Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2022, 22:37   #238
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2525.XII.33 mkt; południe

Czas: 2525.XII.33 mkt; południe
Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, nadrzeczne ruiny
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, powiew, gorąco



Zwiadowcy



- No to powodzenia. Jak zaczniecie się wydzierać to i tak do was lecimy. - na pożegnanie kapitan imperialnych najemników rzuciła życzliwie jakby chciała im dodać otuchy.

- Uważajcie na siebie. I miejcie oczy szeroko otwarte. To miejsce musiało paść ofiarą jakiejś strasznej katastrofy nienaturalnego pochodzenia. Ma dziwną aurę jaka przyprawia mnie o dreszcze. - imperialna milady o czarno - czerwonych włosach nie wtrącała się w dyskusję dowódców a gdy się zdecydowali co robić dalej no to dostosowała się do ich decyzji zostając na miejscu. Jednak też życzyła powodzenia czwórce zwiadowców. Wcześniej przyjęła pogodnie słowa czarnowłosego porucznika o niezbyt dobrze ulokowanej fascynacji. - Oh, to pewnie byli ci co przybyli tu po złoto i łupy. - machnęła dłonią jakby uważała, że ona sama jest wolna od takich zachcianek.

- Oj tak, ja mam łuk to jakbyście potrzebowali to mogę strzelać. - siostra Bertranda też dorzuciła coś od siebie. A potem Carsten i Zoja ruszyli za dwójką Amazonek. Znów pierwsza szła Kara. W końcu to ona wiedziała gdzie widziała to ognisko. Za nią niejako w roli pośrednika podążała Majo. A za nimi dwójka przybyszy zza oceanu.

Jak się zorientował Sylwańczyk teren raczej sprzyjał skrytemu podchodzeniu ale jednak miał też swoje nieprzyjemne momenty. Sprzyjał bo te stare ruiny od dawna musiały być porośnięte drzewami, młodnikiem, mchem, paprociami, krzakami, pnączami czyli po prostu dżunglą. Więc jak nie jakiś pień to stara, kamienna ściana dawały kryjówkę. Z drugiej w tych krzakach i korzeniach łatwo można było stąpnąć na jakąś przegniłą gałąź albo kamień co wydawał się na oko stabilny potrafił się osunąć spod nogi.

Szli w milczeniu starając się podążać za ozdobionymi egzotycznymi malunkami i tatuażami plecami dwójki tubylczych wojowniczek. Te wydawały się wiedzieć co robią i dokąd idą. Skradały się jak koty. A Zoja zdawała się im w niczym nie ustępować. Carstenowi szło trochę gorzej ale przy tak sprzyjającym terenie radził sobie całkiem nieźle. W pewnym momencie najpierw Kara a potem Majo zatrzymały się. Tłumaczka wezwała ich oboje gestem. Jak podeszli pokazała włócznią przed siebie. Tam, kilkadziesiąt kroków dalej, widać było piramidę. Właściwie to jej górę co wystawała ponad okoliczne krzaki, drzewa i pomniejsze ruiny. Ale w przeciwieństwie do nich w pudełkowatej budowli na szczycie widać było blask ognia. Ktoś tam musiał palić ognisko albo przynajmniej pochodnię.



https://st4.depositphotos.com/100636...ples-tikal.jpg


~ Niedobrze. Stromo. Nie wiadomo ilu ich jest. I kto to. Ale jak są na górze to wystarczy jak jest paru i mogą nas wystrzelać z góry jak kaczki. ~ stwierdziła szeptem Kislevitka gdy już napatrzyła się na te widoczny front budowli. Rozmiarami nie umywała się do tej wielkiej piramidy zajętą obecnie przez jaszczuroludzi. Może do tych mniejszych a może była jeszcze mniejsza. Ale dość stroma. Ktoś kto by był na jej szczycie miałby niezłą pozycję do obrony. Trudno byłoby wspinać się po tych schodach, zwłaszcza jakby były pod ostrzałem a na szczycie czekali obrońcy.

~ Jakby to była noc to można by spróbować jakoś po tych ścianach wejść. Ale w dzień to nie wiem… Majo tymi ścianami to się da wejść na górę? ~ blondynka zastanawiała się co i jak tu by można teraz działać.

~ Raczej tak. Ale trzeba uważać. Kamienie są stare. Mogą odpaść. ~ tłumaczka królowej Aldery też się wahała co tu dalej zrobić. Te ściany piramidy, porośnięte drzewami, kłączami, obsypane ziemią wydawały się być możliwe do sforsowania co dawało by inną drogę podejścia niż tak otwarcie schodami. Ale też było ryzyko, że się odpadnie razem z kruchym kawałkiem ściany, gałęzi czy choćby zaalarmuje tych co palą ognisko. Obserwowali tak chwilę i kobiety zastanawiały się czy nie spróbować podejść bliżej piramidy albo obejść aby zobaczyć jak wygląda z drugiej strony gdy przerwały bo dało się dostrzec ruch na szczycie.

~ To człowiek! ~ sapnęła zaskoczona Glebova bo zza załomu kanciastego budynku niespodziewanie wyszła jakaś postać. Co prawda nie było widać wszystkich detali ale biała koszula wydawała się wskazywać na to, że pochodzi zza oceanu. W końcu Amazonki, Pigmeje i jaszczury takich nie używały. A do żadnej z tych nacji nie mógł należeć. Człowiek szedł spacerowym, leniwym krokiem jaki preferowali strażnicy i dozorcy na całym widocznie świecie. Ale w rękach trzymał kuszę. Też leniwie opuszczoną więc chyba nie spodziewał się kłopotów. No ale miał ją w rękach. A u pasa jakąś szablę albo kordelas.

~ Nie powinno go tu być. To złe miejsce. Przeklęte. Lepiej je omijać. ~ Majo zdawała się żywić obawy co do tego miejsca i wcale tego nie ukrywała.

~ No tak, tak. Ale jak to ludzie to może uda się dogadać? Robimy coś czy wracamy do reszty? ~ Kislevitka pokiwała głową jakby znów zastanawiała się co tu teraz zrobić w tej sytuacji. Bo tłumaczka królowej mówiła trochę jak wielu tubylców w danym zakątku świata o jakichś zabobonach. Prawie wszędzie można było natrafić na coś takiego.

~ Jak pancerna kapitan tu przyjdzie to raczej trudno jej nie usłyszeć. I jej ludzi. ~ odparła Majo przypominając, że jak dobrym szermierzem by kapitan nie była to jednak z dyskretnym poruszaniem się nie miała wiele wspólnego. I sama zdawała sobie z tego sprawę skoro od razu o tym ostrzegła pozostałych.


---


Mecha 46

Skryte podchody

Carsten (ZRĘ) 22+20=42; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+42-35=57 rzut: 12; 57-12=45 > śr.suk = udało się, zwykły suckes

Zoja (ZRĘ) 45+20=65; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+65-35=80; rzut: 24; 80-24=56 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem

Majo (ZRĘ) 45+20+10=75; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+75-35=90; rzut: 37; 90-37=53 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem

Kara (ZRĘ) 45+20+10=75; Strażnik (ZRĘ) 30+5=35; 50+75-35=90; rzut: 27; 90-27=63 > du.suk = udało się, z pewnym zapasem


---





Wsparcie






https://media.istockphoto.com/photos...gLVqCiIrmm4Cw=



- No to poszli. Mam nadzieję, że nic im się nie stanie. Myślicie, że będziemy musieli się bić? - Izabela która od rana tryskała radością i starała się chyba być najukochańszą młodszą siostrą na świecie ciesząc się z tej eskapady na jaką ją zabrał starszy brat teraz spoważniała. I chyba naprawdę niepokoiła się o czwórkę jaka poszła gdzieś tam w głąb ruin których chyba obawiały się same Amazonki. No albo o to co tu mogli trafić.

- Proszę się nie obawiać. Jeśli coś zacznie się dziać to stań za naszymi plecami. - pancerni kapitan Koenig stali w rozluźnionych pozach. Ale z tymi swoimi wielkimi mieczami i ciężkimi pancerzami wyglądali całkiem solidnie. Do tej pory mogli wydawać się zbędni ale teraz jak była groźba, że coś może zacząć się dziać ich widok mógł dodawać otuchy. Kapitan Koenig chyba chciała właśnie to zrobić aby zmniejszyć niepokój Izabeli. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco. Bretonka odpowiedziała jej tym samym i nieco machinalnie zaczęła skubać grot wyjętej strzały. Na razie zostało im czekać na rozwój wypadków.

Majo zaś zanim odeszła wydawała się być zadowolona z tego, że Bertrand okazał zrozumienie dla ich postępowania. Skinęła mu swoją czarną głową na znak aprobaty i podziękowania. Vivian wydawała się chyba jedyną jaką potrafiła zachować spokój graniczący z nonszalancją. Usiadła sobie swobodnie na kamiennym, omszałym bloku i przeglądała swój notatnik jakby chciała sprawdzić jak jej wyszły ostatnie rysunki z ocalałych płaskorzeźb. Koenig i jej gwardziści też zachowywali spokój ale Bertrand potrafił rozpoznać ten charakterystyczny spokój weteranów tuż przed początkiem bitwy. Gdzieś pod tym wierzchnim spokojem w spojrzeniach jakie kierowali w głąb ruin, w przyciszonych rozmowach, w oglądaniu swojej broni dało się rozpoznać napięcie. Izabela zachowywała się natomiast nerwowo jak większość świeżaków przez bitwą. Chyba tylko świadomość własnego nazwiska i spokój pozostałych powstrzymywały ją przed nerwowym oczekiwaniem na to co się stanie. Emilio z kolegą rozglądali się dookoła wypatrując tej strzały jaką miały wypuścić Amazonki w razie kłopotów albo krzyków które by znamionowały ich odkrycie albo i początek walki. Tylko imperialna szlachcianka zdawała się zachowywać jakby była na pikniku w miejskim parku. Siedziała sobie na kamieniu i przeglądała swój notatnik. Miała co prawda rapier u pasa, z całkiem bogatą i zdobioną rękojeścią ale zdawała się nie zwracać na niego uwagi i chyba raczej traktowała go jako symbol swojego statusu niż coś czego miałaby używać.

- To zależy drogi Bertrandzie co uznać za “coś cennego”. - odparła mu z uśmiechem podnosząc na niego głowę. Po czym postukała piórkiem w swój notes. Widział tam jak przerysowała, całkiem udanie, część z płaskorzeźb jakie wcześniej z takim zapałem oglądała. - Ja na pewno wyniosę z tego “coś cennego”. - odparła jakby bawił ją ten dobór słów.

- A co do ciebie i innych to zależy czego szukasz. I kto tu jeszcze jest. Albo co. - w pewnym sensie przyznała się do swojej niewiedzy co do tego czego można się tu spodziewać.

- Myślę, że to miejsce daje wiele możliwości. Jak to mówią Amazonki, jest przeklęte. Ale daje wiele możliwości. Musiałabym je jednak zbadać. Wydaje mi się, że tu musiało się stać coś wielkiego. Jakaś strasznie potężna magia. Wieki i milenia temu. Ale wciąż wypacza to miejsce. I w takie noc jaka będzie jutro może owocować właśnie niecodziennymi zjawiskami przed jakimi ostrzegają Amazonki. Widzę, że nie jesteście obojętni królowej skoro was ostrzegła. - mówiła wznawiając kreślenie rysunków w swoim notesie. Jakby prowadziła towarzyską dyskusję jaką zwykle prowadziły na salonach dobrze urodzeni damy i kawalerowie. Na koniec się uśmiechnęła rozbawiona jakby gest królowej Aldery też ją bawił a może nawet trochę zaskoczył gdy przez dwie swoje wysłanniczki przysłała kapitanowi i reszcie ostrzeżenie.

- Ale nie spodziewałam się żadnych intruzów. - postukała drugim końcem piórka w kartki notesu i popatrzyła zamyślonym wzrokiem gdzieś tam gdzie zniknęła czwórka zwiadowców. I gdzie miało być to ognisko jakie dostrzegła Kara.

- Tak, Amazonki mają rację. To może w Hexennacht stwarzać realne zagrożenie chociaż nieznanej mi jeszcze natury. Prawdopodobnie w tym miejscu bariera między wymiarami jest słabsza na co dzień a w taką noc jeszcze słabsza. Co może skutkować wieloma anomaliami. Niestety nieznanej mi jeszcze natury. Dlatego chciałabym tu zostać aby to zbadać. Zostało jednak mało czasu do tej przeklętej nocy i nie wiem czy uda mi się rozwikłać tą zagadkę na czas. A jeszcze ktoś obcy się tu kręci. - mówiła cicho i spokojnie z zamyślonym spojrzeniem skierowanym gdzieś w głąb dżungli i ruin. Jednak sprawę zdawała się traktować poważnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline