Ocknął się zupełnie trzeźwy i przytomny, choć oszołomiony jak człek któremu w nocy wołają "Gore"!! pod oknem. Trzeźwym okiem ocenił przekrzywiony pokład. Potem drugi pokład. Potem trzeci pokład. Potem wiele innych pokładów... Jak przez mgłę słyszał śpiewy druhów, w tym Kasztaniaka, "dzięki niech będą Manannowi!", kawalerskie, weselne przyśpiewki. I dotarło do niego, jak przez jakąś mgłę, że to chyba o nim kompani mówią, że żenić się będzie.
- Jaaa sę nie żżżenię!!!!! Nnnniiieeee!!!! - ryknął na całe gardło próbując unieść się w na nogi, nieudolnie nieco, bo płynąć podpijał pod płaszczem z bukłaka, dla zdrowotności, coby alchemiczne specjały wypędzić z organizmu uczciwą okowitą.
Roześmiane wielotwarze na drugiej łajbie gruchnęły śmiechem, jeden się posmarkał przez co przy swoich wąsach wyglądał na morsa gdy mu gluty zwisły z wąsisk. Wszyscy śmiali się szczerze.
- Cichaj Korin - szepnął doń Bernolt mrugając porozumiewawczo okiem, wykorzystując powszechną wesołość i gromki, niosący się po wodzie śmiech. - Daj pracować...
- Jaaaa myś... młyśślaahhł, żhhheee wyyy dłłuhhhhyy, aaa whhy mmnniiieee chcehhhcie, chcchhheeecie... - Korin wygrażał kompanom ku uciesze członkom Rzecznej Straży.
- Musi wielce urodziwa narzeczona!
- I wymowna być musi! Język pewnie cięty, że jak raduje się z powrotu chłopa do domu, to na sąsiedniej ulicy słyszą "Ty kurwi synu!!!", ha ha ha!!
- I pewnie mamusię ma lepszą jeszcze!! Jaka matka taka córcia!!!
- Maaaa!! - Korin zawył odzyskując ślady trzeźwości. Przerażenie na jego Korina było wręcz namacalne. - Ja chhhceee do wojska!! Służba!! Ja się nie żenię!!! - bezradnie, wzrokiem szukającym ratunku spojrzał na roześmianych Strażników Rzecznych i ruszył w ich stronę wyciągając do nich ramiona, by podjęli go na łódź.
.