nadgarstki opadły w dół. Japończyk miał jednak przeczucie, że te obrażenia nie utrzymają się na długo. Zombie nie grzeszyły miłością do logiki czy praw fizyki, więc ścięgna prawdopodobnie nie były im niezbędne do zachowania pełnej mobilności.

Cytat:
Test umysłu z podwójną przewagą, porażka (6/3+2)
Korzystając z okazji Soichiro spróbował przeczytać imię pokojówki, ta jednak od razu odskoczyła w tył, nim student zdążył skupić wzrok na plakietce z imieniem.
- Moja nazywa się Claudette! - krzyknął strzelec, a pochwili dostał list i doskoczył do niej, obracając również ją w proch.
- Soichiro. Nie mam czasu na szczegóły. Za pomocą swojej mocy zwalniam te kobiety z pracy, przez co przestają podlegać paranormalnym efektom domeny. Z uwagi na obecne przepisy prawne potrzebuję zwracać się do niej po imieniu we wniosku o zwolnienie. - tłumaczył mężczyzna z długopisem.
- Więc czytajcie, urzędasy! - odkrzyknął Soi, doskakując do pokojówki z zamiarem założenia jej nelsona, póki ta była wciąż ranna. Uważał przy tym na jej nogi, gotowy podciąć ją jeśli będzie próbowała kopniaków. - Ja jestem lepszy w biciu się, niż czytaniu w takim półmroku!
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline