Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2022, 22:35   #149
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Mijały kolejne tygodnie. Słońce pory suchej dokazywało, przewalając się po częściowo zdewastowanej i zaniedbanej ziemi Ziaren falami gorąca. Pomimo zahartowania mieszkańców Amerigo i powszechnej dostępności do wody słodkiej, zużycie energii wzrosło (z powodu wzmożonego użycia wentylatorów i klimatyzatorów), szpitale odnotowywały wzrost udarów i omdleń, a trawiaste sawanny, wysuszony busz i pola uprawne stawały w szalejących pożarach pod byle pretekstem.

Stan natury był odzwierciedleniem stanu ludzkich serc.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3enw-PNQlng[/MEDIA]

Niepokój, rozgoryczenie i gniew przeważały w życiu publicznym. Gorączkowe i utrudnione przez suszę zbiory, zniszczone bądź opustoszałe spichlerze i spalone przez piromanów czy samozapłon pola wymuszały dalsze racjonowanie żywności – gdyby nie handel i pomoc humanitarna, znów zapanowałby głód, i to nie tylko w NVR ale też i państewkach okupantów i kolaborantów.

Wojenne zmęczenie mieszało się z ustępującym szokiem i narastającym niezadowoleniem z obecnego układu sił. Każdego tygodnia publikowano listy nazwisk zmarłych, poległych i zakatowanych w ostatniej wojnie. Tutaj współpraca między NVR a PRS i PoE działała bez zarzutu. Oficjalnie Ludowa Republika Ziaren pozamykała obozy pracy założone przez niedawnych okupantów i oswobodziła więźniów wojennych, a KoNZ dokonało wymiany jeńców z NVR. Nim jednak to się stało większość tych jeńców, łagierników i więźniów zmarła z głodu, wycieńczenia i chorób... albo została po prostu rozstrzelana póki wojna trwała. Gniew i żal pośród Vermontczyków rosnął do poziomu wyższego aniżeli nawet tuż po Dniach Masakry, a niedawne pro-pacyfistyczne postawy zdawały się tracić grunt pod nogami. Podobnie jak stronnictwo gołębi, choć te nadal miało w garści prawie całą władzę – obydwie izby parlamentarne, radę sekretarzy i fotel prezydencki.

W polityce NVR narastała polaryzacja, która od wielu dekad była wypadkową dwupartyjności państwowej polityki. Odwieczne zmagania Konstytucjonalistów i Progresywistów na politycznej arenie wżarły się głęboko w vermoncką świadomość i kulturę. Cichą tragedią narodu był fakt, że w obliczu wojny i kryzysu polaryzacja ta jeszcze się nasiliła. Protesty, strajki i łamistrajki, manifestacje i kontrmanifestacje, brak współpracy między partiami w praktycznie każdej sprawie, większe zorganizowanie i aktywność ekstremistów z obydwu stron – dochodząca do bójek, ustawek, a nawet okazyjnych zamieszek (póki co skutecznie opanowywanych przez oddziały anti-riot policji).

Na terenach okupantów i kolaborantów niewiele lepiej. Ludowa Republika i Nowy Zair trawione były wciąż przez mnogość choróbstw – epidemie cholery, czerwonki, tyfusa i innych paskudztw zbierały srogie żniwo w krajach o nieistniejących bądź zdemolowanych służbach zdrowia i przemyśle farmaceutycznym. Handel pozaplanetarny (ustalony dzięki mediacji ComStaru w ramach rozejmu) i pomoc humanitarna (w tym od pięknoduchów z NVR) były kroplą w morzu potrzeb. Do tego również głód i znacznie większe zniszczenia wojenne w przemyśle, aniżeli w pozostałym NVR (pomijając może zrujnowane Hartford).
Sytuacja była dużo lepsza w Księstwie Essex. Julius Spencer miał więcej charyzmy, wyczucia i kontaktów – był w stanie zapewnić swojej satrapii jako takie bytowanie. Essex było także bardzo łagodnie draśnięte w trakcie wojny, podobnie jak jego spichlerze i pola. Samozwaniec miał jednak inne problemy, podobnie jak inni kolaboranci i okupanci.
Na papierze te trzy państewka były zjednoczone wewnętrzne i związane sojuszem. Prawda wyglądała zgoła inaczej. Na terenach wszystkich „Ziaren Zagrabionych” (jak nazywali je jastrzębie) rosła w siłę i aktywność partyzantka złożona z „byłych” obywateli NVR z tych rejonów. Nikt nie wycierpiał z rąk najeźdźców i zdrajców tyle co oni – policjanci i szeryfowie pozostawieni z tyłu w upadających miastach i wioskach, żołnierze z rozbitych i zdziesiątkowanych jednostek, cywile z łagrów, więzień i postrzelanych, ograbionych mieszkań. Oni poznali przez ostatni rok smak popiołów podlanych krwią i łzami. Nie mieli luksusu jakim cieszyli się ich krajanie – luksusu rozważań, czy zaakceptować pokój czy kontynuować wojnę.
Tajemnicą poliszynela był fakt, że środowiska jastrzębi potajemnie wspierały partyzantów. Pieniądze, zapasy, broń i amunicja, wsparcie wywiadowcze. Póki co ruch oporu skupiał się na ratowaniu ludzi od aparatu ucisku, pomocy potrzebującym i atakach na konwoje logistyczne.

Niejako wisienką na torcie był fakt, że Jane Doe powróciła wraz ze swoimi dezerterami z Bariery prosto do Ziaren i trafiła na ziemie Essex. Tam, gdzie grasowała banda uroczo przezwana „Kompanią Skurwysynów”, panowało spustoszenie, śmierć i groza. Do uszu wszystkich docierały mrożące krew w żyłach raporty i dowody z bestialskich rzezi jakich ekipa Doe dopuszczała się na mieszkańcach Bariery i Pogranicza – dziś de iure obywateli Królestwa Nowego Zairu. Wszystkie rządy zgodnie potępiły te zbrodnie, wyklęły podejrzanych i wydały listy gończe, uznając „Kompanię” za terrorystów. Pośród członków ruchu oporu i niektórych innych środowisk vermonckich pojawiały się jednak głosy poparcia wobec ekstremizmu Doe i jej rzeźników.
W pewnym sensie jednym z nich był Pan Ishida – nawiązał ponowny kontakt z Doe i to on zdołał ją ściągnąć na terytorium czarnej owcy Spencerów. Odbyło się to dzięki chęci i zgodzie na przetransferowanie jej przyjaciela, Roberta D. Hansona – technika-mechanika ze Stern Hvy Ind. Po pewnych wahaniach, małomówny gearhead pojechał, znacznie polepszając zdolności techniczne ekipy i zapewniając regularny przegląd Craba. Ishida ponadto dostarczył jej ludzi, szpej, zapasy, podreperował Craba i zdobyczne pojazdy „Kompanii” w polu. W zamian za to miała osłabiać dawnych – i przyszłych – wrogów NVR. Ishida był bowiem pewien, że niedługo wojna zostanie „restartowana”. Zapronował także pozostałym Minutemen podobne akcje blackops i, chociaż część ekipy wydawała się być tematem zainteresowana, Ursula Trevor położyła kres tym rozważaniom – ryzyko wpadki, dotkliwych strat i zrujnowania image Minutemen było zbyt wielkie. Ishida po namyśle zgodził się z tym punktem widzenia i nie naciskał więcej w temacie. Wziął też na klatę wszystkie kontakty z Doe i jej Skurwysynami, aby reszta Minutemen była „czysta”. W zamian rozszerzył „działalność” Skurwysynów, dostarczając im zhakowane kody IFF, mundury i inne fanty mające im umożliwić akcje „fałszywej flagi” i szerzenie rozłamów między rywalami NVR.
Ta cała szopka z terroryzmem była w pewien przewrotny sposób na rękę gołębiarzom i rządowcom – zaczynali powoli robić sobie polowanie na czarownice, uderzając w swoich przeciwników (póki co krzykliwych ekstremistów niewiele lepszych od Skurwysynów) przez rzekomą asocjację z wywrotowcami. Był to niebezpieczny precedens, który mógł eskalować do wygodnego pretekstu aby eliminować politycznych przeciwników nie mających żadnego związku z tematem zbrodni wojennych.

Przez te mozolne tygodnie pełne skwaru i swarów, misje te przyniosły wymierny efekt – Julius Spencer potajemnie spotkał się z przedstawicielami rządu NVR i oficerami NVDF, gdzie zapewnił o swojej neutralności i nieagresji w przypadku wznowionego konfliktu z Nowym Zairem i Ludową Republiką Ziaren w zamian za otwarte „ciche” kanały handlowe i finansowe. Podpisano tajny protokół.
Wymierną zasługę w tym wydarzeniu wydawała się mieć Doe i jej Kompania... która była albo bardzo dobra w błyskawicznym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, albo rozmnożyła się do dwóch band zbliżonych formatem i rozmiarem. Czyżby Beton sformowała na własną rękę drugą jednostkę, czy był to ktoś inny? Ta druga kompania też wykonywała zbliżone operacje bijące w pryncypałat essexjański. Wiadomo też było, że obydwie bandy obecnie „przesiadały” się na podgryzanie PRS.
Niestety, sukcesy partyzantów miały też swoją ciemną stronę – sfrustrowana Armia Czerwonej Wstęgi i jej sykofanci dawali upust swoim frustracjom na niewinnych. Akcje odwetowe były na porządku tygodniowym – łapanki, rozstrzeliwania „podejrzanych”, grabienie i demolowanie domostw, rekwirowanie ostatnich środków transportu i tym podobne „przyjemności”.

Najgorsze i najbardziej niezrozumiałe było jednak ostatnie działanie „Skurwysynów”. Odkąd pojawili się w rejonie Essex, skontaktowali się z nimi członkowie ruchu oporu. Wkrótce wspólnie zaczęli wykonywać udane zasadzki na konwoje i rajdy na bazy logistyczne, a także niszczenie kluczowych maszyn poza granicami miast pryncypałatu i Ludowej Republiki. Lista sukcesów Skurwysynów, tej drugiej bandy i ruchu oporu była na tym polu długa. Od początków roku aż po zaczątek nowej pory monsunowej, pomimo odwetów i mniej lub bardziej skutecznych obław, zdołali zlikwidować szereg maszyn, przejąć wiele zasobów, oraz zlikwidować sporo kluczowych osób (czy to okupantów, czy kolaborantów). Masową żniwiarkę typu Saturn, obrabiającą na szybko pola pod Essex i samolocik zwiadowczy Boomerang, który przyleciał sprawdzić, co się dzieje. Konwój wojskowy złożony z dwóch transportowców typu Dromader, wiozących w cysternach wysokogatunkowe paliwo oraz silnie stężony kwas do przemysłu, a także przerobiony wóz inżynieryjny typu Bueffel VII Cargo z ładunkiem gotowego wysokiej klasy materiału wybuchowego C8 – wszystko to fajnie wybuchało, płonęło i rozlewało się. Dwa sterowce (co ciekawe, Ludowa Republika zaczęła z takowych korzystać na dużą skalę i – choć wrażliwe na ataki oraz powolne – były to bardzo skuteczne transportowce), jeden kl. Luxemburg i drugi kl. Provost, przewożące kluczowe cargo: części zamienne i montażowe, narzędzia, towary luksusowe dla kast rządzących. Utrata tychże i bolała, i wkurwiała.
Były też mniej chlubne osiągnięcia. Jednego razu Skurwysyny zasadziły się na wiejskie lotnisko w pół drogi między Essex a Newport. Zmuszone były tam lądować dwa samoloty śmigłowe VTOL typu Karnov UR. Jeden z nich był przerobiony na kanonierkę, nadźgany masą kaemowych luf i wypchany po brzegi wszelaką amunicją (tak do użytku jak i transportowaną). Drugi był cywilny, przewożący leki z pomocy humanitarnej. Skurwysyny zniszczyły obydwa wraz z towarem. Fakt, mogli nie wiedzieć, co było w środku. Gorzej natomiast, że w trakcie innej akcji sfingowali sytuację wymagającą interwencji ambulansu – takowy przyjechał, typu Simca, z sześcioma medykami, kierowcą i medykamentami. Te ostatnie zagrabili, medyków odstrzelili w rowie przy drodze, a ambulans spalili.
To było Złe, a było jeszcze gorsze (subiektywnie) – z ruchem oporu Skurwysyny współpracowały dwa razy. Za pierwszym razem zasadzili się na pociąg kołowy typu Elite Series 3 z Essex do Newport. Był to strzał w dychę – podłożone ładunki wybuchowe zmiotły ciągnik, odstrzelono pozostałą załogę i strażników. Zgarnęli do podziału olbrzymie ilości towaru (wysokogatunkową benzynę, amunicję do artylerii, autodział i armat polowych, sporo żywych mlekodajnych krów terrańskich zwyczajnych, nieco wyrobów mlecznych z chłodni), a resztę wraz z wagonami modułowymi 3T puścili z dymem (korzystając po części z tego, że jedna z przewożonych cystern napchana była wodorem). Druga akcja też poszła jak po maśle – zasadzka na pociąg kołowy typu Hector z Bennington do Newport. Podobna akcja: miny rozwalają ciągnik, reszta staje. Ale był wagon pasażerski. Ostra strzelanina ze strażnikami, resztą załogi i paroma uzbrojonymi cywilami. Tak, cywilami – było ich tam prawie trzystu. Skurwysyny, zgodnie ze swoją reputacją, zaczęli ich brutalnie przesłuchiwać. Byli to w większości przesiedleńcy z Pogranicza i Bariery bądź „naturalizowani ex-Vermontczycy”. Po przesłuchaniu zdecydowali się ich, jakże inaczej, wymordować. Większa część współpracowników z ruchu oporu się temu sprzeciwiała, ale część do tego procederu dołączyła. Rzeźnicy zostali rzezać, reszta wzięła co mogła i odeszła. Ostatecznie ponad 250 cywilów wymordowano, całe rodziny z dziećmi. Potem standard: zabranie tylu zasobów ile się dało (w tym przypadku: żywe krowy mięsne terrańskie zwyczajne, mięso z chłodni, dobytek, zbiór pszenżyta), zniszczenie wagonów i odejście.
Na tym by się złe uczynki Beton skończyły, ale wespół z tą drugą bandą (też swoją?)... dorwali tych co odeszli i też pozabijali w zasadzce. A potem uwikłali się w podobne starcia po buszach z innymi komórkami ruchu oporu. „Bratobójcze” walki między partyzantami wydarzyły się już po 'wymięknięciu' Essex, ale i tak negatywnie wpłynęły na dalsze prucie logistyki rywali NVR. Nikt na tym nie korzystał (pomijając już jawną zdradę i zabijanie dawnych towarzyszy broni) – w co grała Beton i jej ludzie? Nawet Ishida spauzował w swoim poparciu dla nich po tym, jak Minutemen dostali raporty. W mediach NVR i reszty państewek huczało od twardych określeń: zbrodniarze i zdrajcy.

Na terytorium NVR powiodło się w podobnym temacie znacznie lepiej – Knights of St. Cameron i Border Patrol udało się zlikwidować ostatnie grupy bojówkarzy ACzW w rejonie Lake Varmint. Ostatnie ognie minionej wojny zostały zgaszone... przynajmniej po tej stronie nowych granic.

W sprawunkach Minutemen - „pracowite wyczekiwanie”. Mechy zreperowane, amunicja uzupełniona, implanty wyregulowane, rany i choroby wyleczone, Ishida z grubsza na chodzie... więc zaczęła się ostra jazda, jak za czasów kiedy zaczynali działalność. Wykłady, szkolenia, treningi, mecze w symulatorze VR. Intensywnie, regularnie i bez zmiłowania – Pan Ishida nie miał zamiaru pozwolić, aby marazm pogrążył ten projekt. W przerwach od zakulisowego politykowania osobiście brał udział w symulowanych starciach u boku swoich wychowanków, dopierdalając morderczo wysoki poziom trudności za każdym razem. Szczególny nacisk kładł na trudne warunki, znacznie lepsze zdolności wrogich pilotów, niespodziewane i brudne zagrywki (jak chociażby szybkie cywilne pojazdy wypchane po brzegi materiałami wybuchowymi – SVBIEDy), a także na próby walk ze znacznie cięższymi lancami mechów szturmowych w barwach „Poniżonych”. Ishida uważał ich za największe zagrożenie dla Minutemen w nadchodzącym „restarcie”. I nie bez powodu: cały batalion mechów szturmowych, w tym wyposażonych w LosTech... bądź w całości będąc niewidzianymi od wieków konstrukcjami z czasów Gwiezdnej Ligi. Ani chybi pupilki „Benefaktora”.

Ishida skonsolidował także pozostałych 'możnych protektorów' i odepchnął polityczne zakusy obydwu frakcji partyjnych – m.in. nawiązując współpracę z rodziną Rooikat (z jej wydatną pomocą w tej kwestii) czy zacieśniając ją z WSI (za pośrednictwem Annabelle Bright i Ivana Portnoya). Nie chciał dopuścić do kolejnego audytu. Póki co udawało się to, jastrzębie i gołębie brały się za łby w publicznej debacie i chwilowo zapomniały o Minutemen. Ekipa na jakiś czas miała spokój i zapewnione podstawowe utrzymanie.
Odnotować należało też, że po utracie Zeusa i odejściu Kriegera ze służby, Pandur przesiadł się na 'jego' Maraudera MAD-3D – był to mech w sam raz dla jego wyborowych umiejętności strzeleckich, a o porównywalnej odporności.
Zakończyła się też potajemna budowa i wyposażanie skrytek oraz tajnego obozu „Camp Blackmore” w miejscu wskazanym przez Rooikat, niedaleko jeziora o tej samej nazwie, w sercu dżungli – w jądrze ciemności. Przygotowali także plan awaryjnej ewakuacji do tego miejsca, tak 'dropsami', jak i 'z buta' bądź „zarekwirowanymi” środkami transportu naziemnego.

Nie wszystko było jednak tak różowe pod Wielką Górą Zieloną. Wyrósł tam bowiem kolejny cierń gniewu, zroszony smutkiem. Victor Heisenberg, callsign Krieger (lub „Dr Mengele”), został zabity. Stało się to w nocy, kiedy od kilku dni przebywał w szpitalu psychiatrycznym w Burlington z powodu pogorszenia zespołu stresu pourazowego. Zabójca odwiedził go przebrany za pielęgniarza i podał mu do kroplówki z solą fizjologiczną (Victor miał też nasilenie objawów osłabienia i problemów sercowych na tle stresowym) silną, acz dość powoli działającą truciznę. Ostentacyjny przekaz. Z początku ponoć Victor nawet się nie opierał. Był na psychotropach i chyba gdzieś tam... może nawet przyjął to z ulgą. Skrytobójca się „wyluzował”, co otworzyło podejście do ostatniego przebudzenia się Mengelego, który zadziałał w sobie znany, drastyczny sposób, pomimo wycieńczenia, trutki i leków.
Obydwaj skończyli martwi. Victor od trucizny, a skrytobójca od skalpela w szyi, skitranego pod materacem przez doktorka.
Późniejsze śledztwo wykazało, że asasyn został wynajęty i nasłany przez skurwieli z Nowego Zairu. Był to liść-otrzeźwiacz dla pozostałych. Wróg o nich nie zapomniał. Wyczekiwał momentu. Sądząc po losie rodzin i przyjaciół Jane Doe, Sarah Kane i Jake'a McKinleya, nie ograniczał się wcale tylko do nich. Życie Minutemen i ich bliskich było w ciągłym zagrożeniu. Nadawało to ich misji... osobistego charakteru.

Charakteru gniewu podbitego lękiem.

Pomimo działań ruchu oporu i skurwielskich kompanii, rywale rozwijali swoje siły zbrojne. Ludowa Republika sformowała spore oddziały policji oraz piechoty, dość dobrze wyposażone i wyszkolone, złożone głównie z kryminalistów, najemników, ex-więźniów czy łagierników (na pewno zmuszanych do „służby”). Od Nowego Zairu i przemytników broni dostali bądź zakupili kilkadziesiąt pojazdów bojowych – czołgów średnich Vedette i lekkich Scorpion wzorca z New St. Andrews oraz gąsienicowych transporterów opancerzonych prymitywniejszego wzorca, a także ciągnione działa polowe i artyleryjskie. Workmeni natomiast wreszcie zdobyli odpowiednie narzędzia, tech i know-how aby ulepszyć swoje dorabiane małe lasery do poziomu standardu wojskowego dzisiejszej Sfery Wewnętrznej, a prymitywne starocie spylili Ludowcom za grubą kasę.

W gąszczu tych działań i informacji mignęła też wzmianka o tym, że Stern Heavy Industries dobiło targu z rządem i pozaplanetarnymi interesantami (w tym ComStarem) aby odbudować kompleks górniczy na Columbusie i wznowić wydobycie germanium – impreza ta jednak miała się rozkręcić dopiero w dość odległej przyszłości, samą odbudowę szacowano na miliony C-Bills i dwa lata intensywnych prac, a potem nawet dokładanie do interesu aby wreszcie odbić się po kilku kolejnych cyklach. Był to kosztowny i ryzykowny, acz bardzo obiecujący deal dla Nowego Vermontu... i rodziny Spencerów.

Nastały pierwsze dni marca roku 3000 A.D. Pora sucha grzała ziemie Ziaren i wcale nie chłodziła gorących głów ani krwawiących serc...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline