Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2022, 23:05   #4
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
PASTWISKA

Pastwiska wymagały wysiłku. Nie leżały może daleko od fortu, ale droga do nich była cały czas pod górkę i forsowna. Gdy awanturnicy przebrnęli przez kamienistą ( i gdzieniegdzie błotnistą ścieżkę) wreszcie znaleźli się na nich. Pasło się tu trochę bydła, ale ani ono ani pilnujące go pastuchy nie były warte zainteresowania.
Co innego pastwisko na którym leżały resztki owiec, zapewne ubite przypadkiem podczas napaści na stado. I tam pewnie należało się udać, bo na tym pastwisku była jedna postać i jedno… zwierzę. Rosły czarny wilk, który przyglądał się zbliżającym awanturnikom z podejrzliwością i wrogością. Półorczyca która była zajęta badanie śladów, dopiero po chwili zwróciła uwagę na nadchodzące osoby, ujmując w dłoń swój długi kompozytowy łuk. Acz nadal nie wykazywała wrogości.
Mari poruszała się powoli, krok w krok do Arice. Jej pierwszą uwagę przykuł wilk. Na moment zatrzymała się, wpatrując się w zwierzę. Kilka długich chwil, parę uderzeń serca wystarczyło aby arkanistka odrobinę posmutniała. Szybko jednak wróciła do marszu, nie niepokojąc zbędnie Arice. Wszak wspomnienia często były bolesne.
Wyran przystanął, widząc jak kobieta sięga po łuk. Rozłożył dłonie, by pokazać że nic w nich nie ma.
- Przysłał nas than. Mamy zbadać tą sprawę - powiedział, ruchem głowy wskazując pobojowisko. Resztki owiec sugerowały, że to nie był zwykły rabunek…
- Zbadać? Nie wiem co tu jest do badania. Gobliny napadły na pastuchów i porwały całe stado owiec. - odparła półorczyca się odprężając i zakładając łuk na ramię.
- Chociażby to. gdzie zaciągnęły owce. i po co im całe stado - stwierdził Wyran, podchodząc do jednego z trucheł - Któryś z pastuchów przeżył? Widzieli gobliny? - zapytał, przyglądając mu się i próbując ocenić, w którą stronę zapędzono owce.
- Radwid i Thorak przeżyli… i widzieli gobliny. A te pognały owce w tamtym kierunku.- odparła półorczyca wskazując ten sam kierunek, który Wyran wywnioskował ze śladów.
- Ile goblinów? Tuzin, dwa? - zapytał, rozglądając się po okolicy. Może któryś z rabusiów coś zgubił podczas akcji…
- Z dwadzieścia parę… część na wilkach, część na piechotę. Możliwe że przemieszczają się po dwóch na zwierzę podczas podróży i jeden zsiada z wilka przed walką.- oceniła fachowo półorczyca. - Obcy… miejscowe wiedzą, że nie warto być chciwym. Te… muszą być z daleka.
Łucznik skinął głową, to była cenna informacja.
- Czyli długa droga przed nimi - odwrócił się do towarzyszących mu kobiet - Jakieś pytania? Trzeba wrócić po tamtych i ruszać. Im dłużej zwlekamy, tym dłużej zajmie nam to zlecenie.
Mari pokręciłą przecząco głową wyrwana z rozglądania się po okolicy. Nie widziała nic potencjalnie ciekawego na tym etapie, a jeśli mieli wyruszać, trzeba będzie się przygotować. Pytająco spojrzała na Arice czy ona ma coś do dodania.
- Więc… kim jesteście. Macie jakąś nazwę dla trubadurów? - zapytała półorczyca biorąc Wyrana za przywódcę grupy. Wyciągnęła ku niemu rękę mówiąc. - Jestem Unkhara Szary Płomień, a mój partner to Duch Nocy.
- Wyran - półelf uścisnął jej dłoń - Jeśli trubadurzy śpiewają tu o kradzieży owiec, to okolice muszą być nudne.
- Nie śpiewają, ale spotkałam już kilka bohaterskich drużyn… każda z legendarnym imieniem. Bohaterzy Eternum, Jeźdźcy Gromu… takie tam.- wyjaśniła półorczyca i wzruszyła ramionami.- Ich imiona robiły większe wrażenie niż oni sami. -
Spojrzała w niebo.- Jeśli wam się nie spieszy, to proponuję byście resztę dnia poświęcili na sprawunki i załatwianie spraw forcie i noc na dobrym wypoczynku. I byśmy się tu spotkali o świtaniu… i stąd wyruszyli za goblinami.
Mari przyglądała się kilka chwil zwiadowczyni. Wzmianki o przesadzonych mianach wywołały chyba u niej nikłą dozę wesołości, lecz niewystarczającą aby w sposób widoczny zmienić jej mimikę. Kiwnęła głową powoli, zgadzając się na propozycję porannej wyprawy.
- Dajemy im dużo czasu… - pokręcił głową Wyran - Ale niech będzie.
- Możemy wyruszyć i od razu bez przygotowań, ale i tak oddaliły się już kawałek. - wzruszyła ramionami półorczyca. - A stado owiec będzie coraz bardziej ich spowalniać. Są na ziemi orków… muszą być ostrożni.
- No tak, więc kolejni chętni do przejęcia stada… - półelf zaklął pod nosem - Wracamy po resztę, potem zdecydujemy - powiedział i odwrócił się, żeby ruszyć z powrotem do miasta.

ULICE

Ulice miasta. Pierwsze miejsce, które powinien odwiedzić każdy, który chce poznać morale i myśli populacji. Valten postanowił zrobić dłuższy spacer przysłuchując się rozmowom. Zniknięcie całej trzody musiało dotrzeć do uszu ludzi i o ile wątpił, aby udało się mu usłyszeć jakieś ważne informacje co do złodziei, może uda mu się dowiedzieć czegoś ciekawego o ich pracodawcy.
Uliczki fortu były kamieniste jedynie przy budynku garnizonu i przy głównych ulicach. Reszta była błockiem. Podobnie budynki, jedynie blisko garnizonu wybudowane z kamienia. Poza wieżą maga, rzucającym się w oczy budynkiem była świątynia Toraga. Ona i wieża maga wyznaczały oś i główną arterię miasta. Valten jednak wiedział lepiej, że plotki złapie się łatwiej schodząc z głównego szlaku. Tu, w bocznych uliczkach toczyło się życie miasta. Tu pracowali kuśnierze i rzemieślnicy, tu kłócili się kupcy z barbarzyńcami. Tu też czeladnicy się posilali w cieniu budynków i plotkowali o służkach w karczmach. I sądząc z rozmów, ani owce ani władca miasta nie były głównym tematem rozmów. O nie… ten przywilej miała ploteczka iż kult Hextora zamierza wybudować w okolicy zakonny posterunek, co oznaczało nie tylko więcej kapłanów jak i rycerzy zakonnych ale i… zamówienia oraz umowy zawierane z miejscowych. Na budowę budynku, na wyposażenie sal, na zbroje i miecze paradne. Oznaczało to zastrzyk gotówki (nawet jeśli hextoryci sprowadzą niewolników do pracy) dla miejscowych, ale i niezadowolenie wśród miejscowych plemion. Pojawienie się sił zbrojnych kultu Hextora w okolicy oznaczało, że kościół tego bóstwa ma plany. A to oznaczało jakieś kłopoty dla barbarzyńców w przyszłości. Na razie wszystkie spekulacje dotyczące tej plotki sprowadzały się do thana. Czy pozwoli na budowę zakonnego posterunku przy istniejącej już świątyni Hextora. Jedni mówili że tak, inni że nie. Każda strona miała swoje argumenty. Powszechnie wiadomo było, że miejscowy władca nie cierpi kultu Hextora i robi wszystko by ograniczyć jego wpływy. Niemniej wzmocnienie sił broniących miasta miało swoje zalety. Ostatnio zresztą Fort się pod tym względem rozbudowywał. Niedawno stolica przysłała wszak cały oddział muszkieterów. Czyżby oznaczało to jakieś plany względem tej osady i szlaku który pilnował? Jeśli tak, to jakie? Wszak dotąd Fort Lodowego Kła był traktowany jako mało znaczący dla krasnoludzkiego królestwa terytorium.
Sam than… jeśli się pojawiał w rozmowach, to był oceniany obojętnie. Ani szczególnie uwielbiany, ani nie znienawidzony than był przykładem typowego urzędnika. Robił co do nie należało i nie wtrącał się w działanie osady nie mając zresztą pojęcia na temat jej funkcjonowania. Pilnował jedynie praw za pomocą swojego wojska i straży miejskiej złożonej z najemników. Zarządzanie powierzył najbogatszym kupcom w osadzie pod wodzą najwyższego kapłan Toraga w mieście jak i kapłana Yondalli… i o na ich temat Valten się nasłuchał plotek i żalów. Ale cóż poradzić… zawsze znajdą jakieś marudy. Valten orientował się że miejscowe władze nie są bardziej chciwe i skorumpowane niż w innych miastach które poznał podczas podróży.
Mężczyzna westchnął, najwyraźniej nie uda mu wyciągnąć brudów na pracodawcę. Zaciekawiła go sprawa niewolników, starał się dowiedzieć skąd się wywodzą. Orki, ludzie czy coś pomiędzy? Będą to informacje godne rozważenia na później.
O niewolnikach nikt tak dokładnie nie wiedział. Bo żadni jeszcze się nie pojawili. Spekulowano, że to pewnie będą nieszczęśnicy, którzy zadłużyli się w kościele Hextora wynajmując jego zakonników do… różnych niezbyt moralnych czynów i nie mogli ich zapłacić najemnikom po robocie. Bądź też wzięli dłużników sądowo skazanych na lata niewoli. Kościół Hextora wszak, choć posądzany o różne zbrodnie, oficjalnie nigdy nie łamał prawa. Więc pewnie i na niewolników będą mieli papiery.
Warte zapamiętania. Postanowił ruszyć do karczmy w głowie jednocześnie robiąc kilka prostych kalkulacji. Stworzenie kilkuset małych ostrzy, rozprowadzenie ich po niewolnikach…
W GOSPODZIE

Karczma zaczynała się powoli przepełniać, z każdą chwilą stawała się też coraz głośniejsza. Robotnicy po ciężkim dniu pracy przybyli by wydać swoje ciężko zarobione miedziaki na zbyt drogi alkohol. Ale nie o trunki tu chodziło, tylko o socjalizację, tak potrzebną wszystkim żyjącym rasom. Mniej więcej wtedy Jin zauważył wchodzących do karczmy towarzyszy. Podniósł się i zamachał do nich, przyciągając uwagę. Był jedyną osobą która do tej pory siedziała przy stoliku samotnie.
- I jak zwiad? Wiecie coś więcej na temat goblinów? Zostawiły jakieś znaki szczególne? - spytał gdy zbliżyli się bliżej.
Mari pokręciła głową rozkładając ręce, nie kryjąc rozczarowania z efektów rozmowy. Niestety, poza ciekawa osobą ich przewodniczki, nic więcej nie przyciągało jej uwagi, może gdyby byli jeszcze wcześniej na miejscu wydarzeń, to coś by wyciągnęli, a tak… Wraz z Arice, kobiety przysiadły się do Jina.
- Niewiele - Wyran usiadł przy stoliku, stawiając łuk w zasięgu ręki i dając znać kelnerce, żeby do nich podeszła - Miejscowi już gadają? Jakieś dwa tuziny, część na wilkach, raczej nietutejsze. Zostawiły dwóch świadków, ale wątpię, czy coś przydatnego powiedzą.
- Gadają. Twierdzą że żadnych trzecich zorganizowanych grup, rebeliantów, czy innych tutaj nie ma. - westchnął, rozkładając przy tym ręce - Nie dowiedziałem się niczego użytecznego, poza tym że jeśli gobliny chcą te owce zachować to będą płacić haracz w drodze orkom. Zakładając oczywiście że te dwie rasy nie połączyły sił z jakiegoś powodu. Rozmiar stada zdecydowanie nie odpowiada potrzebom małego, gobliniego plemienia.
- Tak, łup zdecydowanie zbyt duży na tak małą grupę. Nie widziałem żadnych większych śladów. Może gobliny pracują dla kogoś - półelf postukał palcem w blat w zniecierpliwieniu - Ale jeśli szybko ich dorwiemy, motywacje nie będą miały znaczenia.
- Zgadzam się. Lepiej je złapać teraz, zanim dotrą z stadem na miejsce docelowe. - alchemik przymknął oczy i przekrzywił głowę, jakby czegoś szukał w swojej pamięci. Po chwili odezwał się ponownie - Często dowodzą nimi ogry, nie mam ochoty się z jednym mierzyć. Duży mógłby skonsumować tak duże stado przez zimę.
Mari przyglądała się Wyranowi uporczywie, bez słowa, oddychając płytko, prawie nie mrugając. Trwało to kilka dobrych, irytujących chwil no, dziewczyna odpuściła i wróciła do słuchania reszty.
- Ogr? To ma sens - uznał półelf - Do likwidacji z daleka… coś nie tak? - zapytał obcesowo, czując na sobie intensywne spojrzenie Mari.
Mari na chwilę znowu spojrzała badawczo na półelfa. Coś drapało ją z tyłu głowy, coś, czego dokładnie nie mogła wyrazić. Pokiwała głową przecząco, wracając do opróżniania kufla lekkiego piwa - bardziej wody z alkoholem i przyprawami, na potrzeby higieniczne.
Nagły wybuch półelfa i nadzwyczajne skupienie jakie wykazała Mari sprawiły że i alchemik zaczął uważnie przyglądać się Wyranowi. Zmrużył oczy i ponownie przechylił głowę, tak jak wcześniej gdy szukał w pamięci informacji o goblinach.
- Hmm, sam bym tego nie zauważył, ma pan w sobie krew baśniowego ludu? Czy może patrona? - bardziej stwierdził niż spytał - Widziałem może jedną, czy dwie książki na ten temat i prezentuje pan kilka bardzo ciekawych, acz ulotnych cech charakterystycznych, absolutnie fascynujące… - Jin nagle się zatrzymał w swojej wypowiedzi i położył dłonie na stole - Przepraszam, to nie mój interes.
Mari… było słychać delikatne wypuszczenie powietrza z jej nozdrzy, jakby w postaci gniewu, chyba na samą siebie, bezsilna złość. Teraz… stało się jasne. Była jak malarz który pamiętał barwy - czy może wiedział, że je pamiętać powinien - ale nie zawsze dostrzegał dany kolor nawet gdy przystawić mu go pod twarz.
Kompletnie zignorowała alchemika i spojrzała na Wyrana ponownie, patrząc na jego grymasy, doszukując się jakiejś formy zrozumienia, gdy po raz pierwszy otworzyła usta i zapytała płynnie w dźwięcznej mowie baśniowego ludu:
- Nic nie warte jak ludzkie obietnice - powiedziała, przy czym ludzkie znaczyło bardziej “ludzcy nie-baśniowe” i było przeciwieństwem pogardliwego określenia do baśniowych - nic nie warte jak złoto wróżek. Zastygła w bezruchu patrząc czy Wyran rozumie co do niego powiedziała.
Arice nie potrafiła zrozumieć co Mari powiedziała. Pozostała czujna, a uwagę skupiła na Wyranie, jakby spodziewała się kłopotów z jego strony.
Półelf spojrzał na Jina, potem na Mari, a na końcu na Arice, która też postanowiła się na niego pogapić. Przewrócił oczami i potarł czoło. Milczał przez moment, aż w końcu powiedział.
- Pięć złociszy za pytanie.
Jin uniósł defensywnie dłonie.
- Pas, za tyle kupię całą bibliotekę na ten temat.
Mari uśmiechnęła się krzywo i nieznacznie, po czym kiwnęła ugodowo i powoli głową w stronę półelfa, przechodząc na niższy krasnoludzi.
- Sprawdzałam tylko jak daleko od krwi baśniowych zabrnąłeś. Wygląda na to, że dość daleko. Ale to bardzo dobrze - dodała cicho i poważnie - baśniowym nie można ufać. Albo w swoich poskręcanych rozumach uznają coś za wyśmienity żart, albo po prostu zapomną o zobowiązaniu. Jest dobrze - dodała potwierdzając i chwyciła kufel w obie dłonie upijając z niego trochę trunku.
Wyran prychnął, ciężko stwierdzić czy rozbawiony czy zirytowany.
- Jednak mówisz. Od baśni mi tak daleko jak się tylko da, ale nieraz się zastanawiałem, czy nie jestem czyimś żartem - rzucił, sięgając w końcu po kufel i pijąc dość łapczywie.
Mari pokiwała głową, nie komentując wynurzenia Wyrana, po prostu bardzo powoli sączyła napitek.
Arice uspokoiła się, gdy Mari wyraźnie też przestała reagować nieufnie na Wyrana.

- Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy… - odezwał się Jin - Ogry mają wyjątkowo słabą siłę woli i możliwości mentalne, mówię oczywiście o statystycznych członkach tej rasy. Ktoś ma efektywny sposób zaatakowania tego punktu?
- Zagadką. - Arice odezwała się dość niedbale, nie uśmiechając się.
- Hmm, wątpię by ogr chciał odpowiadać na zagadki inaczej niż przy pomocy broni. - alchemik potarł skronie - Jakbym miał z tydzień, albo dwa to pewnie bym coś stosownego był wstanie przygotować, ale na to nie ma co liczyć. Pani Mari? Uroki, iluzje? Mogłyby być efektywne.
Mari nie spieszyła się z odpowiedzią. Powoli wypiła jeszcze kilka łyków napoju, sącząc go bardziej niż pijąc. Na koniec odłożyła jeszcze w połowie pełny kufer obiema dłońmi na stół i wlepiła wrok w rozkołysaną talfęsłabego piwa.
- Nikt nam nie płaci za pozbycie się ogra. Jeśli gobliny przejdą przez tereny orków, my w eksporcie również się natkniemy na myto. Równie dobrze, w takim wypadku, możemy wrócić bez owiec i sprzedać informacje dotyczące goblinów. Byleby nikt nie wyszedł z nimi za darmo, w tym nasza przewodniczka. Niestety, ale than robi sobie z nas po prostu darmową obstawę do szybkiego zwiadu - oceniła.
Półelf skinął kuflem w stronę Mari, zgadzając się z nią, alchemik natomiast westchnął, wyglądał na zawiedzionego.
- Macie oczywiście rację. Nie płacą nam za ogra, ale płacą za głowę przywódcy. A samo ciało ogra też ma swoją wartość, jestem wstanie je spreparować i podzielić się potem zyskami. Zakładając że tam w ogóle ten goblinoid jest.

- Ah, i w okolicznych jaskiniach podobno bytują trolle. Informacja z dobrego źródła.
Mari wzruszyła ramionami, najwidoczniej dziś nie miała szczególnej ochoty na dywagacje, a dzicz jak to dzicz - można spotkać kłopoty które będzie trzeba uniknąć lub pokonać.
Mniej więcej w tym momencie do karczmy wkroczył Valten. Rozejrzał się chwilę, szukając towarzyszy i przysiadł się do nich.
- Niestety na mieście cicho. Nic też nie znalazłem o naszym pracodawcy. Mam nadzieję, że wam poszło lepiej.
- Niewiele. Wiemy że stado zostało porwane przez grupę goblinów na wilkach i że orki zbierają haracz za przechodzenie przez swój teren. Więc albo idą z owcami relatywnie blisko, albo mają niewyjaśniony dostęp do gotówki i innych użytecznych przedmiotów, co samo w sobie wyklucza potrzebę porywania stada. Być może goblinami dowodzi ogr. Mniej więcej tyle. - alchemik szybko streścił dotychczasową rozmowę.
Kowal chwilę się zastanowił.
- Chyba, że współpracują. Chociaż możliwość ogra… nawet na ogra kradzież całego stada nie ma sensu. Są głupie, ale pewnie zgadłby, że przyciągnie niechcianą uwagę za coś takiego. Czy ogry zbierają się w jakieś większe grupy? Rodziny? Klany?
- Dalej w górach z całą pewnością tak, tutaj małe, kilku osobowe bandy. Raczej nie musimy się obawiać konfrontacji z większą grupą. - odparł Jin, przypominając sobie wykład na którym kiedyś siedział.
- Nie dzielcie skóry na niedźwiedziu - stwierdził Wyran, dopijając piwo ze swojego kufla - Jeśli dorwiemy gobliny zanim dotrą do celu, nie będzie to miało większego znaczenia.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online