21-01-2022, 21:52
|
#237 |
|
Kiedy ich grupa opuszczała obozowisko, Bertrand z szacunkiem przyjrzał się świeżo wniesionemu pasągowi Myrmidii, który prezentował się naprawdę dobrze biorąc pod uwagę jak szybko i w jakich warunkach został wzniesiony. Odmówił nawet krótką modlitwę. W Bretonii dominował kult Pani Jeziora, lecz we włościach rodu de Truville silne były wpływy estalijskiej kultury, gdzie Myrmidia była ważnym bóstwem. Poprosił więc Bitewną Panią o łaskę w nadchodzących starciach.
- Dziękuje braciszku, że mnie zabrałeś! Bardzo chciałabym zobaczyć te ruiny! - odparła Isabella, ubrana w strój podróżny odsłaniający większość nóg, taki który pewnie wywołałby zawał serca u jej matki. Na plecach miała łuk, z którym ostatnio dużo ćwiczyła. Tym razem tak go męczyła, że się ugiął, w końcu w obozie też mogło się coś stać, a tak przynajmniej będzie blisko.... wziął też ze sobą piątkę swoich gwardzistów wraz z wiernym Emilio, tych którzy byli najmniej zmęczeni i ranni po wyprawie na pteradony.
- Tak i mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Uważaj jak będziemy w ruinach i trzymaj się mnie...- westchnął, stwierdzając, że chyba jednak lepsze te ruiny niż podziemne tunele prowadzące nie wiadomo dokąd. Szkoda, że Amazonki ich nie znały ani nie mógł z nimi pójść żaden krasnolud. Tutaj przynajmniej mieli niebo nad głową.
************************************************** **********
W ruinach przyglądał się dziwacznym rzeźbom z mieszaniną fascynacji i niepokoju. Przynajmniej wyjaśniło się, że szkielety są dziełem Amazonek.
- Jeśli porwali w niewolę wasze siostry, to dobrze zrobiłyście rozprawiając się z nimi - odezwał się do Majo i Kary kiedy usłyszał tę historię.
Spojrzał na tajemniczą i intrygującą Vivian, zachwyconą tym miejscem bez reszty. Jej krajan zaś zalecał ostrożność...ciekawe, podobno ta dwójka Sylvańczyków się nie znała.
- Myślisz że jest tutaj coś cennego co możemy wziąć ze sobą? - powiedział cicho do Vivian, stając obok niej.
Potem pojawiła się Kara z wieścią o palącym się na jednym z budynków ognisku. I kilka osób zgłosiło się do zwiadu.
- Poczekajcie! - odezwał się stanowczo, trzymając w jednej ręce rodowy rapier a w drugiej topór wodza Norsemenów. De Rivera nie wyznaczył formalnie dowódcy tej wyprawy, ale on się najlepiej nadawał.
- Nie idźmy wszyscy na raz, im mniejsza grupa tym będzie łatwiej podejść niepostrzeżenie. Niech kilkoro z nas pójdzie sprawdzić z kim mamy do czynienia, kto się tutaj najlepiej skrada? Majo, Kara, Zoja, ty też Carstenie? Pozostali niech zajmą dobre miejsca do obserwacji albo ich ubezpieczają. - zaproponował. Sam wolał nie iść tym razem na przodzie, co wynikało głównie z tego że chciał mieć na oku siostrę.
|
| |