Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2022, 15:54   #233
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
post wspólny

Uczestniczący w naradzie Bertrand z uwagą słuchał słów posłanek królowej Amazonek, a kiedy powiedziały im o zagrożeniu, zmarszczył brwi. Nigdy nie był przesadnie religijny i przesądny, a raczej skupiony na sprawach doczesnych. Ale informacje o nieumarłych docierały do niego jeszcze w Porcie Wyrzutków, więc nie mógł tego tak po prostu zignorować…

- Musimy w takim razie zachować ostrożność, ale też nie powinniśmy pozwalać by kierował nami lęk - skomentował ostrzeżenie - walczyliśmy już tutaj z różnymi potworami i nie spotkaliśmy niczego czego by nie zmogły stal i męstwo.

- Nie wiem czy jest rozważnie kierować siły w stronę tamtej nekropolii i narażać nas na dodatkowe straty, skoro potrzebujemy być w pełni sił do bitwy z jaszczuroludźmi. Ja bym wolał zbadać te podziemne tunele, które mogą prowadzić do piramidy będącej naszym celem. Możemy też zawsze przenieść obóz dalej od tego przeklętego miejsca i wystawić większe straże. Vivian, Amrisie - czy jako uczeni macie jakieś sugestie w tej kwestii? - spojrzał na tę dwójkę, co do której miał wrażenie że mają pojęcie o tak mrocznych sprawach jak nieumarli.

- Odradzam przenosiny jeśli to nie jest coś zagrażającego na skalę całego obozu. W końcu nas jest tu ze trzy setki zbrojnych. Plus obsługa. To by zajęło mnóstwo sił i czasu a tu już mamy niczego sobie obóz. Zresztą dokąd mielibyśmy się przenieść? Jak w górę rzeki są te ruiny, co one mówią, to zostaje tylko w dół. Bo oddalać się od rzeki nie ma sensu. A w dole rzeki jest rozlewisko i tam nie ma gdzie się rozbić. Musielibyśmy wrócić po faszynowej drodze do tego wodospadu a to nas cofnie w okolice wioski Norsmenów. - pułkownik de Guerra odezwał się pierwszy na słowa bretońskiego kawalera. Jako zawodowy, wojskowy oficer wyższej rangi patrzył na sytuację pod kątem logistyki dla ich małej armii jaką tu mieli. Popatrzył jeszcze pytająco na wysłanniczki bo trochę trudno było ocenić skalę zagrożenia o jakim mówiły. Ale jak to byłoby kilku nieumarłych wygrzebanych tam gdzie padły to mimo wszystko nie powinny stanowić zagrożenia dla kilku setek zbrojnych jakie tu mieli. I to za improwizowanym ogrodzeniem z krzaków, kamieni i pni.

- Trudno powiedzieć. Co rok jest inaczej. Zwykle nas to nie bardzo obchodzi bo my mieszkamy dalej i do nas już nie dochodzą. Ale wy jesteście bliżej. Do was mogą dojść. - Majo przyznała, że Amazonki stosują widocznie taktykę podobną do staroświatowców na tą przeklętą noc czyli zamykają się u siebie. Ale z racji większej odległości od przeklętych były też bezpieczniejsze bo chroniła je odległość dzikiej dżungli.

- Ja myślę, że sugestia kawalera de Truville jest rozsądna. Chociaż przyznam, że mnie jako uczoną interesują takie tajemnicze miejsca. Czy można by rzucić na nie okiem? - czarnowłosa szlachcianka odezwała się dostojnie i spokojnie popierając pomysł Bertranda. Chociaż sama wydawała się zainteresowana takim tajemniczym miejscem.

- No jak ktoś chce to możemy tam zaprowadzić. Ale na samą Hexennacht to byśmy wolały tam nie zostawać. - ciemnoskóra wysłanniczka królowej przyznała z pewną ostrożnością, że może być przewodniczką w wyprawie do tych ruin chociaż było widac, że pozostawanie tam w ową przeklętą noc to jej się nie uśmiecha.

- A co z tymi jaskiniami i tunelami? Ktoś ma ochotę się nimi zająć? Gdyby prowadziły gdzieś w pobliże piramidy to by było coś. - kapitan do tej pory raczej słuchał opinii swoich doradców i gości niewiele się odzywał. Ale jak już padły jakieś propozycje to do nich zagaił.

- Jeśli nawet by tam prowadziły to stąd do piramidy jest jeszcze dwa, trzy dni pieszo. Konno z połowę tego. Więc pewnie podobnie by było pod ziemią nawet gdyby prowadziły w miarę prosto i do piramidy. - odezwał się Alvarez jaki z przybyszy zza oceanu pewnie najlepiej się orientował w topografii okolicy. Co by było w tych jaskiniach trudno było zgadnąć bo zostały zbadane w dość niewielkim stopniu. Ale uwaga kuternogi była słuszna, czy nad czy pod ziemią odległość do piramidy była podobna. Czyli trzeba było ją liczyć na kilka dni nawet jeśli faktycznie dałoby się dotrzeć pod ziemią gdzieś do piramidy.

Carsten przysłuchiwał się uważnie toczonym rozmowom. Nieumarli, niezbadane tunele, Hexennacht... to ostatnie słowo wywoływało grozę podobną do imperialnych wspomnień. Ochroniarz mieszkał w prowincji graniczącej z Sylvanią, a urodził się na przeklętej ziemi… Dorastał w cieniu rozciągającym się nad tą krainą. Wszystko, co posiadał i na co pracował całe życie zostało mu boleśnie wydarte pewnej piekielnej nocy… Patron, rodzina, pozycja, którą piastował… I tu w dżungli tysiące mil przestworu fal otoczyświata od miejsca narodzin, mimo panującego ciepła, znowu poczuł lodowaty powiew, przenikający ciało i serce. Poznaczona bliznami twarz zmarszczyła mu się brzydko i posępnie, co mogło nie umknąć innym obecnym na naradzie. Rzekł głosem, w który dźwięczał rozsądek i przezorność.

- Winniśmy solidnie przygotować się na mroczne niespodzianki, bo tak jak nawiedzone bagna, pobliskie uroczysko to nie wymysł, a prawdziwe zagrożenie. Doceńmy te przestrogi od dzielnych wojowniczek i skupmy się na przygotowaniu obozu. Moim zdaniem inne sprawy mogą zaczekać, ponadto ludzie są zmęczeni, ze słabnącym morale oraz nieco przesądni. Jeśli to zaniedbamy pokłosia dla wyprawy mogą być niezwykle poważne. Kapitanie! – zwrócił się bezpośrednio do Rivery. - Nie dajmy powodu, by podwładni zwątpili w siłę oręża i wspólnoty. Zapewnijmy żołnierzom więź z bóstwami z ich ojczystych krain, wlejmy otuchę, siłę i nadzieję. Wtedy nawet w obliczu zagrożenia, uporamy się z nim ramię w ramię i przepędzimy każdy koszmar nocy.

Bertrand z zainteresowaniem popatrzył na zazwyczaj małomównego Carstena, który nagle się ożywił. No tak, on przecież był z Sylvanii, krainy nawiedzanej przez nieumarłych, więc pewnie znał to zagrożenie…..

- Dobrze powiedziane, Carstenie! W takim razie rzeczywiście zamiast przenosić obozowisko i się cofać, skupmy się na jego ufortyfikowaniu i obronie! Jeśli się dobrze przygotujemy, otoczymy palisadą i wystawimy warty, to chyba nic nie powinno nas zaskoczyć - stwierdził, przekonany argumentami de Guerry o braku sensowności przenoszenia ich obozu. Następnie przeniósł spojrzenie na Vivian.

- Pani, czyli chciałabyś zbadać tę nekropolię w momencie kiedy to miejsce jeszcze szczególnie niebezpieczne? Nie wydaje to się być rozsądne… chyba, że uważasz, że dzięki temu będziemy mogli poradzić coś na to zagrożenie? - spytał, zastanawiając się czy tą uczoną szlachcianką kieruje coś więcej niż zwykła ciekawość.

- A co do jaskiń, to jeśli te tunele prowadzą do piramidy, to czy nie można byłoby wysłać nimi część sił by zaskoczyć jaszczuroludzi atakiem z dwóch stron? Ale pewnie wcześniej należałoby wysłać zwiadowców.

- Obawiam się drogi Bertrandzie, że później może nie być czasu i okazji. Sam widzisz, że się szykują poważne zmagania o tą piramidę. A coś czuję, że i mnie one nie ominą a obawiam się, że będzie to nieco zajmujące. Zmagania wojenne zaś mają to do siebie, że często wielkie obszary ulegają bezpowrotnemu zniszczeniu a dzieła sztuki i pamiątki historyczne wydają się bardzo podatne na ogień, rabunek czy celowe niszczenie. - szlachcianka odpowiedziała pierwsza na pytanie Bretończyka i wydawała się być zaniepokojona tym, że po nowym roku może już jej się nie trafić okazja do zbadania tych ruin o jakich mówiły Amazonki.

- Czyli radzicie zamknąć się w obozie i przeczekać. - kapitan na razie darował sobie dyskusję o tych ruinach i wrócił do spraw kluczowych dla całej ekspedycji czyli jak się zachować w tą straszną noc jaka z każdym dzwonem zbliżała się nieuchronnie. Popatrzył pytająco na pułkownika de Guerrę który pod względem autorytetu i doświadczenia w wojnach lądowych był chyba jednym z najbardziej doświadczonych oficerów jakimi dysponowali.

- Już wiele zostało zrobione kapitanie. Mamy już coś w rodzaju płotu. Może nie jest tak mocny jak porządna palisada no ale jest. Przedpole zostało oczyszczone z krzaków. Bo drzew to nie da się tak łatwo wyciąć. Wielkie są. Ale dół został oczyszczony. No i tradycja. Tradycyjnie wszyscy chyba się zamykają w domach na tą noc. - starszy wiekiem pułkownik odparł stonowanym słowem na pytanie naczelnego wodza tej wyprawy. Ten pokiwał głową zastanawiając się nad tym lub może nad kolejną sprawą.

- No dobrze. Brzmi rozsądnie. A te jaskinie? - de Rivera popatrzył jeszcze raz na starszego oficera który zastępował go w roli dowódcy gdy ten pojechał na negocjacje do Amazonek.

- No to jak kawaler de Truville wspomniał trzeba by je sprawdzić. Ale to jak one są naprawdę takie głębokie i długie to wyprawa na parę dni. Trzeba by liczyć się z tym, że jak na przykład dzisiaj kogoś tam poślemy może nie wrócić do nowego roku. Albo jak zdąży wrócić to nie zbada ich zbyt daleko. Z drugiej strony czy przed czy po nowym roku to i tak można by tam kogoś posłać bo te parę dni zejdzie czy tak czy siak. A po nowym roku mamy ruszać na piramidę to dobrze by już coś wiedzieć do tej pory. - pułkownik rozłożył dłonie na znak, że to zależy od potrzeb i priorytetów jakie by przedsięwziąć na te zwiedzanie jaskiń.

- No tak. Ale zwiadowcy nam się kończą. Mamy już ich niewielu. - de Rivera cmoknął z niezadowolenia na ten fakt. Po stracie górali Olmedo i elfów Ektheliona zawodowych zwiadowców to już im wiele nie zostało.

- To musiałby być ktoś z głową na karku. Kto nie będzie się bał łazić całymi dniami pod ziemią. I będzie umiał się zachować w nieprzewidywanej sytuacji. Bo nie wiadomo co tam może być. Może nic. Tylko woda, skały i ciemność. A może nie tylko. I jakby wysłać od razu to Hexennacht mogliby spędzać w tych jaskiniach, poza obozem. No chyba, że one się kończą zaraz za rogiem, że tak powiem to wtedy mogą wrócić tego samego dnia co wyszli. - Alonzo odezwał się jaka jest jego opinia na temat zwiedzania tych tajemniczych jaskiń. Inni też popatrzyli po sobie jakby zastanawiali się kto mógłby się podjąć takiego zadania.

- No tak, tak… Jak ktoś ma jakieś pomysły na te jaskinie to niech się zgłasza śmiało. Jestem gotów wysłuchać każdej opinii. - kapitan też się nad tym zastanawiał i odezwał się z łagodnym uśmiechem chociaż pewnie nie do końca był to tylko żart.

- A z tymi bóstwami Carstenie masz rację. Najlepszy byłby kapłan. Niestety nie mamy żadnego na stanie więc musimy sobie radzić tym co mamy. - estalisjki oficer wrócił do tego co mówił sylvański porucznik i przyznał mu rację. Niestety poza wyrzeźbieniem figur najpopularniejszych w ekspedycji bóstw nie bardzo wiedział co jeszcze mogliby poradzić w tej intencji.

Sylvańczyk spojrzał po towarzystwie, a wreszcie z oczami Rivery się zetknąwszy, przemówił:

- Wiesz Kapitanie, że zwykle nie unikam żadnego wyzwania i śmiało pójdę wszędy jeśli taka wola, bom obiecał służbę swą na poczet wyprawy, lecz w sytuacji kiedy przynieść winna nam korzyść jaką, a nie bezpowrotną stratę. Tunele i jaskinie to rzecz niepewna zwłaszcza w tejże chwili, kiedy noc grozy za progiem obozu czyha. Gdyby jacyż krasnoludowie się zgłosili, co przywykli do oćmy i podziemi, wrodzony zmysł mając, pewniejsze by ten cały zamiar się powiódł.
- W przeciwnym razie odradzam te poczynania i narażenie na stratę ludzi. Jużem gotowy prędzej w zwiadzie ku nekropolii pannie Schwartz towarzyszyć, by jakie ślady znaczące odkryć, co przewagi dać mogą, w razie nawiedzenia przez koszmarnych gości… - wyrzekł te ostatnie słowa niewzruszenie, jakby miał spore pojęcie z czym mogą się zetknąć.

- Co zaś do braku kapłanów to i sposób na to znaleźć można, jako że mamy wśród żołnierzy wyznawców spod znaku Myrmidii, co słyną z łączenia głębokiej wiary z wojowaniem. Obrzęd z modlitwą mogą oni odprawić, który to z pewnością podniesie ducha nie tylko w estalijskich szeregach.

Bertrand stwierdził, że Sylvańczyk znów mówi rozsądnie. Jednak skoro już zaproponował zbadanie tuneli, to nie wypadało mu tak po prostu się wycofać…. obawiał się, że mogłoby to zostać odebrane jako wyraz słabości, tym bardziej, że porzucił już pomysł przeniesienia obozu…
- Rzeczywiście, jeśli jest z nami ktoś znający się na orientacji pod ziemią, to niech wystąpi. W każdym razie ja nie lękam się poprowadzić zwiad w głąb tuneli, nie brzmi to bardziej niebezpiecznie niż polowanie na latające gady - odparł dumnie, przypominając swój ostatni sukces.

- Ktoś kto się zna na podziemiach… I może być krasnolud… - kapitan zastanowił się nad tym co mówili jego podkomendni. Chwilę tak myślał bawiąc się machinalnie sowim kielichem ale w końcu uniósł palec do góry jakby wpadł na jakiś pomysł.

- Mamy jednego krasnoluda. Borgin Puszkarz. No ale on ma tylko jedną nogę i oko. Poza tym jest naszym puszkarzem. Trudno by go było zastąpić. - przyznał z wahaniem, że co prawda mają w swoich szeregach przedstawiciela pradawnej brodatej rasy no ale widocznie miał wątpliwości czy ze względu na swoje kalectwo no i funkcję byłby odpowiednią osobą do tej roli.

- A naszym wojakom owszem, wiary może i nie brakuje chociaż co kapłan to kapłan. Na Hexennacht najlepszy byłby kapłan Morra. No ale chyba będziemy musieli sobie poradzić bez nich. Może wspólna modlitwa przed tymi posągami jak już będą gotowe? To powinno pomóc podbudować morale i wiarę. - brodaty brunet wskazał teraz na czarnowłosego Sylvańczyka wracając do jego propozycji na tą graniczną noc między starym a nowym rokiem.

- Z dala od ojczystej ziemi Kapitanie nasza wiara gaśnie, szczególnie kiedy napotykamy trudności. – odparł Carsten. - Warto zatem ją podsycać. Po obrzędach zajmę się przygotowaniem obozu, rozstawieniem łuczników i czujek, byśmy nocą zaskoczeni nie zostali. Jeśli panna Schwartz zdecyduje się na doraźny ogląd ruin, mogę też zapewnić jej ochronę. Pod warunkiem jednak, że nie zmitrężymy i wrócimy do obozu przed nastaniem nocy…
 
Deszatie jest offline