Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2022, 13:18   #79
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację


- Idą - szepnął Haruk.

Szli.
Czuła. Wiedziała. Strach potwierdzał zawartą w szepcie mężczyzny prawdę.

- Już tu są.

Tkwili gdzieś pomiędzy pasmami mgły, które z kłębami sinych, nisko zawieszonych chmur się zmieszały. Ich oddechy, ich kroki, nieznaczne poruszenia ginąć musiały w jęku giętych wiatrem drzew, w skrzypieniu ich drewnianych ramion. Wsunęła dłoń pomiędzy wiązania skórzanej kurty, położyła ją pomiędzy piersiami, zacisnęła palce, jakby tym dotykiem uspokoić ciemne serce chciała, stłumić jego bicie bolesne, jakby wyrwać je chciała, by przestało rozsadzać ją od środka dzikim pulsowaniem.

Sine welony pląsały przed jej oczami, niczem zjawy, co poprzez światy kroczą. Mgła z pozoru malownicza, ciepła i nostalgię budząca, naturę wrednego kurwiska miała, co to wpierw łudą i rozkoszą mami, by po chwili obłapiać oślizgłymi łapskami, pieścić lepkim jęzorem i rozsiewać we wnętrzu zalążki zgnilizny.

Wronie serce łomotało, uciec pragnąc. Przed siebie, na oślep. Byle gdzie, byle jak najdalej stąd.

Haruk nie zerkał nawet ku niej. Silny duch jego, mocą emanujący, niczem watra swym ciepłem i ognistym blaskiem, otulał ją jak wełniany pled w torukową noc. Siły dodawał, a jednocześnie wymagał, rozkazy wydawał, choć w słowa ich nie ubrał. Posłuszeństwa się domagał. Wierności po grób, choć nic mu nie przyobiecała.

Czy to zemsta jego za to wszystko, co mu uczyniła? Czy tylko ułuda mgielna, co jej umysł struła i złe podszepty do uszu sączyła?

Wredne kurwisko.

Powiew lodowaty, co ziemię trzy razy okrążył i przez światy przenikał, jasność myślenia przywrócił. Z nim wraz i oczy szczegółów więcej dostrzegły. Nie chciała tego. Wolała mętną biel od cienistej grozy, czającej się na granicy postrzegania.

Kim byli?

Upiory przykucnięte na podobieństwo płazów, a ciała przeta ludzkie mieli. Do połowy jeno, ale lica ich zdradzały, że z rodu człowieczego zostali zrodzeni.
Bastardy wyklęte. Bękarty wstrętne i plugawe. Wynaturzenia z materii i aytheru stworzone.

Wpatrywali się w nią, a ona w nich. Tuzin bezbożnych kreatur, przyczajonych, gotowych w każdej chwili do ataku. Ten jednak nie nadchodził.

Coś powstrzymywało najazd barbarzyńskiej hordy aberracji z Topieli wyrosłej. Niewidzialna, niematerialna granica oddzielająca dwie płaszczyzny egzystencji - trwała.


Tylko jak długo jeszcze?




A więc tak wyglądało oko cyklonu, o którym jej matka opowiadała. Więc tak wyglądało dno leja, ciche wnętrze wiru. A więc tak wyglądać mógłby pożar, który z każdej strony skrada się człowiekowi do stóp, który osacza go i powietrze zabiera, gdyby płomienie z bieli, zimna i wilgoci stworzone były. Co tworzyło tą granicę? Haruka shyty przeklęte talenta? Krąg wyznaczany przez korony drzew? Przez ukryte pod zamarzniętą ziemią splątane korzenie? Przez coś skrytego czego jej oczy dostrzec w stanie nie były? Odjęła dłoń od serca, wzrok w spotworzenia wbiła, sczepiła spojrzeniami.

Danazuloo.

Maszkarony. Pokraki. Człowieczeństwo zdegenerowane. Zwierzęca karykatura. Słyszała o nich. Dowód, że człowiek jest w stanie kutasa w qurboca włożyć, że jest w stanie jego jaja swym nasieniem spryskać, że nie zawaha się wcisnąć tego wszystkiego w kobiece łono. Nigdy nie myślała o tym >jak< możliwe było ich powstanie, >jak< przywoływane były na świat. Ampleksus, tyle wiedziała. Nie sięgała nigdy ciekawość Rune dalej niż to. By drążyć, by pytać, by zastanawiać się dlaczego Kabalarze polowania na nie organizują i kruszcem oraz stalą płacą za każdy okaz żywy lub martwy. Za każde zwłoki. Za każdą… osobę?

Przekrzywiła głowę, jak zahipnotyzowana wpatrując się w istoty, które żyły na granicy światów nigdzie naprawdę nie przynależąc.


Jak ona sama - przyszła cicha, niechciana myśl.
Napełniająca lodowatym zimnem świadomość.

Ponoć żywiły się krwią istot żywych. A jednak, a jednak mówiono o nich nie jako o drapieżnikach a padlinożercach. Czemu? Czekały aż coś innego ich zabije? Zastygła w bezruchu wciąż patrząc na nie szeroko otwartymi oczyma.

Mogłaby się z nimi porozumieć.
Wiedziała, że mogłaby. Potrafiłaby.

Haruk szykował się do walki, ale Rune nie walczyła, gdy nie musiała; nie walczyła, gdy to nie jej decyzja i wybór do rozlewu krwi jej nie przekonał. Wbiła włócznię w wilgotną ziemię. Sięgnęła po drewniane naczynie przytroczone z boku plecaka. Jej ruchy były szybkie, pewne, pozbawione wahania, choć Dwa Serca sama nie wiedziała co osiągnąć pragnie. Nie wiedziała jakie nuty wydobyć chce spomiędzy warg. Jaki trel, jakie zawołanie, jaki zew. Jaką melodię będzie niósł ze sobą śpiew.

Upiła niewielki, precyzyjnie odmierzony łyk. Tyle, by krew qurboca oblepiła jej usta i język, by spłynęła gęstymi kroplami w głąb gardła. Zaczerpnęła z niej, a wraz z nią powietrza do płuc. Potrząsnęła głową aż zaklekotały o siebie rzeźbione z kości, rogu i drewna ozdoby powplatane w drobne warkocze, zaparła mocniej bose, poznaczone liniami signum stopy o ziemię. Była Wroną. Moczary były jej domem bardziej niż każda osada. Była Wroną i nikomu posłuszeństwa nie obiecywała. Była Wroną. Potrafiła wyśpiewać cudzą śmierć.

Szczególnie, gdy trwały łowy.

Otworzyła usta i smagnęła głosem jak batem.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline