Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2021, 20:19   #141
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Reactor: Online.
Sensors: Online.
Weapons: Online.
All systems nominal.


Wreszcie po dziesiątkach godzin w symulatorze Krieger usiadł za Chargerem na prawdziwą misję. Był go ciekaw w praktyce. Był ciekaw jego mocy i pancerza. A przede wszystkim był ciekaw jaki ból sprawi temu cholernemu “Benefaktorowi” który uzbroił terrorystów w atomówki, bez których ta wojna była by już skończona.

Wymaszerował na powierzchnię Columbusa w pełni gotów do na nagłą walkę, czy inne systemu bezpieczeństwa nagle wyskakujące spod kamuflażu, ale nic takiego się nie stało.

- Tu Krieger, pilnuję zachodniego perymetru. Czekam na rozwój wydarzeń.
 
Arvelus jest offline  
Stary 12-12-2021, 09:17   #142
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację

Cześć pierwsza.
Zrzut i przegrupowanie przebiegły bez incydentów. Leopard powrócił do utrzymania bliskiego perymetru, natomiast Itan-sha ruszyła na zwiady. Machiny kroczące: Warhammer, Charger, Challenger, Zeus, Shadow Hawk i Kintaro wyłoniły się z powstałych po skokach i silnikach VTOL tumanach pyłu, brnąc w stronę niezidentyfikowanej ‘tajnej’ placówki “kogoś”. Sytuacja była ambiwalentna - na nieboskłonie wciąż pozostawała aktywna satelita SEU-193D Starcomm. Z pewnością miała ich w swoich obiektywach i na bieżąco informowała księżycową bazę. Czy należało ją zdjąć, czy jednak nie wykonywać agresywnych ruchów? Czy cały ten tajny kurnik był własnością “Benefaktora” czy kogoś innego?

Baza była podzielona na trzy części - właściwy, częściowo podziemny kompleks użytkowy, pewnie z kwaterami mieszkalnymi, hydroponiką, magazynami, hangarami i innymi niezbędnymi sekcjami. Drugą była kopalnia, w której ci ludzie coś urabiali. Obydwa kompleksy były połączone elektryczną trakcją po której krążył stosowny do warunków pociąg, po drodze mijając kilka posterunków. Te ostatnie były odwiedzane przez co najmniej dwa spore łaziki księżycowe Cortez Serii N oraz dostosowany APC typu Turhan. Kopalnię obsługiwał też pojazd górniczy typu Corx. Zwiad Itan-shy potwierdził obecność tych pojazdów, a także ciężarówki dowódczej typu Daimyo HQ w standardzie 67-K. Brak oznaczeń, szara jednolita farba, transpondery IFF nieaktywne lub zakodowane. Skany pokazywały, że w garażach właściwej bazy musieli mieć więcej wozów - być może bojowych, a może nawet mechy. LTN zidentyfikował także trzy wieżyczki obronne z nieznaną bronią, ale na pewno energetyczną.

Aby się tam dostać - obojętnie czy od strony kopalni, bazy czy trakcji - trzeba było najpierw przedrzeć się przez skaliste rozpadliny, kaniony. Ktokolwiek budował tą bazę, wiedział gdzie to zrobić pod kątem defensywy. Zdradliwy teren, zasypany głazami, o wysokich ścianach. Niewielkie siły mogły urządzać w takim miejscu zasadzki, robić partyzantkę, zablokować pochód albo stawić skuteczny opór, nawet bez użycia mnogości pojazdów.

- Ciekawe jak dawno temu się tu zabunkrowali - odezwała się Rooikat na ich kanale ogólnym. - Trzeba się sprężać.

- Sprawdzę czy uda mi się złamać zabezpieczenia satelity - zameldował im Kentin, który na potrzeby misji przyjął kryptonim TVR.

- To na pewno by pomogło - odparła mu Rooikat. - Możemy się rozdzielić, lanca alfa weźme bazę, bravo kopalnie - zaproponowała pilotom. - Gdy już się tam przedrzemy - po tych słowach wykonała nieznaczny podskok, dla skalibrowania możliwości długości wyskoku swojego mecha. - Mi się znacznie zwiększył zakres skoku - przekazała dobrą wiadomość. - Łatwiej będzie przekroczyć te skały.

- Racja rozdzielmy się i zajmijmy pozycje, ale nie zaczynajmy jeszcze walki. Cholera wie kto to jest. Dopełnić formalności i tak o nas wiedzą więc elementu zaskoczenia nie stracimy, a pozory legalności lepiej zachować.- zakończył Highborn wypowiedź na wewnętrznym i przełączył się nadawanie w eter, aby ktoś decyzyjny w bazie mógł go usłyszeć.
- Mówi Hadrian Spencer z New Minutemen Republiki Nowego Vermontu. Jesteście na terenie przeprowadzanych operacji antypirackich. Ślady z zlikwidowanej przez nas placówki raiderów doprowadziły nas tutaj. Zidentyfikujcie się, albo zostaniecie uznani za część ich organizacji i zostaną wobec was podjęte działania z mocy ustaw o zwalczaniu kosmicznego piractwa obowiązujące w sektorze. - nie krył się specjalnie kim jest. Wolności nigdy i tak nie uświadczył, a wróg raczej wie kim jest.

- Ładna przemowa. - mruknął Julian - Pamiętajcie że w tej atmosferze mechy wolniej się studzą.

W końcu byli na Columbusie. W końcu mieli uzyskać odpowiedzi na swoje pytania.
Czy to sługi Benefaktora? Czy już zaczął realizować główną część swojego planu, cel dla którego cała ta potężna operacja została przedsięwzięta? Jackson miał szczerą nadzieję że w końcu się dowiedzą.
A gdy się dowiedzą może będą wiedzieć co zrobić z tym fantem którym były zakusy nowego rządu pieprzonych Vermontczyków.
Z zażenowaniem stwierdził że po tych wszystkich bitwach które stoczyli i podróży na inną planetę… czuł po prostu straszną niesprawiedliwość. Chciał jednak zrobić wszystko tak by ludzie mogli dobrze wspominać Juliana Jacksona i Minutemanów. Zależało mu na tym… jeszcze.

Próba zdalnego hakowania Starcomma się… powiodła, po kilku nerwowych minutach, przepełnionych problemami z komunikacją i łamaniem zadziwiająco mocnych zabezpieczeń. “TVR” się nieźle przy tym napocił. I uzyskał dostęp na mniej niż minutę. To jednak wystarczyło aby poznać kilka faktów: gdzieś bliżej równika od strony południowej hemisfery Amerigo (czyli daleko od ich obecnej pozycji) była druga satelita, typ Skyward Model XII, służąca do “monitorowania ‘Obiektu A’ i Efektorów’”; satelita Starcomm służyła do monitorowania “‘Efektorów’ i Obiektu B’”; w bazie nie było mechów, ale za to był klucz myśliwców i dwa plutony pojazdów bojowych; te pojazdy właśnie odpalały silniki gdyż podniósł się czerwony alarm. ‘TVRa’ wykopano z dostępu, a Starcomm zaczął aktywnie namierzać poruszającą się lancę. Itan-sha zareagowała błyskawicznie zgodnie ze swą pierwotną intencją, niszcząc satelitę celnym “melonem” z Gaussa. W samą porę, bo ku lancy już leciały pierwsze pociski LRM. Na szczęście niecelne, bijące po okolicy. Warthog szybko namierzył ukryte wyrzutnie - dwa przerobione kontenery nadźgane LRM-15 i amunicją. Omiótł je laserami i doprowadził do efektywnych detonacji, aż się ziemia trzęsła i widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów w tumanach pyłu.

Sensory wykrywały start wielu silników, niektóre były blisko. Inne przemieszczały się. Ktokolwiek był w tej bazie księżycowej, nie miał zamiaru poddać jej bez obrony.

Muzak

Raz jeszcze trzeba było wziąć się do roboty, tym razem zmagając się z nieznanym przeciwnikiem. Lanca miała do pokonania kaniony, a lotnictwo… klucz czterech myśliwców, po identyfikacji których można było przecierać oczy. GTHA-500 Gotha. W wersji “b”. “Royal”.

- Royale! To jak nic Benefaktor! - zawołał Jackson.

Ruszył swojego Warhammera ku skałom i osłonie. Pojazdy. To nie były trudne cele. Poradzą sobie z nimi a potem dobiorą się temu chujowi do dupy. Manul tylko czekał by odpalić swoją morderczą serię laserów w pierwszy pojazd który się nawinie pod celownik.

- Warthog, bierzemy się za myśliwce, zanim wystartują, strąćmy przynajmniej jednego! - Itan sha nadała komunikat i przesunęła przepustnicę w położenie ciągu bojowego oraz przestawiła radar w tryb namierzania celów powietrznych. Rakiety Thunderstrike były uzbrojone i gotowe aby siać zniszczenie.

- Nie zwalniamy, przemy przed siebie - słowa Rooikat były skierowane głównie do tych członków zespołu, którzy rozproszyli się podziwianiem Royali. Wykonała skok na większą skałę, żeby mieć lepszy widok na okolicę, gdzie się kierowali.

Strzelanie nie było najmocniejszą stroną Highborna, ale całkiem nieźle radził sobie z pilotowaniem mecha, dlatego postanowił zaryzykować i pognał w kierunku kopalni i tamtejszych wrogich pojazdów księżycowych licząc, że wrogie myśliwce go nie zezłomują.
- Zniszczyć wszelkie siły pirackie! - tymi słowami zakończył Spencer pogadankę na ogólny wracając na wewnętrzny kanał i przechodząc w tryb bojowy.

Starcie na Columbusie rozpoczęło się. Warthog i Itan-sha zareagowali jako pierwsi, wykonując strafing run ponad lądowiskiem, skąd właśnie startowały Royal Gothy, waląc ile fabryka dała z laserów, pepeców i działka Gaussa. Te ostatnie było szczególnie przydatne - przebiło gruby pancerz jednego z myśliwców i ugodziło w zasobnik z rakietami LRM, powodując ich detonację i zniszczenie maszyny. Pozostałe spróbowały odgryźć się własnymi laserami i rakietami - w większości spudłowały, będąc w nieadekwatnych do strzelectwa pozach. Wtórowały im równie bezskuteczne próby ostrzału ze strony załogi bazy i drużyn piechoty wysypujących się z Daimyo HQ. Zaraz jednak myśliwce wystrzeliły naprzód i rozpoczął się groźny taniec na księżycowym niebie.

Na glebie natomiast nie można było jeszcze odnotować sukcesów. Ku Minutemanom zaczęły się sypać celne, stromotorowe salwy LRMów “skądś”, bliżej bazy. Najwyraźniej jakaś ukryta broń albo któreś z pojazdów już wyjechały z garaży. Tumany pyłu wcale nie przeszkadzały rakietom, więc musiały mieć jakichś spotterów. Pandur spróbował się artyleryjsko i “na wyliczenie” odgryźć salwą z własnej palety LRM-15, ale te, choć celnie wymierzone w bazę, to… zostały w mgnieniu oka strącone w locie. Te trzy wieżyczki obronne bazy okazały się być uzbrojone w szybkostrzelne lasery pulsacyjne typu AMS do zwalczania rakiet. Póki były aktywne, żaden tego typu pocisk nie miał szans przedrzeć się przez “parasol”.

Rooikat wystrzeliła na swoich silnikach rakietowych, prawie przekraczając całą barierę kanionów i lądując na szczycie jednego z ostatnich klifów. Pyłu było tutaj mniej i udało jej się namierzyć swoimi sensorami szereg… innych, rozstawionych sensorów oraz kamer (to dzięki nim ostrzał LRM z bazy był celny a pozycja Minutemen ciągle znana) oraz trzy pojazdy czychające w zasadzce - komputer sporo musiał się nagłówkować nim je zidentyfikował. Były to antygrawitacyjno-skokowe Kangi. Standardowy KGA-2B i wyposażony w wieżyczkę KGA-3X natychmiast skoczyły na drugą stronę jednego z kanionów, byle dalej od Rooikat. Trzeci nie miał tego luksusu (brak dysz skokowych), więc tylko obrócił się szybko w stronę intruza i zaczął napieprzać z rakiet, kaemu i autodziała. Pierwsze trafienia poznaczyły pancerz średniego mecha.

Pozostali Minutemen wparowali w gęstwinę kanionów i pyłu - chcąc nie chcąc, prosto w zasadzkę wrogów. W dwóch miejscach: przed i za nimi, w głównym kanionie do którego wparowali, rozległy się dwie detonacje - podłożono tam bomby, które zawaliły częściowo jedne z klifów. Na rumowiskach i na szczytach klifów zaroiło się od piechociarzy, którzy zaczęli strzelać z karabinów laserowych i naramiennych wyrzutni rakiet. Z przodu był Turhan, korzystając z gruzów jako osłony, bijący szeregiem kaemów i parą dużych laserów, wspierany przez Corteza z jednym średnim laserem. Tego ostatniego szybko rozwalił Mandaryn, bijąc własnymi fotonami i od razu niszcząc słabą strukturę po przebiciu papierowego pancerza. Ale piechty było wciąż dużo i ich działania groziły “śmiercią tysiąca ukłuć”, a Turhan ostro walił z LLaserów.
Na dupie pojawiły się też dwa szybko jadące kołowe pojazdy zwiadowcze z własnymi MLaserami. Te szybko namierzył i rozwalił Pandur blazerem i AC/5 (nie były w stanie sprawnie manewrować w ciasnym terenie i na gruzach), ale zdążyły poznaczyć ekipie plecy zielonymi smugami światła.

Trzeba było zdwoić wysiłki aby wykaraskać się z zasadzki na ziemi i wygrać dogfight z Gothami na niebie.

- Niech go… - Rooikat zagryzła zęby i nieco zmodyfikowała swoją pozycję, żeby nie stać na świeczniku niczym kogut na szczycie dachu. Wycelowała swoim PPCkiem w tą Kangę, która podrapała lakier na jej Shadow Hawku. - Trzeba zdjąć te sensory, bo inaczej nic nie zdziałamy rakietami - rzuciła do obu lanc.

Czasami jedyne co można zrobić to biec naprzód i licząc, że przeżyjesz to jakoś. Implant tak mówił to Highborn tak czynił; szarża naprzód licząc, że z rozpędu jakoś poradzi sobie z rumowiskiem i dopadnie kryjący się tam wrogi pojazd.

Julian przestawił lasery na tryb “gatling”. Wpadł na ten pomysł gdy wymontowywał karabiny maszynowe. Strzelając po kolei z każdego lasera tworzyła się imitacja ostrzału bronią maszynową - ognia ciągłego. Baterie lekkich laserów waliły po piechocie, kiedy pełna bateria średnich laserów strzeliła do Turhana. Przylgnął bokiem mecha do ściany, by być choć trochę osłonięty.

Leopard i Royal Lightning w pełni zaangażowały się w dogfight z Royal Gothami. Wprawdzie indywidualnie tak LTN-G15b jak i drops górowały nad przeciwnikami tak całkowitą siłą uzbrojenia, jak i wyszkoleniem pilotów (wyglądało na to, że oponenci byli dość zieloni), a Itan-sha miała odrobinę szybszą i zwrotniejszą maszynę, to Gothy wciąż miały po trzynaście ton ferro-aluminiowego pancerza. Kolejne trafienia z działka Gaussa, choć mocne, raczej nie miały szans na wbicie penetracyjnego trafienia krytycznego - tamten jeden raz to był duży fuks. Ponadto zestawienie dużego lasera pulsacyjnego i aż dwóch palet LRM-15 wzmocnionych lostechowym systemem celowania Artemis IV dawały dużo na dalszym dystansie, na bliskim zaś też nie były bezbronne - po parze średnich i małych laserów na przodzie i jedna para średnich na rufie. Póki co lotnictwo nawzajem oskubywało się z pancerzy i próbowało wyjść z tego starcia obronną ręką. Daimyo HQ bezskutecznie próbował ścigać wrogie (sobie) latadła dużym laserem i czwórką kaemów, poparty laserami i bazookami piechoty.

W i nad głównym kanionem inna sprawa. Po początkowym zaskoczeniu Kangi zaczęły intensywnie ostrzeliwać Shadow Hawka, waląc z trzech autodział, tylu samo kaemów oraz mnogości rakiet SRM i LRM. Rooikat zmuszona była uciekać, znów skacząc, tym razem gdzieś w kaniony - ale jej pancerz i tak mocno oberwał. Zdołała jednak przedtem skupić ogień w alpha strike i roznieść Kangę AC w drzazgi.

Ostrzał ze strony Warhammera w międzyczasie przynosił wymierne efekty. Baterie małych laserów skutecznie raziły piechotę na klifach, zmuszając ją do rychłej ucieczki (ale nie przedtem jak ubytki w pancerzach zadane przez ich lasery i bazooki były znaczące). Średnie lasery natomiast skruszyły osłonę skalną i nadwątliły pancerz Turhana. Zniszczenia APC dopełnił Highborn, który staranował cielskiem swojego szturmowego mecha rumowisko i za pomocą prototypowego średniego lasera pulsacyjnego oraz potęznych, najeżonych szpikulcami pięści, rozjebał pojazd i rozpędził piechtę.

W tym czasie pozostałe Kangi znów przeskoczyły rozpadlinę, ścigając Rooikat. Do akcji wreszcie weszli Krieger i Mandaryn, i to z przytupem - ten pierwszy mnogością celnych ciężkich i średnich laserów strącił KGA-3X z wieżyczką, ten drugi w podobny sposób ostrzelał laserami i SRMami KGA-2B. Lekkie pancerze nie wytrzymały naporu. Płonące pojazdy roztrzaskały się o klif i spłynęły po nim w deszczu ognistych resztek. Ale “Dr Mengele” zaraz potem stał się ofiarą paru cwanych piechociarzy z cięższym bądź bardzo kreatywnie wykorzystanym sprzętem. Najpierw oberwał laserem kl. wsparcia prosto w pancerną szybę kokpitu - ostrzał prowadził jakiś typ w egzoszkielecie inżynieryjnym zero-g typu Ailette, trzymając ciężką broń dzięki niskiej grawitacji księżyca i sile skafandra. Zaraz potem trójka innych fagasów, odzianych też w jakieś egzoszkielety (ale dziwne… i całkowicie blokujące systemy namierzania oraz sensory!, tak wobec siebie, jak i okolicy - rozstawiając parasol ECM/Stealth) dołożyła swoje trzy grosze - laserowe karabiny pulsacyjne z podwieszanymi granatnikami, oraz jeden automatyczny granatnik naramienny. Najgorsze jednak przyszło w chwilę potem. Z klifu zeskoczył jakiś chojrak, wprost na kokpit Challengera i zaczął go opryskiwać jakimś fluidem z ręcznego spryskiwacza. Mengele się z nim nie pierdolił, tylko złapał dłonią mecha i brutalnie zgniótł. Zaraz potem drugi typ, snajpiący z drugiego klifu… przebił nadwątloną i przemrożoną fluidem szybę kokpitu z wyrzutni harpunów. Już ładował drugi, a stojący obok kolega wycelował i wystrzelił z jednorazowej wyrzutni LAW. Szyba przyjęła wybuch, ale rozprysła się w drobny mak razem z harpunem. W radiu słychać było krzyk starszawego MechWojownika. W sukurs przybył Pandur, robiąc niezły overkill - siepnął dookoła LRMami, w harpunnika i rakieciarza jebnął celnie z blazera (odparowując obydwu), w egzoszkieleciarzy wygarnął serię z AC/5 - bez celowania, bo to było niemożliwe. Trzech “komandosów” wystrzeliło w porę na różne strony plecakami skokowymi, ale tego z Ailette zmiotły odłamki i energia kinetyczna bliskiego wybuchu.

Nie było z czego się cieszyć. Na klifach wciąż była Kanga KGA-2B oraz część piechoty (w tym trzech w wysoce zaawansowanych egzoszkieletach), a na łby właśnie spadał gęsty i celny deszcz z kilku wyrzutni LRM-20, jeszcze bardziej dobijając pancerze. Krieger natomiast nie odpowiadał na wezwania radiowe… a jego mech zatoczył się, stracił równowagę, jebnął prawym barem w ścianę kanionu i szorując po niej zwalił na glebę w tumanie pyłu.

Rooikat nie miała też żadnych dobrych wieści. Korzystając z zamieszania pojazdy z garaży wjechały już do kanionów - i to nie byle jakie. Dwa czołgi szturmowe PAT-005b Royal Puma (to z nich tak pruli rakietami stromotorowo) i cztery średnie Vedette, ale bez kaemów, za to z cięższym pancerzem ferro-włóknowym i autodziałami kl. 5… Ultra, o dwukrotnie większej szybkostrzelności.

Robiło się gorąco, nawet bardzo.

- Rooikat dawaj ze mną ścieżką na prawo. Lecimy po HQ. Jebać tą kopalnie. - i Spencer pobiegł wskazaną przez siebie drogę ku zbliżającemu się stamtąd Vedettowi.

- Korytarzem zachodnim i północnym jadą dwie Pumy - Trevor przestrzegła resztę. - Przyjęłam Highborn, zaraz będę przed tobą - odparła mu kobieta. Widząc mrowie wrogich jednostek, które zaczynało ich obłazić niczym szarańcza i tak to Ursula stała się przeciwnikiem rozdzielania sił. Shadow Hawk wykonał skok na wschodni kanion i PPCkiem przywalił w Vedette.

Ciężkie myśliwce poderwały się z pasa startowego, na dopałkach poleciały ostro w górę i wyrównały lot na pułapie, na jakim znajdowali się przeciwnicy.
- Warthog, tu Itan-sha, odbiór. Zaraz podzielą się na pary i zaczną ataki. Będę cię ubezpieczać i atakować skrzydłowe… zaraz… - Iroshizuku zaniemówiła widząc na radarze pozycje przeciwników. Trzy samoloty manewrowały każdy osobno, nie ubezpieczając się. - Warthog, zmiana planów. Ci kolesie chyba uczyli się latać grając w Wing Commandera, atakują pojedynczo z różnych kierunków. Ostrzał rakietami, potem lasery. Będę meldować o uszkodzeniach ich kadłubów.
- Przyjąłem, Itan-sha. Bez odbioru!

Iroshizuku wzięła na cel jednego z Royal Gothów i wystrzeliła w jego kierunku rakietą Thunderstrike. W zapasie miała jeszcze jedną, ale najpierw chciała zobaczyć efekt zniszczenia i wtedy zdecydować, czy użyć drugiej na tym samym celu, czy wykończyć go laserami a Thunderstrike’a posłać innemu.

Jackson starał się ocenić przydatność rumowiska przy ataku Pum. To były zbyt potężne maszyny by ruszyć na nie w bezmyślnej szarży. Jednak te było już zbyt pomielone przez ogień i szarżę Chargera, aby nadawać się przeciw ostrzałowi szturmowych czołgów.
Z drugiej strony - czekać aż wszystkie się zjadą było jak pozwolić pułapce się zatrzasnąć.
- Krieger! Krieger! - próbował wywołać jeszcze profesora.
Niestety - brak odpowiedzi.
- Mandaryn! Musimy zniknąć stąd zanim Pumy będą miały możliwość oddać czysty strzał! Idziemy za resztą! - zawołał Manul przez radio i ruszył ku zawalisku.
Wymierzył lasery w Vendettę by utorować wszystkim drogę. Wystrzelił jednocześnie granaty dymne by osłonić ich próbę wyrwania się z okrążenia.

Rooikat była najszybsza spośród Minutemen. Wykonała kolejny tego dnia skok, lądując na szczycie wschodniego klifu. Wymierzyła i wypaliła ze swojej głównej broni wprost w czołowego Vedette w zachodnim kanionie, nieźle krojąc przedni pancerz. Wkrótce potem u wylotu tego kanionu jawił się rozpędzony Highborn, prując z lasera po tym samym pojeździe, ale znacznie mniej celnie. Sprawę załatwili dopiero pozostali mechwojownicy, bijący z dystansu. Vedette został zamieniony we wrak nim oddał celną serię. Drugi, jadący za nim, o mały włos się nie wpieprzył we wrak i zaczął sam panicznie strzelać po okolicy, nie mogąc się zdecydować - walić w Rooikat czy w Highborna. W rezultacie bił z szybkostrzelneco UAC/5 po ścianach i po wraku kolegów.

Gorzej z pozostałymi. Wprawdzie wschodnia Puma i pozostałe Vedette nie miały linii wzroku do Minutemen, to już centralna Puma wyjechała na “dziedziniec” i zaczęła napieprzać ile fabryka dała. Prosto w lewy bok Pandura - dwa średnie lasery, salwy z dwóch LRM-20 (o zwiększonej celności nawet na średnim dystansie dzięki systemom celowniczym Artemis IV) i lecące jeden za drugim pary SRMy z wyrzutni typu Streak. Zawtórowały im rakiety LRM z drugiej Pumy, wystrzelone w ramach indirect fire - i też cholernie celne dzięki Artemis IV i okolicznym rozstawionym sensorom oraz kamerom. Zeus ledwo się trzymał, spruty z pancerza i ponad połowy struktury, a jego systemy motoryczne oberwały srogim krytem.

W tym czasie na nieboskłonie Itan-sha zdwoiła wysiłki. Jeden z Thunderstrike’ów pomknął ku jednej Goth’cie i smagnął ją solidnie po pancerzu, ale to było zbyt mało. W zwinny sposób, używając dipoli i manewru, uniknęła rakiet oraz większości laserów, sama gromiąc już nadwątloną maszynę własnymi fotonami i splunięciem z działka Gaussa. Podziurawiony pancerz i naruszona struktura nie wytrzymały, Gotha rozpadła się w locie i porozbijała się o szczyty kanionów (na szczęście nie w mechy). Warthog jednak zbierał srogie cięgi od pozostałych dwóch latadeł, samemu też odgryzając się bocznymi wieżami.

Po zniszczeniu Gothy Iroshizuku wzięła na cel kolejny myśliwiec, posyłając w niego drugiego Thunderstrike’a. Specjalnie wybrała egzemplarz spruty już nieco przez lasery burtowe Leoparda. Następnie, pozbawiona rakiet AA, podjęła walkę laserami i działem Gaussa.

"Oby tylko Victorowi udało się wydostać z kokpitu" tej nadziei trzymała się Ursula.
Sytuacja stała się napięta. Byli jednego mecha mniej, a maszyna Clarka ledwie ciągnęła. Nie było szans walczyć ze wszystkimi maszynami jakie na nich szły.
- Highborn, mam pomysł - rzuciła do Spencera. - Zajmij się drugim Vedette, ja spróbuję zawalić przynajmniej zachodni korytarz.
- Wszyscy biegiem kierujcie się do wschodniego kanionu! Ogień zaporowy na wyjścia pozostałych korytarzy. - Pandur, nie wystawiaj dupy tylko schowaj się i strzelaj blazerem zza pleców innych! -[/i] prawie, że zganiła Młodego.
Sama skoczyła szczytem tak, żeby nie być w linii strzału pozostałych czołgów, ale mieć czysty strzał dla swojego PPCka. Po zajęciu pozycji, używając działa cząsteczkowego, rozpoczęła ostrzał skał aby zawalić gruzem drogę.

~ Czasami zwyczajnie trzeba lecieć naprzód i wiele nie myśleć.~ hipokrytycznie pomyślał Highborn rzucając się z mecha-pięściami na kolejnego Vedetta.

Rooikat miała dobry pomysł z parciem przed siebie we wschodni kanion, więc Manul nie oponował. Zakończył stawiać zasłonę dymną kryjącą ich przed pojazdami wroga. Mieli szansę. Na wszelki wypadek Jackson zaczął cofać się tyłem by osłonić ciężko uszkodzoną maszynę Pandura.

Mandaryn i Pandur również postawili zasłony dymne z jednorazowych wyrzutników. Wszyscy Minutemen parli we wschodni kanion. Tamtejszy drugi Vedette desperacko i po omacku pruł z ultra-autodziała na zdwojonej szybkostrzelności, ale oprócz kompletnego rozjebania wraku kolegów (jebła amunicja i silnik/paliwo) i rozpoczęcia procesu zawalenia się ścian, nic nie wskórał. Omiotły go lasery Kintaro, a potem zgromiły pięści Chargera, zamieniając w kupę złomu. W międzyczasie Rooikat rakietami i pepecem skutecznie zawaliła ujście zachodniego kanionu, uniemożliwiając przejazd nawet masywnej Pumie. Ta jednak nie odpuszczała z rakietami, dalej posyłając ich partie w stronę dymowiska. I znalazły one swój cel (a przynajmniej część znalazła, bo jednak dym i ruch swoje robiły, nawet po uwzględnieniu sensorów zewnętrznych i Artemis IV). Podobnie jak turbo-salwa centralnego Vedette (aż do… zacięcia tej armaty, co zmusiło czołg do wycofania się) oraz walenie ile fabryka dała ze strony centralnej Pumy. Niestety, ale wiele z tych pocisków i energii walnęło, i tylko część w Warhammera osłaniającego Zeusa - wiele z nich celnie ugodziło tego drugiego. Głównie dlatego, że Pandur (sądząc po okrzyku na falach radiowych) się nieźle wkurwił i wywalił alpha strike w widoczną Pumę. To też dawało wrogom jako taką orientację co do fizycznej pozycji Zeusa. I padło dość trafień, aby najpierw uszkodzić, a potem zniszczyć napęd fuzyjny (na szczęście bez eksplozji rakiet czy amunicji). Pozbawiony życia, zmasakrowany mech runął na klepisko, przedtem wypuszczając w powietrze katapultę z pilotem. Clark, wyposażony w stosowny skafander, bezpiecznie opadł gdzieś na wschodnim płaskowyżu, niedaleko Shadow Hawka.

Jego bezpieczeństwo było jednak wątpliwe. Wydał ostrzegawczy okrzyk i schował się za jakąś skałą. Ku niemu już sypały się promienie laserowe i kontaktowe granaty 20mm. Ta trójka nieuchwytnych egzoszkieletorów właśnie skakała ku niemu i pruła z czego miała.

Ledwo reszta “kanionowej” ekipy przekroczyła próg, a ten się zawalił, odcinając ich od pościgu - ale też od wraku Zeusa i nieznanego losu Challengera/Kriegera. Z przodu natomiast kolejne jebnięcie i zawalisko - następny podłożony ładunek wybuchowy. Salwy z rakietnic i laserów-karabinów, bijące po Chargerze. To musiały być pozostałości piechoty z Turhana. Próbowali kupić czas, bo przecież nie mogli mieć szans bez wsparcia czołgów.

Na niebie trwały ostre strzelaniny między latadłami - w końcu jednak udało się strącić obydwie pozostałe Royal Gothy. Drugi Thunderstrike oraz celna salwa laserów i Gaussa w rufę jednej z nich spowodowały rozpad maszyny i deszcz odłamków gdzieś na nieużytki. Zanim to się stało jednak, ta celnie smagnęła parą tylnych MLaserów po pancernym kokpicie Royal Lightninga, praktycznie zrywając skorupę i naruszając strukturę. Na szczęście, podobnie jak pozostali Minutemen, Itan-sha miała skafander próżniowy z ograniczonym (czasowo) systemem podtrzymywania życia. Drugi myśliwiec oberwał aż trzema salwami z broni energetycznej - tylnej i bocznej baterii oraz frontu - dając się wykiwać Leopardowi w kwestii dostosowania prędkości. Sam jednak poważnie podziurawił boczny pancerz dropshipa celnymi salwami. Płonący myśliwiec runął gdzieś w zabudowania bazy i tam eksplodował wraz ze swoimi rakietami LRM z zasobników. Ku niebu wciąż wznosił się niecelny ogień p.lot. z Daimyo HQ i obstawy piechoty, ale wyglądało na to, że Minutemen wywalczyli sobie dominację w powietrzu.

Charger po rozprawieniu się z wrogiem nie miał zamiaru zwalniać i pognał przed siebie chcąc jak najszybciej przebyć kanion. Spencer skupiał się w pełni na pilotażu, aby omijać napotkane przeszkody i zminimalizować potrzebny czas na dotarcie do HQ.

Skała była podatna na plan Trevor i zrobiło się mniej kanionów, z których nacierałby na nich przeciwnik. Niestety Pandur zezłomował swój sprzęt, ale na szczęście skutecznie się katapultował. Niestety jego fart kończył się i jeśli nie otrzyma pomocy to typy w egzoszkieletach go odstrzelą. Była jedyną, która mogła mu ogarnąć podwózkę, ale wiązało się to ze sporym ryzykiem. Pewnie gdyby to był Neyman to by się jeszcze zawahała, ale Clarka już traktowała jak część rodziny.
- Trzymaj się Młody! Na mój znak wyskakujesz do mnie - rzuciła i wykonała skok wprost na egzoszkieletorów ostrzeliwując ich z PPCka (bardziej dla zrobienia zamieszania niż chęci trafienia), licząc że uskoczą i ten krótki moment zamętu wykorzysta na złapanie Pandura w dłonie Hawka i szybki taktyczny odwrót ku pozostałym mechom.

Exo-komandosi lecieli na Pandura, więc Manul postanowił wykorzystać ich skupienie i ich zaatakować wręcz i strzelającymi na przemian laserami by ich przygwoździć, nawet niecelnym ale jednak ogniem. Miał nadzieję, że to zaskoczenie pozwoli pozbyć się chociaż jednego z exoszkieletów.

- Mandaryn! Dowal piechociarzom, bo pierdolną Highbornowi w dupal!

Charger wjebał się w rumowisko przygotowane przez trzecią bombę piechociarzy. Ci smyrali mu pancerz laserami i rakietami, ale w sukurs Highbornowi przybył Mandaryn, ogniem MLaserów i SRMów wymiatając ostatnich “Turhanowców” i ich barykadę. Manul czekał natomiast na to, aż egzoszkieletory wykonają jakiś ruch - były na płaskowyżu, z dna kanionu nic nie można było wskórać bez jumpjetów. Co nie dotyczyło Rooikat, bo raz, że jej mech takowe posiadał, a dwa, był na górze. Szybkim skokiem wpadła między tych oponentów, rozpraszając ich i zmuszając do własnych skoków. Jeden z nich, ten bez ECM (ale za to z naramiennym auto-granatnikiem) wyleciał nad kanion - w sam raz pod feerię laserów Manula. Prawie żaden nie trafił - mikry cel, szybki ruch i pancerz typu stealth swoje robiły. Ale wystarczył jeden SLaser by go zdjąć w efektownym deszczu iskier, płomieni i wybuchów zgromadzonych granatów. W tym czasie Shadow Hawk dał Pandurowi osłonę, złapał go i odskoczył poza płaskowyż na północ, bliżej trakcji. Tam porzucony mechwojownik był w stanie się ukryć, podczas gdy exoszkieletory już ścigały Rooikat, chcąc dobrać się jej do kokpitu.

Charger wyskoczył z kanionu i rozpędzał się w stronę dowódczej ciężarówki. Załoga i obstawa spostrzegły to i skierowały ku niemu trochę desperacki ogień laserów, rakiet i kul. Po piechociarzach smagnęła seria z prototypowego MPL, zmuszając ich do szukania osłony.
Zaraz potem wóz dowodzenia zniknął w kuli ognia, omieciony z drugiej strony przez ustabilizowanego i obróconego ku niemu Leoparda. LLasery, MLasery i PPCe bezbłędnie przeorały burtę, doprowadziły do eksplozji silnika i baku paliwa oraz zasobników z nabojami do kaemów, zmiotły maszynę. Tylna wieżyczka dropshipa uchwyciła próbujący spieprzać drugi łazik typu Cortez i też go zniszczyła. Obstawa Daimyo HQ zaczęła się wycofywać w stronę bazy.

Pumy natomiast wciąż zasypywały Minutemenów cholernie celnym gradem LRMów, masakrując im pancerze. Vedette z niezaciętym UAC/5 wyjechał z kanionów i gęsto omiótł Leoparda podwójnym ogniem. Ten z zaciętym cofał się w stronę kopalni. Itan-sha natomiast zrobiła bezbłędny, powolny i bardzo sprawny strafing run ponad dachem Pumy nadwątlonej przez Zeusa. Jej ekspertyza w kwestii CAS przydała się tutaj bardzo i wystarczyła z nawiązką, aby przerobić szturmowy czołg na duże pudło z petardami i fajerwerkami, gdzie ktoś wrzucił pochodnię.

Nieprzyjemnym zaskoczeniem był fakt, że te lostechowe wieżyczki antyrakietowe były w stanie zmienić tryb operowania i zacząć pruć w inne cele niż tylko nadchodzące pociski - teraz pakowały mnóstwo małych wiązek w Leoparda. Wprawdzie były to warianty lasera pulsacyjnego, to jednak profil obrażeń był na szczęście nieco słabszy, bardziej odpowiadający standardowemu SLaserowi.

Highborn jakoś dobiegł na otwarty teren, a tu miłe zaskoczenie HQ już nie było. Były za to te dziwne wieżyczki z technologią bardzo ponad Amerigo. Wiedział jedno trzeba je rozwalić. Ruszył z kopyta na najbliższą w celu prostym rozdupczenia.

Itan-sha wykonała ciasną półpętlę, położyła maszynę z powrotem na brzuchu i wzięła na cel ostatnią Pumę. - [i]Warthog, odsuń się od wieżyczek i wal w nie z dystansu! Zajmę się czołgami i dołączę! Odbiór.
- Tu Warthog, przyjąłem. Bez odbioru.

- Dzięki Manul - rzuciła Rooikat, gdy z trójki upierdliwych typów w egzoszkieletach został jeden. Misja ratunkowa dla Clarka na razie się udała, choć Trevor teraz nadal miała na karku jeszcze tych dwóch wnerwiających niczym pchły, których nie szło w żaden sposób namierzyć systemami mecha.
- Technologia to pierwsze co zawodzi, kiedy jest najbardziej potrzebne - syknęła pod nosem Ursula. Musiała podejść do tego oldschoolowo. Zamierzała oddalić się od miejsca gdzie zostawiła Pandura, pozorując ucieczkę przed pchłami i z dystansu postawić na pełny manual przy strzelaniu z PPCka do nich, niczym do kaczek spłoszonych przez spaniela na polowaniu.
- Manul, masz czas pomóc mi z tymi skaczącymi? - zwróciła się po wsparcie.

- Dziwki, wóda… i laseeerryyyy! - zawołał wesoło Jackson rozkręcając na nowo swój laserowy sekwencer i omiatając skaczących komandosów światłem niczym strobo na imprezie w podrzędnej dyskotece.
Tyle że światła tego stroboskopu błyskały do kostuchowego breakdance’a.

Ciężar starcia przeniósł się teraz na pojazdy lotnicze i czołgi. Dowiodła tego Itan-sha, która zaatakowała drugą Pumę od tyłu, właśnie wyjeżdżającą z kanionów. Załoga w porę dostrzegła zagrożenie, obróciła wieżę z ER PPC i ustawiła elewację lufy adekwatnie - jednak ich wystrzał sromotnie chybił i rozproszył się gdzieś wysoko w cienkiej atmosferze Columbusa. Zaraz potem pomknęły salwy LRM-20 z Artemis IV, które nawet przy strzelaniu po łuku w tył i operowane przez zieleniaków oraz mylone przez dipole wypuszczane przez LTNa, częściowo znalazły cel i nieźle poszarpały pancerz na dziobie i skrzydłach myśliwca. Zaraz potem jednak tylny, cieńszy pancerz czołgu zaczął bezbłędnie obrywać z MLaserów, MPLa i ‘melonami’ z Gaussa. Ostatnia desperacka próba zabrania ze sobą myśliwca do grobu za pomocą tylnego SPLa chybiła i wkrótce potem czołg zamienił się w beczkę prochu. Za Itan-shą ciągnął się jeszcze ogonek wybuchających pocisków z UAC/5 ostatniego w pełni sprawnego Vedette, ale żaden z tych pocisków nie trafił (a już rufowy MLaser w odpowiedzi tak, rwąc opokę czołgistów).

Leopard zmienił pozycję, wylatując poza zasięg wieżyczek. Zaczął omiatać laserami i bić pepecami w pozostałe cele, likwidując dwa LAMSy oraz obydwa pozostałe Vedette. Trzecia z wieżyczek zmieniła cel, prując szybkostrzelnym minilaserem w Chargera, ten odgryzł się własnym PMPL, a potem dobiegł do zwarcia i zamienił ostatnie stanowisko broni w gruzy. W międzyczasie egzoszkieletory próbowały granatnikami i laserami z Systemów Szturmowych Mauser 960 (i to nowych, jak podpowiadała komputerowa identyfikacja - kimkolwiek byli, mieli dostęp do rzadkiego i dobrego oręża, nawet osobistego) skruszyć pancerną szybę kokpitu Shadow Hawka. Ten nie mógł się od nich odpędzić - silniki rakietowe wyciągały tą samą odległość skoku, a LRMy i PPC nie potrafiły skutecznie razić celów na bliskim dystansie, już nie mówiąc o tych wyposażonych w ECMy i Stealth Armor. Dopiero interwencja Warhammera i uporczywe napieprzanie z wielu laserów aż do prawie, że wyłączenia mecha od gorąca, załatwiło sprawę i zmiotło natrętów. Kintaro natomiast uderzył na próbujący spieprzać pociąg, dając popis siły ognia i celności atakując od prawego boku duży, choć wciąż dość szybko poruszający się cel. Chmary rakiet SRM poparte MLaserami wykoleiły pociąg, zerwały trakcję, rozjebały lokomotywę a potem nieźle spruły także wagon towarowo-pasażerski.

Obrońcy bazy nie mieli już szans - nie został im żaden pojazd bojowy bądź stanowisko ogniowe, choć na wezwanie do kapitulacji nie odpowiedzieli. Obstawa Daimyo HQ zajęła pozycje przy bazie. Załogi posterunków, stacji i przystanków kolejowych, kopalni i samej bazy uzbroiły się we wszelaką broń osobistą i zaczęły jej używać. Choć mogło to wyglądać efektownie, broń ta nie miała szans nawet zarysować standardowych bojowych pancerzy ablatywnych mechów czy maszyn aerospace. Tylko ta grupa fagasów spod rozwalonego HQ, wyposażona w parę wyrzutni rakiet i karabiny laserowe, coś mogła wskórać - ale było ich już zbyt mało. Mimo to, bronili się z fanatycznym wręcz uporem.

Tym bardziej, że z kopalni wyjechała spora, powolna, acz rozpędzająca się machina - kopacz tuneli typu Corx. Sensory zarejestrowały także odpalenie trzech dużych silników. Komputery zidentyfikowały nowe cele: były to… relatywnie małe desantowce kl. Scout. Lekko uzbrojone i opancerzone, acz dość ładowne oraz bardzo szybkie i zwrotne. Dwa z nich były jednak… połączone z bazą i kopalnią. Startując, właśnie pruły zabudowę i łączenia. Trzeci był nieco dalej i startował spod kamuflażu księżycowego terenu. Pojazdy te rozpoczęły ogień ze swojej broni pokładowej, póki co niecelny.

Had wiedział, że trzeba działać, bo znów wszystko szlag trafi, a ten ktoś za kulis znów się gdzie skitra i tyle go będzie. W dodatku audyt raczej nie da im kolejnej szansy na taką eskapadę. Ruszył z kopyta w kierunku bazy. Wystrzelił pociski z gazem w kierunku najbliższego Scouta licząc, że któryś może przez jakąś wyrwę wpadnie do środka, a sam przygotował się do swojego chyba największego wyczynu w pilotażu mecha. Ten DropShip nie mógł zwiać. Z tą myślą Charger skoczył chcąc się złapać statku zanim ten odleci.

Pot lał się po czole Ursuli. Mocno stresująca była sytuacja, ale na szczęście z pomocą Jacksona i naprawdę porządnie wykonanej pancernej szybie jej mecha, udało się przetrwać.
- Dzięki Manul - powiedziała z ulgą. Póżniej okazało się że przeciwnicy zarządzili chyba ewakuację.

- Uruchomili sekwencję autodestrukcji - odezwał się Kentin na łączu. - Mam pomysł jak to zatrzymać, ale potrzebuję wsparcia.

Tymczasem Rooikat nieco ochłonęła i rozejrzała się po polu bitwy, z początku nie rozumiała co kombinuje Highborn.
- Niegłupie - mruknęła pod nosem Ursula, gdy dotarło do niej co robi Spencer. Skierowała więc swojego mecha by doskoczyć nim do drugiego Scouta, by "ręcznie" sprowadzić go z powrotem na ziemię.

- Zaparkuję Warhammera i zaprzęgnę kompa do włamania się do ich sieci! Osłaniajcie mnie! - Julian rozejrzał się szybko za jakąś osłoną dla swojego mecha.

Nie zastanawiając się pobiegł odpalając po drodzę salwę w jednego ze Scoutów. Mech w końcu przykucnął, a Julian szybko przełączył się na podpiętego do mecha laptopa. Wyłączył część systemów i przekierował moc obliczeniową głównego komputera do próby przebicia się przez zapory bazy by wstrzymać sekwencję samozniszczenia.

-Warthog, zgłoś kontakt na startujące Scouty!
-Zgłaszam kontakt.
-Bierzemy tego oddalonego, pozostałą dwójkę zostawmy mechom.
-Przyjąłem, bez odbioru!
- lotnictwo zaczęło kolejny akt morderczego powietrznego tańca z wrogimi skrzydłami.


.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 12-12-2021 o 09:44.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 12-12-2021, 09:47   #143
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Część druga. Limity znaków
Pozostała część bitwy była już w zasadzie strzelaniem do kaczek. Dropshipy klasy Scout nigdy nie słynęły z przesadnej tęgości pancerza czy mnogości ciężkiej broni, a te jeszcze były nieco “zapuszczone”, od dłuższego czasu nieużywane oraz okrojone praktycznie na możliwego maxa. Najpierw popisało się lotnictwo Minutemen, wykonując brutalny strafing run nad starującym, oddalonym Scoutem. Nie było co zbierać, siła ognia obydwu maszyn przerobiła dropsa na wulkan ognia i odłamków. Z tylnej broni ostrzelali też desantowiec próbujący opuścić bazę. Do tego dopadł ogień z Warhammera (zanim Manul zdecydował się na hakerstwo) oraz Charger w fizycznym skoku z rozbiegu. Highborn wyrwał swoimi wielkimi pięściami kawały pancerza, dobierając się do wnętrza i wpuścił doń gaz obezwładniający z przenoszonego cylindra. Czy dało to jakiś efekt, nigdy się nie dowiedzieli - nikła atmosfera księżyca mogła i tak wymusić dekompresję. Tak czy inaczej, machina została uziemiona… przynajmniej do momentu, kiedy jej moduł autodestrukcji nie zaskoczył, likwidując mostek (a raczej jego komputery i bazę danych), składy amunicji i napęd fuzyjny - w tej kolejności. Z tego Scouta zostało niewiele więcej co z tego oddalonego, a Highborn nie zdołał uciec. Nieźle go poobijało po wnętrzu kokpitu. Jego mech wytrzymał… ale z ledwością trzymał się resztek struktur, obdarty z całości pancerza i z wieloma uszkodzonymi lub zniszczonymi komponentami. W dodatku przegrzał się aż do awaryjnego wyłączenia reaktora i leżał teraz pod paroma płonącymi kawałami metalu i oblepiony wciąż płonącym specjalnym żelem z granatów Inferno. Robiło się niebezpiecznie.

W międzyczasie powrócił Pandur - w Challengerze. Jak się okazało, przez ostatnie paręnaście minut podjął ryzykowną decyzję o biegu powrotnym. Opłaciło się: odratował będącego w złym stanie Kriegera i zajął jego miejsce. Teraz wspólnie z Mandarynem uderzyli na pozostałych obrońców bazy. Ci próbowali bronić się osobistymi spluwami, na nic. Ta jedna drużyna piechociarzy wskórała niewiele więcej dwoma naramiennymi wyrzutniami rakiet i karabinami laserowymi ustawionymi na maksymalny pobór mocy (potocznie “palnik”). Pewnym zaskoczeniem było wykorzystanie ukrytych, poczwórnych jednorazowych wyrzutników granatów z rodzaju tych spotykanych czasem na pojazdach (Minutemen sami je mieli na mechach, załadowane petardami dymnymi). Tutaj poleciał też dym, ale również dipole anty-sensorowe oraz granaty zapalające i odłamkowe. Bez większego efektu, oprócz wydłużenia desperackiego last stand i podwyższenia stopnia gorąca nacierających mechów. Wkrótce potem ostatni obrońcy, a potem dalej położone posterunki, zostały zniszczone laserami i SRMami.

Corx wytrzymał odrobinę dłużej z racji swej powolności i dystansu, jaki musiał nadrobić. Nie zdołał jednak nawet skorzystać ze swoich laserów i wierteł, zmieciony przez Challengera i Kintaro. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo - w momencie kiedy został zwraczony, Corx eksplodował od środka. Przeklęty napęd nuklearny. Nie była to bomba atomowa, nie “prawdziwa”, ale już pewnego rodzaju “brudna bomba” już tak. Efekt był zbliżony do pamiętnej detonacji Condora na Vergennes Airport. Dawka promieniowania była jeszcze większa, ale tym razem Minutemen byli (z grubsza) lepiej przygotowani - w dodatkowo ekranowanych mechach, odziani w skafandry księżycowe. Jednak kokpit Challengera był praktycznie “otwarty”, Krieger i Pandur musieli łyknąć końską dawkę.

Trzeciego Scouta spróbowała dorwać Rooikat, wykonując skok Shadow Hawkiem. Niestety była zbyt daleko, nawet na “księżycowy skok”. Zanim drops oderwał się od zabudowań kopalni, wzbudzając niezłe zamieszanie i demolkę, to zdążyła go “tylko” ostrzelać po tylnym pancerzu z rakiet LRM i poprawić pojedynczym sztucznym piorunem z PPC. Ostrzeliwując się praktycznie na oślep, desantowiec ruszył czym prędzej ku gwiazdom. Mechy spróbowały go jeszcze ścigać ogniem - bezskutecznie. Tylko lotnictwo mogło go teraz dorwać i strącić. Jednak dzięki celnemu wstępnemu ostrzałowi od Rooikat, miało ułatwione zadanie.

Hakerom udało się wstrzymać proces autodestrukcji… a przynajmniej część. Oprócz wspomnianych wyżej maszyn, jak kostki domina zaczęły wybuchać elementy trakcji szynowej i powiązanej z nią infrastruktury, wraki czołgów i innych pojazdów, rozstawione sensory i kamery w kanionach, a całą okolicą trzęsło - kopalnia była właśnie zawalana podłożonymi bombami… wraz ze wszystkimi, którzy mogli tam być. Jedyne co udało się “ocalić”, to baza (nadwątlona ostrzałem w celu likwidacji obrońców i oderwaniem się drugiego Scouta). Wkrótce, wszelkie wystrzały i wybuchy na powierzchni księżyca zamilkły.

Warthog i Itan-sha pomknęli na dopałkach w stronę ostatniego uciekającego Scouta, strzelając z broni gdy tylko weszli w zasięg. Mieli przewagę uzbrojenia, więc sprawę chcieli zakończyć definitywnie i jak najszybciej. Nie biorąc jeńców.
Następnie Itan-sha planowała powietrzny zwiad okolic kopalni, aby wykryć co potencjalne niebezpieczeństwa. Albo interesujące znaleziska.

- Autodestrukcja HQ wstrzymana - poinformował TVR.

- Świetna robota, teraz tylko trzeba się tam dostać - ucieszyła się Rooikat, bo cały ten rozpierdziel nie będzie miał najmniejszego sensu, jeśli nie wrócą z jakimś dyskiem soczystych danych.

- Lanca alfa i bravo, jaki jest wasz status - wywołała towarzyszy broni, bo w ferworze walki i chaosie wybuchów można było się pogubić w tym na czym stoją.

- Manul cały. Warhammer nie do końca. - zameldował Julian.

No tak. Nie wzięli pod uwagę, że będzie trzeba jeszcze wedrzeć się do środka. A nie mieli też ani pancerzy wspomaganych by przeprowadzić ani marines którzy mogliby przeprowadzić atak.

- Mam broń osobistą, a mój kombinezon jest cały. Jestem gotów do abordażu. - zadeklarował się - Choć nie wiadomo ilu tam jest. Warthog, zróbcie skan, byśmy mieli chociaż rozeznanie w tym gdzie co tam jest w środku

- U mnie Hawk daje radę - Ursula, wywołująca pozostałych, również zgłosiła swój status. - Mam ze sobą karabin, więc w razie czego jestem gotowa na infiltrację HQ.

- Pandur w Challengerze. Bez obrażeń, doktorek ranny, ale stan stabilny. Kokpit mecha spenetrowany. Mogę też iść do bazy.

- Mandaryn, wszystko gra. Włazimy tam i rozpierdalamy.

Warthog też się odmeldował. Dużo uszkodzeń pancerza, ale struktura nieruszona, brak obrażeń u załogantów.

Charger budził się do życia po całkiem niezłym rodeo i zaczął wygrzebywać się ze szczątków co na niego spadły
-Highborn ufff… poobijany. Dajcie mi chwilę.- chwilowe było słychać jak pilot się próbuje ponownie usadowić w fotelu bo aż z pasów wyleciał podczas przejażdżki na Scaucie.
-Mech znaczne uszkodzenia. Mogę zostać z Victorem i pilnować wyjścia, albo iść z wami. Tylko za bardzo przydatny tam nie będę. Co uważa personel wojskowy?

Shadow Hawke dotarł do Bazy.
- Dobra to Highborn zajmiesz się Kriegerem - to było dobre rozwiązanie według Trevor, bo lepiej było nie brać ze sobą osób bez doświadczenia z bronią na coś co raczej na pewno skończy się strzelaniną. - Pandur, Mandaryn, Manul i ja wchodzimy do środka. - przed wylotem całą lanca bravo zaopatrzyła się się w karabiny, spodziewając się właśnie takiej sposobności jak ta teraz. - To teraz spece od budowlanki niech się wezmą za otworzenie tej puszki Pandory.

- Przyjąłem - odezwał się Clark.

- Działamy - zawtórował mu Neyman.

Pozostałe działania poza wnętrzem bazy były już tylko formalnością. Ostatni pojazd przeciwnika - rzeczony desantowiec klasy Scout - szybko oddalał się od powierzchni księżyca dzięki mocnemu napędowi i zredukowanej wadze. Nawet Leopard miałby problemy z dorwaniem go, mógł go tylko mało skutecznie ostrzelać. Ale nawet najszybszy drops nie był na tyle szybki, by całkiem wyminąć ASF - choćby średniej wagi Lightninga. Itan-sha wyminęła desperacki ogień obronny wroga i zgromiła jego rufę laserami oraz Gaussem. Płonąca maszyna runęła i roztrzaskała się na powierzchni ciała niebieskiego. Wkrótce potem zaskoczyły systemy autodestrukcji tam, gdzie mogły. Ktokolwiek je tworzył, zadbał o ich niezawodność… bardziej niż o jakość samego sprzętu czy bezpieczeństwo załóg.

Ekipa zdecydowała się wedrzeć do środka bazy, ale za sugestią Asagao mieli to zrobić niszcząc jedną z widocznych ścian i wkraczając do wewnątrz przez powstałą wyrwę. Wylądowała przy tym swoim myśliwcem i przyszykowała broń, chcąc wejść do środka z resztą. Highborn w tym czasie ogarnął wreszcie swojego mecha, zwalając z niego resztki wraku. Zobowiązał się zostać z tyłu i bronić nieprzytomnego Kriegera oraz nieaktywnych maszyn wespół z Leopardem. Musiał przy tym przesiąść się na Challengera - jego Charger był zbyt mocno dobity, a i bezpowrotnie stracił też prototypowy średni laser pulsacyjny. W niedalekiej przyszłości konieczne było usunięcie złomu po tym i zastąpienie inną bronią.

Potężne uzbrojenie Challengera zgromiło całą widoczną stronę jednego z mniejszych blokhauzów. Reszta pilotów wdarła się do środka, odziani w skafandry surwiwalowo-hermetyczne oraz pancerze typu Flak. Dzięki ekspertyzie hakerskiej Manula udało się wejść do głębiej położonej śluzy i przejść na drugą stronę. Wewnątrz huczało od alarmów. Po krótkiej i ostrożnej przechadzce z bronią w ręku trafili na dużą salę z kondygnacjami, jakiś magazyn.

Ktoś krzyknął “kontakt!” Posypały się kule. Ktoś z ekipy rzucił pod nogi cylinder z dymem aby nie być na widoku. Wszyscy rozbiegli się za najbliższe osłony. Po drugiej stronie słychać było pokrzykujących i biegnących przeciwników - uzbrojony personel bazy oraz oficerów bezpieczeństwa. Nie mieli zamiaru poddać tej bazy bez walki. Niemniej jednak byli dość mało zorganizowani na tą pierwszą chwilę - Minutemen szybko przejęli inicjatywę.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 24-12-2021, 14:38   #144
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post Post świąteczny.

Wydarzenia w bazie na księżycu Columbus i w ciągu następnych kilku tygodni były równie taksujące, co napawające niepewnością - ale zbliżyły Minutemen o milowy krok do uchylenia rąbka tajemnicy.

Wyłaniający się obrazek skłaniał jednak do myślenia, że się nie spodoba nikomu z patrzących.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=7HKS1NDOZA8[/media]

Pomimo niewysłowionych obaw części ekipy, "czyszczenie" pomieszczeń poszło dość sprawnie. Nie było to ciche ani płynne, przeszkoleni członkowie ekipy musieli pilnować reszty i głośno wydawać im komendy. Ale jakoś poszło, tym bardziej, że opór był niezorganizowany i słaby (choć wręcz fanatyczny, co mogło dziwić i martwić). Dopiero w jednym z większych pomieszczeń - jakiegoś rodzaju hali magazynowej robiącej także za skrzyżowanie i główne atrium bazy - natknęli się na przygotowanych obrońców. Było to kilku techników z pistoletami różnego typu, podobna ilość strażników wyposażonych głównie w tonfy i pistolety maszynowe oraz nieco mniej "pełnoprawnych" trepów w pancerzach, z karabinami Federated Long Rifle i granatami odłamkowymi. Jednak dzięki słabej koordynacji bądź wyszkoleniu obrońców oraz determinacji, świetnemu refleksowi mechwojownika i odrobinie szczęścia udało się pokonać przeciwników bez wielkich "ubytków" w zdrowiu i życiu napastników. Niestety nie udało się ująć ani jednego typa żywcem - byli bardzo zdeterminowani aby wygrać, uciec, schować się... lub zginąć, próbując.

Musieli się pospieszyć, bo wkrótce potem odkryli powód dla którego opór był tak słaby. Pozostała załoga bazy, skoro nie mogła zginąć wraz z systemem autodestrukcji, próbowała niszczyć co się dało i/lub spiąć bomby "na krótko". Ekipa przedarła się więc do jednej ze stacji podłączonych do baz danych, a która wciąż działała, i zgarnęła co się dało na nośniki. Potem nastąpiła szybka eksfiltracja, powrót do mechów i wycofanie się. W parę chwil później bezimiennym fanatykom udało się natomiast doprowadzić do autodestrukcji.

Sprawy na Columbusie miały się ku końcowi. Grzebanie w ruinach miało zająć wiele czasu i pracy. Minutemen nie mieli tego, ani należytych narzędzi do ekskawacji. Zapakowali się więc z powrotem do dropsa, biorąc ze sobą wrak Zeusa. Podążyli więc za ostatnim tropem - kodowanym przekazem, który poleciał ku drugiej satelicie orbitalnej, bliżej planetarnego równika. Było to nie byle co, bo satelita ostrzegawcza typu Skyward Model XII. Obecnie bardzo rzadko spotykana rzecz, a praktycznie wcale na Peryferiach. A tutaj w pełni sprawna i wykorzystywana do zgoła innych celów. Kiedy tylko wykryła nadlatujące maszyny Minutemen, posłała kolejne trzy sygnały silnymi wiązkami laserowymi oraz odpaliła niesioną rakietę AAM typu Thunderstrike. Był to nieoczekiwany atak, który poważnie uszkodził Lightninga Itan-shy i o mało go nie strącił. W odpowiedzi Leopard zmiótł satelitę z orbity skoncentrowanym ogniem i namierzył koordynaty wiązek. Jedna padła gdzieś na południe od Bariery, na "terra incognita". Drugi gdzieś na samą pustynię, w rejony bytności bandyckiego ludu. Trzeci w stronę Ziaren.

Najbliżej był punkt na Barierze, więc - pomimo uszkodzeń - Minutemen nie mieli czasu do stracenia. Sfrunęli niczym jastrzębie, a Warthog szybko wypluł z siebie co jeszcze mogło chodzić. Naprzeciw było kolejne zbiorowisko tych "bezimiennych szaraków". Stawili opór, próbując także uciekać - jeden pociąg kołowy dostosowany do pustyni, kilka uzbrojonych pojazdów półgąsienicowych przewożących dobrze wyposażone straże, uzbrojone i nieuzbrojone drony zwiadowcze, kilka pojazdów antygrawitacyjnych w podobnym typie. Ich broń nie była w stanie poważnie zagrozić bojowemu lotnictwu i ciężkiej lancy - choć zachowywali się równie paskudnie, co ci na górze. Nie dawali się pojmać. W obliczu klęski detonowali bomby w zwrakowanych bądź bliskich zniszczenia pojazdach i wagonach. Na szczęście, po zakończeniu rajdu i zabezpieczeniu terenu, udało się odzyskać odbiornik i dysk danych we w miarę dobrym stanie. Przekazy były jednak silnie zaszyfrowane i wymagały pracy kryptologów.

Nie mając nic więcej do zrobienia w tym miejscu i nie mając ochoty na opędzanie się od hord Bandytów, Minutemen porzucili wraki na pobojowisku i powrócili do bazy pod Wielką Górą Zieloną, gdzie czekały ich żmudne i gruntowne naprawy pojazdów, re-armament, lizanie ran i dekodowanie zdobycznych danych. Oraz przygotowania do audytu, który zbliżał się wielkimi krokami.

Iroshizuku Asagao oraz Hadrian Spencer zajęli się rozmowami z generałem Raymondem Jacksonem z Border Patrol. Celem było „przytrzymanie go w miejscu” - póki co Minutemen nie pragnęli tracić swej niezależności, ale chcieli mieć możliwość ewentualnego skorzystania z protekcji NVDF jeśliby nie dali rady z audytem. Obydwoje trochę się zdziwili, kiedy okazało się, że gen. Jackson wiedział już o akcji na Columbusie i słał właśnie swoich ludzi w „zarekwirowanym” desantowcu kl. Confederate (do którego w rekordowym czasie znalazł załogę) u boku elementów z kompanii najemniczej Harcourt's Destructors – nowej grupy wynajętej przez NVR. Obydwa księżyce i zlokalizowane tam pobojowiska oraz ruiny miały zostać zabezpieczone i zarekwirowane przez NVDF. Zasugerował też, że bez dostępu do wszelkich zdobyczy, raportów i danych z tych baz „nie będzie mógł zagwarantować przychylności wojska w tarciach z audytorami i politycznym stronnictwem anty-Minutemen”.

Niemniej jednak audytorzy byli szybcy, wymuszając niespodziewaną wizytę parę dni przed czasem. Na szczęście wszystko już było gotowe. Ursula Trevor już dawno temu wyciągnęła tajne raporty i albo je przeredagowała, albo wysłała w oryginałach (tak samo jak oryginały przed przeredagowaniem) do skrytki. Przepuściła też personel bazy przez szkolenie z tego co, jak i kiedy mają mówić. Julian Jackson natomiast rozstawił i rozdysponował dyskretny sprzęt nagrywający oraz przygotował stosowne materiały i oświadczenia na każdą ewentualność po zakończeniu audytu. Zajmował się też osobiście transportem i deponowaniem tajnych rzeczy i kasy (m.in. 8 mln C-Bills za sprzedanego ComStarowi wraku ZEU-6Y Zeusa, którego nie dało rady naprawić ze zdolnościami i zasobami, jakimi dysponowali Minutemen). Martin Neyman przygotował natomiast „pokój-pułapkę” dla audytorów, „tajną” miejscówę gdzie... zrobiono siłownię oraz nagromadzono kasety porno, siaty z mandarynkami i parę innych śmiesznych drobiazgów aby sobie zadrwić z natrętnych biurw.

Kiedy nadszedł sądny dzień, Rooikat zajęła się oprowadzaniem i bajerowaniem audytorów, mając do pomocy Manula, oraz okazyjnie Pandura jako eksperta od spraw wojskowości. Jej sprawność w ogarnianiu zbliżonych tematów i znajomość Wiedzy Zakazanej: Biurokracja pozwoliły na odparcie znaczącej większości zarzutów i przytyków oraz wyprowadzenie typów w pole, a nawet upokorzenie ich nieznajomością spraw (i „tajnym pomieszczeniem” Mandaryna). Wyglądało na to, że się udało. Kilka dni później nadszedł komunikat ze strony rządu/gołębi, że „jednostka Minutemen pomyślnie przeszła okresowy audyt”. Dało radę wyczuć wściekłość gołębi... jak i mlaskanie jastrzębi, którzy chcieli położyć łapę na Minutemenach.
Wkrótce potem do bazy wrócili Auber i Walkiria. Okazało się, że robili za odgromnik dla reszty Minutemen, biorąc wiele rzeczy na klatę. Zostali spaleni na politycznym stosie aby NVR mogło „wyjść z twarzą” wobec swoich „dyplomatycznych partnerów” - Jane Doe została skazana za zbrodnie wojenne in absentia, natomiast Jake McKinley i Sarah Kane otrzymali dishonorable discharge. Wyrzucono ich odpowiednio z: wojska i policji. Nie pomogły nawet publiczne oświadczenia ze strony Manula. Rząd jednak nie mógł ich wydalić z niezależnej grupy Minutemen, ani formalnie zarekwirować mechów. Wyglądało jednak na to, że obydwoje znieśli tą karę z poniesionym czołem... tym bardziej, że McKinley miał powody sądzić, że ktoś ich wystawił tymi felernymi misjami na wyspach Windsor i Vergennes, oraz późniejszym brakiem obiecanego wsparcia poza linią wroga, na Pograniczach.

Bohaterowie Nowego Vermontu jako całość zachowali swą niezależność, jednak wyglądało na to, że zantagonizowali obydwa stronnictwa polityczne oraz tylko kupili sobie czas.

Wkrótce potem, w wirze pracy zw. z naprawą maszyn nadeszły też dobre wieści. Udało się zdekodować część danych przechwyconych od „Bezimiennych”. Były one o tyle nieprawdopodobne, co niepokojące. Okazało się, że organizacja ta (wyglądało na to, że „Benefaktor” nie był pojedynczą osobą) była obecna w układzie Amerigo od dziesiątek lat i była tu jeszcze przed kolonistami. Nie była też monolityczna. Istniały co najmniej dwa stronnictwa, luźno ze sobą powiązane (dało się nawet wyczuć niechęć czy wręcz antagonizm). Jedno z nich utrzymywało tajny kompleks na Columbusie, gdzie przedtem odkryła znaczące pokłady germanium – metalu kluczowego dla dzisiejszej technologii wojskowej. Drugie stronnictwo było aktywnie zaangażowane w politykę i decyzyjność Amerigo... głęboko zinfiltrowawszy tak NVR, jak i Bandytów, a nawet Workmenów, natomiast piraci „Loxley's Raiders” byli de facto ich wytworem, zmontowanym z przekupionych bądź inaczej nakłonionych gangów piratów z gromady gwiezdnej Caesar's Crown i całej okolicy, na czele którego stał zaufany człowiek Benefaktora, rzeczony Loxley. To agenci tego stronnictwa dokonali sabotażu, degeneracji i likwidacji znacznych części struktur wywiadowczych, politycznych, wojskowych i policyjnych NVR w Dniach Masakry. Uczynili to w ramach jakiegoś „Projektu”. Stronnictwo „górników” nie było temu przychylne i uważało, że ryzykuje zdemaskowaniem i zniszczeniem ich intratnego, nielegalnego wydobycia germanium – stąd sami zaangażowali się w ten konflikt, własną (znacznie mniej zasobną w ludzi i sprzęt, ale bardziej nadzianą) operacją wspierając NVR, głównie WSI... i tym samym pośrednio Minutemen. Wyglądało na to, że mechwojownicy... „przypadkiem” rozwalili swych potajemnych „sojuszników”. Sygnał jaki Loxley i mech Ambassador wysłały na Columbusa z Magellana był standardową procedurą (obydwa stronnictwa wciąż należały do tej samej organizacji Benefaktora), a obydwie satelity orbitalne były współdzielone. Grupa zlikwidowana na Barierze należała do stronnictwa antagonistycznego wobec NVR. Były też poszlaki sugerujące obecność trzeciego, najmniejszego ze stronnictw, głęboko zakonspirowanego, jednak nic konkretnego. Sygnał, który nadano na płd. od Bariery trafił „cholera wie gdzie”, wymagana byłaby ekspedycja aby to zbadać. Sygnał, który poleciał do Ziaren trafił do Newport, Essex oraz Fort Ticonderoga. Pytanie czy Minutemen chcieli to zbadać, i jak – były powody aby sądzić, że w NVR wciąż byli agenci Benefaktora (wszelkich stronnictw).
Niepokojem napawały też potężne zasoby finansowe oraz sprzętowe jakimi ta nieznana organizacja dysponowała. Lostechowe maszyny bojowe i mechy (m.in. kompletne wyposażenie kompanii najemnej „the Abased” w ten szpej) oraz równie rzadka broń osobista (jak chociażby broń specjalsów z odległego Kombinatu Draconis czy świetnie zachowane/fabrycznie nowe Systemy Szturmowe Mauser 980 – dawne karabiny piechoty liniowej SLDF).
Przewagę sprzętowo-wywiadowczą Benefaktora uwidoczniła także obecność paru niespotykanych pojazdów na Barierze. Po intensywnych badaniach udało się ustalić, że jeden z nich - helikopter ze stajni Apple-Churchill - był w zasadzie ekskluzywnym designem... Maskirovki, tajniaków odległej Konfederacji Capellańskiej. Natomiast niektóre z dronów i ich nosiciel odkryły swoją tożsamość dopiero tygodnie później - okazało się, że był to Hi-Scout, zwiadowczy pojazd gąsienicowy z kontrolą dronów PathTrack i NapFind... cały komplet do sprzedaży później, aniżeli został użyty na Barierze. Czyli Benefaktor miał także dostęp do sprzętu, który był tajny bądź nieopublikowany. Wyglądało na to, że zdolności kwatermistrzowskie tej organizacji były nielimitowane.

Oprócz tego, naprawy maszyn poszły sprawnie, podobnie jak zaleczenie ran i pozbycie się tej niewielkiej dawki radów (większej u Pandura i Kriegera), jaką Minutemen łyknęli na księżycu – sama specyfika tego miejsca oraz detonacja napędu atomowego Corxa wymusiły rekonwalescencję.

Była też jeszcze jedna, bardzo dobra wieść. Leki otrzymane od ComStaru zadziałały. Pan Ishida wrócił do świata żywych. Wciąż był w ciężkim stanie i nie mógł zasiąść za sterami mecha, ale był przytomny i trzeźwy na umyśle, a po chorobie popromiennej nie został ślad. Twardy, stary kamień. Od razu zażądał raportów, rozmów, spotkań i odpraw. Po trzech pracowitych dniach miał pełen obraz sytuacji. Dużo czasu spędził ze swoimi kontaktami, co chwila przylatującymi bądź odlatującymi z bazy, a także z Xavierem Almasy z ComStaru oraz Annabelle Bright i Ivanem Portnoyem z WSI. Były też dwa długie spotkania: jedno z Sarah Kane i Jake'iem McKinleyem, drugie z Victorem Heisenbergiem. Czwartego dnia Stary kazał wszystkim zaimplantowanym położyć się w lazarecie na „konieczne badania i kalibracje implantów”. Kiedy się zbudzili, czuli się zdecydowanie lepiej, od tej pory nie mając problemów „od-implantowych” innych niż krótka rehabilitacja po zabiegu.

Zaraz potem Stary obwieścił, że Heisenberg, Kane i McKinley odchodzą z Minutemen. Ten pierwszy z powodu coraz bardziej pogarszającego się stanu zdrowia psychicznego (w trakcie tych paru tygodni już przeżył załamanie nerwowe i zaniemówił na kilka dni). Ci drudzy na własne życzenie, w ramach wyjątku. Niejako po fakcie i z niechęcią, ale przyklepał sprzedaż zdobycznego SWD-2 Swordsmana ComStarowi przez Aubera oraz podarował Walkirii COM-2D Commando na własność. Okazało się bowiem, że ktoś (czyżby agenci Benefaktora?) upewnili się, że... całe rodziny i prawie wszystkie bliższe kontakty obydwojga zostały przez ostatnie fizycznie miesiące wyeliminowane (w tym brat Sarah, William Kane, a także jego syn), a wszelkie nieruchomości zniszczone (co propagandowo wykorzystali Bandyci, jako zemstę na „rodzinie złoczyńców Kane”). To, plus uzasadnione podejrzenia o wystawienie ich w misji Windsor-Vergennes, kazały parze spieniężyć wszystkie swoje „twarde” zasoby i prawa autorskie i przyszykować się do emigracji. Tak też zrobili, wkrótce opuszczając Amerigo i kierując się ku Lidze Wolnych Światów.
Wkrótce dołączyła do nich Linda Howl, jedyna ocalała policjantka ze SHWAT oprócz Kane (Gabriel Smith, dowódca jednostki, zginął jako jeden z więźniów konwoju Newport-Essex) - była zbyt zniesmaczona tym jak potraktowano jej koleżankę, więc porzuciła służbę i również wyemigrowała.
Victor Heisenberg natomiast powrócił do rodziny, która zgromadziła się jako uchodźcy w Burlington. Do końca (krótkiego już) życia nie wyszedł ze swoich problemów zdrowotnych, stając się de facto wrakiem człowieka.
Wywiad miał też parę innych wieści o różnych przyjaciołach Minutemen: Lilly Santos Melo, znajoma Jane Doe, została zakatowana w jednym z obozów koncentracyjnych okupanta w Newport. Natasha Tikhonenko, żołnierka sił specjalnych i znajoma Iroshizuku Asagao, zginęła w trakcie osłaniania cywilów na Autostradzie Śmierci. Inni znajomi pilotki jednak przetrwali i WSI wreszcie udało się ich uratować: Rowan Allbright i Roy Lieushot, doświadczeni eksperci techniczni z rozbitego 77 baonu. Obydwaj trafili do bazy Minutemen, gdzie mieli znacząco wesprzeć prace remontowe i zbrojmistrzostwo.

Następnie Ishida zajął się polityką, starając się „załatwić” stronnictwa jastrzębi i gołębi względem Minutemen. Poprosił także pozostałych członków grupy o pozostanie, gdyż „niedługo wszystko się miało wyjaśnić”, oraz o zbiór sugestii, jakie powinny być następne poczynania grupy i co uczynić ze sprawą „Benefaktora”.

W tle były też wydarzenia polityczne. Tak, jak NVR wynajęło nowych a wspomnianych najmitów (Harcourt's Destructors), tak LRZ doposażyło się w analogiczne siły w postaci kompanii najemnej Bronson's Horde. Oprócz tego na terenach „Ludowej Republiki” zaostrzały się starcia bojowników o wolność z okupantem i kolaborantami. „Król Bandytów”, Ernest Kwame Mwabutsa, natomiast zakończył „konsolidację” swoich „ziem” na Barierze, Pograniczach i we fragmencie Ziaren, tworząc „Królestwo Nowego Zairu”. Ów twór polityczny, patron LRZ, otrzymał od niej „w podarunku” (czyli zwykłej wymuszonej aneksji) miasto portowe Bennington wraz z przyległościami oraz wyspę Windsor. We wszystkich krajach obchodzono także huczne imprezy – nastał bowiem Nowy Rok 3000. Rozpoczynało się czwarte milenium krwawej historii ludzkości, a załączony obrazek był tego pokwitowaniem. W NVR był medialny i polityczny szum o zasadność wystawności takiej imprezy i wydawania tak wielkich pieniędzy. W LRZ „huczność” sztucznej balangi była raczej definiowana wystrzałami broni zakonspirowanych partyzantów i detonacjami sabotażowych ładunków. W KNZ wciąż „problemy” zw. z działalnością „grupy Beton” i tej drugiej grupy niezidentyfikowanych napastników korzystających z mechów i desantowca.

W takim to zamieszanym i niepokojącym stylu rozpoczął się pamiętny rok 3000 A.D., a obecna pora sucha wchodziła w szczytową fazę.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 25-12-2021 o 19:21. Powód: Wzmianka o nieznanych pojazdach.
Micas jest offline  
Stary 28-12-2021, 17:53   #145
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Angry Post od Zombianny, pisany na GDocu.

Gdzieś na Barierze...

Ciemność zwykle oznacza zło, choć światło nie zawsze niesie za sobą dobro. Mrok lubił mamić, i jeśli tylko chciał, obdarzał człowieka pewnym specyficznym rodzajem wolności, sprawiając, że głupiec pozwalał sobie na bezbronność w najmniej właściwym momencie. Takim jak choćby wojenna zawierucha, która mimo pozorowanego końca wciąż trwała w najlepsze, szczególnie daleko od zdradzieckich, mdłych i oślizgłych kurwich synów, sprzedających dobro swego kraju za garść srebrników w komplecie z odrobiną przywilejów - byle tylko być kimś innym, niż wór zrakowaciałego gówna toczącego Amerigo na podobieństwo najgorszego z nowotworów. Zdrajcy, miałkie ścierwo bez godności umiejące jedynie pieprzyć po próżnicy, aby roztoczyć dla szeregowego plebsu wizję totalitarnego piękna sygnowanego nieoznakowanymi grobami tych będących zagrożeniem dla nowego, papierowego porządku. Zwykli ludzie zaś, jak to bezmyślna i wygodnicka masa miała w zwyczaju, łykali propagandowe brednie ciesząc się, że wreszcie nadszedł ich czas: czas Bandytów, Czerwonej Wstęgi. Władza ludu tańczącego opętańcze tango na wciąż dogorywających ciałach znienawidzonych mieszkańców Ziaren. Ogień był jednak zaraźliwy, rozszerzał się daleko poza cywilizowany świat.

Cicha osada ukryta bezpiecznie między poszarpanymi wapiennymi szczytami okolic Bariery tej nocy zmieniła się w istną fabrykę śmierci. Zagłada spadła ludziom na karki niespodziewanie, gdy koło północy większość z nich smacznie spała. Inni dopiero szykowali się na spoczynek, jeszcze inni z bronią w spracowanych dłoniach patrolowali od niechcenia okolicę, trzymając wartę dla dobra całej społeczności. Byli wszak mieszkańcami nieprzyjaznego terenu, dziećmi pustyni przywykłymi do niebezpieczeństw, oraz walki samej w sobie. Pozwolili sobie na nonszalancką wolność bezbronności, czując się silni gwarantem bezpieczeństwa dawanym przez zapewnienia ichnich władców i polityków. Dali się im zwieść, sądząc że dotrzymają oni słowa, a pokój jest trwały niczym dwie tarcze księżyców wysoko ponad powierzchnią globu. Ciemność jednak nie odpuszczała, kłębiąc się wściekle tuż pod powierzchnią nocy i czekała cierpliwie, szczerząc ociekające jadem wężowe kły pośrodku nicości utkanej z najczystszej czerni.

Wpierw pośród pogrążonych w śnie domostw w centrum osady zaczęły rozlegać się suche pokasływania, lecz niewielu zwróciło na nie uwagę. Ktoś stojący obok studni naraz zgiął się i zwymiotował pod nogi upuszczając karabin. Upadł zaraz potem, dostając ataku padaczki, a przynajmniej tak to wyglądało. Jego towarzysze ruszyli mu z pomocą, po części śmiejąc z ułomności, po części irytując że zachlał na warcie. Padli na ziemię parę metrów dalej, ryjąc obcasami butów bury piach i tocząc pianę z ust.
Pamięć bywała zawodna, wybiórcza, bądź naznaczona nowym czasem, lub pobożnymi życzeniami z zerową szansą na ich pokrycie. Błędy zaś zabijały: wolniej, szybciej. Pechowo dla śmierdzących kozojebców zasiedlających połowicznie zasypane piachem lepianki w udziale przypadł im ten pierwszy wariant.

Ludzie próbowali krzyczeć, lecz ciężko szło im złapać głębszy oddech, zataczając się na ściany budynków bądź stojących w gotowości maszyn, spomiędzy których mrok wypluł z obrzydzeniem humanoidalne sylwetki przypominające kolejne plamy ciemności. Nosili czarne pancerze i maski, głowy skrywali pod czarnymi hełmami i kapturami, zaś ich oksydowana broń nie odbijała świetlnych refleksów ognisk. Poruszali się cicho, zdejmując rzężących bandytów i z serca osady rozlali uwagę ku jej peryferiom. Obrońcy zorientowawszy się, że zostali zaatakowani od wewnątrz, otworzyli ogień ku przeciwnikowi, ale ten znikał w dymie snującym się po ziemi sinym całunem. Zawyły syreny, rozbłysły reflektory, na uliczkach zawrzało. Wtedy ziemią wstrząsnął wybuch, po nim kolejny i następny.
Było to dopiero preludium.

Gorący, suchy wiatr pustyni przez długie godziny niósł między parchatymi szczytami agonalne jęki wydobywające się z dziesiątek gardeł. Kobiece, męskie i dziecięce krzyki cierpienia zlewały się w jeden lament, ulatujący piekielną skargą prosto pod nieboskłon, gdzie smagane rdzawym ogniem chmury pędziły szaleńczo na zachód, a ich nabrzmiałe brzuszyska płonęły wściekłą czerwienią, gnane gdzieś dziką furią starszą i potężniejszą niż jakakolwiek ludzka emocja.
Pośród tego piekła kroczyła kwadratura człowieka bardziej niż ludzkiej istocie podobna żywej górze odzianej w kevlar i z karabinem nonszalancko przewieszonym przez szeroki kark. Szedł powoli, a każdemu jego krokowi towarzyszyło głośne mlaśnięcie buta wyciąganego z rudego błota, bo wystarczyło parę godzin, by suchy piach zmienił się w krwiste bagno. Miał ochotę zapalić, żeby pozbyć z ust posmaku żółci i wściekłości. Niestety póki w powietrzu pozostawały resztki gazu bojowego należało zachować wysoce idące środki ostrożności. Niby wszyscy z oddziału zostali nafaszerowanie 2-PAM, ale strzeżonego…

- Gdzie ona jest? - olbrzym zatrzymał jednego z mijanych ludzi w czarnych maskach, a ten wskazał ręką na lewo. Razem z innymi cieniami szedł środkiem rzeźni, prowadząc grupkę cywili stłoczonych w przerażone stado poganiane krzykami i uderzeniami. Twarze jeńców bardziej niż ludzkie, przypominały zwierzęce oblicza wykręcone strachem nie do opisania; przemierzali znane sobie ulice, którymi jeszcze miesiąc temu chodzili do pracy, szkoły. Ich domy płonęły, bliscy leżeli pokotem pod ich nogami i przy postrzelanych ścianach.
Trupy były wszędzie. Zalegały na poboczach drogi wysokimi na metr stosami i ciągnęły się wzdłuż postrzelanych, płonących budynków niczym wyrzucone, nikomu niepotrzebne śmieci o zerowym znaczeniu. Z powykręcanymi cierpieniem twarzami, oderwanymi przez granaty kończynami, z ranami kłutymi, gniecionymi, szarpanymi, albo miażdżonymi. Inne miały w sobie masę ciemno szkarłatnych tuneli pozostawionych przez kule rozmaitego kalibru, tudzież przeróżnego rodzaju ostrza. Ich kończyny odstawały pod dziwnymi kątami, o ile wciąż pozostawały przytwierdzone do tułowia. Mijali ciała dzieci z głowami roztrzaskanymi o słupy i mury wciąż noszące na kamiennej powierzchni strzępy kości i mózgu… zaś gdy podnieśli wzrok z latarni pozdrawiały ich nagie, męskie sylwetki z wywleczonymi wnętrznościami. Część z nich nie miała szczęścia wciąż żyjąc i próbując wepchnąć jelita na ich miejsce. Ciężkie do wykonania wisząc głową w dół i połamanymi palcami. Innych bandytów przywiązano do metalowego płotu ich własnymi bebechami, ciała nosiły ślady ciężkiego katowania co dało się łatwo dostrzec gdyż również ograbiono je z ubrań, odrzuconych na płonące stosy.

Żywy kwadrat przeszedł nad zwłokami, w błysku szalejącej dookoła pożogi widział zmasakrowaną głowę młodego chłopaka, może dwunastoletniego, z dziurami po wyłupionych oczach i wyrwaną żuchwą zwisającą jedynie na skórze przez co zwłoki przybrały całkiem zabawny wyraz głębokiego zdziwienia. Słyszał płacz, pokrzykiwania, odgłosy odległych strzałów i tych bliższych. Wybuchy w oddali, wycie syren, błagania dochodzące z zaułka kobiecym głosem który przepełniało upokorzenie i dzikie przerażenie na granicy utraty zmysłów. Towarzyszyły mu jęki, sapania i śmiechy w męskiej tonacji, dużo. Odgłosy mieszały się z rytmicznym stukaniem, skrzypieniem i nagłym wyciem zaskoczonego bólu okraszone jeszcze głośniejszymi rechotami. W ten zaułek prowadzono kolejne kobiety, a te które się wyrywały w ostatniej próbie oporu zostawały rzucane na hałdy zwłok, przybijane do nich metalowymi prętami i dopiero tak unieruchomione posuwano ostrzami bagnetów.

Wielki, czarny upiór zacisnął własne szczęki i pięści, ruszając dalej w milczeniu szybszym tempem. Niestety wyrzutów sumienia nie mógł przegonić. Spoglądały na niego z każdego kąta i strony, czasem ostatnimi siłami wyciagając ręce w jego stronę niemo błagając o ratunek, który nie nadejdzie. Pustynno-wojenny, duszny klimat potęgował wrażenie osaczenia, otaczając mózg parnym, podobnym mokremu kocowi oparem, przez co wydawało się mu, że nie może złapać głębszego oddechu… jakby przez maskę zabieg nie był już wystarczająco utrudniony. Horror osiadał wilgocią na skórze i włosach, przyklejał do ciała wypłowiały od słońca mundur pod pancerzem. Z drugiej strony kładł zimny cień na karku, zginający ramiona ku dołowi ilekroć wzrok prześlizgnął się po olbrzymim cieniu mecha górującego ponad osadą na podobieństwo milczącego teraz kata.

Swój cel odnalazł kilkadziesiąt metrów dalej, na placyku obok sporego budynku robiącego za areszt albo ratusz - świadczyły o tym choćby porządne kraty w oknach i solidne, grube antywłamaniowe drzwi leżące teraz pod płotem przy bramie, wyrwane siłą eksplozji. Wokół wejścia, na powykrecanych metalowych żerdziach pozatykano szpaler ludzkich głów. Zanim jeszcze zobaczył co się dzieje usłyszał wrzaski torturowanego człowieka, ruszył więc ich śladem. Musiał stąpać ostrożnie, bo w tym rejonie ciała wciąż leżały na środku drogi, a mimo wszystko Winters nie lubił deptać po martwych i umierających cywilach.

-... więc poszli na zachód. - usłyszał cichy, lekko chrypiący damski głos. Kobieta o długich, jasnych włosach kucała przy klęczącym, obitym porządnie mężczyźnie, skrępowanym za pomocą opony nabitej na ramiona. Podczas operacji coś poszło nie tak, więc jeden jego bark znajdował się wyżej niż drugi i wyraźnie uciekał do przodu. Patrzył na blondynkę jedynym działającym okiem, którym mrugał często by ściekająca z czoła mieszanka krwi i potu nie skleiła mu powieki. Słysząc co mówi pokręcił przecząco głową.

- N… nie, nie! Na południe! Mówiłem na południe! - wyrzucił z siebie naprędce cienkim głosem. Jego wzrok na chwilę uciekł do wielkoluda wyłaniającego się z mroku i przez ułamek sekundy posiniaczoną, podrapaną twarz przeciął cień nadziei, jednak gdy przyjrzał się dokładniej owa nadzieja umarła.
- Błagam… zabij mnie, ale oszczędź ją - zaszlochał, a kobieta wstała powoli. Przyglądała się mu w zadumie, ćmiąc przyklejonego do warg kiepa. Dopiero z bliska dało się dojrzeć, że do opony przywiązano łańcuch, zaś łańcuch prowadził do żelaznego pala wokół którego ułożono stosy drewnianych mebli i łatwopalnego badziewia. W samym centrum rzucono związaną dziewczynę w poszarpanych ubraniach.

- Jego żona? - olbrzym spytał, a blondynka drgnęła. Obróciła się powoli, obrzucając go uważnym spojrzeniem od góry do dołu. Pokręciła przecząco głową idąc w jego stronę.

- Córka - mruknęła przechodząc obok. Zaciągnęła się nikotyną, by finalnie pstryknąć kiepem za plecy. Niedopałek poszybował w powietrze, obracając się w powietrzu raz, drugi…
Zanim skończył trzeci obrót uderzył o chodnik, momentalnie podpalając benzynę.
Ogień buchnął wysoko, zajmując błyskawicznie stos drewna dookoła pala. Leżąca tam dziewczyna zaczęła potępieńczo wrzeszczeć. Wrzeszczał też jej ojciec nie mogąc znieść żaru bijącego od stosu. Poderwał się pokracznie instynktem szczura chcąc uciec jak najdalej, lecz łańcuch skutecznie ograniczał mu swobodę oraz pole manewru. Biegł przed siebie, krzycząc nie mniej przejmująco od córki, zataczając koła wokół pala niczym w parodii końskiego kieratu.
- Ciężarna. Nie chciał rozmawiać, potem mnie wkurwił - blondynka dodała, przystając aby podziwiać przedstawienie. Macała się po kieszeniach w poszukiwaniu czegoś. Wreszcie wyciągnęła paczkę papierosów. Zbyt długo wszystko układało się pozytywnie… rzecz niezwykle podejrzana. Zdążyła się już przyzwyczaić, że te krótkie momenty spokoju i wytchnienia są tak naprawdę iluzją, jakże potrzebną aby nie zwariować do końca. Wojna rządziła się własnymi prawami, swoim prywatnym, osobistym kodeksem, gdzie nie było miejsca na litość, współczucie i zwykłe człowieczeństwo. Tutaj każdy chwyt był dozwolony, każda zagrywka mająca na celu zyskanie przewagi nad przeciwnikiem - jak najbardziej pożądana.

- Jane, kurwa… - Słysząc to mężczyzna zaklął, ściągając maskę. Szybko tego pożałował. Fetor ekskrementów, benzyny i przerażenia mieszał się ze smrodem palonego ludzkiego mięsa. Dusił. Kłęby czarnego dymu strzelały w niebo, i osiadały na ziemi przez co poruszali się w tłustej, cuchnącej mgle koloru węgla. Zakaszlał, chowając nos w zgięciu ramienia.

- Załóż to, będę cię stąd wywlekała w razie wu, więc sklej pizdę i mnie nie wkurwiaj, ani nie dopierdalaj roboty - Doe mruknęła cicho; z ciężkim westchnięciem odrywając oczy od widowiska, by skupić uwagę na kwadraturze zjeba tuz obok. Zabrała mu maskę i wymownie podniosła do góry w okolice łysej gęby. Coś w jej twarzy drgnęło, przez mgnienie oka dało się dostrzec blady grymas niepokoju. Szybko zniknął zastąpiony brakiem wyrazu i znudzeniem, bo zza jego pleców zbliżały się inne sylwetki w czerni.

- Spierdalamy do Ewndy. - dodała zwyczajowym tonem, odpalając papierosa i poprawiając czarną czapkę tkwiącą na czubku głowy - Tam uzupełnimy zapasy. Studnia rozjebana, ale zobaczymy cysterny. Któraś się musiała uchować nierozhermetyzowana. Reszta zostaje, nie będziemy sami się truć.

- Co powiedział? - Winters wskazał brodą na biegającego w kółko, płonącego już od dołu bandytę, zaś kobieta splunęła w rudy piach.

- Potwierdził to, co już wiemy - skwitowała zaciągając się nikotyną. Rozejrzała się po otaczających ich powoli renegatach… braciach w boju. Rodzinie.
- Winters, Svaroff, Gyle. Chcę pełen raport za godzinę. Do tego czasu macie przepustkę, tylko łbów sobie nie upierdolcie - powiedziała głośno i z ciepłym uśmiechem diabła dodała - Macie być na chodzie, łajzy. Czeka nas długa droga.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 28-12-2021 o 17:55.
Micas jest offline  
Stary 29-12-2021, 22:26   #146
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Zakończony rajd na Columbusie i dalsze śledzenie sygnałów, wraz ze szczypta dekryptażu dała upragnioną odpowiedź Spencerowi. Naprawdę cała ta akcja z konwojem to manipulacja, któreś frakcji tych tajemniczych typów. Nie ważne której ważne, że miał rację. Manipulacja! Paskudna wyrachowana manipulacja, a nie zwykł wypadek czy coś. Wiedział w końcu kto musi odpowiedzieć za to co się stało. Plus minus odpowiedzialność zbiorowa wobec ludzi benefaktora. Sam zaś zaznał odrobiny spokoju pierwszy raz od dawna wolny od złych myśli.

Spotkanie Hada z Generałem Jacksonem odbyło się jak się odbyło. Widział co robić jak się zachować, ale trochę wypadł z prawy. Jego rezultat działań był średni, ale jakoś dzięki zaradności innych przez audyt udało się prześlizgnąć. Szkoda tylko poniesionych przy tym strat zarówno maszyn jak i pilotów. Dobrze, że Pan Ishida się obudził i zaczął ogarniać ten burdel. Jedna dobra wieść w morzu złych.

Sprawy rodzinne też najlepiej nie wyglądały. Dziadek się pożegnał z fotelem prezesa i poszedł na emeryturkę. Siedzi gdzieś teraz nad Lake Long, a w ramach pożegnania i w celu pojednania rodzinnego, wraz z kochaną Mateczką co się chyba za dużo poradników wychowania naczytała, wymyślili sobie jak to doprowadzić do spotkania całej familii. To co przekazali i udziały po Ojcu podzielono po równo i patrząc, że z czwórki dzieci ostała się trójka to struktura własności w firmie utworzyła swoisty triumwirat złożony z Juliusa, Hada i Theo. Z braku czasu wszystkich stron jednak do walnego zgromadzenia jeszcze nie doszło i szybko chyba nie dojdzie. Ustalono jedynie, że tymczasowo biznesem zajmie się tak jak dotychczas siostrunia. Młodszy brat tymczasem miał operację i związana z nim rehabilitację plus dalej na służbie w Minutmenach siedział. Starszy za to miał do ogarnięcia swoje ziemie i poddanych. Wymsknęło mu się tylko o jakiś bandzie co mu zamęt w księstwie sieje.
W sprawach firmy Hadrian jedynie wyforsował idee, aby skupić się na zawarciu układu z kim trzeba i zająć się budową, a może raczej odbudową infrastruktury na Columbusie w celu przywrócenia wydobycia tego germanium. Cholerstwo jest w cenie i może da się nawet odrobić w miarę szybko straty jakie przyniosła wojna. Wstępne prognozy mówią o potrzebie dwóch latach do wznowienia pracy kopalni, a do realnych zysków jeszcze dużo więcej. Mówiąc wprost to plan na daleką przyszłość, a teraźniejszość dalej nie jest za ciekawa.

Pozbycie się implantu utwierdziło go w przekonaniu, że do mózgu nic sobie nie należy podłączać. To cud, ze przeżył te wszystkie bitwy lecąc na przód jak idiota. Na szczęście to już przeszłość, a Spencer uroczyście i publicznie ogłosił i zasiada na stałe za sterami Hunchbacka. Może teraz przestanie doprowadzać macha do postaci kompletnego złomu średnio co dwie misje. Mówi się, że im bliżej zagrożenia tym dalej od zranienia jednak wolał teraz spróbować konfrontacji na trochę dalszym dystansie.
Pytany o sugestie do tego co robić odpowiadał, że nie ma pomysłu. Od czasu konwoju postanowił nieszarżowań ze swoimi pomysłami. Za dobrze na nich nie wychodził.

Nastąpiła pewna zabawna sytuacja kiedy zgłosił się na konsultacje po operacji, a Pan Doktor go uświadomił, że operacja na nim przeprowadzona nie miała na celu usunięcia złomu z głowy, a tylko go trochę wyregulowało. Czyli oszukali go złodzieje cholerne. Same oszusty i manipulatorzy go otaczają. Po wszystkim sprzeda wszystko w cholerę i wyleci stąd... cholera wie. Wychodzi, że tego implantu tak łatwo się nie pozbędzie. Przynajmniej już nie jest tak uciążliwy.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 08-01-2022 o 18:19. Powód: info o implancie
Lynx Lynx jest offline  
Stary 01-01-2022, 17:04   #147
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przejęte informacje pozwoliły im odkryć część prawdy. Na Columbusie i ten szybki rajd po nim pozwoliły znaleźć im coś co potwierdziło początkowe przypuszczenia. Były na ich terenie frakcje, działające zakulisowo, konkurujące ze sobą. Trevor nie chciała się zgodzić z twierdzeniem, że ich atak na księżyc był ciosem w niejako ich sojusznika. Sojusznikiem by byli, gdyby po ich wezwaniu do kapitulacji zrobili to, a nie ruszyli na nich z maszynami które miały zabić Minutemenów, a nie ich przywitać. To co Ursulę najbardziej niepokoiło w tym wszystkim to fanatyzm tych ludzi, gotowych do oddania swoich żyć w imię... Czego? W jej odczuci była to bezsensowna śmierć. Z fanatykami było najgorzej, bo nie można było liczyć na pokojowe negocjacje.

Po zinfiltrowaniu przez Minutemen bazy na Columbus, Ursula nie czuła się ani źle ani dobrze. Owszem daleko było jej od żołnierza, ale jej pragmatyzm pozwalał jej nie miecz wyrzutów sumienia. Albo oni albo my, niczym stadne drapieżniki walczące o swoje terytorium.

To że gen. Jackson (nie mylić z Manulem) wiedział co wydarzyło się na księżycu, kazało założyć im dwie rzeczy: że miał genialny wywiad lub był pośród ludzi jednej z tajnych frakcji. Trzeba było teraz kontakty z nim traktować ostrożnie i dobrze dobierać słowa w jego otoczeniu. Trevor korciło, żeby przy następnej okazji uczestniczyć w spotkaniu z nim, by wybadać go jako osobę, którą był. Stawiał też im, jako Minutemenom, wiele warunków potencjalnej współpracy. Oczywiście było to zrozumiałe, na jego miejscu Ursula, jako wojskowy, też wolałaby mieć Minutemenów jako podległych, na zasadzie relacji przełożony-podwładny, a nie kooperacji i współpracy jak równy z równym.

Były to jednak mało istotne myśli, gdzieś na samym końcu kolejki priorytetowej, gdy Trevor całą sobą skupiona była na przygotowaniach do audytu. Czuła się osobiście odpowiedzialna za powodzenie i nie jedną noc zarwała z tego powodu. Już nawet jej mąż nie robił jej za to wyrzutów, bo sam zarobiony po łokcie był w próbach deszyfrowania zdobytego kodu.
I wtedy przyszedł ten dzień. Audytorzy zawitali u progu ich bazy i zaczęło się przedstawienie, w którym każdy chciał udowodnić, że wie lepiej. Tyle dobrego, że Minutemen mieli faktyczną wiedzę, a audytorzy jedynie mglistą teorię.
Wyszło wszystko wyśmienicie. Wszystkie wabiki jakie zastawiła na nich Ursula w biurokracyjnym bełkocie zadziałały. Zostawione drobne niedociągnięcia skupiały na sobie zainteresowanie idealnie odwracając uwagę od tego przez co trzeba było się prześlizgnąć, przedstawiając te drugie w barwach nieistotnych.
Noc po odebraniu raportu z audytu, spała po raz pierwszy od początku wojny tak dobrze. Po oficjalnym ogłoszeniu wyniku audytu, Trevor zainicjowała zorganizowanie przyjęcia dla wszystkich w bazie, by podnieść na duchu ich wewnętrzne morale.

Wielkim zaskoczeniem był dla Trevor powrót McKinleya i Kane. Ale nie chodziło o to że ich oskarżono, bo było ewidentną zemstą za to, że nie udało się uwalić Minutemen jako całości, więc dźgali tam gdzie tylko mogli, na oślep i z całej siły. Ale chodziło o to jak oni odebrali to. Może Ursula miała zaburzone postrzeganie tego, bo do tej pory to Beton była uważana przez ogół za czarną owcę i ją to nie obchodziło, dalej robiła swoje. Chyba Trevor zakładała, że wszyscy Minutemeni mieli grubą skórę. I w sumie nie zastanawiała się też jak sama by zareagowała na ich miejscu, gdy stracili wszystko co ich wiązało z ziemią Amerigo.

Szczęściem w tym ich morzu problemów było wybudzenie się ze śpiączki Ishidy. Tylko do swojego męża Ursula wspomniała, że zrobił to w bardzo wygodnym momencie, gdy już przeszli młyn audytu i mieli względny spokój. Choć tak po prawdzie Rooikat zaczynała myśleć, że jego nieobecność była mimo wszystko bardziej na plus, dając jej samej pełnię swobody organizacyjnej. Nie mniej jego powrót był zawsze wyczekiwany, głównie z tego względu, że tylko on miał wiedzę o tym jak organizowani byli Minutemeni. No i działał zupełnie jakby cały ten czas spędzony w śpiączce poświęcił na tworzeniu nowych strategii działania.
Gorzej, że podczas jednego ze spotkań z nim pojawiła się sugestia by lance nie stały w bezczynności tylko ruszyły do działań darkops, rozwijając to co robiła Beton. Trevor przeszedł wtedy zimny dreszcz. Nie uważała by ktokolwiek z obecnych lanc był zdolny do tego. To raz. Dwa, że po tym jak udało im się z audytem, robienie zamieszania udając kogokolwiek by robić zamieszanie, mogło się łatwo zemścić gdyby ktoś poniósł śmierć bez możliwości zabrania ciała lub trafiłby do niewoli. A takie zdemaskowanie byłoby nie tylko klęską dla nich, ale zniszczeniem całego kultu bohaterstwa Minutemen. Bo przecież nie jeden dzieciak na Amerigo miał plakat z mitycznymi wręcz bohaterami Minutemenami w swoim pokoju. Nawet jej brat taki miał. Zniszczenie tego symbolu Nowego Vermontu byłoby niczym nóź w plecy dla patriotyzmu jego obywateli. Szybko, więc udało się ten temat przełożyć w zasugerowanie Ishidzie znalezienia personelu dla stworzenia nieoficjalnej lancy, którą dowodziłaby Beton, która przecież cały czas miała nieoficjalne wsparcie Minutemen. A musieli to być ludzie gotowi na poświęcenie, lojalni i żywiący osobistą urazę do najeźdźców.

Oznaczało to, że oficjalne Lance Alfa i Bravo czekały na wojnę. Było to ciężkie, bo z każdym dniem przeciwnik rósł w siłę, czuło się to w kościach i każdy logicznie myślący człowiek wolał zapobiegać niż leczyć. Niestety opinia publiczna to był twór bezdennie głupi i póki nie stanie się wojna, to każde działanie zbrojne Minutemen mogło być użyte przeciw nim, niczym to co zrobiono Auberowi i Walkirii. Musieli siedzieć na dupie, bo jak pokazała to dotychczasowa walka, ich koniec byłby ostatnim gwoździem do trumny Nowego Vermontu.

Wraz z nadejściem nowego roku, Ursula z mężem i córką wybrała się spędzić ten czas z rodziną. Dołączył też do niej Clarke, bo podobnie jak ona pochodził z Burlington i miał tam najbliższych. Była to też okazja dla Trevor by spotkać się ze swoim bratem Danielem i dowiedzieć się jak wyglądają kulisy sceny politycznej. Rodzeństwo od zawsze miało do siebie pełne zaufanie i mogli rozmawiać otwarcie. Bo by wygrać wojnę to musieli zwyciężyć na wielu płaszczyznach, na polu walki i w salonach.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 02-01-2022, 18:00   #148
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Bezpośrednie starcie z Benefaktorem miało przynieść katharsis.

W końcu walka z prawdziwym przeciwnikiem. Z prawdziwym wrogiem. Tym który za wszystko odpowiada.

Julian nieraz mówił, że ludzie są tylko trybikami w rozgrywkach możnych i wpływowych tego świata.

Że kilku frajerów rządzi tego świata polityką, a potężniejsi z nich myślą o władzy nad galaktyką.

Jedno to mówić i wiedzieć. Co innego tego doświadczyć.

To nie było zło bezpośrednie. Brutalne, ohydne i koszmarne. Jak pogrom Workmenów w Bazie.

To było zło w jedwabnych białych rękawiczkach. Przewrotne, nikczemne i ukryte. Śmierć tysięcy w imię interesów - władzy, pieniędzy i przywilejów. Co gorsza wraz z rozszyfrowaniem pełnego przekazu okazało się że ich wróg jest wszędzie. Nawet we władzach Nowego Vermontu - ojczyzny za którą walczyli.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=GgnClrx8N2k[/media]

Paranoia w głowie Juliana rozkwitła niczym kwiat. Tak jak podejrzewali - ktoś rozgrywał frakcje na Amerigo przeciwko sobie. Nie podejrzewał jednak że rozgrywka miała swój początek jeszcze przed kolonizacją. Nie podejrzewał że diabeł pociąga za sznurki praktycznie wszędzie. Nawet u Minutemanów. Czy pan Ishida wiedział o tajemniczym wsparciu? Dlatego kazał natychmiast skalibrować implanty ochotnikom? A może domyślił się (słusznie z resztą, Julian sam by tak postąpił) że lostechowy dar może zostać wykorzystany przeciw nim? To świadczyło jednak że był świadom że współpracuje z Górnikami.
W przerwach między pracą w hangarze, między symulacjami i odprawami Jackson stał lub siedział pogrążony w ponurych myślach, zwykle z butelką piwa i słuchawkami.

Walczył dla ludzi - dla Vermontczyków, dla swojej rodziny, dla przyjaciół, dla towarzyszy.

Ale jaki był tego cel skoro nic nie mógł wykorzenić tego gówna które było źródłem wszystkich cierpień?

Fale krytyki opinii publicznej i gardłowania polityków wykazywały że przeciętny obywatel Vermontu, który nie zaznał bezpośrednio horroru tej wojny dawał się manipulować jak dziecko odnośnie tego kto jest wrogiem, kto przyjacielem. W masakrze w Dniu Fundacji wybito elitę rządzącą NV, zapewne pozostawiając bezwolnych lub przekupionych lub bezpośrednich szpionów Benefaktora. Generał Jackson i jego błyskawiczna reakcja na sytuację na Colombusie wskazywały że mógł być odbiorcą sygnału wysłanego przez satelitę. Z jednej strony omal nie wpadli w pułapkę oddając się pod jego komendę. Z drugiej usunęli jego rywali. Kurwa kurwie łba nie urwie, ale może to zrobić spokojnie ktoś inny.
Drugim odbiorcą musiał być Julius Spencer. Tylko czy Spencerowie naprawdę zarobili swoją fortunę na przemyśle ciężkim czy może od zawsze ciągnęli procent od cichej sprzedaży dóbr naturalnych Amerigo? Może ojciec Hadriana chciał się wyłamać z tego gówna? A może o niczym nie wiedział ale jego plany rozbudowy potencjału przemysłowego NV zagrażały interesom Benefaktora bo NV zaczęłoby rywalizować w wydobyciu?
Ach, należało też wspomnieć o Bandyckim Królu. Ten to ze swoimi przydupasami ugrał najwięcej, jednak chyba też nie po myśli skrytego sponsora. Julian podejrzewał że Bezimienni, którzy podgryzali Bandytów byli najemnikami bezpośrednio zatrudnionymi przez Benefaktora.
No i był jeszcze jeden odbiorca sygnału, gdzieś na Nieznanych Ziemiach. Zapewne byli to właśnie rzeczowi Bezimienni - tajna ekspedycja w pełni korzystająca z tego że Amerigo nie tolerowało komunikacji dalekosiężnej i tego że planeta pozostawała w większości niezbadana. Pytanie tylko czy to była ta trzecia, nieokreślona frakcja Benefaktora… czy może agenci Górników lub Konspiratorów?

Dość że to wszystko tak Julianem wstrząsnęło że gdy oglądali przy jakiejś okazji nagrania z audytu i widział na nich twarze audytorów syknął gniewnie a na jego twarz wypełzła niepohamowana nienawiść. W moment się uspokoił, jednak siedział dalej zblazowany bez większego zainteresowania śledząc po raz który oblicza idiotów, którzy dali się wciągnąć w tą debilną rozgrywkę.

- Nie czuję się już Vermontczykiem. - wypalił w pewnym momencie głosem pełnym goryczy do Ursuli.

Rooikat szybko się przystosowała i wzięła w ręce lejce lancy bravo z energią, którą Manul sam przejawiał na początku. Jej naturalna charyzma i przejęcie sprawami Minutemanów bardzo pomogło podtrzymać morale które wymagało ciągłej stymulacji. Wzniosłe hasła w obecnej sytuacji blakły w obliczu skrzeczącej rzeczywistości.

- Walczyliśmy za Vermont i jego ludzi. Teraz Vermont i ludzie pohukują na nas. Rzucają błotem. Są jak rozkapryszone dzieci. A najgłośniejsze które przewodzą reszcie najpewniej są przekupione cukierkami przez Złego Pana by nam dosrać jak najmocniej. Zobacz co zrobili z Kane i McKinleyem. Będą na nas pluć wciąż i wciąż bo wiedzą że nie podniesiemy na nich ręki. - machnął ręką na ekran - A ci którzy naprawdę nas doceniają siedzą cicho i muszą zająć się swoim życiem, by związać koniec z końcem. Dopiero przestaną ujadać i przybiegną z płaczem gdy wszystko wokół zacznie się walić. Choć i to nie jest pewne - nie bez powodu na planetę ściąga coraz więcej najemników.

***

Najważniejszym pytaniem jednak było: co dalej?

Pan Ishida obiecał że niedługo wszystkiego się dowiedzą. Choć mogła być to zapowiedź tego że w końcu coś stanie się jasne to Juliana przeszedł zimny dreszcz. Za tym enigmatycznym stwierdzeniem mogło kryć się wszystko - od wyjawienia Minutemanom tajemniczej historii skąd naprawdę kolonia miała środki na ich wyposażenie i wyjawienia kulis tej całej wojny… po zdradę i nóż w plecy bo usunąć kłopotliwe “dzikie karty” którymi się stali.
To stwierdzenie i ta niepewność sprawiły że Julian coraz poważniej rozważał odlot z planety lub zostanie Renegatem. Rozważał, lecz jednocześnie chciał zostać i poznać kulisy tego pierdolnika. Przekonać o co właściwie toczy się gra, za co zginęło tylu ludzi.
Zapytany o opinię przez Starego pokręcił głową z rezygnacją.

- Wszyscy czekają by nam skoczyć do gardeł. Musimy otoczyć się żelazną kurtyną. Stać się odporni na ataki tych którzy chcą położyć na nas łapy, jak i tych którzy chcą nam wybić zęby za niepewny gwarant pokoju. Do czasu aż znów staniemy się potrzebni, jak mówi Trevor. Benefaktor ma wszędzie swoje wtyki, zapewne w Dniu Masakry upewnił się by przeżyli tylko ci którzy działają zgodnie z jego interesami po wszystkich stronach konfliktu. Gdybym miał obstawiać to strzelałbym że generał Jackson, Julius Spencer i Mwabutsa mają bezpośredni kontakt z agentami Benefaktora. Dla niego obecny impas jest wygodny bo doszło do sytuacji gdzie żadna amerigańska frakcja nie poczyni dalszej ekspansji na planecie tylko będą patrzeć na siebie i trzymać się w klinczu pozwalając po cichu eksploatować złoża naturalne globu i księżyców. W razie problemów będą po prostu wzniecać na nowo konflikt. Tak czy tak, do aktualnych władz Nowego Vermontu musimy podejść z podejrzliwością bo nie wiemy po czyjej stronie leży ich lojalność bez względu na to czy są pożytecznymi idiotami czy agentami.

- Myślę że powinniśmy się skupić na zbieraniu informacji kto w jaki sposób jest powiązany z Benefaktorem, jaka jest jego struktura frakcyjna i jakie są jego dalekosiężne cele. Zakładałem że chodzi o nieograniczony dostęp do naszych zasobów, ale na coś takiego nie potrzebowaliby kilkudziesięciu lat. Myślę że czegoś szukają i tyle im to zajmuje ponieważ nasz glob jest gigantyczny, a sprawę chcą załatwić “po cichu”.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 04-01-2022 o 12:59.
Stalowy jest teraz online  
Stary 02-01-2022, 22:35   #149
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Mijały kolejne tygodnie. Słońce pory suchej dokazywało, przewalając się po częściowo zdewastowanej i zaniedbanej ziemi Ziaren falami gorąca. Pomimo zahartowania mieszkańców Amerigo i powszechnej dostępności do wody słodkiej, zużycie energii wzrosło (z powodu wzmożonego użycia wentylatorów i klimatyzatorów), szpitale odnotowywały wzrost udarów i omdleń, a trawiaste sawanny, wysuszony busz i pola uprawne stawały w szalejących pożarach pod byle pretekstem.

Stan natury był odzwierciedleniem stanu ludzkich serc.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3enw-PNQlng[/MEDIA]

Niepokój, rozgoryczenie i gniew przeważały w życiu publicznym. Gorączkowe i utrudnione przez suszę zbiory, zniszczone bądź opustoszałe spichlerze i spalone przez piromanów czy samozapłon pola wymuszały dalsze racjonowanie żywności – gdyby nie handel i pomoc humanitarna, znów zapanowałby głód, i to nie tylko w NVR ale też i państewkach okupantów i kolaborantów.

Wojenne zmęczenie mieszało się z ustępującym szokiem i narastającym niezadowoleniem z obecnego układu sił. Każdego tygodnia publikowano listy nazwisk zmarłych, poległych i zakatowanych w ostatniej wojnie. Tutaj współpraca między NVR a PRS i PoE działała bez zarzutu. Oficjalnie Ludowa Republika Ziaren pozamykała obozy pracy założone przez niedawnych okupantów i oswobodziła więźniów wojennych, a KoNZ dokonało wymiany jeńców z NVR. Nim jednak to się stało większość tych jeńców, łagierników i więźniów zmarła z głodu, wycieńczenia i chorób... albo została po prostu rozstrzelana póki wojna trwała. Gniew i żal pośród Vermontczyków rosnął do poziomu wyższego aniżeli nawet tuż po Dniach Masakry, a niedawne pro-pacyfistyczne postawy zdawały się tracić grunt pod nogami. Podobnie jak stronnictwo gołębi, choć te nadal miało w garści prawie całą władzę – obydwie izby parlamentarne, radę sekretarzy i fotel prezydencki.

W polityce NVR narastała polaryzacja, która od wielu dekad była wypadkową dwupartyjności państwowej polityki. Odwieczne zmagania Konstytucjonalistów i Progresywistów na politycznej arenie wżarły się głęboko w vermoncką świadomość i kulturę. Cichą tragedią narodu był fakt, że w obliczu wojny i kryzysu polaryzacja ta jeszcze się nasiliła. Protesty, strajki i łamistrajki, manifestacje i kontrmanifestacje, brak współpracy między partiami w praktycznie każdej sprawie, większe zorganizowanie i aktywność ekstremistów z obydwu stron – dochodząca do bójek, ustawek, a nawet okazyjnych zamieszek (póki co skutecznie opanowywanych przez oddziały anti-riot policji).

Na terenach okupantów i kolaborantów niewiele lepiej. Ludowa Republika i Nowy Zair trawione były wciąż przez mnogość choróbstw – epidemie cholery, czerwonki, tyfusa i innych paskudztw zbierały srogie żniwo w krajach o nieistniejących bądź zdemolowanych służbach zdrowia i przemyśle farmaceutycznym. Handel pozaplanetarny (ustalony dzięki mediacji ComStaru w ramach rozejmu) i pomoc humanitarna (w tym od pięknoduchów z NVR) były kroplą w morzu potrzeb. Do tego również głód i znacznie większe zniszczenia wojenne w przemyśle, aniżeli w pozostałym NVR (pomijając może zrujnowane Hartford).
Sytuacja była dużo lepsza w Księstwie Essex. Julius Spencer miał więcej charyzmy, wyczucia i kontaktów – był w stanie zapewnić swojej satrapii jako takie bytowanie. Essex było także bardzo łagodnie draśnięte w trakcie wojny, podobnie jak jego spichlerze i pola. Samozwaniec miał jednak inne problemy, podobnie jak inni kolaboranci i okupanci.
Na papierze te trzy państewka były zjednoczone wewnętrzne i związane sojuszem. Prawda wyglądała zgoła inaczej. Na terenach wszystkich „Ziaren Zagrabionych” (jak nazywali je jastrzębie) rosła w siłę i aktywność partyzantka złożona z „byłych” obywateli NVR z tych rejonów. Nikt nie wycierpiał z rąk najeźdźców i zdrajców tyle co oni – policjanci i szeryfowie pozostawieni z tyłu w upadających miastach i wioskach, żołnierze z rozbitych i zdziesiątkowanych jednostek, cywile z łagrów, więzień i postrzelanych, ograbionych mieszkań. Oni poznali przez ostatni rok smak popiołów podlanych krwią i łzami. Nie mieli luksusu jakim cieszyli się ich krajanie – luksusu rozważań, czy zaakceptować pokój czy kontynuować wojnę.
Tajemnicą poliszynela był fakt, że środowiska jastrzębi potajemnie wspierały partyzantów. Pieniądze, zapasy, broń i amunicja, wsparcie wywiadowcze. Póki co ruch oporu skupiał się na ratowaniu ludzi od aparatu ucisku, pomocy potrzebującym i atakach na konwoje logistyczne.

Niejako wisienką na torcie był fakt, że Jane Doe powróciła wraz ze swoimi dezerterami z Bariery prosto do Ziaren i trafiła na ziemie Essex. Tam, gdzie grasowała banda uroczo przezwana „Kompanią Skurwysynów”, panowało spustoszenie, śmierć i groza. Do uszu wszystkich docierały mrożące krew w żyłach raporty i dowody z bestialskich rzezi jakich ekipa Doe dopuszczała się na mieszkańcach Bariery i Pogranicza – dziś de iure obywateli Królestwa Nowego Zairu. Wszystkie rządy zgodnie potępiły te zbrodnie, wyklęły podejrzanych i wydały listy gończe, uznając „Kompanię” za terrorystów. Pośród członków ruchu oporu i niektórych innych środowisk vermonckich pojawiały się jednak głosy poparcia wobec ekstremizmu Doe i jej rzeźników.
W pewnym sensie jednym z nich był Pan Ishida – nawiązał ponowny kontakt z Doe i to on zdołał ją ściągnąć na terytorium czarnej owcy Spencerów. Odbyło się to dzięki chęci i zgodzie na przetransferowanie jej przyjaciela, Roberta D. Hansona – technika-mechanika ze Stern Hvy Ind. Po pewnych wahaniach, małomówny gearhead pojechał, znacznie polepszając zdolności techniczne ekipy i zapewniając regularny przegląd Craba. Ishida ponadto dostarczył jej ludzi, szpej, zapasy, podreperował Craba i zdobyczne pojazdy „Kompanii” w polu. W zamian za to miała osłabiać dawnych – i przyszłych – wrogów NVR. Ishida był bowiem pewien, że niedługo wojna zostanie „restartowana”. Zapronował także pozostałym Minutemen podobne akcje blackops i, chociaż część ekipy wydawała się być tematem zainteresowana, Ursula Trevor położyła kres tym rozważaniom – ryzyko wpadki, dotkliwych strat i zrujnowania image Minutemen było zbyt wielkie. Ishida po namyśle zgodził się z tym punktem widzenia i nie naciskał więcej w temacie. Wziął też na klatę wszystkie kontakty z Doe i jej Skurwysynami, aby reszta Minutemen była „czysta”. W zamian rozszerzył „działalność” Skurwysynów, dostarczając im zhakowane kody IFF, mundury i inne fanty mające im umożliwić akcje „fałszywej flagi” i szerzenie rozłamów między rywalami NVR.
Ta cała szopka z terroryzmem była w pewien przewrotny sposób na rękę gołębiarzom i rządowcom – zaczynali powoli robić sobie polowanie na czarownice, uderzając w swoich przeciwników (póki co krzykliwych ekstremistów niewiele lepszych od Skurwysynów) przez rzekomą asocjację z wywrotowcami. Był to niebezpieczny precedens, który mógł eskalować do wygodnego pretekstu aby eliminować politycznych przeciwników nie mających żadnego związku z tematem zbrodni wojennych.

Przez te mozolne tygodnie pełne skwaru i swarów, misje te przyniosły wymierny efekt – Julius Spencer potajemnie spotkał się z przedstawicielami rządu NVR i oficerami NVDF, gdzie zapewnił o swojej neutralności i nieagresji w przypadku wznowionego konfliktu z Nowym Zairem i Ludową Republiką Ziaren w zamian za otwarte „ciche” kanały handlowe i finansowe. Podpisano tajny protokół.
Wymierną zasługę w tym wydarzeniu wydawała się mieć Doe i jej Kompania... która była albo bardzo dobra w błyskawicznym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, albo rozmnożyła się do dwóch band zbliżonych formatem i rozmiarem. Czyżby Beton sformowała na własną rękę drugą jednostkę, czy był to ktoś inny? Ta druga kompania też wykonywała zbliżone operacje bijące w pryncypałat essexjański. Wiadomo też było, że obydwie bandy obecnie „przesiadały” się na podgryzanie PRS.
Niestety, sukcesy partyzantów miały też swoją ciemną stronę – sfrustrowana Armia Czerwonej Wstęgi i jej sykofanci dawali upust swoim frustracjom na niewinnych. Akcje odwetowe były na porządku tygodniowym – łapanki, rozstrzeliwania „podejrzanych”, grabienie i demolowanie domostw, rekwirowanie ostatnich środków transportu i tym podobne „przyjemności”.

Najgorsze i najbardziej niezrozumiałe było jednak ostatnie działanie „Skurwysynów”. Odkąd pojawili się w rejonie Essex, skontaktowali się z nimi członkowie ruchu oporu. Wkrótce wspólnie zaczęli wykonywać udane zasadzki na konwoje i rajdy na bazy logistyczne, a także niszczenie kluczowych maszyn poza granicami miast pryncypałatu i Ludowej Republiki. Lista sukcesów Skurwysynów, tej drugiej bandy i ruchu oporu była na tym polu długa. Od początków roku aż po zaczątek nowej pory monsunowej, pomimo odwetów i mniej lub bardziej skutecznych obław, zdołali zlikwidować szereg maszyn, przejąć wiele zasobów, oraz zlikwidować sporo kluczowych osób (czy to okupantów, czy kolaborantów). Masową żniwiarkę typu Saturn, obrabiającą na szybko pola pod Essex i samolocik zwiadowczy Boomerang, który przyleciał sprawdzić, co się dzieje. Konwój wojskowy złożony z dwóch transportowców typu Dromader, wiozących w cysternach wysokogatunkowe paliwo oraz silnie stężony kwas do przemysłu, a także przerobiony wóz inżynieryjny typu Bueffel VII Cargo z ładunkiem gotowego wysokiej klasy materiału wybuchowego C8 – wszystko to fajnie wybuchało, płonęło i rozlewało się. Dwa sterowce (co ciekawe, Ludowa Republika zaczęła z takowych korzystać na dużą skalę i – choć wrażliwe na ataki oraz powolne – były to bardzo skuteczne transportowce), jeden kl. Luxemburg i drugi kl. Provost, przewożące kluczowe cargo: części zamienne i montażowe, narzędzia, towary luksusowe dla kast rządzących. Utrata tychże i bolała, i wkurwiała.
Były też mniej chlubne osiągnięcia. Jednego razu Skurwysyny zasadziły się na wiejskie lotnisko w pół drogi między Essex a Newport. Zmuszone były tam lądować dwa samoloty śmigłowe VTOL typu Karnov UR. Jeden z nich był przerobiony na kanonierkę, nadźgany masą kaemowych luf i wypchany po brzegi wszelaką amunicją (tak do użytku jak i transportowaną). Drugi był cywilny, przewożący leki z pomocy humanitarnej. Skurwysyny zniszczyły obydwa wraz z towarem. Fakt, mogli nie wiedzieć, co było w środku. Gorzej natomiast, że w trakcie innej akcji sfingowali sytuację wymagającą interwencji ambulansu – takowy przyjechał, typu Simca, z sześcioma medykami, kierowcą i medykamentami. Te ostatnie zagrabili, medyków odstrzelili w rowie przy drodze, a ambulans spalili.
To było Złe, a było jeszcze gorsze (subiektywnie) – z ruchem oporu Skurwysyny współpracowały dwa razy. Za pierwszym razem zasadzili się na pociąg kołowy typu Elite Series 3 z Essex do Newport. Był to strzał w dychę – podłożone ładunki wybuchowe zmiotły ciągnik, odstrzelono pozostałą załogę i strażników. Zgarnęli do podziału olbrzymie ilości towaru (wysokogatunkową benzynę, amunicję do artylerii, autodział i armat polowych, sporo żywych mlekodajnych krów terrańskich zwyczajnych, nieco wyrobów mlecznych z chłodni), a resztę wraz z wagonami modułowymi 3T puścili z dymem (korzystając po części z tego, że jedna z przewożonych cystern napchana była wodorem). Druga akcja też poszła jak po maśle – zasadzka na pociąg kołowy typu Hector z Bennington do Newport. Podobna akcja: miny rozwalają ciągnik, reszta staje. Ale był wagon pasażerski. Ostra strzelanina ze strażnikami, resztą załogi i paroma uzbrojonymi cywilami. Tak, cywilami – było ich tam prawie trzystu. Skurwysyny, zgodnie ze swoją reputacją, zaczęli ich brutalnie przesłuchiwać. Byli to w większości przesiedleńcy z Pogranicza i Bariery bądź „naturalizowani ex-Vermontczycy”. Po przesłuchaniu zdecydowali się ich, jakże inaczej, wymordować. Większa część współpracowników z ruchu oporu się temu sprzeciwiała, ale część do tego procederu dołączyła. Rzeźnicy zostali rzezać, reszta wzięła co mogła i odeszła. Ostatecznie ponad 250 cywilów wymordowano, całe rodziny z dziećmi. Potem standard: zabranie tylu zasobów ile się dało (w tym przypadku: żywe krowy mięsne terrańskie zwyczajne, mięso z chłodni, dobytek, zbiór pszenżyta), zniszczenie wagonów i odejście.
Na tym by się złe uczynki Beton skończyły, ale wespół z tą drugą bandą (też swoją?)... dorwali tych co odeszli i też pozabijali w zasadzce. A potem uwikłali się w podobne starcia po buszach z innymi komórkami ruchu oporu. „Bratobójcze” walki między partyzantami wydarzyły się już po 'wymięknięciu' Essex, ale i tak negatywnie wpłynęły na dalsze prucie logistyki rywali NVR. Nikt na tym nie korzystał (pomijając już jawną zdradę i zabijanie dawnych towarzyszy broni) – w co grała Beton i jej ludzie? Nawet Ishida spauzował w swoim poparciu dla nich po tym, jak Minutemen dostali raporty. W mediach NVR i reszty państewek huczało od twardych określeń: zbrodniarze i zdrajcy.

Na terytorium NVR powiodło się w podobnym temacie znacznie lepiej – Knights of St. Cameron i Border Patrol udało się zlikwidować ostatnie grupy bojówkarzy ACzW w rejonie Lake Varmint. Ostatnie ognie minionej wojny zostały zgaszone... przynajmniej po tej stronie nowych granic.

W sprawunkach Minutemen - „pracowite wyczekiwanie”. Mechy zreperowane, amunicja uzupełniona, implanty wyregulowane, rany i choroby wyleczone, Ishida z grubsza na chodzie... więc zaczęła się ostra jazda, jak za czasów kiedy zaczynali działalność. Wykłady, szkolenia, treningi, mecze w symulatorze VR. Intensywnie, regularnie i bez zmiłowania – Pan Ishida nie miał zamiaru pozwolić, aby marazm pogrążył ten projekt. W przerwach od zakulisowego politykowania osobiście brał udział w symulowanych starciach u boku swoich wychowanków, dopierdalając morderczo wysoki poziom trudności za każdym razem. Szczególny nacisk kładł na trudne warunki, znacznie lepsze zdolności wrogich pilotów, niespodziewane i brudne zagrywki (jak chociażby szybkie cywilne pojazdy wypchane po brzegi materiałami wybuchowymi – SVBIEDy), a także na próby walk ze znacznie cięższymi lancami mechów szturmowych w barwach „Poniżonych”. Ishida uważał ich za największe zagrożenie dla Minutemen w nadchodzącym „restarcie”. I nie bez powodu: cały batalion mechów szturmowych, w tym wyposażonych w LosTech... bądź w całości będąc niewidzianymi od wieków konstrukcjami z czasów Gwiezdnej Ligi. Ani chybi pupilki „Benefaktora”.

Ishida skonsolidował także pozostałych 'możnych protektorów' i odepchnął polityczne zakusy obydwu frakcji partyjnych – m.in. nawiązując współpracę z rodziną Rooikat (z jej wydatną pomocą w tej kwestii) czy zacieśniając ją z WSI (za pośrednictwem Annabelle Bright i Ivana Portnoya). Nie chciał dopuścić do kolejnego audytu. Póki co udawało się to, jastrzębie i gołębie brały się za łby w publicznej debacie i chwilowo zapomniały o Minutemen. Ekipa na jakiś czas miała spokój i zapewnione podstawowe utrzymanie.
Odnotować należało też, że po utracie Zeusa i odejściu Kriegera ze służby, Pandur przesiadł się na 'jego' Maraudera MAD-3D – był to mech w sam raz dla jego wyborowych umiejętności strzeleckich, a o porównywalnej odporności.
Zakończyła się też potajemna budowa i wyposażanie skrytek oraz tajnego obozu „Camp Blackmore” w miejscu wskazanym przez Rooikat, niedaleko jeziora o tej samej nazwie, w sercu dżungli – w jądrze ciemności. Przygotowali także plan awaryjnej ewakuacji do tego miejsca, tak 'dropsami', jak i 'z buta' bądź „zarekwirowanymi” środkami transportu naziemnego.

Nie wszystko było jednak tak różowe pod Wielką Górą Zieloną. Wyrósł tam bowiem kolejny cierń gniewu, zroszony smutkiem. Victor Heisenberg, callsign Krieger (lub „Dr Mengele”), został zabity. Stało się to w nocy, kiedy od kilku dni przebywał w szpitalu psychiatrycznym w Burlington z powodu pogorszenia zespołu stresu pourazowego. Zabójca odwiedził go przebrany za pielęgniarza i podał mu do kroplówki z solą fizjologiczną (Victor miał też nasilenie objawów osłabienia i problemów sercowych na tle stresowym) silną, acz dość powoli działającą truciznę. Ostentacyjny przekaz. Z początku ponoć Victor nawet się nie opierał. Był na psychotropach i chyba gdzieś tam... może nawet przyjął to z ulgą. Skrytobójca się „wyluzował”, co otworzyło podejście do ostatniego przebudzenia się Mengelego, który zadziałał w sobie znany, drastyczny sposób, pomimo wycieńczenia, trutki i leków.
Obydwaj skończyli martwi. Victor od trucizny, a skrytobójca od skalpela w szyi, skitranego pod materacem przez doktorka.
Późniejsze śledztwo wykazało, że asasyn został wynajęty i nasłany przez skurwieli z Nowego Zairu. Był to liść-otrzeźwiacz dla pozostałych. Wróg o nich nie zapomniał. Wyczekiwał momentu. Sądząc po losie rodzin i przyjaciół Jane Doe, Sarah Kane i Jake'a McKinleya, nie ograniczał się wcale tylko do nich. Życie Minutemen i ich bliskich było w ciągłym zagrożeniu. Nadawało to ich misji... osobistego charakteru.

Charakteru gniewu podbitego lękiem.

Pomimo działań ruchu oporu i skurwielskich kompanii, rywale rozwijali swoje siły zbrojne. Ludowa Republika sformowała spore oddziały policji oraz piechoty, dość dobrze wyposażone i wyszkolone, złożone głównie z kryminalistów, najemników, ex-więźniów czy łagierników (na pewno zmuszanych do „służby”). Od Nowego Zairu i przemytników broni dostali bądź zakupili kilkadziesiąt pojazdów bojowych – czołgów średnich Vedette i lekkich Scorpion wzorca z New St. Andrews oraz gąsienicowych transporterów opancerzonych prymitywniejszego wzorca, a także ciągnione działa polowe i artyleryjskie. Workmeni natomiast wreszcie zdobyli odpowiednie narzędzia, tech i know-how aby ulepszyć swoje dorabiane małe lasery do poziomu standardu wojskowego dzisiejszej Sfery Wewnętrznej, a prymitywne starocie spylili Ludowcom za grubą kasę.

W gąszczu tych działań i informacji mignęła też wzmianka o tym, że Stern Heavy Industries dobiło targu z rządem i pozaplanetarnymi interesantami (w tym ComStarem) aby odbudować kompleks górniczy na Columbusie i wznowić wydobycie germanium – impreza ta jednak miała się rozkręcić dopiero w dość odległej przyszłości, samą odbudowę szacowano na miliony C-Bills i dwa lata intensywnych prac, a potem nawet dokładanie do interesu aby wreszcie odbić się po kilku kolejnych cyklach. Był to kosztowny i ryzykowny, acz bardzo obiecujący deal dla Nowego Vermontu... i rodziny Spencerów.

Nastały pierwsze dni marca roku 3000 A.D. Pora sucha grzała ziemie Ziaren i wcale nie chłodziła gorących głów ani krwawiących serc...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 12-01-2022, 23:34   #150
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nienawidziła polityki. Widziała z pierwszego rzędu, od najmłodszych lat, jak wygląda ta gra pozorów, poklepywanie po plecach, sztuczne uśmiechy, pełne fałszu zapewnienia, bezpodstawne oskarżenia, wybieranie kozłów ofiarnych i decydowanie o życiu innych. Polityka mogła zarówno zakończyć wojny jak i je rozbuchać. Za to jej brat Daniel był jej przeciwieństwem. Od zawsze chciał iść w ślady ojca, a babranie się w tym bagnie, szarpanie z przeciwnikami i osiąganie postawionych celów dawało mu satysfakcję. Ale za to Ursula go podziwiała, bo kontynuował pracę ich ojca, po którego śmierci tylko bardziej rozpalił się jego zapał.

Odwiedzenie rodziny było tylko pretekstem by rodzeństwo spotkało się i wymieniło informacjami z frontu. Ufali sobie w pełni i Ursula nie musiała być przy nim wybiórcza w tym co mówiła. Informacja o tym co znaleźli na księżycu i deszyfrowane dane mogły być dla Daniela pomocne by wytypować kto może być wrogiem, a na pewno sprawią, że brat Rooikat będzie bardziej ostrożny.

Najmniej zadowolona wizytą u rodziny była Elise, bo miała zakaz mówienia czegokolwiek co było związane z mechami. Jakież to było bolesne dla młodej kiedy kuzynostwo musiała mówić, że jej rodzice prowadzą jakieś nudne badania w celu zminimalizowania klęski głodu.
Ale wkrótce okazało się, że zachowanie ostrożności co do tego kto ile wie o pracy Trevorów było uzasadnione. Śmierć Victora dotknęła wszystkich w bazie, a Ursula tylko bardziej się utwierdziła w tym, że jej decyzja o ściągnięciu najbliższych do bazy to była dobra decyzja. Była jeszcze jej dalsza rodzina, brat i jego rodzina, ale tu już musieli zdać się na ochronę rządową i to, że farmerzy byli z twardej skały ciosani i zwyczajem było najpierw strzelać w tych którzy bez zgody wtargają na ich teren, a dopiero później zadawać pytania. Zdecydowanie ludzie żyjący od pokoleń z pracy w polu byli najlepiej przygotowani na to co teraz się działo.

***

- Mogę zabrać ze sobą Ruperta i Angie - zaproponowała Ursula, a Daniel uśmiechnął się.
Było już jakiś czas po północy, dzieci spały, dorośli w większości też, a rodzeństwo wyszło na werandę, odetchnąć świeżym nocnym powietrzem. Ursula siedziała na barierce, oparta plecami o belkę podtrzymującą zadaszenie werandy. Jej brat stał obok, pochylony i oparty łokciami o barierkę.
- I co, zrobicie lancę z nastolatków? - zapytał konspiracyjnym szeptem i zaśmiał się lekko. Trochę wypili, nie tyle dla świętowania nowego roku, co dla zapicia problemów ich trapiących.
- Tak, w końcu będziemy mieć kompetentnych ludzi w maszynach - odparła, z lekkim uśmiechem. - Będą ze mną bezpieczni - wyjaśniła swój powód.
- Dzięki, ale... Tu też są. Poza tym przecież nie zamkniesz ich pod kloszem. Pamiętasz jak mama próbowała tego z nami?
Kobieta westchnęła i spojrzała w niebo. Wspomnieniami sięgnęła do tych momentów kiedy kariera polityczna ojca była utrapieniem, kiedy jego wrogowie próbowali dyskredytować jego pracę jak i mieszać w życiu prywatnym.
- Fakt, to się nie uda - pokiwała głową.
- Rób swoje Ula, a ja będę swoje działał.
- Ale pamiętaj, że gdyby się coś zmieniło, to moja propozycja jest cały czas aktualna.
- Dzięki.
Ursula zsunęła się z barierki i wyprostowała. Podeszła do brata i go objęła.
- Damy radę.
- Nie ma innego wyjścia - Daniel odwzajemnił gest.

***

Choć jeszcze w szkole średniej, ba nawet na studiach, bawiła się w różne stowarzyszenia i wiele osób znających ją i jej ojca wróżyło jej karierę polityczną, tak Ursula nie chciała tego. Wolała pozostać na uniwersytecie, prowadzić badania i wykładać na swojej katedrze. Przyjęcie nazwiska Kentina również było dla niej wygodne, gdy nie była już tak bezpośrednio łączona z ojcem i bratem. Było jej wygodnie.
A teraz musiała odsunąć swoją niechęć do brudzenia się i działać. Widziała w bazie zwątpienie i wysłuchiwała każdego kto potrzebował się z tego wygadać. To tylko bardziej motywowało Ursulę i nakręcało do działania. Starała się choćby słowem rozbudzać nadzieję po Wielką Zieloną górą i tłumaczyć że muszą być silni, bo są ważni dla Nowego Vermontu, nawet jeśli teraz nie jest to takie oczywiste.

Ishida miał dobre podejście, wiedział najlepiej, że bezczynność tylko wpędzała w marazm. Bardzo popierała ciężkie treningi w symulatorach, choć nieco ją zaskoczyło, że podczas tych ćwiczeń kazał jej dowodzić. I tak to przeznaczenie, którego nie chciała, zaczynało wbijać w nią swoje pazury. Nie miała też oporów przed sprzeciwieniem się decyzjom Ishidy, gdy te wykraczały poza to co Ursula mogła tolerować.

Poza treningami Rooikat mobilizowała swoje kontakty w środowisku nauki by opracowywać alternatywne źródła pozyskiwania żywności. Duże znaczenie mieli tu botanicy, którzy mieli opracować podręczną encyklopedię roślin jadalnych na Amerigo.
Jednocześnie z inicjatywy Daniela organizowane były dla ochotników kursy polowania na dziką zwierzynę.

***

Wieści o wyczynach Beton i jej lancy zostały pod Wielką Zieloną Górą przyjęte... Z dystansem i bez emocji. W ciągu ostatniego roku wielokrotnie dochodziło do mieszania z błotem i stawiania fałszywych zarzutów członkom lub byłym członkom Minutemen przez ogólnie pojętą opinię publiczną. Ile było prawdy w dokonaniach Doe, a ile smarowania po niej ?
Minutemen nie mieli już żadnych powiązań z Beton i nawet postawiono oficjalne ich stanowisko w tej sprawie: potępiamy. I wracamy do swoich zajęć.
Ursula jednak była ciekawa jak bardzo przeinaczone zostały fakty, więc zasugerowała by Manul, który według słów Martina, dobrze znał Doe i miał z nią dobre stosunki. Zasugerowała mu też, żeby przekazał Jane, by żywy inwentarz jeśli jeszcze nie zabili i nie wiedzieli co z nim zrobić, to podrzucili na farmę Archerów.

W oczekiwaniu na wieści co też tam sobie porabia nieoficjalna lanca Minutemenów, Ursula wraz z Leonem udała się do Camp Blackmore, by ocenić jakie mieli przygotowanie, gdyby musieli tam przenieść swoją działalność.
Na miejscu, po zwiedzeniu wszystkich kątów, zniszczyła wszystkie wrażliwe dokumenty z misji jakie początkowo kazała tu ukryć. Patrzenie jak papiery obracają się w pył, było jak zawsze wielce satysfakcjonujące.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172