Szybko im poszło z orkami, niestety jeden z nich zranił Nerayę w rękę.
- Szlag by to... - mruknęła, patrząc na ranę i po chwili zerknęła na Blake'a odpowiadając mu. - Na szczęście to nic poważnego, mogło być dużo gorzej. Dzięki za propozycję, ale nie będziemy niszczyć twojego ubrania. - Uśmiechnęła się do niego. - Mam w plecaku szarpie, powinno wystarczyć, żeby zrobić opatrunek.
Sięgnęła do plecaka, skąd wydobyła trochę pociętych w równe pasy skrawków materiału. Samej ciężko jej było opatrzyć cięcie, więc podeszła do Landera.
- Pomożesz mi z tym? - zapytała.
- Mogę cię podleczyć - zaproponował.
- Takie draśnięcie... Nie warto - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- No to zawiążę ładną kokardkę - zażartował, biorąc do ręki paski materiału.
Neraya tylko westchnęła teatralnie i pokręciła głową, uśmiechając się do niego.
Gdy opatrunek był gotowy, podziękowała kapłanowi, podeszła do martwego orka i wydobyła z jego brzucha swoją strzałę. Wytarła grot o skórznię stwora i schowała z powrotem do kołczanu. Niedługo potem dotarli w końcu do ozdobnego wejścia z drewnianymi wrotami.
- A więc opowieści były prawdziwe - szepnęła, przyglądając się, z jakim rozmachem i precyzją wykonano zdobienia. Zgodziła się z Blake'em. - Dokładnie, tu mogą być jakieś zmyślne pułapki. Myślę, że powinnam najpierw...
Nie dokończyła, bo Draugdin wiedział lepiej, co należy zrobić i jak gdyby nigdy nic ruszył przodem. Półelfka przewróciła tylko oczyma na taką lekkomyślność. Wychodziło na to, że szybko się przekonają, czy rzeczywiście przed wejściem znajdowały się jakieś pułapki...