Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2022, 21:54   #14
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Radość i zabawa pokłosiem są wyobraźni dziatek.
Z molsulowych przysłów


Błękał się otrok na los swój w myślach utyskując pomny, że w niewoli na jaki kęs i łyk wody mógł liczyć. Przepastne łąkowisko po hen się rozciągające swym ogromem przytłaczało. Nikaj śladow jakowejś bytności nie nastąpił. Tera zdany był jeno na łaskę bagien, a przecie one nawet dla taboru molsuli zagrożenie częstkroć niosły. Grunt na tym błędowie zdradliwy i mylący dla zmysłów. Znaków żadnych poprzednich wędrowników nie postrzegł, jakby w niedostępne manowce się jako pierwszy zapuścił. Widmo obławy nie opuszczało chłopięcia. Cudny zdarzeń splot, co pozwolił umknąć z kabalarskiej niewoli zatarł się w jego pamięci. Pamiętał jeno że rumor się wielki podniósł kiedy srąbek osunął się i w kolejnego palusa ćmachnął zamieszanie nieliche czyniąc. Kilka klatek z jeńcami osunęło się z platformy w błotniste grzęzawisko. Najmici wnet porządek jęli zaprowadzać, krzyki więźniów nahajami gasząc, lecz po chwili jeszcze larmę wielgą podnieśli, nie doliczywszy się jednego chłopca, co miał dość śmiałości, by czmychnąć w zgniłozieloną gęstwinę. Żegnany jedynie spojrzeniem raba i dwóch podrostków, co rad starszego posłuchali od próby ucieczki ostatecznie odstępując.

Teraz chwilami szczerze żałował młodzian swej pochopności. Bolaki na stopach dokuczały niemiłosiernie, głód wiercił w żołądku ale i to dzielnie ścierpiał. Jeno łaczność go paliła, rosy kapkę tylko co z chroślin zlizał, jakby to nektar był najprawdziwszy. W żaden sposób jednak nasycić się tym nie zdołał i w coraz większy obłęd popadał. Zmożon w końcu padł wycieńszony całodziennym brodzeniem, nie zauważywszy nawet, iż grunt pod nim suchością podszyty.


Zbudzon ciepłym promieniem i pieszczorodnym dotykiem, nie wiedział czy urojenia to jakie, czy prawdziwe to maskanie, co w ciele mimowolnie odruch wywołało. Z każdą chwilą jednak bardziej niemiłe się ono zdawało, dalekie od czułości, do której był naturalnie przyzwyczajon. Przerwał gwałtownie młokos te umizgi nieznane, acz ich źródła spostrzedz nie potrafił, boć mglista opaska oczy mu zasnuwała. Tylkoć pojął, że nieznana siła figle z nim wyczynia, wiedząc iż zmysły ma niepełne niczym w zabawie w ciuciubabkę, co dzieci molsuli żmurkiem wołali, które to słowo liszka o kasztanowym futrze w żargonie tropicieli oznaczało.

Kiedyż cienie ruchome wokół poczęły natrętnymi być i otwarcie naigrywały się z młokosa ten opaskę tumaniącą jak w zabawie porzucił, wzrok nagle odzyskawszy. Nie był gotów na widok, który zastał przed oczyma. Rażony nim patrzył jak usta jego stykają się z pyszczkiem cudacznego zwierzątka. Oblicze bladości pełne, jak maska abo twarz kredą pobielona, zaraz uczucie wstrętu w nim wzbudziło. Odrzucił Aran natręta, co w okolicznych trawach się skrył. Z poruszenia śród chaszczy i mrowia pisków młodzian pojął, że cała gromada tych istot musiała przednią zabawę mieć z tego spektaklu.

Rozejrzał się wokół i insze niecodzienne zjawisko ze wszech miar uwagę wyrosłka przykuło. Dywan rdzawo rzęsisty falami rozbijał się o krzewiasty brzeg, niczem przypływ zalewający piaszczysty ostrów. Na łasze Aran stał i nie wierząc poglądał oczami rozbitka na horyzont. Zakrzyknąć z radości żywił ochotę kiedy butynki doźdrzał równo obok siebie nasadzone. Trudno mu było ocenić odległość, lecz nadzieja znaczna wstąpiła w jego serce. Prawież to uśpiło czujność junocha, acz w ostatniej chwili najrzał podchody ku niemu występnie czynione. Zasyczał gniewnie na boguny jak żbiczek osaczon przez napastliwe szczury. Prętek lichy podniósł i począł odganiać się od sfory uciążliwej. Włochatki zapiszczały i rozproszyły się, ale tyć na chwilę, bo znowuż skradanie mozolne zaczęły. Młodzian czuł, że sił mu zbraknie, by długo opędzać się od natrętów, miarkował tedy co począć? Strasznymi te istoty się nie wydawały, jeno wielceż dziwnymi. Dobytku Aran żadnego nie posiadał, wyglądało że skraść chcą tylko jego myśli albo umysł związać. Jednakoż bojaźń powzięła dziecię molsuli, że podstępem mu duszę zechcą wykraść.

Wyboru wielkiego nie miał. Z jednej strony fale liszajowate nań napierały, z drugiej bagienniki czyhające tylko jak młodzieńca schwycić. Na wszystko był gotów, aby ocalić swą wolność. Kilka kroków w muliste mokradło postąpił ciekaw, co poczną istoty go prześladujące?
 
Deszatie jest offline