Wychodząc od Manfreda Rudolf rozglądał się za „człowiekiem od pożyczki", którego de facto imienia nawet nie znał. Chciał go poprosić o pomoc w zabezpieczeniu pieniędzy, przed nieszczęśliwym zniknięciem. Nie wiedział, czy ten osobnik może mu w tym pomóc, ale wolał zapewnić sobie jakiś dupochron, na wszelki wypadek. Kogoś, kto będzie miał oko na pieniądze w drodze i to oko doświadczone. Całkiem możliwe, ze ten wąsach miał do dyspozycji odpowiednich ludzi.
Żałował, że Windish-Gratz sam nie zaproponował mu, że pośle swoich ludzi w tym celu. Na wszelki wypadek omówi sprawę z pozostałymi. Lepiej przed działaniami zabezpieczyć się na więcej, niż jeden sposób. No i może okazać się, że pieniądze wcale nie powędrują, a powędruje jedynie połówka czeku.
Nie rozumiał, dlaczego najpierw byli przeciwni wykorzystaniu tych pieniędzy na cele ich akcji, a teraz tak skwapliwie się zgodzili. Obawiał się, że może chodzi o to, by położyć łapy na Alfonsie i pozbyć się niewygodnego świadka rzezi?