Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2021, 04:56   #41
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vUMQr66Xh04[/MEDIA]
Wyścig zwany życiem przybierał różne tory i drogi. Nie zawsze był to szeroki, równy asfalt na którym dało się rozpędzić ile fabryka dała silnikowi. Bywały też, dla równowagi, trasy pełne dołów, ostrego gruzu i zardzewiałych prętów zbrojeniowych oderwanych wraz z betonową otoczką od okolicznych, sypiących się budynków. Nie zawsze wypad na miasto dało się kończyć w luksusowym klubie, albo przynajmniej w doborowym towarzystwie i w akompaniamencie wyskokowych trunków. Nie zawsze był dzień dziecka, oraz nie zawsze świecące słońce grzało przyjemnie w odsłoniętą skórę twarzy. Czasami napierdalało złem prosto po gałach, bo rzeczywistość bywała brutalna. Żałobnice powinny się przyzwyczaić, przecież doskonale pamiętały jak to było na dnie stawki, w kwintesencji zwrotu “mieć przejebane”. Nagły atak w dzielnicy brudasów odpalał podstawowe, utarte pod czachą schematy: Camino coś odjebali. Wywieźli ich na zadupie i teraz upozorowali wypadek aby ograbić trupy, a resztki zostawić na pozarcie bezpańskiej faunie żyjącej w Ruinach.
- Miej ją na lufie - tyle Lucy zdążyła szepnąć do Loli zanim nie puściła się pędem za murzynką, po drodze wyciągając własną broń.

Z początku wszyscy biegli w grupie. Po tym pierwszym momencie zaskoczenia gdy wszystkich jakby sparaliżowało. To po okrzyku Nity każdy złapał co miał przy sobie i ruszył biegiem po schodach na dół. Pierwsza Nita, za nią obie Runnerki i Joey co zamykał stawkę. Szybko zbiegli na tyle nisko, że albinoska zaryzykowała drogę na skróty. Przeskoczyła przez barierkę schodów i poszybowała w dół. Biegnące do tej pory przed nią dziewczyny tylko jej śmignęły i zniknęły z widoku zaraz potem. Ona sama wylądowała płynnie pomimo tego, że lądowała na mokrym, brudnym betonie. Udało jej się zamortyzować upadek i chwilę potem wróciła do pionu. Już widziała główne wejście i recepcję dawnego hotelu czy co to tam było. A przed tym wejściem stojącego vana Camino jakim tu przyjechali. Ale coś tam się kotłowało sądząc na słuch. Z góry gruchnął jakiś strzał a i słyszała zbiegające po schodach koleżanki jakie udało jej się wyprzedzić.

Nie patrząc za plecy gangerka ruszyła pędem przez recepcję, ściskając w dłoni krótką broń. Była teoretycznie lepszym wyborem od noża, pozwalała zachować dystans. Strzelić do kogoś, z kim właśnie walczył Skaza, bo dało się to usłyszeć - odgłosy walki wręcz. Trochę dziwne, normalnie powinny rozlegać się odgłosy strzelaniny, przecież Roger to nie Xavier. Wolał broń dystansową zamiast nawalanek na pięści i topory. Biegła więc przez brudne lobby, kierując się do drzwi aby stamtąd wyjrzeć za róg i dowiedzieć się co u licha się tu dzieje.

Przebiegła przez zdezelowaną recepcję i zatrzymała się przy głównym wejściu. Tym samym jakim niedawno wchodzili do środka kierując się ku klatce schodowej. Teraz widziała, że co prawda furgonetka stała nadal tak jak ją zostawili. Ale przed jej szoferką dostrzegła Carlosa. Członek Camino stał plecami do niej i machał maczetą z jakimś barbarzyńskim mutkiem z prętem zbrojeniowym. Spencera i Skazy nie widziała. Odruchowo zarejestrowała, że z góry nad nią znów ktoś strzelił w stronę walczących.

Wybiegła na zewnątrz obiegając kufer furgonetki. Od razu dostrzegła Skazę. Szarpał się jeszcze ale dwóch mutków wlekło go w stronę ruin na przeciwko. Po walce została plama krwi i jego karabin jaki zdążył wyjąć z furgonetki. Nigdzie nie widziała człowieka Schultzów.

Być może Spencera zarżnięto wewnątrz furgonetki, albo uciekł lub i jego zawleczono gdzieś na pobocze. W ciele albinoski rozgorzała wściekłość. Nienawiść nie do opanowania zagłuszyła niepotrzebne myśli. Widziała tylko obrzydliwe mordy Gas Drinkersów i tego najważniejszego Runnera między ich parszywymi łapami. Gery krwawił, widziała gołym okiem że mocno oberwał. Zacisnęła szczęki podnosząc broń i strzeliła w wyższego mutanta, a potem jeszcze raz.

Glock w rękach albinoski huczał raz za razem. Strzelała w sam środek zwalistej, pokracznej sylwetki. I trafiła! Widziała i słyszała. Mutek w masce hokejowej jakiego obrała za cel wrzasnął urwanym krzykiem po każdym trafieniu. Puścił Rogera i zachwiał się. Drugi jednak dalej go wlekł w stronę ruin. Obejrzał się jednak szybkim spojrzeniem w kierunku nowej napastniczki. A potem kolegi bo i gdzieś tam Carlosowi udało się w końcu odwinąć swojemu przeciwnikowi i maczeta wbiła mu się w ramię. W sukurs przyszły też dziewczyny. Obiegły wóz każda z innej strony. Widząc co się dzieje Nita wycelowała swoją klamkę w przeciwnika Carlosa zaś blondyna niewiele myśląc zrobiła to samo idąc śladem albinoskiej kumpeli.

Widząc to wszystko było chyba zbyt wiele dla prymitywów Hegemona. Bo puścili swoją zdobycz i rzucili się do bezwstydnej ucieczki ścigani rozpędzonym ołowiem. Ale nie zostawiali za sobą powalonego Rogera który zaległ tam gdzie go puścili. Zaś i Carlos był w kiepskim stanie. Z trudem opierał się plecami o maskę ledwo trzymając maczetę w ręku.

Phere jednak nie odpuszczała, nabrała powietrza i nie opuszczając broni dalej pruła ołowiem. Celowała w tego, który już oberwał, dusząc chęć aby wrzeszczeć na całe gardło. Gdzie był pieprzony Schultz?!

Ten mutek którego obie Runnerki obrały za cel nie zdołał dobiec do bezpiecznych ruin. Padł w parę kroków od nich. Drugi który wlókł do tej pory Rogera zdołał tam się skryć znikając im z oczu. Podobnie jak ten którego zdołał sieknąć Carlos a doprawiła mu Nita strzelając w uciekające plecy. I jeszcze chyba Joey który pruł ołowiem z okna chociaż ostrożniej i oszczędniej nie chcąc pewnie trafić swoich.

- Gdzie Spencer?! - krzyknęła Mulatka do swojego kierowcy. Też widocznie zorientowała się, że coś nie widać Schultza przy furgonetce. Lola podbiegła do środka i zajrzała ale pokręciła głową, że go tam nie ma. Doskoczyła więc do Skazy.

- Zabrali go… Poszedł się odlać… I się zaczęło… - wychrypiał Roger przewalając się ciężko na plecy. Mętnie wskazał na kierunek gdzie właśnie zniknęli Gas Drinkersi. On sam mocno oberwał bo trzymał się dłonią za rozharatany brzuch. Ale nie tracił przytomności.

- Joey, potrzebujemy cię tu! - albinoska krzyknęła w stronę furgonetki. Nie biegała, a pilnowała, stojąc między Rogerem, a ruinami i metodycznie uzupełniała brakujące w glocku kule. Wizja szybkiego załatwienia sprawy w dzielnicy Camino prysła jak sen złoty, a sytuacja się ostro pokomplikowała.
- Lola, pilnuj Skazy. Niech ten Huron go poskleja. Gery, jesteś twardzielem. Wyjdziesz z tego. Uważajcie na siebie i pilnujcie ulicy. Pójdę zobaczyć co z Schultzem, jeśli go zabrali zostawili za sobą ślady. Jeśli nie wrócę za godzinę zwijajcie się i widzimy się w domu.

- Usiądź tutaj. - Nita podobnie pokomenderowała Carlosem. Złapała go za ramię i pomogła mu usiąść na siedzeniu kierowcy. Chociaż tak się chwiał i broczył krwią, że nie było pewne czy zdoła zrobić z niego użytek. Za to chociaż krótko ogolony Huron nie robił problemów. Krzyknął z góry, że już idzie i zniknął im z widoku. Teraz musiał zbiec na dół tak samo jak koleżanki przed chwilą.

- Jasne… To tylko draśnięcie… Grunt to nie biec w stronę światła nie? - wymamrotał Skaza próbując się uśmiechnąć. Lola co zdołała przy nim klęknąć szybko rozdarła mu koszulę. Ale krwi było sporo.

- Apteczka! Macie jakąś apteczkę?! - krzyknęła w stronę kolorowych co robili tu za gospodarzy. Albinoska zaś próbowała wpychać wystrzelone pociski wo magazynka. Krótka ale gwałtowna strzelanina opróżniła ponad połowę zawartości.

- Idę z tobą. - rzuciła Mulatka z różowymi włosami do albinoski. Wyjęła skądeś apteczkę i rzuciła ją Loli. Wcześniej wyjmując bandaż dla Carlosa. Przekazała go Huronowi który akurat wybiegł przez główne wejście.

- Ale się pochrzaniło! - krzyknął przejęty ale widząc obu ciężko rannych podbiegł do kierowcy.

- Ja mogę was stąd zabrać jeśli on nie może jechać. - rzuciła nerwowo Lola próbując dobrać się bandażem do rany lidera Żałobników. No ale najwięcej wprawy to miał u nich Ash w tej materii. On to pewnie wszystko by zrobił jak należy więc blondynka na razie tylko chciała zatamować co się da.

- Jak się zacznie bardziej pierdolić to jedźcie i nie oglądajcie się za plecy. Macie przeżyć. Gery, masz przeżyć bo mnie wkurwisz, jasne? Bez ciebie tu nic nie ma sensu - druga blondynka kucnęła obok swoich i przycisnęła czoło do czoła Rogera. Gniotło ją w dołku, serce nakazywało zostać na miejscu. Rozum niestety wiedział, że to nie możliwe.
- Dacie radę, kto jak nie wy? Jesteśmy Runnerami, nie podwijamy ogonów przed metą. - wyszeptała, całując krótko dwójkę przyjaciół zanim wstała.
- Muszę iść, ale wrócę. Uważajcie na siebie i Lola, pamiętaj o karabinie - wskazała porzuconą broń ich szefa, chociaż to od niego nie dawała przez długo odwrócić wzroku. Wreszcie posłała mu pokrzepiający uśmiech i odeszła w stronę felernego zaułka, kiwając głową na Nitę.

- Chrzań go… Wystarczy, że pokażemy, że zrobiliśmy… Co się dało… Ona też po to idzie… Jak się nie da… To wracaj… Chrzań go… - wychrypiał ciężko Roger. Starał się wstrzymywać oddech aby nie wrzeszczeć jak Lola próbowała mu jakoś zawiązać bandaże wokół poranionego brzucha.

- Właśnie Roger się zna. Poniuchaj tam i zaraz wracaj. Z nim lub bez niego. Mamy tyle kuperków i numerków do odwalenia to nie daj się tam zabić. - blondynka oddała buziaka albinosce i też starała się trzymać fason. Ale było jej ciężko. Najchętniej pewnie by się stąd zmyła. Ale mimo to próbowała jakoś zabandażować Rogera no i podtrzymać na duchu kumpelę.

- Idziemy. Nie będziemy się o niego zabijać. Ale sprawdzić trzeba. Inaczej powiedzą, że specjalnie go wystawiliśmy czy co. - Nita chyba miała zaskakująco zbieżne poglądy. Ale już trzymała swoją klamkę w obu dłoniach i stała przy grupce Runnerów gotowa podążyć zakrwawionym śladem.

- Oni tam się tłukli! Widziałem trochę z góry! Ale teraz już nie! Musieli go gdzieś zawlec! - krzyknął Joey który obowiązywał świeże rany Carlosa. Wskazał na ten częściowo rozwalony budynek naprzeciwko gdzie zniknęli ci postrzeleni Drinkersi.

- Idziemy - Lucy mruknęła cicho i narzuciła kaptur na głowę aby ukryć białe włosy i twarz. Szybkim truchtem ruszyła w odpowiednim kierunku mając nadzieję, że jednak nie zastaną tam trupa. Garniak miał zdjęcia dla Leona, poza tym byłoby niezręcznie gdyby go zostawili.
Niezręcznie przed Leo, a jego dziewczyna polubiła i niewiele na to dało się poradzić.
- Uważaj na górę, bierz prawą stronę. Ja wezmę lewą i przód. Trzymaj się pięć kroków za mną, a jak zacznie się syf to spierdalaj - powiedziała do Mulatki na chwilę unosząc wzrok znad własnej spluwy i chodnika.
- Gdyby padło na ciebie albo Carlossa chciałabyś aby był ruszył za wami ktoś, kto nie ma was kompletnie w dupie, nie? - dodała cicho, skupiając uwagę na szukaniu śladów.
- Jak będzie mocna lipa to się wycofamy, ale trzeba spróbować. Inaczej potem Schultze nam tego nie podarują, a dopiero zaczynamy wyścig. Duchy tylko wiedzą co się odjebie zanim dojedziemy do mety.

- No nie. Jakby się zaczął syf to wolałabym mieć przy sobie kogoś kogo w klubie wolałabym mieć pod sobą. - Mulatka z różowymi włosami prychnęła trochę rozbawionym a trochę zdenerwowanym głosem. Jakby tym żartem próbowała przykryć to zdenerwowanie. A było się czym denerwować. W końcu opcja wpakowania się do vana i szybkiego zmycia się stąd była w zasięgu ręki i była bardzo kusząca. Lola bez wahania by ją wykonała. Ale oznaczałoby to niechybnie marny los dla Spencera którego mutki chyba zdołały zabrać ze sobą. A po mieście krążyły ponure legendy o tych porwanych którym potem Hegemon jakoś przerabiał w kolejne mutki.

Czasu na rozmowy właściwie nie było. Ledwo weszły do tego budynku w jakim znikły im uciekające mutki dostrzegły ślady butów na zdeptanym piachu i błocie. Ślady krwi i walki. Krew prowadziła w głąb budynku. Nita ostatni raz odwróciła się w stronę tych co zostawali przy wozie. Ale tylko Lola była na tyle przytomna by posłać im ostatni uśmiech i całus. Roger ciężko dyszał i stękał wciąż leżąc na wznak a Joey zajmował się Carlosem siedzącym w szoferce. Mulatka i albinoska więc ruszyły tym krwawym tropem. Przeszły przez budynek i wyszły z drugiej strony ulicy. Tam ślad prowadził do kolejnego zaułka a w nim do kanałów. Przy nich zatrzymały się.

- Chcesz tam wejść? - zapytała cicho Camino. Właściwie nie było to dziwne. Hegemońcy lubowali się w wędrówkach kanałami i różnymi podziemnymi przejściami. Tak mogli pojawić się niezauważenie praktycznie w dowolnym miejscu tego miasta. Widocznie tak było i tym razem. Ale ziejąca czeluść kanału nie wyglądała zbyt zachęcająco. Zwłaszcza jak się miało świadomość, że tam mogły czaić się te wrogie mutki.

- Nie chcę - Runnerka przyznała bez ogródek, kucając przy włazie i splunęła do środka. Wyglądało źle, beznadziejnie nawet. Od biedy gdyby wróciły teraz nikt by się nie przypruł, bo plan wykonały: sprawdziły co się stało, odkryły, że Drinkersi zabrali Spencera prosto na swój rewir. Zadanie wykonane, ptaszki w odpowiednich boxach zakreślone. Można się rozejść i zająć swoimi sprawami.
- Daj latarkę - westchnęła, a gdy ją otrzymała poświeciła do środka kanału. Promień blasku pokazał teren wcale nie zachęcający jakkolwiek do eksploracji.
- Pięć kroków za mną, postaraj się iść cicho, ostrożnie. Nie tup, uważaj pod nogi i nie napierdalaj butami w szklane odłamki albo kości. Uniosę lewą pięść ponad ramię znaczy zatrzymaj się. Jak zobaczysz fucka spierdalaj ile sił w kopytach, a teraz chodź - wsadziła latarkę w zęby i zaczęła schodzić po drabinie.

- No masz jaja dziewczyno. Jak na białaskę. Aż nie wierzę, że to robię. - Mulatka miała minę jakby wcale się nie pogniewała gdyby odfajkowały sobie ten ratunek i wróciły do wozu i reszty jaka tam została. Spojrzała tęsknie w stronę wylotu zaułka jaki tam prowadził. Ale jednak oddała albinosce swoją latarkę i pozwoliła jej zejść w tą kanałową czeluść. Na dole było wilgotno i mrocznie. Zimna, zatęchła woda sięgała do kostek. Światło latarki odbijało się w niej i widać było obłe wnętrze dawnego kanału. Zaraz potem obok stanęła Nita. Obie chwilę rozglądały się i nasłuchiwały. Słychać było jakieś niezrozumiałe echo podziemi niosące się nie wiadomo skąd. I przez chwilę trudno było zgadnąć czy iść w jedną czy drugą stronę.

- Tam jest północ. W stronę ich dzielni. - rzuciła w końcu Camino o różowych włosach wskazując jeden z dwóch kierunków jaki miały do wyboru. Chwilę potem snop latarki znalazł na ścianie ślad krwawej ręki. Jakby ktoś próbował się tu podtrzymać albo jej złapać. Musiał być świeży bo jeszcze dawał się zarysować.

- Czyli północ - albinoska pokiwała głową. Garbiąc plecy zaczęła iść tunelem oznaczonym krwawym śladem. Pod nogami chlupotała wodna breja sięgająca do kostek, a dla spokoju ducha lepiej było się nie zgłębiać z czego dokładnie się składa. Jako że na ziemi próżno było szukać śladów, bladolica skupiła się na ścianach i brzegach kanału. Każdy krok sporo ją kosztował, wszystko od paznokci stóp do cebulek włosów rwało się żeby zawrócić. Duchy świadkami, Lucy też bardzo tego pragnęła. Nie wiedziała po co głupio ryzykują.
Nie wiedziała, albo nie chciała tego przed sobą przyznać, że jej zależało. Poza tym wymagając czegoś od innych należało wpierw dać dobry przykład.
- Jeśli to cię pocieszy też nie wierzę że to robimy - powiedziała szeptem w próbie rozładowania napięcia chociaż trochę.

- Jeśli to cię pocieszy. To nigdy wcześniej nie zapraszałam białasów do naszego klubu. - odparł jej ni to markotny ni to rozbawiony szept. Ale trudno było rozmawiać jak zza każdego zakamarka i załomu mógł na nich wyskoczyć jakiś mutek. Szły nie wiadomo jak długo i daleko. Pod ziemią trudno było złapać orientację. Mijały jakieś przecznice i czasem szły pod zamkniętymi włazami gdzie każda dziurka światła w nich wabiła wzrok i budziła nadzieję. Co jakiś czas trafiały na ślady świeżej krwi na ścianach. Czasem na jakiejś zatopionej beczce czy innym gracie. Lucy szła pierwsza trzymając jedyną latarkę na nie obie. I głównie słyszała chlupot nóg tej drugiej. Ale starała się zachować dyskrecję nawet jeśli jej nie dorównywała pod względem bezszelestnego poruszania się.

Wreszcie dostrzegła coś odmiennego. Krwawe ślady i całkiem gęsto od tej krwi. Na szczebelkach prowadzących do uchylonego włazu. Za mało uchylony aby chociaż głowę przełożyć ale jednak nie całkiem zamknięty. Ponure niebo kusiło oko spragnione naturalnego światła w tych podziemnych ciemnościach.

Pokazała odkrycie Camino, wpierw snopem światła, a potem ruchem dłoni. Następnie uniosła zaciśniętą w pięść lewą dłoń, samej przygarbiając plecy i ostrożnie zaczęła wspinać się na drabinkę. Latarkę oddała, więc jedną ręką trzymała się szczebli, drugą wyłuskała z kieszeni kurtki małe, składane lustereczko. Z jego pomocą rozejrzała się po powierzchni bez potrzeby wychylania głowy na ślepo.

Dłoń z lusterkiem ledwo przeszła jej przez tą szczelinę. I stojąc w głębi studzienki na szczeblach nie operowało się jej nim zbyt wygodnie. Ale na tyle, że zdołała dojrzeć, że powierzchnia to jakiś bezimienny, opustoszały zaułek pomiędzy dwoma budynkami. Z czego jeden wysoki, wyglądał na jakąś fabrykę, magazyn czy coś w ten deseń. Drugi właściwie też. Nie widziała jednak żadnego ruchu na powierzchni. Ani Spencera, ani mutków, ani w ogóle nikogo.

- Czysto - Phere dała znać towarzyszce, odważając się odsunąć właz na tyle, żeby móc przez niego wyjść na ulicę i tam poszukać śladów. Teraz z pewnością znajdowały się poza terenem brudasów, więc obie miały przechlapane. Ruiny poza strefami były niebezpieczną ziemią niczyją, opanowaną przez mutantów Hegemona, Szczury, ćpunów, bandytów, kanibali i co tam jeszcze się pętało wokół miasta. Widywano ponoć nawet pordzewiałe twory Molocha. Krótko mówiąc miały przerąbane.

Wpierw na górę wygramoliła się zakapturzona albinoska a po chwili Mulatka z Camino. Obie rozejrzały się ostrożnie dookoła zdając sobie sprawę, że raczej nie mają co tu liczyć na ciepłe powitanie. Lucy dość szybko odnalazła krwawą ścieżkę jaka prowadziła od włazu do jednego z tych dwóch budynków. Do jakiegoś zdezelowanego przejścia. Za nim było coś co dawniej było jakimś magazynem. Teraz dach tylko gdzieniegdzie chronił przed jesienną słotą. Ale ślady prowadziły w poprzek tego magazynu. I tam po schodach na górę do biur czy innych takich administracyjnych pomieszczeń. I jak dotarły gdzieś do połowy schodów, na tyle, że widać było górny poziom albinoska zorientowała się, że widzi odblask światła. W tych półmrokach jakie tu panowały widać było to dość wyraźnie. Coś tam musiało się palić jak nie ognisko to pochodnia albo chociaż świeca. Bo nie wyglądało to na elektryczne światło zresztą wedle rozpowszechnionej na mieście plotki mutki były zbyt głupie aby używać elektryki.

Znowu uniosła zaciśniętą pięść, bo skoro mieli tu światło, oznaczało że dalej musi iść sama to sprawdzić. Odwróciła głowę do gangerki i nachyliła się tak, aby praktycznie szeptać jej do ucha.
- Światło z przodu. Sprawdzę, ty zostań. - siegnęła ku latarce gasząc ją.

- Nie daj się złapać. - odszepnęła jej też prosto do ucha. Po czym machnęła zachęcająco lufą pistoletu dając jej drogę wolną. I znak, że będzie trzymać go w pogotowiu. Została jednak na miejscu. Lucy zaś ruszyła do przodu. Dokończyła wchodzić po tych zrujnowanych schodach i skierowała się balustradą jaka prowadziła do tego wabiącego oko światełka. Przeszła przez nią bez przeszkód. Słyszała jak jej mokre podeszwy stąpają po metalowej kratownicy. Widziała głowę i ramiona Nity jaka została na schodach czekając w pogotowiu. Zaś przy drzwiach mogła zajrzeć do środka. Tam musiały być kiedyś jakieś biura czy coś podobnego bo widziała mniejsze pomieszczenie wielkości standardowej sypialni. Tylko z jakimiś rozwalonymi biurkami, krzesłami i komputerami. Za nimi było przejście do kolejnego pomieszczenia. Drzwi były uchylone i to tam na czymś stała świeczka. Widziała ją jak stała na krześle gibając się mocno w rytm nadawanym przez przeciąg. Ktoś tam musiał być bo słyszała odgłosy krzątania się. Ale przez tą wąską szczelinę nikogo nie widziała.

Trzymając się cieni złodziejka zaczęła ostrożnie przemieszczać się ku drzwiom, przystając co trzy zgarbione kroki i nasłuchując. Gnata zmieniła na nóż, chociaż miała nadzieję że nie przyjdzie go użyć. Robiło się jej zimno, niestety wycofać już się nie mogła. Z determinacją zaciskającą mocno szczęki zbliżała się do framugi żeby rzucić okiem do środka. Znów wpierw za pomocą lusterka.

Jak skróciła odległość to w tej krzątaninie rozpoznała niektóre dźwięki. Jak kroki. Niezbyt pospieszne. I raczej jednej osoby. I też metaliczny brzdęk jakby stuknęły o siebie jakieś gary czy inne naczynia. I jeszcze jakby prucie materiału. Po czym jak wpuściła w szczelinę lusterko to zdołała złapać plecy jakiejś osoby. Ale akurat wychodziła ona do kolejnego pomieszczenia. A te do jakiego zaglądała wyglądało jak graciarnia. Jakieś pióra, czaszki i kości zwierząt ale jakaś co wyglądała na ludzką też tam była. Jakieś gary i przynajmniej kilka innych świeczek jakie rozświetlały tą norę. Ale nikogo więcej nie widziała. Tylko tego kogoś kto właśnie wyszedł do kolejnego pomieszczenia. I na razie jakoś nie wracał.

Z nożem w rękach skierowała się do kolejnego pomieszczenia, skradając się żeby nie wywołać hałasu. Jeden przeciwnik, śladów było więcej… więc gdzie polazła reszta? Pewnie zostali gdzieś w okolicy, darcie materiału mogło oznaczać próbę opatrzenia ran. Albo przywiązania więźnia gdzieś do zardzewiałej rury w kącie.

Jak Runnerka weszła do środka to w środku to pierwsze wrażenie graciarni tylko się wzmogło. Wyglądało na jakieś zbiorowisko różnych, zdawałoby się przypadkowych gambli. Od wież stereo po jakieś dziwne rzeźby. Ale nie było nikogo widać. Miejsc do ukrycia jednak też zbyt wiele nie było. O ile mogła liczyć, że gdyby rzuciła się za biurko czy regał i zamarła to może ktoś kto by wszedł by jej nie zauważył. To gdyby chciał wyjść tak jak ona tu weszła to raczej marne szanse były, że jej nie dostrzeże bo prawie by na nią wlazł. Ale na razie nadal była tu sama. Podeszła do kolejnych drzwi. Te w których przez moment dostrzegła wychodzące plecy. Te były otwarte na kolejne pomieszczenie podobnej wielkości. I za nimi dostrzegła plecy. Pstrokate plecy z jakiegoś pozszywanego pledu czy starego płaszcza. I usłyszała ciche mamrotanie. A może jakieś nucenie. W luźnym ubraniu ktoś tam siedział. Tyłem do wejścia a więc i do niej. Miał ciemne włosy podgolone na bokach. Warkocz zwisał zawinięty jakoś na górę głowy. I ten ktoś zajmował się Spencerem. Chociaż ten tak jak przypuszczała Śnieżka był przywiązany do raczej posłania niż łóżka. Ale jeszcze oddychał.

- O tak, tak… Ładny jesteś… Taki gładki, o tak… Bardzo gładki… Trochę cię szkoda… Ja bym cię zatrzymała… Ale muszę się ich słuchać… Bo jestem słaba a oni nie… No szkoda, szkoda… Wyglądasz na zdrowego… I taki gładki… Ja też kiedyś taka byłam… Nie wszystko zapomniałam… Trochę pamiętam… - postać jaka siedziała na skraju posłania musiała być kobietą sądząc po głosie i tym co mówiła. Chociaż Lucy od strony drzwi widziała głównie jej plecy i tył głowy. Więc niewiele. Kobieta miała przy łóżku miskę z krwawą wodą. I przemywała rany na wpół rozebranego Schultza. W dłoniach jednak też miała nóż. Pewnie do cięcia ubrania i materiału na rany ale na oko Lucy to wyglądał na ostry.

Cofnęła się pół kroku, przez chwilę analizując sytuację. Jeden wróg odwrócony tyłem, inni w okolicy… i Spencer ciągle posiadający Ducha w swoim ciele. Musiała to załatwić po cichu, bez zwracania uwagi i tak szybko jak się da. Wznowiła ostrożne kroki, gdy do lufy glocka zamontowała tłumik. Wstrzymując oddech obrała cel: plecy pochylonej nad Schultzem mutantki. Dość dziwnej, mówiącej wciąż ludzkim głosem, ale to nie był czas na zastanowienie.

Weszła do środka kolejnego pomieszczenia. Mutantka do końca jej nie spostrzegła. Ani jak wyłoniła się zza progu ani jak podeszła prawie o krok od niej. Ani gdy wycelowała tłumik w jej potylicę. Cały czas mówiła ni to do siebie ni Spencera w podobnym tonie. Aż rozległ się cichy świst, głuche uderzenie czaszki rozłupywanej ołowiem i gospodyni zwiotczała. A potem przewaliła sie bezwładnie na podłogę wylewając wiele tej krwawej wody z miski w jakiej przemywała rany Spencera.

Zza nieruchomego ciała wyprostowała się ciemna sylwetka przykładająca palec do ust nakazując ciszę i zdjęła kaptur aby ganger w ciężkim stanie ją rozpoznał. Zbliżyła się do posłania, podniesionym po mutantce nożem biorąc się za rozcinanie więzów.
- Zwijamy się, zaciskaj zęby i zachowaj ciszę. - wyszeptała, nasłuchując dźwięków z okolicy i uważając żeby nie zranić rannego.

Pokiwał głową i spojrzał na nóż jaki rozcinał jego więzy. Poszło gładko bo nóż choć wyglądał na prymitywny to był jednak całkiem ostry. I w roli piły przecinającej więzy sprawdził się świetnie. Chwilę później Spencer jęknął boleśnie. Ale starał się hamować te jęki. Był poważnie ranny. Mutantka zdążyła mu założyć tylko jeden opatrunek. Więc większość ran była tylko przemyta i nic nie przeszkadzało im krwawić do woli. Niewiele też zostało z jego koszuli a gdzie podział marynarkę to trudno było zgadnąć. Równie dobrze mógł ją stracić jeszcze gdzieś w kanałach.

Wydawał się Lucy strasznie ciężki jak go tak dźwigała pod ramię. I niezdarny. I głośny. Oboje byli głośni i niezdarni. Skrzypnęły mijane drzwi, poruszyli jakiś dzbanek który spadł na podłogę. Ale trudno było się poruszać w tej graciarni z na w pół bezwładnym ciałem. Wyszli dopiero na prostą jak wyszli na prostą. Czyli ta galeryjkę z kratownicy. Tam też ich dostrzegła Nita która wciąż czuwała na posterunku. Widząc na co się zanosi podbiegła do nich i wzięła schultza za drugie ramię. We dwie to zrobiło się od razu lżej całej trójce z tym dźwiganiem. Potem były schody i to była niezła przeprawa. Ale zaczęło się trudno jak trzeba było pojedynczo przecisnąć się z powrotem do kanałów.

- Właź pierwsza. Podam ci go a ty go tam na dole łap. Potem zejdę do was. - szepnęła Nita widząc, że tutaj już muszą się rozdzielić aby jakoś wrócić do kanałów.

- Dobra, tylko szybko - odszeptała, schodząc po śliskiej drabince, a żołądek miała już w gardle. Brakowało fury, albo Geronimo. Brakowało im wsparcia i pomocy bez których dźwiganie rannego przez kanał zapowiadało się na istną katorgę.

Podawanie sobie w pionie schultzowej sztafety wcale nie było takie proste. Jak Lucy zeszła na dół to mogła tylko biernie obserwować jak tam na górze Nita ułożyła gościa na skraju studzienki aby chociaż trochę było niżej. A potem jak mu pomagała zejść na dół. On też próbował. Ale dla Runnerki objawiało się to jako coraz niżej schodzące buty i nogi. W końcu mogła go złapać za te nogi i asekurować. Przydało się bo na końcówce stracił równowagę i pewnie by się przewalił jakby go nie złapała. Wtedy jak odsunęli się od zejścia to Mulatka zajęła jego miejsce. Na ile dała radę zasunęła za sobą właz odcinając ich od światła i może pościgu. Wylądowali po chwili znów we trójkę z jedną latarką na spółę. Droga przez wodę sięgającą kostek i zatopione w niej gruz i graty była morderczo ciężka. Spencer słabł i był w kiepskim stanie. Ledwo powłóczył nogami. Więc to na nie obie spadło dźwiganie go na spółę. Męczyły się coraz bardziej. Coraz częściej robiły odpoczynki. Schultz chyba zdawał sobie sprawę, że jest im zawalidrogą bo mamrotał aby go zostawić. Jednak mimo wszystko dotarli w końcu do wylotu kanału jakim tu zeszły.

- Ni chuja. Nie wyciągniemy go we dwie. Idź do wozu. Mam nadzieję, że jeszcze są. I wezwij jakąś pomoc. Ja tu z nim poczekam. - Nita sapnęła ale były zbyt wykończone aby teraz odwrócić rolę i jakoś wydźwignąć z dołu na górę po tych mokrych szczebelkach bezwładnego faceta. Ten też osłabł i wydawał się być bliżej po tamtej stronie przytomności niż po tej.

Phere pokiwała głową, bo minęła chwila zanim złapała oddech. Wcisnęła Camino spluwę z tłumikiem w dłoń i już bez słowa oraz marnowania czasu zaczęła się wspinać na drabinę. Szło tak łatwo bez balastu… tylko zmęczenie sprawiało, że cała się trzęsła, a jej oddech pozostawał chrapliwy. Wychyliła się i prawie spadła z powrotem na dół, bo przywitał ją widok znajomej fury za kółkiem której siedziała Lola, jarając skręta nerwowymi, krótkimi pociągnięciami. Albinoska chciała do niej zawołać, jednak głos ciągle nie za bardzo jej słuchał. Zagwizdała więc i pomachała ręką, a gdy druga Runnerka ją zobaczyła wypadła z bryki jak poparzona krzycząc na kogoś w środku. Szybko się okazało, że chodzi o Hurona. We dwójkę przybiegli pod studzienkę i z ich pomocą wyciągnięcie Spencera na ulicę poszło już w miarę sprawnie. Wspólnie zapakowali się na pakę, a Lola z piskiem opon i widoczną ulgą ruszyła z miejsca, zostawiając za sobą felerny zaułek.
- A z wami co? - zapytała gospodyni o różowych włosach i karnacji mlecznej czekolady gdy popatrzyła na swoich trochę gości a trochę podopiecznych. Z początku po prostu dali dyla z felernego zaułka i w ogóle Lola dała po garach ile tylko mocy znalazła w uterenowionej furgonetce Camino. Jakoś bowiem ani Carlos, ani Nita, ani nikt inny nie robił problemów aby ona przejęła po latynoskim kierowcy jego furę. I tak samo pierwszy adres był oczywisty - do Camino. Tam już rolę przewodniczki przejęła Nita kierując blondynką dokąd ma jechać. No i zatrzymali się przy czymś co widocznie było jakimś gabinetem łapiducha. Tutaj przeniesiono Carlosa. Bo w międzyczasie osłabł on na tyle, że siedzieć to jeszcze siedział ale aby wstać i wyjść to już trzeba było mu pomóc. Medycy siłą rozpędu zgarnęli też Rogera i Spencera. Też byli w podobnie kiepskim stanie. I jakoś póki się działo to się działo. Coś się działo. Ale teraz się uspokoiło. Łapiduchy zajmowali się rannymi i to im jeszcze miało zająć trochę czasu. Zaś w tej chyba poczekalni została ich czwórka jaka pierwotnie była na dachu który miał być w sam raz na budowę nadajnika. Nita, Joey i dwie Runnerki.

- Ja to bym chciał wrócić do siebie. - wzruszył ramionami dresiarz Huronów zerkając na ich gospodynię. Ponieważ nie mieli własnych wozów to niejako wymuszało to gościnność Camino. Zwłaszcza, że bez ich przewodniczki ich los w tej ksenofobicznej dzielni był mocno niepewny. Nieźle wpisywali się w stereotypowy rysopis “białasa szukającego wpierdolu”.

- Mogę was zabrać z powrotem do Ligi. Żaden problem. - Mulatka zgodziła się bez oporów i popatrzyła na obie blondynki jak one się na to zapatrują.

- Poczekamy jeszcze chwilę… a w ogóle dzięki Nita, bez ciebie bym sobie nie poradziła z tym schultzowym klocem. Dzięki Jo że poskładałeś naszego chłopa… i dzięki Lola żeś nas kurwa stamtąd zawinęła - albinoska znowu w kapturze spoglądała na resztę towarzystwa ze ściągniętymi ustami. Z całych sił trzymała się w kupie mimo, że najchętniej od razu wpadłaby za drzwi gabinetu brudasowego lekarza aby dopilnować tego najważniejszego rannego.
- Skończą składać Skazę, weźmiemy go na pakę i możemy jechać. Lepiej aby u nas dochodził do siebie, nasz doc się nim zajmie. Poza tym lepiej mu będzie w domu… a ty co? Wpadasz jutro po obiedzie czy masz na razie dość wrażeń? - podniosła wzrok na Hurona.

- A zobaczę jak wrócę. Wtedy będę myślał. A ten dach jest w sam raz. Najlepszy z tych wszystkich cośmy oglądali. Tylko go jakoś zabezpieczyć trzeba aby te brudasy się tam nie panoszyły. - Huron miał minę jakby miał dość tego całego dnia i też chciał wrócić do siebie. Nie zmienił jednak zdania co do technicznych detali ostatniej lokalizacji.

- No właśnie, to może nie jest Black Knight ale daję radę. Rany! Jak tak zobaczyłam cię taką mokrą i brudną i samą to myślałam, że tylko tobie się udało! - Lola też skorzystała z okazji aby podzielić się swoimi wrażeniami z właśnie zakończonej przygody.

- Jasne, też was odwiozę. Nie wiem co ze Spencerem. Nie wiem czy w Lidze ktoś by się nim zajął. A Katty to już pewnie skończyła dzionek. A bez niej to nawet nie wiadomo kogo by szukać. A nie uśmiecha mi się jechać na Schultzowo. Może zostać u nas. Dam znać w Lidze to niech kogoś tam powiadomią, że jest że jest u nas. No trochę szkoda. Myślałam, że zaproszę was do nas na kielona. No ale jak wolicie wracać do siebie to pewnie, też bym pewnie chciała wrócić. - Nita pokiwała głową dając znać, że jest chętna do współpracy w odwiezieniu gości do Ligi gdzie już mieli swoje własne fury. Pozwoliła sobie nawet na nieco żartobliwy ton jakby chciała rozweselić to niezbyt radosne towarzystwo.

- Najebiemy się w czwartek, dziś musimy spierdalać bo mamy fuchę do odwalenia. Dzięki za zaproszenie, gdyby czas nas nie gonił zostałybyśmy u ciebie nawet na noc… więc pewnie zawiniemy się po imprezie w piątek - Lucy podeszła do drugiej blondynki, obejmując ją mocno jakby chcąc dać znać że już po wszystkim i nic im się nie stało. Głaskała ją po plecach, patrząc ponad czubkiem jej głowy na Camino.
- Dobry pomysł, niech się tamci martwią. My swoje odjebaliśmy perfekcyjnie, co nie? - też się uśmiechnęła. - Ale mam prośbę, następna libacja niech się już odbywa bez dodatkowych zjebów od Drinkersów, śmierdzą jak gówno i żadnego bym nie chciała wyciągnąć z łachów.

- U mnie na noc? No ciekawe. Dwóch blondynek na noc to jeszcze chyba nie gościłam. - brwi Mulatki powędrowały do góry ale humor zdawał się jej wracać jak już byli na bezpiecznym terenie i rozmowa schodziła na takie luźne i kosmate tematy.

- Zobacz Lucy, będziemy chyba jej pierwszymi blondynkami na całą noc. - szepnęła Lola teatralnym szeptem co spowodowało wybuch wesołości u całej grupki. Pogadali i pojarali jeszcze trochę, coś zjedli jak jakaś pulchna Latynoska przyniosła im talerz z kanapkami. A potem ta sama powiedziała, że już operacje zakończona i można zabierać pacjentów. Więc znów zawinęli się do terenowej furgonetki, tym razem dźwigając nosze ze Skazą. I ruszyli przed siebie. Jakoś znów się ułożyło, że to Lola siedziała za kierownicą. Ale mając na pace ciężko rannego Rogera nie szalała tak jak to miała w zwyczaju.

W końcu zatrzymali się przed biurowcem Ligii to już właściwie było ciemno. Nita podjechała od tyłu na podwórze gdzie pozostali mieli zaparkowane swoje fury.

- No to do następnego. Dzięki za zaproszenie. - pożegnał się Joey machając im na pożegnanie po tym jak jeszcze pomógł dziewczynom usadzić Skazę na siedzeniu Black Knighta. Co w jego stanie wcale nie było takie oczywiste.

- Też się trzymaj. I wy też blondyneczki. Na czwartek u nas tak? Mam gdzieś po was zajechać? Bo same to lepiej do nas nie wjeżdżajcie. - Nita też była gotowa się pożegnać jeszcze tylko chciała wiedzieć jak się ugadują na to czwartkowe spotkanie.

- Umówmy się tutaj, koło 19. Na parkingu - Phere wyściskała Hurona, to samo robiąc z Camino, a wspólna akcja w kanałach i magazynie jakoś przytępiła rasową oraz klanową niechęć, więc wyszło sympatycznie i naturalnie. Po pożegnaniu zapakowała się na miejsce pasażera, Mila zajęła fotel kierowcy i ruszyli przez miasto, kierując wreszcie do domu. Po drodze żadno się nie odzywało, bo Skaza chyba wreszcie usnął, Lola skupiała uwagę aby unikać większości dziur żeby nie wybijać autem w górę i w dół przez co ich szef dostałby dodatkowe bodźce niepotrzebnego bólu. Albinoska za to była zmęczona, poza tym nie mogła wyrzucić z głowy obrazu kobiety którą zabiła. W pamięci miała tył jej głowy, twarz się rozmazywała zostając niekształtną plamą… może tak było lepiej.
Wreszcie Black Knight zatrzymał się przed domem pogrzebowym dość łagodnie, a blondynki wyskoczyły na znany teren.
- Gero! Ash! Ruszcie tu dupy, jesteście potrzebni! - Lucy wydarła się, otwierając tylne drzwi samochodu.

- O matko! Skaza! Co się stało!? - jak jeszcze Lola trąbieniem klaksonu wzmocniła wezwanie chłopaków to i zaraz pojawili się w oknie na piętrze aby sprawdzić co się dzieje. No ale na zewnątrz naturalnie wybiegł tylko Geronimo. Już było ciemno jak w nocy więc niewiele widać było co z tym Skazą ale widać było, że niezbyt dobrze.

- Zanieś go do środka. Niech go Ash zobaczy. - poleciła blond koleżanka podpowiadając mu kolejne kroki. Po chwili znaleźli się w kazamatach Aarona. On sam zaalarmowany tym trąbieniem i krzykami już na nich czekał. Poklepał na stół do krojenia trupów jaki robił mu za operacyjny. I tam ich topornik złożył ich lidera, zaskakująco delikatnie. Ze wszystkich Żałobników to chyba tylko właśnie Geronimo nie miał większych trudności z dźwiganiem takiego chłopa jak Roger.

- O matko co się stało? Ale widzę ktoś już tu działał. - Ash widząc kiepski stan Skazy i świeże opatrunki na jego torsie w lot wyłapał chociaż to co najważniejsze. Oglądał te rany, świecił latarką w oczy Rogera co tego to irytowało bo odganiał ją ręką jak natrętną muchę.

- A ty jesteś mokra. I śmierdzisz. - Geronimo jak miał chwilę czasu zdołał wyłapać co innego, tym razem jednak w stosunku do Lucy. Nadal zostawiała mokre ślady od przemoczonych nogawek i butów jakie nasiąkły kanałową breją.

- Jak się przeczołgasz pod kanałami Zakazanej to zobaczymy jak będziesz pachniał. - burknęła Lola trzepiąc go w ramię aby odczepił się od kumpeli. Jej słowa wywołały zdziwienie u chłopaków z czego Ash to i tak zaraz wrócił do diagnozowania szefa.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 30-12-2021, 05:02   #42
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Phere wzruszyła na to ramionami, więcej uwagi skupiając na leżącym jednookim i odpalaniu fajka. Teraz już będzie dobrze, Ash go postawi na nogi jak zawsze.
- Dlatego idę się umyć, bo dziś wieczorem mam jeszcze w planach obracanie naszego Dymka na wszelkie możliwe sposoby - odezwała się nawet spokojnie, dmuchając dymem gdzieś w bok. Pogłaskała Rogera po ciemnych włosach, gapiąc się kwaśno na Irokeza.
- Co się lampisz, Drinkersi nam się wsrali w interes. Dwóch zajebałyśmy, ale zdążyli poharatać Skazę i tego meksa od Camino, a nie-Leona od Schultzów porwać ze sobą w kanały. Namówiłam drugą Camino żeby tam zejść i go poszukać, bo Lola musiała zostać przy Gerym i furze aby w razie czego wywieźć go bezpiecznie do nas. Przejebałyśmy we dwie tymi śmierdzącymi gównem tunelami chuj wie gdzie, ale daleko. Potem tylko przekraść się przez ruiny fabryki, wpierdolić na górny poziom, przeleźć cicho przez morze pierdolonych gratów i rupieci. Podkraść do zmutowanej suki która szykowała naszego garniaka do dalszej drogi do Hegemona i zmiany w kolejne drinkerskie ścierwo, zapierdolić ją po cichu, naszego zwinąć… a wszystko samej, bo kolorowa za chuja nie umiała być dyskretna - zakładając ręce na piersi warczała niezadowolonym tonem, podchodząc do Xaviera.
- Droga powrotna przez te jebane kanały z prawie nieprzytomnym worem mięsa który trzeba ciągnąć i nieść w tej śmierdzącej, pierdolonej kanałowej brei też nie była lekka… więc mnie nie wkurwiaj bardziej, dobre? Zamiast tego pomóż mi ogarnąć wodę, ja pójdę po ciuchy… nienawidzę śmierdzieć kurwa mać.

- A to się działo… Szkoda, że mnie tam nie było. Ja to bym ich załatwił na szast prast. Żaden by mi nie podskoczył. - Geronimo jak usłyszał co się przytrafiło Skazie i dziewczynom był chyba pod wrażeniem. Ale chyba trochę żałował, że go tam nie było i go ominęła bitka w jakiej mógłby się wykazać.

- No. A do tego jeszcze tak przy okazji Lucy tak zbajerowała Nitę, znaczy tą od Camino, że nas zaprosiła do siebie na całonocną balangę do białego rana. I jeszcze jakieś występy dziewczynek na rurkach miały być czy co. Myślę, że ona też leci na blondynki jak Katty. - Lola dorzuciła wisienkę na ten tort dzisiejszych przygód jakie wydarzyły się odkąd opuścili dom pogrzebowy a co ominęło chłopaków.

- Umówiłyście się z jakąś kolorową? U niej? Tam u brudasów? Do białego rana? - topornik zamrugał oczami patrząc z takim samym niedowierzaniem na blond koleżanki jak niedawno gdy streszczały swoją zażyłość z najfajniejszą sekretarką w mieście.

- Gero, dziewczyny mają rację. Ja tu trochę muszę popracować w spokoju. Sytuacja jest poważna. No ale Roger wyjdzie z tego. Tylko zajmie mu to trochę czasu. - Ash widocznie już zlustrował jaki jest stan ich szefa. I chociaż minę miał poważną to jednak wolał popracować nad nim w samotności.

- Masz wszystko co potrzeba? - albinoska zwróciła się do niego z równą powagą - Leki, bandaże, cokolwiek? Skołujemy z miasta, tylko powiedz czego nie masz, albo by się przydało.

- No tak. Widzę, że ktoś tu go nieźle pozszywał. Na razie to tylko sprawdzam. Ale na kolejne dni to by się witaminy przydały i jakieś painkillery. Bo mam trochę no ale to mówię, Skaza to tak będzie wegetował z parę dni pod rząd. - wyglądało na to, że Ash ma sytuację pod kontrolą. Chociaż w perspektywie nadchodzących dni kuracji można by pomyśleć o paru detalach jakie mogłyby przyspieszyć Skazie powrót do domu.

- Witaminy i painkillery, zapamiętane. Dostaniesz na dniach co potrzeba… zresztą wiem. I tak to zrobisz. Już ci się nie wpierdalam w robotę mundrymi radami - bladolica pokiwała głową. Czekał je z Lolą rajd po mieście, dobrze że miały jeszcze pestki z zapasowego maga od Nico i trochę swoich zapasów. Dobrze też, że udało się zapas morfiny uzupełnić… na wszelki wypadek czy potrzebę.

- Dobra zwijamy się. Wodę nam zagotuj. A my idziemy się pluskać. Bo się musimy odstawić jakbyśmy miały do “Cylindra” jechać. - Lola na zachętę klepnęła w tyłek albinoskę i topornika aby pomóc im wyjść na korytarz. Geronimo dał się bez oporów wyprządź w stronę pomieszczenia z bojlerem ale wciąż miał minę jakby trawił te wszystkie wiadomości.

- Naprawdę umówiłyście się z jakąś kolorową? Bo Katty no dobra, może leci na blondynki. Ale ona jest fajna. Wszyscy ją lubią. Ale jakaś kolorowa? - zapytał gdy szli we trójkę piwnicznym korytarzem jakby znów blondynki zabiły mu gwoździa swoim niestandardowym życiem towarzyskim. I chyba już nieco ochłonął, że kumplują się z Katty skoro robiła mu za jakiś punkt odniesienia.

- A ilu białasów może się pochwalić dostaniem zaproszenia do jednego z lepszych klubów w tej brudnej, kolorowej dziurze? - Śnieżka zaśmiała się, biorąc oboje pod ramiona. Co prawda wolałaby znowu wycieczkę do Cylindra z Katty i Blue, ale plan na czwartek i tak wydawał się ciekawy. Poza tym miał tam też być Nico, a to już był plus sam w sobie.
- Nita jest w porządku, nie musiała iść ze mną po Spencera do kanałów Drinkersów, ale poszła. Bez niej bym go nie dociągnęła z powrotem do cywilizacji.

- No właśnie. Daj spokój Gero. No spójrz na nas. Takie dwie wystrzałowe blondynki, że nawet Katty na nas leci i się do nas ślini. Jak ona by pewnie mogła mieć każdego w tym mieście. To co to dla nas taka kolorowa foczka od Camino? - Lola chętnie objęła kumpelę aby podkreślić ten związek i wspólną dolę. I tak mówiła jakby to, że Katty szaleje na ich punkcie to była oczywista oczywistość i czysta formalność. No a skoro ona to właściwie nie było się co dziwić, że kto inny także. Geronimo spojrzał na nią a właściwie na nie obie jakby chciał sobie to wyobrazić jak może je widzieć ktoś kto nie zna ich od małolata i na co dzień.

- Zresztą Lucy ma rację. Nita jest niezła. Przyjrzałam się. Z przodu i z tyłu, z góry i na dole. No i jak jeszcze na nas leci, co jest przecież oczywiste, no to no może być. Pojedziemy w czwartek do brudasowa i zobaczymy co oni tam mają. - blondynka w skórzanej kurtce mówiła jakby ten ton bycia gwiazdą obleganą przez wielbicieli i wielbicielki bardzo jej się spodobał i znajomość z Katty bardzo się tu przydawała.

- No dobra. To idę włączyć wodę. Ale nie boicie się tam z nią jechać? W końcu to nie “Cylinder” ani Liga. Tylko będziecie z nią same w środku brudasowej dzielni. - Xavier już ruszył do pomieszczenia z bojlerem ale chociaż otworzył drzwi to jeszcze się zawahał. Jakby zastanawiał się czy to bezpieczne tak jechać dwóm Runnerkom w środek dzielni Camino. Ci faktycznie nie brzmiało na zbyt mądry i bezpieczny pomysł biorąc standardowe relacje między Camino a Runnerami.

- Będzie z nami Nico - albinoska posłała mu uśmiech i zrobiła niewinną minę. To już dwóch brudasów na dwie Runnerki. Jakoś lepiej wyglądało.
- Poza tym powiemy Katty co i jak, więc jeśli nie wrócimy albo odwalą manianę, będzie wiadomo od razu kto za tym stoi, nie? Nie bój się, ani nie martw. W razie czego coś rozwalimy. Odwrócę ich uwagę i zniknę między uliczkami, Lola buchnie furę i się spotkamy po drodze, a potem wrócimy do nas. Słyszałeś chłopaków Cyborga, brudasy nie umieją jeździć - powiedziała wesoło całując go w policzek żeby już się nie martwił.

- No. Tak się rozwalić na prostym kawałku. Patałach a nie kierowca. - Geronimo uśmiechnął się z wyższością dając znać, że w tej podstawowej w tym mieście umiejętności - prowadzeniu pojazdu - to Nico dał w jego oczach plamę.

- To Katty też zabieracie na to spotkanie? - zdziwił się gdy próbował wyobrazić sobie coś tak niecodziennego jak wypad dwóch Runnerek umówionych z dwoma Camino w środku dzielnicy kolorowych. Rzeczywiście brzmiało to mało codziennie.

- Z Katty to chyba jesteśmy ustawione na jutro. Nie? Mamy ćwiczyć jogę. Bez ubrań. Do białego rana. A potem prysznic! Matko uwielbiam ten jej prysznic! Ciekawe czy Ash mógłby nam taki zamontować. - Lola zmrużyła oczy gdy myśli kumpla pobiegły nieco niespodziewanym dla niej torem. Ale skoro padł temat sekretarki i jej włości to przypomniało jej się co innego.

Złodziejka podrapała się po głowie. Prysznic byłby zajebistą opcją, ale mieli już wystarczający problem z ciśnieniem wody na wyższych piętrach żeby jeszcze kombinować w tym temacie, chyba że…
- Kiedyś Ash gadał aby nam na dachu zamontować zbiornik na wodę. Wtedy łatwiej ten prysznic ogarnąć. Ale i tak… no on będzie lepiej wiedział - wzruszyła ramionami, a potem zaczęła ściągać kurtkę i buty, a potem rozpinać spodnie.
- Ta, Katty jutro wieczorem. Jak chcesz to na obiad ustawiłam się z Blue na żarcie i gadanie, ale jak coś to sama też pojadę. Teraz we dwie lecimy do i na Dymka. Oby udało się go złapać i kurde, weź sobie wyobraź ale by było zajebiście gdyby tam zostać z nim do rana - wyraźnie się rozmarzyła.

- O. Na obiad z Blue? Z Ferrari Blue? No widzisz chłopaku? Taka superfura też na nas leci. - Mila zdziwiła się taką opcją ale szybko przeszła nad tym do porządku dziennego. Rozłożyła rączki aby pokazać koledze, że to taki urok własny i co można zrobić jak one we dwie mają takie powodzenie na mieście.

- Aha. No dobra. To powiem chłopakom, że jakby co to nie wracacie na noc. - powiedział kiwając swoją podgoloną głową i włączył ten bojler. Zaraz rozległo się buczenie i się pożegnali jak on poszedł w swoją stronę a kumpele mogły się wreszcie zamknąć same w łazience.

- Mam nadzieję, że nie będziemy za późno. Trochę się pochrzaniło przez te łajzy Hegemona. - powiedziała Lola zamykając drzwi i też zaczynając się bez ceregieli rozbierać.

- Z drugiej strony jak będzie późno to może być u siebie w wyrze i go obudzą, bo list z samej Ligi, polecony i w ogóle priorytetowy. Byłoby bliżej do wyra jakbyśmy od razu poszły do jego kanciapy - Śnieżka odpowiedziała spokojnie mimo że ją samą to gnębiło. Rozebrała się do końca, wskakując do wanny.
- No pochrzaniło się - przyznała - Wzięli nas z zaskoczenia, to się nie może powtórzyć. Teraz wszędzie gdzie się ruszamy poza rewir bierzemy Gero, broń i własną apteczkę na wszelki wypadek.

- A tu kto zostanie? Ash ze Skazą? - druga blondynka rozebrała się podobnie jak pierwsza i też władowała się do wanny. Woda ledwo zaczynała być ciepła skoro broiler dopiero został włączony to nie umywało się do tego prysznica co u siebie miała Liga. Ale na razie to zeszło na dalszy plan.

- Mam nadzieję, że coś zrobią… Kurde… Jak Skaza teraz będzie wyautowany to gadanie spadnie na nas. Gero nie jest od gadania a z Ashem to sama wiesz. - uzmysłowiła sobie, że przez ten ciężki stan ich lidera to nastąpiły niespodziewane zmiany personalne. Zaczęła nieco nerwowo mydlić swoją gąbkę zastanawiając się nad tym wszystkim.

- Jak to ustrojstwo ma być na tym dachu to powinni to ogrodzić albo w ogóle dać nam jakąś ochronę. Jak nie Camino to Liga. W końcu nie robimy tego dla siebie. - przyznała biorąc w dłoń stopę kumpeli i zaczynając ją szorować.

- Może ta Amarante by się zgodziła tu częściej przychodzić i zostawać? Jak tak lubi trumny i resztę. No i fajna nawet jest. Chociaż ona niby ma z tobą iść do tej Strefy. - zadumała się gdy próbowała z różnych stron naciągnąć tą kołdrę co się wydawała za krótka jak na ich potrzeby.

Phere z przyjemnością dała się zajmować swoimi nogami, jednocześnie gapiąc w sufit i myśląc. Co jakiś czas drapała skórę na szyi nerwowym ruchem. Też nie podobało się jej bycie na pierwszej linii negocjacji, choćby z Jasonem. To Roger był od poważnych interesów, one z Milą ewentualnie coś tam skrobały niepoważnie, dla jaj, albo dla przyjemności. Nie, że od ich działań miałby zależeć los reszty rodziny.
- Pogadam z Cyborgiem - powiedziała wreszcie, oglądając plamy na suficie - Da nam ze dwóch swoich chłopaków, albo i sam się przejedzie z nami. Do Ligii, otrzeć o prawdziwe sławy, kurwa tylko głupi by odmówił. Przedstawimy go Jasonowi, powiemy co się odjebało i tak dalej. Nie martw się, jakoś to ogarniemy. Jeśli jutro Joey wpadnie do nas, pogadają z Ashem i może ustalą co dokładnie im potrzeba i jak to załatwić. Poza tym Gery jest ranny, ale nie martwy, będziemy mu składać raporty, wykonywać zadania. Jakoś to będzie, słowo. Wyjedziemy z tego na pozycji lidera.

- O. Cyborg. I Cyborgi. No tak. I tak mają do nas wpaść. - blondynka skończyła obrabiać gąbką pierwsze pół nogi kumpeli od stopy do kolana i zajęła się drugą gdy tak słuchała jej rozważań.

- Właściwie Joey to mi wygląda na takiego spryciarza jak u nas Ash. A nie od gadania. Jak nie ma tematu o jakichś kabelkach czy czymś takim to raczej się nie odzywa. U Camino to Nita jest od gadania. Bo Carlos to prawie niemowa. Ale ona wydaje się w porządku. A kto wie? Może po czwartkowej nocy się z nią skumplujemy? Od Schultzów to chyba Leon jest od główkowania. Ale jego nie było dzisiaj. Heh. Pewnie zaspał. A tak się odgrażał, że nie trzeba go budzić! - roześmiała się puszczając drugą wymytą nogę kumpeli i spłukując gąbkę. - A Spencer to jeszcze nie wiem. No ale i tak jest wyłączony z akcji tak samo jak u nas Skaza a u kolorowych Carlos. No i Ollie i Amarante z Lostów. Ale ich dzisiaj nie było. - skończyła wyliczać tych przedstawicieli największych gangów jacy zostali wydzieleni do tego zadania.

- No to najbardziej od gadania z dzisiaj to chyba by była Nita. Ale tak nas zapraszała i w ogóle to chyba jest po naszej stronie. Ale jak tam pojedziemy jutro czy tam kiedy to byśmy musiały we dwie gadać z Jasonem, Ackroydem i resztą. - powiedziała namydlając ponownie swoją gąbkę tym razem na własne potrzeby.

- To pogadamy - bladolica odebrała jej myjkę żeby odwdzięczyć za ogarnięcie nóg. Sama zaczęła mydlić ciemniejszą skórę blondynki.
- Tylko nie wyskakuj z Katty, ruchaniem, imprezami i resztą, ok? Poważne rozmowy trzeba załatwiać poważnie - skrzywiła się - No spróbować przynajmniej… a pojechać i tak wypada. Dopytać się chociaż o glejty do Zakazanej, albo następne spotkanie. Z tego wszystkiego nie ustalono terminu kolejnego zebrania, a przydałoby się. Czyli będzie motyw aby zawrócić dupę Jasonowi - rozpogodziła się.

- To znaczy z czym nie wyskakiwać z Katty? Ona tak służbowo to jest całkiem ogarnięta. Słyszałaś co Nita mówiła? Jak jej nie ma to nie wiadomo do kogo tam uderzać. No ale tak czy siak będziemy się z nią widzieć jutro wieczorem. I w nocy. I rano. No to się nagadamy. No chyba, żeby jakoś w dzień do niej pojechać. Do Ligi. I zapytać co i jak. Chociaż jesteśmy w dzień już umówione z Blue. - Mila z wdzięcznością powitała taki mokry rewanż z rąk kumpeli i teraz ona oddała się tej przyjemności we wspólnej kąpieli. Gdy mogła sobie pozwolić na różne mniej i bardziej poważne rozmowy. Ale też chyba dotarło do niej, że przez ten napad na ziemi niczyjej to nikt się nie umówił na kolejne firmowe spotkanie.

- Nie wyskakuj do każdego że Katty na nas leci i się dymamy we trójkę. Zwłaszcza w poważnych rozmowach, to wystarczy - albinoska doprecyzowała kontynuując mycie - Trzeba w takim razie się zakręcić żeby zostać u Stana do rana. Wtedy jak się zawiniemy przed południem zdążymy wstąpić na śniadanie do Katty i tam podklepiemy temat. Potem obiad z Blue i wieczorem meta u Katty w domu. Po drodze ogarniemy witaminy i painkillery dla Gery’ego. Pasuje?

- Ojej no za kogo mnie masz? Za jakiegoś dzieciaka? Ja tylko jak kogoś bajeruję to mówię, że Katty na nas leci i takie tam. - Lola przewróciła oczami dając znać, że jest ponad takie dziecinne zagrywki i umie oddzielić bajerę od spraw służbowych. Po czym usiadła i wzięła wolną myjkę aby ją namydlić.

- No jak Dymek nas nie spławi tak z miejsca i by pozwolił zostać w Fabryce to można by zostać do rana. Chociaż to by bez Nory ciężko się wstawało tak rano aby złapać Katty jeszcze przed robotą. O której ona zaczyna? Jakoś 8 rano chyba. Wcześnie. - zmarszczyła brwi gdy próbowała w głowie obliczyć szanse na to, że obie będą na chodzie tak wcześnie. Zwłaszcza jak po całym dniu pełnym wrażeń miałyby mieć taką noc. Co nie sprzyjało za bardzo tak wczesnemu wstawaniu.

- Chyba, żeby po prostu jadąc do albo od Blue zajechać do Ligi. Od nas albo od niej to po drodze. Jakby się rano nie udało. Ale właściwie to co chcesz od Katty w tym biurze? - zaproponowała inną alternatywę jaka pod względem wstawania rano czyli w południe wydawała się bardziej realna do osiągnięcia.

Teraz to Lucy przewróciła oczami, do kompletu zapoznając twarz z wnętrzem dłoni w klasycznym facepalmie.
- A do chuja o czym przed chwilą gadałyśmy? Skup się, kurwa… ja pierdole Mila - westchnęła, odrzucając gąbkę i wychodząc z wanny.
- Przynajmniej ty mnie dziś do kurwy nędzy nie dobijaj - warknęła łapiąc ręcznik - Liga. Spotkanie. Następne. Katty sekretarka.

- Jej no już tak nie przeżywaj. Chciałam wiedzieć czy coś jeszcze niż samo spotkanie. - bąknęła mokra blondynka dokańczając sama mycie samej siebie. - Można spróbować jutro rano. A jak się nie uda no to zajedziemy do niej przed albo po wizycie u Blue. - wzruszyła mokrymi ramionami dając znać, że dla niej obie opcje są dla siebie pasującą alternatywą.

- A w ogóle co o tym myślisz? O tym dachu. Joey mówił, że się nadaje. - zapytała szorując sobie ramiona i zerkając na kumpelę stojącą na środku łazienki.

- Skazę na razie wyłączyło ze stawki, Ash nie wychodzi z domu, Gero jest silny ale nie bystry. Tkwimy w środku chujowego zadania, z dodatkową robotą na boku. Trzeba skołować leki, ogarnąć Cyborgów, Jasona, Ligę, wygłaskać Marka od ich saperów bo chyba mam pomysł… więc skup na czymś więcej niż ruchanie - Phere odwarknęła, kończąc się wycierać i goła usiadła na stołku przed lustrem. Sięgnęła po kosmetyki.
- Już mówiłam, trzeba nam na tym dachu dodatkowych spluw. Dlatego trzeba zagadać Cyborga. W razie czego sama pojedziesz do Katty, a ja może dojadę potem. Trzeba załatwić parę rzeczy zanim następnym razem tam trafimy.

- Co ty się tak pyrgasz Lucy? Przecież mówimy o tym samym. Tylko inaczej. - Lola rozłożyła ramiona jakby nie bardzo mogła zrozumieć złość okazywaną przez kumpelę. Odłożyła myjkę, spłukała się w niezbyt ciepłej wodzie, wstała i wyszła z wanny wypuszczając z niej wodę.

- To o Cyborgach nie przeczy temu co powiemy w Lidze. Nie zdziwię się jak Nita i inni też zażądają jakiejś ochrony. Wtedy to będzie już sprawa Camino albo nawet Ligi. A oni mogą więcej niż my. - powiedziała rozkładając dłonie jeszcze raz. I sięgnęła po swój ręcznik aby się wytrzeć do sucha a przy okazji rozgrzać. Bo w przeciwieństwie do prysznica u Katty albo momentów gdy dawało się zagrzać wodę w bojlerze dostatecznie wcześnie tym razem woda była góra letnia więc nie rozgrzewała za bardzo.

- A to aby powiedzieć w Lidze albo nawet Katty jak było no to chyba damy radę. Było chujowo i jak chcą coś tam zdziałać to niech nam zapewnią ochronę. Nic trudnego aby tak powiedzieć. I dalej to piłka po ich stronie. No i jak byśmy miały jutro jechać do Ligi to razem. Bo czy rano czy w południe to jedną furą jedziemy. Albo będziemy wracać od Dymka albo jechać do Blue. Więc raczej jesteś na mnie skazana. - powiedziała kończąc wycieranie ciała i zabierając się za mokre włosy. Na koniec uderzyła w żartobliwy ton jakby chciała rozładować napięcie.

- Jakoś to przeżyje jeśli dalej pójdziesz w tę stronę i będziesz myśleć. Głową - albinoska prychnęła ale już bez wkurwu. Prawie.
- Telefon Browna - mruknęła malując kreskę na powiece lewego oka - Można mu ustawić alarm. Ustawimy więc taki jeden na 8 rano… a najlepiej damy Ashowi żeby to zrobił. O ile akurat nie będzie trzymał obu rąk w Gerym.

- Nie za późno? Ona o 8 rano to już chyba powinna być w biurze. Chyba, że w biurze chcesz ją dorwać. - w lustrze Lucy dojrzała pytające spojrzenie drugiej Żałobnicy jaka wciąż wycierała sobie włosy. - No i jak tak można ustawić ten telefon to pewnie. Można spróbować. - dała znak, że nic nie ma przeciwko takiej opcji. Odłożyła ręcznik do suszenia i złapała się za biodra. - No tak. I teraz odwieczny problem. W co się ubrać? - powiedziała pół żartem pół serio skoro na razie była ubrana w nic.

- Strój kurierów od Katty, do tego chyba albo szlafrok albo jakąś koszulę którą da się spektakularnie rozchylić w odpowiednim momencie. I oczywiście kurtki, obcasy. Dobrze że jeszcze nie pada śnieg i nie ma szklanki bo byśmy się pozabijały. - albinoska zaśmiała się pod nosem, wciąż malując po gębie - Złapiemy ją w biurze, lepsza okazja aby zaczęła cokolwiek w temacie działać. Może od razu Jasona się załapie, albo Marka… no zobaczymy.

- Wątpię aby Jason był takim leszczem aby zapierdzielać od rana w biurze jak jakiś korp. Dlatego wszystko tam stoi na tej biednej Katty. - blondynka machnęła ręką dając znać, że nie liczyłaby za bardzo na spotkanie przedstawiciela Runnerów w Lidze o tak wczesnej porze o jakiem rozmawiały. Ale jej też udzieliła się ekscytacja nadchodzącego spotkania w fabryce.

- O racja, te kostiumy co nam dała są w sam raz! Aż się nie mogę doczekać jak go założę! - podchwyciła pomysł i podeszła do toaletki aby złapać za tusz do rzęs i zabrać się za ich przystrajanie.

- No tak, na wierzch to kurtki. Aby nas nie rozwalili przy bramie, że jakieś obce zdziry im się pętają pod lufami. Tylko swoje. No i mini i szpilki. I coś na górę. No. Tak, powinno być świetnie. Ciekawe czy nas przyjmie. W końcu nie byłyśmy umówione. - powiedziała nakładając sobie makijaż na twarz i na razie nie kłopocząc się z ubieraniem tego przygotowanego zestawu na wieczorno nocne wyjście.

- Niby nie byłyśmy umówione - Lucy przytaknęła, łapiąc za szminkę i przyjrzała się jej uważnie. Wbijały się oknem, bez zapowiedzi, do głównego łba w ich gangu. Zostawało prosić Duchy o przychylność licząc, że w tej bajerze o farcie bardzo białych Runnerów jest jednak ziarno prawdy.
- Z drugiej strony gdyby do ciebie przyjechały dwie laski w takich strojach chyba byś ich nie spławiła, co? - puściła oko kumpeli.

- No nie. Zaprosiłabym je do siebie do białego rana. I szybko dała znać mojej najlepszej kumpeli aby zlazła do mnie i też wbiła się na taką kozacką imprezę. - Lola roześmiała się wesoło na taki pomysł który nawet w żartach jej się spodobał.

- I tego się trzymamy - bladolica puściła jej oko, dla lepszego efektu dając też klapsa na rozpęd.
Gdy zajechały wreszcie w okolice Fabryki Forda pora dnia bardziej odpowiadała późnemu wieczorowi, niż terminowi nadającemu się na kurtuazyjne odwiedziny. Zwykle sprawy załatwiało się w bardziej odpowiednim dla życia społecznego czasie, jednak one nie jechały w interesach, a do interesu. Czas im sprzyjał, z drugiej mógł stanowić problem. Na miejscu dopiero miało się okazać czy adresat przesyłki w ogóle je przyjmie, a jak tak, to czy pozwoli wkręcić się na pit stop do rana. Wewnątrz Black Knighta panowała wesoła, pełna oczekiwania atmosfera. Nawiew grzał przyjemnie kontrastując z chłodem na zewnątrz. Samo przejście do fury w kusych uniformach wywołał u obu blondynek szczękanie zębów, dobrze że klima w bryce ciągle działała.
- Oby nie siedział na jakimś ważnym spotkaniu szyszek - mruknęła, paląc skręta dla rozluźnienia - Jak będzie taki głupi aby nas spławić zawijamy się do Grzesznika. Albo chuj, samego Cylindra i lecimy w tango. Szkoda tylu przygotowań aby wracać jak para frajerów do domu. Tak czy siak dziś balujemy, w ten czy inny sposób.

- Jak nas spławi to chrzanię go. Wbijamy do Katty i zostajemy do rana. Na pewno nas przyjmie. I tak nas zapraszała i w ogóle. I by nam odpadło główkowanie z tym wstawaniem jutro rano. No albo “Grzesznik”. Nora też nas zapraszała nawet prywatnie. No albo “Cylinder”. - Mila zatrzymała czarną furę przed główną bramą Fabryki która była główną siedzibą i twierdzą Runnerów. Mówiła jakby chciała upewnić siebie i swoją kumpelę, że mają całkiem ciekawą alternatywę gdyby z tą wizytą w Fabryce coś poszło nie tak. A nawet kilka opcji. Na razie jednak jeden ze strażników wyszedł z wartowni aby sprawdzić kto o tak późnej porze podjeżdża do bramy.

- Cześć dziewczyny. Co was tu sprowadza? - zagaił gdy zorientował się kto siedzi wewnątrz czarnej fury.

- Mam bardzo ważną wiadomość dla Dymka. - wyjaśniła ochoczo kierowca kiwając swoją blond głową i zgadzając się sama ze sobą.

- Mhm. Mam nadzieję, że wiecie, że każdy może tak powiedzieć. Więc lepiej mieć coś więcej niż na krzywy ryj. - odparł strażnik z niezmąconym spokojem. Lola spojrzała pytająco na pasażerkę aby nie spaprać sprawy już na wstępie bo jak ich tu zastopują to się trzeba będzie zastanowić nad którąś z alternatywnych sposobów spędzenia tej nocy.

Phere pstryknęła górne światło fury i z niezmąconym spokojem wyjęła z wewnętrznej kieszeni kurtki kopertę. W blasku padającym z sufitu pokazała front z adresem Fabryki, pełnym imieniem oraz nazwiskiem ich szefa i bardzo wymownymi ligowymi pieczątkami.
- Dostarczyć pod pyszczek i prosto do łapek własnych - uśmiechnęła się do strażnika uroczo - Gdybyśmy chciały się wbić na krzywy ryj to byśmy lepszą bajerę wymyśliły. Jakiś kolejny koniec świata, złote góry spluw… daj spokój słodziaku, legitna fucha i legitny powód aby wam tu dupeczki zawracać i ze stróżówek na ten ziąb wyganiać choćby chwilowo. To co, trukniesz mu przez radio że polecony z Ligi?

- Polecony z Ligi? A można zobaczyć? - strażnik wciąż wydawał się wyluzowany jak na Runnera przystało. Ale machnął dłonią aby mu podać tą oficjalną kopertę wysłaną z biura Ligi. Jak ją dostał to zważył ją w dłoni, obejrzał w świetle lampki z wnętrza samochodu i chyba go to usatysfakcjonowało bo oddał ją dziewczynom z powrotem. Po czym dał znak aby poczekały a sam cofnął się z powrotem do wartowni i coś gadał przez krótkofalę.

- Jak nas wpuszczą na te ligowe pieczątki to nie wiem… Coś będzie trzeba jakoś odwdzięczyć się Katty. - mruknęła Lucy obgryzając nerwowo paznokcie wpatrzona w niemą scenę w wartowni. Ten strażnik co z nim gadał wyszedł z powrotem zapalając po drodze szluga.

- Dobra, możecie wjechać. Wiecie gdzie? - zapytał strażnik ale widząc przeczący ruch blond głowy zaczął tłumaczyć gdzie mają podjechać. Bo jednak gdzie indziej niż ostatnio wizytowały biura z pewnym blondynem jako gospodarzem. A parę chwil później czarny Mustang już jechał pomiędzy fabrycznymi budynkami szukając tego właściwego. Bo chociaż mniej więcej każdy Runner wiedział co tu jest co to jednak tak w detalach to jednak jak ktoś tu nie mieszkał to można było się pogubić w tym dawnym, fabrycznym kompleksie.

- Dobra to chyba tutaj. Jak nie to się zapytamy. - Mila nachyliła się aby spojrzeć przez przednią szybę na budynek podobny do biurowca przed jakim się zatrzymały. Tu miał być Dymek czy raczej jego kwatery no a ogólnie mógł tu być albo ktoś kto wie gdzie on akurat może być. Bo strażnik przy bramie to był pewny, że on jest gdzieś w środku kompleksu bo nie wyjeżdżał ostatnio no ale gdzie dokładnie to już niekoniecznie.

Zostało uczynić ostatnie poprawki w lustrze, dopalić skręta i nabrać powietrza dla uspokojenia. Mimo tego z ekscytacji Phere prawie nie dawała rady się skupić, a musiały jeszcze gada znaleźć! Ale bramę pokonały, teraz tylko namierzyć cel i…
W praniu wyjdzie co dalej.
- Już bliżej niż dalej, zaraz kogoś złapiemy i niech pokazuje gdzie szefuńcio siedzi… kurde. Zaraz mu się wbijemy na chatę bez zapowiedzi i po nocy. - mamrotała, naciskając klamkę drzwi i wypuszczając powietrze.
- Dawaj, idziemy do naszego królika ze złotymi jajami czy jak to leciało.

- No. Jak gdzieś tu jest to jakoś go w końcu znajdziemy. - zgodziła się druga blondynka wysiadając z auta i poprawiając ostatni raz swoją kieckę. Potem ruszyły w stronę głównego wejścia i nadziały się na recepcję. Która obecnie też była recepcją. W niej zaś dwóch uzbrojonych ale i znużonych recepcjonistów. Chcieli wiedzieć kim są te dwie blond kociaki i po co tu są. Okazało się, że dobrze trafiły a ci w bramie musieli ich uprzedzić bo ich pokierowali w stronę klatki schodowej i na drugie piętro. Jak tam doszły to może nie było tu takich luksusów jak w apartamencie Ligi ale też było zajebiście. Unosił się charakterystyczny zapach jaranego zioła a co chwila trafiały na mniej lub bardziej ujaranych Runnerów. W końcu pytając to tu to tam dotarły do właściwego celu. Czyli czegoś co kiedyś było chyba siłownią i basenem. A obecnie było siłownią i basenem. I to takim z wodą. Właśnie w tej wodzie pluskał się sam blond szef wszystkich Runnerów, Jason, i jeszcze paru innych. Czy też raczej urządzali sobie wodne party bo wszyscy mieli zjarane na wesoło humory i rechotali się z czegoś niesamowicie. Ale przerwali widząc dwie nadchodzące blondynki i Stan to miał minę jakby próbował zogniskować wzrok lub pamięć ale na razie czekał na to co się stanie.

- A cóż tu porabiacie? Zgubiłyście się dziewczyny? - zapytał wydmuchując daleko dym ze swojego szluga i opierając się wygodnie plecami o krawędź basenu.

Mila popatrzyła na Lucy, Lucy popatrzyła na Milę i jednocześnie wyszczerzyły się czarująco do niebieskookiego Runnera.
- Cześć Stanley, a właśnie wróciłyśmy na właściwy tor. Przesyłkę mamy, kurierska robota - powiedziała i jednocześnie obie blondynki zrzuciły kurtki, a następnie rozpięły koszule ich też się pozbywając. Gapiły się na tego głównego gangera nie myśląc że nie jest sam. Wyprostowały się, wciąż uśmiechając zalotnie. Było prościej, bo wiedziały co mają na sobie i jaki efekt chcą osiągnąć. Zaczęły iść w stronę basenu, obejmując się przez plecy i kręcąc biodrami przy każdym kroku.
- Specjalną przesyłkę - bladolica dodała, gdy znalazły się obok blondyna. Opadły na kolana po obu jego stronach, nachylając się żeby widzieć jego twarz, a on miał lepszy widok na niepełne, koronkowe czarne cuda w które były ubrane, a raczej niezakryte od frontu.
- Do rąk własnych i z odpowiednią zachętą - szepnęła wyciągając kopertę tuż przed nim tak, aby widział zgrabne litery i pieczątki. Drugą ręką zaczęła gładzić jego kark, a po drugiej stronie Lola głaskała go po policzku wierzchem łapki.

- O. Przesyłka? Do mnie? No to popatrzmy. - Dymek i nie tylko on całkiem chętnie oglądał te dwie rozbierające się kurierki. I chyba nawet nie do końca spodziewał się, że mają coś dla niego bo na podaną kopertę spojrzał trochę zaskoczony. No i te bliskie okryte pończochami uda i ich zwieńczenie też może mogło mieć w tym swój rozpraszający wpływ. Dał znak którejś z dziewczyn i ta rzuciła mu ręcznik. Wytarł w niego dłonie i spojrzał na trzymaną kopertę.

- Z Ligi. - powiedział do swojego towarzystwa rozczytując adresata na kopercie. Po czym wziął w już suche dłonie ów prostokącik i go rozdarł. Wyjął z niej niewielkie karteczki i z ciekawością je przeczytał. Innych też widocznie zżerała ciekawość co tam jest co było widać po ich minach.

- I co tam jest Dymek? - Jason upił łyka z butelki i zaciągnął się szlugiem. Bez ubrań widać było, że to kawał mięśniaka z niego. Coś pomiędzy Rogerem a Xavierem tak na rozmiary.

- O. Zaproszenie. Na masaż. Do “Nuru”. I na święta. - powiedział czytający i streszczając pozostałym co tam było napisane na tych dwóch karteczkach. Wsadził je z powrotem do koperty, machnął na tą dziewczynę i ta podała mu butelkę piwa więc z niej sobie łyknął.

- Środa to kiedy jest? - zapytał Jasona a ten też potrzebował chwili namysłu aby policzyć te dni tygodnia i dzisiaj i kolejne. Ale jak tak na kilka głosów główkowali doszli do wniosku, że to chyba tak jakby za jakieś dwa dni.

- No dobra. Może być. Jeszcze tam nie byłem. Zobaczymy co tam mają. - wzruszył ramionami jakby biorąc to wszystko na dobrą monetę i przyklepując swoją wizytę w tym klubie egzotycznego masażu firmowanego przez Ferrari Blue.

Dwie blond harpie rozpromieniły się słysząc decyzję. Czyli udało się ściągnąć jaśnie dowódcę na środową zabawę z Blue, jej kompaktową Azjatką i Duchy wiedziały kim jeszcze i kto się napatoczy po drodze albo już na miejscu. Basen Runnerów gapił się na szefa, więc obie kurierki też dostawały rykoszetem uwagi. Znowu przeprowadziły szybką naradę spojrzeniami.
- Super, w takim razie zostaje druga część przesyłki - Phere wymruczała mu do ucha i obie z Lolą przysiadły na krawędzi basenu po obu stronach gangera. Patrzyły na niego z uwielbieniem, pozwalając dłoniom na chwilę pieszczot jego ramion, karku i włosów, aż nagle wskoczyły do wody.
- Mały teaser, zajawka tego co cię czeka w środę… chociaż niestety jesteśmy tylko dwie, a nie cztery - dorzuciła niskim głosem, przylegając całym ciałem do jego boku, po drugiej stronie to samo zrobiła Mila. Ich dłonie znad wody przeniosły się na jej krawędź i niżej, głaszcząc zarówno męskie, jak i damskie ciała.
- Ale obiecujemy, że nie będzie widać dużej różnicy - dodała zanim obie blondynki nie pocałowały go krótko i nie przeszły do gorącego całowania siebie nawzajem. Tuż przed jego twarzą.

- Eee… we cztery? - zapytał któryś z jego przybocznych bo to niespodziewane dojście do imprezy dwóch ślicznotek w odważnych i ślicznych kostiumach zaskoczyło i resztę. Najmniej zaskoczony był chyba sam Dymek no ale on mógł poczytać liścik no i miał z nimi już wcześniej do czynienia.

- Mhm. Jeszcze Ferrari Blue i ta jej Azjatka. Wiecie, ta od masażu. - Stan pozwolił sobie na odrobinę przyjemności i robienia wrażenia na ziomkach jakby co tydzień zdarzały mu się takie przygody. A sądząc po ich reakcjach to chyba doskonale wiedzieli kim są te dwie co dzisiaj ich tu nie było ale miały być w środowe spotkanie.

- No ja z Seiko nie miałam jeszcze przyjemności ale z Blue owszem. I mogę gorąco polecić. - Mila pokiwała swoją ponownie mokrą głową zachwalając owo spotkanie jak tylko mogła. Zwłaszcza, że widać było, że kobiety o jakich była mowa są w towarzystwie rozpoznawalne i to całkiem pozytywne skoro sam szef nie odrzucił ich zaproszenia. No ale na razie to te całuśne blondynki ponownie okazały się dość absorbujące. Jason wyszczerzył oczy z wrażenia na myśl, że już mogły mieć za sobą pierwsze bliskie kontakty z długonogą blondynką z Downtown.

- Claudia, polej coś dziewczynom. Niech tak nie siedzą o suchym pysku. - Stan chętnie objął każdym ramieniem jedną z nowych blondynek u swego boku ale odwrócił głowę do tej co podała mu ręcznik. Ta skinęła głową, uśmiechnęła się i podeszła do stołu aby podać im piwo albo drinki.

- Bo już chyba zostaniecie z nami nie? Szkoda wyłazić na taki mróz na zewnątrz. - zapytał gospodarz zerkając na nie obie jakby do głowy nie brał innej wersji a nawet miał związane z nimi jakieś plany i zamiary na ten dość późny wieczór.

- Jasne Stan, zostaniemy. Jeszcze byś zmarzł i co wtedy? - Lucy zgodziła się nawet bez wybuchów euforii i pisków. Patrzyła w te niesamowicie niebieskie oczy śmiejąc się do nich i obejmując mocno ich właściciela. Brzmiało idealnie, to on zaproponował wieczornego drinka z porannym skrętem, więc nie wychodziły na nachalne. Jak dla niej te przeklęte patrzałki w kolorze czystego nieba mogły jej układać życie kiedy i jak chciały. Chętnie przyjęła szklankę z drinliem, przepłukując gardło.
- A Blue ma złote ręce, nie ma lepszej opcji aby się zaciąć gdzieś w kiblu… no dobra, nie tylko ręce ma złote. I nie tylko w kiblu robi furorę. Kanapa, wyro, dywan albo stół też nieźle anektuje - zaśmiała się, obłapiając bez skrępowania gangera obok.

- No co wy… Zaliczyłyście Blue? Ferrari Blue? Tą z Downtown od starego pierdziela? - ten sam Runner co poprzednio jednak nie mógł nad tym przejść ot, tak do porządku dziennego bo musiał się dopytać. W końcu nie chodziło o jakąś tam długonogą blondynkę tylko o tą całkiem charakterystyczną co już jakiś czas temu wybiła się ponad przeciętność.

- Ona też leci na blondynki. Ale co zrobić? Taki urok osobisty. Jakbym nie była sobą też bym na siebie poleciała. A tak to mogę najwyżej lecieć na Lucy. - Lola odwróciła się do niego, zrobiła słodkie oczka i rozłożyła ramiona na znak, że niewiele może z tym poradzić.

- Jak to “ona też”? To kto jeszcze? - Jason podchwycił temat i tego to chyba też się nie spodziewał.

- To dlatego nie robisz scen jak ci pomieszkuję w wyrze i przykuwam do niego kajdankami - Phere zrobiła zdziwioną minę jakby właśnie odkryła tajemny sekret, a do jej obrazu świata dołączyły brakujące puzzle.
- W takim razie będę to robić jeszcze częściej kochanie - Westchnęła rozczulona, wychylając się żeby pocałować drugą blondynkę w podzięce. Wychyliła się sięgając po zrzuconą na suchym lądzie kurtkę i pogrzebała tam. Wreszcie wyjęła telefon i coś tam klikała, aż z niewinną miną popatrzyła na Jasona, wyciągając rękę i powoli wykonała palcem przyzywający gest.

- Tak, rozgryzłaś mnie całkowicie. - Lola grzecznie pokiwała główką dając w słodki sposób znać, że właśnie jest tak jak mówi koleżanka. Więc mogło wyglądać jakby co chwila i od dawna tak się zabawiały. Jason zaś wezwany gestem przez Lucy poddał się zaciekawieniu i przesunął się bliżej sadowiąc się obok swojego kumpla i szefa. A przy okazji obu blondynek ozdobionych komplecikami seksownej bielizny. I tam mógł zobaczyć na ekranie smartfona kilka zdjęć zrobionych w trzewiach “Grzesznika”. I tych w sali dla VIP-ów z widokiem na roztańczony tłum i scenę z grzesznicami. I te późniejsze z pokoju gdzie zaprosiła ich gospodyni. No i na tych fotkach była też i sama gospodyni. Już właściwie bez odzienia. Podobnie jak Katty którą też pewnie rozpoznawali wszyscy a zwłaszcza Jason bo pewnie widywał ją jak nie codziennie to prawie. No i część reszty towarzystwa, Leon, też bez ubrań, jakiś Latynos, czarnowłosa diablica w gorsecie no i dwie blondynki co teraz pokazywały te fotki.

- O ja pierdolę! One naprawdę je zaliczyły! - Jason odwrócił się do pozostałych i pomachał trzymanym smartfonem. Chociaż pewnie dla nich nie było to zbyt czytelne. Bardziej musieli zawierzyć jego relacji i wrażeniu jakie wywołały na nim te zdjęcia.

- Blue i Katty. Na raz. Na tej samej imprezie. - dodał jakby nawet on był pod wrażeniem. No a i pozostali tak samo. Patrzyli z niedowierzaniem to na nich, to na te dwie mokre półnagie blondynki, to na siebie nawzajem.

- Blue i Katty? Na raz? Na tej samej imprezie? - ten trzeci Runner pytał jakby go ominęła nie wiadomo jaka impreza i mógł to teraz tylko sobie spróbować wyobrazić. Bo takie przygody nie zdarzały się tu tak na co dzień.

- No co zrobić? Taki urok osobisty. Dziewczyny lecą na prawdziwe blondynki. - Lola rozłożyła rączki znów na znak, że nie jest temu winna i to samo tak się ułożyło. Ale z bliska Lucy widziała, że aż promienieje i pęcznieje z dumy i satysfakcji na wrażeniu jakie zrobiły na tej runnerowej śmietance.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 30-12-2021, 05:13   #43
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Albinosy przynoszą farta i same są fartowne, zarówno te białe na zewnątrz jak i wewnątrz. Szczęściem i fartem trzeba się dzielić skoro szmulki tak ładnie proszą, nie? - dodała Śnieżka, przybierając bliźniaczo niewinną minę i wzruszyła ramionami jakby nie było w tym absolutnie nic dziwnego.
- Katty lubi też blondynów - dodała ciszej do błękitnookiego, głaszcząc go po piersi i brzuchu - Niestety w środę nie da rady być, ale jakby co mamy dojazd do jej apartamentu. Mówię ci, ma naprawdę dobrze zaopatrzony barek, poza tym świetnie trenuje jogę i to w ciekawej wersji. Takiej bez ubrań, więc odpada problem że nie ma się odpowiedniej koszulki czy tam spodenek. Przydałoby ci się wyciszyć od czasu do czasu, odpocząć od ważnych spraw ważnych ważniaków i złapać zen w pionie albo poziomie. Dobra sprawa, polecamy z Lolą po całości i z każdej strony.

- Macie dostęp do Katty? Tak prywatnie? U niej? - teraz to chyba nawet Dymek był zdziwiony jak to by miał wyglądać stopień zażyłości jego dwóch Runnerek z tą najpopularniejszą i najfajniejszą sekretarką w mieście. Widząc kiwanie blond głów tylko gwizdnął w odpowiedzi. Po czym pogłaskał te dwie blond głowy a potem ramiona i policzki.

- No to może coś się uda zorganizować. Ale na razie to pogadamy w środę. Może być bez Katty. Z nią najwyżej umówimy się na kiedy indziej. - zgodził się zaciągając się na nowo szlugiem i popijając piwa z butelki.

- A na razie balanga! Pływałyście kiedyś w basenie? - zapytał i jakby ogłosił powrót do bardziej przyziemnych spraw gdy wskazał brodą na błękit ciepłej wody przed sobą. Siedzieli z brzegu, na płyciźnie pewnie przeznaczonej właśnie do takiego celu. Ale tam dalej było na tyle głęboko, że można było popływać na całego. Jak w rzece albo jeziorze. Tylko woda była o niebo czystsza i cieplejsza.

Nie śmierdziała też mułem, nie była radioaktywna, ani skażona jakimś gównem od którego wyskakiwały czerwone, ropne krosty. Pewnie gdyby się jej napiły nie zatrują się, ani nie udziabie je żadna zmutowana wodna kreatura żyjąca pod powierzchnią.
Albinoska cieszyła się i tak wesoło patrzyła na najbliższy świat, otaczających ją ludzi, okoliczności przyrody oraz jakieś tam płomyki spawarki zamknięte w dwóch tęczówkach pewnego gangusa z najwyższej runnerowej półki. Dopiła drinka i odstawiła szklankę na rant basenu.
- Jutro wieczorem robimy postój na noc u Katty, jedź z nami Stan - szepnęła korzystając z okazji że jeszcze jest obok niego. Dotykiem pod wodą zeszła na frontową część kąpielówek i tam przez chwilę badała teren nim zabrała rękę.
- A macie dmuchane flamingi? Takie wodne krzesła, jak na filmach? - zapytała z zaaferowaniem.

- Coś tam chyba mamy. - blondyn spojrzał na swoich towarzyszy i towarzyszki. Dwóch z nich poderwało się i wyskoczyło z basenu biegnąc do jakiejś ściennej szafy.

- Ale jutro nie mogę. Już jestem umówiony. Na kiedy indziej się umówimy. - odparł ciszej do obu blondynek. A jego towarzysze jacy dorwali się do owej szafy zaczęli z niej wrzucać do basenu różne, nadmuchiwane zabawki. Koła, krokodyle, materace i kto wie co jeszcze. Któraś z dziewczyn rzuciła się szczupakiem w wodę i zaczęła tam płynąć, Jason zaczął dopingować bijąc brawo i łykając piwo zaś impreza dość szybko zaczęła przenosić się do basenu.

Dwie blond głowy kiwnęły krótko na zgodę, pocałowały synchronicznie policzki szefa i zaraz odbiły się od krawędzi zagłębiając w ciepły błękit basenu. Płynęły obok siebie, zerkając to na dmuchane zabawki to na dopływającą do nich dziewczynę, to na siebie nawzajem. Do świetnych pływaków nie należały, w końcu tylko debil kąpał by się w Wallad Lake, a z innych miejsc treningowych zostawały kanały, czyli też niezbyt kusząca opcja. Dotarły jednak do celu, Lola dosiadła bojowego krokodyla, Lucy wskoczyła na grzbiet biało-niebieskiego jednorożca i obie jak na dany znak świsnęły w powietrzu mokrymi ręcznikami ciągniętymi do tej pory pod wodą. Za cel obrały dziewczynę zasiadającą na dmuchanym bakłażanie, strzelając jednocześnie po jej bokach. Nie z całej siły, bo nie chodziło aby ją zranić. Prędzej dla funu i ku uciesze oglądającej to wszystko męskiej publiczności.
- No co tam szmulko? - albinoska spytała przy tym wesoło.

Mokre ręczniki synchroniczne chlasnęły w mokrą, kobiecą skórę uzyskując piszczący efekt zaskoczonej właścicielki. Miała na sobie bardziej odpowiedni na basen strój bo była w bikini. A te od uderzenia ręcznikami nie chroniło w ogóle. Brunetka jednak po tym efekcie zaskoczenia próbowała się zasłonić przed kolejnymi ciosami. Za to panowie obserwujący to widowisko powitali je gorącym aplauzem.

- Ta jest! Dawać! Napieprzać się! - zawołał wesoło Jason podchwytując pomysł na całego.

- Ale ja nie mam ręcznika! - krzyknęła dziewczyna na bakłażanie na mokrym ciele jej tatuaże prezentowały się całkiem malowniczo.

- Dajcie jej ręcznik! - zawołał Stan i któryś z chłopaków cisnął jej ręcznik. Wyłowiła go z wody chociaż musiała trochę podpłynąć w jego stronę.

- Ha! Teraz dostaniecie za swoje! - zawołała bojowo brunetka w stronę obu blondynek. Chociaż raczej też bardziej dla żartów i na pokaz.

- Jedziesz mała! - albinoska strzeliła bronią w powietrze. Drugi strzał trafił Lolę w plecy, na co ta zapowietrzyła się i z warkotem oddała kumpeli mokry raz. Śmiejąc okładały się póki brunetka nie dopłynęła do nich, a wtedy znowu zadziałały wspólnie przestając mordować się spojrzeniami. Znalazły wspólny cel, chociaż w ferworze zabawy częstowały białymi razami także siebie nawzajem, aż w którymś momencie Phere zmieniła pozycję, pokracznie wybijając się z siodła swojego rumaka. Z całym impetem trafiła w blondynkę, wywalając ją z krokodyla prosto do basenu.

- Ty mała, podstępna żmijo! - krzyknęła Lola jak tylko wypłynęła na powierzchnię i nabrała powietrza na tyle by mogła to zrobić. Ale wodna batalia zbierała coraz większe żniwa. Wkrótce każda z jej uczestniczek została wysadzona ze swojego nadmuchowanego siodła i musiała radzić sobie sama tudzież przy pomocy pływającego wierzchowca albo krawędzi basenu. A wodne zmagania miały wierną i zaangażowaną widownię co tylko dopingowało do tych wodnych zmagań. Ta trzecia też im się poddała i całkiem przyjemnie się z nią przepychało w tej wodzie i chlapało. Widocznie nie należała do tych sztywnych i umiała się wesoło bawić z nieznajomymi.

W pewnym momencie gdy była zaabsorbowana zmaganiem się z Lucy Lola skorzystała z okazji, podpłynęła do jej tyłów i złapała ją za ramiona. Co zaskoczyło mokrą zawodniczkę bo odwróciła się do niej próbując się wyszarpać z tego uścisku.

- Oj teraz cię mamy! I zrobimy z tobą coś strasznego! - zagroziła jej Lola uparcie wytrzymując te wodne zmagania i nie zwalniając z chwytu.

- O tak, coś bardzo strasznego - Phere zgodziła się, podpływając bliżej od przodu. Skorzystała, że Mila zakleszczyła jeńca, więc przystąpiła do frontalnego ataku. Wyciągnęła ręce ku głowie Runnerki, łapiąc jej twarz w dłonie i zaatakowała ustami, wpijając się w jej wargi pod którymi szturm przypuścił także jej język. Smakowała brunetkę, palcami badając jej szyję, piersi, brzuch, boki i pośladki. Na tych ostatnich zacisnęła palce, przyciągając jej biodra do swoich. Z tyłu druga Żałobnica zapoznawała się ze smakiem jej szyi i karku, ocierając biodrami trzymane przez bladolicą pośladki, przez co zakleszczyły brankę między sobą.

Ta wzięta w niewolę brunetka była całkiem niczego sobie. I tak dla oka i tak dla rąk i ust. Nawet jakoś niezbyt się wyrywała przed robieniem jej tych obiecanych strasznych rzeczy. Właściwie jak się zorientowała co się dzieje to w ogóle przestała się szarpać z Milą. A gdy się już zaczęła całować na całego, najpierw z albinoską od frontu a potem odwracając głowę do tyłu aby powtórzyć to z jej kumpelą to panowie na brzegu podnieśli wiwaty. Też na całego.

- Naprawdę to robicie z Katty? I z Blue? - zapytała w przerwie gdy jakoś tak na w półświadomie zaczęły zbliżać się do brzegu basenu. Lola słysząc pytanie zaśmiała się cicho i twierdząco pokiwała głową.

- Widzisz te fikuśne szmatki? Katty nam dała. Szaleje za nami na całego. - pochwaliła się biorąc za ramiączko od swojego kostiumu a Runnerkę chyba znów ścięło z nóg z wrażenia. Na jakość takiego nietuzinkowego prezentu no i na to od kogo to było. A w międzyczasie doholowały się nawzajem do brzegu gdzie jeden z chłopaków co rzucał te dmuchane zabawki podszedł aby pomóc im wydostać się na suchy ląd. Zaś kolega poszedł w jego ślady.

Dzięki męskiej pomocy szybko wylądowały na brzegu zupełnie bez wysiłku. Blondynki podziękowały im za ten szarmancki gest całując w zarośnięte policzki, a potem znowu zaatakowały tę trzecią. Tym razem Lucy objęła ją od tyłu, Lola pilnowała frontu, badając go dłońmi i ustami. Phere pomagała jej, przekładając ramiona pod pachami jeńca i bawiąc się piersiami w najlepsze, gdy jej palce bez skrępowania wsunęły się pod stanik kostiumu. Obie z Milą pilnowały też, aby usta brunetki cały czas były zajęte, gdy ciągnęły ją pod ścianę. Tam gdzie stos ręczników, które dwa szybkie szarpnięcia rozrzuciły po podłodze i to na niej Żałobnice położyły ofiarę, gdy już zręcznie wydobyły ją z resztek ubrań. Same również wyskoczyły z czarnej koronki, opadając na nową kochankę jak para jasnopiórych sępów. Poznawały się dokładnie, wśród westchnień, jęków i przyspieszonego oddechu wymienianego z ust do ust. Na parę długich, zmysłowych minut zlepiły się w jeden organizm działający dotykiem, smakiem, a przede wszystkim dotykiem palców, ust, piersi i ud. Ramion obejmujących biodra, nóg rozrzuconych na boki aby ułatwić wpuszczenie zwiadu aż po brak tchu. Reszta basenu gdzieś tam w okolicy nadal istniała, ale one tego nie przyswajały, zbyt zajęte zabawą na znów mokrych od potu i soków ręcznikach.

- A w ogóle… To nazywasz się jakoś? - zapytała mokra i zdyszana Lola gdy już rozhulały się na dobre i dogłębnie. Ich nowa znajoma okazała się zarówno całkiem wdzięcznym obiektem do zwiedzania. Jak i takie zwiedzanie wyraźnie sprawiało jej przyjemność bo okazała się całkiem życzliwa i gościnna dla nowych koleżanek. A i że od początku kąpieli w basenie niewiele na sobie miała i ona i one to to zwiedzanie było bardzo ułatwione. Sama też chętnie zapuszczała się w różne ciekawe zakamarki obu blondynek o ile tylko gdzieś dała radę. Więc te rozrzucone ręczniki okazały się przyjemnym legowiskiem dla ich trzech, mokrych ciał i gorących temperamentów.

- Jane. A wy? - zapytała zdyszana i rozleniwiona brunetka czule łapiąc za jedną i drugą blondynkę.

- Ja jestem Lola. A ta tu ślicznotka to Lucy. Myślicie, że rozgrzali się na tyle aby dołączyć do imprezy? Bo jak nie a masz tu jakiś zaciszny kącik Jane to zmywamy się do ciebie. - zapytała mokra blondynka patrząc na męską widownię. Bo panowie w sporej mierze wstali ze swoich miejsc i podeszli bliżej aby mieć lepszy widok na te zmagania mokrych zawodniczek na ręcznikach.

- No mam. Możemy pójść jak chcecie. - Jane zgodziła się ale podniosła głowę aby też ocenić jak to się zanosi na reakcję męskiej części ich wymieszanej grupki.

Phere leżała rozwalona na plecach sufitując ze szczęśliwą miną, ale gdy Mila się odezwała podniosła głowę z ręcznika.
- Oni wszyscy? - spytała mrużąc oczy. Nie wyobrażała sobie takiego rozwinięcia, do tej pory co najwyżej miały pod ręką domowego brudasa i gajera ze sztywniakowa.
- Zaciągnij ręczny Lola, Dymek spoko. Może Jason… chcę jutro móc chodzić - parsknęła, przekręcając się na bok. Pogładziła brzuch Jane, zostawiając na jej piersi pocałunek.
- No ale nie będę zołzą, chcesz to się baw jak chcesz. Tylko najpierw bierzemy skurczybyka na warsztat. Jane dołączysz? - dorzuciła lżejszym tonem, łapiąc wzrok niebieskich diodek pod blond czupryną.

- Wszyscy? No nas jest trzy. I jeszcze Claudia to cztery. A ich tak… No może trochę więcej. Ale niezbyt. - Lola podparła głowę na ręku i leniwie obserwowała półnagich mężczyzn jak drużynę przeciwną z jaką miały rozegrać mecz. Siły wydawały się mniej więcej liczebnie wyrównane chociaż z pewną przewagą dla męskiej części publiczności.

- Jak macie takie chody to możemy uderzyć do samego Dymka. Może nas zawinie do siebie. Ale jak nie to zapraszam do mnie. Też chyba nie będziemy się nudzić do rana. - wytatuowana brunetka podobnie patrzyła na kolegów ale jakby chciała pogodzić opcje o jakich mówiły nowe koleżanki.

- I właściwie jak byście chciały na miejscu i potrzebowały posiłków to można dać znać. Pewnie mogą ściągnąć więcej dziewczyn. Dzisiaj mieliśmy się tylko powygłupiać w basenie i może coś by potem było. - Jane wzruszyła swoimi nagimi ramionami i oddała pocałunek na piersiach Lucy dając się głaskać po biodrze dłoni drugiej blondynki.

- Niby przyjechałyśmy tutaj dla niego i jego oczek - albinoska wypruła się cicho i westchnęła, trzymając na twarzy uśmiech - Czyli lecimy do niego we trzy i niech się biedny martwi jak tę klęskę urodzaju ogarnąć. - parsknęła i podniosła się na kolana, a obok niej to samo zrobiła Lucy, pomagając przy okazji nowej znajomej do której wdzięcznie obie się przytuliły. Poczekała aż cel podejdzie bliżej i odezwała się, wodząc rękami po pozostałych dwóch nagich ciałach, a te czyniły to samo nie za bardzo pozwalając się skupić widowni.
- Powiedz Stan, macie tu jakieś biura do zwiedzania? - zapytała patrząc mu w błękitne ślepia i czując jak zaczyna jej się robić gorąco - Ostatnio nam dwóm dałeś radę, ale teraz jak widać się rozpączkowałyśmy… łap sekundanta i dawaj jedziemy na wycieczkę póki jeszcze nam kuperki nie odmarzły.

- Biura do zwiedzania? No tak, chyba było coś w ten deseń. - szafirooki blondyn pokiwał głową z błogim uśmiechem jakby coś mu świtało na temat wspomnianej wycieczki. Spojrzał sobie po trzech nagich, kobiecych ciałach gdzie brunetka będąca w centrum tego układu zgrabnie obejmowała i przytulała do siebie po blondynce do każdego boku tworząc mokrą i powabną kompozycję.

- No a mnie to chyba ominęło. To bym była stratna. - zaćwierkała Jane zgłaszając swoje zaległości w tej materii.

- Tak? Naprawdę? No popatrz popatrz… - Hollyfield jakby się zdziwił tym niedopatrzeniem i popatrzył na nią, na jej dwie blond towarzyszki i na swoich przybocznych. Trochę na dłużej zatrzymał się na Jasonie i ten się z nim porozumiał tymi spojrzeniami.

- No cóż… Skoro tak… To chyba mamy tu jeszcze parę pomieszczeń do zwiedzenia. - wzruszył ramionami i machnął ręką aby iść za nim. Bricks mu zawtórował dając przejść trójce dziewczyn i sam poszedł w ich ślady.

Pochód prowadzony przez Hollyfielda i zamykany zwalistą sylwetką Bricksa daleki był od spokoju konduktu żałobnego. Trzy środkowe elementy chichotały, obejmując się w marszu, klepały po pośladkach i rzucając zaciekawione spojrzenia przez blond elementy po bokach.
Gangerki zostawiły przy basenie swoje rzeczy i lazły bez niczego, ale jakoś nie wydawało się, że im to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. Tryskały radością i niecierpliwością jakby naprawdę zaraz miały rozpakować świateczne prezenty na długo przed pierwszą gwiazdką.
Phere nie posiadała się ze szczęścia, plan wypalił! Na środę w południe mieli się spotkać w “Nuru”, gdzieś w przyszłości czekał ich jeszcze rajd do Katty i to z blond skurczybykiem z przodu mini peletonu. A teraz dodatkowo do puli wskoczył Jason który ciekawił albinoskę od pierwszego spotkania w Lidze. Nie tak jak Dymek, bo do niego to żaden Runner nie miał podjazdu, ale i tak był to wyjątkowo przyjemny motyw.
- A masz tam gdzieś w którymś punkcie wycieczki kajdanki? Swoje zostawiłyśmy w domu, nie mieściły do kieszeni kurierskiego uniformu - powiedziała Lucy, łapiąc jasnowłosego za rękę. Z drugiej strony Jane Lola chwyciła łapę Bricksa puszczając mu oczko.

- Kajdanki? Nie, chyba nie. - blondyn zdziwił się pytaniem i mówił nieco roztargnionym tonem. Odwrócił się do tyłu na Bricksa jakby jego też pytał o zdanie ale ten pokręcił przecząco głową.

- Ja mam kajdanki! Ale u siebie. - niespodziewanie zgłosiła się Jane, że posiada ów użyteczny w takich zabawach gambel.

- Tak? - Stanley spojrzał na nią a ona potwierdziła swoją ciemnowłosą głową. Więc szli dalej gdy on zastanawiał się co tu teraz zrobić. Minęli jakichś dwóch typków którzy wybałuszyli oczy na trzy mokre naguski paradujące korytarzem. Ale skoro towarzyszyli im Hollyfield i Bricks to pewnie uznali, że wszystko jest w porządku bo na zdumionych spojrzeniach się skończyło.

- Ale jak masz jakieś paski czy linki to też mogę nimi kogoś związać. - widząc, że coś chyba pomysł nie do końca podpasował szefowi to ciemnowłosa Runnerka klaskająca znalezionymi na basenie klapkami dorzuciła kolejny.

- O! I to jest dobre, tak, może być! To idziemy do mnie. - ucieszył się szafirooki blondyn i znów machnął ręką aby podążać za nim. Wkrótce dotarli do czegoś co wyglądało na biuro przerobione na mieszkanie. Był salon z sofą, stolikiem i telewizorem w roli głównej oraz przejścia do pozostałych pomieszczeń. Nie było tak czysto ani luksusowo jak u Katty ale dalej o wiele lepiej niż u przeciętniaków. Nikt tu jednak nie przyszedł aby zwiedzać pomieszczenia i gospodarz tylko pro forma chyba pytał co kto będzie pił otwierając barek. Przyjemnie dla oka zapełniony.

Od dwóch blondynek usłyszał, że cokolwiek byle klepało. Rzuciły ciekawie okiem po pomieszczeniu, ale ich uwaga prawie od razu znalazła się na gospodarzu. Doskoczyły do niego, że śmiechem próbując mu pomóc z drinkami chociaż bardziej przeszkadzały rozpraszając uwagę i rozbierając z ostatniego elementu garderoby.
- Tyłek też masz niezły - albinoska skomentowała odkrycie, ściskając ten element jego ciała i klepnęła na odchodne. Zostawiła Lolę przy barku, a sama lekkim krokiem dopadła Jasona.
- A ty się tak nie ciesz kochasiu - pchnęła go w pierś całym impetem przewalając na sofę.
- Czekają cię tu straszne rzeczy - dodała poważnie, nachylając się i oparła dłonie o jego kolana.
- Chcemy fotę! Na pamiątkę! - zakomunikowała, przesuwając dłonie do gumki slipów żeby i je zdjąć. Jak na ten rodzaj imprezy ganger wciąż miał za dużo ubrań.

- Daj zrobię ci. - z Jasona był kawał kloca więc raczej gdyby chciał się postawić drobniejszej kobiecie to by się postawił i nie dałaby go rady przewalić na sofę. No ale skoro jednak dała to pewnie było mu to na rękę. Gdy padł pomysł zrobienia fotki Bricks też okazał się chętny do współpracy. Był gotów przejąć smartfon blondynek i uwiecznić jak albinoska ciężko pracuje nad jego spodenkami i tym co tam się kryło. Aż jej się ta blond główka trzęsła podczas tej pracy.

- To mi też zrób. - zawołał gospodarz już w samych gaciach i z drinkiem oraz po ślicznym dziewczęciu pod każdym bokiem. Jane i Lola chętnie i wdzięcznie przylgnęły do tych boków pozując do tego ujęcia. No a gdy drinki już były rozlane i rozdane czas było zająć się sobą nawzajem. Skoro Lucy z Bricksem okupowali kanapę w salonie to pozostała trójka zniknęła im z pola widzenia w sąsiednim pomieszczeniu które pewnie było sypialnią.

Pomyśleć że gdyby na miejscu Phere znalazła się Ortega porucznik Runnerów mógłby nie być tak ugodowy. Ciekawiło czy nawet w takiej sytuacji dążyłby do robienia Camino pod górkę, pewnie tak. Dla samej przyjemności stawania okoniem. Teraz też stawał, ale na wysokości zadania i trzeba było przyznać że bez kurtki, bluzy munduru i reszty gambli wyglądał o wiele lepiej.
- Kafar z ciebie - dziewczyna powiedziała z uznaniem gdy już miała wolne usta. Szybko wskoczyła piętro wyżej uśmiechając się radośnie. Koleś był wielki, co prawda nie jak Geronimo, jednak nie przypominała sobie aby w ostatnich miesiącach jeździła na drążku tak odkarmionego byczka. Gdy złapał ją w pasie żeby docisnąć do swoich bioder jęknęła głośno trochę zaskoczona. Silny też był.
- Tylko mnie nie połam - dysząc mu w twarz zaczęła wyścig na ślepo, odsuwając niepokój gdzieś obok.

- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. - powiedział z bezczelnym tonem i uśmieszkiem jakby przedrzeźniał te stare kawały o podobnych odzywkach mężczyzn do kobiet “tuż przed”. Bo coś w subtelności i delikatności to się nie bawił. Lubił ostrą jazdę i chociaż to ona była na górze i miała głos decydujący co do tempa to jednak on mocno ją poganiał a swoimi łapami też wtrącał swoje gwałtowne trzy grosze. Aż sofa na jakiej się zabawiali trzeszczała jakby miała się rozpaść pod tym naporem.

- O tak, niezłe na początek… To teraz chodź tak na poważnie… - powiedział podnosząc się z pleców i bez trudu zmieniając pozycję swoją i swojej partnerki. Postawił ją na czworakach a sam zaczął się w nią ładować od tyłu.

Brzmiało jak wyzwanie, żaden ganger wyzwań nie odrzucał. Oddychając ciężko albinoska zgarnęła poduszkę z podłogi, wciskając ją pod swoje biodra. Podniosła zachęcająco tyłek i rzuciła przez ramię równie zaczepne spojrzenie.
- Tak chcesz się bawić, co Jason? Dobra to zabawmy się na poważnie - wyszczerzyła zęby i dodała - Spluwaj i jedź, na co czekasz? Aż tu zacznę ciąć komara?

- No, no, patrzcie ją jak chojraczy. Do Katty albo Blue też tak kozaczysz? - parsknął z mieszaniną rozbawienia i uznania. Ale faktycznie splunął na swoją rękojeść i chwilę tak pracował samemu aby nie wchodzić w ten suchszy otworek tak całkiem na sucho. Ale w końcu poczuła jak się do niej dosiadł i zaczął w nią się wsuwać. Z początku powoli i ostrożnie. Ale nie czując presji ani oznak sprzeciwu przyspieszał tempo. Aż znów umęczona sofa zaczęła skrzypieć i wić się pod tym naporem żywych ciał. A żywym ciałom zdawało się coraz bardziej brakować tchu. Ale każdy kolejny fragment tej galopady zdawał się być tym ostatnim. Aż wreszcie był tym ostatnim. Jak nastąpił ten moment szczytowy zakończony eksplozją wewnątrz kobiecego ciała. I kończący się długim jękiem ulgi. Aż nastąpił niespodziewany finał. Gdy nagle rozległ się suchy trzask i oboje spadli z tej sofy. Dopiero na podłodze zorientowali się, że może sam ich gwałtowny numerek sofa może jakoś przetrwała. Ale rozpadła się zaraz potem. Jasona to rozbawiło bo zaśmiał się cicho i nieco ochryple.

- Co się stało? - w drzwiach pokazała się Jane jaka widocznie też usłyszała ten hałas i przyszła sprawdzić co się stało. Wyszła z drzwi sypialni i podeszła do rozwalonej sofy i dwójki jej użytkowników. Też była zaczerwieniona i rozgrzana jakby w sąsiednim pokoju zabawa nabrała rumieńców.

- Ano nic. Widzisz mówiłem Dymkowi, że ta sofa mu się w końcu rozpieprzy no i widzisz, że miałem rację. Widzisz gdzieś szluga? - Bricks leniwie przetarł włosy swoją ręką jakoś bynajmniej nie czując się skrępowany ani rozwaleniem kanapy ani obecnością wytatuowanej brunetki. Ta podała mu paczkę szlugów ze stolika i poczęstowała też Lucy patrząc na nich oboje z zaciekawieniem.

Albinoska chętnie przyjęła skręta i opadła na pobojowisko opierając się o bok gangera.
- Bricks Barbarzyńca. Przydałbyś mi się u mnie. Na piętrze, w łóżku. Od razu byłby dobry powód aby zjeżdżać do chałupy a nie się po mieście włóczyć - parsknęła, przesuwając palcami po jego włosach i przybrała całkiem sympatyczny uśmiech, a na pewno zadowolony. W kościach i mięśniach czuła aż nadto wyraźnie pokłosie niedawnej zabawy, była też pewna że gdyby kazali jej teraz wstać ciągle drżące nogi nie utrzymałyby jej w pionie.
- Przy następnej okazji w takim razie rozwalimy twoją kanapę, cwaniaku - cmoknęła go krótko i sama skończyła się zgrywać padając na bruneta oraz przytulając do jego boku.
- Jak dobrze… - westchnęła z ulgą i dodała - Nie było lipy, chce jeszcze raz. Ale tym razem zgarniamy tamtego mądralę. Chyba że boisz się konkurencji.

- Aha. - zgodził się krótko i leniwie. Że trochę nie bardzo było wiadomo do czego to było. Jane zaś popatrzyła na drzwi do sypialni i w dół na leżącą przy jej nogach parę.

- To może pójdziemy do nas? Tam łóżko jest jeszcze całe. - zaproponowała wskazując zachęcająco na drzwi przez jakie tu przyszła.

- No można. - zgodził się leniwie Bricks zaciągając się szlugiem. - Przynieś jakieś piwo kobieto. - mruknął do ciemnowłosej i ta skinęła głową na zgodę po czym wyszła gdzieś w stronę kuchni. To co jej nie było przeleżeli w milczeniu. Ale w końcu wróciła z dwoma butelkami z których każdą podała jednemu z gości.

- No to chlup. - Jason wzniósł swoją butelkę po czym z miejsca obalił z połowę jej zawartości.

-Tja - Śnieżka skwitowała krótko upijając parę łyków żeby ugasić pragnienie. Sapneła, a potem wstała na nogi, przyciągając się aż chrupnęło jej w plecach. Ze szlugiem w ustach i butelką w ręce skierowała się do sypialni.

W sypialni też panowała pełna leniwej przyjemności przerwa. Przywitały ją spojrzenia nagiej pary leżącej na skotłowanym łóżku. Lola posłała jej radosnego całusa i poklepała miejsce przy sobie aby ją zaprosić do nie swojego łóżka.

- Co tam tak chrupnęło? - zagaił jarający szluga Dymek. Po chwili do sypialni weszła i pozostała dwójka.

- Będziesz musiał skombinować nową sofę. Mówiłem ci, że ta to już długo nie pociągnie. - Bricks wyjaśnił kumplowi wskazując otwartym piwem na salon skąd przyszli.

- Aha. No nic. To się wymieni. - stwierdził filozoficznie Stanley puszczając artystycznie wykonane kółko dymu gdzieś pod sufit. I mężnie, pogodnie i cierpliwie zniósł jak do łóżka władowała mu się cała, dodatkowa trójka.

Zrobiło się ciasno, mimo wszystko standardowych materacy nie projektowano na pięć osób. Złodziejka wykorzystała okazję zajmując miejsce po drugiej stronie gospodarza i tam się umościła częściowo na łóżku, częściowo na nim, a nogi wyłożył Bricksowi na uda. Gębą znowu się jej śmiała do dwóch niebieskich punkcików w ujaranej twarzy.
- Skołuj od razu taką z kajdankami w komplecie - zażartowała biorąc łyk piwa ale zamiast go połknąć poczęstowała blondyna bez konieczności używania zbędnych butelek.

- Jason słyszałeś? Skołuj co trzeba. - powiedział blond gospodarz rozpierając się wygodnie o wezgłowie swojego łóżka. Na razie jeszcze całego. Zaś jego umięśniony kumpel zasalutował niemo trochę przesadnie poważnie przyjmując to polecenie, że aż wyglądało to komicznie. Dłońmi zaś leniwie gmerał po gładkich łydkach albinoski kończąc swoje piwo.

- Jak macie coś do wiązania to ja mogę kogoś związać albo przywiązać jeśli trzeba. - Jane przypomniała pozostałym o swoich umiejętnościach w tym talencie co mogły się przydać nawet jeśli pod ręką nie mieli żadnych kajdanek.

- Aha. - mruknął Hollyfield trochę bardziej zajęty popijaniem sobie zdrowego browczyka z ust albinoski więc chyba nie bardzo chciało mu się robić coś innego. Zwłaszcza, że jak już dossał się do tych ust to jakoś dalej samo poszło. I do jego ust dołączyły jego dłonie na jej ustach, twarzy i piersiach no i zabawa zaczynała się rozkręcać na nowo.

Bladolica jakby na to czekała, po prawdzie tak właśnie było. Zagotowała się jak chłodnica w ciężkim terenie ledwo wyciągnął do niej ręce. Nie przerywając pieszczot wpadła na niego, siadając na biodrach i mocno zacisnęła uda.
Butelka gdzieś się zgubiła rozlewając resztę piwa po pościeli co wyczuła w okolicach kolana zanim nie urwało jej rozsądku. Manewrując chwilę w okolicach końca pleców nasadziła się na drążek gangera wpuszczając go tam, skąd niedawno wyjechał Bricks. Zagryzła wargi i drżąc mocno rozsiadła się na nim w pełni. Chwyciła jego dłonie żeby przycisnąć do swoich piersi jedną z nich. Drugą docisnęła do podbrzusza, posyłając błękitnym ślepiom ponaglające spojrzenie.

Zaczęła się jazda na całego. Zresztą jak i u sąsiadów. Ale trudniej to było rejestrować podczas takiej blond galopady. Hollyfield oddał się w pełni tej zabawie. Dłońmi i ustami chciał się nasycić swoją partnerką. Więc chętnie zwiedzał sobie jej usta i piersi. I to co mu wpadło w ręce. Gdy oboje podskakiwali na łóżku. Blond partner sapał i rzęził jak rozpędzona lokomotywa próbująca pobić rekord prędkości. A i tempo było do tego zbliżone. Gdzieś obok też działy się wygibasy sąsiadów ale ich jęki i skrzypienie łóżka docierały jakoś dziwnie z daleka do zajętych sobą kochanków.

Coś skrzypiało, trzeszczało ale co konkretnie nie szło ogarnąć pijanym od podniecenia mózgiem. Gdzieś przez mgłę szaleństwa Phere pomyślała że to ona tak trzeszczy, pruta jakby była prześcieradłem. Wbrew rozsądkowi działało pobudzająco, spinając ciało do jeszcze większego wysiłku. Dojeżdżali się oboje, warcząc na siebie i pojękując przez coraz silniej zaciśniete zęby. Zostawili sobie siniaki od uderzeń bioder i zaciskania rąk. Czerwone pręgi po ryciu paznokci po spoconej skórze i drobne skaleczenia gdy palce zachłannie wbijały się w partnera aby go do siebie i w siebie wgnieść. Przed samą metą albinoska złapała wzrok niebieskich oczu i wtedy nastąpił finisz, wyginający jej plecy do tyłu, gdy podziwiała wywróconymi do wnętrza czaszki ślepiami wybuchy granatów. Pewnie zapalających, bo cała reszta jej wnętrzności paliła niemiłosiernie… przyjemnie.

Jak coś zaczęło docierać do Lucy to zorientowała się, że leży na łóżku. Właściwie to nawet trochę na Hollyfieldzie. Z jego drugiej strony leżała Jane a gdzieś tam w nogach Lola paliła szluga z Jasonem. Właściwie była chyba po zabawie. I wszyscy musieli ją miło wspominać bo panowało błogie, wspólne rozprężenie i rozleniwione uśmiechy.

- No. Niezłe z was zawodniczki. - mruknął Stan patrząc na blondynkę i brunetkę. Chociaż i Loli się dostało. Więc chyba miło wspominał te wspólne zabawy.

- Taki urok osobisty. Co zrobić? - Lola wesoło wzruszyła ramionami dając znać, że to samo tak zawsze wychodzi i co ona by mogła z tym zrobić jak to się samo tak dzieje.

- Wy też nie jesteście przereklamowani. A przeciwnie. Trzeba repetę ogarnąć - Phere mruknęła do blondyna - Będziemy wpadać częściej, tylko powiedz chłopakom na bramie.

- Dobra jakoś się to załatwi. - zgodził się blondyn w swojej życzliwej łaskawości. Dał znak Bricksowi i ten mu podał szluga.

- To ja wracam do siebie. Późno się zrobiło. - Jason wstał z łóżka i zaczął rozglądać się za swoimi rzeczami. Ale, że większość co miał na sobie jeszcze po basenie to zostawił w salonie więc wstał, skinął towarzystwu głową i wrócił do tego salonu.

- No to ja też będę już iść. Wpadnijcie kiedyś jeszcze. To się pobawimy tymi kajdankami albo jakoś tak. - Jane uniosła się na łokciach aby pocałować Dymka i Lucy. Po czym też wstała i zeszła z łóżka. Jak wróciła do pionu nachyliła się jeszcze aby podobnie pożegnać się z Lolą.

- A gdzie cię łapać? - zapytała Mila zdając sobie sprawę, że właściwie to się nie znają z brunetką to trochę trudno było planować ponowne spotkanie.

- To wy się dogadajcie, ja przyniosę driny na dobranoc - albinoska uśmiechnęła się sennie, wstając powoli i skrzywiła się prostując obolałe plecy. Wróciła do salonu biorąc na cel barek, jednak w pół drogi zmieniła plan odbijając pod rozwaloną sofę, gdzie wytatuowany kafar kończył wciągać kąpielówki.
- Ej Barbarzyńco - zagaiła podchodząc go od tyłu i obejmując w pasie dzięki czemu przykleiła się do niego frontem.
- Chcesz się zmyć jak sztywniak z Downtown? Bez słowa i buziaka na dobranoc? Drań - prychnęła udając poważny wyrzut.

- Taki miałem plan. Coś mi nie wyglądałaś na wulkan aktywności przed chwilą. No ale skoro jednak wstałaś do pionu to jakiś całus może być. - powiedział dając się obłapić i chwilę sycąc się dotykiem kobiecych krągłości na swoich plecach. Po czym odwrócił się do niej frontem, nachylił i pocałował na dobranoc.

- I nie porównuj mnie do jakiegoś sztywniaka z Downtown. Oni są za mało wyluzowani. Za mało jarają. Dlatego są tacy sztywni. Nie to co my, fajne chłopaki z Novi. - zaśmiał się rubasznie jakby żarcik z Schultzów mu się spodobał.

- Że niby w Novi są jakieś fajne chłopaki? Proszę cię. Ostatnio to tłumaczyłam tym łbom ze spotkań. Temu co go dziś Drinkersi powinęli i temu inteligentowi w ortalionie - dziewczyna parsknęła z politowaniem i przekrzywiła głowę po czym nią pokręciła przecząc tej teorii.
- Chłopaki z Novi nie są fajni, o nie - dodała z filuternym uśmiechem, zakładając mu ramiona na szyję.
- Są najzajebistsi w całym mieście - pocałowała go dla podkreślenia tego faktu i westchnęła.
- Szkoda tylko że zwykle latają robić rozpierdol albo glanują jakiegoś frajera przez co te zajebiste laski z Novi usychają takie niedopieszczone i muszą się ratować towarzystwem innych lasek, czasem i spoza Novi… - wylała trochę smutku i melancholii, ale potem dodała - Na następnym zebraniu w Lidze będziemy z Lolą potrzebowały jednego takiego zajebistego chłopaka z Novi. Niby elitarne miejsce, wizytówka Wyścigów, a kible się im zacinają. No mówię ci, strach samej chodzić. Niby łazimy we dwie, ale i tak strach - pociągnęła nosem na to nieszczęście.

- No widzisz? Jak to się trzeba poświęcać dla sprawy? No nie ma czasu na nic innego. Tu weź coś załatw, tam zbajeruj, tu komuś dać w ryja. Albo dosolić coś Ortedze. No nie ma zmiłuj. - Jason pokiwał głową ze smutkiem litując się nad swoim ciężkim losem jaki spędzał w takim ciężkim kieracie. Głaskał przy tym włosy albinoski aby dać wyraz, że świetnie rozumie skąd się bierze jej ciężka sytuacja życiowa.

- No nic. Na mnie już pora. A tam następnym razem w Lidze to zobaczymy jak będzie. - rzekł klepiąc nagi tyłek swojej partnerki, salutując jej i cofając się tyłem do wyjścia. Po czym w samych gatkach wyszedł z salonu na korytarz. Za to weszły dziewczyny tyle, że z sypialni.

- Jason już poszedł? No nic. Ja też będę lecieć. Miło was było poznać. Wpadnijcie jeszcze kiedyś. - Jane zorientowała się, że dryblasa zabrakło w salonie ale też przyszła się pożegnać. Chociaż była w jeszcze bardziej rozkompletowanym stroju niż on. Objęła jedną i drugą blondynkę i uściskała serdecznie.

- Jak będziesz w okolicy północnego brzegu Walled Lake to wpadaj do domu pogrzebowego. Łatwo trafić, jedyny piętrowiec tam. Ale lepiej za dnia nas szukać, wieczory spędzamy poza domem jak widać - albinoska oddała uścisk i zaśmiała się wesoło. Wycofała się pod barek żeby ogarnąć obiecane driny na sen.
- Księciunio już śpi czy jeszcze kontaktuje? - spytała Loli.

- Chyba jeszcze coś łapie. - odparła Lola zerkając na drzwi przez jakie właśnie przeszły. Jane potwierdziła głową ale ruszyła w przeciwną, śladem Bricksa.

- No to pewnie się jeszcze spotkamy. Jak nie u was to u mnie. - pomachała im wesoło po czym wyszła na korytarz.

- Wiesz, że ona jest ekspertem od pejczy i łańcucha? I mówi, że ma całą górę kajdanek u siebie? No a poza tym mieszka tutaj. Tłumaczyła mi ale trochę nie wiem gdzie dokładnie. Poza tym, że na czwartym piętrze. A dalej to się najwyżej popytamy. - Lola streściła to czego się dowiedziała o nowej koleżance. A potem zabrała się razem z kumpelą za te drinki i wróciły we dwie do sypialni gdzie czekał już na nie ich gospodarz.

- O macie coś na przepłukanie gardła. Dobrze, przyda się. - ucieszył się z ich powrotu i tego co przyniosły.

W tym obrazku było coś rozczulającego: Hollyfield rozwalony na wyrze, wymęczony i taki normalny. Jak zwykły koleś z rewiru, szczerzący się do blondyn i szklanek z alkoholem. Nie dały mu więc dłużej czekać, kładąc się obok. W jego ręku wylądował drink, jasnowłose harpie zaległy po jego bokach, a mimo uroku sceny tej bledszej zrobiło się dziwnie. Jej wyro wysoko na poddaszu ich meliny przywita ją jutro pustym materacem i ciszą, a jeśli się nie zakręci znów przyjdzie jej usypiać w samotności i tak samo się budzić. Zamrugała, odganiając smutek. Dziś było dobrze, nawet świetnie.
- Ale z ciebie słodziak - mruknęła czule, kładąc mu głowę na ramieniu i patrząc w niebieskie oczy. Miały go z Milą między sobą, ciepłego i jak najbardziej namacalnego. To się w mieściło we łbie.

- Ano z was też całkiem niezłe zawodniczki. - powiedział obejmując jedną i obdarzając ją całusem a potem drugą. Po czym stuknęli się szkłem na zdrowie i na przepłukanie gardła. I można było wrzucić na luz i dać sobie odpocząć po tych wszystkich wygibasach.

Albinoska wygrzebała skądś telefon żeby ustawić alarm na nieludzką, a tym bardziej niegangerową 8 rano i nie podarowała ostatniej fotki.
- Jak mówi Lola, to ten urok osobisty - powiedziała odkładając gambel na szafkę przy wezgłowiu, a potem już bez przeszkód zawinęła się wokół Runnera.
- I tego się trzymajmy.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 30-12-2021, 23:15   #44
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2052.10.08; wt; ranek

Czas: 2052.10.08; wt; ranek
Miejsce: Detroit; dzielnica Sand Runners; Novi; Fabryka Forda; mieszkanie Hollyfielda
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz jasno, ziąb, zachmurzenie, powiew


Za oknem było już jasno gdy w półmroku sypialni rozległ się rytmiczny brzęczyk. Blada dłoń zareagowała najszybciej pośród galimatiasu jaki zalegał na skotłowanym łóżku. I po chwili macania brzęczyk ucichł. A blada twarz właścicielki okolona jeszcze bledszymi włosami podniosła się do pionu. Pokój jaki jej odwzajemiał spojrzenie był raczej obcy. Chociaż kojarzyło go z wczoraj i jak się tu znalazła to jednak nie poświęcała mu tyle uwagi co dwójce osób jakie teraz zalegały obok niej na tym skotłowanym łóżku. Nawet nie zauważyła wczoraj, że Dymek ma jakieś akwarium na regale pod ścianą. A on sam wciąż spał w najlepsze.

- Ojej to już? Matko jak wcześnie. Dopiero rano się robi. - Lola też jakoś się podniosła ale jak dotarło do niej jak jest wcześnie to świadomość tego ją bardzo przygniotła i prawie rozłożyła ponownie na łopatki.

- Rany jak my się poświęcamy dla tej Katty. Będzie musiała nam za to coś postawić, zrobić laskę czy co… - najlepszy rajdowiec Żałobników okazała się z rana dość marudna no ale jakoś na raty wstawała i skoro pamiętała o spotkaniu z sekretarką to widocznie coś ogarniała po co wstają o tej morderczej porze. A jak już obie były w pionie to wyszedł pewien feler wczorajszego wieczoru.

- Eee… Czekaj Lucy… Czy my zostawiłyśmy wszystkie nasze rzeczy przy basenie? - po chwili kręcenia się po obcym pokoju do blondynki dotarł kolejny detal. Dlaczego jakoś nie może znaleźć ani jednego kawałka swojego ubrania. Bo przecież rozbierały się jeszcze przy basenie a potem nie kłopotały się aby coś z tego zabrać.

- Cholera pamiętasz jak się idzie do tego basenu? - zapytała kumpeli chyba nie bardzo będąc pewna swoich możliwości nawigacyjnych wewnątrz biurowca w jakim były pierwszy raz. I właśnie dumała czy duży byłby ruch na korytarzu i przy basenie o tak wczesnej porze jakby poszły w strojach Ewy. Wychodziło im, że nie ale okazało się, że zyskały niespodziewanego sojusznika i wsparcie w tych porannych tarapatach.

- Już wstałyście? Pogięło was? - blond głowa podniosła się i nie ukrywała swego zdumienia, że jakiś Runner może się zrywać do pionu o tak wczesnej porze. Zwłaszcza po tak intensywnie spędzonej nocy. Przemielił jednak twarz dłonią i jakoś wstał z łóżka do pionu.

- Zaprowadziłbyś nas do basenu? Bo tam zostawiłyśmy swoje rzeczy. - poprosiła go ładnie Lola aby je poratował w potrzebie.

- No dobra. Chodźcie. - powiedział krótko po czym nałożył na nagie biodra szorty i jakąś koszulkę. A swoim gościom aby całkiem nie szły na waleta podał po jakimś ręczniku aby się mogły nim owinąć. I poprowadził ich raczej pustymi korytarzami do tego basenu gdzie się wczoraj spotkali pierwszy raz. Raz minęli jakiegoś faceta co się pozdrowił z Dymkiem skinieniem głowy ale po wyrazie twarzy to chyba był jeszcze mocno wczorajszy. Przy basenie okazało się, że kurtki, buty, bielizna dziewczyn jest tak jak je wczoraj zostawiły. Nawet było bikini Jenny bo do pokoju też szła w samych klapkach.




Czas: 2052.10.08; wt; ranek
Miejsce: Detroit; dzielnica Ligi; Warren; biurowiec zarządu; sekretariat
Warunki: wnętrze sekretariatu, jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz jasno, ziąb, zachmurzenie, powiew



- Tak się zastanawiam właśnie… Po cholerę oni ten sekretariat i resztę otwierają tak wcześnie? Myślisz, że ktoś tu przychodzi tak wcześnie? - Lola zastanawiała się na głos podczas parkowania przed biurowcem zarządu. Poranek okazał się chłodny i pochmurny. A w nocy musiało walnąć gradem bo wciąż leżał tam gdzie go ktoś nie rozjechał albo rozchodził. Małe, białe kulki jak od pokruszonego styropianu.

- Pewnie jacyś zboczeńcy. Albo nudziarze. Albo robole. No i przez to nasza Katty też musi tak wcześnie wstawać. No i przez nią my też. - Mila gderała dalej gdy zamknęła furę na raczej pustym parkingu i szły do głównego wejscia biurowca.

- Popatrz byłyśmy już u niej w łóżku i pod prysznicem a nadal nie wiemy jaką furą jeździ. To nawet nie wiadomo czy już jest. - zreflektowała się blondynka wskazując wzrokiem na te parę zaparkowanych fur jakie mijały. Jakoś do tej pory faktycznie jak były z Katty albo u niej to jeździły Black Knightem albo były w komplecie i nie trzeba było nigdzie jeździć. To ani razu nie widziały sekretarki przy lub w jej furze. Teraz jeśli już była w pracy to pewnie jedna z tych zaparkowanych fur mogła należeć do niej chyba, że parkowała gdzie indziej. Ale nie było wiadomo która.

W holu głównym też było raczej pusto. Widać było może pojedynczą sylwetkę tam czy tu. Nawet Sugara zastały tam gdzie zwykle - u podnóża schodów prowadzących do sekretariatu - ale z kubkiem kawy w ręku.

- Cześć Sugar! My do naszej Katty! Jest już? - zawołała wesoło Mila machając do niego rączką. Umięśniony Murzyn odwzajemnił pozdrowienie, nawet uśmiechnął się do nich i dał znak dłonią, że mogą przechodzić dalej. I, że sekretarka już jest na swoim posterunku.

- Zobacz Lola jaki awans. Tydzień temu to by nas nie wpuścił nawet na schody a teraz zobacz, macha i uśmiecha się do nas. - blondynka ściszyła głos aby tylko kumpela ją słyszała i zaśmiała się wesoło zdając sobie sprawę jak bardzo ich status się zmienił w ciągu ostatniego tygodnia. Z bezimiennych gangerek zrobiły się na tyle ważne, że mogły wchodzić do głównego sekretariatu Ligi jak do swojego. I to nawet o tak dzikiej porze i bez umawiania się. A na ostateczny dowód musiały poczekać jeszcze pół piętra, jedne drzwi i już mogły to zweryfikować osobiście.

- Cześć ślicznotko! - zawołała od drzwi Lola widząc samotną brunetkę za biurkiem i nikogo więcej.

- Czeeśśćć dziewczyny! - Katty wyraźnie ucieszyła się, że je widzi bo roześmiała się wesoło i przyjaźnie pomachała do nich rączką. - Jej co się stało, że jesteście tak wcześnie? - zapytała gdy już podeszły do biurka. Nawet wstała aby się z nimi uściskać i przywitać. Musiała jednak uświadamiać sobie o jak wczesnej porze ją odwiedziły. Więc po tych pierwszych radościach popatrzyła na nie trochę niepewnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-01-2022, 04:53   #45
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NiJ8wg6jSlw[/MEDIA]

Wtorek; ranek; Fabryka Forda

Podobno żeby zasnąć przy kimś, nie można się bać poranka i już przed zaśnięciem trzeba się cieszyć na następną noc. Jeśli chodziło o Phere nie cieszyła się z przebudzenia we wtorkowy poranek, o nie - Ona była zachwycona i pal licho nieludzką porę gdy przyszło otworzyć oczy. Tak samo obolałe mięśnie dające się we znaki przy podnoszeniu z łóżka nie mogły zepsuć dziewczynie humoru. Bo chodziło o bardzo specyficzne łóżko bardzo, ale to bardzo specyficznego właściciela. Sam widok jego gęby ledwo po przebudzeniu wydawał się następną fazą snu, ale to nie był sen, tylko jak najbardziej realna jawa do której szczerzyła własną gębę. Taka, którą mogłaby widywać codziennie czy tu w fabrycznym pokoju, czy jej na poddaszu. W dobrym nastroju pokręciła się po sypialni, wymieniła parę zdań z Lolą i za Stanleyem poszły już obie na basen po rzeczy.
- Hej słodziaku. Da się tu gdzieś wypić kawę czy musimy się rozejrzeć już na mieście? - spytała rozespanego gospodarza.

- Kawę? - Hollyfield przeczesał palcami włosy i miał minę jakby pytały go o zagadkę istnienia wszechświata czy coś w tym stylu. - No w kantynie możecie spróbować. Już powinna być otwarta. Strażnicy tam chodzą na kawę, śniadanie i takie tam. - zmusił jakoś swoje szare komórki do pracy gdy przypomniał sobie gdzie można się o tej zbyt wczesnej porze napić kawy a nawet coś zjeść. Kantyna była urządzona w dawnej hali produkcyjnej i miała swój urok bo mało gdzie nawet w tym mieście można było pić i jeść z dawnej taśmy fabrycznej.

- A myślisz, że Jason to już wstał? Może być w Lidze? - Lola zapytała zbierając i ubierając swoje rzeczy po tym ręcznikowym pobojowisku przy basenie jakie wczoraj urządziły we trzy.

- O tej porze? Nie no po co. On jest normalny. Przed południem pewnie nie wstanie. - machnął ręką na znak, że nie posądza kolegę aby już był na nogach. Sam zapalił skręta z zielskiem i pytająco wyciągnął papierośnicę w stronę ubierających się dziewczyn.

Złodziejka westchnęła boleśnie. Też podzielała pogląd że normalny ganger nie wstaje zanim godzina nie zrobi się dwucyfrowa… a tu taki dramat. Tyle dobrego, że przynajmniej miały z Lolą na co popatrzeć.
- To tylko Katty o tej porze siedzi już za biurkiem w pełnym rynsztunku i szykuje się do odpierania ataków zjebów wszelkiej maści albo innych petentów - mówiła cicho zbierając swoje graty w ręcznik. Na plecy zarzuciła koszulę, reszta lądowała w tobołku frote.
- Ciebie nie będziemy pytać czy chcesz kawę bo to prawie jak bluźnierstwo. Nie martw się, zaraz znowu zjedziesz do wyra. Poczekamy aż uśniesz, bajkę opowiemy i spierdalamy w trasę i… dzięki Stan - podeszła do blondyna. Zgarnęła fajka z eleganckiej papierośnicy.

- No właściwie to mógłbym wypić. - powiedział chowając z powrotem papierośnicę i zaciągając się palonym zielskiem. Widząc, że obie blondyny już raczej się ubrały i odzyskały większość swoich rzeczy skinął głową aby iść za nim. Wrócili na korytarz i na schody ale te prowadzące na dół i do wyjścia. Jak wyszli na zewnątrz to niby już było jasno jak w dzień ale świat Runnerów świecił porannymi pustkami, ciszą i bezruchem. Niby serce dzielni a biło jakoś ospale.

- A Katty i reszta no. Właśnie. Tak jak mówisz. No same zobaczcie. Kto by chciał wstawać o tej porze? No czasem coś trzeba to trzeba. No ale tak na co dzień? Dlatego do Ligi jeździ Jason. No i też nie tak wcześnie. Podobno z nich wszystkich to Ortega jeszcze przyjeżdża najwcześniej. O ile już przyjeżdża. Bo jak nic się nie dzieje to nie ma po co. Jason też tam nie jeździ każdego dnia. Chcą coś to przysyłają kogoś, że sprawa jest. No to wtedy można zajarać szluga i pomyśleć. To jest ich problem. Za mało jarają. I się wszystkim za bardzo przejmują. Jakby więcej jarali to by nie było tyle problemów. - idąc przez te fabryczne place i alejki pozwolił sobie na nieco senne i monotonne rozważania o poranku. Chociaż mimo wszystko wydawał się życzliwie nastawiony jak nie do tego świata to chociaż do dwóch rozmówczyń.

- Jakby jarali porządnie i wyluzowali to z kogo byśmy sobie jaja robili? I na tle kogo wtedy chłopaki z Novi by tak świetnie wypadali? Najważniejsze że wy jaracie ile trzeba, a inni niech się pierdolą. Jak są z Downtown to nawet nożem i widelcem - albinoska zaśmiała, biorąc blondyna pod ramię podobnie jak Mila po drugiej stronie. Widać nie były aż tak tragiczne, bo Hollyfield nie pognał ich w diabły i nie wrócił do wyra zostawiając je samopas. Dzięki temu mogły jeszcze się nacieszyć jego obecnością.
- Serio pogadasz z bramą żebyśmy mogły do ciebie wpaść zobaczyć czy nie marzniesz po nocach albo wieczorami? - popatrzyła w niebieskie ślepia - Byłoby… kurwa. Zajebiście to mało powiedziane. Poza tym ktoś ci musi przetestować nową sofę, nie? Lepiej aby testy przeprowadzili ci co zepsuli… a przynajmniej połowicznie i z odpowiednim wsparciem - mrugnęła do Loli.

- Eee… - Hollyfield machnął ręką na tą sofę, że nie ma sobie co nią głowy zawracać. - Weźmie się jakąś z magazynu i tyle. Żadna filozofia. - zaciągnął się porannym szlugiem gdy obchodzili już narożnik hangaru w jakim była kantyna.

- Tak, możecie wpadać. Powiem na bramie aby was wpuszczali. - zgodził się tym łagodnym, i monotonnym tonem gdy wszedł z dwoma blondynkami pod pachą do środka dawnej hali produkcyjnej. I skierowali się ku tej części jaka robiła za bar. Tu już faktycznie było z paręnaście osób. Ale wydawali się rozproszeni i tonęli w tej wielkiej pustce hali. Obsługa oczywiście rozpoznała szefa więc z zamówieniem poszło całkiem sprawnie. Nawet kawę mieli chociaż wydawało się to mało runnerowe.

- A w ogóle to coś tam się ruszyło z tą Strefą? Bo Jason wczoraj mówił, że mieliście tam jechać. - zapytał gdy siadali do stołu zrobionego z wielkiego bębna na kable. Jak się go przewróciło na płask to nawet gotowy stół się z tego robił.

Jeśli w chwili wydania pozwolenia na odwiedziny zapanowała blond radość i wdzięczna wesołość, to przy pytaniu o postępy w robocie zrobiło się poważniej. Mimo tego Runnerki zachowywały się spokojnie, biorąc do kawy śniadanie skoro i tak musiały zaraz zjeść bo czekał ich długi dzień.
- Mieliśmy jechać do dzielnicy Camino i tam pojechaliśmy - Phere sprecyzowała - Na peryferia. Udało się znaleźć idealny punkt żeby postawić nadajnik który nam ułatwi komunikację wewnątrz Strefy. Teraz nasi spryciarze zaczną go budować. Chociaż jeśli mam być szczera weszłam tam wczoraj, do Zakazanej. Przez kanały, za Drinkresami. No trochę się posrało po drodze, ale ogarnięte - dziobnęła jajecznicę widelcem i parsknęła, gładząc palcami przedramię gangera. Wychyliła się żeby go pocałować w policzek. Mila od swojej strony zrobiła to samo.
- Nie przejmuj się słodziaku. Robota idzie do przodu i się do niej przykładamy aby rafy nie wypierdolić w powietrze. Będzie git.

- O. To byłyście tam? W środku? W Zakazanej? I widziałyście rafę? - to chyba blondyna zaskoczyło ale w pozytywnym sensie.

- To znaczy Lucy i Nita tam poszły po Spencera. Ja zostałam przy wozie. Nita to ta laska od Camino a Spencer jest z Downtown. - Lola szybko doprecyzowała jak to wczoraj było. W końcu wieczorem o tym nie gadali a Jason pewnie miał wiadomości z południa czyli, że pojechali furą Camino do Camino.

- Aha. Czyli jest tam jakieś dojście. I nawet da się wyjść. No dobrze, dobrze, dobrze, że je znaleźliście. I ten nadajnik też jest gdzie postawić. No to też dobrze. No to dobrze, że coś się ruszyło już na pierwszym dniu. - pokiwał głową z zadowoleniem przyjmując takie dobre wieści.

- Ja tam wejdę, może laska od Parkerów, Amarante. Ale nie Lola, Skaza, albo te łośki od Huronów czy Starego Zgreda - Phere wzruszyła ramionami znad kubka i wyjaśniła - Za dużo Drinkersów, wbili się nam w robotę i chcieli Spencera przerobić na jednego od nich. No ale nie zdążyli bo go przejęłam, potem z Camino zaciągnęłyśmy z powrotem do cywilizacji. No ale… tak, od biedy da się tamtędy zejść i przejść pod kordonem. - popatrzyła na szefa poważniej.
- Ale nie obrazimy się za glejty. Nawet żeby zrobić rozpoznanie wcześniej, przed innymi. Nie lubię jak mi się ktoś wpierdala w robotę i robi hałas za plecami. Podbijemy z tematem do Jasona, niech kombinuje… albo jak go zobaczysz to bądź takim kochanym słodziakiem i mu podbij temat. My w tym czasie ogarniemy dla siebie obstawę na następny wypad - skrzywiła się minimalnie, wracając do patrzenia w kawę i krzywego uśmiechu - Ale to już we własnym zakresie i na luzie.

- A da się stamtąd co byłyście dotrzeć do rafy? Bo w gruncie rzeczy to ona nas interesuje. - blondyn upił ze swojego kubka i zapytał albinoski o nieco dokładniejszy adres miejsca gdzie wyszła w Strefie. Ale akurat na to Lucy nie bardzo mogła odpowiedzieć. Z tego zaułka w jakim wyszły z Nitą nie było widać rafinerii ale właściwie niewiele było widać. A z wnętrza magazynu widać było wnętrze magazynu. Nie bardzo była okazja rozglądać się za czym innym.

- I jak ma być po cichu to faktycznie, tłum tylko przeszkadza. To jak masz tam jakąś do pomocy to chyba wystarczy. Większe siły to będą potrzebne dopiero jak już miny będą rozbrojone i zaczniemy odbijać rafinerię. - zgodził się z albinoską, że zbyt wielki tłum, nawet jeśli daje większą siłę ognia to niezbyt sprzyja dyskrecji. A na tym miały bazować pierwsze etapy związane z odbiciem rafy z rąk Hegemona.

- Chcemy wyciągnąć z rafy i okolic albo nagrania, albo foty porobić. Żebyście mieli łatwiej przy planowaniu rozpierduchy - przyznała złodziejka, podnosząc rękę żeby mu lekko potargać jasne włosy. Gapiła się przy tym jak na święty obrazek, popijając kawę aby ukryć cisnący się na usta szeroki uśmiech błogości. O tak, naprawdę fajnego mieli szefa. Takiego normalnego i który się nie spinał, był kochany, świetnie całował…
- Po weekendzie powiem ci dokładnie ile jest od wyjścia z kanałów do rafy, czy da się tam dojść bez większych przeszkód i jak to wygląda. - powiedziała spokojnie - Ogarnę sprawy tutaj i się przejdę. Z glejtem albo bez, chuj w to. Czegoś stamtąd jeszcze chcesz słodziaku?

- Niee. - machnął dłonią podobnie jak wcześniej gdy mówił, że tą sofę jakoś załatwi i nie jest to coś czym warto sobie zawracać głowę. - Idźcie tam i zróbcie swoją robotę z tym rozpoznaniem. Dobrze, że idzie ktoś od nas. Potem nikt nie będzie pierniczyć, żeśmy nic nie robili. No i te fotki i reszta, spoko, Jason też coś nawijał w ten deseń. - powiedział dając znać, że może dać robić swoim ludziom swoją robotę po swojemu.

Duchy naprawdę sprzyjały albinosom, zarówno tym białym od zewnątrz jak i od środka. Inaczej nie dało się wyjaśnić faktu, że dwie blondyny miały tego nieziemskiego wręcz farta znajdować się pod najbardziej wyluzowanym dowódcą ze wszystkich wielkich gangów Detroit. Ledwo Hollyfield skończyły swoje, a one synchronicznie uwiesiły mu się na szyi przytulając do jego boków. Czyli żadnego dodatkowego gówna nie kazał im załatwić, nie musiały się przejmować dodatkowymi wytycznymi. W ogóle im się nie zamierzał wpierdalać, a mógł. Mógł im kazać zrobić wszystko i z nimi zrobić wszystko. W końcu rządził każdym Runnerem nie tylko w mieście.
- Gadane było na spotkaniu i… a to już wszystko wiesz - zerknęła mu do kubka po czym zrobiła bardzo niewinną minę. Mila widząc to z równie niewinną miną rozpoczęła skubanie wargami szyi gangera w okolicach żuchwy, pomagając sobie językiem.
- To jak słodziaku, wracasz jeszcze do siebie albo się umyć czy co? - albinoska mruknęła mu prosto do ucha. Wyszło więc na to, że fabryczną łazienkę też zwiedziły, bo czemu nie?
Narzekać w żaden sposób nie zamierzały.
Wtorek; ranek; biurowiec Ligi


Budynek Ligi z początku budzący zachwyt teraz nie robił już wrażenia na dwóch blondynkach z domu żałobnego. Przywykły, więc mijanie galerii pamiątek detroickich sław przychodziło bez poprzedniego zachwytu. Nawet Sugar na bramce nie robił problemów, więc nie minęło dużo czasu, a Runnerki stanęły na piętrze przed biurkiem Katty. Przywitały się serdecznie, ciesząc na widok brunetki i posadziły tyłki na jej biurku.

- O tej porze przynajmniej nikt nie będzie ci zawracał dupki, ani pchał się z dokumentami bo postawienie krzyżyka w odpowiedniej kratce ich przerasta. Co prawda robota też nas przygnała, ale jednak może trochę się stęskniłyśmy. - albinoska uśmiechnęła się szeroko. - Może trochę bardzo. Jak ci minęła noc, odpoczęłaś?

- Aha czyli nie przyjechałyście z kolejną trumną ani po to aby odszczekać tą wieczorna jogę u mnie? - Katty zapytała zadzierając główkę do góry aby spojrzeć na swoich gości jakie obsiadły jej biurko. I coś na nie nie krzyczała za taką poufałość ocierającą się o bezczelność. Nawet położyła po dłoni na sąsiadującym ze sobą kolanie każdej z nich i przyjemnie je tam głaskała.

- A z tymi krzyżykami to masz rację. No czasami to mówię wam, takie już głupoty wymyślają aby tylko przyjść, że no ja nie mogę. - westchnęła kiwając głową, że domysły albinoski co do niektórych petentów jacy przychodzą tutaj były całkiem słuszne.

- No a co do nocy to byłam grzeczna, z nikim się nie puszczałam i czekałam na was. A wy? Bo coś chyba wcześnie jak na was? - poklepała przyjaźnie oba uda obu koleżanek i zadzierając do nich głowę popatrzyła filuternie jakby podejrzewała, że być może jest jakiś powód tej zaskakująco wczesnej wizyty.

Blondynki popatrzyły po sobie i synchronicznie westchnęły. Tak, to nie była dobra pora dla szanującego się Runnera.
- A w sumie to chyba chciałyśmy też jakby przy okazji podziękować. Koperta od ciebie zadziałała! Wbiłyśmy się Dymkowi prosto pod maskę - albinoska przyznała, pochylając się aby pocałować brunetkę w policzek, a smutek zmienił się w ekscytację.
- Wyszło zajebiście! Zgodził się na środę w “Nuru”, poza tym nas przytrzymał przed wyjściem. Siedzieli z Jasonem i paroma innymi łbami na basenie, więc zostałyśmy tak jakoś do rana u niego na pokojach. Po drodze poznaliśmy bliżej Jane. Bricksa zresztą też. - zaśmiała się. - No daj spokój, jakie odszczekać wieczorną jogę?! Chyba żartujesz! Już się kurde doczekać nie możemy z Lolą! Jaramy się od wczoraj i jak dla nas już byś mogła kończyć. Nie da się zrobić kartki “zaraz wracam” i jechać do domu?

- Ojej ale z was numerantki! - brunetka roześmiała się wesoło a ostatnia uwaga albinoski to ja chyba nawet troszkę rozczuliła bo pocałowała z wdzięczności po jednym kolanku każdej z dziewczyn.

- Oj też już bym chciała aby był wieczór! Przygotowałam wczoraj maty do ćwiczeń i olejek do masażu. I jeszcze takie ładne świece zapachowe. No ale bez was to nie zabawa. To o której byście mogły przyjechać? Ja myślę, że od 17-18-tej już bym mogła być gotowa. Ale oczywiście przyjedźcie kiedy wam będzie pasowało. - brunetka siedząca na wygodnym, obrotowym krześle wydawała się cała w skowronkach na to wieczorne spotkanie z obiema blondynkami.

- A z Dymkiem się udało jednak? Z tą kopertą? No to się strasznie cieszę, że te pieczątki i reszta się na coś przydały! I zgodził się na “Nuru”? No nie dziwię się. Jakby mnie zapraszały takie dwa blond kociaki też bym się godziła. To będę trzymała za was kciuki. A te kostiumy bielizny? Przydały się? - brunetka cieszyła się szczęściem blondynek i chyba miała satysfakcję, że to co przyłożyła rękę aby im pomóc okazało się strzałem w dziesiątkę i się dziewczynom powiodło.

- Ale tej Jane to nie znam. Jakaś wasza koleżanka? Bo Jason to u nas często jest. Chyba najczęściej od was. No ale nie tak wcześnie. - zagaiła o imiona o jakich wspomniała Phere głaszcząc ją i Lolę po udach.

- Jane jest od nas, z SR. Też była na imprezie przy basenie to co się miała tak marnować, nie? Trzeba trenować żeby potem na jednej takiej słodkiej ślicznotce móc w pełni… się nią zająć - Phere pogłaskała ją po głowie czule.
- Będziemy przed 18 w takim razie i zostajemy do rana. Jak chcesz żeby coś przywieźć to dawaj, ogarniemy na mieście. Żarcie? Cokolwiek innego? - zadała szybkie pytania i parsknęła.
- Udało się to mało powiedziane. Wyszło świetnie! - znów cieszyła gębę do świata ciągle nie wierząc co się odwaliło zeszłej nocy i rano.
- Po imprezie trafiliśmy do niego, rano wstał z nami i nie kazał wypierdalać, a polazł do kantyny na kawę i śniadanie. Dał zielone światło na przyszłe odwiedziny i też się podjarał wizją jogi z tobą, czemu absolutnie się nie dziwie… masz jakąś kartkę? - podniosła pytająco brwi - Sama ją napiszę i spierdalamy. No a Jason - westchnęła z uśmiechem.
- Tak, Jason Barbarzyńca. Połamaliśmy Stanowi sofę. Duże bydle, zdolne, silne. No i porządny Runner, co będzie wstawał tak w chuj wcześnie… słuchaj, doszło już do ciebie co się wczoraj odjebało na rewirze Camino?

Katty wydawała się roztapiać od tych słodkości. Jak ją albinoska pogłaskała po głowie to przejęła jej dłoń i pocałowała. A i chłonęła żywo tą opowieść jak to zwykle się działo gdy się wśród znajomych i koleżanek opowiada jakąś imprezę na jakich ich nie było. Kiwała głową jak tak słuchała i cieszyła się razem z nimi. Sapnęła dopiero jak się Phere zapytała o powikłania wczorajszego dnia. Zastanawiała się co tu teraz powiedzieć a w końcu złapała Lucy za dłoń i pociągnęła ją na i do siebie sadzając sobie na kolanach.

- No to co do dzisiaj to wpadajcie z kim i z czym chcecie. Na pewno będzie zajebiście. Joga, z wami, i bez ubrań, i do białego rana no to jak to by się mogło nie udać? - zaczęła od tych tematów bliższych własnej skórze i interesom. Widocznie miała już na tyle dobrej woli i zaufania do obu Runnerek, że mogła się zdać na ich osąd w sprawie detali tej gościny.

- Jesteście moimi gośćmi więc ja przywiozę jakąś szamę. Mam ulubionego Koreańczyka, świetny makaron robi i ryby. Kurczaki też. Przywiozę coś jak będę wracać z pracy. No chyba, że chcecie coś konkretnego to powiedzcie co. No i jak macie ochotę to też możecie coś przywieźć ze sobą. O papiery się nie martwcie, jak coś trzeba to wam zwrócę. Nawet teraz mogę wam coś dać na wydatki. - sekretarka trzymała na swoich kolanach Lucy obejmując ją troskliwie i mówiła szybko jakby miała już nieźle zaplanowane jak to będzie dzisiaj wyglądać ten wieczór. Ale jeszcze była gotowa coś przemodelować jakby była taka potrzeba.

- A to jakby nam się trafiła kiedyś tam okazja przyjechać z Dymkiem to możemy? - Lola zmarszczyła brwi chcąc się upewnić czy dobrze zrozumiała słowa kasztanowłosej gospodyni.

- Dymek? Ten szpako oki blondasek? No tak, jak będziecie miały ochotę i okazję to tak, zapraszam razem z nim. Z tą Jane albo kogo tam uważacie i macie zaufanie, że nie narobi potem jakichś problemów to też. Jasona trochę nie jestem pewna. Bo no tak jednak spotykamy się dość często służbowo. I rozwalił sofę? O rany! No rzeczywiście barbarzyńca! - Katty mówiła szybko i kiwała głową ale ton miała wesoły. Brzmiało jakby polubiła obie blondynki na tyle, że mogła ich gościć nawet z osobą towarzyszącą i bez wcześniejszego umawiania się. Nawet Jason opisany jako taki barbarzyńca zdawał się budzić jej ciekawość chociaż tutaj jednak patrzyła na niego trochę przez służbowy pryzmat.

- No a wczoraj to tak naprawdę pewnie dopiero dzisiaj się coś okaże. Z tym atakiem co wczoraj pojechaliście. Bo jak wróciliście to mnie już nie było. To mi tylko Nita kartkę zostawiła. I pewnie dzisiaj przyjedzie. To pewnie wiecie więcej ode mnie. A co tam się właściwie stało? Nic wam nie jest mam nadzieję? Bo mi Nita napisała, że Carlos i wasz Skaza oberwali. A Spencer został u nich. Posłałam już rano kuriera do Downtown bo kurde wczoraj jak mnie już nie było to oczywiście nikt na to nie wpadł. To pewnie też ktoś od nich przyjedzie. No ale wy jesteście pierwsze. Aha, i kartkę tak? Lola podasz? Tam obok ciebie leżą. - sekretarka spoważniała gdy mówiła o wczorajszym ataku. Jednak skoro obie blondynki były pierwszymi uczestniczkami wczorajszych walk z jakimi rozmawiała to jeszcze nie bardzo miała wyrobione zdanie. W końcu Nita przywiozła je wczoraj pod wieczór jak już jej nie było na posterunku i wszystkiego dowiadywała się już dzisiaj z rana z napisanych kartek.

- Na peryferiach strefy brudasów wpadliśmy na Drinkersów - albinoska bardzo chętnie ugościła się na kolanach kumpeli. Oparła głowę o jej ramię i gapiła się w blat biurka.
- Podczas gdy my z Lolą, Nitą i Joeyem byliśmy na dachu, zaatakowali chłopaków którzy zostali przy furze. Podeszli ich, Skaza ledwo wyciągnął spluwę a ci już go we dwóch złapali. Jebnęli go kosą po bebechach. Carlossa, tego kierowcę brudasów, zajebali w ramię ostrzem… jebać go. Gorzej ze Skazą, ale już go ogarnęli zarówno łapiduchy brudasów, jak i Joey zaraz po zajściu i Ash już u nas. Tylko wyjście na prostą mu trochę zajmie… zanim znowu stanie na nogi. Musimy mu skołować painkillery i witaminy, jakieś bandaże i jakieś tam pierdoły aby mu się przyjemniej chorowało. - zrobiła krótką przerwę.

- Spencera, tego kumpla Leo z Downtown dorwali w zaułku gdy poszedł się odlać. Zaciągnęły go kurwy w kanały i chuj, nie? Po ptokach, zabrały do Hegemona żeby zrobić kolejnego jebanego mutasa które moglibyśmy spotkać podczas szturmowania rafy. No ale… nie zostawiliśmy go - przyznała cicho, gapiąc się w jeden punkt.

- Udało mi się przekonać Nitę żeby iść ich śladem przez te gówniane tunele. Szły pod Zakazaną, do jakiejś fabryki. No to tam weszłam, znalazłam go i wyniosłam po cichu, miałam farta bo trzeba było zajebać tylko jedno ścierwo - wzruszyła ramionami - Nita go pomogła wynieść do kanałów, zaciągnęłyśmy kurwa cudem z powrotem ale chujowo oberwał. O wiele gorzej niż Skaza. No ale przeżył, chociaż gdyby nie Lola i Joey nie miałybyśmy siły go wyciągnąć z powrotem na ulice. Niemniej jakoś poszło, wróciliśmy wszyscy mimo wszystko. Jutro wpadają do nas kumple z ekipy po sąsiedzku, zagadamy czy by przypadkiem nie chcieli robić nam za ochronę gdy następnym razem będziemy musiały wyjebać na to zadupie. Swoją drogą z tego wszystkiego nie ustawiliśmy się na następne spotkanie tutaj w biurze.

- Ojej to straszne! Dobrze, że wy chociaż wróciłyście cało. Nie chciałabym aby coś wam się stało. - brunetka słuchała z przejęciem tej relacji albinoski siedzącej jej na kolanach. Zerkała na nią i na Lolę co wciąż siedziała na skraju biurka. Blondynka jednak niemo, kiwaniem głowy potwierdzała słowa kumpeli.

- No ale jak tak to dobrze, że mówicie. To ja wyślę zawiadomienia na kolejne spotkanie. Na kiedy by wam pasowało? Dzisiaj? Jutro? I powiadomię Petera. Coś z tym trzeba zrobić. Żeby takie napady się nie powtórzyły. - sekretarka pokiwała głową jakby karbując sobie w głowie następne posunięcia. Ale skoro już miała obie blondynki przy sobie to chciała je skorelować z tymi planami. Rozmawiały z właściwą osobą bo z tego sekretariatu rozciągały się sznurki na całe miasto.

- Można dziś, od razu powiedzieć reszcie, ustalić dalszy plan bo jak wy czegoś nie dacie to będziemy musiały zgarnąć naszych od Cyborga. Jutro od południa nas nie ma praktycznie, więc najwcześniej czwartek rano… znaczy południe, więc lepiej dziś. Od ręki i na świeżo pogadać. Żeby potem nie było pierdolenia że coś przed kimś ukrywamy - Śnieżka powiedziała po krótkim zastanowieniu.

- Dzisiaj? No dobrze, mogę im wysłać na dzisiaj. Na południe może być? - sekretarka zgodziła się na taką propozycję spotkania chciała jeszcze tylko znać dokładniejszą porę na to spotkanie skoro miała je rozesłać po mieście.

- Na popołudnie lepiej, tak koło trzeciej - po chwili zwłoki Runnerka doprecyzowała - Jeszcze dziś trzeba załatwić kilka rzeczy, a jak potem zjeżdżamy do ciebie to teraz koło południa będzie jedyny sensowny termin aby ogarnąć nasze sprawy. Poza tym liczymy na dobry humor Bricksa, a jak się jebany nie wyśpi może zrzędzić… i w takim scenariuszu jebany nie będzie - zaśmiała się, wyjmując w impulsie dobrego samopoczucia telefon i po paru ruchach pokazała brunetce foty z zeszłej nocy i poranka.

- O! Ale się działo! To widzę, że impreza wam się udała. - Katty chętnie zajrzała do małego ekranu aby popatrzeć na uwiecznione fotki z wczorajszej zabawy. Dopytała się o Jane bo okazało się, że z tych widocznych twarzy i sylwetek to Jasona, Dymka no i obie blondynki to zna więc tylko ona była dla niej nowa.

- Jej duży jest ten Jason. Znaczy tak bez ubrania. Znaczy w ubraniu też ale jak go tutaj zawsze widziałam no to tak inaczej. A ta Jane też wydaje się sympatyczna. - komentowała na bieżąco oglądane na smartfonie zdjęcia.

- Hmm… To na 15-tą? To wiecie co? Może po prostu razem pojedziemy do mnie? Bo pewnie jak wy skończycie to zebranie to i ja będę kończyć swoją robotę. Tylko wtedy byśmy musiały jeszcze razem pojechać do tego Koreańczyka. No chyba, żeby wam się przedłużyło to spotkanie albo znów ktoś się spóźnił. To może wtedy trochę głupio abym tak tu czekała na was na próżno… - sekretarka myślała na głos jak tu zmodyfikować te popołudniowe plany o spotkanie na szczycie którego do tej pory nie musiała uwzględniać. I popatrzyła na obie Runnerki ciekawa czy jej coś doradzą w tej sprawie jaką do końca trudno było planować co do kwadransa o minutach nie wspominając.

Blondynki popatrzyły po sobie. Mila zmrużyła oczy, Lucy trochę podniosła brwi i jednocześnie kiwnęły głowami.
- Jedź od razu jak skończysz, my zagadamy do Jasona i może go wyobracamy gdzieś tu w kiblu, a potem pogadamy na poważnie. To naprawdę duży, silny i zdolny że ja pierdolę kafar - westchnęła z czułością przypominając sobie spotkanie prywatne we dwójkę.
- Nie masz co się obawiać że z czymś wyjebie niestosownym, jest z Novi - dodała oczywisty fakt, ale widząc minę Katty wyjaśniła - Ma wyjebane na konwenanse, nie zacznie ci zaglądać w cycki przy każdej okazji, ani robić przy ludziach głupich podchodów. Jest okazja na zabawę to się człowiek bawi i tyle… oj kochana - mruknęła sięgając po kartkę z biurka. Zgięła ją na pół i napisała “ZARAZ WRACAM” po czym postawiła na blacie.
- Za mało jarasz - wydała diagnozę wstając i ciągnąc brunetkę za sobą - Jak nie jarasz to się spinasz niepotrzebnie. Idziemy na skręta, pięć minut cię nie zbawi, nie? Jest jeszcze nieludzko rano zresztą.

- Na skręta? - brunetka dała się podnieść do pionu i spojrzała trochę pytająco na obie kumpele i na improwizowaną kartkę o swojej chwilowej nieobecności. Ale już Lola ją złapała za drugie ramię.

- No na skręta. Do jakiegoś kibla albo gdzie tam tu macie jakiś schowek na szczotki. I może jeszcze jakąś sypaną latte. Coś z wczoraj pamiętam, że serwujesz całkiem niezłą. A tu widzisz coś by się przydało energetycznego na dobry początek dnia. Sama widzisz. Jaki napięty grafik się zrobił od rana do następnego rana. - Lola po dłuższej chwili milczenia i słuchania odezwała się wreszcie i to z tą swoją, żywiołową werwą. Zatrzymały się na rozdrożu sekretariatu bo tu było parę dróg do wyboru.

- Ale chcecie przyjechać z Jasonem? Noo… I myślicie, że nie będzie z nim jakichś przypałów? Momentami jest troszkę nieokrzesany. - sekretarka widocznie co do reszty planów na wieczór nie miała większych obiekcji albo wręcz żadnych ale zawarcie bliższej znajomości z oficjalnym przedstawicielem Sand Runners jaki był jej kolegą z pracy wciąż jeszcze wprawiało ją w wahanie.

- Lucy dobrze mówi, chłop jest ogarnięty. No i sama powiedz. Nie chciałabyś aby taki King Kong połamał pod tobą łóżko podczas zabawy? No zapytaj Lucy jak to było. Bo ja to przyszłam już na gotowe bo wtedy to z Jane obrabiałyśmy Dymka. I masz tą latte? - Mila pokazała gospodyni na te kilka opcji do wyboru gdzie mogły się udać bo w końcu ona tu wiedziała co jest co a one to właściwie znały tylko sekretariat i pokój zebrań.

- A! Latte! No tak, to czekajcie chwilę… - szatynka wymsknęła się obu blondynkom i wróciła do swojego biurka. Pogrzebała coś w jakiejś szufladzie i wyjęła dwie, małe torebeczki z białym proszkiem. I pomachała nimi wesoło wracając do nich z powrotem.
Wtorek; przedpołudnie; dom pogrzebowy

Sypana latte od Katty miała tą pobudzającą moc, a może chodziło o kompletnie inne aktywności które wykonały wspólnie podczas trochę dłuższej niż pięć minut przerwy na skręta. Gdy się w końcu pożegnały i Runnerki wróciły do Black Knighta wyszło im że jest wciąż za wcześnie na wizytę w Grzeszniku, więc Mila fantazyjnie zawróciła na ręcznym gdzieś dwieście metrów za ligową bramą żeby skierować furę w innym kierunku - nad Wallad Lake. Wypadało odwiedzić dom, przebrać się i ogarnąć skoro znowu cały dzień miało ich nie być. Zobaczyć co ze Skazą i jak chłopaki sobie radzą. Dać znak, że pamiętają o imprezie z Cyborgami w środę… i wszystko mają pod kontrolą chociaż nie była to prawda.
Po kwadransie szybkiej jazdy zajechały pod dom pogrzebowy tym razem spokojnie wychodząc z bryki. Równie spokojnie weszły do środka, bez wrzasków albo nawoływań.
Wnętrze domu było ciche, nic dziwnego. Chłopaki z pewnością jeszcze spali. Blondynki zakręciły się w kuchni z tego tytułu, szykując rodzinie śniadanie. Jedną porcję, razem z gorącą herbatą przygotowały dla Skazy.
- Idź po Aarona - stawiając naczynia na tacy Phere poprosiła kumpelę. Skoro już miały budzić szefa warto aby doc go zbadał. Potem zobaczą czego mu potrzeba, aby cierpiało się chłopu lżej.

Aaron sam się im nawinął. Ledwo wróciły do środka i zaczęły kręcić się po kuchni w której nikogo nie było a Ash się pokazał. - Cześć. I jak było? - zapytał korzystając z okazji aby zalać sobie poranną kawę. Geronimo pewnie nadal spał i Skaza pewnie też.

- Ojej aż nie wiem od czego zacząć. Ale było kozacko! - Mila roześmiała się wesoło i aż spojrzała na partnerkę bo trudno było wczorajszy wieczór, noc i dzisiejszy poranek streścić w paru słowach.

Phere za to aż tak mało wylewna nie była. Robiąc sobie kawę chętnie streściła cały zeszły wieczór, noc, dzisiejszy poranek i późny poranek aż do ich powrotu do domu. Gadała z detalami, nie omijając ani walk na ręczniki w basenie, ani kobiecego trójkąta na jego brzegu i na oczach Dymka oraz jego przybocznych. Ani o późniejszych harcach już w prywatnym lokum niebieskookiego łącznie z połamaniem kanapy, poranną kawą przy dyskusjach o Strefie i powtórką z rozrywki w ramach pożegnania. Gadała też o Katty, ich porannym wyjściu na fajka w komplecie z sypaną latte.
- … jeszcze tylko dziś zahaczymy o “Grzesznika” bośmy się ustawiły z Blue na lunch po którym nagłe spotkanie w Lidze mamy, a po nim uderzamy do Katty na noc. Wrócimy jutro rano żeby się ogarnąć przed “Nuru”... bo Stan się zgodził! - zapiszczała jak mała dziewczynka, skacząc w miejscu parę razy - Będzie tam jutro w samo południe! I koniec z kombinowaniem kopert i poleconych żeby wejść do Fabryki, bo możemy do niego wchodzić na legalu! Rozumiesz?! Do Dymka! Tak po prostu! Chyba jednak nas polubił!

- Oh… Ah… Aha… No tak, tak… No… To dobrze… - Ash słuchał tego wszystkiego i wydawało się, że każdy kolejny epizod jaki opowiadały kumpele to robi się na przemian to bledszy to bardziej czerwony. Jakby słuchał relacji z jakiegoś filmu akcji czy co. Zwłaszcza, że Mila chętnie demonstrowała słowa kumpeli gestami. A te wyglądały tyleż sugestywnie co zbereźnie. Z których ten jak demonstrowała tą poranną latte z młodych piersi Katty to nachyliła się nad dekoltem kumpeli aby pokazać kumplowi jak to się odbywało.

- No tak, co się dziwisz. Przecież ci od początku mówiłam, że ona leci na blondynki a zwłaszcza na nas obie. No i widzisz? Dzisiaj rano Lucy jej powiedziała, że wbijamy do niej i w nią z Jasonem no i foczka nawet nie jęknęła. Tylko główkowała, że trzeba będzie więcej żarcia zamówić i takie tam. - Mila już weszła do niezłej wprawy w takim lekkim bajerowaniu jak to najfajniejsza sekretarka w mieście szaleje za nimi obiema i w ogóle jest na każde skinienie. Co prawda wiele się nie mijała z prawdą bo w końcu prawdą było, że zgodziła się na dzisiejszy przyjazd Jasona. No ale największe wrażenie chyba i tak robiła ta lekkość z jaką Runnerka opowiadała o tej co by nie mówić gwieździe Ligi. Nawet jeśli nie ścigała się w ligowych rajdach to wszyscy ją traktowali jako twarz Ligi. Tą życzliwą, ładną, sympatyczną i uśmiechniętą. No ale raczej mało kto mógłby sobie pozwolić na okazywanie takiej poufałości jak to ostatnio robiła Mila więc to rzucało się w oczy. A co najdziwniejsze te kolejne prywatne spotkania z Katty no i fotki z tych spotkań tylko potwierdzały jej bajerę.

- Aha no tak… No to ten… No dobrze. I z Hollyfieldem też? Dał wam zieloną kartę? Możecie go odwiedzać tam w fabryce? No, no… - pokręcił głową nie bardzo wiedząc co powiedzieć na tak oszałamiający sukces koleżanek. W ogóle wykraczał on poza codzienną skalę najbliższej ulicy i kwartału na jakim zwykle koncentrowało się życie i sprawy Żałobników.

- No miał też być dziś wieczorem u Katty, ale już był umówiony, więc żeby mieć jakiegoś drąga to padło na Jasona. Widziałeś go, wielki jest, a bez ubrań wygląda naprawdę zajebiście. Jak chcesz zobaczyć mamy foty - Phere puściła mu oko, a potem objęła z całej siły od tyłu, kładąc brodę na ramieniu technika.
- A teraz mów co tu u was, jak Roger? Wszystko ok? Trzymasz się, czegoś potrzebujesz? - zalała go pytaniami zanim nie nabrała tchu i wolno nie dokończyła - Pamiętamy z Milą że jutro Cyborgi wpadają, będziemy i coś zgarniemy. Jakieś alko… żarcie dacie rade zrobić? Jak nie to wcześniej wpadniemy żeby ugotować cokolwiek. W ogóle jak stoimy z zapasami? Teraz jak nas nie ma powinny starczyć na dłużej. Chyba.

- No u Skazy no to będę właśnie do niego szedł. Pewnie wiele się od wczoraj nie zmieniło. Czyli nie jest zbyt dobrze. Ale obejrzę go jak będę zmieniał mu opatrunki. Pewnie niedługo i tak się obudzi. - Ash chyba z ulgą zmienił temat na bardziej swojski, taki o medycynie i pacjentach. A nie o drągach runnerowych ważniaków albo kolejnych bliskich spotkaniach z Katty.

- I Cyborgi no tak, mają jutro wpaść. No i żarcie no dobrze by coś im dać było. Jak byście były i zrobiły jakieś żarcie to byłoby świetnie. Bo jak nie to trzeba będzie coś kupić na mieście. Skaza leży, a ja i Gero to raczej no słabi z nas kucharze. - przyznał ich technik, że bez dziewczyn to kuchnia raczej odłogiem stoi.

- Widzisz Lucy? Niby taki inteligentny, no geniusz prawie a jednak typowy facet. Widzisz do czego nas tu potrzebują? Do garów! A potem się dziwią, że się umawiamy na mieście z jakaś tam Katty, Blue albo Dymkiem. - Lola zrobiła minkę jakby słowa Asha ją rozczarowały i ubodły jej feministyczne uczucia. I chociaż Lucy poznała, że się zgrywa to Aaron chyba jednak się nie poznał bo się przejął.

- Znaczy nie no, macie swoje sprawy to jedźcie. My to jakoś załatwimy. Najwyżej coś na mieście się kupi. No ale żarcie… No jakieś trzeba by kupić. Bo się kończy. Znaczy jest makaron i kasze no ale tego świeżego to już mniej. No a ja to zostaję tutaj, Skaza też no to zostaje tylko Gero. - Aaron mówił przepraszającym tonem jakby nie chciał urazić koleżanek no ale skoro już rozmawiali o sprawunkach to jednak okazało się, że coś można by podziałać. Bo w tak okrojonym składzie jaki zostawał w domu to właściwie tylko ich mięśniak nadawał się do wyjścia. No ale Gero się nadawał do zakupów jak trzeba było coś wyrwać i wyszarpać albo zabezpieczyć towar czy kogoś od nich. Ale robienie zakupów osobiście to jednak nie było jego najmocniejszą stroną.

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której albinoska myślała, liczyła i zżymała się w duchu, aż wreszcie mocniej oparła ciało o plecy ich spryciarza.
- Gdyby chodziło o kogoś innego to byśmy się zawinęło i elo. No ale to chodzi o was - pocałowała go w policzek i zaczęła głaskać po krótko ściętych włosach i boku twarzy.
- Zaraz zrobimy wam żarcie na dziś i jutro do wieczora żebyście głodni nie chodzili. Przed wieczorem jutro wpadniemy z zakupami, przygotujemy imprezową szamę i zapełnimy ponownie szafki abyście tu nam chłopaki nie zeszli z głodu… a do Gery’ego pójdziemy razem, dobrze? Zaniesiemy mu śniadanie, nakarmimy i… wiesz - zgrzytnęła szczękami.
- To Gery, nie?

- A nie możesz się jakoś umówić z tą twoją wampirzycą? Wiesz jak nie chcesz albo ci się znudziła to ja ją przygarnę do piersi bardzo chętnie. Wyglądała mi na rozkosznie milutką. Ona coś umie w kuchni? - Lola popatrzyła na Asha z drugiej strony niż Lucy no i wpadła na inny pomysł.

- Amy? No właściwie to nie wiem. Nie gadaliśmy o gotowaniu. A nie spotkałyście jej wczoraj? Bo tak trochę nie umawialiśmy się na kolejne spotkanie. To znaczy ja bym chciał no ale tak myślałem, że przyjedzie z wami jak będziecie wracać z Ligi. Tak jak ostatnio. - Aaron nieco się zarumienił bo w przeciwieństwie do Loli to nie miał takiej wprawy w kontaktach towarzyskich.

- Ah… No dobra to jak dzisiaj będzie w Lidze to uderzymy do niej. Jak się da to ją zwiniemy tutaj. Myślałam, że jakoś się z nią dogadałeś. - koleżanka zmitygowała się szybko i dała znać, że będą pamiętać o bladolicej czarnulce jeśli się dziasiaj pojawi na zebraniu.

- Dzięki. No to ja teraz pójdę do Skazy. Xavier też pewnie niedługo wstanie. - Aaron pokiwał głową i wyłuskał się z objęć Lucy aby podreptać w stronę wyjścia. Ale ruszył ku schodom na górę więc pewnie od wczoraj przenieśli Rogera do jego własnego pokoju.

- Wstawisz wodę Gero na kawę? - albinoska poprosiła kumpelę samej biorąc tacę ze śniadaniem dla ich szefa - Zobaczę czy czegoś mu tam nie trzeba przynieść. Komiksów z góry do poczytania, albo dodatkowej kołdry. No czegokolwiek - wzdychając ruszyła za ich doktorkiem.

- Jasne, ja tu zadbam. I Xavierem się nie przejmujcie. Jak mi tylko wlezie pod nogi to zaraz poczuje gniew białego króliczka. - Lola pożegna ich wesoło i została w kuchni. A oni oboje ruszyli najpierw na korytarz a potem na klatkę schodową na wyższe piętro które zarekwirował dla siebie ich lider.

- To ty idź po te komiksy czy co. A ja… No… Pomogę mu się odlać. Jest w gorszym stanie niż Nico zaraz po wypadku. To nie ma co go męczyć z prowadzeniem do kibla. Wszystko trzeba załatwiać na miejscu. To tam jakbyś już szła do jego pokoju to daj znać. Jemu chyba trochę głupio, że teraz jest taki słaby. To się tam nie znęcaj nad nim z tej okazji tylko tak udawaj, że wszystko jest z nim w porządku. - poradził jej zanim się rozstali na schodach. I mówił trochę zakłopotanym tonem ale jednak nie chciał aby ich lider i opiekun który to właśnie on zwykle o nich dbał i za nimi latał jak było potrzeba teraz poczuł się niezręcznie z powodu swojej chwilowej niedyspozycji.

Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę. Nie męczyć Rogera, zapamięta. Z tacą ostrożnie zrobiła jeszcze dwa schody do góry, ale zatrzymała się i odłożyła ją na kolejny stopień żeby zabrać gdy będzie wracać.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 09-01-2022, 05:01   #46
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Gdy złodziejka poszła do siebie i wróciła z komiksami zostawionymi tam wcześniej dla latynoskiego kuriera oraz dodatkową kołdrą to już było po wszystkim. Zastała Skazę we własnym łóżku jak siedział na nim z odkrytym torsem. Zaś przy nim siedział Ash i właśnie obwiązywał mu ten tors świeżym bandażem.

- O. Cześć Śnieżka. Ash mówił mi, że wróciłyście. Jak było? - Roger mówił trochę sztywnym głosem ale starał się nadać mu lekkie i zwyczajowe brzmienie. Nawet posłał jej oszczędny uśmiech.

- Heeeej Gery! - albinoska ucieszyła się na ten widok. Dobrze było go widzieć przytomnego, bardzo duży kamień spadł jej z serca. Objuczona gamblami szybko przeszła pokój i uklękła przy łóżku. Najpierw na stoliku obok wezgłowia położyła tacę, potem na materacu obok rannego stertę komiksów, a następnie przykryła go kolejną kołdrą, taką czarną z paroma długimi białymi włosami zdradzajacymi do kogo należy. Uśmiechała się przy tym mimo że musiała trochę pomrugać udając że jej coś właśnie wpadło do obu oczu.
- Wiedziałeś że ten łajdak ma tam u siebie w tej Fabryce basen?! Taki z wodą podgrzewaną co da się i w zimie pływać. I dmuchane pontony w kształcie krokodyli, jednorożców albo bakłażanów i… no otwórz dziób - zmieniła ton na łagodny, gdy wsadzała mu do ust porządnie wyglądającego skręta.
- Najlepszy towar w mieście i nie robię sobie jaj. Od Stana, wzięłam na drogę to pomyślałam że przecież nie wypada aby tak ci baby marnotrawne wracały do domu z pustymi rękami, nie? Przynajmniej sobie zapal, bo jak palisz jest szansa że nas nie pozabijasz - powiedziała już wesoło, odpalając dymkowego skręta.
- Kurde no, było zajebiście! Zostałyśmy na noc, sam nas zaprosił. Poznałyśmy jeszcze Jane bliżej i Jasona też, było mega kozacko. Dymek się nawet nie wkurwił za połamaną sofę, ale to wina Bricksa bo nie tylko w łapach ma parę, ale… och Gery! - zaśmiała się, nalewając mu herbaty i pokazując na twarzy czyste szczęście - Zgodził się, czaisz?! Na środę! Wpadnie na masaż! I mówiłam Ashowi, ale tobie też muszę: już nie musimy kombinować tylko wchodzimy do niego na luzaku! Tak po prostu! - nadawała radośnie, ostrożnie stawiając tacę na kolanach szefa. Miała się wycofać, ale w impulsie wychyliła się do przodu, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Jak się stęsknimy i w ogóle - dokończyła z psotną miną.

- O… To od niego? Od Dymka? To on jara takie szlugi? - prezent przekazany od samego szefa wszystkich Runnerów bardzo przypadł Skazie do gustu. Dosłownie się nim zajarał. I to z wyraźną lubością. Palenie skręta samego szefa sprawiało mu widoczną przyjemność. Więc jak mu odpaliła tego szluga to przez chwilę dawał się bandażować Ashowi a jej po prostu słuchał tej relacji z ostatniej nocy.

- I macie teraz do niego dojścia? Ot, tak? No, no… Nieźle… Słyszałeś Ash jaką nam dziewczyny furtkę wyrobiły do samego Dymka? No, no… - musiał przyznać, że był pod wrażeniem. I w przeciwieństwie do Xaviera to raczej patrzył na to jak na mapę możliwości i zależności a taka furtka jaką wyrobiły sobie właśnie dziewczyny to dla jednego z prawie bezimiennych i niewiele znaczących gangów to był skrót jak jasna cholera. Do tej pory Brown to był szczyt ich możliwości.

- No. Idziecie jak burza. Najpierw Katty, potem Blue, teraz Dymek i Jason… Strach się bać co będzie za tydzień. - Ash pokiwał swoją prawie łysą głową i też ciekawie zerkał i wdychał opary szluga od samego Hollyfielda. Namacalny dowód wczorajszego spotkania koleżanek z szefem.

- A ten basen to tak. Słyszałem, że tam jest. Raz nawet przechodziłem obok niego to go widziałem. No ale nie, nie imprezowałem tam nigdy. No a już na pewno nie z Jasonem i Dymkiem. I Jane? To nie wiem. Chyba nie znam. A z jakiej ona jest bandy? To może coś znam. - Skaza do tej pory był z nich najstarszy no i miał najwięcej okazji aby być tu czy tam. Ale nawet on widocznie nie miał aż takich znajomości i widoków jakie ostatnio dziewczyny miały przyjemność.

- Ty nie masz cycków i piczków. - zaśmiał się cicho Ash biorąc do ręki nożyczki i prosząc gestem kumpelę aby przytrzymała bandaż aby mógł go obciąć i zawiązać. Widocznie już kończył swoją sanitarną robotę. Skazę zaś rozbawiła ta uwagę bo zaśmiał się i zaraz urwał jak widocznie ten ruch podrażnił jego świeże rany. Ale dalej uśmiechał się samymi ustami.

- Co poradzić że chłopaki akurat lubią laski? I jak te laski im robią laski? Więc prędzej laski zapraszają do laski. Ale nie, w basenie nikomu laski nie robiłyśmy, ani Bricskowi, ani Hollyfieldowi. Co najwyżej z tą Jane się poznałyśmy bliżej we trzy gdzieś tam na brzegu. Taka brunetka, trochę starsza od nas, lubi pejcze i kajdanki. Wie jak wiązać podobno. Miała nas związać ale wyszło jakoś tak że sobie poradziliśmy bez tego. Na szczęście my mamy jedno i drugie z tego co Ash wymienił, więc tak. Zawsze łatwiej się tam dostać mając zieloną kartę niż skakać przez płot albo ściemę wymyślać. A w ogóle wiemy już gdzie tam dają żarcie. Rano nas wziął na kawę i śniadanie o nieludzkiej 8 rano. Więc na bank nas lubi, a jak lubi nas to i lubi was, bo trzymamy się razem - robiąc poważna minę złodziejka przytrzymała opatrunek tak jak technik kazał - Lepiej mów szczerze, jak się czujesz i czego ci potrzeba Gery. Dziś po południu lecimy do Ligi na spotkanie. Jutro pogadamy z Cyborgiem czy nie chce się przejechać z raz czy dwa jako nasza obstawa do Ligusów. Zawsze to przy robocie będą dodatkowe oczy, ale i tak najpierw zobaczymy co powie Peter i reszta. Hollyfield nie wpierdala się nam w robotę, nie chce żadnych dodatkowych fuch nam zrzucać na karki. Mamy wolną rękę, oni się uaktywnią już przy odbijaniu rafy, więc musimy zrobić zajebiste zdjęcia i rozpoznanie… tym jednak ty się nie martw, to moja działa. I zaciągnę do tego Amarante. O ratusz w Zakazanej spytam Katty jutro rano. W weekend tam wejdę i zacznę węszyć. Widzisz? Możesz na spokojnie sobie odpoczywać, mamy wszystko pod kontrolą.

- Aha. No widzę. No i tak jak z tymi schronami to może Katty coś wie. Albo ma dostęp do jakichś papierów. No i Amarante też. Bo pewnie trzeba by ją wziąć do spółki z tymi schronami skoro ma być twoją partnerką. - Gery wyglądał na zadowolonego z takich wieści. Z lubością zaciągnął się dymkowym szlugiem. Ale widząc, że Aaron ma już wolne ręce to nie był żyła i jemu też dał zajarać. Drugi z Runnerów chętnie skorzystał z tej okazji aby spróbować co sobie popala ich szef.

- Niezłe. No ale w końcu to towar od samego Dymka. - przyznał z uznaniem też ciesząc się tą odrobiną luksusu jaki mu skapnął.

- A ta Jane to nie wiesz skąd jest? Jak taka fajna a nie ma co robić to może ją ściągnijcie tutaj. Przydałyby nam się fajne laski. No i w ogóle ktoś kto ogarnia temat. Sama widzisz. Ile się nam roboty na łeb zwaliło. A mnie jeszcze te kutasiarze pocięły. - mężczyzna z bielmem w oku wciąż siedział na swoim łóżku i chyba cieszył się z tej luźnej i spokojnej rozmowy z bliskimi. Zadań rzeczywiście im się ostatnio skumulowało sporo. Z czego spora ich część była do zrobienia “na mieście” a nie na miejscu czy w najbliższej okolicy w jakiej zwykle działali.

- A mnie nic nie jest. Chociaż jutro to nie wiem. Będziecie balować beze mnie. Bo ja się nie zwlekę tam na dół a ten mi cały czas jęczy nad uchem abym odpoczywał i się nie przemęczał. - Roger spojrzał na kolegę jakby to jego obwiniał o to gderanie nad uchem. Jednak i na własne oczy Lucy widziała, że Ash ma rację i Skaza niezbyt nadaje się do imprezowania. Właściwie w ogóle.

- Chyba że cię na materacu tam przeniesiemy, położymy na kanapę i chuj… z drugiej strony to się będziesz męczył - jak najpierw Phere mówiła szybko to równie szybko zwolniła. Racja, nie nadawał się teraz na balety. Westchnęła po czym wychyliła się żeby pocałować jednookiego w czoło.
- Oj Gery, stań na nogi to cię zawiniemy do Katty i ją razem obrobimy, tylko musisz słuchać Asha, nie przemęczać się i w ogóle. Zdrowieć - próbowała brzmieć lekko, ale wyszło jej dość głucho. Odkaszlnęła.
- Może ci lapa i filmy skołować, co? Albo przyprowadzić jakąś foczkę żeby ci zdrowotnie laske zrobiła? Podobno nic tak nie poprawia zdrowienia jak gała z rana.

- Dzięki ale nie. Zostanę tutaj. Najwyżej ich tu przyprowadźcie aby się przywitać. I tyle. A z Katty no pewnie, bardzo chętnie. Myślicie, że zrobiłaby mi laskę? I dała się przelecieć? - Roger machnął ręką na to, że nie trzeba się nim przejmować czy to teraz czy na jutrzejszej imprezie z Cyborgami. Bo jak się na nią umawiali parę dni temu to jeszcze wszyscy zdrowi byli. Zaś pomysł z podesłaniem jakieś niuńki mu się chyba spodobał. Nawet jeśli w tej chwili wydawał się dość abstrakcyjny bo nie wyglądał na zdolnego do takich aktywności.

- Najlepiej to śpij ile się da. Sen pomaga. Przyspiesza leczenie i zdrowienie. Lepiej się nie przemęczać. - Ash pokiwał głową powtarzając na głos swoją diagnozę. Co jakoś jak się widziało te świeże bandaże ich lidera nie budziło zaskoczenia.

- No… z tym przemęczaniem prawda. Jak Nico tu był to też ciągle gadał w ten deseń - popatrzyła na Asha i parsknęła, głaszcząc rannego po włosach.
- Odpoczywaj, a my ci tu sprowadzimy albo Katty albo Norę. Jak staniesz na nogi to pojedziemy do niej do domu, do biurowca Ligi na prysznic i co tylko będziesz chciał. Tylko teraz zbieraj siły - dodała, po czym zrobiła się poważna - A ten Schultz, Spencer. Przeżył. Poszłam z nim, znalazłam i uwolniłam, potem z Nitą zaciągnęłyśmy go z powrotem pod furę przez kanały. Bo poszła ze mną, trochę marudziła ale poszła. Ma jaja… tylko kurwa tupie, no ale nie jest tchórzem. Nie było tak źle, jednego mutanta musiałam zdjąć po cichu i chuj. Ogarnięte. Próbujemy też Joeya, tego Hurona tu do Asha ściągnąć, będą wiedzieli swoje mądre rzeczy, a my zyskamy dostęp do ostatniego gangu który tam z nami będzie i jeszcze go nie wzięłyśmy z Lolą na tapetę. Ale powoli, to też ogarniemy.

- No. Ja to bym wolał jakby on tu przyjechał. To by było lepiej. - Ash raźno podchwycił pomysł aby to jego kolega po fachu z sąsiedniego gangu przyjechał tutaj a nie on by musiał pakować się do trumny i przeżywać stres opuszczania jedynego domu w jakim czuł się swojsko i bezpiecznie.

- Mogłybyście mi załatwić wejściówkę do Kate? Tam do niej do apartamentu? I żeby zrobiła mi laskę i dała się bzyknąć i w ogóle? - Skaza zazwyczaj wydawał się najbardziej opanowany z wszystkich Żałobników. Ale nawet jemu chyba trudno było sobie wyobrazić, że miałby robić numerek z tą ligową sławą z sekretariatu. W końcu nie był blondynką ani blondynem a i nie łapał się na ewentualne zauroczenie sekretarki dwoma blondynkami jakie ostatnio zdawała się przechodzić.

- Od razu poczułem się lepiej! To ja jestem na tak i w ogóle to tam Ash pokombinuj aby to się dało jak najszybciej. - trochę w żartach bo był przesadnie poważny ale wydał ich medykowi polecenie służbowe.

- No wiesz Skaza… To może trochę potrać… Może w przyszłym tygodniu coś… Zobaczymy jak to będzie wyglądać po weekendzie. Po weekendzie to już coś powinno się wyjaśnić. - Ash odchrząknął trochę niepewnie zanim się odezwał. I chyba chciał w miarę łagodny sposób uprzedzić kolegę, że przez najbliższe dni to jego stan raczej się nie zmieni za bardzo a bez tego trudno liczyć na jakieś większe aktywności.

- Oj tam maruda z ciebie Ash. Za mało jarasz. Dobra Śnieżka nie przejmuj się. Naszykuj tam tą waszą Katty no a ja jak wyjdę z tego syfu to się zgłoszę. - machnął ręką więc pewnie zdawał sobie sprawę, że ich technik ma rację ale miło było tak sobie chociaż przez chwilę pogadać i wyobrazić takie przyjemne alternatywy i scenki.

- Tak jest! - złodziejka udała że salutuje. Pogadali jeszcze chwilę o pierdołach, ale dało się poznać że z Rogerem nie jest najlepiej bo w pół zdania głowa mu się przechyliła na bok i usnął. Razem z Aaronem zabrali niedojedzone śniadanie i udając brak niepokoju, ułożyli go w wygodnej do snu pozycji, aby chociaż trochę odpoczął.
Należało mu się.

Wtorek; południe; klub “Grzesznik”

- Myślisz że Leo ciągle gdzieś tam jest? - Lucy spytała Milę, wskazując tlącą się końcówką skręta na bryłę starego kościoła przerobionego na nocny klub. O tej porze dnia, w świetle słońca, neony wyłączono, przez co lokal wyglądał prawie jak normalny przybytek boży. Z daleko można się było oszukać.
- Przywiązany do łóżka, karmiony, ruchany, pojony i w ogóle - parsknęła, rozpierając się wygodnie na fotelu pasażera. Nogi wywaliła na zewnątrz, opierając je o otwarte okno uchylonych drzwi. Południe się zbliżało, tak jak ich spotkanie z długonogą właścicielką niebieskiego Ferrari. Docelowo szły na obiad, taki był surowy plan, ale wiedziały że i tak wydarzy się więcej niż grzeczny lunch we trójkę. Dały sobie czas na spalenie fajka zanim nie ruszą po swoją blondynę. Jeszcze parę minut, tak dla odmiany nie w biegu od rana.

- Przez Blue? Być przywiązaną do jej łóżka, ruchana i karmiona? Przez Blue? Rany! Gdzie trzeba podpisać ten cyrograf!? - Mila spojrzała leniwie na kumpelę gdy pewnie przez chwilę próbowała sobie wyobrazić co tamta mówiła. I sądząc po jej wesołej reakcji to taka wizja była jej bardzo przyjemna i na rękę.

- Nie no pewnie jak zobaczył, że zaspał to wrócił do siebie. Ale jak Katty wysłała mu zaproszenie na to zebranie to chyba powinien się pojawić. - wzruszyła leniwie ramionami dając znać, że raczej nie martwi się o stan ani długonogiej blondynki od superfury ani o bruneta z bokobrodami jaki powinien mieszkać nie tak daleko stąd skoro był z tej dzielni.

- To gdzie się z nią umówiłaś? Idziemy do “Grzesznika” czy na ten obiad? - zapytała tak pod kątem najbliższych chwil.

- Wpadamy po nią do “Grzesznika” i lecimy na drugą stronę do knajpy na obiad - albinoska mruknęła po chwili trawienia pięknej wizji. Tak, sama chętnie podpisała by taki cyrograf.
- Zajebiście tam karmią, Blue też tam jada. Chyba że jej się upierdoli w bani inna koncepcja to na bieżąco będziemy składać plan. Na pewno zacinamy się tam w kiblu, więc trzymaj kajdanki w pogotowiu.

- No zobacz co za plaga z tymi zaciętymi kiblami na mieście. Ale powiem ci, że jakbym wiedziała wcześniej, że to taka frajda to już dawno bym się tak zacinała. - roześmiała się druga blondynka wysiadając ze swojego czarnego wozu. Ruszyły w stronę dawnego kościoła kierując się ku głównemu wejściu.

- Ciekawe czy Nora będzie. - zastanawiała się po drodze ale o tej porze ten grzeszny lokal i do tego w środku tygodnia to świecił pustkami jak kantyna w Fabryce Forda o poranku. Scena gdzie normalnie tańczyły grzesznice kusząc zmysły śmiertelników była pusta a wśród stołów niewiele było gości. W końcu nie była to jadłodajnia a za wcześnie było na standardową klientelę i ich rozrywki.

- Blue jeszcze nie ma ale może się zjawić. Nory też nie ma ale może być u siebie. Idziemy ją odwiedzić czy czekamy na Blue? - zawahała się kumpela patrząc na Phere. Mniej więcej to już były o czasie. Ale w świecie bez zegarków to i wystrzałowa blondynka mogła pojawić się za kwadrans albo za pięć sekund i wciąż byłaby o czasie.

Albinoska rozejrzała się po okolicy, szukając natchnienia w suficie.
- Poczekam tu, ty leć po Norę. Nigdzie się stąd nie ruszę - zasalutowała i puściła jej oko.

- O! Dobra! To czekaj a ja już lecę! - Mila ucieszyła się z tej szybkiej decyzji i rozsądnego rozwiązania. Wstała ze swojego stołka i ruszyła wzdłuż pustego raczej baru do załomu gdzie zniknęła Lucy z oczu. Przez chwilę została sam na sam z diablicą jaka miała teraz raczej symboliczny dyżur. Gdzieś jakiś sprzątacz zamiatał podłogi a klientów było jak na lekarstwo. Więc po jakimś pół fajku usłyszała stukot obcasów i zza tego samego załomu co zniknęła Lola pojawiła się ponownie. Tym razem z ich ulubiona diablicą.

- Cześć! Jak miło, że wpadłyście. No właśnie Loli mówiłam, że jak szefowa się z wami umówiła to pewnie niedługo przyjedzie. - Nora zaczęła mówić jeszcze zanim doszła do Lucy i cmoknęła ją w policzki. Po czym usiadła na wolnym stołku obok.

- Powiedz Lucy o Leo. - druga Runnerka nachyliła się nad barem aby diablica powtórzyła kumpeli coś co widocznie już od niej usłyszała po drodze a co chyba zapowiadało się dość zabawnie.

- Właściwie nie ma co opowiadać. Zaspał. Jak wstał to już było za późno jechać na to spotkanie no to chyba wrócił do siebie. - odparła krótko Nora nie siląc się na jakieś bujne historie.

Słysząc co się przytrafiły sztywniakowi co taki sztywny do końca nie był złodziejka roześmiała się w głos i tak śmiała się przez dobrą chwilę aż wreszcie śmiech przeszedł w chichot, a ten dało się opanować.
- A taki… był pewny że duży jest i sam wstanie. To my tu zaczynałyśmy być zazdrosne, że go Blue przykuła i tam wykorzystuje ile fabryka dała dlatego nie przyjechał… a ten zaspał! No kurwa no - parsknęła kilka razy.
- Z drugiej strony to dobrze, bo jego ziomek na robocie skończył z rozjebanymi kosą bebechami, więc fart. No mówiłam, to przez to całowanie albinosów. Duchy mu sprzyjają. A jak z tobą? Pewnie cię bidulko wyrwałyśmy ze snu - popatrzyła na diablice.

- No akurat niedawno wstałam. Właśnie pudrowałam sobie nosek i takie tam. - wyglądało na to, że owo zaspanie Leo jednakowo rozbawiło całą trójkę kobiet. Zwłaszcza jak każda pewnie miała w uszach jego pewny siebie ton zaznaczający, że nie potrzebuje pomocy przy wstawaniu bo przecież nie jest dzieckiem. A tu proszę! Przynajmniej teraz miały się z czego pośmiać.

- I coś się stało jego koledze? Przykre. Może faktycznie na dobre mu to wyszło, że został u nas. - powiedziała i wypiła za to drinka jaki zrobiła im jej koleżanka zza baru. - A zawitacie do nas jeszcze? Byłoby mi bardzo miło. Nawet tak prywatnie. Aha i co z Nico i Katty? Widziałyście się jeszcze z nimi po tamtym razie? - grzeszcznica siedziała w kusym szlafroczku w jakieś wschodniozazjatyckie, smocze wzoru co było właściwie strojem zbyt prywatnym i nieprzyzwoitym aby paradować po barach i innych miejscach publicznych. Z drugiej strony to był “Grzesznik” a ruch był tak słaby, że właściwie było tu prawie pusto. Diablica jednak była też ciekawa losów pozostałych gości z ostatniej niedzieli jacy towarzyszyli obu blondynkom.

- Nico wrócił na swój rewir. Ortega pomogła go przetransportować pod próg jego meliny wewnątrz ich pierdolnika, bo nas by gonili pedały z maczetami. W czwartek się widzimy w “Californi” tak bardziej na legalu. Chcesz to go pozdrowimy - uśmiechnęła się i kontynuowała.
- No Katty widujemy codziennie, wpadamy do niej na szluga czy tam sypane latte. Albo żarcie podrzucamy lub wychodzimy na jogę do jej domu. Zresztą dziś na noc u niej parkujemy razem Bricksem, Jasonem. Wiesz, tym od nas z Ligi. - wzruszyła ramionami i zaśmiała się trochę smutno.
- Oj kochanie, jakby się dało w ogóle byśmy stąd nie wychodziły. Niestety mamy teraz tak zasrany terminarz że masakra. Ale w pierwszej wolnej chwili obiecujemy że wpadniemy całą ekipą, albo wpadniemy po ciebie i gdzieś wywieziemy. Pewnie za dnia, co? Bo po nocach pracujesz.

- No tak, wieczory i nocki to dla mnie gorący termin. Ale nawet wtedy jestem gościnnie otwarta na wszelkie grzeszne i nieprzyzwoite propozycje nawet jeśli tylko poprzez udzielenie miejsca w moim łóżku. - czarnowłosa diablica pokiwała głową przy wtórze nieco smutnego uśmiechu. Miała taką pracę, że musiała w niej być aby bawić mógł się ktoś.

- Ale w środku tygodnia mam nockę czy dwie. Zwykle środy i wtorki, czasem czwartki. Najpewniejsze mam jednak środy. A poza tym to środek dnia bo jak widzicie u nas to wtedy jest środek nocy. - wyjaśniła wskazując na raczej puste wnętrze prawie bezludnego lokalu. Więc w przeciwieństwie do choćby takiej Katty to mogła się umawiać na coś w środku dnia.

- I tak wam zasmakowała ta sypana latte? Oj ale przyznaję, że też miło ją wspominam. Jakbyście miały jeszcze ochotę to też zapraszam. I Katty też widzę dokooptowałyście do zespołu? No, no, nieźle sobie poczynacie. Bardzo grzesznie i lubieżnie. Podoba mi się. Macie moje pełne poparcie. Jakbym tylko mogła coś wam pomóc w tym grzeszeniu to walcie śmiało jak w dym. - półżartem pół serio Nora z przyjemnością słuchała i komentowała te ostatnie przygody i wyczyny obu blondynek.

- I jesteście ustawione w “Californii”? U Camino? Ciekawe. Szefowa im kiedyś niezły numer wycięła. Zgarnęła im ze stajni taką zarypiastą foczkę co potem tutaj u nas występowała. To pewnie nie wspominają jej miło. Więc raczej jak tam będziecie to o nas i o szefowej lepiej nic nie wspominajcie. - uwaga o klubie w dzielnicy kolorowych wywołał niespodziewane skojarzenia u ubranej w kusy szlafroczek kelnerki. Upiła znów ze swojej szklaneczki i uśmiechnęła się oszczędnie.

- Blue im zajebała jakąś laskę? - Phere zmarszczyła czoło - Czarnuchom? No to prawidłowo, a co z nią się stało? Mówiłaś że występowała, a teraz? Może by mogła coś powiedzieć czego się spodziewać na miejscu skoro tam robiła albo przebywała.

- A teraz nie występuje. Właściwie nie wiem co się z nią stało bo jak zaczęłam pracować w zeszłym roku to już jej nie było. Tylko o tym słyszałam. To już dobre parę lat temu było. - Nora wzruszyła ramionami przyznając się do niewiedzy w detalach tej sprawy.

- O i jest sama Blue. - Lola spojrzała na wejście a w nim pojawiła się długonoga, smukła blondynka obwieszczając swoje nadejście stukającymi obcasami. I szła jakby cało to miejsce należało do niej.

- Cześć dziewczyny. Mam nadzieję, że nie czekałyście zbyt długo. - powiedziała Blue zatrzymując się przy nich i cmokając każdą z trzech dziewczyn w policzek na przywitanie.

Blondyny chętnie nadstawił policzki i same oddały trzeciej blondynie przywitanie. Jakoś tak wyszło ze już zaraz później stały już po obu jej stronach i szczerząc się wesoło.
- No co ty, Nora nam dotrzymała towarzystwa, to nawet nie wiemy ile pierdolnęło, ale krótko - zaśmiała się Phere i obcięła Blue bardzo wymownym spojrzeniem.
- Chociaż na takie widoki warto czekać. Zajebiście wyglądasz, zresztą jak zawsze. To co, idziemy coś oszamać czy wolisz zacząć od inspekcji sanitarnych?

- Też wyglądacie malowniczo tak jak pamiętam. Chociaż z tego co pamiętam najlepiej wyglądacie bez niczego. No ale na to może jeszcze troszkę za wcześnie. - Blue płynnym ruchem przejęła biodro albinoski jakby to było jej naturalne miejsce. Loli poszczęściło się pod tym względem ciut mniej bo w swoją prawicę panna Faust ujęła kieliszek zaserwowany przez swoją pracownicę. Nora zaś ładnie oddała salut dając znać, że stoi na straży praworządnego grzeszenia i kusi klientki i koleżanki jak to prawilnej diablicy wypada.

- No to może się przejdźmy wrzucić coś na ruszt. - szefowa “Grzesznika” miała widocznie dość sprecyzowane plany na tą przerwę obiadową w środku dnia.

- Słyszałyśmy jakąś plotę że podjebałaś kiedyś brudasom z Camino jakąś laske z klubu California - Phere chętnie podjęła zarówno rozmowę jak i wędrówkę ku żarłodajni ale szybko wybuchła szczerym śmiechem.
- Kurwa, Julia! Dymek będzie jutro! - nie wytrzymała i od razu się wypałowała - W samo południe w “Nuru”! Jak zobaczył twoją wizytówkę i zaproszenie od razu się zgodził i jeszcze szpanował przed kolegami że go będą cztery laski obłapiać! Ja pierdole! Byłyśmy wczoraj u niego, wyszłyśmy rano i… chyba nas polubił. Jest zajebisty, no zobaczysz jutro! Słodziak w chuj i dzięki - mocniej objęła blondynkę i pocałowała ją przejęta.

Blue też się roześmiała i dała obłapić i pocałować. Chętnie zgarnęła po długonogiej blondynie pod każde ramię i tak ruszyły przez plac w stronę kawiarni. - To jednak się zgodził? No cóż. Nie chwaląc się to chyba mamy jakąś reputację na mieście. Ja, “Nuru” no i Seiko. Chociaż jak widziałam w niedzielę to z wami też się nudzić nie da i pewnie to był główny czynnik. - rozmawiała wesoło gdy w dobrym humorze szła przez plac zostawiajac dwu-wieżową bryłę kościoła za plecami.

- A z Novą no tak, było. Ale to stare dzieje. Nora wam powiedziała? A co ją tak nagle na wspominki wzięło? - zaciekawiła się Blue skąd to zainteresowanie dziewczyn sprawą sprzed lat.

- A bo w czwartek koleżanka zaprosiła nas do “Californi”. - odpowiedziała Lola też się ciesząc na to wszystko.

- Aa. To stąd. No tak, wtedy po aukcji trzymali ją w “Californi”. Ale nie mogłam im jej odpuścić. Chciałam ją dla siebie. Dla “Grzesznika”. No i dla mojego Szafirka. - Blue rozpogodziła się jakby miała z tamtego okresu całkiem miłe wspomnienia.

- Szafirka? - albinoska zamrugała. Szafirek to się jej kojarzył jednoznacznie i dość runnersko, fabrycznie…
- Chodzi o Seiko? - dodała drugie pytanie próbując sobie przypomnieć co Blue mówiła o Dymku, ale chyba się przyznała że do tej pory się nie spotkali, więc ten Szafirek to nie mógł być on… chyba.

- Tak, Szafirek. Maira van Aspen, znana jako Blue Angel. Z Federacji. Moja partnerka. - powiedziała skromnie Blue gdy otworzyła drzwi do jadłodajni aby obie panny mogły wejść do środka. Przechodząc obok blondynka spojrzała na albinoskę i też widocznie nie spodziewała się takich rewelacji. Bo o samej van Aspen i Blue Angel to słyszały. Była gwiazdą kilku sezonów kilka sezonów temu. U szczytu kariery biła na głowę takie sławy jak Dziki, Patti, Joy czy Clody. Teraz już jednak nie ścigała się aktywnie i właściwie nie były pewne co się z nią teraz dzieje. A na razie zajęły ten sam stolik co poprzednio z Norą i Leonem. Była okazja aby coś sobie zamówić. Zamówiły więc to co polecała Julia.

- To czekaj, bujasz się z Blue Angel? - Phere zadała sakramentalne pytanie i widząc potwierdzenie drążyła dalej - Tą Blue Angel, nie? Niebieskie włosy, niebieskie usta i niebieska fura. Czyli wiesz co się z nią dzieje. Dlaczego odeszła z Wyścigów?

- Tak, właśnie ta. Blue Angel, Blue Lady. No i mój Szafirek. - blondynka ubrana w niebieskie barwy uśmiechnęła się z zadowoleniem ciesząc się chyba, że obie rozmówczynie rozpoznają nazwisko jej partnerki.

- A odeszła bo chciała odejść niepokonana. No i zająć się biznesem. Jak widzicie to troszkę zajmuje czasu i uwagi no a taka śliczna twarz jak mojego Szafirka idealnie się nadaje na twarz firmy. Nazwisko także. - wyjaśniła sadowiąc się wygodnie na swoim miejscu po tym jak zamówiła u zgrabnej kelnerki słodkości na deser i całkiem bogate i smacznie się zapowiadające śniadanie.

- Znam przynajmniej jedną świetną buźkę idealną do wszelkich biznesów, nie tylko na okładkę - złodziejka podniosła szklankę przepijając toast do trzeciej blondynki. Robiło się ciekawie, nie dość że kręciła z Seiko to jeszcze z byłą gwiazdą Ligi… albo i dwoma, jeśli liczyć Dzikiego.
- Jak będzie kiedyś w mieście to daj cynę, wpadniemy po autograf. Kibicowałyśmy jej z Lolą, nawet wtedy gdy wygrywała z Dzikim. Miała styl i klasę, pewnie ciągle je ma, co? Nie dziwię się czemu wokół ciebie latała. Przyciągasz chyba najlepsze dupy w mieście, to jakiś rasowy skill z Vegas? - powiedziała i z zadowoloną miną oparła łokcie o blat.

- Oj tak, prawdziwa z niej dama. Uwielbiam ją. Ale teraz faktycznie wyjechała z miasta. Interesy. Jak wróci wspomnę jej o takich dwóch blond fankach co by miały marzenie o autografie od niej. A to co to za świetna buźka idealna do wszelkich interesów co tak polecasz? - Blue było całkiem przyjemnie na takie pochlebstwa pod adresem swojej osobistej gwiazdy Ligi. Do której widocznie żywiła gorące uczucia i wielki szacunek bo dało się w głosie usłyszeć nutkę żalu na to rozstanie z niebieskowłosą. Te komplementy pod adresem jej samej też musiały ją bawić i nastrajać do obu blondynek pozytywnie.

- A jakoś poprzednio mi to wyleciało z głowy. Ale czym wy się właściwie zajmujecie? Poza zamykaniem się w kiblu z jakimś gorącym towarem oczywiście. - Julia Faust pozwoliła sobie na mały żarcik z okoliczności w jakich się początkowo spotykały. Ale wydawała się też zaciekawiona dwoma swoimi rozmówczyniami.

- Właśnie na nią patrzę - Phere puściła jej oko przy kwestii buziek, a potem jakby na chwilę się zamyśliła.
- Teraz robimy fuchę dla Ligi - przyznała widząc porozumiewawcze spojrzenie drugiej Runnerki. Brzmiało lepiej niż “próbujemy przeżyć i nie umrzeć z głodu, albo od biedy”.
- Na pewno słyszałaś o akcji odbijania rafinerii w Zakazanej Strefie, od dawna sprawa jest na tapecie, ale to było tylko takie chrząkanie… do czasu. Wreszcie wszystkie gangi wystawiły swoich ludzi i zaczęły się konkrety. Najpierw mamy zrobić rozpoznanie, potem usunąć zastawione przez Marka i jego chłopaków miny w newralgicznych punktach obiektu. Zrobić pełen zwiad, pocykać foty jak to teraz wygląda i obczaić system wart oraz trasy patroli żeby później chłopaki i reszta grupy uderzeniowej wjechali w nich jak w masło, a Liga odzyskała swoją własność w miarę całościowo.

- O. W końcu się za to wzięli? - blondyna w błękitach z uznaniem uniosła brwi do góry jakby plotki na temat planów odbicia rafinerii słyszała jak i pewnie większość miasta. Ale podobnie jak większość miasta na tym jej wiedza w tym temacie się kończyła.

- No wzięli. No i my z Lucy jesteśmy właśnie od Runnerów. Znaczy właściwie to cały nasz gang. Bo my Żałobnicy jesteśmy. Ale wczoraj nam kumpla pocięli na jakimś zadupiu. A mamy tam stawiać jakiś maszt czy co aby był lepszy sygnał. Słabo to ogarniam. U nas Ash to jest mądrala od takich rzeczy. Ja to driver jestem. - Lola skorzystała z okazji aby zabrać głos w tej blond rozmowie. I dopowiedziała pannie Faust nieco więcej detali do tego co już powiedziała jej kumpela.

- Aha. No tak, to ma sens. A ty Lucy? Czym się zajmujesz? - blondynka w błękicie zapytała siedzącej naprzeciwko o jej specjalizację. Skoro już coś wiedziała o jej sąsiadce i ich rodzimym gangu.

Złodziejka napiła się kawy, myśląc co i jak powiedzieć. Pewnie odpowiedź że zajmuje się kminieniem jak po raz kolejny wpaść do Fabryki żeby napastować Hollyfielda nie usatysfakcjonuje Juli.
- Wchodzę tam gdzie nie powinnam i wychodzę tak, aby nikt tego nie zauważył. Czasem z jakimś bonusem - odpowiedziała, stawiając kubek na stole - Szwendacz i zwiad, trochę tropię i zajebiście wyglądam nago. Zależy co jest potrzebne akurat.

- O. No popatrz. To ostatnie to chyba bym mogła potwierdzić. - blond biznesmen roześmiała się ciepło i wyrozumiale obdarzając albinoskę wesołym spojrzeniem. I też uniosła swoją filiżankę kawy do ust upijając mały łyk i nie spuszczając z rozmówczyni wzroku.

- Też tak kiedyś zaczynałam jak ty. Ale to było ledwo przyjechałam do tego ponurego miasta. Jak ktoś nie jest z Vegas to nie wie co to jest światło i neony. Ile to daje barwy i emocji! No ale teraz jak widzicie zajmuje się interesami. - powiedziała wskazując bokiem głowy za okno gdzie tam gdzieś po drugiej stronie błotnistego placu stał “Grzesznik”. Mówiła z nostalgią jakby wspominała stare, dobre czasy jakie skończyły się bezpowrotnie.

- No ciekawie się zapowiada. A jak wam idzie z tą rafinerią? - zagaiła o stan obecny tego zbiorowego projektu firmowanego przez Ligę.

- Ruszyliśmy niecały tydzień temu i jeszcze na razie nikt z nas się nie pozabijał, a to już sukces bo każdy gang wystawił swoich. Camino też - Phere wzruszyła ramionami - Na początku w ogóle do nas nie gadali, ale na ostatniej akcji się zesrało więc trzeba było… na przykład się umówić do ich klubu w tym burdasowie i takie tam. A idzie powoli, za duże ryzyko żeby tam się wpierdolić na yolo bo wszystko jebnie w powietrze i się jeszcze będzie jarać długie miesiące zanim wyjara do końca. Leo też z nami robi, stąd się znamy. Na razie znaleźliśmy punkt poza Strefą aby postawić nadajnik który nam umożliwi komunikację gdy wejdziemy do środka. Znaczy ja i Amarante od Parkerów która też się szwenda. Wczoraj odkryliśmy jeden z tuneli Drinkersów prowadzący z peryferii Camino chyba do środka strefy. Będziemy to na dniach dokładnie sprawdzać. Lepsze takie wejście niż za każdym razem sranie się ze sztywniakami od Starego Zgreda czy na pewno mamy aktualne glejty na wjazd do Zakazanej, czy to podrobiona pieczątka… bez obrazy, nie wszyscy są tak zajebiści jak ty - puściła Julii oko.

- Oh ale ja nie jestem od Zgreda. To, że mam gabinet w “Ambasadorze” nie znaczy, że jestem z jego paczki. Ja jestem z Vegas złotko. I jestem bajeczna. - Julia roześmiała się cicho i wesoło dając znać, że nie czuję się jedną ze Schultzów. Nawet jeśli mieszkała na ich terenie a nawet miała gabinet w ich głównej siedzibie. Co było oznaką zaufania i statusu ze strony Starego i jego ludzi. Zwłaszcza jeśli nie chodziła w ich żałobnej czerni i nie była członkiem ich bandy.

- No ale rozumiem, to przekraczanie kordonu może trochę przeszkadzać. Chociaż sądzę, że jeśli to oficjalna akcja Ligi w jakiej i Ted bierze udział to pewnie by to załatwił jak trzeba aby obyło się bez komplikacji z tym kordonem. - podzieliła się jakie jest jej zdanie na ten temat.

- Z poruszaniem się kanałami może być pewne ryzyko. W końcu to właśnie tamtędy chadzają mutki Hegemona. Dla nich to jak autostrada. No ale to jak tam będziecie to pewnie same się przekonacie jak to akurat tam wygląda. - dodała na znak, że niekoniecznie uważa trasę podziemną za najbezpieczniejszą. Skoro były one często stosowane przez odmieńców.

- I umówiłyście się w brudasowie? W jakimś klubie? A w jakim? I po co? Jeśli można wiedzieć. - zagaiła o spotkanie w dzielnicy kolorowych jakie chyba ją zaintrygowało bo w końcu Runnerzy najczęściej to mieli wojnę z Camino. Jak było zawieszenie broni to zwykle oznaczało, że jest całkiem dobrze między nimi. A to raczej nie sprzyjało wzajemnym wizytom.

- Zawsze od biedy możemy zacząć przebijanie kordonu od naszej strony. Chłopaki wiedzą co i jak. Tylko to wejście jest akurat obok wieżowca gdzie będziemy budować maszt. Wypada teren jakkolwiek sprawdzić i zabezpieczyć - złodziejka poprawiła się na krześle, opierając wygodnie o oparcie. Niby przypadkiem trąciła stopą nogę siedzącej naprzeciwko blondynki w błękitach.
- “California”, z laską od CR która też bierze udział w akcji. Robimy sobie znajomości i przyjaciół - przyznała otwarcie - Jest w porządku jak na brudasa, ogólnie chujową akcję wczoraj mieliśmy. Drinkersi się nam wjebali w robotę, naszego kumpla pocięli, pocięli drugiego typa od Camino, a kumpla Leo ze Sztywniakowa obrobili i zabrali ze sobą w kanały. Niby dało się wywalić lachę i machnąć ręką bo nie nasz problem, a typ miał po prostu pecha i tyle. Zabrali go ściekami do siebie, żeby zeżreć albo przerobić na kolejnego mutka… pewnie powinnyśmy odpuścić - wzruszyła ramionami i odpaliła papierosa.
- Ale razem w tym siedzimy, teraz nie ma podziału SR, CR, Huroni czy Schultze. Mamy robotę, poważną i ciężką. Jeśli ma się udać musimy chociaż w jakimś stopniu sobie ufać i na sobie polegać. Ciężko jeśli ciągle się patrzymy po sobie wilkiem. Stąd bajerowanie Leona i… wyciągnęłyśmy go. Ja i Camino. Weszłam do jakiejś śmierdzącej Hegemonem fabryki, znalazłam dziada, oczyściłam teren i wywlekłam na zewnątrz, a tam z Nitą go wpakowałyśmy w kanały i z powrotem do naszych. Pierwsza jucha za nami, trzeba to oblać. Poza tym jest spoko, zobaczymy co z niej za numer.

- Z Nitą? - dopytała się siedząca naprzeciwko Lucy blondynka. Ale słuchała z wielkim zainteresowaniem. I jakoś nie robiła afery jak pod stołem trąciła ją stopą. Sięgnęła po filiżankę kawy i oparła się wygodnie o oparcie ławy dając znać, że jest nastawiona na słuchanie. Zaś Phere poczuła jej rewanż pod spodem. Jak czubek jej pantofelka na wysokim obcasie przesuwa się po jej kostce i łydce. Powoli i bez pośpiechu. Ale na pewno nie przypadkiem.

- To właśnie ta od Camino. Ale jest całkiem słodziutka. Umówiłyśmy się z nią tuż przed atakiem. No i zaprosiła nas do siebie. Tam do “Californii” właśnie. Nie byłyśmy tam jeszcze z Lucy ani chyba nikt od nas tam nie był. Poza tym jak Lucy mówi. Będziemy na siebie skazani z tą Strefą i rafinerią to lepiej zakopać topór wojenny. Dzisiaj też mamy jeszcze spotkanie w Lidze w tej sprawie. - Mila pokiwała swoimi blond sprężynkami i chętnie odpowiedziała pannie Faust na to kim jest Nita no i resztę tych ligowych spraw związanych s rafą.

- W “Californii”? A tak, byłam tam raz. Nawet niezły lokal, gorące dziewczynki tam mieli. Tylko za dużo czarnuchów jak na mój gust. Więc jeśli nadal tak tam jest no to nie powinno być tak źle. Ale gdybyście potrzebowały alternatywy to zapraszam do mnie. Aha a co z jutrem? Coś już wiecie? - po twarzy Julii nie było nic widać. Ot dostojna dama siedziała sobie na dwuosobowej ławie, wygodnie oparta i nogą założoną na nogę popijała sobie kawę do zamówionego śniadania. I toczyła cywilizowaną, towarzyską rozmowę ze swoimi gośćmi. Ale pod stołem Lucy czuła jak jej stopa poczyna sobie coraz śmielej na jej łydkach i dotarła już do kolan.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 09-01-2022, 05:05   #47
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Kurde, jakbym wiedziała że alternatywy są lepsze niż główny wypad to bym to pierdzieliła i zamknęła gębę zamiast umawiać w brudasowie… ale luzik, przy pierwszej możliwej okazji wpadniemy. Psami poszczujesz to wrócimy oknem - Z miną zadowolonego kocura złodziejka wyjęła z kieszeni smartfon i ustawiła na podglądzie ostatnie zdjęcie jakie zrobiła: te, gdzie w skotłowanej pościeli leżą nago trzy jasnowłose osoby wtulone w siebie i szczerzące zęby do aparatu. Dwie kobiece sylwetki po bokach tej większej i męskiej wyglądały się wręcz tryskać szczęściem, a środkowa miała zadowoloną minę i posyłała ironiczne błyski niesamowicie niebieskimi oczami prosto w obiektyw.
- Jak mówiłam wczoraj udało się złapać Stanleya i chwilę z nim porozmawiać - nachyliła się nad stołem żeby niby przekazać telefon, a pod stołem złapała wędrującą nogę i zaczęła głaskać czubkami palców skórę w okolicach odkrytej kostki.
- Będziemy w samo południe w “Nuru”, pewnie przyjedziemy wcześniej żeby się przygotować, a słodziak dojedzie jak wstanie… ciekawe co teraz robi - uśmiechnęła się do gęby na zdjęciu robiąc cielęce oczy i nawet się z tym nie kryła.

- Oh, tak myślę, że to dla Seiko jest w sam raz. - odparła Blue i Lucy trochę nie była pewna do czego. Bo akurat nad blatem stołu Julia wzięła w dłonie smartfon i oglądała te poranne zdjęcie a pod akurat albinoska zrewanżowała się palcami pieszczotą jej stopy za jej wcześniejsze pieszczoty. Siedząca obok Mila zerkała ciekawie na dół jakby chciała zajrzeć pod stół a jednocześnie udawała, że nie. Chociaż niezbyt się z tym kryła.

- To w południe? Dobrze, może być w południe. Będziemy na was czekać. Oczywiście jak chcecie to możecie przyjechać wcześniej. Bo miałyście okazję poznać moją Seiko? - bizneswoman z Vegas przytaknęła zgodnie na propozycję albinoski jakby chodziło tylko o ustalenie paru ostatnich detali. A widząc przeczący ruch głowy drugiej blondynki uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

- No to poznacie. Macie na coś ochotę do tego jutrzejszego spotkania? Coś do jedzenia, picia, jakiś konkretny olejek albo zapach co lubicie. Bo masaż skoro chodzi o mnie i Seiko to na pewno będzie bardzo mokry i nieprzyzwoity. Ze szczególnym uwzględnieniem stref erogennych. Mam nadzieję, że macie tego świadomość bo na nic innego nie mam ochoty. - Julia dalej mówiła ustalając te kilka ostatnich szczegółów jutrzejszego spotkania. Zaś niżej pozwoliła sobie poprawić pozycję i przy okazji wsunąć swoją stopę nieco głębiej w gościnne uda albinoski.

- Zawsze chciałyśmy spróbować jakiś japońskich specjałów. Takich jak się na filmach czasem widzi albo w komiksach. Takie rolki z ryżem i rybą albo kolorowe miski z dziwnymi warzywami i jakimiś mięsami co już po samym widoku wyglądają na ostre - złodziejka pomogła w zwiedzaniu, siadając w lekkim rozkroku, a jej dotyk poszedł na łydkę kobiety z Vegas. Zamruczała cicho. Na myśl o smakołykach oczywiście.
- A pomożecie nam z Dymkiem i tym bardzo nieprzyzwoitym masażem? - spytała zaciekawiona - A przed jego przyjazdem dacie parę wskazówek i szybkie lekcje? On tak ciężko pracuje, ma na głowie cały nasz gang rozkapryszonych i wiecznie zjaranych zjebów. Dobrze aby trochę odpoczął, a żebyś widziała jak mu się oczy zaświeciły na niebiesko jak zobaczył twoją wizytówkę. Tak pomyślałam że skoro i tak mamy do niego teraz wjazd bez ograniczeń mogłybyśmy mu od czasu do czasu, jakoś co drugi czy tam trzeci dzień, wpaść i odpierdolić małe spa. Dla zdrowotności, ale to już by trzeba było chociaż podstawowego szkolenia u zawodowców - popatrzyła na Julię jasno dając do zrozumienia który zawodowiec najbardziej ja interesuje.
- Oczywiście że nas interesuje taki typ masażu i jasne że wpadniemy wcześniej. Pewnie jak wstaniemy i… no właśnie - westchnęła ciężko - Masaż jutro bardzo się przyda, kąpielą gorącą też nie pogardzimy. Oj przyda się jutro rozgrzać i wymasować dół pleców, nawet bardzo się przyda. Dziś wieczorem będziemy ćwiczyć jogę z Jasonem Bricksem. Tym od nas co siedzi w Lidze, a to pieprzony kafar z zapędami barbarzyńcy. Wyobraź sobie że wczoraj sofę połamał, taką ma parę… nie tylko w łapie - przesunęła palcem po ekranie, pokazując inne zdjęcie. Takie, gdzie klęczy i ma pełne usta i ręce roboty.

- Tak, myślę, że możemy dojść do porozumienia na tym polu. - odparła poważna i profesjonalna biznesmen z Vegas. Akurat jak bezczelnie skorzystała z wygodniejszego dostępu do ud rozmówczyni i dotarła wreszcie stopą do jej zwieńczenia. No i zaczęła oglądać kolejne zdjęcie z ostatniej nocy i dalej prowadzić te negocjacje na temat jutrzejszego spotkania.

- No ja też jestem do dogadania i skora do wszelkiej współpracy. - Mila zapewniła solennie o swojej gotowości ale patrzyła trochę tęsknie na te ruchome wypukłości jakie dało się dostrzec pod spódnicą kumpeli. - Szkoda, że tu nie mają obrusów do samej ziemi. - westchnęła z żalem jaki wywołał psotny uśmiech na twarzy blondynki na przeciwko.

- A więc jutro kuchnia japońska. Umiecie jeść pałeczkami? Ja się w końcu nauczyłam ale pamiętam ile mi to zajęło. Więc jak wolicie bardziej klasyczne sztućce to też będą. - przyklepała bez żadnego zgrzytu to kulinarne zamówienie i wydawała się być w świetnym humorze.

- Możecie też przyjechać wcześniej. Ja będę tam może od w pół do 12-tej, może od 11-tej jak mi się uda. Ale nie obiecuję. Jednak nawet jeśli by mnie nie było to będzie tam Seiko. Od rana. Na pewno was ugości jak trzeba, nieważne jak bardzo wcześniej przyjedziecie. Też uwielbia mojego Szafirka. I ma niesamowitą wprawę w takich masażach wiec do roli instruktorki trudno o lepszą osobę. - Julia wydawała się być wybitnie życzliwa dla obu blondynek. Bo właściwie obiecywała im na jutro wstęp wolny od samego rana do swojej osobistej przyjaciółki i masażystki. A i sama też miała się zjawić przed ową 12-tą chociaż nie było jeszcze pewne jak bardzo.

- I dzisiaj wieczorem joga z Bricksem? I taki brutal i kafar z niego? Szkoda, że nie jest łysy. A to gdzie się z nim spotykacie? I nie obawiajcie się, na ten ból dolnych pleców, i od zewnątrz i od wewnątrz, Seiko też ma odpowiednią maść i sposób. - temat dzisiejszych wygibasów z przedstawicielem Runnerów w Lidze zaciekawił ją bo popatrzyła ciekawie na dwie blondynki siedzące za stołem. A pod stołem sprawnie jej stopa dobierała się do bielizny albinoski i tych skarbów jakie one kryły.

- Jedziemy we trójkę do Katty - Phere odpowiedziała, pomijając fakt że przyszła gospodyni jeszcze niczego nie wie - Dzięki Blue, w takim razie wpadniemy wcześniej i weźmiemy parę lekcji masażu, a gdy przyjedziesz zademonstrujemy na tobie i powiesz co do poprawy, a co może być. Pasuje?

- Brzmi nieźle. Ale to najwyżej jutro będziemy się umawiać. A na dzisiaj to chyba muszę do toalety. Pewnie po tej kawie. Jakoś tak gorąco i mokro mi się zrobiło. - Blue pokiwała ze zrozumieniem głową na taką odpowiedź. Po czym odłożyła swoją filiżankę na stół a i stopa opuściła gościnne uda albinoski i wróciła do bardziej cywilizowanej pozycji. Zaś panna Faust wyglądała jakby naprawdę zamierzała wstać od stołu i udać się za potrzebą. Tylko jeszcze musiała ponownie włożyć swój pantofelek. Następny przystanek zaliczyły na zapleczu, wedle wstępnych ustaleń i obietnic. Należało dotrzymywać danego słowa.

Wtorek; popołudnie; biurowiec Ligi


Człowiek się do dobrego przyzwyczajał, nie inaczej było z Lolą i Lucy. Wchodząc po raz kolejny tego dnia do budynku biur Ligi już z daleka pomachały do Sugara warującego na bramce, częstując go sympatycznymi uśmiechami oraz dobrym słowem. Potem znaną trasą przebyły schody, aż znalazły się w swoim ulubionym miejscu w całym budynku.
- No hej ślicznotko! - przywitały Katty ledwo zobaczyły jej biurko. Starały się przyjechać wcześniej, aby ewentualnie złapać Bricksa bez świadków i nawinąć mu odpowiedni temat… no i żeby, mimo wszystko, zamienić jeszcze parę słów z przyjaciółką.

- Cześć dziewczyny! - szatynka przywitała je z prowmiennym uśmiechem nie mniej ciepłym niż dziś rano. Chociaż teraz się ich spodziewała więc nie była tak zaskoczona ich pojawieniem się jak rano. Poczekała aż podejdą do jej biurka i zachęcająco poklepała na nie dając im przyzwolenie na te mało oficjalne przywitanie.

- Dobrze cię widzieć kochana. Jak tam, masz dziś w miarę spoko czy ci ciągle tą piękną dupkę zawracają? - obie blondyny usiadły na blacie, cmokając synchronicznie policzki sekretarki i obejmując ją z uczuciem. Na blacie między nimi położyły paczkę naleśników owiniętych w folię i papier aby zachowały przynajmniej letnią temperaturę.
- Ktoś już przyjechał?

- Och to dla mnie? Dziękuję bardzo! Ale ja nic dla was nie mam… - szatynka ucieszyła się z podarowanych naleśników chociaż trochę się skrzywiła, że nie bardzo ma się jak zrewanżować.

- Nie przejmuj się zapłatę w naturze też przyjmujemy. Może być dzisiaj wieczorem i do rana. Na czworakach, na kolankach i tak dalej. - pocieszyła ją Mila jakby chodziło o jakieś głupstwo co nie ma co sobie nim głowy zawracać.

- Tak? No dobrze, to cieszę się, że tak to możemy załatwić. - Katty roześmiała się wesoło jakby takie wyjście jak najbardziej jej pasowało.

- No a na razie to czekamy na Parkerów i Schultzów. Peter, Ortega gdzieś poszli ale mają zaraz wracać. Właściwie Ortega z Nitą to przyjechały z godzinę po was. Tylko Nita potem wróciła ale Ortega już została. Nie wiem czy wróci jeszcze raz czy przez Ortegę wszystko będą załatwiać. No i Jason jest. Ale nic mu nie mówiłam o tym co gadałyśmy rano. - w paru szybkich zdaniach sekretarka Ligi streściła kumpelom kto już jest, był a kogo nie było. A swoje czułe rączki znów położyła na gościnnych kolankach koleżanek.

- Mówiłaś że lubisz naleśniki - Lucy uśmiechnęła się jakby sam ten fakt miał robić za powód i rozwiązanie sprawy przesyłki. Skoro szmulka coś lubiła to to od Żałobnic dostawała na poprawę humoru i dlatego, że tak. Proste.
- Spoko, my z nim pogadamy - wzruszyła ramionami. Wyglądało że mieli jeszcze czas, skoro brakowało Leo, Olliego i Amarante.
- Dasz nam swoje majtki na zachętę? Dam ci moje jak coś żebyś nie siedziała w robocie bez niczego. Chcesz? - spytała nagle, uderzając kumpelę uśmiechem równie szerokim co radosnym. Jednocześnie podciągnęła trochę dół kiecki, aby pozbyć się własnych. Na wymianę.

- E… Majtki? Znaczy moje? Teraz? Tutaj? - o ile Katty chętnie słuchała co mówią obie kumpele to trochę się zapowietrzyła po tej ostatniej propozycji. Spojrzała nieco spłoszonym wzrokiem na wejście na schody przez jakie każdy w każdej chwili mógł wejść albo te dwa rozbieżne uścia korytarzy gdzie groziło im to samo. A teraz już był na tyle środek dnia, że było to dość realne zagrożenie a nie tak dosć iluzroyczne jak dziś wcześnie rano niedługo po otwarciu.

- No co ci szkodzi? I tak cię zasłaniamy. Poza tym to tylko moment. Przecież i tak zawsze robisz co ci każemy no i jak na tym wszystkie zajebiście wychodzimy nie? - Lola poparła kumpelę i pomogła złapać ich brunetce właściwy punkt widzenia. Katty wahała się jeszcze chwilę po czym roześmiała się wesołym chociaż trochę nerwowym śmiechem.

- No dobrze. To patrzcie czy ktoś nie idzie. - poprosiła je i szybko schyliła się aby podnieść nieco swoją mini, zdjąć dolną bieliznę, przesunąć ją przez swoje długie i zgrabne nogi, chwilę nachylić się aby je przeciągnąć przez stopy i po chwili wyprostowała się wręczając Lucy kawałek, koronkowego materiału.

- Tak! Ściąganie majtek na żądanie! O tak! Wreszcie się doczekałam! To koniecznie załóż jakieś na następny raz to też się tak zabawimy! - Lola zacisnęła pięść w triumfalnym geście nie kryjąc swojej satysfakcji. Jak taki niby głupi i pusty bajer jaki sprzedawała od paru dni chłopakom nagle się zmaterializował na żywo. Sekretarka nie wiedziała trochę o co chodzi więc popatrzyła na nią a potem na Lucy z delikatnym uśmiechem niepewności.

- Chciała mieć twoje gatki jeszcze ciepłe. Jara ją to jak widać, czyli jak ja pierdole… dobra, nie tylko ją - albinoska puściła jej oczko, podając swoje gacie. Zupełnie jak na jakimś meczy piłki nożnej sprzed wojny. Majtki brunetki podała Loli.
- Dzięki kochana - nachyliły się obie, całując ją w policzki. Szybki rzut oka czy nikt nie idzie i podziękowały jej mniej oficjalnie, a bardziej namiętnie.
- To co, wieczorem u ciebie, tak? Mamy w furze parę nowych zabawek, spodobają ci się.

- Naprawdę? - Katty przyjęła to wyjaśnienie z lekkim uśmiechem. Tym razem z odcieniem zrozumienia. Sama zaś nachyliła się ponownie, tym razem aby założyć na siebie majtki albinoski. Po czym odwróciła całą operację tylko tym razem jeszcze wstała aby je dokładnie na siebie nałożyć i dopasować.

- Ojej ale to naprawde ekscytujące! - roześmiała się obdarzając swoje blondynki mokrym spojrzeniem zdradzającym rosnące podniecenie. I bardzo chętnie się z nimi pocałowała. W usta i bynajmniej nie tak tylko po koleżeńsku.

- I tak, mamy troszkę zabawek. Specjalnie dla ciebie. Takie w sam raz dla niegrzecznych dziewczynek. Wybierałam osobiście. - Lola ściskała koronkowe trofeum i prezent jak najcenniejszy dar. A brunetka z powrotem siadła na swoje miejsce.

- Brzmi bardzo interesująco. Postaram się was nie zawieść. Ojej ale będzie mi się dłużyła ta końcówka dnia! - Katty wydawała się nie mniej podekscytowana od Runnerek. Ktoś jednak wszedł do środka i jak się odwróciły okazało się, że to duet bladolicych gotów przyjechał na spotkanie.

- Cześć. - przywitał się Ollie a Amarante skinęła im przyjaźnie głową i posłała ciepły uśmiech. Spojrzeli ciekawie na to zgrupowanie przy biurku sekretarki.

- Cześć. To zebranie tam gdzie zwykle. - Katty machnęła dłonią na przywitanie i zaraz pokazała w ten korytarz po je lewej stronie co zwykle odbywały się ich spotkania.

- Ja tu będę jeszcze z pół godziny, może godzinę. Potem będę jechać do siebie. Tylko zajadę jeszcze po tą szamę do Koreańczyka. Jakby się coś stało, że byście byli pierwsi u mnie ode mnie to proszę poczekajcie. Obiecuję wam to później wynagrodzić tak jak będziecie chcieli. - widząc, że zaraz trzeba będzie się rozstać to Katty jeszcze szybko chciała zamienić z Runnerkami ostatnie słowa zanim te pójdą na to spotkanie.

- Na ciebie możemy czekać na mrozie choćby do rana, na luzie. Kochamy to poczekamy ile trzeba - złodziejka uspokoiła ją zanim obie z Lolą nie pocałowały jej w policzki na dowidzenia. Żeby nie przeciągać struny wróciły na stronę biurka dla petentów, machając jej na pożegnanie i dogoniły dwójkę Parkerów biorąc ich w blond okrążenie: Phere objęła Amarante, a Lola Olliego.
- No heeej, często tu bywacie? - albinoska zagaiła radośnie i parsknęła - Dobrze was widzieć słodziaki. - pocałowała dziewczynę na przywitanie, druga blondynka to samo uczyniła z mężczyzną, a potem nagle Runnerki zamieniły się. Mila wzięła gothkę pod ramię, a złodziejka jej towarzysza.

- Ano czasem jak wyjdzie jakaś sprawa to bywamy. - Odparł Ollie jakby trochę nie mógł nadążyć przy tak szybko zmieniających się i sympatycznie całuśnych Runnerkach. A tym Katty jeszcze na koniec też posłała całusa i pomachała rączką na pożegnanie. Amaranthe zaś czuła się już z nimi całkiem swobodnie. Dała się cmoknąć w policzek i poufale złapała Lolę pod biodro przyciągając ją do siebie jak ta już wymieniła się pozycją z kumpelą.

- To wy byłyście wczoraj jak ten syf się zaczął? Wiecie po co nas wezwali? - Ollie chętnie przyjął dłoń albinoski i nawet sam ją też objął. Ale skoro trafiła się okazja to chciał coś dowiedzieć się o tym spotkaniu zanim się zaczęło. Bo już widać było drzwi do meeting room gdzie miało się ono zacząć.

- Tja, my byłyśmy. Myślisz czemu nie ma z nami szefa? Oberwał, tak jak Schultz i Camino. No ale chuj w to, wyliże się. Skaza.- Phere wzruszyła ramionami i dodała ciszej - Jest połączenie pod miastem ze Strefą, pewnie trzeba będzie je sprawdzić, ale tam Drinkersów w urwał bo to ich pierdolony deptak. Łażą tamtędy i tamtędy wyleźli. Na końcu jest jakaś stara fabryka, ale nie miałam czasu się rozglądać turystycznie bo szukałam Spencera. Mimo wszystko leźć samemu to przypał, dobrze jeśli ktoś pilnuje pleców i ma oko na drugą stronę korytarza albo innego gówna. Więc chyba czeka nas mały spacer, kochana - puściła Amarante oko i wyciągnęła ręką łapiąc za klamkę drzwi.

- Super. Uwielbiam taplać się w błocie i innych kanałach. - bladolica skwitowała z humorem słowa nowej koleżanki z jaką pewnie miały stanowić duet zwiadowczy przy rozpoznawaniu terenu. Ale już zamilkli wszyscy bo weszli do sali zebrań. W środku zastali Jasona i oboje Huronów. Więc się rozsypali nieco po tej sali jak Parkerzy obeszli długi stół aby zająć swoje zwyczajowe miejsca a Runnerki obsiadły ten skraj stołu zajmowany przez Bricska i jego popleczników. Na razie wciąż nie było Ackroyda i Ortegi oraz Schultzów czyli pewnie Leona. Więc oficjalna część się jeszcze nie zaczynała.

- I jak wam się wstawało rano? - zagaił Bricks gdy spojrzał z ironicznym uśmieszkiem na siadające obok blondynki.

- Trochę ciężko, bo przynajmniej ja to się czułam z rana jakby mnie jakiś barbarzyńca najechał. Na szczęście Dymek jest po chuju fest wygodny, aż się nie chce z niego wstawać… i poza tym czeeeść Jason, wyglądasz jakbyś się wyspał - albinoska uśmiechnęła się słodko, wachlując rzęsami. Obie z Milą wychyliły się, całując go w policzki. Lola zostawiła dłoń na jego ramieniu poprawiając mu kołnierz kurtki, a Lucy położyła mu dłoń na udzie, drapiąc je przez materiał wojskowych spodni.
- Chyba dopiero się obudziłyśmy po kawie i kąpieli - dodała przybierając minę świętej z kościelnych obrazów. Skoro koleś wiedział o bardzo porannej pobudce pewnie gadał z kumplem i ten mu powiedział że te dwie upierdliwe blondyny nakarmił, napoił kofeiną i na pożegnanie jeszcze wsadził po parę razy aby nie marudziły że tak bez pożegnania mają spadać.
- Chociaż na dobrą sprawę naprawdę rozbudziła nas Katty już tutaj. Wciągnęłyśmy kreskę koksu z jej cycuszków i od razu wjechały najwyższe obroty - dodała cicho, nachylając się do bruneta. To samo robiła jej kumpela na której kolanach siedziała, bo dziś Mila też wygrała krzesło.
- Ale nadal trochę bolą mnie plecy, tak na dole…no mówię ci, gniecie jakby mnie ktoś potraktował grubą pałą i wypałował poniżej nerek. Sporo poniżej nerek - pokiwała głową ale obie z Lola zrobiły miny karykaturalnego zastanowienia skąd ów ból i gdzie dokładnie się wziął tak nagle i niespodziewanie. Pewnie przez starość.
- Na szczęście mamy na to świetny sposób… joga - wyszczerzyła się - Katty nam pokazała i dziś po spotkaniu będziemy trenować u niej. Ciekawa wersja, na waleta. Dużo rozciągania, tarcia, masowania, głośnego oddychania i pocenia.

- No popatrz, popatrz… Co za ból egzystencjalny. Jakie to ciężkie czasy nastały. I mówisz coś cię boli tak? Ktoś wypałował? Poniżej nerek? Oj biedactwo. To pewnie ta policja. Sukinsyny, zaczepiają za nic uczciwych ludzi. A słyszałem, że podobno ostatnio panoszy się jakaś straszna zołza co lubi nadużywać pały. To pewnie ona. - Jason też przybrał podobnie zbolały wyraz twarzy jakby i on świetnie rozumiał tą ciężką, prozę życia i był tylko biednym szaraczkiem z ulicy. A nie jednym z najważniejszych Runnerów a więc i najważniejszych ludzi w mieście co miał prawo zasiadać w zarządzie Ligi jako reprezentant jednego z największych gangów w mieście. I w międzyczasie dał zaprowadzić swoją rękę między gościnne uda blond albinoski. Uniósł brwi gdy jego palce dotarły po tych gładkich, ciepłych udach do ich zwieńczenia. A tam nie było żadnej bielizny jaka zwykle odgradzała to wrażliwe miejsce od tego co na zewnątrz.

- Jest taka wredna zołza? A nie wiesz czy na przykład takie blondynki to też pałuje? - Lola czy to na poważnie czy to dla żartu zapytała o coś co mogło być tylko zasłoną dymną. A siedząc tuż obok widziała i z ciekawością obserwowała jak męska dłoń zanurza się w trzewia mini koleżanki.

- No tak słyszałem. I mówicie umówiłyście się na jogę z Katty? Na takie wspólne pocenie się na waleta? No ciekawe, ciekawe. To jak mówiłem wczoraj, niezłe z was zawodniczki. I jeszcze rano koks z jej cycków? No, no… Szczerze mówiąc to myślałem, że to tylko taka bajera, że ona na was leci i ta cała reszta. - przyznał jakby mimo wszystko nie było mu tak łatwo przejść do porządku dziennego, że ktoś sobie tak śmiało poczyna z sekretarką Ligi.

- Jaka bajera? Sama prawda. Dziewczę szaleje za nami. Normalnie piszczy i przebiera nóżkami przed każdym spotkaniem. Jakby tam pewnie pójść do jej biurka to by pewnie sam kisiel po niej został. - Mila machnęła nonszalancko ręką jakby takie gwiazdy Ligi to od lat ustawiały się w kolejce przed jej drzwiami i traktowała to jako oczywistą oczywistość. Dłoń Bricksa zaś śmiało sobie zwiedzała uda jej albinoskiej koleżanki a zwłaszcza ich zwieńczenie.

- Co poradzić, taki urok i fart. W końcu jesteśmy prawdziwymi albinosami, a nie jakimiś podrabiańcami. Bycie z Novi zobowiązuje - Bladolica sapnęła, rozchylając lekko uda żeby zrobić gangerowi trasę bardziej przejezdną. Patrzyła też na jego twarz, półleżąc na torsie drugiej blondynki, a jej dłoń z uda w spodniach moro przejechała na krocze w tym samym kolorze i tam trochę ugniatała teren aby go wyrobić, a trochę rozpinała guziki żeby się dostać pod spód.
- O tobie też dziś gadałyśmy. Jaki z ciebie barbarzyńca - wyszeptała z ciężkim oddechem poruszając dyskretnie biodrami w rytm nadawany przez palce Runnera i znów się poczuła jakby siedziała na Leonie w “Grzeszniku” na początku pamiętnej, sobotniej nocy.
- I teraz masz dwie opcje. Albo wrócisz sobie sam do Fabryki i tam zajmiesz super męskimi rzeczami pozwalając aby te fajne laski z Novi same sobie musiały radzić, na własną rękę i w ogóle. Albo zawijasz się z nami do Katty, gdzie rozmasujesz co żeś tak nadwyrężył wczoraj. Poćwiczymy wspólnie jogę, zeżremy obiad i zrobimy okrążenie po mieszkaniu. Ma prysznic, taki prawdziwy… kiedy ostatnio brałeś prysznic Jason? Taki z trzema laskami w dodatku do mycia.

- Hmm… No nie wiem, nie wiem… Niech pomyślę… Z wami do Katty? Na ten masaż i jogę. I prysznic. No albo męskie sprawy w Fabryce. - Jason udał, że się poważnie zastanawia nad równorzędnymi i sprzecznymi ze sobą opcjami.

- Wzięłyśmy troszkę zabawek. Nawet nie wiesz jak ona słodko wygląda w knebelku, kajdankach i na smyczy. Lucy zresztą też. Ostatnio rozmawiałam z ekspertką w tej dziedzinie i też zachwalała ją pod niebiosa. A w ogóle ta Jane to na serio ma kajdanki i tak dalej co mówiła? - Lola po raz kolejny wsparła kumpelę w jej staraniach do osiągnięcia celu jaki był im obu bardzo na rękę.

- Naprawdę? No cóż, nie obiecuję tak na 100% ale zobaczymy co da się zrobić. - powiedział Bricks wyjmując dłoń spomiędzy gościnnych ud albinoski bo właśnie drzwi się otworzyły i wszedł do środka Leon i Nita. Oboje przywitali się zdawkowo z mieszanym towarzystwem i obeszli stół aby zająć swoje standardowe miejsca.

- Spotkałam Marię i Petera. Mówili, że zaraz przyjdą. - powiedziała różowowłosa Mulatka siadając na swoim krześle. Więc wyglądało na to, że wkrótce oficjalna część narady się zacznie.

- Liczymy na ciebie poruczniku. Tyle opowiadałyśmy o tych zajebistych chłopakach z Novi że teraz któryś tu musi walczyć o ich honor - złodziejka szepnęła poważnym tonem i sama też dyskretnie wyjęła rękę spod rozporka Runnera żałując że jednak nie będzie czasu aby jeszcze przed spotkaniem zaciąć się gdzieś w łazience. Wzięła trzy oddechy na uspokojenie, po czym wstała zostawiając mokrą plamę na udach drugiej blondynki. Na szczęście miały czarne ciuchy i nie było tego widać, chociaż wilgoć się czuło.

- No hej kochana, wyglądasz jak paczka talonów. Czwartek siódma po południu ciągle aktualne jak coś. Pozdrów Carlossa, dobrze? - Podeszła do Nity, przywitała się z nią krótkim kiwnięciem głową i puściła jej oczko gdy przechodziła. Za to przy Schultzu się zatrzymała.

- No hej przystojniaku. Jednak Ferrari Blue nie przykuła cię na stałe do łóżka żeby rżnąć, karmić, poić i jeszcze więcej rżnąć… dobrze. Bo były byśmy z Lolą zazdrosne - mruknęła wesoło, nachylając się żeby go cmoknąć w policzek zanim nie przysiadła na stole obok niego i chwile grzeba w kieszeni wewnętrznej kurtki. Wyjęła stamtąd trzy zdjęcia ze swojej puli zdjęć odbitych przez Katty.

- Było ich więcej, ale dostał je Spencer aby ci przekazał bo myślałyśmy że wcześniej cię dopadnie niż my - przyznała cicho, wręczając kartoniki garniakowi.
- Masz moje, ja sobie odbiję i jeśli zobaczysz Spencera to go pozdrów od tych dwóch runnerskich blondyn, ok? W sumie to mi wisi browara za wyciagnięcie od Drinkersów i Nicie za pomoc w niesieniu przez kanały… więc ma szybko zdrowieć, inaczej dostanie od nas wpierdol… kurde - westchnęła i się uśmiechnęła - Dobrze cię widzieć Leo. Kminiłyśmy co u ciebie i z tobą.

- Jasne, ale słyszałem, że Spencer został u nich. Na razie niech tam zostanie. Na dniach zorganizujemy jego transport do nas. - Leo wstał aby przywitać się z blondynką jaką w sobotę zabrał do “Grzesznika”. Wskazał na Mulatkę z różowymi włosami a ta pokiwała głową potwierdzając jego słowa, że to już mają dogadane.

- Dzięki wielkie za Spencera. Nita mi powiedziała jak to było. Nie tylko Spencer postawi wam browara. No i za zdjęcia też dzięki. - Schultz przyjął podane fotki i obejrzał je chociaż nieco z roztargnieniem. Widocznie świadomość tarapatów jakie o włos nie skończyły się dla jego kumpla tragicznie burzyła spokój jego sumienia.

- Spaprałem sprawę. Powinienem być wtedy z wami. - burknął zły sam na siebie, że nie udało mu się wczoraj dotrzeć na czas i wziąć udział w tej wyprawie.

- Tak, jutro tutaj o 19-tej. Przyjadę po was i zabiorę. Co chcecie to weźcie. Resztą się nie przejmujcie, żarcie, alk, koks i panienki ja stawiam. - Nita za to chętnie zamieniła słowo na jakieś lżejsze i przyjemniejsze tematy. Uściskała się ciepło z blondynką, do drugiej wesoło posłała całusa co ta odpowiedziała tym samym. Aż się Jason i Parkerzy zdziwili taką wylewnością między Runnerkami a Camino.

Złodziejka prawie widziała jak chomik w kołowrotku pod czaszką porucznika SR zapierdziela intensywnie i gdzieś potem zaczęła się spodziewać paru pytań w tym temacie, ale jakoś jej to nie martwiło. Puściła oczko swojej blondynce i kafarowi w skórzanej kurtce siedzącemu obok niej.
- Słyszałaś? - spytała Mulatki, robiąc zdziwioną minę. Wskazała gestem dłoni garniaka - Wreszcie to on mi coś postawi, a nie że ja jemu - zaśmiała się wesoło.
- Daj spokój Leo, nie przewidzisz kiedy się coś zesra. Równie dobrze mogło trafić na kogoś od nas albo Huronów… no Joeyowi też możesz coś postawić, bo on w pierwszej kolejności Spenca składał, ale chuj z tym. Będziesz następnym razem wyciągał nasze dupki z sieczki to się wyrówna - poklepała go po plecach, przytulając na chwilę - A w ogóle to trzeba zrobić wspólny balet.

- E tam. Jak wspólny to zaraz będzie chryja bo każdy będzie chciał aby to u niego było to z połowa się obrazi bo nie jest u niego i nie przyjedzie na złość. - młody Huron w legalnym, trzypaskowym dresie skrzywił się jakby miał ograniczoną wiarę w takie między gangerskie inicjatywy. Po trochu miał rację bo w końcu byli tutaj z całego miasta a i też zawsze chodziło i o własne fobie, niechęci no i prestiż, że ktoś tam miałby przyjechać do kogoś. Albo i krzywe spojrzenia, że bawi się gdzieś tam w innej dzielni. Tak jak Bricks jakoś tak jawnie podejrzliwe spojrzał na te przyjacielskie konszachty Runnerek z Mulatką z Camino. Co prawda nic nie powiedział. Ale nie oznaczało to, że w ogóle tematu nie będzie.

- A dobre jesteście w tym stawianiu? Bo ja bym chętnie sprawdziła. Może w ten czwartek jak już byśmy i tak miały się spotkać? - Camino wydawała się słodka jak mleczna czekolada. Życzliwa, uśmiechnięta, czarująca. Zupełnie jakby żadnej wojny między Camino a Runnerami nie było.

- Będziecie coś sobie stawiać? - Amarante co jej wczoraj nie było w vanie jak się tak sprawnie umówiły na spotkanie zapytała też nieco z niedowierzaniem, że widzi i słyszy to co się tu dzieje. Przyjaźń i fraternizację między przedstawicielkami dwoma wręcz przysłowiowo wrogich sobie gangów.

- No ale Joey ma rację, każdy by chciał aby było u niego. A jak coś by trzeba z tym stawianiem to ja bardzo chętnie. - Mila rzuciła szybko swoje uwagi i prawie z miejsca zgłosiła się ochoczo do takiej integracji wszelakiej.

- Ale wy macie problemy, za mało jaracie - albinoska przewróciła gałami i pokręciła głową dla lepszego efektu. No robili sobie sami szlabany tam gdzie ich nie było. Już nie byli pierwszą lepszą zgrają randomowych gangusów z łapanki.
- Pierwsza jucha poszła, dobry moment aby to opić. Albo wjedziemy gdzieś na neutralny teren i tam się zabawimy. Albo zajedziemy do Grzesznika. Z Lolą i Leo znamy dobrze Ferrari Blue, ogarnie się VIP-room i wannę wódy. Mają też zajebiste kelnerki. - uśmiechnęła się do reszty.

- O już wszyscy są? Dobrze. To możemy zaczynać. - drzwi od korytarza otworzyły się i wszedł przez nie Peter a za nim Ortega. To jak przyszli jako ostatni to teraz już mieli raczej komplet przewidziany na to zebranie.

- Przeklikajcie to - białowłosa puknęła się w skroń, a potem wycofała się wracając na swoje miejsce na kolanach Mili. Siadając tam uśmiechała się do Jasona najbardziej uroczo jak to tylko możliwe.

- Co takiego? - zapytał Peter obchodząc stół i siadając na swoje miejsce u szczytu stołu które zwykle zajmował niczym jakiś prezes albo przewodniczący. Maria zaś obeszła mebel z drugiej strony i usiadła obok Nity. Jednak też miała wzrok sugerujący, że chętnie by się dowiedziała o czym jest rozmowa.

- Po prostu jak mamy wspólnie iść na robotę to dziewczyny mówią, że można by zrobić jakąś imprezę integracyjną. “Grzesznik” mi się podoba. Jest w pytę lokal. - Leo odezwał się pierwszy wyjaśniając przybyłej dwójce o co chodzi a i przy okazji poparł pomysł Lucy co do lokalu na taką imprezę.

- Pewnie, że ci pasuje bo to w Downtown. U was. A może zrobimy u nas? My też mamy fajne lokale. - Bricks w końcu się odezwał i chyba potraktował to jako część odwiecznej wojny o wpływy i prestiż gdzie nie miał ochoty komuś ustępować.

- A może u nas? Co wy myślicie, że u nas nie ma gdzie pić? Albo balować? - Joey z miejsca zaprotestował przeciw runnerowej dominacji na ten temat.

- A ja proponuję u nas. Ta akcja i tak się rozrywa najbliżej nas, wczoraj nas napadnięto najbliżej nas no a na czwartek i tak już jesteśmy ustawione z dziewczynami. To was też możemy zaprosić. Mario to by się dało załatwić z Malcolmem aby oni też mogli do nas przyjechać? - Nita ciągnęła w swoją stronę chociaż sympatyczniejszym tonem niż Runner i Huron. Popatrzyła na swoją zwierzchniczkę która była odpowiednikiem Bricksa tutaj to jej głos się liczył bardziej niż zwykłej Camino.

- Nie mogę obiecać tak z góry, musiałabym najpierw z nim porozmawiać. Ale wydaje mi się to do załatwienia. - odparła Maria nie chcąc coś z góry obiecywać ale też chcąc dać jakąś w miarę konkretną odpowiedź.

- Dobrze moi drodzy. - Peter widząc, że zapowiada się na jedną z tych wiecznych, ligowych wojen złożył ręce w piramidkę i zabrał głos. - Ja wam proponuję “Cylinder”. Myślę, że będziemy mogli coś zasponsorować na ligowy koszt. Ewentualnie inną knajpę lub po prostu tutaj. To chyba nie będzie wtedy problemu, że ktoś ma do kogoś przyjechać i jakieś niesnaski z tego powodu. Albo zróbmy losowanie. Tylko jak wypadnie, że robimy na terenie jakiegoś gangu to robimy. Bo wydaje mi się, że taka impreza to świetny pomysł. Nie wiadomo ile to wszystko potrwa i dokąd nas to zaprowadzi to lepiej się poznać jakoś. - Ackroyd przedstawił własną propozycję. Pozostali go wysłuchali i teraz patrzyli na siebie nawzajem, stół lub sufit zastanawiając się nad tym wszystkim.

Ludzie patrzyli po sobie, trochę główkując a trochę rozważając pomysły i zastanawiając się jak tu ugrać coś więcej dla swojej nacji. Niestety przeszkodził im wesoły śmiech obu runnerowych blondynek które słysząc nazwę najlepszego z klubów w mieście nawet nie próbowały kryć radości, że będą tam chlać za darmo.
- No kurwa jasne że “Cylinder”! A jak to wasz lokal możecie ogarnąć żeby Bel stała za barem! - albinoska pokazała Peterowi oba uniesione kciuki. To samo za jej plecami zrobiła Mila.
- No dawajcie, weźcie zajarajcie i to rozkmińcie na luzaku. Zero spiny, zero fochów i pretensji. Nikt na nikogo nie ostrzy maczety, ogólne wyjebanie kto z kim pije, tańczy, albo zamyka się w furze pod autobusami! Jedziemy do “Cylindra”! Zajebisty lokal, a jak się tam idzie w kiblu zaciąć to nawet nie macie pojęcia! - mówiła dalej, a Runnerka z tyłu potakiwała gorąco śmiejąc się do tego. Nagle jednak obie wyhamowały, patrząc w bok na swojego przełożonego.
- No zgódź się Jason, nooo… tak ładnie prosimy i to dobry pomysł jest! - obie jak na niewidzialny znak wychyliły się w bok obejmując kafara i robiąc proszące miny.

- Jak na “Cylinder” to ja się zgadzam. Albo “Cylinder” albo u nas. - Jason przemyślał sprawę na szybko i zrobił minę i ton jakby szedł na wyjątkowy kompromis ze swojej strony. Chociaż jeśli to Liga by sponsorowała taką imprezę to ani on ani Runnerzy no ani inne gangi nie płaciłyby nic ze swojej strony.

- No dobrze, “Cylinder” może być. Jeśli komuś nie pasuje no to możemy zrobić to losowanie. - odparła Ortega też zgadzając się na ligowy lokal. Który był uwielbiany przez wszystkich bez względu na to z jakiej części miasta pochodzili.

- Nam to pasuje. Gdzie indziej też mogłoby być ale “Cylinder” też nam pasuje. - Ollie odezwał się za milczących dotąd Parkerów. Oboje wydawali się dość pokojowo lub po prostu neutralnie nastawieni co do lokalizacji tej imprezy ale poparli pomysł ligowego adresu. I do tego tak popularnego. A jak Liga by się pobawiła w sponsora to jeszcze darmowego na taką okazję.

- A wy? - Peter zapytał Huronów i Schultzów co na razie się nie wypowiedzieli. Garniak i dres popatrzyli na siebie jakby się naradzali spojrzeniami.

- Myślę, że “Grzesznik” jest w sam raz. Świetne kelnerki tam mają. I pokoje. Właścicielka też niczego sobie. No ale jak co niektórzy mają z tym jakiś problem to może być “Cylinder”. - Leo popatrzył na obie Runnerki dając znać, że ostatnia grzeszną imprezę wspomina widocznie całkiem miło. No ale też zgodził się na ligowy klub.

- Dobra. “Cylinder” pasi. - Huron był mniej wylewny i po prostu zgodził się na propozycję Petera.

- Dobrze. Cieszy mnie to. A więc “Cylinder”. A kiedy? - były rajdowiec Ligi skinął głową dając znać, że cieszy się z takiej jednomyślności. Ale kolejne pytanie zadał naturalne ale mało fortunne. Bo znów posypały się adresy jakby każdy gang mógł w inny dzień tygodnia. Zirytowany Ackroyd prychnął.

- A więc sobota. Robimy imprezę w “Cylindrze” w tą sobotę. Kto da radę niech się zjawi jak nie no to trudno. Jego strata. - powiedział raczej informacyjnie jakby miał dość tych słownych przepychanek wszystkich ze wszystkimi. I popatrzył pytająco czy coś, ktoś jeszcze ma do załatwienia w sprawie tej sobotniej imprezy.

- A dacie Bel za barem? - Lucy ni to spytała, ni wyłożyła petycję i chciała coś chyba jeszcze powiedzieć, jednak zamiast tego dwie jasnowłose głowy jednocześnie spojrzały na siebie, a potem na porucznika Runnerów. Nabrały powietrza i tym razem nie potrzebowały się wzrokowo naradzać. Phere w mgnieniu oka zmieniła adres na kolana w spodniach moro, zarzucając ich właścicielowi ramiona na szyję przez co przykleiła się do jego piersi we wdzięcznej pozie.

- Ale ty też idziesz, co nie? - Z drugiej strony zaatakowała Lola, stając za krzesłem i pochylając się aby objąć szerokie bary bruneta od tyłu. Przyłożyła przy tym policzek do jego policzka, a obie dziewczyny gapiły się w kolesia jak w obrazek z gazetki z przedwojennymi furami.

- Właśnie! Musisz iść, zabawa bez żadnego zajebistego chłopaka z Novi to nie zabawa. A bez barbarzyńców to już w ogóle - swoje dodała też Phere, mrucząc mu szeptem prosto w twarz.

- A to można brać osoby towarzyszące? - zapytał Joey ni to z ciekawości ni to złośliwości. Leo zaś uniósł brew do góry widząc tą kampanię werbunkową wewnątrz runnerowego trio. Bo i Mila w pełni poparła pomysł i metodę werbunkową kumpeli. Bricks się zastanawiał chwilę albo nieźle udawał, że to właśnie robi.

- Tak, pewnie, że można kogoś zabrać. No ale bez przegięć, żeby nagle pół miasta się tam nie zwaliło na zamkniętą imprezę. - Peter machnął ręką na takie detale i miał widocznie gest. Ale bardzo możliwe, że nie płacił za te cylindrowe rachunki z własnej kieszenie. A może płacił? Czasem zdarzało się, że miał gest i sypnął beczką browca czy garścią talonów.

- No może tam zajadę sprawdzić czy wszystko jest jak należy. - odparł w końcu Jason zgadzając się dobrodusznie na przyjęcie takiej blond propozycji.

- To może weźmiemy jakieś kajdanki, tak na wszelki wypadek - Phere z zadowolonym uśmiechem pocałowała go w policzek, a Mila w drugi. Zapowiadał się dobry balet i co najważniejsze darmowy. Kto mógł się pochwalić że baluje w “Cylindrze” na koszt Ligi? Pewnie niewielu spoza Ligi, a szczególnie nie jakieś szaraczki z samych granic strefy Sand Runners. Poobściskiwały jeszcze chwilę Bricksa, ale w końcu wróciły grzecznie na krzesło obok i tylko pod stołem trącały go od czasu do czasu nogami po łydce.

- No dobrze, to jak tą sobotę mamy ustaloną to może przejdźmy do tego co nas tu sprowadziło. Do wczorajszego ataku. Ktoś, coś ma do powiedzenia w tej sprawie? - Peter widocznie traktował sprawę sobotnich baletów jako marginalną i taką “przy okazji”. Ale wolał się skupić na tym po tu się zjechali. Na omówieniu wczorajszego ataku i w ogóle sprawy rafinerii.

- Mnie tam wczoraj nie było. - Leo zgłosił się znów pierwszy aby dać znać, że nie czuje się adresatem tego pytania. Olli mu zawtórował przypominając, że wczoraj wedle planu pozostali mieli jechać bez przedstawicieli Lostów. I tak pojechali.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 09-01-2022, 05:09   #48
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Widząc że na razie nikt się nie kwapi aby wchodzić w detale Śnieżka poprawiła się na kolanach Loli i łyknęła wody z postawionej przed nimi szklanki.
- Zesrało się wczoraj trochę, ale ogarnęliśmy więc luz - zaczęła spokojnie i pewnie, patrząc emerytowanemu Ligowcowi w twarz.
- Nasz spryciarz Joey znalazł idealny punkt na budowę anteny, chujowo że Drinkersi w okolicy mają jakieś swoje przejście i się nam wysypali jak frajer z talonów po porządnym obiciu mordy. Trzeba je sprawdzić, teren zabezpieczyć… chociaż kurwa betonem włazy zalać aby to dziadostwo nam nie lazło więcej przed oczy. Albo zaminować, Mark i jego chłopaki sobie chyba z tym poradzą. Lub po prostu niech sypną dynamitem, a Leo z palcem w dupie to zrobi w przerwie na faja - spojrzała na Schultza i mrugnęła do niego.
- Przed zebraniem podbiłam temat zwiadu do Amarante, bo chyba we dwie byśmy musiały wskoczyć w kalosze i przewiskać teren. Tym bardziej, że jest opcja przejścia spod anteny do Zakazanej, no ale to właśnie trzeba dokładnie sprawdzić. Poprzednim razem miałyśmy z Nitą inne rzeczy na głowie niż podziwianie krajobrazów i trochę mało okazji żeby się rozglądać. Właz wychodzi na jakąś fabrykę, mieli w niej pseudo punkt medyczny i zmutowanego rzeźnika… to już go nie mają - wzruszyła ramionami, a przed oczami stanęły jej plecy kobiety którą zabiła. Cieszyło ją, że nie dostrzegła twarzy, dzięki czemu była to tylko bezosobowa figura postawiona na drodze między nią, a Spencerem.
- Bilans tego gówna to trzech ciężko rannych, ale żadnych trupów. Czyli jakiś profit mimo wszystko. Niemniej na następną podobną akcję w terenie bierzemy z Lolą paru kumpli jako ochronę, bo spoko. Fajnie się łaziło w tym gównie po łydkę i ciągnęło potem krwawiącą przesyłkę, jednak lepiej tego uniknąć. Duchy chciały trafiło na Spencera, ale mogło trafić każdego - popatrzyła po reszcie zebranych robiąc krótką przerwę żeby westchnąć.
- I jakby było trzeba to bym za każdym z was polazła, tylko to strata czasu, sił i środków. Wolę się skupić na głównej robocie, a nie odpierdalaniu psa gończego. Nita też na pewno się lepiej sprawdza w innej roli. Chcę też do ręki glejt na wjazd do Strefy. Jakbyśmy się nacięły następnym razem na Egzekutorów.

- No właśnie. Bo tam jest najlepsza telemetria z tych wszystkich cośmy sprawdzali. No i z dachu widać tą dzielnię Hegemona. To myślę na zasięg sygnału też by było w sam raz. I mechanicznie to nie jest trudne. Trzeba zbudować maszt. To ze zwykłych kratownic można. Właściwie zbudować to można gdziekolwiek, potem tylko przewieźć na miejsce, wnieść na górę i zamontować. Ja mogę to zmajstrować no a wam zostawię transport. - Joey ożywił się tak mile połechtany komplementem z ust albinoski pod adresem swoich umiejętności i szybko dorzucił coś od siebie. Głównie jako technik wczorajszej wyprawy. Peter coś zapisał u siebie a Ortega u siebie. Na razie jednak słuchali i dali mówić tym co tam wczoraj byli na miejscu.

- No tak, ja nie znałam tego przejścia kanałami cośmy poszły z Lucy. Nie wiem właściwie gdzie żeśmy wyszły. Też nie miałam się za bardzo jak rozglądać. Zresztą nie było gdzie. Wylot jest w jakimś zaułku to widać niebo nad głową i wylot zaułka na nie wiadomo na co. A potem poszłyśmy po śladach krwi do tej fabryki albo magazynu. Nie wiem co to było. To też nie bardzo było co zwiedzać. No a potem wróciłyśmy ze Spencerem. Dobrze, że Joey i Lola nam pomogli go wydobyć na górę z tych kanałów bo byłam już wtedy tak wykończona, że we dwie to nie wiem czy byśmy go dały radę. - Nita odezwała się także dodając coś od siebie. Głównie o tej kanałowej wycieczce na północ i powrocie z ledwo żywym schultzem. Widocznie nie wspominała tej mordęgi zbyt miło chociaż miała satysfakcję, że udało się go wyrwać z łap mutków.

- A ten właz i w ogóle okolicę można zaminować. Ja mogę to zrobić. Znam się na tym. Tylko musiałbym tam pojechać i zobaczyć jak to wygląda. Ale mogę to zaminować. Tylko ktoś by mnie musiał osłaniać bo to dość zajmujące zajęcie. - Leon zgłosił się do tej minerskiej roboty którą zaproponowała jedna z Runnerek. Patrzył na Petera i na pozostałych. Ale tym razem to Ortega się odezwała.

- Z tym minowaniem to ostrożnie. To jest zaraz przy naszych opłotkach. Nie chciałabym aby ktoś wlazł w te miny. Ktoś od nas albo z naszych gości. - Maria widocznie patrzyła na to z nieco szerszej i dłuższej perspektywy. Leo prychnął słysząc o gościach Camino. Byli w końcu powszechnie uznawani za jeden z najbardziej hermetycznych i ksenofobicznych gangów w mieście. Chociaż i tam zdarzały się wyjątki jak choćby dzień otwarty gdy raz w miesiącu odbywały się walki psów albo co jakiś czas do teatrów jak wystawiali jakąś sztukę.

- Mogę pomalować te miny na żółto. Powiedz swoim no i reszcie aby omijali żółte. Bo co żółte to wybucha. Te mutki to chyba nie są zbyt bystre to może się nie połapią. Zresztą nawet jeśli to przecież chodzi o to aby nam nie właziły w paradę jak urwie jaja jednemu czy drugiemu to może pozostali się połapią, że jak żółte to wybucha. Po wszystkim mogę spróbować rozbroić te co zostaną. Albo nawet można je zdetonować. Bo to chyba jakieś pustkowie co? Tak chyba coś mówiliście, że to ziemia niczyja. Tak? - schultz z bokobrodami wznowił swoje ledwo Ortega skończyła mówić. Wydawał się zirytowany jej wtrąceniem ale mimo to dawał wyraz swojej woli współpracy i chęci pomocy. A jako saper mógł się tutaj przydać z tym minowaniem włazu i ewentualnie rozminowywaniem.

- Można też założyć petardy i race. Jako system alarmowy. Dorzuci się wąsy albo potykacze i jak któryś potrąci no to wybuchnie raca albo petarda. Będzie wiadomo, że ktoś tam się szwenda i gdzie. - jakby w ostatniej chwili dorzucił kolejną propozycję jako uzupełnienie albo alternatywę dla tej pierwszej. Zwłaszcza, że ta nie była z tych zabijających i okaleczających nawet jakby ktoś inny niż mutek w nią wlazł.

- No ciekawa propozycja. Mnie się podoba. Zwłaszcza z tymi minami. Zajebisty pomysł. Dużo masz tych min? - Jason dziwnym zbiegiem okoliczności wyraził swój entuzjazm dla pomysłu garniaka. Skoro Maria wzbraniała dać się na to wolną rękę to on dał zielone światło bez wahania. No ale to nie chodziło o teren tuż przy opłotkach runnerowej dzielni. W efekcie gdyby wzrok Córki Ognia jak czasem nazywano Ortegę mógł zabijać to obie Runnerki miałyby teraz obok kupkę popiołu na krześle.

- No trochę ich mam. Na sam właz na pewno wystarczy. Na okolicę to nie wiem. Musiałbym to zobaczyć to wtedy bym coś powiedział. - odparł Leon ale ostrożniej bo nie chciał podpaść Ortedze ani stać się celem rozgrywki między tym dwojgiem. Zwłaszcza, że w porównaniu do nich to nie miał tak mocnej pozycji. Znów interweniował Peter chcąc uniknąć kolejnej pyskówki.

- Dobrze to potraktujemy to na razie jako propozycję. Mario możesz o te miny zapytać Malcolma? To mógłby być rzeczywiście dość prosty i tani sposób aby zabezpieczyć teren tego włazu i budynku. A możliwe, że tam trzeba będzie trzymać jakieś dyżury i założyć posterunek obserwacyjny. - Akroyd przyjął ugodowy ton chcąc zjednać przedstawicielkę Camino do tej propozycji Runnerów i Schultzów. Maria miała minę jakby chciała powiedzieć “nie” ale milczała.

- Dobrze. Zapytam go. O coś jeszcze mam go zapytać? - zgodziła się przynajmniej przekazać tą prośbę i znów zapisała coś w swoim notesie. Popatrzyła potem na byłęgo rjadowca a potem na pozostałych. Na dłużej zatrzymała się na Jasonie i było widać, że zarobił w jej oczach kolejnego minusa.

Brakowało Skazy, on był lepszy w podobne gadki niż obie blondyny razem wzięte. Niestety przedstawicielstwo Żałobników spadło na nie, więc chcąc nie chcąc należało zabrać głos. Lucy patrzyła na pełną w połowie szklankę wody i myślała jak ubrać w słowa to co myśli o tym wszystkim tak, aby nie sprowokować Ortegi, ani nie pogrążyć bardziej przy Bricksie. Byli Runnerami, grali do jednej bramki i tak miało pozostać.
- Powiedz mu że to najlepsza opcja w tej chwili, te miny - popatrzyła na Marię i do niej się zwróciła, prostując na kolanach Mili.
- Potykacze i fajerwerki raczej ich zaciekawią, Drinkersów, a nam tam nie potrzeba więcej ich pielgrzymek. Raz że ten masz trzeba tam postawić to musi stać niezniszczony, ani nie obszczany przez nich. Alternatywa to obstawienie terenu waszymi ludźmi aby pilnować interesu, więc to wy się narażacie na straty. Poza tym jeśli wy kogoś tam poślecie, a my wpadniemy aby ustawiać połączenie czy coś tam grzebać, albo iść wiskać teren pod ziemią, nie będziemy sami. Nasze gangi też wyślą obstawę - skierowała same oczy w bok, tam gdzie siedział Bricks.
- Zamiast jednej furgonetki na waszym terenie zrobi się ruch jak w Mechstone, gdzie każdy na każdego będzie patrzył spod byka i szukał okazji do dania po mordzie, więc tę okazję znajdzie i cała ta nasza robota pójdzie psu w dupę. Serio już łatwiej powiedzieć ludziom żeby się w danym sektorze nie szwendali przez jakiś czas. Bo im nas tam więcej będzie łazić tym większą uwagę przyciągniemy. Nie tylko zjebów Hegemona, ale i świrów na co dzień kryjących się w ruinach poza Strefami. Z Drinkersami jest na tyle prosto, że to debile i nie używają broni palnej. Banda kanibali już ma w to wywalone jaja, Raidersi też. Po robocie Leo usunie zagrożenie i wszystko wróci do normy. Jasne, że to niewygodne. Wszyscy mamy coś za uszami względem reszty i nikt nie lubi jak mu się nielubiany sąsiad panoszy pod płotem. Ale w tej chwili to najwygodniejsza opcja i dla was i dla nas. Z drugiej strony upierdliwa, jasne że tak. Jednak wciąż przyciągniemy mniej uwagi.

- Przekażę to Malcolmowi. Na razie trzymamy się dotychczasowych ustaleń. I nie zgadzam się na żadne minowanie pod naszym nosem. - Ortega wysłuchała tego spokojnie ale powtórzyła z naciskiem, że tylko reprezentuje interesy i poglądy swojego szefa i do niego należy ostatnie słowo.

- No dobrze Mario to kiedy byś mogła nam dać odpowiedź? - Peter nie chciał nowej kłótni więc jakoś próbował załatwić sprawę polubownie. Kolorowa zastanawiała się chwilę nim dała odpowiedź.

- Myślę, że jutro. Może pojutrze. - odparła z zastanowieniem słyszalnym w głosie i wypisanym na twarzy.

- No dobrze. To my będziemy czekać na twoją odpowiedź. Do tego czasu darujemy sobie to minowanie. Ale Leo na wszelki wypadek przygotuj to co uznasz za stosowne gdyby jednak były potrzebne. Pomaluj je na żółto jak mówiłeś czy co. A ty Joey jak wiesz co i jak to zabierz się za majstrowanie tego masztu. Skoro mówisz, że to można zrobić poza tamtym budynkiem. - Ackroyd zadysponował czasem obu przedstawicieli obu różnych gangów aby nie tracili go bezpowrotnie.

- Wy zaś jeśli czujecie się na siłach to spróbujcie się tam rozejrzeć. Jeśli to jakoś nie przeszkadza pozostałym planom. - wskazał też na obie albinoski, czarną i białą co miały zrobić osobiste rozpoznanie wrogiego terenu. Spojrzał jednak na pozostałych przy stole czy to jakoś nie koliduje z pozostałymi planami z tym masztem i Strefą.

- No to ja też bym musiała jechać. A raczej wy ze mną. Dla bezpieczeństwa. - powiedziała Nita wskazując na nie obie i przypominając, że w takim pobliżu dzielnicy kolorowych to dwie tak jaskrawe białaski mogłyby łatwo wpaść w kłopoty jakby się tam kręciły samopas.

- To ja też jadę. Potrzebujecie kierowcy. Prawdziwego kierowcy. Co was zawiezie i wywiezie gdzie trzeba. - Lola też nie zamierzała puszczać kumpeli samej, zwłaszcza po wczorajszym dowodzie jak niebezpieczna jest to okolica. A to jeszcze była ziemia niczyja a nie Zakazana.

- Skoro o bezpieczeństwie mowa - wtrąciła się Phere - Pojedzie z nami trzech chłopaków od nas. Geronimo, tego wielkiego z irokezem już widzieliście, dwóch pozostałych to wsparcie ogniowe w zastępstwie za Skazę, Spencera i Carlossa. Są w porządku, ogarnięci i ręczymy z Lolą za nich. Będą nam pilnować obejścia żeby się znowu nic nie zesrało na drinksersowo. Lepiej aby obstawa była z jednego gangu, zgrana i dograna, a nie oszukując się my w Novi najlepiej znamy na spluwach i nożach oraz walkach w Ruinach. Po to się nas w końcu wynajmuje, nie? - rozłożyła ręce, jadąc na opinii jaką w Detroit mieli Sand Runners.

Pozostali milczeli. I nie było to przyjazne milczenie. W końcu padła propozycja aby jeden z kilku gangów odpowiadał za ochronę pozostałych. Nie było trudno o skojarzenie jaką to daje przewagę gdyby coś poszło nie tak.

- Jak mamy jechać obok nas i przy nas to wolę zabrać kogoś od nas. - odparła Nita dając znać, że woli mieć kogoś komu ona ufa a nie całkiem obcych a do tego z tradycyjnie im wrogiego gangu. - Zwłaszcza, że jak wy dwie się zawiniecie, nie wiadomo gdzie i na jak długo no a ja bym tam miała zostać z nimi sama. No i z Lolą. - powiedziała dając znać, że to też nie podoba. Reszta nie odezwała się i przez chwilę trwał ten milczący impas.

- Do was dwu nic nie mam. Z wami mogę zostać albo nawet balować. No ale reszty nie znam a z Runnerami no to raczej mieliśmy zazwyczaj na pieńku. Nie chciałabym dostać kulką w głowę w jakimś “wypadku z czyszczeniem bronią” czy inną taką bzdurą. - kolorowa dziewczyna dała znać, że ma poważne obawy co do swojego bezpieczeństwagdyby miała zostać sama zdana na łaskę przeważających sił wrogiego gangu. Nawet jeśli personalnie obie blondynki zdawała się nawet lubić.

- Wczoraj wsiadłyśmy do waszej fury, jadącej na waszą i przez waszą dzielnicę - Phere odpowiedziała z lekkim uśmiechem - Wsiadłyśmy w ciemno, bez niczego poza słownym zapewnieniem że to robota i gdy nikt nie dawał gwarancji, że nie wyjebiecie nas gdzieś w zaułku żeby zajebać maczetami. Albo nie dacie cynku komuś od was podczas drogi żeby na którymś z postojów zrobił nam wypadek, gdzieś w zaułku i powiedział że to wina Drinkersów albo no właśnie wypadku co chodzi po ludziach, bo w końcu jesteśmy SR i CR, nie? - spytała z kpiącą miną i pokręciła głową.
- Zaufanie musi działać w dwie strony szmulko, będzie na miejscu Lola i ich na miękko weźmie pod but, ale nie zaczną szaleć. Robota rzecz święta, poza tym Dymek jasno powiedział że mamy chwilowy rozejm póki akcja Rafy jest na tapecie. Więc już pierdoląc czyjeś osobiste preferencje, żaden Runner nie wystąpi przeciwko Hollyfieldowi, bo to kulka w łeb od każdego innego Runnera… a strzelamy celnie - skończyła wesołym uśmiechem poważne jak na nią przemówienie.

- Też cię lubię. Was obie. No ale jednak będę się czuła bezpieczniej jak będę miała kogoś swojego. Więc możemy się umówić tak. Wy weźmiecie dwóch i my dwóch. Pomieścimy się razem w jednej furze i będzie miał kto jej pilnować jak wy we dwie pójdziecie na zwiedzanie. - Nita wydawała się sprzyjać samej albinosce i jej kumpeli też. Ale trudno jej było pozbyć się tradycyjnego braku zaufania do gangu jaki reprezentowały.

- No to ja mogę jeszcze pojechać. Mnie nie obchodzą wasze niesnaski. A też chciałbym mieć na oku Amarante póki to możliwe. - Ollie zgłosił się jako ktoś z neutralnej strony. No a przy okazji partner parkerówny jaka miała iść z albinoską runnerką na zwiad.

- To ja też mogę. Obejrzę jak to wygląda na wypadek gdyby trzeba było jednak te miny stawiać. - Leon wzruszył ramionami bo skoro się zapowiadała jednak międzynarodowa wyprawa to i sam też mógł przy okazji załatwić swoje minerskie rozpoznanie.

- Widzisz kochana? Nie będziesz taka sama - albinoska posłała Mulatce całusa i po chwili wahania dodała zahaczkę z kompletnie innej strony żałując że nie może mówić wprost - Geronimo też tam będzie, a o niego możesz się spytać tego łosia po którego masz w czwartek podjechać. Chłopaki staną na czatach i nie będą się nikomu wpierdalać w robotę, a my będziemy kryci. Zresztą chyba nie myślisz że byśmy ściągnęły kogoś, kto by ci robił koło pióra skoro się kumplujemy? Daj spokój, przecież po czwartku trzeba zrobić repetę! Chyba nas nie masz za frajerki co tylko na krzywy ryj się wpraszają i nic nie odbijają w temacie, co? - koniec dodała z typową uliczną zaczepką.

- No dobra. Mogę pójść na takie coś. - odparła Nita i w końcu się uśmiechnęła ciepło jakby jej wątpliwości zostały przełamane.

- No dobra. To kiedy byśmy jechali? - Leon zapytał o termin skoro skład i cel mieli mniej więcej ustalone.

- No ja to mogę i jutro i pojutrze. Kto ma jechać niech przyjedzie tutaj. Ja po was przyjadę tak jak wczoraj i razem tam pojedziemy. - różowowłosa Mulatka wzruszyła ramionami na znak, że ma czas do dyspozycji w najbliższych dniach.

- Nam też wszystko jedno. Może być jutro, pojutrze i kolejne dni. - Ollie wypowiedział sie w imieniu Parkerów po tym jak sie cicho naradzili we dwoje w tej sprawie.

- No nam jutro to trochę nie bardzo pasuje. Już umówione jesteśmy. - powiedziała Mila zgłaszając pewne zastrzeżenie co do dnia jutrzejszego.

- Jak Lola mówi, od rana do czarnej nocy jesteśmy poza zasięgiem. Dlatego pojutrze będzie spoko. - dodała Lucy i rzuciła swoje pytanie - Co z glejtami?

- No to na czwartek. W południe? Właściwie to im wcześniej tym więcej światła dnia na takie wycieczki. - Nita rozejrzała się po pozostałych aby sprawdzić co do detali tego czwartkowego spotkania.

- A te glejty no to coś się pomyśli. To jednak trzeba by z panem Schultzem porozmawiać. Postaram się to załatwić jak najprędzej. - Peter odchrząknął i pokiwał głową, że to nie jest tak całkiem pewne i do załatwienia od ręki. Bo zależy od Zgreda. Ale chyba był gotów spotkać się z nim aby rozmówić się w tej sprawie.

- No żesz kurwa mać, ty sobie jaja robisz?! - albinoska warknęła i aż się zagotowała przy nagłym zrywie z kolan kumpeli, a gdyby nie stół pewnie rzuciłaby się na brzuchatego emeryta zamiast wychylić nad blatem i oprzeć o niego z hukiem pięści.
- Jeszcze tego nawet nie że ogarnęliście, ale nie zaczęliście ogarniać?! Do chuja poważni jesteście czy cię tu kompletnie popierdoliło?! Nam ma bardziej zależeć na tej robocie czy wam?! Od pierwszego spotkania było mówione o tych jebanych przepustkach bo jak sobie wyobrażasz robotę bez nich?! Bardziej dobitnie powiedzieć że masz zwiad w piździe nie mogłeś. Ja jebie, jakie dno - sapnęła i wróciła na kolana blondyny. Z wewnętrznej kieszeni skorupy wyjęła papierosa, odpalając od zapalniczki podanej przez Lolę.
- Pierdolę taką fuszerkę, wchodzę od naszej strony w takim razie i chuj mnie bolą sztywniaki które się po drodze nawiną - burknęła Bricksowi, dmuchając dymem przed siebie.

- Może się nieprecyzyjnie wyraziłem. Ale były ju prowadzone rozmowy z panem Schultzem na ten temat i wyraził on wstępną zgodę i zainteresowanie oraz ogólną życzliwość. Jednak wówczas nie było jeszcze pewne kto dokładnie by miał być w takiej ekipie dochodzeniowej i na kogo by trzeba wystawić takie papiery, jakby to miało wyglądać i parę innych szczegółów tego typu. Na razie więc ochrona Strefy została odgórnie poinformowana o waszej działalności a odpowiedni papier możemy wam wystawić od ręki w sekretariacie. - nagły wybuch albinoski zaskoczył chyba wszystkich. Popatrzyli na nią jakby się tego nie spodziewali po niej i w ogóle widzieli ją po raz pierwszy. Jednak wybuch był skierowany w stronę byłego rajdowca i on odpowiedział na nie bardzo oficjalnym tonem. Dało się wyczuć, że nie podoba mu się tak napastliwy ton i styl wypowiedzi.

Albinoska za to patrzyła na niego jak na idiotę. Rzeczywiście nie wiedzieli na kogo wystawić glejty, pieprzona zagadka wszechrzeczy, bo w ogóle od samego początku nie było mówione kto lezie do środka. Kurwa, w ogóle nic. Ani słowa.
- Papier którym się możemy podetrzeć, bo gdyby naprawdę coś znaczył od razu byś powiedział. Chuj mnie boli twoje szycie na bieżąco i insta-ściemy. Macie to załatwić jak było mówione od początku i tyle. Do pojutrza do południa ogarnąć aby świstek z waszego sekretariatu znaczył tyle ile mówisz, albo pełnoprawny glejt - warknęła, a potem popatrzyła po reszcie która nagle miała gęby jakby się nie mogli zesrać od paru dni.
- No co? Lecą sobie w kutasa to mam przyklasnąć i się cieszyć z próby wyfrajerzenia? Sprawa już powinna być ogarnięta jak tam mamy iść pojutrze, znaczy nie wy. My - pokazała palcem na pierś Parkerówy i na swoją - Na nas oprócz syfu ze Strefy, Drinkersów i chuj wie jakiego zmutowanego gówna będą jeszcze polować pojeby od Zgreda, bo się kurwa komuś dupy nie chciało ruszyć. A nie będzie żadnego debila który po nas pójdzie, czyli działamy solo. Zajebiście gdyby nam tego nie utrudniać - znowu wstała, wieszając skręta w kąciku ust. Wciąż wyglądała na wściekłą, nawet bardzo.
- Czwartek południe. Coś jeszcze?

- Zrobimy co się da. A na razie to chyba tyle. - Peter coś zapisał w swoim notesie po czym rozejrzał się po pozostałych. Nikt jednak nie kwapił się jednak do zabrania głosu. Więc wstał, schował swój notes do kieszeni i pożegnał się kierując się do wyjścia. To niejako dało sygnał i pozostałym, że czas zebrania dobiegł końca i można się zbierać. Nastąpiło więc tradycyjne wstawanie, szuranie krzesłami i ogólne zamieszanie.

Pierwsza z sali wyszła albinoska, warcząc pod nosem coś co brzmiało jak “pierdolone pizdy” i z impetem otworzyła drzwi aż ich skrzydła uderzyły o ściany. Jeśli ta cała Liga u samej góry składała się z podobnie leniwych, tępych zjebów akcję w Zakazanej Strefie zaczynała widzieć w coraz ciemniejszych barwach. Może gdyby Peter zamiast wpierdalać smalec wziął się do roboty mieliby cokolwiek, a nie prosili o wiele. Jeden, jebany papier… za trudne. Ale oni mieli mieć rezultaty, kurwa dobry żart. Idąc szybkim krokiem sięgnęła po nowego papierosa, bo stary gdzieś się wykruszył po drodze. Niby powinna zagadać z Parkerówą żeby przyjechała pomóc Ashowi, ale miała dość. Dość tej żałosnej szopki, zresztą swoje powiedziała. Inni też mogliby rozkleić mordy skoro było to w ich interesie, choćby Lola. Phere nie odpowiadała za wszystko i wszystkich, a teraz najchętniej pojechałaby pod bar i się upiła, lejąc na resztę.

- Zaczekaj! - usłyszała za sobą głos Bricksa. Był od niej większy i miał dłuższe nogi to dość szybko ją dogonił na korytarzu. Akurat jak doszła do zakrętu z którego już było widać drzwi prowadzące na schody do hallu i biurko Katty. Tylko już bez Katty. Pozostali co byli jeszcze w sali zebrań dopiero się z niej wyłaniali nie spiesząc się aż tak jak ona.

- No nieźle mu pojechałaś. Z nimi tak trzeba. Ostro. Inaczej nie dociera, że się do nich w ogóle coś mówi. Masz, zajaraj. - powiedział wyciągając z kieszeni papierośnicę i częstując ją skrętem.

- Ale z tym glejtem się nie przejmuj. Jak do czwartku nie załatwią to powiemy, że nie spełnili obietnicy i nie ruszymy tyłka póki tego nie załatwią. Żaden problem. - wzruszył swoimi barami obleczonymi w skórzaną kurtkę aby dać znać, że nawet gdyby do czwartku nie było tych glejtów to w ogóle się tym nie przejmuje.

- O, tu jesteś. Bo tak szybko wybiegłaś, że nie zdążyłam nic powiedzieć. - w międzyczasie doszła do nich Ortega. Latynoska zatrzymała się przy nich ale zwróciła się do kobiety. - O ile mi wiadomo to Peter już bywał w “Ambasadorze” w sprawie tej rafinerii. Nie wiem jak dokładnie wyszło z tymi glejtami bo to nie ja się tym zajmowałam. Przynajmniej do tej pory. Ale na pewno da się to załatwić, jestem dobrej myśli. Jeśli Peter będzie się z tym guzdrał no to ja się tym zajmę. - obiecała patrząc na albinoskę.

Nastąpił mały cud, taki którego się raczej ciężko spodziewać w ich mieście. Zwłaszcza w budynku Ligi, a jednak Bricks i Ortega stali obok siebie i chyba pierwszy raz odkąd ich spotkała Lucy miała okazję widzieć jak w czymś nie robią sobie pod górkę, a wręcz się zgadzają. Mniej więcej. Patrzyła na to niebywałe zjawisko, biorąc machinalnie skręta i kiwając głową do obydwojga. Nawet się uśmiechnęła, po pierwszym buchu złość jej przeszła. Idąc za impulsem uścisnęła Latynoskę, a potem kafara i tak już została, z ramieniem przerzuconym przez jego plecy.
- Dobra, zobaczymy co gruby narucha na czwartek. Dzięki, wiecie gdzie mnie szukać w razie czego - mrugnęła do Camino, a na Runnera popatrzyła z uwagą.
- Rozpatrzyłeś naszą propozycję?

- No widzę, że macie swoje sprawy do omówienia. To nie będę wam przeszkadzać. - przedstawicielka Camino dała się uściskać i odwzajemniła uśmiech ale widząc gadkę dwojga Runnerów skinęła im głową i się pożegnała. Ruszyła w stronę sekretariatu ale minęła go przechodząc do drugiej części budynku.

- No przemyślałem i rozpatrzyłem. Myślę, że ostatecznie mógłbym wam pójść na rękę i się zgodzić. A w ogóle to co macie za konszachty z tymi z Camino? Bo wiecie, że naszym to ciężko tam się zadomowić. A wy jak tak się umawiacie z tą kolorową i w ogóle no to możecie mieć oczy i uszy otwarte. Co tam się dzieje. Co knują. I takie tam. Mogłoby to nam się przydać. - Jason poczekał aż Maria pożegna się i odejdzie, zwłaszcza poza zasięg słuchu. A w międzyczasie mijali ich kolejni uczestnicy zebrania jacy kierowali się korytarzem ku wyjściu. Pomachała jej Lola która szła pomiędzy Nitą a Amarante i widocznie gadały sobie w najlepsze zbliżając się do ich dwójki.

Phere objęła go pełnoprawnie przybierając zachwyconą minę wdzięcznego psiaka.
- Naprawdę? Och Jason, jesteś cudowny! Bez ciebie byśmy sobie nie poradziły, a tak dojdziemy do porozumienia i to parę razy pod każdym kątem. Czuję to w kościach - powiedziała cicho, przytulając policzek do jego piersi i tak się gapiła z kosmatym uśmiechem.
- Skoro tak ładnie prosisz nie mam serca ci odmówić. Będziemy miały na uwadze czy coś knują, a podbijamy im bajerę bo robimy razem i dobrze byłoby robotę przeżyć, nie? Czyli chociaż nikła nić wzajemnego zaufania jest potrzebna. Zresztą weź, kto ma im pokazać na tym ich bieda rewirze jak się bawić jeśli nie ktoś z Novi? Uczyć się należy od najlepszych.

- No. No właśnie. Tak trzymać. O to chodzi. - Jason zaciągnął się swoim skrętem i uśmiechnął się z zadowoleniem. Właściwie to trudno było powiedzieć do której to dotyczyło odpowiedzi. A może obu. Widząc, że zostali już prawie ostatni z tego pstrokatego pochodu wychodzącego z zebrania popatrzył na plecy tych co ich minęli.

- To zbieramy się czy masz tu jeszcze coś do załatwienia? - zapytał krótko wskazując brodą na resztę biura i wychodzących.

- Jedną rzecz - albinoska wzruszyła ramionami i rzuciła spojrzenie na plecy Parkerówy.
- Ej Amarante! Ash cię zaprasza tak w ogóle! Zamontował nowe LEDy w lodówce na trupy i się zastanawia czy kolor pasuje! Wiesz jak faceci z tym mają, za chuja nie ogarnie bez pomocy, a my z Lolą wypadamy jeden gruby interes ogarniać! O żarcie i resztę się też nie martw, wszystko gotowe! Sam by przyjechał, ale Skaza się wykoleił i ktoś go tam u nas musi naprostować!

- No właśnie jej to samo mówię! - zawołała wesoło Lola odwracając się do nich tak samo jak jej dwie skrzydłowe.

- No ale nic nie mówiłaś o LED-ach! Trzeba było tak od razu! Jaka wampirzyca by nie poleciała na trumnę z LED-ami! - Amarante musiała być w podobnie dobrym humorze bo zaśmiała się serdecznie. Nita też chociaż oszczędniej i na razie się nie odzywała.

- Trumna z LED-ami? - Jason zapytał cicho jakby próbował to sobie wyobrazić albo zastanawiał się czy to tak naprawdę czy to jakieś tubylcze żarty Żałobników.

- No nie mów że nigdy nikogo nie dupczyłeś w trumnie albo lodówie na zwłoki - Lucy się zdziwiła i zamrugała na porucznika. Zaśmiała się zaraz potem.
- Spoko, wpadniesz kiedyś na pit stop do nas się nadrobi. Taki kafar chyba nie ma klaustrofobi, co? - puściła mu oko i odpowiedziała Gotce.
- Adres znasz, Nosferatu pogubi kły z wrażenia! W razie czego kopniesz Geronimo to ściągnie więcej alko z antresoli. Świeże ręczniki są przygotowane w łazience i chyba… bawcie się dobrze.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 09-01-2022, 05:19   #49
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację

Wtorek; zmierzch; apartament Katty

Jak się pożegnali po tym rozstaniu w albo przed biurowcem Ligi to każdy wsiadł do swojego auta i pojechał w swoją stronę. Nie inaczej było z dwoma blondynkami z Żałobników jakie wsiadły do Black Knighta. Za nimi jechał Jason swoją furą. Katty nie mieszkała zbyt daleko od serca i mózgu Ligi oraz reszty miasta więc dość szybko i bez większych przeszkód zajechali przed odgrodzony od reszty miasta budynek ze strzeżoną bramą. Na ziemi panowały jeszcze resztki dnia ale niebo było pochmurne zaś wieczór zbliżał się nieubłaganie. Za ogrodzeniem widać było jak w oknach apartamentowca świecą się już światła.

- A to wy. Wjeżdżajcie. - strażnik jaki nachylił się do okienka swojej budki aby na nie spojrzeć pozdrowił je spojrzeniem i uśmiechem jakby je znał i był uprzedzony o ich przybyciu bo bez ceregieli wcisnął guzik i szlaban zaczął się podności.

- A Katty już wróciła? - krzyknęła do niego blondynka za kierownicą. Strażnik pokiwał głową, że tak wiec dodała gazu i wjechała do środka na parking. Po czym zgasiła silnik i nachyliła się bliżej okna aby sprawdzić okna sekretarki. Świeciło się. Jeszcze tylko chwilę trzeba było poczekać na Bricksa aż przejdzie przez tą odprawę przy szlabanie i do nich dołączy. A po chwili byli już we trójkę na parkingu a potem w recepcji i na schodach.

- Jedna sprawa Barbarzyńco - idącą na końcu pochodu albinoska klepnęła gangera w tył spodni poniżej kręgosłupa. Dla zwrócenia uwagi.
- Co się dzieje w apartamencie zostaje w apartamencie. Pomyśl też czy masz jakieś specjalne życzenia. Skoro już zgodziłeś się ratować te fajne dziewczyny z Novi w opresji przydałoby się za ten ratunek odwdzięczyć.

- Specjalne życzenia? A jakie mam opcje? - Jason zamknął swój wóz i ruszył z dwoma Runnerkami ku głównemu wejściu. Poruszał się tu całkiem swojsko jakby wiedział co jest co. Przy recepcji powtórzyła się scena z bramy. Strażnicy widocznie się ich spodziewali bo tym razem tylko ich skinęli głowami i pozwolili wejść dalej.

- Czy myśląc o wieczorze z naszą trójką miałeś w tej swojej krótko ogolonej bani jakieś wizje i obrazy jakby to mogło wyglądać? Co byśmy mogły robić sobie, tobie, wspólnie i aby ci łechtać nie tylko ego. Dawaj, wiem że na pewno miałeś - Śnieżka wzięła go pod ramię. Drugie przypilnowała Mila żeby się im chłop po drodze nie zagubił.
- Powiedzmy że złapałeś trzy niegrzeczne złote rybki gotowe spełnić twoje życzenia. Kneble, kajdanki i parę innych zabawek mamy dla urozmaicenia. Jakby karmienie, pojenie i robienie jednocześnie dobrze ci się znudziło. Zawsze też idzie się zdać na niespodziankę. Już my ci coś wymyślimy - obie blond głowy pokiwały na zgodę.

- I Katty też tak będzie się bawić? - wchodząc po schodach i trzymając po blondynce pod każdą pachą mięśniak wydawał się być przyjemnie zaskoczony taką ofertą. A zwłaszcza, że gospodyni do jakiej szli pisałaby się na takie zabawy. Bo przecież w biurze była wręcz firmowym znakiem profesjonalizmu i opanowania. No i życzliwości. Ale to chyba mało komu kojarzyło się z tematami o jakich właśnie rozmawiali.

- No pewnie! Nie dygaj, Katty to swoja dziewczyna! - Mila zapewniła go ze swojej strony, że od strony szatynki nic mu nie grozi i będzie się z nimi bawić do rana.

- No to chciałbym ją zobaczyć w tych kajdankach. I jak się z nią zabawiacie. Tak na początek. A potem się zobaczy. - odparł jakby mimo wszystko trochę nie dowierzał, że Katty pójdzie na taki deal. Ale jak już to by chętnie to zobaczył jako preludium do właściwej zabawy.

Weszli na drugie piętro i zapukali pod 25. Prawie od razu drzwi się otworzyły. Lucy odruchowo zarejestrowała, że tuż przed otwarciem usłyszała zza drzwi krok czy dwa. Więc gospodyni poruszała się całkiem cicho albo była boso a miękki dywan i podłoga co nie trzeszczała przy każdym kroku wygłuszał jej kroki. Tak czy inaczej brunetka stanęła w drzwiach obdarzając ich promiennym uśmiechem.

- Już jesteście? O to świetnie, wchodźcie! Bo ja to jeszcze w proszku jestem. Dopiero co przyjechałam! - przywitała się ale i z miejsca poskarżyła na mały margines czasu jaki miała do dyspozycji. Ale odsunęła się aby goście mogli wejść do środka. Była w kusym szlafroczku jaki odsłaniał jej zgrabne nogi a na głowie miała zawinięty ręcznik zdradzając, że jest świeżo po kąpieli albo prysznicu.

Trójka Runnerów zaatakowała przedpokój, ładując się tam jakby wchodzili do siebie, a dwie uśmiechnięte szeroko jasnowłose harpie od razu wzięły gospodynię między siebie.
- Nic się nie przejmuj, jest idealnie - Phere zaśmiała się, całując ją razem z Lolą w policzki. Ręce im naturalnie zawędrowały pod szlafrok.
- Zobacz kto był taki miły i wpadł z nami - biała dłoń wskazała kafara w skórzanej kurtce, przyciągając go do obejmującego się trio.
- No chodź, nie rób siary i się przywitaj - dodała akurat gdy blondynka pokazywała jak ma to wyglądać, zamykając usta Katty swoimi.

- No widzę, widzę, więc jednak wielki porucznik Bricks dał się skusić na wizytę w moich skromnych progach. - Katty roześmiała się i całkiem chętnie się przywitała z całą trójką. Ochoczo dała się cmoknąć blondynkom w policzki a gdy Lucy demonstrowała z nią całuśne manewry brunetka przylgnęła do niech jeszcze chętniej. Z bliska albinoska wyczuła, że gospodyni jest już na wstępie nieźle podekscytowana.

- No właśnie Jason, nie bądź burak i chodź się przywitaj. - Loli też te gościnne klimaty się spodobały bo chętnie powtórzyła tą demonstrację ze wstępnym całowaniem się z Katty na wypadek gdyby przy tym pierwszym razie z jej kumpelą Bricks coś mógł przegapić. Bo ten coś nie wyglądał na onieśmielonego i z fascynacją obserwował te pierwsze zaloty godowe już prawie od samych drzwi.

- No cóż… Skoro mam nie być burakiem… - podszedł do gospodyni zastępując jedną i drugą blondynkę. I mówił jakby się poświęcał specjalnie dla nich z tym całowaniem brunetki. Ale jak już zaczęli to jakoś wcale nie wyglądało aby jedno robiło drugiemu łaskę czy coś w tym guście. Wręcz przeciwnie. Katty całowała się z Jasonem nie mniej chętnie niż przed chwilą z blondynkami a i on coś nie wydawał się jej niechętny.

- Dobrze ale to jesteście głodni? Bo jednak kupiłam tego Koreańczyka i mam to w kuchni. A ja bym się przebrała w coś odpowiedniego do jogi. - Katty roześmiała się puszczając mięśniaka w skórzanej kurtce i wróciła do roli dobrej gospodyni pokazując gestem w stronę kuchni gdzie miała być ta obiadokolacja. A po całym dniu na nogach to ciepły posiłek nie wydawał się kiepskim pomysłem.

- Ojebalibyśmy coś - złodziejka potwierdziła, bo w końcu na coś się umawiali, a żarcie wystarczyło za jakiekolwiek namową.
- Leć się ogarnąć, my tu zdejmiemy buty i inne takie żeby syfu ci nie narobić - dodała wesołym tonem, ściągając swoją kurtkę, a potem to samo robiąc przy wielkoludzie.
- Lola weź ptaszynie pomóż, ja tu ogarnę i widzimy się przy stole - puściła drugiej Runnerce oko, dyskretnie dając znak w migowym.

- No dobra Katty to chodź, pokaż co tam masz. - powiedziała blond kumpela Lucy, zdjęła swoje buciory i złapała za ramię gospodyni obejmując je i razem poszły do sypialni. Pozostała dwójka została jeszcze w korytarzu zdejmując swoje kurtki i buty. A Lucy próbowała ściągnąć koszulkę jedynemu mężczyźnie zaproszonemu na ten wieczór ale ten ją powstrzymał.

- No zachowuj się. Jesteśmy w gościach. - upomniał ją żartobliwym tonem i dał znać, że czas odwiedzić kuchnię. A tam na stole stały już talerze i przykryte miski w których jak się okazało było coś z kawałkami ryby, różnych warzyw i makaronu. A w drugim podobna pstrokacizna tylko z ryżem. Pachniało i wyglądało to barwnie. Do tego był kompot w dzbanki i kubki. Ale jeszcze brakowało sztućców więc musieli zastać Katty w trakcie przygotowań. Sztućce jednak były w szufladzie i wystarczyło je wyjąć podobnie jak kubki do kompotu. Szykowała się całkiem syta kolacja.

- Czekamy na nie? - zapytał Jason jakby jednak był głodny i chętnie by już zaczął. Ale jednak nie było przy stole połowy składu w tym gospodyni jaka to wszystko im przygotowała.

- Jeśli mamy nie być burakami i się zachowywać - śmiech złodziejki zlał się w jedno ze skrzypieniem uchylanej szuflady. Ledwo widelce pojawiły się na stole do stołu podeszła pozostała dwójka biesiadników w strojach identycznych jak te, w jakich jeszcze nie tak dawno jasnowłose Runnerki karmiły latynoskiego kuriera gdy się kurował w ich domu. Gospodyni niosła tacę z drinkami, jej sekundantka torbę z ekwipunkiem do spełniania życzeń. Zasiedli do kolacji jedząc na wyścigi, a kiedy talerze stały się puste szybko usunięto je na szafkę pod oknem i na stół wjechało główne danie. A raczej zamówiony dobry początek listy spełniania życzeń postawnego gangera, który wytrzymał może dziesięć minut, zanim nie dorzucił do widowiska swoich paru gambli wkładu. Mógł, w końcu był gościem i cała pozostała trójka wychodziła z siebie aby rajd ze stołu poprzez salon, sypialnię, łazienkę i znowu sypialnię zapamiętam na długo.
W końcu każdy potrzebował przyjaciół.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 09-01-2022, 23:05   #50
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - 2052.10.09; śr; ranek

Czas: 2052.10.09; śr; ranek
Miejsce: Detroit; dzielnica Ligi; Warren; apartamentowiec Ligi mieszkanie Katty
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz półmrok, ziąb, zachmurzenie, słaby wiatr


- Ojej mamo, jeszcze pięć minut… - pobudka była ciężka. Przynajmniej dla części towarzystwa jakie budziło się w ładnie urządzonej i wygodnej sypialni jaką pewnie większość populacji tego miasta uznałaby za luksusową. Ale nie oznaczało to, że komuś to miało pomagać wcześnie wstać. Zwłaszcza jak był Runnerem. A za oknami to dopiero szarówka się robiła. Czyli zdecydowanie zbyt wczesna pora aby ruszać tyłek z łóżka. Zwłaszcza jak było tak miękkie, czyste, i przyjemnie nagrzane. No i pełne doborowego towarzystwa jakie się lubiło. To nawet Lola chociaż jeszcze zaspana to nawet jak marudziła to tak trochę dla zasady i na żarty.

- No jak chcecie to możecie zostać. Ale ja to już niedługo będę musiała lecieć. - “mama” czyli młoda brunetka co po nocnych harcach wstała w samej smyczy i obroży popatrzyła na nich z życzliwym uśmiechem obserwując całą scenę na swoim łóżku.

- Nie no… Też będziemy lecieć… Rany Katty po cholerę ty się tak wcześnie zrywasz co? Nie możesz zaczynać w południe jak normalni ludzie? Za mało jarasz. To jest z wami problem, za mało jaracie. Dlatego macie i robicie tyle problemów. Dobra dziewczyny, wstajemy. - jedyny mężczyzna w tym łóżku i sypialni był słusznej postury. I przy nim każda z partnerek wydawała się drobniutka i chudziutka. Jednak podobnie jak blondynka obok pozwolił sobie na chwilę runnerowego marudzenia za tą nieludzką porę do wstawania. I gderania, że reszta populacji za mało jara. Ale jednak dla pobudzenia krążenia i takie tam klepnął oba jasno blond tyłki jakie zalegały wokół niego i sam też mężnie i z takim samym poświęceniem jakie okazywał dziewczynom wczoraj wstał z łoża gospodyni.

- Noo doobraa… - Lola dała znać, że ostatecznie może się poświecić i ruszyć swój tyłek. - Hej! Kto mnie przykuł!? - zawołała z zaskoczenie okdrywając, że ta niezbyt wygodna pozycja to nie z powodu alkoholu czy innych czynników. Tylko tak ma dziwnie wyciągnięte ramiona ku ramie łóżka bo są one do nich przykute. Skórzanymi kajdankami.

- O ty też? - Mila zdziwiła się jak się zaraz potem okazało, że jej najlepsza kumpela też ma skute kajdanami ręce. Tyle, że nie przykute do łóżka.

- To ja lecę do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Jason pomożesz dziewczynom? A potem zapraszam na prysznic. I pomożecie mi zdjąć tą obrożę? - Katty widząc, te nieprzewidziane szykany uśmiechnęła się wesoło z tego zabawnego ambarasu. Ale poprosiła kolegę z pracy aby pomógł uporać się z tymi szykanami przy nadgarstkach.

- O! Prysznic! To ja chcę! A czemu Katty chcesz ściągać tą obrożę? Ślicznie w niej wyglądasz! - pomysł wzięcia prysznica, takiego prawdziwego, gorącego prysznica, bardzo ożywił Milę bo podskoczyła na łóżku na ile dała radę aby zgłosić się do tej wodnej atrakcji. Ale, że trzecia z nich też miała na sobie jakieś pęta, tyle, że nie na nadgarstkach to blondynkę to rozbawiło i była już na tyle rozbudzona aby zacząć kokietować na całego.

- Oh, dziękuję Mila! Też się dobrze w nich czuję. No ale nie wypada w niej pokazać się w biurze. Ale jak tak ci się podoba to jeszcze tutaj mogę w niej pochodzić. - roześmiała się brunetka ciesząc się razem z nią. Potem wyszła zostawiając Bricskwoi rozbrojenie tego co wczoraj tak ochoczo zapinał. A potem była jeszcze okazja na wspomniane szybkie śniadanie i prysznic. I poranne pogaduchy i przeżywanie przygód z ostatniej nocy.




Czas: 2052.10.09; śr; ranek
Miejsce: Detroit; strefa Sand Runners; Wixom; zachodnie Walled Lake; dom pogrzebowy
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz jasno, ziąb, zachmurzenie, słaby wiatr


- Uwielbiam ten jej prysznic. Taki jak na filmach! Jakbym mogła to bym taki brała codziennie. Albo dwa razy! A co! - Mila śmiało prowadziła Black Knighta po ulicach Det. Znów jechały na północ wyjeżdżając z Warren i dzielnicy Ligi a potem objechały strefę Camino kierując się na zachód. Aż omineły Walled Lake od północy i skręciły na południe ku rodzimym ulicom i temu jedynemu domowi pogrzebowemu. Rozstali się na parkingu apartamentu. Pierwsza odjechała Katty kierując się ku biurowcowi z jakiego przyjechali wczoraj. Potem Bricks ruszył ale inną trasą więc jeszcze w Lidze dość szybko straciły go z oczu. No a one zaczeły podróż ulicami do domu.

- Ciekawe czy Amarante wczoraj dotarła. - myślami Lola była już w domu ale i faktycznie wjeżdżali już na rodzimą ulicę. I jak tylko minęły zakręt przed jakim w zeszłym tygodniu rozpieprzył się Nico to ujrzały wyższy budynek domu pogrzebowego. I z miejsca dostrzegły obcą osobówkę zaparkowaną przed frontem domu. Co sugerowało, że mają gościa. Parę chwil później były już w środku i kierowały się tam gdzie zwykle koncentrowało się życie towarzyskie Żałobników - do salonu. Cisza i bezruch sugerowały, że jest jeszcze zbyt wcześnie na aktywne życie. Ale jednak zastały Asha i Amarante w kuchni.

- O zobacz Lucy. Wreszcie ktoś się wziął za zmywanie garów jak nas nie ma. I nawet zadbał o to by tubylcy nie padli od śmierci głodowej. - Lola artystycznie przyciszyła głos jakby miała powiedzieć to kumpeli na ucho ale i pozostała dwójka musiała to słyszeć.

- Cześć. I jak wam poszło w nocnych przygodach? Naprawdę pojechałyście do Katty? Na całą noc baletów? - Amarante przywitała się z nimi jak z dobrymi koleżankami bo Ash to się ograniczył do krótkiego “cześć” i stonowanego, przyjaznego uśmiechu. Nawet wśród Żałobników trudno go było uznać za lidera czy gwiazdę estrady.

- Ash ci powiedział? No cóż, jeśli już musisz wiedzieć to foczka na nas leci po całości. Co możemy począć, że nas tak zaprasza i żyć bez nas nie może. - Mila z lubością zaczęła swoją ulubioną bajerę jak to najfajniejsza sekretarka w mieście na nich leci. I z nie mniejszą lubością obserwowała jak nawet koleżanka z zespołu skleconego przez Ligę do wykonania zadania co już trochę ich znała ponownie jest pod wrażeniem takiej poufałości z gwiazdą Ligi.

- Serio? Jej myślałam, że raz się z nią umówiłyście. Na drinka, balety czy co. A to ona was tak cały czas zaprasza? No, no… - czarnowłosa gotka chyba już się oswoiła z myślą, że obie blondynki mogły mieć jakaś wesołą przygodę z Katty co już było niczego sobie i jeszcze było się czym chwalić i opowiadać. No ale jak ponownie tu była w tym domu a obie blondynki ponownie mówiły, że wracały z nocki u tej sympatycznej brunetki to już jakby zaczęła się zastanawiać o co tu może chodzić.

- Dziewczyno, panna na nas leci po całości. No a teraz, ty. Opowiadaj co tu się działo bo od naszych facetów to tylko męskie mruknięcia, że wszystko w porządku. I możemy zrobić pranie i umyć gary. - zawołała Mila wesoło klepiąc nową kumpelę w ramię i zerkając ironicznie na Asha. Który do zbyt rozmownych i śmiałych nie należał. O ile nie chodziło o jakiś techniczny problem. Geronimo mógł gadać ale głównie o samochodach, rajdach albo spuszczaniu łomotu. No i najbardziej uniwersalny był tutaj Skaza no ale on to tak dla nich był trochę jak wódz, ojciec i starszy brat w jednym. To jakby wszyscy przez skórę uważali, że to co on powie to inaczej niż jakby gadali między sobą. No a po poniedziałkowym napadzie to był dętka więc raczej nie był zbyt rozmowny.

- Oh było cudownie. Uwielbiam trumny i kostnicę! W takim zimnym, trupim miejscu od razu się robię gorąca! Są takie romantyczne! U nas też jest taka jedna prawdziwa kostnica no ale to nie należy do mnie to tak sobie tam nie mogę buszować jakbym chciała. No a ta u was jest świetna! I te szuflady na ciała, i stół do krojenia trupów! Z tymi rynienkami na krew! No i trumny! - Amarante się rozkleiła na całego nie ukrywając jak bardzo uwielbia takie klimaty więc niespodziewanie tendom pogrzebowy, zwłaszcza ta część jaką zwykle Ash zajmował, bardzo jej podpsaowała.

- No właśnie, ja też jestem za, powinnyśmy to w końcu spróbować. A wiesz, że Jason to chyba nigdy nie dymał się w trumnie? Tak coś mi świta z wczorajszej gadki z nim. - Lola słuchała tego jak balsamu lanego na rany i chętnie podzieliła się z nową kumpelą spostrzeżeniami wyniesionymi z wczorajszego wieczora.

- O, to Bricks też był wczoraj z wami? No tak, gadaliście z nim jak wszyscy wychodzili. - tego detalu też chyba czarnulka się nie spodziewała ale chętnie słuchała takich plotek. I jak sobie przypomniała, że mijali się wczoraj na korytarzu po zebraniu to chyba już tak jej to nie dziwiło.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172