Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2022, 09:32   #85
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację

Krzyczała a świat pękał.
Krzyczała a prawdy różnych przestrzeni na siebie się nakładały.

Śpiewała a świat dookoła niej rozpękł się jak tafla lodu jezioro skuwająca i gruchnęła w toń. Tam gdzie nie było już świata, nie było drzew i zimnej ziemi pod stopami. Nie było czasu, nie było przestrzeni. Ni góry i dołu, ni północy i południa. Opadły wszystkie płatki z róży wiatrów. Nie było niczego, ku czemu mogłaby dążyć. Wieczność spadała i ułamek sekundy jednocześnie.

Nie było niczego oprócz niej.

Tonęła w sobie samej zadziwiona pustką, która się w niej kryła. Nie smolista czerń, jak wtedy, gdy okrwawione palce przyłożyła do twarzy Animura, gdy czerwonymi od krwi ustami pocałowała jego powieki, ale otchłań bez granic. Wielkie nic, co formę przybrało.





Wkoło niej jeno ciemność najmroczniejsza, a pod nią czeluść nieskończoności. Kaytulowa jaźń, co zza granicy trójświata wychynęła, by jego istnienie zainicjować teraz na nią spoglądała i zjednoczyć się z nią chciała. Jak buhaj jurny samicy młodej pożąda, tak nicość absolutna ją posiąść pragnęła.

Zapulsowały serca. Zapulsowło w niej pragnienie. Zapulsowała ciekawość nienasycona. Wszechpustka przyciągała ją jak siła przykuwająca wszystko do ziemi. Przedwieczna. Wszechogarniająca. Pochodząca spoza znanego jej świata. Kaytul chciał jej, jak niemożliwy do pojęcia głód jedzenia pragnie. Nawet jeśli Wrona ledwie okruchem była, drobiną znaczenia pozbawioną, która nigdy wypełnić go nie zdoła. Ale była, istniała, można było ją pochłonąć. A ona mogła się zatracić.

Ale była Wroną.
Czym była Wrona bez świata, który przemierzać może?

Nie tego chciała. Nigdy tego. Krzyknęła ponownie całą sobą, tym co z niej pozostało, stawiając opór tej pustce, wypełnić ją po swojemu próbując. Dźwiękiem. Ciepłem. Biciem serc. Nigdy nie chciała zatracenia w czymś potężniejszym od siebie. Nigdy bycia kroplą, która znika w rzęsistym deszczu, która wpada w jezioro i rozpoznać się już jej nie da.

Czym byłaby Wrona bez granic, które ją określały?
Niczym.

Nie tego pragnęła, ale ścieżek, które otwierały się pod stopami, linii ciała, do którego swoje ciało przytulić mogła, które ustami i dłońmi mogła wykreślić. Drugiego serca bijącego pod jej palcami, krwi tętniącej za granicą skóry.

Nie tego.
Nigdy tego.




Świetlistość złocista niespodziewanie na nią spłynęła. Poblask, któren z ostatniej krztynki materii pochodził, jej się objawił. W obliczu tym promieniującym mocą, miraż niezwykły Wrona dojrzała. Na nim to, niczem na linie co to się ją topielcowi rzuca, całe swe jestestwo skupiła. Kryształowy nimb wezbrał i jakby spęczniał. W krzywiznach marblitu cztery powidoki dostrzegła. Wszystkie one naraz się ukazały i przenikały się niczem tancerze w barwnym korowodzie, jak słońce przeświecające przez szarpane wiatrem, jesienne liście.

Wpierw ścieżynę w puszczy ciemnej i dusznej dojrzała. Korowód cieni owym duktem podążał, a wraz z nim, śmierci i obleśnej jurności fetor. Czuła go już wcześniej. Nad Baktygula martwym ciałem. Nad Animura ciałem starczym. Nie tym była. Nie tego chciała. Nie to było liną, której pragnęła się schwycić. Nie to było prawdą w jej świecie. To było tylko echo, bród co się do triskelionu podczas rytuału przylepił, co podczas Otoki ruchy stracharza przedrzeźniał swoją własną magię splatając.

Zaraz łęg podmokły w oparach mlecznych skąpany przed oczy jej jaźni wypłynął. Jazgot straszliwy stamtąd się dobywał, jakoby kto stado gymroków rzezał. Inna pieśń: śmierci, walki. Tak musiały śpiewać kości Trójokiego, pomyślała, odwracając się i od tego powidoku. Nie chciała łączyć się z nim bardziej niż już połączona była. Zawahała się jednak w pół ruchu, w pół myśli. Bo znała go już. Wejrzała przecież w niego, znała każdą zmarszczkę na jego ciele, rozpoznawała zarys jego myśli. Nie chciała jednak walczyć, nie chciała toczyć jego walk. Nie chciała zawdzięczać mu z tej pustki wyrwania. Nie jemu. Nie staruchowi przeklętemu. Nawet jeśli bliski się zdawał. Jeśli znanym złem był.

I nagle kolejny obraz chaosu barwnego się wyrodził. Pysk turkusowy oczami wielkimi na nią spoglądał i jakby wessać duszę jej kciał. Nie. Nie miała zamiaru tonąć w tych ślepiach nieludzkich, w pysku jak w krzywym zwierciadle wykrzywionym. Nie chciała ku zwierzęciu, ku potworowi się schylać.

Była Wroną, powtarzała z uporem.
Nie grzechotem cudzych kości. Nie zwierzęciem, co granicę człowieczeństwa przekroczył. Nie cieniem, który żyje tylko dla zaspokojenia swych żądz.

Na ostatku lico znajome za woalem skryte dostrzegła. Coś ją w samym środku zapiekło, kędy tylko nań oko zwróciła. Bliska jej się ta zatajona istota zdawała, aleć nijak pojąć nie mogła li to prawda i serca prawdę jej szepcą, li to mara kolejna, co na zatracenia ją wiedzie.

Znieruchomiały serca, gdy gorąc rozlał się po jej wnętrzu jakby żarem rozpalonym ktoś ją wypełnił. A Wrona znała się z bólem coraz lepiej, rozpoznawała go jako swój. To było jej, ta bliskość bolesna i tylko jedno mogła nosić imię. Serca wiedziały.

To był jej ból.
I za tym bólem poszła.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline