Było coś hipnotyzującego w tym pościgu pustym korytarzem.
Czas zakrzywił się, a potem zniknął całkowicie. Była tylko ona i atletycznie wyrzeźbiona sylwetka porucznika Th'riakrira. Potem zniknął też korytarz , zastąpiony przez lodowy kanion. Biegli, w zwolnionym tempie, jakby niesieni przez lodowaty wiatr. Nie miało znaczenia, dokąd ani skąd, liczył się tylko bieg. Wizja była upajająca i Ta’nar chętnie by w niej pozostała, na dłużej, może nawet na zawsze. Nie udało się jej jednak – coś trzasnęło, jak pękający lód, ściany kanionu zniknęły, zastąpione stalowymi grodziami a czas wrócił z nieprzyjemnym zgrzytem. Zatrzymała się i rozejrzała dookoła.
Dan zbierał się z podłogi, obok leżał Malrof. Szef ochrony coś meldował, wyprężony jak statua. Ta’nar przecisnęła się między nim a ścianą, zadbawszy aby – przypadkowo oczywiście – obetrzeć się o kawałek stalowych mięśni.
- Leż – powiedziała stanowczo do Dana. Klęknęła obok, tak, żeby mógł ją zobaczyć. – Straciłeś przytomność. Zaraz będzie zespół medyczny.
Wyciągnęła swój trikoder i przeskanowała kolegę. - Coś cię boli? Pamiętasz, co się stało?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |