Markiz de Szatie | Wiedz wędrowcze, że otchłań mroczysz w swem umyśle, duszy i sercu…
Z nauk Sicheii
Aytherowe przędy swe nad polaną roztoczyły jakby pajęczaki spaczone i rozszalałe do cna zapuściły je gęstymi nitkami oplotów. W gmatwaninie tej same gotowe utknąć na wieki, wiążąc w niej i nieostrożnych łowców, co nieszczęście mieli w sam środek tego urojenia trafić. Zmysły Arana poddane w rozterk niemożebny i niepewnością podszyte, sprawiły, iż nawet on, co przecie eksperiencji pewnej zaznał, a i w ścieżkach bytów między światami się poruszających niejakie rozeznanie posiadał chwili potrzebował, by porządek jaki odnaleźć abo chociaż znak znajomy, co by mu szlak, którym podążał chocia w drobinie objaśnił.
Zamknął tedy powieki, nad otoczyświatem przedziwnych swych oczu bladomlecznych i oddech uspokoił. Instynktom pierwotnym zaufał i naukom swych mistrzów. Przecie Gunari, Sicheii i Naalnish wiecznie żyli w pamięci guślarza. Ufigurowali go w męża, co niewzruszenie rzeczy istej dotykał, od uczuć go stopniowo wyzwoliwszy, co często jedynie obraz świata fałszywie zamazują i do zgubni prowadzą. Wolny od porywczości, gorącego serca, co jako dziecię i podrostka na manowce go prowadziły, zdołał przejrzeć wapory syto wokół zalegające. Potemże niczym wichrem natchnionym siłą Anuka rozgonić i trzeźwym okiem na zabrukane otoczenie spojrzeć.
A kiedyż oczy na powrót roztworzył obraz trwały mu się ukazał Oeynechen jak pierwociny syrowego korzenia. Świata, w którym był przecie zrodzon i co naturalną dlań cholebką, gdzie pierwszych uczuć zaznawał. Osadzon w nim jak kamień w glebie lubo na dnie strugi mógł Molsuli pewnie ku wyzwaniom wystąpić, z części strachu wyzbyty.
Pojrzał na Morrę, co wcześniej strachnicą mu się jawiła, przebrzydłą, niczym Suuloo, gdy prawdziwą naturę nieszczęśnikowi zwabionemu pokazuje. Niknęła jednak ta hokropna ułuda i znowuż stała przed nim Mykes, co prawda skołtuniona i nielicho rozeźlona widać jego czynem, który z zacnych pobudek i troski o ocalenie młódki przed łoskotnicą powziął. Opodal one potworzysko miotało się wściekle, w turkusowe ślepie strzałą ugodzone, co aranowej projekcji ostatniej przeczyło, że chybił i stracharza bestia niemalże na swe zębiska nadziała. Maszkara wstrętna, wściekle gotowa była jednak każdego pochlastać, co w zasięgu jej by się napatoczył. Dalej tropiciel ujrzał Haruka i Drżącą, co do walki się szykowali aleć ich wrogów nie potrafił postrzec wśród traw i bylin rozrosłych. Nagleż upiorny zaśpiew posłyszał, któren trzewia, kości i wszelką tkankę przeniknął. Skulił się na moment Aranaeth, nutę znajomą wychwycił i surowo w myśli ten wybuch oceniwszy jako wielce nieroztropny i szaleńczy, kruche ich położenie mogący posypać do szczętu. Strapił się nieco, oblicze swe odmieniając, jak ponure chmurzyska, cień na polanę kładący.
W tejże chwili łyskawica pamrok nad nimi nagromadzon przecięła i z grzmotem rozdarła sośninę wysoką, kładąc kres wroniej pieśni, co o skurcz ciało przyprawiała. Pogrzmot powietrze oczyścił i niewidzialne pasma aytheru zrywał, spokój niosąc i rzędem widziadła rozpraszając.
Jeno Phorphycoola wśród traw się dziko miotała, jako widoma oznaka i pamiątka koszmaru… |