Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2022, 05:09   #48
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Widząc że na razie nikt się nie kwapi aby wchodzić w detale Śnieżka poprawiła się na kolanach Loli i łyknęła wody z postawionej przed nimi szklanki.
- Zesrało się wczoraj trochę, ale ogarnęliśmy więc luz - zaczęła spokojnie i pewnie, patrząc emerytowanemu Ligowcowi w twarz.
- Nasz spryciarz Joey znalazł idealny punkt na budowę anteny, chujowo że Drinkersi w okolicy mają jakieś swoje przejście i się nam wysypali jak frajer z talonów po porządnym obiciu mordy. Trzeba je sprawdzić, teren zabezpieczyć… chociaż kurwa betonem włazy zalać aby to dziadostwo nam nie lazło więcej przed oczy. Albo zaminować, Mark i jego chłopaki sobie chyba z tym poradzą. Lub po prostu niech sypną dynamitem, a Leo z palcem w dupie to zrobi w przerwie na faja - spojrzała na Schultza i mrugnęła do niego.
- Przed zebraniem podbiłam temat zwiadu do Amarante, bo chyba we dwie byśmy musiały wskoczyć w kalosze i przewiskać teren. Tym bardziej, że jest opcja przejścia spod anteny do Zakazanej, no ale to właśnie trzeba dokładnie sprawdzić. Poprzednim razem miałyśmy z Nitą inne rzeczy na głowie niż podziwianie krajobrazów i trochę mało okazji żeby się rozglądać. Właz wychodzi na jakąś fabrykę, mieli w niej pseudo punkt medyczny i zmutowanego rzeźnika… to już go nie mają - wzruszyła ramionami, a przed oczami stanęły jej plecy kobiety którą zabiła. Cieszyło ją, że nie dostrzegła twarzy, dzięki czemu była to tylko bezosobowa figura postawiona na drodze między nią, a Spencerem.
- Bilans tego gówna to trzech ciężko rannych, ale żadnych trupów. Czyli jakiś profit mimo wszystko. Niemniej na następną podobną akcję w terenie bierzemy z Lolą paru kumpli jako ochronę, bo spoko. Fajnie się łaziło w tym gównie po łydkę i ciągnęło potem krwawiącą przesyłkę, jednak lepiej tego uniknąć. Duchy chciały trafiło na Spencera, ale mogło trafić każdego - popatrzyła po reszcie zebranych robiąc krótką przerwę żeby westchnąć.
- I jakby było trzeba to bym za każdym z was polazła, tylko to strata czasu, sił i środków. Wolę się skupić na głównej robocie, a nie odpierdalaniu psa gończego. Nita też na pewno się lepiej sprawdza w innej roli. Chcę też do ręki glejt na wjazd do Strefy. Jakbyśmy się nacięły następnym razem na Egzekutorów.

- No właśnie. Bo tam jest najlepsza telemetria z tych wszystkich cośmy sprawdzali. No i z dachu widać tą dzielnię Hegemona. To myślę na zasięg sygnału też by było w sam raz. I mechanicznie to nie jest trudne. Trzeba zbudować maszt. To ze zwykłych kratownic można. Właściwie zbudować to można gdziekolwiek, potem tylko przewieźć na miejsce, wnieść na górę i zamontować. Ja mogę to zmajstrować no a wam zostawię transport. - Joey ożywił się tak mile połechtany komplementem z ust albinoski pod adresem swoich umiejętności i szybko dorzucił coś od siebie. Głównie jako technik wczorajszej wyprawy. Peter coś zapisał u siebie a Ortega u siebie. Na razie jednak słuchali i dali mówić tym co tam wczoraj byli na miejscu.

- No tak, ja nie znałam tego przejścia kanałami cośmy poszły z Lucy. Nie wiem właściwie gdzie żeśmy wyszły. Też nie miałam się za bardzo jak rozglądać. Zresztą nie było gdzie. Wylot jest w jakimś zaułku to widać niebo nad głową i wylot zaułka na nie wiadomo na co. A potem poszłyśmy po śladach krwi do tej fabryki albo magazynu. Nie wiem co to było. To też nie bardzo było co zwiedzać. No a potem wróciłyśmy ze Spencerem. Dobrze, że Joey i Lola nam pomogli go wydobyć na górę z tych kanałów bo byłam już wtedy tak wykończona, że we dwie to nie wiem czy byśmy go dały radę. - Nita odezwała się także dodając coś od siebie. Głównie o tej kanałowej wycieczce na północ i powrocie z ledwo żywym schultzem. Widocznie nie wspominała tej mordęgi zbyt miło chociaż miała satysfakcję, że udało się go wyrwać z łap mutków.

- A ten właz i w ogóle okolicę można zaminować. Ja mogę to zrobić. Znam się na tym. Tylko musiałbym tam pojechać i zobaczyć jak to wygląda. Ale mogę to zaminować. Tylko ktoś by mnie musiał osłaniać bo to dość zajmujące zajęcie. - Leon zgłosił się do tej minerskiej roboty którą zaproponowała jedna z Runnerek. Patrzył na Petera i na pozostałych. Ale tym razem to Ortega się odezwała.

- Z tym minowaniem to ostrożnie. To jest zaraz przy naszych opłotkach. Nie chciałabym aby ktoś wlazł w te miny. Ktoś od nas albo z naszych gości. - Maria widocznie patrzyła na to z nieco szerszej i dłuższej perspektywy. Leo prychnął słysząc o gościach Camino. Byli w końcu powszechnie uznawani za jeden z najbardziej hermetycznych i ksenofobicznych gangów w mieście. Chociaż i tam zdarzały się wyjątki jak choćby dzień otwarty gdy raz w miesiącu odbywały się walki psów albo co jakiś czas do teatrów jak wystawiali jakąś sztukę.

- Mogę pomalować te miny na żółto. Powiedz swoim no i reszcie aby omijali żółte. Bo co żółte to wybucha. Te mutki to chyba nie są zbyt bystre to może się nie połapią. Zresztą nawet jeśli to przecież chodzi o to aby nam nie właziły w paradę jak urwie jaja jednemu czy drugiemu to może pozostali się połapią, że jak żółte to wybucha. Po wszystkim mogę spróbować rozbroić te co zostaną. Albo nawet można je zdetonować. Bo to chyba jakieś pustkowie co? Tak chyba coś mówiliście, że to ziemia niczyja. Tak? - schultz z bokobrodami wznowił swoje ledwo Ortega skończyła mówić. Wydawał się zirytowany jej wtrąceniem ale mimo to dawał wyraz swojej woli współpracy i chęci pomocy. A jako saper mógł się tutaj przydać z tym minowaniem włazu i ewentualnie rozminowywaniem.

- Można też założyć petardy i race. Jako system alarmowy. Dorzuci się wąsy albo potykacze i jak któryś potrąci no to wybuchnie raca albo petarda. Będzie wiadomo, że ktoś tam się szwenda i gdzie. - jakby w ostatniej chwili dorzucił kolejną propozycję jako uzupełnienie albo alternatywę dla tej pierwszej. Zwłaszcza, że ta nie była z tych zabijających i okaleczających nawet jakby ktoś inny niż mutek w nią wlazł.

- No ciekawa propozycja. Mnie się podoba. Zwłaszcza z tymi minami. Zajebisty pomysł. Dużo masz tych min? - Jason dziwnym zbiegiem okoliczności wyraził swój entuzjazm dla pomysłu garniaka. Skoro Maria wzbraniała dać się na to wolną rękę to on dał zielone światło bez wahania. No ale to nie chodziło o teren tuż przy opłotkach runnerowej dzielni. W efekcie gdyby wzrok Córki Ognia jak czasem nazywano Ortegę mógł zabijać to obie Runnerki miałyby teraz obok kupkę popiołu na krześle.

- No trochę ich mam. Na sam właz na pewno wystarczy. Na okolicę to nie wiem. Musiałbym to zobaczyć to wtedy bym coś powiedział. - odparł Leon ale ostrożniej bo nie chciał podpaść Ortedze ani stać się celem rozgrywki między tym dwojgiem. Zwłaszcza, że w porównaniu do nich to nie miał tak mocnej pozycji. Znów interweniował Peter chcąc uniknąć kolejnej pyskówki.

- Dobrze to potraktujemy to na razie jako propozycję. Mario możesz o te miny zapytać Malcolma? To mógłby być rzeczywiście dość prosty i tani sposób aby zabezpieczyć teren tego włazu i budynku. A możliwe, że tam trzeba będzie trzymać jakieś dyżury i założyć posterunek obserwacyjny. - Akroyd przyjął ugodowy ton chcąc zjednać przedstawicielkę Camino do tej propozycji Runnerów i Schultzów. Maria miała minę jakby chciała powiedzieć “nie” ale milczała.

- Dobrze. Zapytam go. O coś jeszcze mam go zapytać? - zgodziła się przynajmniej przekazać tą prośbę i znów zapisała coś w swoim notesie. Popatrzyła potem na byłęgo rjadowca a potem na pozostałych. Na dłużej zatrzymała się na Jasonie i było widać, że zarobił w jej oczach kolejnego minusa.

Brakowało Skazy, on był lepszy w podobne gadki niż obie blondyny razem wzięte. Niestety przedstawicielstwo Żałobników spadło na nie, więc chcąc nie chcąc należało zabrać głos. Lucy patrzyła na pełną w połowie szklankę wody i myślała jak ubrać w słowa to co myśli o tym wszystkim tak, aby nie sprowokować Ortegi, ani nie pogrążyć bardziej przy Bricksie. Byli Runnerami, grali do jednej bramki i tak miało pozostać.
- Powiedz mu że to najlepsza opcja w tej chwili, te miny - popatrzyła na Marię i do niej się zwróciła, prostując na kolanach Mili.
- Potykacze i fajerwerki raczej ich zaciekawią, Drinkersów, a nam tam nie potrzeba więcej ich pielgrzymek. Raz że ten masz trzeba tam postawić to musi stać niezniszczony, ani nie obszczany przez nich. Alternatywa to obstawienie terenu waszymi ludźmi aby pilnować interesu, więc to wy się narażacie na straty. Poza tym jeśli wy kogoś tam poślecie, a my wpadniemy aby ustawiać połączenie czy coś tam grzebać, albo iść wiskać teren pod ziemią, nie będziemy sami. Nasze gangi też wyślą obstawę - skierowała same oczy w bok, tam gdzie siedział Bricks.
- Zamiast jednej furgonetki na waszym terenie zrobi się ruch jak w Mechstone, gdzie każdy na każdego będzie patrzył spod byka i szukał okazji do dania po mordzie, więc tę okazję znajdzie i cała ta nasza robota pójdzie psu w dupę. Serio już łatwiej powiedzieć ludziom żeby się w danym sektorze nie szwendali przez jakiś czas. Bo im nas tam więcej będzie łazić tym większą uwagę przyciągniemy. Nie tylko zjebów Hegemona, ale i świrów na co dzień kryjących się w ruinach poza Strefami. Z Drinkersami jest na tyle prosto, że to debile i nie używają broni palnej. Banda kanibali już ma w to wywalone jaja, Raidersi też. Po robocie Leo usunie zagrożenie i wszystko wróci do normy. Jasne, że to niewygodne. Wszyscy mamy coś za uszami względem reszty i nikt nie lubi jak mu się nielubiany sąsiad panoszy pod płotem. Ale w tej chwili to najwygodniejsza opcja i dla was i dla nas. Z drugiej strony upierdliwa, jasne że tak. Jednak wciąż przyciągniemy mniej uwagi.

- Przekażę to Malcolmowi. Na razie trzymamy się dotychczasowych ustaleń. I nie zgadzam się na żadne minowanie pod naszym nosem. - Ortega wysłuchała tego spokojnie ale powtórzyła z naciskiem, że tylko reprezentuje interesy i poglądy swojego szefa i do niego należy ostatnie słowo.

- No dobrze Mario to kiedy byś mogła nam dać odpowiedź? - Peter nie chciał nowej kłótni więc jakoś próbował załatwić sprawę polubownie. Kolorowa zastanawiała się chwilę nim dała odpowiedź.

- Myślę, że jutro. Może pojutrze. - odparła z zastanowieniem słyszalnym w głosie i wypisanym na twarzy.

- No dobrze. To my będziemy czekać na twoją odpowiedź. Do tego czasu darujemy sobie to minowanie. Ale Leo na wszelki wypadek przygotuj to co uznasz za stosowne gdyby jednak były potrzebne. Pomaluj je na żółto jak mówiłeś czy co. A ty Joey jak wiesz co i jak to zabierz się za majstrowanie tego masztu. Skoro mówisz, że to można zrobić poza tamtym budynkiem. - Ackroyd zadysponował czasem obu przedstawicieli obu różnych gangów aby nie tracili go bezpowrotnie.

- Wy zaś jeśli czujecie się na siłach to spróbujcie się tam rozejrzeć. Jeśli to jakoś nie przeszkadza pozostałym planom. - wskazał też na obie albinoski, czarną i białą co miały zrobić osobiste rozpoznanie wrogiego terenu. Spojrzał jednak na pozostałych przy stole czy to jakoś nie koliduje z pozostałymi planami z tym masztem i Strefą.

- No to ja też bym musiała jechać. A raczej wy ze mną. Dla bezpieczeństwa. - powiedziała Nita wskazując na nie obie i przypominając, że w takim pobliżu dzielnicy kolorowych to dwie tak jaskrawe białaski mogłyby łatwo wpaść w kłopoty jakby się tam kręciły samopas.

- To ja też jadę. Potrzebujecie kierowcy. Prawdziwego kierowcy. Co was zawiezie i wywiezie gdzie trzeba. - Lola też nie zamierzała puszczać kumpeli samej, zwłaszcza po wczorajszym dowodzie jak niebezpieczna jest to okolica. A to jeszcze była ziemia niczyja a nie Zakazana.

- Skoro o bezpieczeństwie mowa - wtrąciła się Phere - Pojedzie z nami trzech chłopaków od nas. Geronimo, tego wielkiego z irokezem już widzieliście, dwóch pozostałych to wsparcie ogniowe w zastępstwie za Skazę, Spencera i Carlossa. Są w porządku, ogarnięci i ręczymy z Lolą za nich. Będą nam pilnować obejścia żeby się znowu nic nie zesrało na drinksersowo. Lepiej aby obstawa była z jednego gangu, zgrana i dograna, a nie oszukując się my w Novi najlepiej znamy na spluwach i nożach oraz walkach w Ruinach. Po to się nas w końcu wynajmuje, nie? - rozłożyła ręce, jadąc na opinii jaką w Detroit mieli Sand Runners.

Pozostali milczeli. I nie było to przyjazne milczenie. W końcu padła propozycja aby jeden z kilku gangów odpowiadał za ochronę pozostałych. Nie było trudno o skojarzenie jaką to daje przewagę gdyby coś poszło nie tak.

- Jak mamy jechać obok nas i przy nas to wolę zabrać kogoś od nas. - odparła Nita dając znać, że woli mieć kogoś komu ona ufa a nie całkiem obcych a do tego z tradycyjnie im wrogiego gangu. - Zwłaszcza, że jak wy dwie się zawiniecie, nie wiadomo gdzie i na jak długo no a ja bym tam miała zostać z nimi sama. No i z Lolą. - powiedziała dając znać, że to też nie podoba. Reszta nie odezwała się i przez chwilę trwał ten milczący impas.

- Do was dwu nic nie mam. Z wami mogę zostać albo nawet balować. No ale reszty nie znam a z Runnerami no to raczej mieliśmy zazwyczaj na pieńku. Nie chciałabym dostać kulką w głowę w jakimś “wypadku z czyszczeniem bronią” czy inną taką bzdurą. - kolorowa dziewczyna dała znać, że ma poważne obawy co do swojego bezpieczeństwagdyby miała zostać sama zdana na łaskę przeważających sił wrogiego gangu. Nawet jeśli personalnie obie blondynki zdawała się nawet lubić.

- Wczoraj wsiadłyśmy do waszej fury, jadącej na waszą i przez waszą dzielnicę - Phere odpowiedziała z lekkim uśmiechem - Wsiadłyśmy w ciemno, bez niczego poza słownym zapewnieniem że to robota i gdy nikt nie dawał gwarancji, że nie wyjebiecie nas gdzieś w zaułku żeby zajebać maczetami. Albo nie dacie cynku komuś od was podczas drogi żeby na którymś z postojów zrobił nam wypadek, gdzieś w zaułku i powiedział że to wina Drinkersów albo no właśnie wypadku co chodzi po ludziach, bo w końcu jesteśmy SR i CR, nie? - spytała z kpiącą miną i pokręciła głową.
- Zaufanie musi działać w dwie strony szmulko, będzie na miejscu Lola i ich na miękko weźmie pod but, ale nie zaczną szaleć. Robota rzecz święta, poza tym Dymek jasno powiedział że mamy chwilowy rozejm póki akcja Rafy jest na tapecie. Więc już pierdoląc czyjeś osobiste preferencje, żaden Runner nie wystąpi przeciwko Hollyfieldowi, bo to kulka w łeb od każdego innego Runnera… a strzelamy celnie - skończyła wesołym uśmiechem poważne jak na nią przemówienie.

- Też cię lubię. Was obie. No ale jednak będę się czuła bezpieczniej jak będę miała kogoś swojego. Więc możemy się umówić tak. Wy weźmiecie dwóch i my dwóch. Pomieścimy się razem w jednej furze i będzie miał kto jej pilnować jak wy we dwie pójdziecie na zwiedzanie. - Nita wydawała się sprzyjać samej albinosce i jej kumpeli też. Ale trudno jej było pozbyć się tradycyjnego braku zaufania do gangu jaki reprezentowały.

- No to ja mogę jeszcze pojechać. Mnie nie obchodzą wasze niesnaski. A też chciałbym mieć na oku Amarante póki to możliwe. - Ollie zgłosił się jako ktoś z neutralnej strony. No a przy okazji partner parkerówny jaka miała iść z albinoską runnerką na zwiad.

- To ja też mogę. Obejrzę jak to wygląda na wypadek gdyby trzeba było jednak te miny stawiać. - Leon wzruszył ramionami bo skoro się zapowiadała jednak międzynarodowa wyprawa to i sam też mógł przy okazji załatwić swoje minerskie rozpoznanie.

- Widzisz kochana? Nie będziesz taka sama - albinoska posłała Mulatce całusa i po chwili wahania dodała zahaczkę z kompletnie innej strony żałując że nie może mówić wprost - Geronimo też tam będzie, a o niego możesz się spytać tego łosia po którego masz w czwartek podjechać. Chłopaki staną na czatach i nie będą się nikomu wpierdalać w robotę, a my będziemy kryci. Zresztą chyba nie myślisz że byśmy ściągnęły kogoś, kto by ci robił koło pióra skoro się kumplujemy? Daj spokój, przecież po czwartku trzeba zrobić repetę! Chyba nas nie masz za frajerki co tylko na krzywy ryj się wpraszają i nic nie odbijają w temacie, co? - koniec dodała z typową uliczną zaczepką.

- No dobra. Mogę pójść na takie coś. - odparła Nita i w końcu się uśmiechnęła ciepło jakby jej wątpliwości zostały przełamane.

- No dobra. To kiedy byśmy jechali? - Leon zapytał o termin skoro skład i cel mieli mniej więcej ustalone.

- No ja to mogę i jutro i pojutrze. Kto ma jechać niech przyjedzie tutaj. Ja po was przyjadę tak jak wczoraj i razem tam pojedziemy. - różowowłosa Mulatka wzruszyła ramionami na znak, że ma czas do dyspozycji w najbliższych dniach.

- Nam też wszystko jedno. Może być jutro, pojutrze i kolejne dni. - Ollie wypowiedział sie w imieniu Parkerów po tym jak sie cicho naradzili we dwoje w tej sprawie.

- No nam jutro to trochę nie bardzo pasuje. Już umówione jesteśmy. - powiedziała Mila zgłaszając pewne zastrzeżenie co do dnia jutrzejszego.

- Jak Lola mówi, od rana do czarnej nocy jesteśmy poza zasięgiem. Dlatego pojutrze będzie spoko. - dodała Lucy i rzuciła swoje pytanie - Co z glejtami?

- No to na czwartek. W południe? Właściwie to im wcześniej tym więcej światła dnia na takie wycieczki. - Nita rozejrzała się po pozostałych aby sprawdzić co do detali tego czwartkowego spotkania.

- A te glejty no to coś się pomyśli. To jednak trzeba by z panem Schultzem porozmawiać. Postaram się to załatwić jak najprędzej. - Peter odchrząknął i pokiwał głową, że to nie jest tak całkiem pewne i do załatwienia od ręki. Bo zależy od Zgreda. Ale chyba był gotów spotkać się z nim aby rozmówić się w tej sprawie.

- No żesz kurwa mać, ty sobie jaja robisz?! - albinoska warknęła i aż się zagotowała przy nagłym zrywie z kolan kumpeli, a gdyby nie stół pewnie rzuciłaby się na brzuchatego emeryta zamiast wychylić nad blatem i oprzeć o niego z hukiem pięści.
- Jeszcze tego nawet nie że ogarnęliście, ale nie zaczęliście ogarniać?! Do chuja poważni jesteście czy cię tu kompletnie popierdoliło?! Nam ma bardziej zależeć na tej robocie czy wam?! Od pierwszego spotkania było mówione o tych jebanych przepustkach bo jak sobie wyobrażasz robotę bez nich?! Bardziej dobitnie powiedzieć że masz zwiad w piździe nie mogłeś. Ja jebie, jakie dno - sapnęła i wróciła na kolana blondyny. Z wewnętrznej kieszeni skorupy wyjęła papierosa, odpalając od zapalniczki podanej przez Lolę.
- Pierdolę taką fuszerkę, wchodzę od naszej strony w takim razie i chuj mnie bolą sztywniaki które się po drodze nawiną - burknęła Bricksowi, dmuchając dymem przed siebie.

- Może się nieprecyzyjnie wyraziłem. Ale były ju prowadzone rozmowy z panem Schultzem na ten temat i wyraził on wstępną zgodę i zainteresowanie oraz ogólną życzliwość. Jednak wówczas nie było jeszcze pewne kto dokładnie by miał być w takiej ekipie dochodzeniowej i na kogo by trzeba wystawić takie papiery, jakby to miało wyglądać i parę innych szczegółów tego typu. Na razie więc ochrona Strefy została odgórnie poinformowana o waszej działalności a odpowiedni papier możemy wam wystawić od ręki w sekretariacie. - nagły wybuch albinoski zaskoczył chyba wszystkich. Popatrzyli na nią jakby się tego nie spodziewali po niej i w ogóle widzieli ją po raz pierwszy. Jednak wybuch był skierowany w stronę byłego rajdowca i on odpowiedział na nie bardzo oficjalnym tonem. Dało się wyczuć, że nie podoba mu się tak napastliwy ton i styl wypowiedzi.

Albinoska za to patrzyła na niego jak na idiotę. Rzeczywiście nie wiedzieli na kogo wystawić glejty, pieprzona zagadka wszechrzeczy, bo w ogóle od samego początku nie było mówione kto lezie do środka. Kurwa, w ogóle nic. Ani słowa.
- Papier którym się możemy podetrzeć, bo gdyby naprawdę coś znaczył od razu byś powiedział. Chuj mnie boli twoje szycie na bieżąco i insta-ściemy. Macie to załatwić jak było mówione od początku i tyle. Do pojutrza do południa ogarnąć aby świstek z waszego sekretariatu znaczył tyle ile mówisz, albo pełnoprawny glejt - warknęła, a potem popatrzyła po reszcie która nagle miała gęby jakby się nie mogli zesrać od paru dni.
- No co? Lecą sobie w kutasa to mam przyklasnąć i się cieszyć z próby wyfrajerzenia? Sprawa już powinna być ogarnięta jak tam mamy iść pojutrze, znaczy nie wy. My - pokazała palcem na pierś Parkerówy i na swoją - Na nas oprócz syfu ze Strefy, Drinkersów i chuj wie jakiego zmutowanego gówna będą jeszcze polować pojeby od Zgreda, bo się kurwa komuś dupy nie chciało ruszyć. A nie będzie żadnego debila który po nas pójdzie, czyli działamy solo. Zajebiście gdyby nam tego nie utrudniać - znowu wstała, wieszając skręta w kąciku ust. Wciąż wyglądała na wściekłą, nawet bardzo.
- Czwartek południe. Coś jeszcze?

- Zrobimy co się da. A na razie to chyba tyle. - Peter coś zapisał w swoim notesie po czym rozejrzał się po pozostałych. Nikt jednak nie kwapił się jednak do zabrania głosu. Więc wstał, schował swój notes do kieszeni i pożegnał się kierując się do wyjścia. To niejako dało sygnał i pozostałym, że czas zebrania dobiegł końca i można się zbierać. Nastąpiło więc tradycyjne wstawanie, szuranie krzesłami i ogólne zamieszanie.

Pierwsza z sali wyszła albinoska, warcząc pod nosem coś co brzmiało jak “pierdolone pizdy” i z impetem otworzyła drzwi aż ich skrzydła uderzyły o ściany. Jeśli ta cała Liga u samej góry składała się z podobnie leniwych, tępych zjebów akcję w Zakazanej Strefie zaczynała widzieć w coraz ciemniejszych barwach. Może gdyby Peter zamiast wpierdalać smalec wziął się do roboty mieliby cokolwiek, a nie prosili o wiele. Jeden, jebany papier… za trudne. Ale oni mieli mieć rezultaty, kurwa dobry żart. Idąc szybkim krokiem sięgnęła po nowego papierosa, bo stary gdzieś się wykruszył po drodze. Niby powinna zagadać z Parkerówą żeby przyjechała pomóc Ashowi, ale miała dość. Dość tej żałosnej szopki, zresztą swoje powiedziała. Inni też mogliby rozkleić mordy skoro było to w ich interesie, choćby Lola. Phere nie odpowiadała za wszystko i wszystkich, a teraz najchętniej pojechałaby pod bar i się upiła, lejąc na resztę.

- Zaczekaj! - usłyszała za sobą głos Bricksa. Był od niej większy i miał dłuższe nogi to dość szybko ją dogonił na korytarzu. Akurat jak doszła do zakrętu z którego już było widać drzwi prowadzące na schody do hallu i biurko Katty. Tylko już bez Katty. Pozostali co byli jeszcze w sali zebrań dopiero się z niej wyłaniali nie spiesząc się aż tak jak ona.

- No nieźle mu pojechałaś. Z nimi tak trzeba. Ostro. Inaczej nie dociera, że się do nich w ogóle coś mówi. Masz, zajaraj. - powiedział wyciągając z kieszeni papierośnicę i częstując ją skrętem.

- Ale z tym glejtem się nie przejmuj. Jak do czwartku nie załatwią to powiemy, że nie spełnili obietnicy i nie ruszymy tyłka póki tego nie załatwią. Żaden problem. - wzruszył swoimi barami obleczonymi w skórzaną kurtkę aby dać znać, że nawet gdyby do czwartku nie było tych glejtów to w ogóle się tym nie przejmuje.

- O, tu jesteś. Bo tak szybko wybiegłaś, że nie zdążyłam nic powiedzieć. - w międzyczasie doszła do nich Ortega. Latynoska zatrzymała się przy nich ale zwróciła się do kobiety. - O ile mi wiadomo to Peter już bywał w “Ambasadorze” w sprawie tej rafinerii. Nie wiem jak dokładnie wyszło z tymi glejtami bo to nie ja się tym zajmowałam. Przynajmniej do tej pory. Ale na pewno da się to załatwić, jestem dobrej myśli. Jeśli Peter będzie się z tym guzdrał no to ja się tym zajmę. - obiecała patrząc na albinoskę.

Nastąpił mały cud, taki którego się raczej ciężko spodziewać w ich mieście. Zwłaszcza w budynku Ligi, a jednak Bricks i Ortega stali obok siebie i chyba pierwszy raz odkąd ich spotkała Lucy miała okazję widzieć jak w czymś nie robią sobie pod górkę, a wręcz się zgadzają. Mniej więcej. Patrzyła na to niebywałe zjawisko, biorąc machinalnie skręta i kiwając głową do obydwojga. Nawet się uśmiechnęła, po pierwszym buchu złość jej przeszła. Idąc za impulsem uścisnęła Latynoskę, a potem kafara i tak już została, z ramieniem przerzuconym przez jego plecy.
- Dobra, zobaczymy co gruby narucha na czwartek. Dzięki, wiecie gdzie mnie szukać w razie czego - mrugnęła do Camino, a na Runnera popatrzyła z uwagą.
- Rozpatrzyłeś naszą propozycję?

- No widzę, że macie swoje sprawy do omówienia. To nie będę wam przeszkadzać. - przedstawicielka Camino dała się uściskać i odwzajemniła uśmiech ale widząc gadkę dwojga Runnerów skinęła im głową i się pożegnała. Ruszyła w stronę sekretariatu ale minęła go przechodząc do drugiej części budynku.

- No przemyślałem i rozpatrzyłem. Myślę, że ostatecznie mógłbym wam pójść na rękę i się zgodzić. A w ogóle to co macie za konszachty z tymi z Camino? Bo wiecie, że naszym to ciężko tam się zadomowić. A wy jak tak się umawiacie z tą kolorową i w ogóle no to możecie mieć oczy i uszy otwarte. Co tam się dzieje. Co knują. I takie tam. Mogłoby to nam się przydać. - Jason poczekał aż Maria pożegna się i odejdzie, zwłaszcza poza zasięg słuchu. A w międzyczasie mijali ich kolejni uczestnicy zebrania jacy kierowali się korytarzem ku wyjściu. Pomachała jej Lola która szła pomiędzy Nitą a Amarante i widocznie gadały sobie w najlepsze zbliżając się do ich dwójki.

Phere objęła go pełnoprawnie przybierając zachwyconą minę wdzięcznego psiaka.
- Naprawdę? Och Jason, jesteś cudowny! Bez ciebie byśmy sobie nie poradziły, a tak dojdziemy do porozumienia i to parę razy pod każdym kątem. Czuję to w kościach - powiedziała cicho, przytulając policzek do jego piersi i tak się gapiła z kosmatym uśmiechem.
- Skoro tak ładnie prosisz nie mam serca ci odmówić. Będziemy miały na uwadze czy coś knują, a podbijamy im bajerę bo robimy razem i dobrze byłoby robotę przeżyć, nie? Czyli chociaż nikła nić wzajemnego zaufania jest potrzebna. Zresztą weź, kto ma im pokazać na tym ich bieda rewirze jak się bawić jeśli nie ktoś z Novi? Uczyć się należy od najlepszych.

- No. No właśnie. Tak trzymać. O to chodzi. - Jason zaciągnął się swoim skrętem i uśmiechnął się z zadowoleniem. Właściwie to trudno było powiedzieć do której to dotyczyło odpowiedzi. A może obu. Widząc, że zostali już prawie ostatni z tego pstrokatego pochodu wychodzącego z zebrania popatrzył na plecy tych co ich minęli.

- To zbieramy się czy masz tu jeszcze coś do załatwienia? - zapytał krótko wskazując brodą na resztę biura i wychodzących.

- Jedną rzecz - albinoska wzruszyła ramionami i rzuciła spojrzenie na plecy Parkerówy.
- Ej Amarante! Ash cię zaprasza tak w ogóle! Zamontował nowe LEDy w lodówce na trupy i się zastanawia czy kolor pasuje! Wiesz jak faceci z tym mają, za chuja nie ogarnie bez pomocy, a my z Lolą wypadamy jeden gruby interes ogarniać! O żarcie i resztę się też nie martw, wszystko gotowe! Sam by przyjechał, ale Skaza się wykoleił i ktoś go tam u nas musi naprostować!

- No właśnie jej to samo mówię! - zawołała wesoło Lola odwracając się do nich tak samo jak jej dwie skrzydłowe.

- No ale nic nie mówiłaś o LED-ach! Trzeba było tak od razu! Jaka wampirzyca by nie poleciała na trumnę z LED-ami! - Amarante musiała być w podobnie dobrym humorze bo zaśmiała się serdecznie. Nita też chociaż oszczędniej i na razie się nie odzywała.

- Trumna z LED-ami? - Jason zapytał cicho jakby próbował to sobie wyobrazić albo zastanawiał się czy to tak naprawdę czy to jakieś tubylcze żarty Żałobników.

- No nie mów że nigdy nikogo nie dupczyłeś w trumnie albo lodówie na zwłoki - Lucy się zdziwiła i zamrugała na porucznika. Zaśmiała się zaraz potem.
- Spoko, wpadniesz kiedyś na pit stop do nas się nadrobi. Taki kafar chyba nie ma klaustrofobi, co? - puściła mu oko i odpowiedziała Gotce.
- Adres znasz, Nosferatu pogubi kły z wrażenia! W razie czego kopniesz Geronimo to ściągnie więcej alko z antresoli. Świeże ręczniki są przygotowane w łazience i chyba… bawcie się dobrze.
 
Dydelfina jest offline