Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2022, 15:09   #49
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wiele pytań kłębiło się w mojej głowie, kiedy już opuściliśmy bezpieczną przystań jaką stała się kryjówka Towarzystwa. Część zabrałam ze sobą już stamtąd a nowe pojawiły się, kiedy zaczęliśmy przedzierać się przez ten postapokaliptyczny krajobraz. Później spotkaliśmy jednego ze Skrzydlatych, z tych latających po londyńskim niebie uzbrojonych we włócznie i kolejne pytania pojawiły się w moim umyśle.

Jak miałam zareagować na fakt, że nasi wrogowie bili się z naszym potencjalnym przyszłym wrogiem? Czy jak bym wybrała ucieczkę to zostawiłabym Fincha samego, bo on chciał zostać na miejscu i się bić? Kim byli ci cali Kontestatorzy i kim były ich dzieci? Czy powinnam być zdziwiona faktem, że anioł miał srebrną krew?

Czy oprócz biegnącego w naszą stronę na czworakach napastnika, któryś z pozostałej trójki też emanował Całunem? Na których z nich mogło zadziałać moje fantomowe ukrywanie się?

No a potem uznałam, że czas pytań się skończył i nastał czas podjęcia jakiś decyzji. Najchętniej zostawiłabym Skrzydlatego i atakujących samym sobie, żeby powybijali się nawzajem, ale przez tą czwórkę zostaliśmy uznani za sojuszników anioła, bo podzielili się na grupki, aby zaatakować i jego i nas. Nie było innego wyjścia musieliśmy chwilowo połączyć siły ze Skrzydlatym. Podbiegłam do O’Hary.

- Pomóż mu się uwolnić! - Krzyknęłam przez maskę jednocześnie wskazując unieruchomionego anioła - Niech się do czegoś przyda.

Zrzuciłam plecak z ramion, nie miałam zamiaru walczyć z tym ciężarem na plecach, dobyłam tasera kierując się ku mężczyźnie w uniformie Borbli. Jednocześnie starałam się mieć na uwadze loup- garou, bo nie wiedziałam, gdzie konkretnie się tamten kierował.

Kątem oka dostrzegłam, iż Finch zrobił podobnie jak ja. Zrzucił plecak i potem ruszył w stronę napastnika z harpunem, tego którego mu wskazałam. Po drodze O’Hara uniknął ataku wymierzonego w niego przez kolesia z toporem płynnie prześlizgując się pod ostrzem wroga. Dalej nie patrzyłam już w tamtą stronę, bo sama musiałam skupić się na wrogu. Cholera jasna facet był dobrze wyszkolony. Zapewne jakiś pieprzony były komandos. Szybko wyczuł, co zamierzałam i trzymał mnie na dystans próbując przebić swoją pioruńską włócznią. Jednak jak na razie radziłam sobie ze zdradzieckimi pchnięciami ostrza, lecz nie udało mi się skrócić na tyle dystansu, aby wprowadzić w życie swój plan z szokerem. Komandos Biura przeszkoleniem nie ustępował mi pola i mieliśmy mały impas.

Musiałam go czymś wybić z rytmu, zbić z tropu, a najlepszą metodą w takich chwilach była dywersja. Nie mogłam liczyć na odwrócenie uwagi przez któregoś z pozostałych biorących udział w tej potyczce, więc musiałam stworzyć ją sama. Postanowiłam wykorzystać klasyczny motyw, nabrać trochę piasku czy śmieci walających się pod nogami i cisnąć nimi w twarz przeciwnika mając nadzieję, że zgubi się on na chwilę co pozwoliłoby mi skrócić dystans. Jednak komandos Borbli był czujny i zamiast motywu z rzucaniem mu czymś w twarz wykorzystałam swoje długie nogi skróciłam dystans i kopnęłam kolesia w jego nabiał. Facet stęknął i wytracił na chwilę chęć do walki. W tym samym czasie dostrzegłam, jak O'Hara dopadł do gościa z harpunem, który miał wybór albo wypuścić broń i stawić czoła Finchowi lub oberwać. Koleś zdecydował rzucić kuszo-harpun, co wykorzystał uwolniony już Skrzydlaty. Ręka anioła wystrzeliła w stronę loup-garou, który właśnie wybił się do skoku i chwyciła zmiennokształtnego za gardło. Anioł jednym ruchem oderwał głowę loup-garou od reszty ciała i cisnął stworem w stronę nadciągającego kolesia z toporem.

Wszystko to zaobserwowałam oczywiście ponownie kątem oka, bo mój przeciwnik szybko dochodził do siebie i nie miałam czasu na pierdoły. Usłyszałam tylko jak Finch krzyknął:
- Ręce do góry - celując w Borbla z karabinu Kopaczki.

Jego przeciwnik zamarł z dłonią w pół drogi do własnego pistoletu maszynowego przy biodrze, a ja doskoczyłam z boku do swojego przeciwnika i potraktowałam go paralizatorem. Mój manewr się udał i koleś upadł na ziemię. Odkopując broń, którą właśnie wypuścił poza zasięg jego ramion zobaczyłam, że Skrzydlaty zabił napastnika z toporem przebijając go swoja włócznią. Przeturlałam porażonego prądem gościa na brzuch i założyłam mu na nadgarstki opaski mocujące unieruchamiając mu ręce. Normalnie jak za starych dobrych czasów MRu.

Gdy skończyłam podniosłam się i zobaczyłam, jak Finch powalił swojego przeciwnika na glebę, ale ten w przypływie desperacji nie dał się unieruchomić i mocował się z O'Harą.

Ruszyłam biegiem w ich stronę po drodze zmieniając baterię w paralizatorze.

Finch w tym czasie zdołał przygnieść typa do ziemi, a anioł spokojnym krokiem także ruszył w stronę miejsca, gdzie O'Hara przytrzymywał typka. Widziałam jak rany Skrzydlatego zasklepiały się w szybkim tempie a on sam dobył miecza, który nosił przy pasie. Nie wiedziałam co planował anioł, ale miałam nadzieję, że nie będzie atakował Fincha, bo musiałabym się z nim bić na gołe klaty a to nie byłby przyjemny widok.

Najwyraźniej jednak Skrzydlaty zamierzał dziabnąć tego napastnika, z którym mocował się O'Hara. Dobiegłam do nich pierwsza, bo anioł nie spieszył się i udało mi się pomóc Finchowi ogłuszając jego przeciwnika.

Anioł jednak nie przejął się tym zbytnio, że koleś był nieprzytomny i nadal zamierzał go wykończyć z typową dla Skrzydlatych bezdusznością. Pomogłam wstać Finchowi i znieruchomiałam czekając na jego światłe przewodnictwo w sprawach anielskich.

Finch sapnął przez maskę i zerknął na anioła.

- Hej, ty - wykrzyknął. - Wstrzymaj się z tym jeszcze. Nie lepiej ich przepytać?

Anioł nie posłuchał O'Hary i pewnym ruchem przeszył mieczem Borblaka. Drgnęłam spinając się cała, ale nic nie zrobiłam nie bardzo wiedząc co właściwie powinnam była zrobić. Wiedziałam tylko, że wszystko burzyło się we mnie przeciwko mordowaniu nieprzytomnych kolesi pomimo tego, iż oni jeszcze przed chwilą zamierzali wykończyć nas.

Anioł ruszył w stronę skrępowanego przeze mnie człowieka. Jego intencje były oczywiste. Wskazałam na anioła palcem a potem przeciągnęłam tym samym palcem po gardle patrząc pytająco na Fincha. O'Hara w odpowiedzi przecząco pokręcił głową.

Skierowałam się więc w stronę, gdzie rzuciłam wcześniej swój plecak, żeby go stamtąd zabrać.

O'Hara powoli, patrząc jak anioł mordował jeńca, ruszył za mną w stronę swojego plecaka. Nie spuszczał wzroku ze Skrzydlatego. Czyżby żałował wcześniejszej decyzji?

- Nic ci nie jest? - Zapytał, gdy był już blisko mnie.

- To chyba ja powinnam ciebie o to spytać. - Odpowiedziałam podnosząc swój plecak.

- Ja spytałem pierwszy - chyba wystawił mi język, czego oczywiście nie mogłam zobaczyć przez maskę na jego twarzy.

Skrzydlaty jednym pewnym ruchem odciął głowę jeńca od ciała. W jakim celu to zrobił? Przecież koleś i tak już nie żył. Potem anioł zwrócił się w naszą stronę. Wyglądało jakby miał zamiar zabić również nas.

- Powiedz lepiej co teraz? - Wskazałam O’Harze głową anioła. - Bo on nie wygląda przyjaźnie.

Finch miał zamiar coś powiedzieć, ale anioł był szybszy.

- Jestem wam wdzięczny za pomoc.

Zatkało mnie. Czyli jednak nie zamierzał nas przebijać mieczem ani dźgać włócznią. Nie wiedziałam, czy mu odpowiedzieć coś w stylu: nie ma za co lub proszę bardzo, więc zapytałam:
- Wiele takich grup się kręci w okolicy?

- Zapewne.

- Wyłapują was, bo wy latacie pojedynczo, a oni działają w grupach. - Stwierdziłam równie beznamiętnym tonem co anioł.

- Nie wyłapią. Wasza obecność i wasze Pieczęcie zaburzyły pola ezoteryczne wokół.

Kiedy to usłyszałam od razu słowa zaczęły cisnąć mi się na usta, naprawdę wiele słów, ale zrezygnowałam, zacisnęłam wargi i poprawiłam tylko paski plecaka na ramionach przed dalszą drogą.

Skrzydlaty sensownie uznał to za pożegnanie zatrzepotał skrzydłami i wzbił się w niebo pokrywając nas pyłem i kurzem.

- Jednego dupka mogło być mniej - wydyszał Finch przez maskę. - Ale pomyślałem, że wtedy agenci załatwią nas. – Normalnie chyba nasze umysły stworzyły jedną jaźń, bo pomyślałam dokładnie to samo.

- Wiem, też się teraz zastanawiam czy nie lepiej było pomóc Borblakom, ale oni by nam nie odpuścili, a nie możemy walczyć z wszystkimi dookoła. Poza tym przez tę całą Pieczęć jesteśmy jakby po stronie Skrzydlatych, a ja nie cierpię jak moja strona wykazuje się takim brakiem pomyślunku. Nasza obecność zaburzyła mu pola ezoteryczne?! No głupszej wymówki swojego braku kompetencji to chyba dawno nie słyszałam, a tamta dwójka ustrzelonych aniołów wcześniej to jak się by wytłumaczyła? Przez kurz nie dostrzegli przeciwników czy też im coś zaburzyło pola? Ale najwidoczniej nadają się tylko do wycinania bezbronnych cywili, a jak ktoś ma jakąś taktykę to już im zaburza to i owo. Czy oni mają w ogóle jakiś pomysł na walkę z tym całym Wrogiem? Bo jak dadzą taki popis jak tutaj to przerżną z kretesem, demony ich załatwią układając plany walki, no chyba, że Skrzydlaci mają druzgocącą przewagę liczebną, chociaż ilość też nie zawsze oznacza jakość. - Powiedziałam to wszystko głosem stłumionym przez maskę, ale nadal można było w nim usłyszeć moje wzburzenie - I kto to są ci cali Kontestatorzy, bo jak rozumiem Wróg to demony i cała reszta tałatajstwa, ale po czyjej stronie w takim razie stoją Kontestatorzy?

- Raczej nie po naszej - O'Hara podniósł swój plecak. - Myślę, że to typki, które postawiły się Zwierzchności, ale nie chcą się bratać z Wrogiem. Ale pewności nie mam.

- Czyli są tak jakby trzecią siłą? – Upewniłam się.

- Jakby. Można chyba tak to określić. Muszę się napić, a ty? - Zaczął ściągać maskę ukazując spoconą twarz.

- Może odejdźmy chociaż kawałek dalej. - Zaproponowałam przetaczając spojrzeniem po tych wszystkich leżących ciałach.

- Dobrze - Zgodził się, nałożył z powrotem maskę i ruszył dalej zdewastowaną ulicą. - Obawiam się, że dalej będzie jeszcze gorzej.

- Jak widać jest im obce piąte przykazanie. – Powiedziałam to z goryczą nie precyzując kogo miałam na myśli.

Nie odpowiedział, chyba lekko przygnębiony tę myślą. Fakt, sama nie byłam jakąś świętą, ale to co wyrabiały te skrzydlate dziwadła to się w głowie nie mieściło. I jeszcze to nas uznawali za grzesznych a siebie za tych sprawiedliwych, postępujących właściwie. W głowach i dupach im się poprzewracało.

Kiedy przeszliśmy jakieś dwieście kroków, Finch zszedł z ulicy w stronę zasypanego popiołem ogrodu, w którym nadal tliło się zwęglone drzewo. Usiadł na schodach do połowy spalonego domku i zdjął maskę ukazując spoconą, poczerwieniałą twarz. Zdjęłam swoją maskę i przysiadłam się obok. O’Hara wyjął manierkę i zaczął pić małymi łyczkami. Spojrzał na mnie i wyciągając naczynie w moją stronę.

- Pij ze swojej, a ja ze swojej gdybyśmy się przez jakiś niefortunny zbieg okoliczności rozdzielili nie zostaniesz z pustą manierką. - Mówiąc to wyjęłam swoją wodę i wzięłam kilka małych łyków. - A tak w ogóle to powinniśmy ustalić jakieś procedury w razie gdybyśmy się rozdzielili. Co wtedy, wracamy do ostatniego miejsca w jakim się widzieliśmy, czy zmierzamy do następnego wyznaczonego punktu na trasie?

Kiwnął głową i pił dalej. Ja również upiłam jeszcze kilka łyków wody starając się jednak oszczędzać.

- Ruszamy dalej? - spojrzał na mnie ciepłym, troskliwym spojrzeniem.

- Nie ustaliliśmy zasad postępowania na wypadek gdybyśmy stracili się z oczu. Która opcja: powrót do ostatniego miejsca, gdzie się widzieliśmy, czy wyznaczamy sobie punkty na trasie i próbujemy dotrzeć do kolejnego miejsca i tam się odnaleźć? – Ponowiłam moje ostatnie pytanie.

- Wyznaczony punkt na trasie - zaproponował. - Lepiej to, niż potem się zastanawiać, gdzie widzieliśmy się po raz ostatni. Ale ja nie mam zamiaru spuszczać cię z oka. Żeby było jasne.

- To oczywiste. – Potwierdziłam - Też mam zamiar trzymać się jak najbliżej twojego tyłka, ale mogą się zdarzyć różne nieoczekiwane wydarzenia, na które jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało powinniśmy się przygotować. No wiesz, oczekuj nieoczekiwanego i tak dalej. To który punkt sobie teraz wyznaczamy?

Rozejrzał się i wskazał ręką wysokościowiec jakąś milę od nas. Jego wyższe piętra płonęły, a unoszący się w górę dym widoczny był z daleka.

- Lewa krawędź tego cholerstwa? Może być?

Pokiwałam głową na zgodę, wzięłam kilka głębszych wdechów i założyłam z powrotem maskę. Wyprostowałam się i zarzuciłam plecak na plecy sygnalizując gotowość do wyruszenia w dalszą drogę.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 08-01-2022 o 18:18.
Ravanesh jest offline