Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2022, 05:01   #46
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Gdy złodziejka poszła do siebie i wróciła z komiksami zostawionymi tam wcześniej dla latynoskiego kuriera oraz dodatkową kołdrą to już było po wszystkim. Zastała Skazę we własnym łóżku jak siedział na nim z odkrytym torsem. Zaś przy nim siedział Ash i właśnie obwiązywał mu ten tors świeżym bandażem.

- O. Cześć Śnieżka. Ash mówił mi, że wróciłyście. Jak było? - Roger mówił trochę sztywnym głosem ale starał się nadać mu lekkie i zwyczajowe brzmienie. Nawet posłał jej oszczędny uśmiech.

- Heeeej Gery! - albinoska ucieszyła się na ten widok. Dobrze było go widzieć przytomnego, bardzo duży kamień spadł jej z serca. Objuczona gamblami szybko przeszła pokój i uklękła przy łóżku. Najpierw na stoliku obok wezgłowia położyła tacę, potem na materacu obok rannego stertę komiksów, a następnie przykryła go kolejną kołdrą, taką czarną z paroma długimi białymi włosami zdradzajacymi do kogo należy. Uśmiechała się przy tym mimo że musiała trochę pomrugać udając że jej coś właśnie wpadło do obu oczu.
- Wiedziałeś że ten łajdak ma tam u siebie w tej Fabryce basen?! Taki z wodą podgrzewaną co da się i w zimie pływać. I dmuchane pontony w kształcie krokodyli, jednorożców albo bakłażanów i… no otwórz dziób - zmieniła ton na łagodny, gdy wsadzała mu do ust porządnie wyglądającego skręta.
- Najlepszy towar w mieście i nie robię sobie jaj. Od Stana, wzięłam na drogę to pomyślałam że przecież nie wypada aby tak ci baby marnotrawne wracały do domu z pustymi rękami, nie? Przynajmniej sobie zapal, bo jak palisz jest szansa że nas nie pozabijasz - powiedziała już wesoło, odpalając dymkowego skręta.
- Kurde no, było zajebiście! Zostałyśmy na noc, sam nas zaprosił. Poznałyśmy jeszcze Jane bliżej i Jasona też, było mega kozacko. Dymek się nawet nie wkurwił za połamaną sofę, ale to wina Bricksa bo nie tylko w łapach ma parę, ale… och Gery! - zaśmiała się, nalewając mu herbaty i pokazując na twarzy czyste szczęście - Zgodził się, czaisz?! Na środę! Wpadnie na masaż! I mówiłam Ashowi, ale tobie też muszę: już nie musimy kombinować tylko wchodzimy do niego na luzaku! Tak po prostu! - nadawała radośnie, ostrożnie stawiając tacę na kolanach szefa. Miała się wycofać, ale w impulsie wychyliła się do przodu, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Jak się stęsknimy i w ogóle - dokończyła z psotną miną.

- O… To od niego? Od Dymka? To on jara takie szlugi? - prezent przekazany od samego szefa wszystkich Runnerów bardzo przypadł Skazie do gustu. Dosłownie się nim zajarał. I to z wyraźną lubością. Palenie skręta samego szefa sprawiało mu widoczną przyjemność. Więc jak mu odpaliła tego szluga to przez chwilę dawał się bandażować Ashowi a jej po prostu słuchał tej relacji z ostatniej nocy.

- I macie teraz do niego dojścia? Ot, tak? No, no… Nieźle… Słyszałeś Ash jaką nam dziewczyny furtkę wyrobiły do samego Dymka? No, no… - musiał przyznać, że był pod wrażeniem. I w przeciwieństwie do Xaviera to raczej patrzył na to jak na mapę możliwości i zależności a taka furtka jaką wyrobiły sobie właśnie dziewczyny to dla jednego z prawie bezimiennych i niewiele znaczących gangów to był skrót jak jasna cholera. Do tej pory Brown to był szczyt ich możliwości.

- No. Idziecie jak burza. Najpierw Katty, potem Blue, teraz Dymek i Jason… Strach się bać co będzie za tydzień. - Ash pokiwał swoją prawie łysą głową i też ciekawie zerkał i wdychał opary szluga od samego Hollyfielda. Namacalny dowód wczorajszego spotkania koleżanek z szefem.

- A ten basen to tak. Słyszałem, że tam jest. Raz nawet przechodziłem obok niego to go widziałem. No ale nie, nie imprezowałem tam nigdy. No a już na pewno nie z Jasonem i Dymkiem. I Jane? To nie wiem. Chyba nie znam. A z jakiej ona jest bandy? To może coś znam. - Skaza do tej pory był z nich najstarszy no i miał najwięcej okazji aby być tu czy tam. Ale nawet on widocznie nie miał aż takich znajomości i widoków jakie ostatnio dziewczyny miały przyjemność.

- Ty nie masz cycków i piczków. - zaśmiał się cicho Ash biorąc do ręki nożyczki i prosząc gestem kumpelę aby przytrzymała bandaż aby mógł go obciąć i zawiązać. Widocznie już kończył swoją sanitarną robotę. Skazę zaś rozbawiła ta uwagę bo zaśmiał się i zaraz urwał jak widocznie ten ruch podrażnił jego świeże rany. Ale dalej uśmiechał się samymi ustami.

- Co poradzić że chłopaki akurat lubią laski? I jak te laski im robią laski? Więc prędzej laski zapraszają do laski. Ale nie, w basenie nikomu laski nie robiłyśmy, ani Bricskowi, ani Hollyfieldowi. Co najwyżej z tą Jane się poznałyśmy bliżej we trzy gdzieś tam na brzegu. Taka brunetka, trochę starsza od nas, lubi pejcze i kajdanki. Wie jak wiązać podobno. Miała nas związać ale wyszło jakoś tak że sobie poradziliśmy bez tego. Na szczęście my mamy jedno i drugie z tego co Ash wymienił, więc tak. Zawsze łatwiej się tam dostać mając zieloną kartę niż skakać przez płot albo ściemę wymyślać. A w ogóle wiemy już gdzie tam dają żarcie. Rano nas wziął na kawę i śniadanie o nieludzkiej 8 rano. Więc na bank nas lubi, a jak lubi nas to i lubi was, bo trzymamy się razem - robiąc poważna minę złodziejka przytrzymała opatrunek tak jak technik kazał - Lepiej mów szczerze, jak się czujesz i czego ci potrzeba Gery. Dziś po południu lecimy do Ligi na spotkanie. Jutro pogadamy z Cyborgiem czy nie chce się przejechać z raz czy dwa jako nasza obstawa do Ligusów. Zawsze to przy robocie będą dodatkowe oczy, ale i tak najpierw zobaczymy co powie Peter i reszta. Hollyfield nie wpierdala się nam w robotę, nie chce żadnych dodatkowych fuch nam zrzucać na karki. Mamy wolną rękę, oni się uaktywnią już przy odbijaniu rafy, więc musimy zrobić zajebiste zdjęcia i rozpoznanie… tym jednak ty się nie martw, to moja działa. I zaciągnę do tego Amarante. O ratusz w Zakazanej spytam Katty jutro rano. W weekend tam wejdę i zacznę węszyć. Widzisz? Możesz na spokojnie sobie odpoczywać, mamy wszystko pod kontrolą.

- Aha. No widzę. No i tak jak z tymi schronami to może Katty coś wie. Albo ma dostęp do jakichś papierów. No i Amarante też. Bo pewnie trzeba by ją wziąć do spółki z tymi schronami skoro ma być twoją partnerką. - Gery wyglądał na zadowolonego z takich wieści. Z lubością zaciągnął się dymkowym szlugiem. Ale widząc, że Aaron ma już wolne ręce to nie był żyła i jemu też dał zajarać. Drugi z Runnerów chętnie skorzystał z tej okazji aby spróbować co sobie popala ich szef.

- Niezłe. No ale w końcu to towar od samego Dymka. - przyznał z uznaniem też ciesząc się tą odrobiną luksusu jaki mu skapnął.

- A ta Jane to nie wiesz skąd jest? Jak taka fajna a nie ma co robić to może ją ściągnijcie tutaj. Przydałyby nam się fajne laski. No i w ogóle ktoś kto ogarnia temat. Sama widzisz. Ile się nam roboty na łeb zwaliło. A mnie jeszcze te kutasiarze pocięły. - mężczyzna z bielmem w oku wciąż siedział na swoim łóżku i chyba cieszył się z tej luźnej i spokojnej rozmowy z bliskimi. Zadań rzeczywiście im się ostatnio skumulowało sporo. Z czego spora ich część była do zrobienia “na mieście” a nie na miejscu czy w najbliższej okolicy w jakiej zwykle działali.

- A mnie nic nie jest. Chociaż jutro to nie wiem. Będziecie balować beze mnie. Bo ja się nie zwlekę tam na dół a ten mi cały czas jęczy nad uchem abym odpoczywał i się nie przemęczał. - Roger spojrzał na kolegę jakby to jego obwiniał o to gderanie nad uchem. Jednak i na własne oczy Lucy widziała, że Ash ma rację i Skaza niezbyt nadaje się do imprezowania. Właściwie w ogóle.

- Chyba że cię na materacu tam przeniesiemy, położymy na kanapę i chuj… z drugiej strony to się będziesz męczył - jak najpierw Phere mówiła szybko to równie szybko zwolniła. Racja, nie nadawał się teraz na balety. Westchnęła po czym wychyliła się żeby pocałować jednookiego w czoło.
- Oj Gery, stań na nogi to cię zawiniemy do Katty i ją razem obrobimy, tylko musisz słuchać Asha, nie przemęczać się i w ogóle. Zdrowieć - próbowała brzmieć lekko, ale wyszło jej dość głucho. Odkaszlnęła.
- Może ci lapa i filmy skołować, co? Albo przyprowadzić jakąś foczkę żeby ci zdrowotnie laske zrobiła? Podobno nic tak nie poprawia zdrowienia jak gała z rana.

- Dzięki ale nie. Zostanę tutaj. Najwyżej ich tu przyprowadźcie aby się przywitać. I tyle. A z Katty no pewnie, bardzo chętnie. Myślicie, że zrobiłaby mi laskę? I dała się przelecieć? - Roger machnął ręką na to, że nie trzeba się nim przejmować czy to teraz czy na jutrzejszej imprezie z Cyborgami. Bo jak się na nią umawiali parę dni temu to jeszcze wszyscy zdrowi byli. Zaś pomysł z podesłaniem jakieś niuńki mu się chyba spodobał. Nawet jeśli w tej chwili wydawał się dość abstrakcyjny bo nie wyglądał na zdolnego do takich aktywności.

- Najlepiej to śpij ile się da. Sen pomaga. Przyspiesza leczenie i zdrowienie. Lepiej się nie przemęczać. - Ash pokiwał głową powtarzając na głos swoją diagnozę. Co jakoś jak się widziało te świeże bandaże ich lidera nie budziło zaskoczenia.

- No… z tym przemęczaniem prawda. Jak Nico tu był to też ciągle gadał w ten deseń - popatrzyła na Asha i parsknęła, głaszcząc rannego po włosach.
- Odpoczywaj, a my ci tu sprowadzimy albo Katty albo Norę. Jak staniesz na nogi to pojedziemy do niej do domu, do biurowca Ligi na prysznic i co tylko będziesz chciał. Tylko teraz zbieraj siły - dodała, po czym zrobiła się poważna - A ten Schultz, Spencer. Przeżył. Poszłam z nim, znalazłam i uwolniłam, potem z Nitą zaciągnęłyśmy go z powrotem pod furę przez kanały. Bo poszła ze mną, trochę marudziła ale poszła. Ma jaja… tylko kurwa tupie, no ale nie jest tchórzem. Nie było tak źle, jednego mutanta musiałam zdjąć po cichu i chuj. Ogarnięte. Próbujemy też Joeya, tego Hurona tu do Asha ściągnąć, będą wiedzieli swoje mądre rzeczy, a my zyskamy dostęp do ostatniego gangu który tam z nami będzie i jeszcze go nie wzięłyśmy z Lolą na tapetę. Ale powoli, to też ogarniemy.

- No. Ja to bym wolał jakby on tu przyjechał. To by było lepiej. - Ash raźno podchwycił pomysł aby to jego kolega po fachu z sąsiedniego gangu przyjechał tutaj a nie on by musiał pakować się do trumny i przeżywać stres opuszczania jedynego domu w jakim czuł się swojsko i bezpiecznie.

- Mogłybyście mi załatwić wejściówkę do Kate? Tam do niej do apartamentu? I żeby zrobiła mi laskę i dała się bzyknąć i w ogóle? - Skaza zazwyczaj wydawał się najbardziej opanowany z wszystkich Żałobników. Ale nawet jemu chyba trudno było sobie wyobrazić, że miałby robić numerek z tą ligową sławą z sekretariatu. W końcu nie był blondynką ani blondynem a i nie łapał się na ewentualne zauroczenie sekretarki dwoma blondynkami jakie ostatnio zdawała się przechodzić.

- Od razu poczułem się lepiej! To ja jestem na tak i w ogóle to tam Ash pokombinuj aby to się dało jak najszybciej. - trochę w żartach bo był przesadnie poważny ale wydał ich medykowi polecenie służbowe.

- No wiesz Skaza… To może trochę potrać… Może w przyszłym tygodniu coś… Zobaczymy jak to będzie wyglądać po weekendzie. Po weekendzie to już coś powinno się wyjaśnić. - Ash odchrząknął trochę niepewnie zanim się odezwał. I chyba chciał w miarę łagodny sposób uprzedzić kolegę, że przez najbliższe dni to jego stan raczej się nie zmieni za bardzo a bez tego trudno liczyć na jakieś większe aktywności.

- Oj tam maruda z ciebie Ash. Za mało jarasz. Dobra Śnieżka nie przejmuj się. Naszykuj tam tą waszą Katty no a ja jak wyjdę z tego syfu to się zgłoszę. - machnął ręką więc pewnie zdawał sobie sprawę, że ich technik ma rację ale miło było tak sobie chociaż przez chwilę pogadać i wyobrazić takie przyjemne alternatywy i scenki.

- Tak jest! - złodziejka udała że salutuje. Pogadali jeszcze chwilę o pierdołach, ale dało się poznać że z Rogerem nie jest najlepiej bo w pół zdania głowa mu się przechyliła na bok i usnął. Razem z Aaronem zabrali niedojedzone śniadanie i udając brak niepokoju, ułożyli go w wygodnej do snu pozycji, aby chociaż trochę odpoczął.
Należało mu się.

Wtorek; południe; klub “Grzesznik”

- Myślisz że Leo ciągle gdzieś tam jest? - Lucy spytała Milę, wskazując tlącą się końcówką skręta na bryłę starego kościoła przerobionego na nocny klub. O tej porze dnia, w świetle słońca, neony wyłączono, przez co lokal wyglądał prawie jak normalny przybytek boży. Z daleko można się było oszukać.
- Przywiązany do łóżka, karmiony, ruchany, pojony i w ogóle - parsknęła, rozpierając się wygodnie na fotelu pasażera. Nogi wywaliła na zewnątrz, opierając je o otwarte okno uchylonych drzwi. Południe się zbliżało, tak jak ich spotkanie z długonogą właścicielką niebieskiego Ferrari. Docelowo szły na obiad, taki był surowy plan, ale wiedziały że i tak wydarzy się więcej niż grzeczny lunch we trójkę. Dały sobie czas na spalenie fajka zanim nie ruszą po swoją blondynę. Jeszcze parę minut, tak dla odmiany nie w biegu od rana.

- Przez Blue? Być przywiązaną do jej łóżka, ruchana i karmiona? Przez Blue? Rany! Gdzie trzeba podpisać ten cyrograf!? - Mila spojrzała leniwie na kumpelę gdy pewnie przez chwilę próbowała sobie wyobrazić co tamta mówiła. I sądząc po jej wesołej reakcji to taka wizja była jej bardzo przyjemna i na rękę.

- Nie no pewnie jak zobaczył, że zaspał to wrócił do siebie. Ale jak Katty wysłała mu zaproszenie na to zebranie to chyba powinien się pojawić. - wzruszyła leniwie ramionami dając znać, że raczej nie martwi się o stan ani długonogiej blondynki od superfury ani o bruneta z bokobrodami jaki powinien mieszkać nie tak daleko stąd skoro był z tej dzielni.

- To gdzie się z nią umówiłaś? Idziemy do “Grzesznika” czy na ten obiad? - zapytała tak pod kątem najbliższych chwil.

- Wpadamy po nią do “Grzesznika” i lecimy na drugą stronę do knajpy na obiad - albinoska mruknęła po chwili trawienia pięknej wizji. Tak, sama chętnie podpisała by taki cyrograf.
- Zajebiście tam karmią, Blue też tam jada. Chyba że jej się upierdoli w bani inna koncepcja to na bieżąco będziemy składać plan. Na pewno zacinamy się tam w kiblu, więc trzymaj kajdanki w pogotowiu.

- No zobacz co za plaga z tymi zaciętymi kiblami na mieście. Ale powiem ci, że jakbym wiedziała wcześniej, że to taka frajda to już dawno bym się tak zacinała. - roześmiała się druga blondynka wysiadając ze swojego czarnego wozu. Ruszyły w stronę dawnego kościoła kierując się ku głównemu wejściu.

- Ciekawe czy Nora będzie. - zastanawiała się po drodze ale o tej porze ten grzeszny lokal i do tego w środku tygodnia to świecił pustkami jak kantyna w Fabryce Forda o poranku. Scena gdzie normalnie tańczyły grzesznice kusząc zmysły śmiertelników była pusta a wśród stołów niewiele było gości. W końcu nie była to jadłodajnia a za wcześnie było na standardową klientelę i ich rozrywki.

- Blue jeszcze nie ma ale może się zjawić. Nory też nie ma ale może być u siebie. Idziemy ją odwiedzić czy czekamy na Blue? - zawahała się kumpela patrząc na Phere. Mniej więcej to już były o czasie. Ale w świecie bez zegarków to i wystrzałowa blondynka mogła pojawić się za kwadrans albo za pięć sekund i wciąż byłaby o czasie.

Albinoska rozejrzała się po okolicy, szukając natchnienia w suficie.
- Poczekam tu, ty leć po Norę. Nigdzie się stąd nie ruszę - zasalutowała i puściła jej oko.

- O! Dobra! To czekaj a ja już lecę! - Mila ucieszyła się z tej szybkiej decyzji i rozsądnego rozwiązania. Wstała ze swojego stołka i ruszyła wzdłuż pustego raczej baru do załomu gdzie zniknęła Lucy z oczu. Przez chwilę została sam na sam z diablicą jaka miała teraz raczej symboliczny dyżur. Gdzieś jakiś sprzątacz zamiatał podłogi a klientów było jak na lekarstwo. Więc po jakimś pół fajku usłyszała stukot obcasów i zza tego samego załomu co zniknęła Lola pojawiła się ponownie. Tym razem z ich ulubiona diablicą.

- Cześć! Jak miło, że wpadłyście. No właśnie Loli mówiłam, że jak szefowa się z wami umówiła to pewnie niedługo przyjedzie. - Nora zaczęła mówić jeszcze zanim doszła do Lucy i cmoknęła ją w policzki. Po czym usiadła na wolnym stołku obok.

- Powiedz Lucy o Leo. - druga Runnerka nachyliła się nad barem aby diablica powtórzyła kumpeli coś co widocznie już od niej usłyszała po drodze a co chyba zapowiadało się dość zabawnie.

- Właściwie nie ma co opowiadać. Zaspał. Jak wstał to już było za późno jechać na to spotkanie no to chyba wrócił do siebie. - odparła krótko Nora nie siląc się na jakieś bujne historie.

Słysząc co się przytrafiły sztywniakowi co taki sztywny do końca nie był złodziejka roześmiała się w głos i tak śmiała się przez dobrą chwilę aż wreszcie śmiech przeszedł w chichot, a ten dało się opanować.
- A taki… był pewny że duży jest i sam wstanie. To my tu zaczynałyśmy być zazdrosne, że go Blue przykuła i tam wykorzystuje ile fabryka dała dlatego nie przyjechał… a ten zaspał! No kurwa no - parsknęła kilka razy.
- Z drugiej strony to dobrze, bo jego ziomek na robocie skończył z rozjebanymi kosą bebechami, więc fart. No mówiłam, to przez to całowanie albinosów. Duchy mu sprzyjają. A jak z tobą? Pewnie cię bidulko wyrwałyśmy ze snu - popatrzyła na diablice.

- No akurat niedawno wstałam. Właśnie pudrowałam sobie nosek i takie tam. - wyglądało na to, że owo zaspanie Leo jednakowo rozbawiło całą trójkę kobiet. Zwłaszcza jak każda pewnie miała w uszach jego pewny siebie ton zaznaczający, że nie potrzebuje pomocy przy wstawaniu bo przecież nie jest dzieckiem. A tu proszę! Przynajmniej teraz miały się z czego pośmiać.

- I coś się stało jego koledze? Przykre. Może faktycznie na dobre mu to wyszło, że został u nas. - powiedziała i wypiła za to drinka jaki zrobiła im jej koleżanka zza baru. - A zawitacie do nas jeszcze? Byłoby mi bardzo miło. Nawet tak prywatnie. Aha i co z Nico i Katty? Widziałyście się jeszcze z nimi po tamtym razie? - grzeszcznica siedziała w kusym szlafroczku w jakieś wschodniozazjatyckie, smocze wzoru co było właściwie strojem zbyt prywatnym i nieprzyzwoitym aby paradować po barach i innych miejscach publicznych. Z drugiej strony to był “Grzesznik” a ruch był tak słaby, że właściwie było tu prawie pusto. Diablica jednak była też ciekawa losów pozostałych gości z ostatniej niedzieli jacy towarzyszyli obu blondynkom.

- Nico wrócił na swój rewir. Ortega pomogła go przetransportować pod próg jego meliny wewnątrz ich pierdolnika, bo nas by gonili pedały z maczetami. W czwartek się widzimy w “Californi” tak bardziej na legalu. Chcesz to go pozdrowimy - uśmiechnęła się i kontynuowała.
- No Katty widujemy codziennie, wpadamy do niej na szluga czy tam sypane latte. Albo żarcie podrzucamy lub wychodzimy na jogę do jej domu. Zresztą dziś na noc u niej parkujemy razem Bricksem, Jasonem. Wiesz, tym od nas z Ligi. - wzruszyła ramionami i zaśmiała się trochę smutno.
- Oj kochanie, jakby się dało w ogóle byśmy stąd nie wychodziły. Niestety mamy teraz tak zasrany terminarz że masakra. Ale w pierwszej wolnej chwili obiecujemy że wpadniemy całą ekipą, albo wpadniemy po ciebie i gdzieś wywieziemy. Pewnie za dnia, co? Bo po nocach pracujesz.

- No tak, wieczory i nocki to dla mnie gorący termin. Ale nawet wtedy jestem gościnnie otwarta na wszelkie grzeszne i nieprzyzwoite propozycje nawet jeśli tylko poprzez udzielenie miejsca w moim łóżku. - czarnowłosa diablica pokiwała głową przy wtórze nieco smutnego uśmiechu. Miała taką pracę, że musiała w niej być aby bawić mógł się ktoś.

- Ale w środku tygodnia mam nockę czy dwie. Zwykle środy i wtorki, czasem czwartki. Najpewniejsze mam jednak środy. A poza tym to środek dnia bo jak widzicie u nas to wtedy jest środek nocy. - wyjaśniła wskazując na raczej puste wnętrze prawie bezludnego lokalu. Więc w przeciwieństwie do choćby takiej Katty to mogła się umawiać na coś w środku dnia.

- I tak wam zasmakowała ta sypana latte? Oj ale przyznaję, że też miło ją wspominam. Jakbyście miały jeszcze ochotę to też zapraszam. I Katty też widzę dokooptowałyście do zespołu? No, no, nieźle sobie poczynacie. Bardzo grzesznie i lubieżnie. Podoba mi się. Macie moje pełne poparcie. Jakbym tylko mogła coś wam pomóc w tym grzeszeniu to walcie śmiało jak w dym. - półżartem pół serio Nora z przyjemnością słuchała i komentowała te ostatnie przygody i wyczyny obu blondynek.

- I jesteście ustawione w “Californii”? U Camino? Ciekawe. Szefowa im kiedyś niezły numer wycięła. Zgarnęła im ze stajni taką zarypiastą foczkę co potem tutaj u nas występowała. To pewnie nie wspominają jej miło. Więc raczej jak tam będziecie to o nas i o szefowej lepiej nic nie wspominajcie. - uwaga o klubie w dzielnicy kolorowych wywołał niespodziewane skojarzenia u ubranej w kusy szlafroczek kelnerki. Upiła znów ze swojej szklaneczki i uśmiechnęła się oszczędnie.

- Blue im zajebała jakąś laskę? - Phere zmarszczyła czoło - Czarnuchom? No to prawidłowo, a co z nią się stało? Mówiłaś że występowała, a teraz? Może by mogła coś powiedzieć czego się spodziewać na miejscu skoro tam robiła albo przebywała.

- A teraz nie występuje. Właściwie nie wiem co się z nią stało bo jak zaczęłam pracować w zeszłym roku to już jej nie było. Tylko o tym słyszałam. To już dobre parę lat temu było. - Nora wzruszyła ramionami przyznając się do niewiedzy w detalach tej sprawy.

- O i jest sama Blue. - Lola spojrzała na wejście a w nim pojawiła się długonoga, smukła blondynka obwieszczając swoje nadejście stukającymi obcasami. I szła jakby cało to miejsce należało do niej.

- Cześć dziewczyny. Mam nadzieję, że nie czekałyście zbyt długo. - powiedziała Blue zatrzymując się przy nich i cmokając każdą z trzech dziewczyn w policzek na przywitanie.

Blondyny chętnie nadstawił policzki i same oddały trzeciej blondynie przywitanie. Jakoś tak wyszło ze już zaraz później stały już po obu jej stronach i szczerząc się wesoło.
- No co ty, Nora nam dotrzymała towarzystwa, to nawet nie wiemy ile pierdolnęło, ale krótko - zaśmiała się Phere i obcięła Blue bardzo wymownym spojrzeniem.
- Chociaż na takie widoki warto czekać. Zajebiście wyglądasz, zresztą jak zawsze. To co, idziemy coś oszamać czy wolisz zacząć od inspekcji sanitarnych?

- Też wyglądacie malowniczo tak jak pamiętam. Chociaż z tego co pamiętam najlepiej wyglądacie bez niczego. No ale na to może jeszcze troszkę za wcześnie. - Blue płynnym ruchem przejęła biodro albinoski jakby to było jej naturalne miejsce. Loli poszczęściło się pod tym względem ciut mniej bo w swoją prawicę panna Faust ujęła kieliszek zaserwowany przez swoją pracownicę. Nora zaś ładnie oddała salut dając znać, że stoi na straży praworządnego grzeszenia i kusi klientki i koleżanki jak to prawilnej diablicy wypada.

- No to może się przejdźmy wrzucić coś na ruszt. - szefowa “Grzesznika” miała widocznie dość sprecyzowane plany na tą przerwę obiadową w środku dnia.

- Słyszałyśmy jakąś plotę że podjebałaś kiedyś brudasom z Camino jakąś laske z klubu California - Phere chętnie podjęła zarówno rozmowę jak i wędrówkę ku żarłodajni ale szybko wybuchła szczerym śmiechem.
- Kurwa, Julia! Dymek będzie jutro! - nie wytrzymała i od razu się wypałowała - W samo południe w “Nuru”! Jak zobaczył twoją wizytówkę i zaproszenie od razu się zgodził i jeszcze szpanował przed kolegami że go będą cztery laski obłapiać! Ja pierdole! Byłyśmy wczoraj u niego, wyszłyśmy rano i… chyba nas polubił. Jest zajebisty, no zobaczysz jutro! Słodziak w chuj i dzięki - mocniej objęła blondynkę i pocałowała ją przejęta.

Blue też się roześmiała i dała obłapić i pocałować. Chętnie zgarnęła po długonogiej blondynie pod każde ramię i tak ruszyły przez plac w stronę kawiarni. - To jednak się zgodził? No cóż. Nie chwaląc się to chyba mamy jakąś reputację na mieście. Ja, “Nuru” no i Seiko. Chociaż jak widziałam w niedzielę to z wami też się nudzić nie da i pewnie to był główny czynnik. - rozmawiała wesoło gdy w dobrym humorze szła przez plac zostawiajac dwu-wieżową bryłę kościoła za plecami.

- A z Novą no tak, było. Ale to stare dzieje. Nora wam powiedziała? A co ją tak nagle na wspominki wzięło? - zaciekawiła się Blue skąd to zainteresowanie dziewczyn sprawą sprzed lat.

- A bo w czwartek koleżanka zaprosiła nas do “Californi”. - odpowiedziała Lola też się ciesząc na to wszystko.

- Aa. To stąd. No tak, wtedy po aukcji trzymali ją w “Californi”. Ale nie mogłam im jej odpuścić. Chciałam ją dla siebie. Dla “Grzesznika”. No i dla mojego Szafirka. - Blue rozpogodziła się jakby miała z tamtego okresu całkiem miłe wspomnienia.

- Szafirka? - albinoska zamrugała. Szafirek to się jej kojarzył jednoznacznie i dość runnersko, fabrycznie…
- Chodzi o Seiko? - dodała drugie pytanie próbując sobie przypomnieć co Blue mówiła o Dymku, ale chyba się przyznała że do tej pory się nie spotkali, więc ten Szafirek to nie mógł być on… chyba.

- Tak, Szafirek. Maira van Aspen, znana jako Blue Angel. Z Federacji. Moja partnerka. - powiedziała skromnie Blue gdy otworzyła drzwi do jadłodajni aby obie panny mogły wejść do środka. Przechodząc obok blondynka spojrzała na albinoskę i też widocznie nie spodziewała się takich rewelacji. Bo o samej van Aspen i Blue Angel to słyszały. Była gwiazdą kilku sezonów kilka sezonów temu. U szczytu kariery biła na głowę takie sławy jak Dziki, Patti, Joy czy Clody. Teraz już jednak nie ścigała się aktywnie i właściwie nie były pewne co się z nią teraz dzieje. A na razie zajęły ten sam stolik co poprzednio z Norą i Leonem. Była okazja aby coś sobie zamówić. Zamówiły więc to co polecała Julia.

- To czekaj, bujasz się z Blue Angel? - Phere zadała sakramentalne pytanie i widząc potwierdzenie drążyła dalej - Tą Blue Angel, nie? Niebieskie włosy, niebieskie usta i niebieska fura. Czyli wiesz co się z nią dzieje. Dlaczego odeszła z Wyścigów?

- Tak, właśnie ta. Blue Angel, Blue Lady. No i mój Szafirek. - blondynka ubrana w niebieskie barwy uśmiechnęła się z zadowoleniem ciesząc się chyba, że obie rozmówczynie rozpoznają nazwisko jej partnerki.

- A odeszła bo chciała odejść niepokonana. No i zająć się biznesem. Jak widzicie to troszkę zajmuje czasu i uwagi no a taka śliczna twarz jak mojego Szafirka idealnie się nadaje na twarz firmy. Nazwisko także. - wyjaśniła sadowiąc się wygodnie na swoim miejscu po tym jak zamówiła u zgrabnej kelnerki słodkości na deser i całkiem bogate i smacznie się zapowiadające śniadanie.

- Znam przynajmniej jedną świetną buźkę idealną do wszelkich biznesów, nie tylko na okładkę - złodziejka podniosła szklankę przepijając toast do trzeciej blondynki. Robiło się ciekawie, nie dość że kręciła z Seiko to jeszcze z byłą gwiazdą Ligi… albo i dwoma, jeśli liczyć Dzikiego.
- Jak będzie kiedyś w mieście to daj cynę, wpadniemy po autograf. Kibicowałyśmy jej z Lolą, nawet wtedy gdy wygrywała z Dzikim. Miała styl i klasę, pewnie ciągle je ma, co? Nie dziwię się czemu wokół ciebie latała. Przyciągasz chyba najlepsze dupy w mieście, to jakiś rasowy skill z Vegas? - powiedziała i z zadowoloną miną oparła łokcie o blat.

- Oj tak, prawdziwa z niej dama. Uwielbiam ją. Ale teraz faktycznie wyjechała z miasta. Interesy. Jak wróci wspomnę jej o takich dwóch blond fankach co by miały marzenie o autografie od niej. A to co to za świetna buźka idealna do wszelkich interesów co tak polecasz? - Blue było całkiem przyjemnie na takie pochlebstwa pod adresem swojej osobistej gwiazdy Ligi. Do której widocznie żywiła gorące uczucia i wielki szacunek bo dało się w głosie usłyszeć nutkę żalu na to rozstanie z niebieskowłosą. Te komplementy pod adresem jej samej też musiały ją bawić i nastrajać do obu blondynek pozytywnie.

- A jakoś poprzednio mi to wyleciało z głowy. Ale czym wy się właściwie zajmujecie? Poza zamykaniem się w kiblu z jakimś gorącym towarem oczywiście. - Julia Faust pozwoliła sobie na mały żarcik z okoliczności w jakich się początkowo spotykały. Ale wydawała się też zaciekawiona dwoma swoimi rozmówczyniami.

- Właśnie na nią patrzę - Phere puściła jej oko przy kwestii buziek, a potem jakby na chwilę się zamyśliła.
- Teraz robimy fuchę dla Ligi - przyznała widząc porozumiewawcze spojrzenie drugiej Runnerki. Brzmiało lepiej niż “próbujemy przeżyć i nie umrzeć z głodu, albo od biedy”.
- Na pewno słyszałaś o akcji odbijania rafinerii w Zakazanej Strefie, od dawna sprawa jest na tapecie, ale to było tylko takie chrząkanie… do czasu. Wreszcie wszystkie gangi wystawiły swoich ludzi i zaczęły się konkrety. Najpierw mamy zrobić rozpoznanie, potem usunąć zastawione przez Marka i jego chłopaków miny w newralgicznych punktach obiektu. Zrobić pełen zwiad, pocykać foty jak to teraz wygląda i obczaić system wart oraz trasy patroli żeby później chłopaki i reszta grupy uderzeniowej wjechali w nich jak w masło, a Liga odzyskała swoją własność w miarę całościowo.

- O. W końcu się za to wzięli? - blondyna w błękitach z uznaniem uniosła brwi do góry jakby plotki na temat planów odbicia rafinerii słyszała jak i pewnie większość miasta. Ale podobnie jak większość miasta na tym jej wiedza w tym temacie się kończyła.

- No wzięli. No i my z Lucy jesteśmy właśnie od Runnerów. Znaczy właściwie to cały nasz gang. Bo my Żałobnicy jesteśmy. Ale wczoraj nam kumpla pocięli na jakimś zadupiu. A mamy tam stawiać jakiś maszt czy co aby był lepszy sygnał. Słabo to ogarniam. U nas Ash to jest mądrala od takich rzeczy. Ja to driver jestem. - Lola skorzystała z okazji aby zabrać głos w tej blond rozmowie. I dopowiedziała pannie Faust nieco więcej detali do tego co już powiedziała jej kumpela.

- Aha. No tak, to ma sens. A ty Lucy? Czym się zajmujesz? - blondynka w błękicie zapytała siedzącej naprzeciwko o jej specjalizację. Skoro już coś wiedziała o jej sąsiadce i ich rodzimym gangu.

Złodziejka napiła się kawy, myśląc co i jak powiedzieć. Pewnie odpowiedź że zajmuje się kminieniem jak po raz kolejny wpaść do Fabryki żeby napastować Hollyfielda nie usatysfakcjonuje Juli.
- Wchodzę tam gdzie nie powinnam i wychodzę tak, aby nikt tego nie zauważył. Czasem z jakimś bonusem - odpowiedziała, stawiając kubek na stole - Szwendacz i zwiad, trochę tropię i zajebiście wyglądam nago. Zależy co jest potrzebne akurat.

- O. No popatrz. To ostatnie to chyba bym mogła potwierdzić. - blond biznesmen roześmiała się ciepło i wyrozumiale obdarzając albinoskę wesołym spojrzeniem. I też uniosła swoją filiżankę kawy do ust upijając mały łyk i nie spuszczając z rozmówczyni wzroku.

- Też tak kiedyś zaczynałam jak ty. Ale to było ledwo przyjechałam do tego ponurego miasta. Jak ktoś nie jest z Vegas to nie wie co to jest światło i neony. Ile to daje barwy i emocji! No ale teraz jak widzicie zajmuje się interesami. - powiedziała wskazując bokiem głowy za okno gdzie tam gdzieś po drugiej stronie błotnistego placu stał “Grzesznik”. Mówiła z nostalgią jakby wspominała stare, dobre czasy jakie skończyły się bezpowrotnie.

- No ciekawie się zapowiada. A jak wam idzie z tą rafinerią? - zagaiła o stan obecny tego zbiorowego projektu firmowanego przez Ligę.

- Ruszyliśmy niecały tydzień temu i jeszcze na razie nikt z nas się nie pozabijał, a to już sukces bo każdy gang wystawił swoich. Camino też - Phere wzruszyła ramionami - Na początku w ogóle do nas nie gadali, ale na ostatniej akcji się zesrało więc trzeba było… na przykład się umówić do ich klubu w tym burdasowie i takie tam. A idzie powoli, za duże ryzyko żeby tam się wpierdolić na yolo bo wszystko jebnie w powietrze i się jeszcze będzie jarać długie miesiące zanim wyjara do końca. Leo też z nami robi, stąd się znamy. Na razie znaleźliśmy punkt poza Strefą aby postawić nadajnik który nam umożliwi komunikację gdy wejdziemy do środka. Znaczy ja i Amarante od Parkerów która też się szwenda. Wczoraj odkryliśmy jeden z tuneli Drinkersów prowadzący z peryferii Camino chyba do środka strefy. Będziemy to na dniach dokładnie sprawdzać. Lepsze takie wejście niż za każdym razem sranie się ze sztywniakami od Starego Zgreda czy na pewno mamy aktualne glejty na wjazd do Zakazanej, czy to podrobiona pieczątka… bez obrazy, nie wszyscy są tak zajebiści jak ty - puściła Julii oko.

- Oh ale ja nie jestem od Zgreda. To, że mam gabinet w “Ambasadorze” nie znaczy, że jestem z jego paczki. Ja jestem z Vegas złotko. I jestem bajeczna. - Julia roześmiała się cicho i wesoło dając znać, że nie czuję się jedną ze Schultzów. Nawet jeśli mieszkała na ich terenie a nawet miała gabinet w ich głównej siedzibie. Co było oznaką zaufania i statusu ze strony Starego i jego ludzi. Zwłaszcza jeśli nie chodziła w ich żałobnej czerni i nie była członkiem ich bandy.

- No ale rozumiem, to przekraczanie kordonu może trochę przeszkadzać. Chociaż sądzę, że jeśli to oficjalna akcja Ligi w jakiej i Ted bierze udział to pewnie by to załatwił jak trzeba aby obyło się bez komplikacji z tym kordonem. - podzieliła się jakie jest jej zdanie na ten temat.

- Z poruszaniem się kanałami może być pewne ryzyko. W końcu to właśnie tamtędy chadzają mutki Hegemona. Dla nich to jak autostrada. No ale to jak tam będziecie to pewnie same się przekonacie jak to akurat tam wygląda. - dodała na znak, że niekoniecznie uważa trasę podziemną za najbezpieczniejszą. Skoro były one często stosowane przez odmieńców.

- I umówiłyście się w brudasowie? W jakimś klubie? A w jakim? I po co? Jeśli można wiedzieć. - zagaiła o spotkanie w dzielnicy kolorowych jakie chyba ją zaintrygowało bo w końcu Runnerzy najczęściej to mieli wojnę z Camino. Jak było zawieszenie broni to zwykle oznaczało, że jest całkiem dobrze między nimi. A to raczej nie sprzyjało wzajemnym wizytom.

- Zawsze od biedy możemy zacząć przebijanie kordonu od naszej strony. Chłopaki wiedzą co i jak. Tylko to wejście jest akurat obok wieżowca gdzie będziemy budować maszt. Wypada teren jakkolwiek sprawdzić i zabezpieczyć - złodziejka poprawiła się na krześle, opierając wygodnie o oparcie. Niby przypadkiem trąciła stopą nogę siedzącej naprzeciwko blondynki w błękitach.
- “California”, z laską od CR która też bierze udział w akcji. Robimy sobie znajomości i przyjaciół - przyznała otwarcie - Jest w porządku jak na brudasa, ogólnie chujową akcję wczoraj mieliśmy. Drinkersi się nam wjebali w robotę, naszego kumpla pocięli, pocięli drugiego typa od Camino, a kumpla Leo ze Sztywniakowa obrobili i zabrali ze sobą w kanały. Niby dało się wywalić lachę i machnąć ręką bo nie nasz problem, a typ miał po prostu pecha i tyle. Zabrali go ściekami do siebie, żeby zeżreć albo przerobić na kolejnego mutka… pewnie powinnyśmy odpuścić - wzruszyła ramionami i odpaliła papierosa.
- Ale razem w tym siedzimy, teraz nie ma podziału SR, CR, Huroni czy Schultze. Mamy robotę, poważną i ciężką. Jeśli ma się udać musimy chociaż w jakimś stopniu sobie ufać i na sobie polegać. Ciężko jeśli ciągle się patrzymy po sobie wilkiem. Stąd bajerowanie Leona i… wyciągnęłyśmy go. Ja i Camino. Weszłam do jakiejś śmierdzącej Hegemonem fabryki, znalazłam dziada, oczyściłam teren i wywlekłam na zewnątrz, a tam z Nitą go wpakowałyśmy w kanały i z powrotem do naszych. Pierwsza jucha za nami, trzeba to oblać. Poza tym jest spoko, zobaczymy co z niej za numer.

- Z Nitą? - dopytała się siedząca naprzeciwko Lucy blondynka. Ale słuchała z wielkim zainteresowaniem. I jakoś nie robiła afery jak pod stołem trąciła ją stopą. Sięgnęła po filiżankę kawy i oparła się wygodnie o oparcie ławy dając znać, że jest nastawiona na słuchanie. Zaś Phere poczuła jej rewanż pod spodem. Jak czubek jej pantofelka na wysokim obcasie przesuwa się po jej kostce i łydce. Powoli i bez pośpiechu. Ale na pewno nie przypadkiem.

- To właśnie ta od Camino. Ale jest całkiem słodziutka. Umówiłyśmy się z nią tuż przed atakiem. No i zaprosiła nas do siebie. Tam do “Californii” właśnie. Nie byłyśmy tam jeszcze z Lucy ani chyba nikt od nas tam nie był. Poza tym jak Lucy mówi. Będziemy na siebie skazani z tą Strefą i rafinerią to lepiej zakopać topór wojenny. Dzisiaj też mamy jeszcze spotkanie w Lidze w tej sprawie. - Mila pokiwała swoimi blond sprężynkami i chętnie odpowiedziała pannie Faust na to kim jest Nita no i resztę tych ligowych spraw związanych s rafą.

- W “Californii”? A tak, byłam tam raz. Nawet niezły lokal, gorące dziewczynki tam mieli. Tylko za dużo czarnuchów jak na mój gust. Więc jeśli nadal tak tam jest no to nie powinno być tak źle. Ale gdybyście potrzebowały alternatywy to zapraszam do mnie. Aha a co z jutrem? Coś już wiecie? - po twarzy Julii nie było nic widać. Ot dostojna dama siedziała sobie na dwuosobowej ławie, wygodnie oparta i nogą założoną na nogę popijała sobie kawę do zamówionego śniadania. I toczyła cywilizowaną, towarzyską rozmowę ze swoimi gośćmi. Ale pod stołem Lucy czuła jak jej stopa poczyna sobie coraz śmielej na jej łydkach i dotarła już do kolan.
 
Dydelfina jest offline