Pumba dłuższą chwilę przyglądał się ciału znalezionemu na miejscu. Jedyne co mu nie pasowało, to chaotyczny sposób w jaki sprawcy załatwili bezdomnego denata. Nie omieszkał podzielić się tym z MacMillanem.
- Straszny burdel, widzisz? Poprzednich dwóch załatwili pojedynczymi strzałami w głowę, a tutaj zrobili mu z dupy jesień średniowiecza zanim go dobili. Pewnie ich zaskoczył, bo nie spodziewali się tutaj żywej duszy i spanikowali. Kolejny błąd...
Voronin trochę się wymądrzał - nie miał na poparcie swoich słów nic poza domysłami.
- Dzięki, Tucker. Znaleźliście go tak na plecach, czy obróciliście do dokumentacji? Zresztą, mniejsza z tym, zabezpieczcie go i przygotujcie do transportu, a my...
Nie dokończył, bo jak inni gliniarze na miejscu, był świadkiem ostrej wymiany zdań między Stonesem i Harperem. Sierżant miał trochę racji, ale samochód i tak będzie im potrzebny do analizy. Ściągną tutaj ten cholerny holownik, choćby Pumba sam musiał go prowadzić.
Dołączył do Stonesa mniej więcej w połowie jego rozmowy z Coopmansem. Niestety, szybko zrozumiał jej ton - "nic nie widziałem, nic nie słyszałem". Tyle, że poznali nazwisko denata. Voronin dyskretnie wyciągnął smartfona i wydał Grace dyspozycję o kartotekę Freda Caimana. Z jednej strony jako bezdomny narkoman pewnie był notowany, z drugiej - kto by się przejmował takim gównem w Strefie Walki? Leo nie spodziewał się rewelacji, ale lubił być metodyczny.
Obserwował Coompansa z krzywym wyrazem twarzy. Starał się wychwycić czy ściemnia, czy faktycznie gówno wie i stara się tylko wykorzystać okazję.
- Musiał coś widzieć, Stones - stwierdził Pumba, zwracając się tylko pośrednio do świadka - Z której strony przyjechali? Co robili jak wysiedli? Jego kumpel do nich podszedł, a on nie patrzył co z nim? Zaczął wrzeszczeć i dalej nic?
Dla Pumby brzmiało to jak słaby kit. Pumba najchętniej przycisnąłby go tu i teraz, ale mieli trochę za dużo świadków. Może kilka godzin na komendzie sprawi, że będzie bardziej rozmowny. A może wystarczyłaby obietnica szybkiego dostania kolejnej działki.