Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2022, 04:53   #45
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NiJ8wg6jSlw[/MEDIA]

Wtorek; ranek; Fabryka Forda

Podobno żeby zasnąć przy kimś, nie można się bać poranka i już przed zaśnięciem trzeba się cieszyć na następną noc. Jeśli chodziło o Phere nie cieszyła się z przebudzenia we wtorkowy poranek, o nie - Ona była zachwycona i pal licho nieludzką porę gdy przyszło otworzyć oczy. Tak samo obolałe mięśnie dające się we znaki przy podnoszeniu z łóżka nie mogły zepsuć dziewczynie humoru. Bo chodziło o bardzo specyficzne łóżko bardzo, ale to bardzo specyficznego właściciela. Sam widok jego gęby ledwo po przebudzeniu wydawał się następną fazą snu, ale to nie był sen, tylko jak najbardziej realna jawa do której szczerzyła własną gębę. Taka, którą mogłaby widywać codziennie czy tu w fabrycznym pokoju, czy jej na poddaszu. W dobrym nastroju pokręciła się po sypialni, wymieniła parę zdań z Lolą i za Stanleyem poszły już obie na basen po rzeczy.
- Hej słodziaku. Da się tu gdzieś wypić kawę czy musimy się rozejrzeć już na mieście? - spytała rozespanego gospodarza.

- Kawę? - Hollyfield przeczesał palcami włosy i miał minę jakby pytały go o zagadkę istnienia wszechświata czy coś w tym stylu. - No w kantynie możecie spróbować. Już powinna być otwarta. Strażnicy tam chodzą na kawę, śniadanie i takie tam. - zmusił jakoś swoje szare komórki do pracy gdy przypomniał sobie gdzie można się o tej zbyt wczesnej porze napić kawy a nawet coś zjeść. Kantyna była urządzona w dawnej hali produkcyjnej i miała swój urok bo mało gdzie nawet w tym mieście można było pić i jeść z dawnej taśmy fabrycznej.

- A myślisz, że Jason to już wstał? Może być w Lidze? - Lola zapytała zbierając i ubierając swoje rzeczy po tym ręcznikowym pobojowisku przy basenie jakie wczoraj urządziły we trzy.

- O tej porze? Nie no po co. On jest normalny. Przed południem pewnie nie wstanie. - machnął ręką na znak, że nie posądza kolegę aby już był na nogach. Sam zapalił skręta z zielskiem i pytająco wyciągnął papierośnicę w stronę ubierających się dziewczyn.

Złodziejka westchnęła boleśnie. Też podzielała pogląd że normalny ganger nie wstaje zanim godzina nie zrobi się dwucyfrowa… a tu taki dramat. Tyle dobrego, że przynajmniej miały z Lolą na co popatrzeć.
- To tylko Katty o tej porze siedzi już za biurkiem w pełnym rynsztunku i szykuje się do odpierania ataków zjebów wszelkiej maści albo innych petentów - mówiła cicho zbierając swoje graty w ręcznik. Na plecy zarzuciła koszulę, reszta lądowała w tobołku frote.
- Ciebie nie będziemy pytać czy chcesz kawę bo to prawie jak bluźnierstwo. Nie martw się, zaraz znowu zjedziesz do wyra. Poczekamy aż uśniesz, bajkę opowiemy i spierdalamy w trasę i… dzięki Stan - podeszła do blondyna. Zgarnęła fajka z eleganckiej papierośnicy.

- No właściwie to mógłbym wypić. - powiedział chowając z powrotem papierośnicę i zaciągając się palonym zielskiem. Widząc, że obie blondyny już raczej się ubrały i odzyskały większość swoich rzeczy skinął głową aby iść za nim. Wrócili na korytarz i na schody ale te prowadzące na dół i do wyjścia. Jak wyszli na zewnątrz to niby już było jasno jak w dzień ale świat Runnerów świecił porannymi pustkami, ciszą i bezruchem. Niby serce dzielni a biło jakoś ospale.

- A Katty i reszta no. Właśnie. Tak jak mówisz. No same zobaczcie. Kto by chciał wstawać o tej porze? No czasem coś trzeba to trzeba. No ale tak na co dzień? Dlatego do Ligi jeździ Jason. No i też nie tak wcześnie. Podobno z nich wszystkich to Ortega jeszcze przyjeżdża najwcześniej. O ile już przyjeżdża. Bo jak nic się nie dzieje to nie ma po co. Jason też tam nie jeździ każdego dnia. Chcą coś to przysyłają kogoś, że sprawa jest. No to wtedy można zajarać szluga i pomyśleć. To jest ich problem. Za mało jarają. I się wszystkim za bardzo przejmują. Jakby więcej jarali to by nie było tyle problemów. - idąc przez te fabryczne place i alejki pozwolił sobie na nieco senne i monotonne rozważania o poranku. Chociaż mimo wszystko wydawał się życzliwie nastawiony jak nie do tego świata to chociaż do dwóch rozmówczyń.

- Jakby jarali porządnie i wyluzowali to z kogo byśmy sobie jaja robili? I na tle kogo wtedy chłopaki z Novi by tak świetnie wypadali? Najważniejsze że wy jaracie ile trzeba, a inni niech się pierdolą. Jak są z Downtown to nawet nożem i widelcem - albinoska zaśmiała, biorąc blondyna pod ramię podobnie jak Mila po drugiej stronie. Widać nie były aż tak tragiczne, bo Hollyfield nie pognał ich w diabły i nie wrócił do wyra zostawiając je samopas. Dzięki temu mogły jeszcze się nacieszyć jego obecnością.
- Serio pogadasz z bramą żebyśmy mogły do ciebie wpaść zobaczyć czy nie marzniesz po nocach albo wieczorami? - popatrzyła w niebieskie ślepia - Byłoby… kurwa. Zajebiście to mało powiedziane. Poza tym ktoś ci musi przetestować nową sofę, nie? Lepiej aby testy przeprowadzili ci co zepsuli… a przynajmniej połowicznie i z odpowiednim wsparciem - mrugnęła do Loli.

- Eee… - Hollyfield machnął ręką na tą sofę, że nie ma sobie co nią głowy zawracać. - Weźmie się jakąś z magazynu i tyle. Żadna filozofia. - zaciągnął się porannym szlugiem gdy obchodzili już narożnik hangaru w jakim była kantyna.

- Tak, możecie wpadać. Powiem na bramie aby was wpuszczali. - zgodził się tym łagodnym, i monotonnym tonem gdy wszedł z dwoma blondynkami pod pachą do środka dawnej hali produkcyjnej. I skierowali się ku tej części jaka robiła za bar. Tu już faktycznie było z paręnaście osób. Ale wydawali się rozproszeni i tonęli w tej wielkiej pustce hali. Obsługa oczywiście rozpoznała szefa więc z zamówieniem poszło całkiem sprawnie. Nawet kawę mieli chociaż wydawało się to mało runnerowe.

- A w ogóle to coś tam się ruszyło z tą Strefą? Bo Jason wczoraj mówił, że mieliście tam jechać. - zapytał gdy siadali do stołu zrobionego z wielkiego bębna na kable. Jak się go przewróciło na płask to nawet gotowy stół się z tego robił.

Jeśli w chwili wydania pozwolenia na odwiedziny zapanowała blond radość i wdzięczna wesołość, to przy pytaniu o postępy w robocie zrobiło się poważniej. Mimo tego Runnerki zachowywały się spokojnie, biorąc do kawy śniadanie skoro i tak musiały zaraz zjeść bo czekał ich długi dzień.
- Mieliśmy jechać do dzielnicy Camino i tam pojechaliśmy - Phere sprecyzowała - Na peryferia. Udało się znaleźć idealny punkt żeby postawić nadajnik który nam ułatwi komunikację wewnątrz Strefy. Teraz nasi spryciarze zaczną go budować. Chociaż jeśli mam być szczera weszłam tam wczoraj, do Zakazanej. Przez kanały, za Drinkresami. No trochę się posrało po drodze, ale ogarnięte - dziobnęła jajecznicę widelcem i parsknęła, gładząc palcami przedramię gangera. Wychyliła się żeby go pocałować w policzek. Mila od swojej strony zrobiła to samo.
- Nie przejmuj się słodziaku. Robota idzie do przodu i się do niej przykładamy aby rafy nie wypierdolić w powietrze. Będzie git.

- O. To byłyście tam? W środku? W Zakazanej? I widziałyście rafę? - to chyba blondyna zaskoczyło ale w pozytywnym sensie.

- To znaczy Lucy i Nita tam poszły po Spencera. Ja zostałam przy wozie. Nita to ta laska od Camino a Spencer jest z Downtown. - Lola szybko doprecyzowała jak to wczoraj było. W końcu wieczorem o tym nie gadali a Jason pewnie miał wiadomości z południa czyli, że pojechali furą Camino do Camino.

- Aha. Czyli jest tam jakieś dojście. I nawet da się wyjść. No dobrze, dobrze, dobrze, że je znaleźliście. I ten nadajnik też jest gdzie postawić. No to też dobrze. No to dobrze, że coś się ruszyło już na pierwszym dniu. - pokiwał głową z zadowoleniem przyjmując takie dobre wieści.

- Ja tam wejdę, może laska od Parkerów, Amarante. Ale nie Lola, Skaza, albo te łośki od Huronów czy Starego Zgreda - Phere wzruszyła ramionami znad kubka i wyjaśniła - Za dużo Drinkersów, wbili się nam w robotę i chcieli Spencera przerobić na jednego od nich. No ale nie zdążyli bo go przejęłam, potem z Camino zaciągnęłyśmy z powrotem do cywilizacji. No ale… tak, od biedy da się tamtędy zejść i przejść pod kordonem. - popatrzyła na szefa poważniej.
- Ale nie obrazimy się za glejty. Nawet żeby zrobić rozpoznanie wcześniej, przed innymi. Nie lubię jak mi się ktoś wpierdala w robotę i robi hałas za plecami. Podbijemy z tematem do Jasona, niech kombinuje… albo jak go zobaczysz to bądź takim kochanym słodziakiem i mu podbij temat. My w tym czasie ogarniemy dla siebie obstawę na następny wypad - skrzywiła się minimalnie, wracając do patrzenia w kawę i krzywego uśmiechu - Ale to już we własnym zakresie i na luzie.

- A da się stamtąd co byłyście dotrzeć do rafy? Bo w gruncie rzeczy to ona nas interesuje. - blondyn upił ze swojego kubka i zapytał albinoski o nieco dokładniejszy adres miejsca gdzie wyszła w Strefie. Ale akurat na to Lucy nie bardzo mogła odpowiedzieć. Z tego zaułka w jakim wyszły z Nitą nie było widać rafinerii ale właściwie niewiele było widać. A z wnętrza magazynu widać było wnętrze magazynu. Nie bardzo była okazja rozglądać się za czym innym.

- I jak ma być po cichu to faktycznie, tłum tylko przeszkadza. To jak masz tam jakąś do pomocy to chyba wystarczy. Większe siły to będą potrzebne dopiero jak już miny będą rozbrojone i zaczniemy odbijać rafinerię. - zgodził się z albinoską, że zbyt wielki tłum, nawet jeśli daje większą siłę ognia to niezbyt sprzyja dyskrecji. A na tym miały bazować pierwsze etapy związane z odbiciem rafy z rąk Hegemona.

- Chcemy wyciągnąć z rafy i okolic albo nagrania, albo foty porobić. Żebyście mieli łatwiej przy planowaniu rozpierduchy - przyznała złodziejka, podnosząc rękę żeby mu lekko potargać jasne włosy. Gapiła się przy tym jak na święty obrazek, popijając kawę aby ukryć cisnący się na usta szeroki uśmiech błogości. O tak, naprawdę fajnego mieli szefa. Takiego normalnego i który się nie spinał, był kochany, świetnie całował…
- Po weekendzie powiem ci dokładnie ile jest od wyjścia z kanałów do rafy, czy da się tam dojść bez większych przeszkód i jak to wygląda. - powiedziała spokojnie - Ogarnę sprawy tutaj i się przejdę. Z glejtem albo bez, chuj w to. Czegoś stamtąd jeszcze chcesz słodziaku?

- Niee. - machnął dłonią podobnie jak wcześniej gdy mówił, że tą sofę jakoś załatwi i nie jest to coś czym warto sobie zawracać głowę. - Idźcie tam i zróbcie swoją robotę z tym rozpoznaniem. Dobrze, że idzie ktoś od nas. Potem nikt nie będzie pierniczyć, żeśmy nic nie robili. No i te fotki i reszta, spoko, Jason też coś nawijał w ten deseń. - powiedział dając znać, że może dać robić swoim ludziom swoją robotę po swojemu.

Duchy naprawdę sprzyjały albinosom, zarówno tym białym od zewnątrz jak i od środka. Inaczej nie dało się wyjaśnić faktu, że dwie blondyny miały tego nieziemskiego wręcz farta znajdować się pod najbardziej wyluzowanym dowódcą ze wszystkich wielkich gangów Detroit. Ledwo Hollyfield skończyły swoje, a one synchronicznie uwiesiły mu się na szyi przytulając do jego boków. Czyli żadnego dodatkowego gówna nie kazał im załatwić, nie musiały się przejmować dodatkowymi wytycznymi. W ogóle im się nie zamierzał wpierdalać, a mógł. Mógł im kazać zrobić wszystko i z nimi zrobić wszystko. W końcu rządził każdym Runnerem nie tylko w mieście.
- Gadane było na spotkaniu i… a to już wszystko wiesz - zerknęła mu do kubka po czym zrobiła bardzo niewinną minę. Mila widząc to z równie niewinną miną rozpoczęła skubanie wargami szyi gangera w okolicach żuchwy, pomagając sobie językiem.
- To jak słodziaku, wracasz jeszcze do siebie albo się umyć czy co? - albinoska mruknęła mu prosto do ucha. Wyszło więc na to, że fabryczną łazienkę też zwiedziły, bo czemu nie?
Narzekać w żaden sposób nie zamierzały.
Wtorek; ranek; biurowiec Ligi


Budynek Ligi z początku budzący zachwyt teraz nie robił już wrażenia na dwóch blondynkach z domu żałobnego. Przywykły, więc mijanie galerii pamiątek detroickich sław przychodziło bez poprzedniego zachwytu. Nawet Sugar na bramce nie robił problemów, więc nie minęło dużo czasu, a Runnerki stanęły na piętrze przed biurkiem Katty. Przywitały się serdecznie, ciesząc na widok brunetki i posadziły tyłki na jej biurku.

- O tej porze przynajmniej nikt nie będzie ci zawracał dupki, ani pchał się z dokumentami bo postawienie krzyżyka w odpowiedniej kratce ich przerasta. Co prawda robota też nas przygnała, ale jednak może trochę się stęskniłyśmy. - albinoska uśmiechnęła się szeroko. - Może trochę bardzo. Jak ci minęła noc, odpoczęłaś?

- Aha czyli nie przyjechałyście z kolejną trumną ani po to aby odszczekać tą wieczorna jogę u mnie? - Katty zapytała zadzierając główkę do góry aby spojrzeć na swoich gości jakie obsiadły jej biurko. I coś na nie nie krzyczała za taką poufałość ocierającą się o bezczelność. Nawet położyła po dłoni na sąsiadującym ze sobą kolanie każdej z nich i przyjemnie je tam głaskała.

- A z tymi krzyżykami to masz rację. No czasami to mówię wam, takie już głupoty wymyślają aby tylko przyjść, że no ja nie mogę. - westchnęła kiwając głową, że domysły albinoski co do niektórych petentów jacy przychodzą tutaj były całkiem słuszne.

- No a co do nocy to byłam grzeczna, z nikim się nie puszczałam i czekałam na was. A wy? Bo coś chyba wcześnie jak na was? - poklepała przyjaźnie oba uda obu koleżanek i zadzierając do nich głowę popatrzyła filuternie jakby podejrzewała, że być może jest jakiś powód tej zaskakująco wczesnej wizyty.

Blondynki popatrzyły po sobie i synchronicznie westchnęły. Tak, to nie była dobra pora dla szanującego się Runnera.
- A w sumie to chyba chciałyśmy też jakby przy okazji podziękować. Koperta od ciebie zadziałała! Wbiłyśmy się Dymkowi prosto pod maskę - albinoska przyznała, pochylając się aby pocałować brunetkę w policzek, a smutek zmienił się w ekscytację.
- Wyszło zajebiście! Zgodził się na środę w “Nuru”, poza tym nas przytrzymał przed wyjściem. Siedzieli z Jasonem i paroma innymi łbami na basenie, więc zostałyśmy tak jakoś do rana u niego na pokojach. Po drodze poznaliśmy bliżej Jane. Bricksa zresztą też. - zaśmiała się. - No daj spokój, jakie odszczekać wieczorną jogę?! Chyba żartujesz! Już się kurde doczekać nie możemy z Lolą! Jaramy się od wczoraj i jak dla nas już byś mogła kończyć. Nie da się zrobić kartki “zaraz wracam” i jechać do domu?

- Ojej ale z was numerantki! - brunetka roześmiała się wesoło a ostatnia uwaga albinoski to ja chyba nawet troszkę rozczuliła bo pocałowała z wdzięczności po jednym kolanku każdej z dziewczyn.

- Oj też już bym chciała aby był wieczór! Przygotowałam wczoraj maty do ćwiczeń i olejek do masażu. I jeszcze takie ładne świece zapachowe. No ale bez was to nie zabawa. To o której byście mogły przyjechać? Ja myślę, że od 17-18-tej już bym mogła być gotowa. Ale oczywiście przyjedźcie kiedy wam będzie pasowało. - brunetka siedząca na wygodnym, obrotowym krześle wydawała się cała w skowronkach na to wieczorne spotkanie z obiema blondynkami.

- A z Dymkiem się udało jednak? Z tą kopertą? No to się strasznie cieszę, że te pieczątki i reszta się na coś przydały! I zgodził się na “Nuru”? No nie dziwię się. Jakby mnie zapraszały takie dwa blond kociaki też bym się godziła. To będę trzymała za was kciuki. A te kostiumy bielizny? Przydały się? - brunetka cieszyła się szczęściem blondynek i chyba miała satysfakcję, że to co przyłożyła rękę aby im pomóc okazało się strzałem w dziesiątkę i się dziewczynom powiodło.

- Ale tej Jane to nie znam. Jakaś wasza koleżanka? Bo Jason to u nas często jest. Chyba najczęściej od was. No ale nie tak wcześnie. - zagaiła o imiona o jakich wspomniała Phere głaszcząc ją i Lolę po udach.

- Jane jest od nas, z SR. Też była na imprezie przy basenie to co się miała tak marnować, nie? Trzeba trenować żeby potem na jednej takiej słodkiej ślicznotce móc w pełni… się nią zająć - Phere pogłaskała ją po głowie czule.
- Będziemy przed 18 w takim razie i zostajemy do rana. Jak chcesz żeby coś przywieźć to dawaj, ogarniemy na mieście. Żarcie? Cokolwiek innego? - zadała szybkie pytania i parsknęła.
- Udało się to mało powiedziane. Wyszło świetnie! - znów cieszyła gębę do świata ciągle nie wierząc co się odwaliło zeszłej nocy i rano.
- Po imprezie trafiliśmy do niego, rano wstał z nami i nie kazał wypierdalać, a polazł do kantyny na kawę i śniadanie. Dał zielone światło na przyszłe odwiedziny i też się podjarał wizją jogi z tobą, czemu absolutnie się nie dziwie… masz jakąś kartkę? - podniosła pytająco brwi - Sama ją napiszę i spierdalamy. No a Jason - westchnęła z uśmiechem.
- Tak, Jason Barbarzyńca. Połamaliśmy Stanowi sofę. Duże bydle, zdolne, silne. No i porządny Runner, co będzie wstawał tak w chuj wcześnie… słuchaj, doszło już do ciebie co się wczoraj odjebało na rewirze Camino?

Katty wydawała się roztapiać od tych słodkości. Jak ją albinoska pogłaskała po głowie to przejęła jej dłoń i pocałowała. A i chłonęła żywo tą opowieść jak to zwykle się działo gdy się wśród znajomych i koleżanek opowiada jakąś imprezę na jakich ich nie było. Kiwała głową jak tak słuchała i cieszyła się razem z nimi. Sapnęła dopiero jak się Phere zapytała o powikłania wczorajszego dnia. Zastanawiała się co tu teraz powiedzieć a w końcu złapała Lucy za dłoń i pociągnęła ją na i do siebie sadzając sobie na kolanach.

- No to co do dzisiaj to wpadajcie z kim i z czym chcecie. Na pewno będzie zajebiście. Joga, z wami, i bez ubrań, i do białego rana no to jak to by się mogło nie udać? - zaczęła od tych tematów bliższych własnej skórze i interesom. Widocznie miała już na tyle dobrej woli i zaufania do obu Runnerek, że mogła się zdać na ich osąd w sprawie detali tej gościny.

- Jesteście moimi gośćmi więc ja przywiozę jakąś szamę. Mam ulubionego Koreańczyka, świetny makaron robi i ryby. Kurczaki też. Przywiozę coś jak będę wracać z pracy. No chyba, że chcecie coś konkretnego to powiedzcie co. No i jak macie ochotę to też możecie coś przywieźć ze sobą. O papiery się nie martwcie, jak coś trzeba to wam zwrócę. Nawet teraz mogę wam coś dać na wydatki. - sekretarka trzymała na swoich kolanach Lucy obejmując ją troskliwie i mówiła szybko jakby miała już nieźle zaplanowane jak to będzie dzisiaj wyglądać ten wieczór. Ale jeszcze była gotowa coś przemodelować jakby była taka potrzeba.

- A to jakby nam się trafiła kiedyś tam okazja przyjechać z Dymkiem to możemy? - Lola zmarszczyła brwi chcąc się upewnić czy dobrze zrozumiała słowa kasztanowłosej gospodyni.

- Dymek? Ten szpako oki blondasek? No tak, jak będziecie miały ochotę i okazję to tak, zapraszam razem z nim. Z tą Jane albo kogo tam uważacie i macie zaufanie, że nie narobi potem jakichś problemów to też. Jasona trochę nie jestem pewna. Bo no tak jednak spotykamy się dość często służbowo. I rozwalił sofę? O rany! No rzeczywiście barbarzyńca! - Katty mówiła szybko i kiwała głową ale ton miała wesoły. Brzmiało jakby polubiła obie blondynki na tyle, że mogła ich gościć nawet z osobą towarzyszącą i bez wcześniejszego umawiania się. Nawet Jason opisany jako taki barbarzyńca zdawał się budzić jej ciekawość chociaż tutaj jednak patrzyła na niego trochę przez służbowy pryzmat.

- No a wczoraj to tak naprawdę pewnie dopiero dzisiaj się coś okaże. Z tym atakiem co wczoraj pojechaliście. Bo jak wróciliście to mnie już nie było. To mi tylko Nita kartkę zostawiła. I pewnie dzisiaj przyjedzie. To pewnie wiecie więcej ode mnie. A co tam się właściwie stało? Nic wam nie jest mam nadzieję? Bo mi Nita napisała, że Carlos i wasz Skaza oberwali. A Spencer został u nich. Posłałam już rano kuriera do Downtown bo kurde wczoraj jak mnie już nie było to oczywiście nikt na to nie wpadł. To pewnie też ktoś od nich przyjedzie. No ale wy jesteście pierwsze. Aha, i kartkę tak? Lola podasz? Tam obok ciebie leżą. - sekretarka spoważniała gdy mówiła o wczorajszym ataku. Jednak skoro obie blondynki były pierwszymi uczestniczkami wczorajszych walk z jakimi rozmawiała to jeszcze nie bardzo miała wyrobione zdanie. W końcu Nita przywiozła je wczoraj pod wieczór jak już jej nie było na posterunku i wszystkiego dowiadywała się już dzisiaj z rana z napisanych kartek.

- Na peryferiach strefy brudasów wpadliśmy na Drinkersów - albinoska bardzo chętnie ugościła się na kolanach kumpeli. Oparła głowę o jej ramię i gapiła się w blat biurka.
- Podczas gdy my z Lolą, Nitą i Joeyem byliśmy na dachu, zaatakowali chłopaków którzy zostali przy furze. Podeszli ich, Skaza ledwo wyciągnął spluwę a ci już go we dwóch złapali. Jebnęli go kosą po bebechach. Carlossa, tego kierowcę brudasów, zajebali w ramię ostrzem… jebać go. Gorzej ze Skazą, ale już go ogarnęli zarówno łapiduchy brudasów, jak i Joey zaraz po zajściu i Ash już u nas. Tylko wyjście na prostą mu trochę zajmie… zanim znowu stanie na nogi. Musimy mu skołować painkillery i witaminy, jakieś bandaże i jakieś tam pierdoły aby mu się przyjemniej chorowało. - zrobiła krótką przerwę.

- Spencera, tego kumpla Leo z Downtown dorwali w zaułku gdy poszedł się odlać. Zaciągnęły go kurwy w kanały i chuj, nie? Po ptokach, zabrały do Hegemona żeby zrobić kolejnego jebanego mutasa które moglibyśmy spotkać podczas szturmowania rafy. No ale… nie zostawiliśmy go - przyznała cicho, gapiąc się w jeden punkt.

- Udało mi się przekonać Nitę żeby iść ich śladem przez te gówniane tunele. Szły pod Zakazaną, do jakiejś fabryki. No to tam weszłam, znalazłam go i wyniosłam po cichu, miałam farta bo trzeba było zajebać tylko jedno ścierwo - wzruszyła ramionami - Nita go pomogła wynieść do kanałów, zaciągnęłyśmy kurwa cudem z powrotem ale chujowo oberwał. O wiele gorzej niż Skaza. No ale przeżył, chociaż gdyby nie Lola i Joey nie miałybyśmy siły go wyciągnąć z powrotem na ulice. Niemniej jakoś poszło, wróciliśmy wszyscy mimo wszystko. Jutro wpadają do nas kumple z ekipy po sąsiedzku, zagadamy czy by przypadkiem nie chcieli robić nam za ochronę gdy następnym razem będziemy musiały wyjebać na to zadupie. Swoją drogą z tego wszystkiego nie ustawiliśmy się na następne spotkanie tutaj w biurze.

- Ojej to straszne! Dobrze, że wy chociaż wróciłyście cało. Nie chciałabym aby coś wam się stało. - brunetka słuchała z przejęciem tej relacji albinoski siedzącej jej na kolanach. Zerkała na nią i na Lolę co wciąż siedziała na skraju biurka. Blondynka jednak niemo, kiwaniem głowy potwierdzała słowa kumpeli.

- No ale jak tak to dobrze, że mówicie. To ja wyślę zawiadomienia na kolejne spotkanie. Na kiedy by wam pasowało? Dzisiaj? Jutro? I powiadomię Petera. Coś z tym trzeba zrobić. Żeby takie napady się nie powtórzyły. - sekretarka pokiwała głową jakby karbując sobie w głowie następne posunięcia. Ale skoro już miała obie blondynki przy sobie to chciała je skorelować z tymi planami. Rozmawiały z właściwą osobą bo z tego sekretariatu rozciągały się sznurki na całe miasto.

- Można dziś, od razu powiedzieć reszcie, ustalić dalszy plan bo jak wy czegoś nie dacie to będziemy musiały zgarnąć naszych od Cyborga. Jutro od południa nas nie ma praktycznie, więc najwcześniej czwartek rano… znaczy południe, więc lepiej dziś. Od ręki i na świeżo pogadać. Żeby potem nie było pierdolenia że coś przed kimś ukrywamy - Śnieżka powiedziała po krótkim zastanowieniu.

- Dzisiaj? No dobrze, mogę im wysłać na dzisiaj. Na południe może być? - sekretarka zgodziła się na taką propozycję spotkania chciała jeszcze tylko znać dokładniejszą porę na to spotkanie skoro miała je rozesłać po mieście.

- Na popołudnie lepiej, tak koło trzeciej - po chwili zwłoki Runnerka doprecyzowała - Jeszcze dziś trzeba załatwić kilka rzeczy, a jak potem zjeżdżamy do ciebie to teraz koło południa będzie jedyny sensowny termin aby ogarnąć nasze sprawy. Poza tym liczymy na dobry humor Bricksa, a jak się jebany nie wyśpi może zrzędzić… i w takim scenariuszu jebany nie będzie - zaśmiała się, wyjmując w impulsie dobrego samopoczucia telefon i po paru ruchach pokazała brunetce foty z zeszłej nocy i poranka.

- O! Ale się działo! To widzę, że impreza wam się udała. - Katty chętnie zajrzała do małego ekranu aby popatrzeć na uwiecznione fotki z wczorajszej zabawy. Dopytała się o Jane bo okazało się, że z tych widocznych twarzy i sylwetek to Jasona, Dymka no i obie blondynki to zna więc tylko ona była dla niej nowa.

- Jej duży jest ten Jason. Znaczy tak bez ubrania. Znaczy w ubraniu też ale jak go tutaj zawsze widziałam no to tak inaczej. A ta Jane też wydaje się sympatyczna. - komentowała na bieżąco oglądane na smartfonie zdjęcia.

- Hmm… To na 15-tą? To wiecie co? Może po prostu razem pojedziemy do mnie? Bo pewnie jak wy skończycie to zebranie to i ja będę kończyć swoją robotę. Tylko wtedy byśmy musiały jeszcze razem pojechać do tego Koreańczyka. No chyba, żeby wam się przedłużyło to spotkanie albo znów ktoś się spóźnił. To może wtedy trochę głupio abym tak tu czekała na was na próżno… - sekretarka myślała na głos jak tu zmodyfikować te popołudniowe plany o spotkanie na szczycie którego do tej pory nie musiała uwzględniać. I popatrzyła na obie Runnerki ciekawa czy jej coś doradzą w tej sprawie jaką do końca trudno było planować co do kwadransa o minutach nie wspominając.

Blondynki popatrzyły po sobie. Mila zmrużyła oczy, Lucy trochę podniosła brwi i jednocześnie kiwnęły głowami.
- Jedź od razu jak skończysz, my zagadamy do Jasona i może go wyobracamy gdzieś tu w kiblu, a potem pogadamy na poważnie. To naprawdę duży, silny i zdolny że ja pierdolę kafar - westchnęła z czułością przypominając sobie spotkanie prywatne we dwójkę.
- Nie masz co się obawiać że z czymś wyjebie niestosownym, jest z Novi - dodała oczywisty fakt, ale widząc minę Katty wyjaśniła - Ma wyjebane na konwenanse, nie zacznie ci zaglądać w cycki przy każdej okazji, ani robić przy ludziach głupich podchodów. Jest okazja na zabawę to się człowiek bawi i tyle… oj kochana - mruknęła sięgając po kartkę z biurka. Zgięła ją na pół i napisała “ZARAZ WRACAM” po czym postawiła na blacie.
- Za mało jarasz - wydała diagnozę wstając i ciągnąc brunetkę za sobą - Jak nie jarasz to się spinasz niepotrzebnie. Idziemy na skręta, pięć minut cię nie zbawi, nie? Jest jeszcze nieludzko rano zresztą.

- Na skręta? - brunetka dała się podnieść do pionu i spojrzała trochę pytająco na obie kumpele i na improwizowaną kartkę o swojej chwilowej nieobecności. Ale już Lola ją złapała za drugie ramię.

- No na skręta. Do jakiegoś kibla albo gdzie tam tu macie jakiś schowek na szczotki. I może jeszcze jakąś sypaną latte. Coś z wczoraj pamiętam, że serwujesz całkiem niezłą. A tu widzisz coś by się przydało energetycznego na dobry początek dnia. Sama widzisz. Jaki napięty grafik się zrobił od rana do następnego rana. - Lola po dłuższej chwili milczenia i słuchania odezwała się wreszcie i to z tą swoją, żywiołową werwą. Zatrzymały się na rozdrożu sekretariatu bo tu było parę dróg do wyboru.

- Ale chcecie przyjechać z Jasonem? Noo… I myślicie, że nie będzie z nim jakichś przypałów? Momentami jest troszkę nieokrzesany. - sekretarka widocznie co do reszty planów na wieczór nie miała większych obiekcji albo wręcz żadnych ale zawarcie bliższej znajomości z oficjalnym przedstawicielem Sand Runners jaki był jej kolegą z pracy wciąż jeszcze wprawiało ją w wahanie.

- Lucy dobrze mówi, chłop jest ogarnięty. No i sama powiedz. Nie chciałabyś aby taki King Kong połamał pod tobą łóżko podczas zabawy? No zapytaj Lucy jak to było. Bo ja to przyszłam już na gotowe bo wtedy to z Jane obrabiałyśmy Dymka. I masz tą latte? - Mila pokazała gospodyni na te kilka opcji do wyboru gdzie mogły się udać bo w końcu ona tu wiedziała co jest co a one to właściwie znały tylko sekretariat i pokój zebrań.

- A! Latte! No tak, to czekajcie chwilę… - szatynka wymsknęła się obu blondynkom i wróciła do swojego biurka. Pogrzebała coś w jakiejś szufladzie i wyjęła dwie, małe torebeczki z białym proszkiem. I pomachała nimi wesoło wracając do nich z powrotem.
Wtorek; przedpołudnie; dom pogrzebowy

Sypana latte od Katty miała tą pobudzającą moc, a może chodziło o kompletnie inne aktywności które wykonały wspólnie podczas trochę dłuższej niż pięć minut przerwy na skręta. Gdy się w końcu pożegnały i Runnerki wróciły do Black Knighta wyszło im że jest wciąż za wcześnie na wizytę w Grzeszniku, więc Mila fantazyjnie zawróciła na ręcznym gdzieś dwieście metrów za ligową bramą żeby skierować furę w innym kierunku - nad Wallad Lake. Wypadało odwiedzić dom, przebrać się i ogarnąć skoro znowu cały dzień miało ich nie być. Zobaczyć co ze Skazą i jak chłopaki sobie radzą. Dać znak, że pamiętają o imprezie z Cyborgami w środę… i wszystko mają pod kontrolą chociaż nie była to prawda.
Po kwadransie szybkiej jazdy zajechały pod dom pogrzebowy tym razem spokojnie wychodząc z bryki. Równie spokojnie weszły do środka, bez wrzasków albo nawoływań.
Wnętrze domu było ciche, nic dziwnego. Chłopaki z pewnością jeszcze spali. Blondynki zakręciły się w kuchni z tego tytułu, szykując rodzinie śniadanie. Jedną porcję, razem z gorącą herbatą przygotowały dla Skazy.
- Idź po Aarona - stawiając naczynia na tacy Phere poprosiła kumpelę. Skoro już miały budzić szefa warto aby doc go zbadał. Potem zobaczą czego mu potrzeba, aby cierpiało się chłopu lżej.

Aaron sam się im nawinął. Ledwo wróciły do środka i zaczęły kręcić się po kuchni w której nikogo nie było a Ash się pokazał. - Cześć. I jak było? - zapytał korzystając z okazji aby zalać sobie poranną kawę. Geronimo pewnie nadal spał i Skaza pewnie też.

- Ojej aż nie wiem od czego zacząć. Ale było kozacko! - Mila roześmiała się wesoło i aż spojrzała na partnerkę bo trudno było wczorajszy wieczór, noc i dzisiejszy poranek streścić w paru słowach.

Phere za to aż tak mało wylewna nie była. Robiąc sobie kawę chętnie streściła cały zeszły wieczór, noc, dzisiejszy poranek i późny poranek aż do ich powrotu do domu. Gadała z detalami, nie omijając ani walk na ręczniki w basenie, ani kobiecego trójkąta na jego brzegu i na oczach Dymka oraz jego przybocznych. Ani o późniejszych harcach już w prywatnym lokum niebieskookiego łącznie z połamaniem kanapy, poranną kawą przy dyskusjach o Strefie i powtórką z rozrywki w ramach pożegnania. Gadała też o Katty, ich porannym wyjściu na fajka w komplecie z sypaną latte.
- … jeszcze tylko dziś zahaczymy o “Grzesznika” bośmy się ustawiły z Blue na lunch po którym nagłe spotkanie w Lidze mamy, a po nim uderzamy do Katty na noc. Wrócimy jutro rano żeby się ogarnąć przed “Nuru”... bo Stan się zgodził! - zapiszczała jak mała dziewczynka, skacząc w miejscu parę razy - Będzie tam jutro w samo południe! I koniec z kombinowaniem kopert i poleconych żeby wejść do Fabryki, bo możemy do niego wchodzić na legalu! Rozumiesz?! Do Dymka! Tak po prostu! Chyba jednak nas polubił!

- Oh… Ah… Aha… No tak, tak… No… To dobrze… - Ash słuchał tego wszystkiego i wydawało się, że każdy kolejny epizod jaki opowiadały kumpele to robi się na przemian to bledszy to bardziej czerwony. Jakby słuchał relacji z jakiegoś filmu akcji czy co. Zwłaszcza, że Mila chętnie demonstrowała słowa kumpeli gestami. A te wyglądały tyleż sugestywnie co zbereźnie. Z których ten jak demonstrowała tą poranną latte z młodych piersi Katty to nachyliła się nad dekoltem kumpeli aby pokazać kumplowi jak to się odbywało.

- No tak, co się dziwisz. Przecież ci od początku mówiłam, że ona leci na blondynki a zwłaszcza na nas obie. No i widzisz? Dzisiaj rano Lucy jej powiedziała, że wbijamy do niej i w nią z Jasonem no i foczka nawet nie jęknęła. Tylko główkowała, że trzeba będzie więcej żarcia zamówić i takie tam. - Mila już weszła do niezłej wprawy w takim lekkim bajerowaniu jak to najfajniejsza sekretarka w mieście szaleje za nimi obiema i w ogóle jest na każde skinienie. Co prawda wiele się nie mijała z prawdą bo w końcu prawdą było, że zgodziła się na dzisiejszy przyjazd Jasona. No ale największe wrażenie chyba i tak robiła ta lekkość z jaką Runnerka opowiadała o tej co by nie mówić gwieździe Ligi. Nawet jeśli nie ścigała się w ligowych rajdach to wszyscy ją traktowali jako twarz Ligi. Tą życzliwą, ładną, sympatyczną i uśmiechniętą. No ale raczej mało kto mógłby sobie pozwolić na okazywanie takiej poufałości jak to ostatnio robiła Mila więc to rzucało się w oczy. A co najdziwniejsze te kolejne prywatne spotkania z Katty no i fotki z tych spotkań tylko potwierdzały jej bajerę.

- Aha no tak… No to ten… No dobrze. I z Hollyfieldem też? Dał wam zieloną kartę? Możecie go odwiedzać tam w fabryce? No, no… - pokręcił głową nie bardzo wiedząc co powiedzieć na tak oszałamiający sukces koleżanek. W ogóle wykraczał on poza codzienną skalę najbliższej ulicy i kwartału na jakim zwykle koncentrowało się życie i sprawy Żałobników.

- No miał też być dziś wieczorem u Katty, ale już był umówiony, więc żeby mieć jakiegoś drąga to padło na Jasona. Widziałeś go, wielki jest, a bez ubrań wygląda naprawdę zajebiście. Jak chcesz zobaczyć mamy foty - Phere puściła mu oko, a potem objęła z całej siły od tyłu, kładąc brodę na ramieniu technika.
- A teraz mów co tu u was, jak Roger? Wszystko ok? Trzymasz się, czegoś potrzebujesz? - zalała go pytaniami zanim nie nabrała tchu i wolno nie dokończyła - Pamiętamy z Milą że jutro Cyborgi wpadają, będziemy i coś zgarniemy. Jakieś alko… żarcie dacie rade zrobić? Jak nie to wcześniej wpadniemy żeby ugotować cokolwiek. W ogóle jak stoimy z zapasami? Teraz jak nas nie ma powinny starczyć na dłużej. Chyba.

- No u Skazy no to będę właśnie do niego szedł. Pewnie wiele się od wczoraj nie zmieniło. Czyli nie jest zbyt dobrze. Ale obejrzę go jak będę zmieniał mu opatrunki. Pewnie niedługo i tak się obudzi. - Ash chyba z ulgą zmienił temat na bardziej swojski, taki o medycynie i pacjentach. A nie o drągach runnerowych ważniaków albo kolejnych bliskich spotkaniach z Katty.

- I Cyborgi no tak, mają jutro wpaść. No i żarcie no dobrze by coś im dać było. Jak byście były i zrobiły jakieś żarcie to byłoby świetnie. Bo jak nie to trzeba będzie coś kupić na mieście. Skaza leży, a ja i Gero to raczej no słabi z nas kucharze. - przyznał ich technik, że bez dziewczyn to kuchnia raczej odłogiem stoi.

- Widzisz Lucy? Niby taki inteligentny, no geniusz prawie a jednak typowy facet. Widzisz do czego nas tu potrzebują? Do garów! A potem się dziwią, że się umawiamy na mieście z jakaś tam Katty, Blue albo Dymkiem. - Lola zrobiła minkę jakby słowa Asha ją rozczarowały i ubodły jej feministyczne uczucia. I chociaż Lucy poznała, że się zgrywa to Aaron chyba jednak się nie poznał bo się przejął.

- Znaczy nie no, macie swoje sprawy to jedźcie. My to jakoś załatwimy. Najwyżej coś na mieście się kupi. No ale żarcie… No jakieś trzeba by kupić. Bo się kończy. Znaczy jest makaron i kasze no ale tego świeżego to już mniej. No a ja to zostaję tutaj, Skaza też no to zostaje tylko Gero. - Aaron mówił przepraszającym tonem jakby nie chciał urazić koleżanek no ale skoro już rozmawiali o sprawunkach to jednak okazało się, że coś można by podziałać. Bo w tak okrojonym składzie jaki zostawał w domu to właściwie tylko ich mięśniak nadawał się do wyjścia. No ale Gero się nadawał do zakupów jak trzeba było coś wyrwać i wyszarpać albo zabezpieczyć towar czy kogoś od nich. Ale robienie zakupów osobiście to jednak nie było jego najmocniejszą stroną.

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której albinoska myślała, liczyła i zżymała się w duchu, aż wreszcie mocniej oparła ciało o plecy ich spryciarza.
- Gdyby chodziło o kogoś innego to byśmy się zawinęło i elo. No ale to chodzi o was - pocałowała go w policzek i zaczęła głaskać po krótko ściętych włosach i boku twarzy.
- Zaraz zrobimy wam żarcie na dziś i jutro do wieczora żebyście głodni nie chodzili. Przed wieczorem jutro wpadniemy z zakupami, przygotujemy imprezową szamę i zapełnimy ponownie szafki abyście tu nam chłopaki nie zeszli z głodu… a do Gery’ego pójdziemy razem, dobrze? Zaniesiemy mu śniadanie, nakarmimy i… wiesz - zgrzytnęła szczękami.
- To Gery, nie?

- A nie możesz się jakoś umówić z tą twoją wampirzycą? Wiesz jak nie chcesz albo ci się znudziła to ja ją przygarnę do piersi bardzo chętnie. Wyglądała mi na rozkosznie milutką. Ona coś umie w kuchni? - Lola popatrzyła na Asha z drugiej strony niż Lucy no i wpadła na inny pomysł.

- Amy? No właściwie to nie wiem. Nie gadaliśmy o gotowaniu. A nie spotkałyście jej wczoraj? Bo tak trochę nie umawialiśmy się na kolejne spotkanie. To znaczy ja bym chciał no ale tak myślałem, że przyjedzie z wami jak będziecie wracać z Ligi. Tak jak ostatnio. - Aaron nieco się zarumienił bo w przeciwieństwie do Loli to nie miał takiej wprawy w kontaktach towarzyskich.

- Ah… No dobra to jak dzisiaj będzie w Lidze to uderzymy do niej. Jak się da to ją zwiniemy tutaj. Myślałam, że jakoś się z nią dogadałeś. - koleżanka zmitygowała się szybko i dała znać, że będą pamiętać o bladolicej czarnulce jeśli się dziasiaj pojawi na zebraniu.

- Dzięki. No to ja teraz pójdę do Skazy. Xavier też pewnie niedługo wstanie. - Aaron pokiwał głową i wyłuskał się z objęć Lucy aby podreptać w stronę wyjścia. Ale ruszył ku schodom na górę więc pewnie od wczoraj przenieśli Rogera do jego własnego pokoju.

- Wstawisz wodę Gero na kawę? - albinoska poprosiła kumpelę samej biorąc tacę ze śniadaniem dla ich szefa - Zobaczę czy czegoś mu tam nie trzeba przynieść. Komiksów z góry do poczytania, albo dodatkowej kołdry. No czegokolwiek - wzdychając ruszyła za ich doktorkiem.

- Jasne, ja tu zadbam. I Xavierem się nie przejmujcie. Jak mi tylko wlezie pod nogi to zaraz poczuje gniew białego króliczka. - Lola pożegna ich wesoło i została w kuchni. A oni oboje ruszyli najpierw na korytarz a potem na klatkę schodową na wyższe piętro które zarekwirował dla siebie ich lider.

- To ty idź po te komiksy czy co. A ja… No… Pomogę mu się odlać. Jest w gorszym stanie niż Nico zaraz po wypadku. To nie ma co go męczyć z prowadzeniem do kibla. Wszystko trzeba załatwiać na miejscu. To tam jakbyś już szła do jego pokoju to daj znać. Jemu chyba trochę głupio, że teraz jest taki słaby. To się tam nie znęcaj nad nim z tej okazji tylko tak udawaj, że wszystko jest z nim w porządku. - poradził jej zanim się rozstali na schodach. I mówił trochę zakłopotanym tonem ale jednak nie chciał aby ich lider i opiekun który to właśnie on zwykle o nich dbał i za nimi latał jak było potrzeba teraz poczuł się niezręcznie z powodu swojej chwilowej niedyspozycji.

Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę. Nie męczyć Rogera, zapamięta. Z tacą ostrożnie zrobiła jeszcze dwa schody do góry, ale zatrzymała się i odłożyła ją na kolejny stopień żeby zabrać gdy będzie wracać.
 
Dydelfina jest offline