Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2022, 23:56   #493
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Angestag wieczór - rozmowa Joachima z Aaronem


- Tak, na szczęście “Kogut” jest mi znany. Tak jak mówiłem Starszemu, myślę że dobrze się nada na naszą kryjówkę. A co miejsca stania na czujce, to myślę że skrzyżowanie w kierunku przeciwnym do tego którego ty będziesz pilnować ma sens. - Odparł Joachim okrywając się szczelniej niedawno kupionym płaszczem.
- A tak w ogóle to kim jest ten garbus i dlaczego sprowadza mutanty do miasta? - dodał, ponieważ ten tamat go ciekawił, nie miał nigdy do czynienia z mutantami.

- To mówisz staniesz naprzeciwko? - magister szedł ciemną ulicą a pod jego butami skrzypiał przy każdym kroku zdeptany przez cały dzień śnieg. Było mroźno ale wiatru prawie nie było to aż tak nie dokuczał.

- No dobrze. Może być. Co prawda jak gadałem z Silnym to powinni nadjechać z tej mojej strony no ale kto wie jak to wyjdzie? No i potem Silny powinien ich wysadzić i pojechać dalej. To może cię minąć. - Aaron zgodził się na taki plan. Zastanawiał się nad tym przez chwilę ale nie widział żadnych przeciwksazań.

- A ten garbus to Strupas. I nie wiem czy można powiedzieć, że ich sobie ot tak przywozi do miasta. Raczej nie. To pierwszy raz chyba. Bywa tam u nich a ostatnio zorganizwaliśmy im wysyłkę prowiantu bo tam już bieda aż piszczy. Śnieg i skały zostały do jedzenia. No niewesoło. A szef mówi, że to nasi sojusznicy i trzeba im pomóc. No to zorganizowaliśmy ten prowiant, właściwie to Karlik. No a Strupas go zawiózł do nich. Ale co z tą koźlonogą wyszło, że ją przywiózł to nie wiem. Niezbyt się tym interesowałem. - przyznał swoim flegmatycznym tonem gdy tak szli przez uśpione miasto.

- Tak… mają podjechać z twojej strony, ale musimy być przygotowani na różne ewentualności, prawda? Nasz plan jest złożony i potencjalnie jest wiele elementów które mogą pójść nie tak - Joachim użył swojej laski by odsunąć z drogi grudkę śniegu.
- Oczywiście musimy przygotować sobie sposób przesyłania sygnałów, może jeden że idą nasi a drugi, że zbliża się jakieś niebezpieczeństwo…
- A ten Strupas tak w ogóle to czym się zajmuje na co dzień?

- A cholera go wie szczerze mówiąc. Pewnie gnije i śmierdzi. Żebrakiem jest czy co. - drugi z magistrów wydawał się niekoniecznie być najlepszym przyjacielem garbusa bo chyba za bardzo się nim nie interesował. Zresztą aparycja i zapach Strupasa skłaniała do trzymania dystansu w stosunku do niego.

- No tak, sygnały. Musimy jakieś wymyślić. - nad przyszłą komunikacją za pomocą gestów kudłacz zastanawiał się dużo bardziej niż nad garbusem co miał jutro poszerzać wejście między kanałami a kazamatami.

- Może zdjęcie czapki i przeczesanie głowy palcami. Znaczy, że jadą. Tak normalnie, jak powinni. To chyba powinno być widać nawet z daleka. Ale trzeba będzie jeszcze w dzień tam pójść i sprawdzić. - po chwili zastanowienia wymyślił jakiś w miarę prosty sygnał na oznaczenie jednej z możliwych sytuacji. Spojrzał w bok na idącego obok kolegę aby sprawdzić co ten na to.

- Tylko czy cały czas będziemy się widzieć? Myślałem też o jakiś sygnałach dźwiękowych, na przykład odgłosy ptaków albo uderzenie pioruna… - zadumał się Astromanta.

- Ptaki to bez przerwy skrzeczą, zwłaszcza mewy. A grom no to z kolei za bardzo rzuca się w oczy. To musi być coś jak z tą czapką. Coś niezawodnego i prostego. - Aaron pokręcił głową na znak, że nie bardzo mu się widzą takie pomysły o jakich mówił kolega.

- No dobrze… Joachim z nutą niechęci przyznał koledze rację. Nie lubił się mylić.
- W takim razie zdjęcie czapki, że idą nasi zgodnie z planem, a na przykład rozkasłanie się na znak że zbliża się niebezpieczeństwo? Albo możemy zacząć coś jeść jako jeden ze znaków, to nie powinno budzić niepokoju…

- Kaszel to raczej nie będzie słychać. To by nas z kilka domów dzieliło. A i przypadkowo można zakasłać wcale nie jako sygnał. - drugi z magistrów nieco machinalnie podrapał się po swojej rozczochranej brodzie zastanawiając się nad kolejną propozycją kolegi.

- A umiesz gwizdać? Głośno, na palcach. Bo ja umiem to jakby był jakiś feler z ich powrotem, mieliby ogon na karku to mógłbym gwizdnąć. Ale jakby na ciebie trafiło to też byś musiał. Umiesz? - zapytał się dalej myśląc jak tu by można się umówić na te kilka sygnałów aby dało się je z planowanej odległości dostrzec wzajemnie i by nie myliły się z otoczeniem i codziennymi, często przypadkowymi gestami.

- Gwizdać - zamyślił się Joachim - tak, oczywiście że umiem - mogę też użyć magii by stworzyć dowolny znany mi dźwięk, pewnie znasz też to zaklęcie? - podniósł do góry brew przyglądając się koledze. Więc tak, możemy użyć gwizdu.

- Mocy bym wolał w to nie mieszać. - powiedział krótko zarośnięty magister idąc dalej ciemnymi, wymarłymi ulicami. Śnieg wciąż skrzypiał pod ich butami ale noc była cicha i spokojna. - To jak umiesz gwizdać no to można coś zagwizdać. Dwa krótkie, że mają ogon albo ogólnie coś będzie nie tak. To od tych krzyżówek do “Koguta” to już dość mało czasu jak ktoś by jechał saniami. - zastanawiał się na głos.

- Brzmi dobrze, to w takim razie mamy te podstawowe sygnały ustalone - odparł z ziewnięciem Joachim. Był zmęczony, na szczęście nie miał już daleko do domostwa van Hansenów.


************************************************** ***********

Festag; ranek; rezydencja van Hansenów


Dziękuje za troskę Lady - młody czarodziej odparł siląc się na uśmiech, chociaż tak naprawdę to pytanie co robił do późna było dla niego niewygodne.

- Przyznam, że zwiedzałem miasto i na moment się zgubiłem, ale patrząc na gwiazdy odnalazłem drogę. Wasza gościna jest mi bardzo miła, ale nie chciałbym jej nadużywać, więc rozglądam się za domostwem, gdzie mógłbym w spokoju prowadzić badania, chociaż oczywiście mam nadzieję, że będziemy dalej się widywać.
Poza tym opracowuje plan, żeby rozwiązać sprawę syreny, co do której dowiedziałem się już, że istnieje naprawdę - dodał.

- Zgubiłeś się? No tak, tu tyle pustych budynków w naszym mieście i ulic tak samo. Łatwo się pogubić. Zwłaszcza po ciemku. Ale dobrze, że jednak znalazłeś drogę powrotną, cieszę się, że nic ci się nie stało Joachimie. Spójrz Mikaelu jaki obrotny młodzieniec, znalazł drogę dzięki gwiazdom. - milady von Hansen była bardzo życzliwie nastawiona do młodzieńca. Okazała zrozumienie i troskę a nawet pochwaliła go przed mężem.

- Oczywiście kochanie. I dobra robota młodzieńcze, przykro by nam było gdyby rano znaleziono twoje zamarznięte zwłoki. - pan rodu i domu zgodził się ze swoją żoną i pozwolił sobie na nieco rubaszny ton.

- A co wyszło z tą syreną? Bo Froya już mi mówiła, że wpadłeś na jakiś obiecujący trop. A widziałeś może to wodne stworzenie? - zapytała zaciekawiona sprawą syreny jaką zajął się młody astrolog.

- Nie widziałem, ale słyszałem. Wyprawiłem się na jej poszukiwanie z pewnym rybakiem, prowadziliśmy poszukiwania już drugi dzień, kiedy nagle usłyszeliśmy zwodniczy głos. Był to nieludzko piękny śpiew, nie słyszałem nigdy czegoś podobnego. Dzięki mojej treningowi zdołałem się oprzeć, ale dwóch moich towarzyszy zaczęło szaleńczo płynąć w samo serce Wrakowiska…. - Joachim zaczął opowiadać o swoim przeżyciu, stwierdzając, że odrobina teatralności nie zaszkodzi.

- Oj to musiało być straszne! - milady zamrugała powiekami gdy dała się ponieść tej opowieści i słuchała jej z prawdziwą przyjemnością i ekscytacją.

- Cóż kawalerze, jeśli już złapałeś trop i wiesz gdzie szukać tej wodnej zwodzicielki to chyba już powinno być z górki. Życzę ci powodzenia, mam nadzieję, że ci się uda. Przydałoby się aby te zaginięcia się wreszcie skończyły. - pan van Hansen pokiwał głową i chociaż wydawał się bardziej opanowany od swojej żony to też okazywał życzliwość temu przedsięwzięciu.

- Dziękuje za dobre słowa Lordzie, teraz główny problem to wywabienie tej istoty, ale mam pewien pomysł…, mam nadzieję, że w ciągu kilku dni problem uda się rozwiązać. Ciekawe, skąd taka mityczna istota tutaj się wzięła - skinął głową, po czym napił się rozgrzewającego naparu.

- No ciekawe. Masz jakąś teorię? - pan von Hansen zaciekawił się takim pomysłem i spojrzał z zainteresowaniem na Joachima.

- Jeszcze na tym pracuje, ale myślę że odpowiedź może kryć się w historii tego miasta, podobno kiedyś tu spotykano takie istoty… - czarodziej spojrzał z ciekawością na rozmówcę, zastanawiając czy może on kojarzy jakieś podania. W przeciwnym wypadku będzie musiał poszukać w księgach.

- Na mnie nie patrz młodzieńcze, mnie zawsze interesowała bardziej teraźniejszość i przyszłość niż przeszłość. Ale jak na warunki krajowe to to miasto jest dość młode. Nie ma nawet stu lat. Więc raczej nie spodziewałbym się jakoś strasznie starych historii z tych okolic. Wcześniej była tu tylko zabita dechami wioska rybacka. Dzisiaj to jest to Olde Emskrank, w sercu wschodniego wybrzeża. Resztę miasta wzniesiono od zera. - herr van Hansen przyznał, że z legendami o okolicy nie jest za pan brat. Aczkolwiek zwrócił uwagę na niezbyt stary wiek miasta. Może stare ono było ludzką miarą bo już drugie pokolenie mogło je traktować jak swój dom rodzinny ale w skali stuleci czy tysiącleci jakie miały na karku co niektóre imperialne miasta to było miejskie pisklę.

- Dziękuje, więc jeśli są jakieś historie na temat syren, to pewnie z czasów Olde Emskrank, sprawdzę to - Joachim skinął głową, zastanawiając się czy to dobry trop. Pewnie mógł zadać to pytanie podczas swoich obserwacji astrologicznych.

- A powiedz mi Joachimie czym się właściwie zajmowałeś w Altdorfie? Czemu wybrałeś akurat nasze skromne miasto a nie jakieś większe czy po prostu inne? - zagaił Herr von Hansen patrząc z uprzejmym zaciekawieniem na młodszego mężczyznę.

-W Altdorfie zajmowałem się naturalnie nauką w Kolegium i studiowaniem astrologii, było to dość absorbujące - Młody astromanta wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.

-Zaś co do wyboru Emskrank - w większych miast zwykle są już przedstawiciele Kolegiów, a tutaj był wakat. A że jest to miasto nadmorskie i na pograniczu, dzieje się tu sporo interesujących rzeczy - odparł zasadniczo prawie zgodnie z prawdą.


************************************************** ************************************************** ************

Kiedy rozmowa zeszła na temat planowanego polowania na trolla, zdecydował się do niej wtrącić:

- Trolle to wedle mojej wiedzy niebezpieczne bestie. Może mógłbym przyłączyć się do polowania? Myślę, że moje talenty mogą się przydać - zaproponował.

- A znasz się na polowaniu? Co już udało ci się upolować? - Froya była wyraźnie zaskoczona propozycją jaka padła bo obdarzyła ciemnowłosego magistra długim spojrzeniem od góry do dołu jakby próbowała oszacować jego walory bojowe.

- I nie wiadomo czy to będzie troll. Zobaczymy co się trafi. Może tylko odyniec, jakiś młody i niezbyt wyrośnięty. - dodała szybko nie chcąc drażnić rodzicielki którą wyraźnie denerwowały takie niebezpieczne eskapady córki.

- Muszę przyznać że tę dziedzinę znam bardziej z teorii niż praktyki, ale chętnie bym zobaczył na własne oczy. Poza tym jeśli pojawiłby się troll, mógłbym na przykład próbować spopielić go błyskawicą. - Joachim odrobinę się speszył, ale stwierdził, że nie było co udawać, że miał doświadczenie, którego nie posiadał.

- Błyskawicą? To tak jakby strzelać z łuku albo arkebuza do zwierzyny. Żadna satysfakcja. Przynajmniej dla mnie. Polowania bez rohatyny czy topora to nie liczę. - Froya machnęła pogardliwie ręką na tych co polują w tak pośredni sposób i wydawała się mieć bardzo sprecyzowane poglądy w tej sprawie.

- Niemniej młoda damo jednak i w ten sposób polowania jest całkiem popularny i potrafi przynieść niezłe trofea. A jak ktoś dopiero zaczyna w tym rzemiośle to chyba nawet lepiej aby się nie porywał z miejsca na jakieś tury i odyńce. Prawda? - ojciec młodej damy pozwolił sobie wtrącić do rozmowy jakby chciał jej dać do zrozumienia, że się zagalopowała w tych swoich poglądach. Froya skrzywiła przez chwilę swój zgrabny nosek po czym skinęła lekko ojcu głową.

- No ale jeśli chcesz to możesz nam towarzyszyć. Umiesz jeździć konno? - zwróciła się do młodego magistra pytając o kolejny detal związany z polowaniem.

Czarodziej patrzył zaintrygowany na reakcję Freyi, która nie była raczej typowa dla szlachetnie urodzonych dam. Najwyraźniej ujawnila się w niej krew norsemeńskich przodków…
- Dziękuje, oczywiście jako nowicjusz nie będę ingerował w sprawdzone metody łowów, ale jakby była potrzeba to służę wszelką pomocą. A tak, jeździć konno na szczęście umiem - odparł dyplomatycznie. Zgodnie z poradą Starszego, chciał opuścić dom Van Hansenów w jak najlepszych relacjach z nimi.

- Dobrze. To nie trzeba będzie cię pakować w sanie tylko będziesz mógł jechać z nami. - zgodziła się blond piękność kiwając głową jakby uważała to za minimum umiejętności potrzebnych chociaż do towarzyszenia w polowaniu z siodła.

- Dziękuje. Jeśli chodzi o termin, Backertag na przykład by mi pasował, nie mam jeszcze żadnych planów na ten dzień.- Joachim skinął głową w prawie ukłonie.

- Będę miała na uwadze. Ale decyduje głównie pogoda i przygotowania. Dzień, dwa, może trzy i powinny być skończone. A wtedy jak będzie ładna pogoda to ruszamy. Może w Backertag. A może wcześniej. Albo później. - głos młodej blondynki brzmiał dostojnie i spokojnie ale jakby nieco się ochłodził.

- A teraz wybaczcie ale najadłam się. Idę się przygotować do wizyty w świątyni. - Froya wytarła usta chusteczką, odłożyła tą co miała na kolanach po czym wstała, dygnęła grzecznie rodzicom jak na dobrą damę i córkę wypadało, skłoniła się lekko Joachimowi po czym ruszyła do wyjścia z jadalni.

- No tak, na nas też już pora. Trzeba się jeszcze przebrać aby wyglądać odpowiednio. Udasz się z nami Joachimie czy masz może inne plany? - ojciec właściwie poparł decyzję córki i też był gotów zakończyć to śniadanie. Pora zbliżała się w sam raz aby zacząć szykować się do drogi na mszę.
- Oczywiście, udam się na mszę, łaska Mananna jest nam potrzebna. - Odparł czarodziej, choć naprawdę łaski innego patrona szukał.


************************************************** *****

Po mszy Joachim planował spytać kapłana Mananna czy świątynia ma jakieś informacje na temat syren (było to w końcu morskie stworzenie), może przechowują jakieś relacje marynarzy lub rybaków na temat spotkań z nią?

Wieczorem zaś planował zająć się obserwacją astrologiczną i studiowaniem ksiąg. Miał zamiar zadać gwiazdom pytanie czy plan z wywabieniem syreny za pomocą śpiewaka rokuje powodzeniem.

 
Lord Melkor jest offline